Skocz do zawartości
Nerwica.com

kobieta28

Użytkownik
  • Postów

    65
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez kobieta28

  1. Przeraża mnie jeszcze to, że mogło mnie już nie być... tętniak był w głowie, nie wiem jakim cudem z tego wyszłam... fizycznie praktycznie bez szwanku. Otarłam się o śmierć. Lekarze mówią, że miałam szczęście....
  2. Witam po bardzo długiej przerwie. Nie było mnie na tym forum kilka lat... było dobrze, bardzo dobrze:) wiele rzeczy zrobiłam:) ale w tym roku przeżyłam koszmar. I nerwica wróciła jak bumerang z podwójną siłą... Zawsze najbardziej się obawiałam choroby i przyszła... Pękł mi tętniak w trakcie prowadzenia samochodu, objawy koszmar, nie potrafili mnie zdiagnozować, przez 10 dni cierpiałam potworne bóle, w końcu trafiłam na stół operacyjny, wszystkie czarne myśli, które kiedyś były tylko myślami, nagle stały się rzeczywistością. Od tego czasu minęły ponad 3 mce, nerwica wróciła, trzęsę się na samą myśl o pszyszłości... niestety tętniaka trzeba kontrolować. Pierwsze badanie w styczniu, potem za rok, a potem co dwa lata, jeśli będzie konieczność, to znów trafię na stół... Boję się potwornie, staram się zachowywać normalnie, ale to wszystko mnie przerasta, nie wiem jak ogarnąć w głowie to co się stało. Do tego doszły jeszcze silne bóle somatyczne. Czy jest ktoś kto przeżył ciężką próbę i znów wyszedł na prostą?
  3. Noszila dzięki za informację:) z pewnością będę ją od teraz nosić w torebce przynajmniej na razie:) lekarz mi powiedział, że jest w pełni bezpieczna:) Dziś powróciłam do żywych, co prawda nafaszerowana tabletkami, ale szczęśliwa, na spokojnie pozałatwiałam sprawy, odwiedziłam fryzjera i zrobiłam większe zakupy:) uffff:) Mam małe obawy, że problem wróci jak odstawię nifu i tą reszte tabletek, no ale zobaczymy. Wziełam jeszcze przedwczoraj tą hydrozamine czy jakoś tak się to zwie, normalnie jakbym była naćpana, przespałam większą część dnia i wczoraj całe popołudnie. Dopiero doszłam do siebie dziś. Nigdy nie brałam żadnych leków uspokajających i na NL, wyłącznie terapia i praca nad sobą:) I chyba po nie nigdy nie sięgnę, bo czułam się jakbym była w innym wymiarze:) Dzięki dziewczyny za rady:) Pozdrawiam:) -- 18 gru 2014, 11:35 -- Jestem po kolonoskopi i powiem Wam, że MASAKRA!! dobrze, że nie wiedziałam jak to wygląda, bo bym chyba stamtąd zwiała! Już samo przygotowanie jest trudne, wypić kilka litrów niedobrego płynu.... normalnie jeszcze łyk i bym wszystko zwymiotowała... do tego głód daje w d... na samo badanie szłam z mamą, bo musi być os towarzysząca. Wchodzę, a tam ledwo przytomny chłopak siedzi w poczekalni, naćpali go lekami a badania i tak nie zrobili, bo za bardzo go bolało.... więc wyobraźcie sobie moje przerażenie.... musiałam jeszcze czekać jakieś 30 min... porażka... w końcu weszłam, dwa zastrzyki i zaczęło się, ale nie byłam za b otępiała. Ból był straszliwy... do tego pobierali mi jakieś próbki do badań jak zobaczyłam te długie druty wpychane czy co to było to masakra... po badaniu słabo, niedobrze... położyli mnie na jakieś łóżko po pięciu min przeszło i wróciłam do domu. Czułam się ok. Oczywiście dużooo gazów;) Po badaniu nic mnie nie bolało, miałam małe znieczulenie więc nie byłam senna. Ale bolało samo badanie jak cholera! Dzień po badaniu dostałam silnych zawrotów głowy, mdłości. Przeleżałam pół dnia przeszło i dziś w miarę ok. Dobrze, że zrobiłam badania, jednak nie wszystko można zwalić na nerwicę i sraczki przez nią. Najprawdopodobniej mam zapalenie jelita, muszę czekać dwa tygodnie na wyniki badań. Na zaświadczeniu napisali mi, że w esicy (dolny odcinek jelita) nieliczne drobne nadżerki aftowate (jakoś tak). Pobrali do badań hist-pat. lekarz wczoraj tez mi powiedział, że najprawdopodobniej zapalenie jelita. Wiedziałam, że coś jest nie tak, bo takie biegunki nie mogły być tylko na tle nerwowym, z resztą osłabienie itd. Przeszłam kolonoskopie, czuję się lepiej i cieszę się, że przeszłam to badanie i wiem co mi jest! Mimo że lekarz wielokrotnie mi powtarzał, że to na tle nerwowym! i wczoraj przyznał mi rację, że stan zapalny jelita to będzie najprawdopodobniej! To badanie jeszcze mnie wzmocniło, nie ma rzeczy nie do przejścia, a każdy ból da się znieść:) Pozdrawiam ciepło:)
  4. Kosmostrada trochę mnie pocieszyłaś:) też mam nadzieję, że badania wykażą co to za świństwo i wrócę do normalnego funkcjonowania:) Na mnie stoperan nie działa. Nifuroksazyd dość dobrze, ale po kilku godzinach. Jeszcze mi kazał smecte pić teraz, ponoć mogę dziennie przez miesiąc. Stwierdził, że nie jest szkodliwa. Dzięki za wpis mam nadzieję, że okaże się, że to jakieś świństwo się do mnie przyczepiło i też się tego pozbędę. Oby:))))) A powiedzcie mi jeszcze stosujecie jakąś dietę? Czy jecie wszystko? Ja nie potrafię być na diecie, no teraz z konieczności. Ale uwielbiam fast foody i inne śmietnikowe jedzenie. Teraz nie wyobrażam sobie zjeść cokolwiek takiego.
  5. Ozzion jest typowo na jelita i na receptę, ale w moim przypadku w połączeniu z nospą zadziałał super w zeszłym roku. Też mam niestety tak, że dostaję skurczy brzucha, czuję, że muszę do toalety, a tu wielkie nic... ponoś przy nadwrażliwym jelicie tak jest. Nie wiem o co się modlić czy żeby kolonoskopia coś wykazała i dało się to wyleczyć czy, żeby nie było nic....
  6. Powróciłam od lekarza z całą reklamówką leków, świetnie, nie cierpię tyle łykać! Żeby było wesoło szłam na nóżkach do lekarza, bo stwierdziłam, że spacer dobrze mi zrobi ok 2,5 km. Mała walka z myślami i sraczką była, ale nokaut dla sraczki;) choć zaczęłam się stresować przed wizytą i kolejką u lekarza;/ Lekarz powiedział mi, że musimy czekać do kolonoskopii, bo tak mi nic nie zrobi. i tak przepisał mi: Debretin (standardowo od września), Biseptol (nie wiem co to?), nifuroksazyd, dodatkowo smekta. tyle na brzuszek. Poprosiłam o jakieś tabletki uspokajające bo wariuje z tą sraczką;/ Przepisał mi hydroxyzinum. Nie mam pojęcia co to jest bo nigdy nie brałam tego typu leków. I tyle. Powiedział, że tylko tyle może zrobić albo jeśli chcę to wypisze mi skierowanie do szpitala- zrobiłam się blada jak ściana w chwile, tylko nie szpital!!! Nigdy nie leżałam w szpitalu i dla każdego z nas jest to ostatnie miejsce, w którym chce się znaleźć. Tak więc wróciłam nafaszerowałam się tabletkami i czekam na efekt, w głowie mi się lekko kręci, czuję jakbym była jakaś zaćmiona, a więc tabletki uspokajające zaczęły działać. Marto80 ja brałam w zeszłym roku Ozzion 40 mg i nospa forte, obydwie tabletki dwa razy dnia przez miesiąc, lekkostrawna dieta, zero alkoholu i było super. Jedna kupka z rana i spokój:) Mnie też boli tu i ówdzie, dobrze, że nie jestem jedyna:) Nie wiem jeszcze dokładnie mówiąc, jak z tym gównem walczyć, ale nie przestane, póki nie będzie ok, musi być jakiś sposób na tą biegunkę, przecież nie możemy się tak męczyć!!! zwłaszcza jak ktoś nam zajmuje łazienkę rano:)
  7. Marta 80 też po alkoholu jest u mnie rzeźnia;/ W zeszłym miesiącu byłam na weselu, poszło trochę alkoholu, następnego dnia była masakra, miałam wrażenie jakby mi ktoś przecinał brzuch i non stop sraczka, ale najlepsze, że musiałam wracać kilkaset km autobusem, cóż to był za wyczyn;) Rano jak się obudzę, od razu muszę biec do kibla, potem chwila przerwy i za parę minut zaś. Wcześniej nie było aż tak źle, zawsze trzy kupki dziennie, ale na spokojnie, ale od początku listopada jest rzeźnia non stop sraczka i straszny ból brzucha, ciągnę na tabletkach przeciwbiegunkowych, ale dosłownie mówiąc gówno dają:) Biorę magnez, jakiś zestaw witamin, dużo piję, ale jestem mega słaba, nie potrafię się na niczym skupić... obawiam się, że już tak zostanie A to mnie przeraża, bo jak z tym żyć. W zeszłym roku miałam kurację na nadwrażliwe jelito, tabletki super się sprawdziły i było ok przez dłuższy czas. Powiem Wam szczerze, myślałam że nerwica lękowa to jest najgorsze co mnie mogło spotkać w życiu, teraz już wiem, że nie.... bo sraczka zdecydowanie bardziej utrudnia życie. O ile nad stanem umysłowym możemy pracować, to ją trudniej ogarnąć. Marta80 przeraziłaś mnie trochę, że tyle to u Ciebie trwa;( Ale też masz silne bóle brzucha przy tym, coś ala skurcze? Za to pocieszyłaś mnie z kolonoskopią:) Dobra zbieram się i idę dziś do tego lekarza, bo lekko zaczynam panikować, że będę musiała z tym żyć....
  8. Witam wszystkich, po dość długim czasie. Z nerwicą radzę sobie coraz lepiej, w zasadzie nie ma przeszkód nie do pokonania, ale pojawił się nowy problem: biegunka. Zawsze się jej obawiałam, a teraz sprawdza się najczarniejszy scenariusz. Wszystko zaczęło się jakieś dwa miesiące temu. Silne bóle brzucha i biegunka co parę min, pare godz przerwy i znów. Bóle przeszły po tygodniu, biegunka po dwóch. Wróciłam pomału do życia. Praca, zaliczyłam wyjazd na wesele w góry, jadłam, bawiłam się i nic. Ale jakieś trzy tygodnie temu znów zaczęła się biegunka, znów bóle. Tabletki typu stoperan, nifuroksazyd działają po kilkunastu godzinach i dają jedynie chwilową ulgę. I tak się męczę od trzech tygodni. Byłam oczywiście u lekarza, najpierw przepisał Debretin, efektu zero. Dał mi skierowanie na kolonoskopię. Termin 16 grudzień, czyli miesiąc. Świetnie. A przez ten miesiąc chyba wypruję sobie jelita na kiblu. Nerwica nie zamknęła mnie w domu, ale sraczka już tak. Powiedzcie mi czy warto iść jeszcze raz do tego lekarza powiedzieć mu, że mam biegunkę trzeci tydzień, a kolonoskopia za miesiąc? Nie wiem co zrobić....? rezygnuję z życia w tym momencie, ograniczam się do konieczności, cały czas myślę o sraczce i bólu... nerwica znów wchodzi z butami w moje życie... nadchodzą czarne myśli: rak, nieuleczalna choroba, umrę itd. Obawiam się, że te problemy w dużej mierze są związane z nerwicą, która przez wiele lat zdążyła wyrządzić wiele szkód... Mam jeszcze pytanie czy ktoś z Was miał kolonoskopię? Obawiam się tego wkładania do pupy czegoś dziwnego. Będzie ciekawie! Mimo wszystko nie tracę przy tym dobrego humoru, gdy nie boli, a więc terapia poskutkowała i żyłabym spokojnie, gdyby nie sraczka!!! Pozdrawiam i czekam na jakieś rady:) Dzięki:)
  9. Dawno mnie tu nie było. Ale jestem teraz właśnie na etapie szukania pracy i oddam wszystko za to by zadzwonił telefon... Na pewno będzie stres;/ ale kto go nie przezywa...??? Framboisee robisz najgorszą z możliwych rzeczy zamykając sie w domu... Jeśli pójdziesz na 15 czy 20 rozmów, to przy 21 będziesz już wprawiona i bez nerwów. Praca to nic strasznego, stres będzie zawsze i każdy z nas go przeżywa, ale nie każdy demonizuje... Wiesz, kiedyś miałam podobnie non stop zastanawiałam się nad wszystkim czy komuś nie przeszkadzam, nie narzucam się itd. W pewnym momencie uświadomiłam sobie, że niszczę własne życie. Strasznie dużo myślisz i te myśli, które często są błędne kierują Twoim życiem. Skończyłaś studia!!! Jakim cudem? Skoro uważasz, że nie poradzisz sobie w pracy? Jeśli je skończyłaś, to znaczy, że potrafisz żyć z ludźmi i radzić sobie ze stresem! Twoje myśli, że sobie nie poradzisz są błędne! Opieraj się na doświadczeniu!!! Pracowałaś jako kelnerka i dawałaś radę! A jeśli chodzi o Holandię, każdy ma lepsze i gorsze okresy i tyle. Wychodzisz z domu, rozmawiasz z ludźmi, robisz zakupy, wychodzisz do knajpy, zacznij rozszerzać swoje pole działania! A może na początek prosta praca- recepcja, sekretariat, sklep z biżuterią, gdzie rzadko ktoś przychodzi. Ja w pewnym momencie życia, gdy miałam silne lęki pracowałam przez internet, zajmowałam się pisaniem tekstów, mailingiem- co czynię do dziś w ramach hobby, a przy tym coś tam zarobię. Chcę znaleźć stałą pracę, chcę być z ludźmi, bo tylko w taki sposób nie poddajesz się nerwicy. Mogłabym leżeć i nie robić nic, mąż pracuje, więc jestem w dobrej sytuacji. Ale nie chcę!!!!! modlę się o telefon:) TO Framboisee na pewno jesteś fajną, młodą kobietą, do cholery nie daj się!!!!!! To tylko lęk, on Cię nie zabije. Spróbuj się wygłupić, zbłaźnić, pozwól sobie na błędy i nie krytykuj się cały czas, bądź dla siebie dobra! To Twoje życie, chcesz je przeżyć w taki sposób?
  10. Życie samo w sobie jest lekarstwem na nerwice.... kilkanaście miesięcy temu zajrzałam na to forum po raz pierwszy... spanikowana, zamknięta w strachu...napisałam pierwszy i drugi post.... przerażona tym co się dzieje, nie wiedziałam jak będę żyć.... byłam w związku, ale sama, miałam pracę, którą wykonywałam w domu i jeszcze bardziej się zamykałam.... jak patrzę na siebie z tamtego okresu, to widzę kobietę zwiniętą w kłębek, która boi się nawet oddychać.... a dziś.... zaczęłam żyć, podjęłam decyzje, które sprawiły, że jestem innym człowiekiem. Wzięłam ślub, mnóstwo gości i ja w środku tego wszystkiego, wspaniały dzień, a potem podróże i nowa praca. zaczęłam życie na pełnych obrotach, praca, obowiązki domowe, imprezy, czas mijał bardzo szybko i w pewnym momencie zorientowałam się, że ja człowiek, który nie umiał przejechać 20 min autobusem, nagle jedzie 11h autokarem nad morze, jem, pije i nawet nie pomyślałam o aviomarin. nagle jestem niezwykle pozytywną osobą, uwielbiam się śmiać jak kiedyś, wygłupiać, rozmawiam z ludźmi bez lęku...... potrafię się relaksować, zamykam oczy i nie myślę o problemach... co jest grane? teraz to wiem, że lekiem na nerwicę lękową jest samo życie, które doświadcza nas każdego dnia i sprawia, że jesteśmy silniejsi. Trzeba wyjść z domu i pokonywać kolejne progi... samolot, statek, nowa praca, to już mnie nie przeraża, jestem fajną kobietą i mam cudownego człowieka u boku. Przede mną jeszcze dużo pracy, ale jestem szczęśliwa z tego co się udało. Zaobserwowałam również, że jestem bardzo otwartą osobą, wesołą, spontaniczną, kocham życie i chce je przeżyć... Uwierzcie mi byłam na psychicznym dnie, bałam się wszystkiego, dziś pracuję jako handlowiec, rozmawiając z kilkunastoma osobami obcymi dziennie. Co prawda będę zmieniać pracę, ale nie dlatego, że boję się ludzi, ale dlatego, że nie daje mi ta praca satysfakcji, może w innej firmie, ale to niesamowite, gdy po kilku miesiącach pracy, podeszłam do klienta bez jakiegokolwiek poczucia lęku, bez obwiniania się za to że czegoś nie wiem. Pracuję praktycznie z samymi facetami, bo to raczej męska branża, a świetnie się w niej sprawdziłam, ta praca dała mi taką siłę, nauczyła dystansu do siebie i innych:) Przede mną kolejna walka, którą zamierzam wygrać. ostatni lęk jaki został mi do pokonania:) wierzę w to, że nie polegnę bo we mnie jest tyle siły:) chcę jeździć samochodem, mam prawo jazdy, ale nie potrafię się przełamać. Czuję jednak, że ten czas nadchodzi i za chwilę będę ładnie jeździć po nieładnych polskich drogach, a może i zagranicznych?
  11. Na Twoje pytanie: Jak nie bać się rozmawiać z ludźmi odpowiem Ci przewrotnie:) a dlaczego masz się nie bać, skoro cierpisz na nerwicę? To niemożliwe. A myśląc ciągle o tym, że nie chcesz się bać wychodząc do ludzi zaczyna się bezsensowne myślenie... pewnie się obwiniasz, spinasz jeszcze bardziej a nerwica ma fajne podłoże do rozwoju niestety;/ Wiesz ja myślę zupełnie inaczej, ale jestem już po psychoterapii. Nie zabraniam sobie uczuć związanych z lękiem... niech on będzie, staram się go akceptować, nie narzucać sobie jakichś zachowań, ale zachowywać się w taki sposób jak czuję:) od paru miesięcy pracuję z ludźmi po kilkanaście godzin dziennie. I zauważyłam pewną zależność, ze to ode mnie i mojego nastawienia zależy jak rozmowa przebiega. jak nie wymagam od siebie zbyt wiele i na luzie podchodzę do ludzi, to osiągam znacznie więcej:) myślę, że świetnym lekarstwem na nerwicę jest po prostu pozwolić sobie na strach, czarne myśli i wszystkie inne złe emocje. Przynajmniej mnie się lżej żyje i więcej mogę zrobić każdego dnia bez oceniania siebie i innych, bez oczekiwania na atak (jak przyjdzie to przyjdzie), ale z pełnym przyzwoleniem dla swoich zachowań, czasem związanych z lękiem;)
  12. Mam dla was dobre wieści:) kilka wyjazdów w tym roku już za mną:) żyje:) i wiecie co Wam powiem wyjazdy i podróżowanie dają mi jeszcze większą siłę. Pierwszy raz w tym roku leciałam samolotem około sześciu godzin, co więcej najlepsze w tym wszystkim było to, że żadnego ataku w samolocie nie było, a żeby było śmieszniej, to mój facet był bardzo poschizowany a jest w pełni zdrowym człowiekiem:)))) sama byłam w szoku, że było fajnie, na urlopie nie miałam jakichś lęków odnośnie tego, że jestem z dala od domu w obcym kraju itd. A ostatnio kilkugodzinna podróż PKP za mną mnóstwo ludzi, stanie z torbami koło kibla i też nic:) Podróże dają siłę, pozwalają rozluźnić... spróbujcie nie rezygnować, traktując wyjazd jako ćwiczenie i sprawdzenie własnych możliwości:) Po locie samolotem, nurkowaniu na dno oceanu, dwugodzinnej jeździe nad przepaściami (ok 1000-2000 npm), chodzeniu po wysokich górach, kilkugodzinnym rejsie statkiem wiem, że mogę wiele.... czasem nie przychodzi to łatwo, ale staram się nie rezygnować, bo zdrowie nie oznacza bycia wolnym od lęku czy strachu, ale jego akceptację, bo to normalne, że obawiamy się czegoś czego nie znamy... moim sposobem na nerwicę zawsze było robienie tego czego się boję, pokonywanie kolejnych granic, a później to uczucie zwycięstwa i zadowolenia:)))) Trzymam kciuki:) i odczuwajcie lęk jeśli tak musi być na razie i róbcie swoje:)
  13. Witam wszystkich:) dawno mnie tu nie było:) ale problem nadmiernej potliwości jest mi dobrze znany;/ ooo co ja przeżywałam.... wsiadłam do busa, cała mokra w sekunde, to samo w sklepach i innych miejscach publicznych, najgorzej latem i w upały, do perfekcji opanowałam jakie koszulki kupować by nie było widać plan;) aż pewnego dnia pomyślałam: przez to, że się pocę, zamykam sie , uciekam, nie biorę się za różne rzeczy.. czy to pocenie się jest takie straszne???? i pamiętam dzień kiedy wyszłam z domu w największy upał... i nie spociłam się ani grama... a może lepiej by rzec w granicach normalnego człowieka... to było piękne... nie musiałam sie co chwile wycierać... było cudownie i wtedy zrozumiałam, że to ja nakręcam tą spirale;/ i pora z tym skończyć:) i co wam powiem poce sie jeszcze, ale znacznie mniej.... bo przede wszsytkim się tym mniej przejmuje. jasne zdarzaja się sytuacje że zalewa mnie fala potu, ale wtedy myślę, kurde trudno jedni mają cukrzyce a ja nadmiernie sie pocę;p przestaje o tym myśleć i już jest git... nigdy nie poddam się tylko dlatego, że czasem pocę się bardziej niż inni!!!!
  14. ja się czuję zdrowa i nie mam żadnych obaw przed nawrotem, wiem co to jest, jak sobie z tym radzić itd. lubię czasem zajrzeć na forum z sentymentu:))) pamiętam swój pierwszy post, napisany w kompletnej panice;) chorowałam ponad 4 lata, jakoś tak,już tego nie liczę wyszłam z tego nie biorąc leków, bo jestem przeciwnikiem jakichkolwiek psychotropów! oczywiście chodziłam na terapie, "wrzucałam" siebie na głęboką wodę, nie chowałam się, bywało tak, że trzęsłam się tragicznie, głowa odskakiwała mi na wszystkie boki, nie umiałam normalnie mówić, a robiłam to co postanowiłam! opór, odwaga, wiara w siebie i w innych ludzi, świetny psychoterapeuta, który wcale nie głaskał mnie po głowie, a równo opierd... za różne rzeczy;p nawet przerwał terapię na miesiąc! myślę, że spokojnie można z tego wyjść, bo tak jak ktoś napisał wcześniej, wszystko się zmienia, a jak się wychodzi z założenia, że nie da się z tego wyjść, no to rzeczywiście się z tego nie wyjdziesz:( proces wyjścia z tego nie jest łatwy i są ciężkie momenty i może trwać bardzo długo, kwestia indywidualna. gdybyście mnie widzieli jeszcze rok temu, to byłam w tragicznym stanie, a dziś jest dobrze:) WIERZĘ W WAS:)
  15. dawno mnie tu nie było, coraz mniej czasu poświęcam NL, radzę sobie coraz lepiej, nie uciekam, ataki się zdarzają, ale przyjmuję je z pokorą i jako coś normalnego, jedni mają cukrzyce i muszą nauczyć się z nią żyć, a ja mam problemy z lękami. czasem nie jest lekko, ale daję sobie wybór i dzięki temu świadomie podejmuje różne decyzje, jeśli chce skądś wyjść to wychodzę i tyle, zastanawiam się czy chce wrócić czy nie:) zazwyczaj wracam i wiem, że po prostu chce coś zrobić a nie muszę...:)))) czuje się swobodniej, nie obchodzi mnie co inni o mnie myślą, nie wchodzę w ich umysły.... z tego da się wyjść i żyć normalnie:) tylko w to uwierz:) słuchaj siebie i terapeuty, który poprowadzi Cię w odpowiednim kierunku:))))) wiem, że podczas ataku trudno jest uwierzyć w to, że będzie inaczej.. pamiętam jak chodziłam do psychoterapeuty, nie widziałam różnicy, ataki nie mijały, ja byłam coraz bardziej dobita, a wszystko wkoło było takie przerażające... przychodziłam do domu po terapii, płakałam, wyżywałam się na wszystkich, chciałam przerwać...odejść... nie widziałam sensu w niczym, dzwoniący telefon był dla mnie koszmarem... a dziś jestem pełna życia, zmieniam za chwile miejsce zamieszkania i zaczynam kolejny etap w swoim życiu:)))) zyskuję nową rodzinę, chcę urodzić dziecko, wybudować dom i pomagać innym znerwicowanym;) Asiu wiem, że to głupie co teraz napiszę, ale uwierz mi na słowo, nie musisz już tak panicznie bać się przyszłości, bo będzie dobrze!!!! jesteś młodą, fajną, zdolną kobietą, spokojnie dasz sobie radę:)))))) pozdrawiam ciepło:)
  16. kobieta28

    Błagam o pomoc

    Gelo, psychoterapeuta naprawde Ci pomoże, to pierwszy krok do zdrowia, a na początek zacznij wierzyć w to, że z tego wyjdziesz, bo wyjdziesz na pewno:) masz dla kogo żyć:) jak nie masz pieniędzy to korzystaj z poradni nfz, na pocieszenie Ci powiem, że kiedyś też byłam w takim stanie, czułam się sama, niezrozumiana, porzucona, wściekła na wszystko i wszystkich:( ale dałam rade i ty też dasz:) trzymam kciuki:)
  17. Niezależnie od tego czy ktoś cierpi na nerwicę czy nie, są lepsze i gorsze dni, więc na twoim miejscu w chwialach smutku, płaczu nie przypisywałabym wszystkiego nerwicy. to normalne, że raz się smiejemy, a raz jest namm gorzej i w takich chwilach chyba nie warto łączyć tego z nawrotem nerwicy, ja sobie mówie: mam spadek formy i na tym koniec mojego myślenia w tym temacie...wiem to trudne, a czasem niemożliwe, więc gdy przychodzą czarne myśli, pozwalam im być i myśle sobie to tylko myśli a ich nie muszę się bać nie ma żadnego, absolutnie żadnego realnego zagrożenia. bądź dla siebie łagodniejsza... nie obwiniaj się za to, że nie idziesz na zajęcia, nie dręcz się.. najwyżej powtórzysz rok i świat się nie zawali;) też miałam problemy w liceum, nie bede wnikać, a potem wszystko się ułożyło i skończyłam dzienne studia:) wiesz ja ostatnio przyjęłam taka technikę i też bardzo mi pomaga: jestem w miejscu, gdzie jest dużo ludzi itd. pojawia się atak: napływ gorąca, bicie serca, ucieczka... myślę wtedy: kochana moja zastanów się czy chcesz wyjść czy tu zostać, jeśli chces wyjść to wyjdź, nie ma żadnego problemu, możesz to zrobić w każdej chwili.. zazwyczaj ludzie z nl mają coś takieo, że bardzo chcą zostać i bardzo chą uciekać a te dwie rzeczy naraz są niemożliwe... więc może spróbuj iść na uczelnie z myślą wyjde jeśli poczuje, że chce wyjść i tyle i nie obwiniaj się później, nie przemyślaj tego.. uwierz w to, że można wyzdrowieć:)))) naprawde można, jestem najlepszym tego przykładem, nabrałam już tak dużego dystansu do siebie i świata, nie wierzę w to, że wróci, a nawet ja wróci to wiem, że to tyllo nl, nie ma czego się bać:) a jeszcze co do doświadczeń z przeszłości to uwierz, że równie wiele przeszłam:((( u psychologa płakałam a raczej wyłam z rozpaczy, bólu, ojciec zadał mi takie psychiczne rany... ale wychodzę na prostą, jestem szczęśliwa i jak to pisze to też chce mi się płakać, ale ze wzruszenia:) pozdrawiam ciepło i trzymam kciuki:)
  18. Joasiu, ja też tak miałam nadal mam, że nie wiem do końca co zrobić ze swoim życiem...tak jak u Ciebie mnie również wpojono, że studia to normalny etap nauczania....nie było innej opcji...tyle, że ja zaczęłam chorować dopiero w połowie czwartego roku, a więc miałam z górki, a wcześniej podobało mi się na studiach:) wiesz co nie zadręczaj się tym, że nie wiesz co chcesz robić... wiele osób tak ma, daj sobie troszkę, bądź troszkę więcej czasu, nie przejmuj się tym, że czasem nie dasz rady wejść na uczelnię, to nic takiego, wejdziesz jutro, nie zmuszaj się do niczego i daj sobie czas:) trzymam kciuki za Ciebie:)
  19. no niestety ddd doskonale wiem czym jest lęk przed wymiotowaniem, był ze mną wszędzie... w sklepie, w kościele, w autobusie, w pracy....wszystko było ukierunkowane na to żeby się nie zrzygać;/ aż w końcu powiedziałam dość!!!!!!!nie będzie rządził moim życiem i tym gdzie mam pójść i co mam zrobić, teraz mam to w d... najwyżej się zrzygam i kropka!!! już nie zamierzam nad tym rozmyślać!
  20. psycholog to faktycznie pierwszy krok, ale on nie ma cudownych rąk, które nas uleczą...dużo zalezy od nas samych. mnie bardzo pomogło kilka rzeczy w procesie wyprostowania swojego życia i nadal pomagają: pełna akceptacja strachu, lęku i tego jak się zachowuję (kiedy czuję potworny przypływ lęku wtedy myślę, to tylko strach, ale od niego nic mi się nie stanie, jest teraz częścią mnie, bo taka jestem), pozwalam na to, żeby leki były (i faktycznie jest ich mniej, kiedy je powstrzymywałam czułam sie jeszcze bardziej spięta, a kiedy pozwalam i być, są znacznie krócej, lepiej się czuję), rozłączenie lęku od prawdziwego zagrożenia (uświadamiam sobie, że lęk wynika z moich myśli, a realnego zagrożenia nie ma), i NAJWAŻNIEJSZE dla mnie nie krytykowanie siebie!!! cokolwiek bym nie robiła czy nie podejmowała jakiegokolwiek działania obiecuje sobie, że jakkolwiek mi to nie wyjdzie nie będę się krytykować, mieć do siebie pretensji itd i to ostatnie bardzo mi pomaga jak mam coś zrobić podchodzę już do tego z większym spokojem bo wiem, że później ja sama nie będę katować swojej psychiki:) wiem, że to co napisałam to banały, o których ludzie z nl zdają sobie sprawę, ale tak naprawdę dopiero świadome postępowanie w taki sposób daje rezultaty:) pozdrawiam ciepło:)
  21. też miałam ten lęk jechałam w autobusie albo w małym busie w ścisku i liczyłam sekundy, bo myślałam, że już się zrzygam... bleeeee, chciałam krzyczeć z przerażenia, bo już chwilami czułam, że będę rzygać....MASAKRA to była;/ ale skończyłam z tym lękiem wraz z myślą: jak się zrzygam to się zrzygam, wyżej pisała o tym Tifany26:) to naprawde jest sposób:) mam głęboko w dupie czy będę rzygać czy nie... dużo jeżdze busikami a tam mało miejsca czsem dużo ludzi, gorąco itd. (i tak na stojąco np 60 min albo i więcej) i nie mam już z tym większego problemu:) i powiem wam więcej jak mam w dupie rzyganie to jade busem na luzaku i kompletnie nic mi się nie dzieje, powiem wiecej jeszcze coś sobie zjem po drodze...i szczerze czy bym się teraz gdzieś zrzygała to naprawde mam to w dupie:) moja kumpela kiedyś rzygał na środku miasta, miała grypę żołądkową, wyszła z pracy i ją wzięło i na środku ponad 0,5 mln miasta w samym centrum rzygała na wszystkie strony, ktoś wezwał karetke, ludzie raczej starali się jej pomóc a nie patrzyli na nią jakby dokonała jakiegoś przestępstwa.. a z resztą ja sama kiedyś tam rzygałam na dworze, a nawet już tego nie pamiętam:)
  22. powinieneś jak najszybciej znaleźć dobrego psychoterapeutę i powiedzieć mu o tym co się z tobą dzieje, samodzielne działania moga być trudne, bo jak wiesz bądź nie:) człowiek, który ma lęki ma poczucie odrealnienia i trudno mu spojrzeć na swoją sytuację w sposób obiektywny. psychoterapeuta pozwoli Ci dojść do przyczyn tego co się teraz z tobą dzieje... wiesz ja przynajmniej sobie tak myslę czasem jak jest mi źle, że przyjdzie czas, gdy będzie lepiej, piękniej, bo w życiu każdego są trudniejsze okresy, każdy z nas ma problemy i trzeba je rozwiązywać:) myślę, że spokojnie z tego wyjdziesz tylko w to uwierz i poszukaj jak najprędzej pomocy:) BĘDZIE DOBRZE:)
  23. kobieta28

    nasze dzieci

    myślę, że nasze dzieci mają duże predyspozycje do NL i to na własnym przykładzie. mój ojciec jego rodzeństwo, wszyscy w większym będź mniejszym stopniu cierpią na NL, ich ojciec, a mój dziadek też chorował... w sumie żyli i żyją normalnie, mam tu na mysli pracę zawodową, założenie rodziny dzieci, innym udało się lepiej innym gorzej.... ale nikt nie zamknął się z domu i z niego nie wychodził...no a dalej obserwuję teraz kolejne pokolenie czyli wnuki dziadka, włącznie ze mną i widzę, że wielu z nas charakteryują zachowania związane z NL. ja sobie zdałam sprawe z tego co ze mną siedzieje ok 4 lat temu, a potem podjęłam leczenie, reszta mojej rodziny, mieszka na wsi i oni pójście do psychologa traktują jak bycie nienormalnym...więc leczą sie ziołami hehehe... a mnie postrzegają jako wariatkę;p z tym, że ja czuję się coraz lepiej a z nimi jest coraz gorzej... no ale idąc dalej moi kuzyni mają juz dzieci w wieku szkolnym i u nich też zauważam nasilone lęki, wycofywanie się z relacji z rówieśnikami, zamykanie się w sobie itd... ale naturalnie nikt z tym nic nie robi;/ niedawno zakończyłam terapie, ale przedtem rozmawiałam z psycholożką o genetycznych możliwościach dziedziczenia nerwicy, powiedziała mi, że nie słyszała o tym, ale nie wyklucza tego.. swoją drogą ja myślę, że to po trosze geny i później socjalizacja. to rodzice uczą nas lęku, a coś tam dostajemy od nich i od wcześniejszych pokoleń w spadku.. ale na pocieszenie powiem Ci, że Twoje dziecko wcale nie musi być biedne:) może być szcczęśliwym człowiekiem wiem to po sobie, skończyłam terapiee, nie mam nawrotów, nigdy nie brałam leków, bez problemu jeżdze komunikacją miejską, stoje w tłumie, komunikuje się z ludźmi, a wręcz lgne do nich, uwielbiam się bawić, chce spełniać swoje marzenia...tak naprawde każdy z nas jest inny i trudno jest dywagować nad tym czy u dziecka ujawni się NL czy nie... ja myślę, że będzie dobrze:)))) i ty też tak myśl:))))
  24. kobieta28

    Uciekanie

    ja to sobie myślę jak mam atak niech się dzieje co chce;p i jeszcze nie zdarzyło mi się uciec;p na początku jak nie wiedziałam co się ze mną dzieje to było mi strasznie niedobrze w środkach komunikacji miałam wrażenie ze zaraz zwymiotuję...bleeeee.....a teraz myślę to najwyżej, chyba ktos sprząta autobusy;p na szczęście od ataku sie nie umiera:) a reszte mam w d...:) i wam też życzę wypracowania olewającego ukierunkowanego na akceptację stosunku do ataków:)
  25. ciekawe...rozwiń to troszke... ale śni Ci się coś wtedy? czujesz coś, jakieś negatywne emocje? czujesz się spięty jak się budzisz, nerwowy? a może to jakiś przejaw braku akceptacji dla siebie, może chcesz się za coś ukarać i się bijesz....głupie to ale nic mądrzejszego nie przychodzi mi do głowy:(nie słyszałam nigdy o czymś takim:/ rozmawiałes o tym z terapeutą? pozdrawiam ulubiony kolego;)
×