
Martusia
Użytkownik-
Postów
354 -
Dołączył
-
Ostatnia wizyta
Treść opublikowana przez Martusia
-
jak wyglada wizyta u psychologa, psychiatry, psychoterapeuty
Martusia odpowiedział(a) na temat w Psychoterapia
nie przejmuj się jednym mniej udanym "seansem", radziłabym spróbować jeszcze, a co do pieska to ja mam jamniczka, jest śliczna, głupiutka i złośliwa, ale i tak ją uwielbiam( jamniki z natury ponoć są złośliwe noi to pieszczochy, które oddają wszystko z nawiązką:) -
Nerwica lękowa - Co zrobić? Moja historia część 1, zamknięta
Martusia odpowiedział(a) na temat w Nerwica lękowa
u mnie to normalka, tylko już się tym tak nie przejmuję, bo stwierdziłam, że do góry i tak nie polecę:) a mdleję często, potem poprostu się podnoszę i idę dalej, poza siniakami czy zadrapaniami nic mi się nie stało. Tylko moje omdlenia( choć ich też wiadomo nie cierpię) wydają mi się różne od tego uczucia odciągania do tyłu, nie wiem co to jest, leków żadnych nie przyjmuję. -
Nerwica a związek (seks)
Martusia odpowiedział(a) na Beatka temat w Problemy w związkach i w rodzinie
fantomek, nie uważam, że nie masz szans na uany związek, poza tym być z osobą o podobnych problemach wiele ułatwia.Ja poznałam mojego faceta w szpitalu psychiatrycznym i jest nam ze sobą cuddownie( prawda Kochanie? :) )co nie znaczy, że osoba zdrowa i silna Cię nie zrozumie, musi być tylko wrażliwa i chcieć słuchać, noi Cię kochać, a to już leży w Twoich rękach :) byś ją poznał.Nie łam się. Myślę, że terapia to podstawa,ja też jestem w trakcie i tylko patrzeć kiedy będą postępy. POWODZENIA. -
To ważne co od Was usłyszałam. Jednak największy problem to fakt, że ja nie akceptuję takiego stanu rzeczy i widzę, że ciąży to moim bliskim . Osobom, na których nieziemsko mi zależy, a rzez coś takiego mimowolnie się oddalam od otoczenia. Dzięki, ciekawe podejście. :)
-
grown-up19 MAM IDENTYCZNIE I JUŻ NIE WIEM CO ROBIĆ!!!
-
Od jakiegoś czasu znowu tak mam, tylko kiedyś chyba to było mniej zauważalne. W każdym razie, chodzi o to, że wystarczy małe niepowodzenie, dla mnie to już koszmar, że wszystko wraca(mama mi to też skutecznie wmawia). Po drugie wszystko wyolbrzymiam.Ja to chyba naprawdę widzę inaczej niż jest i nie jest mi z tym dobrze.Albo nawet z przekory czasem coś powiem, niby żartem(głupim) a inni to źle odbierają, więc staram się patrzeć racjonalnie, ale nie widzę:) Po części to pewnie paskudna cecha mojego charakeru, ale czy do końca? Uważm, że nie.Po prosu kiedy mam atak(a wtrudnych momentach,a zdaża się ostatnio coraz cczęściej), jestem rozdrażniona i wtedy już zachowuję się inaczej, a to dopiero sygnał przed tym co będzie się działo za moment. W wyniku tego przede wszystkim płaczę, aż nie mogę nabrać tchu.Nie chcę, żeby ktoś to widział, więc zamykam się gdzieś sama i czekam aż minie. Np. od wtorku prawie cały czas tak mam i średnio mogę o tym komukolwiek powiedzieć( nie chcę nikogo urazić), bo albo nie rozumie, albo nie ma czasu, albo nie chcę przeszkadzać, bo wiem, że teraz dana osoba może mieć mnóstwo ciekawszych, przyjemiejszych zajęć niż wysłuchiwanie moich smętów, albo nie potrafię, bo ostatnio usłyszałam, że ciągle tylko płaczę.I zonk teraz nawet kiedy chcę, nie potrafię mówić co czuję w tym momencie. Nie umiem sobie z tym poradzić, ale NIE DAM SIĘ TAK ŁATWO! poza tym dziś rozmawiałam z moim terapeutą i w następnym tygodniu nadrobię zaległości w terapii.:)będzie dobrze. Z jedne strony jest mi w tym momencie ciężko i mam ochotę powiedzieć, że nie mam siły.Z drugiej strony wiem, że to pogorszy sytuację i wolę przeczekać ten moment do czasu kiedy poczuję, że jest lepiej i być silną. Moja zmienność o której wspomniałam w temacie, polega na tym, że w jednej chwili mam dobry humor, sporo energii, a wystarczy pół minuty by kolejne słowa jakie wypowiem, były pełne goryczy, żalu, smutku. Nagle nie wiem co robić. Co się ze mną dzieje?! W tej chwili też nie potrafię konkretnie opowiedzieć o tym co się ze mną dzieje, poza tym głupio mi. Jednak napiszę, może to jakiś krok, by nauczyć się o tym mówić. Nie wiem czy zrozumiałe jest to co napisałam, mam nadzieję,że tak.
-
Jak walczycie z nerwicą lękową? Czy ktoś wyleczył się?
Martusia odpowiedział(a) na Tygryska temat w Nerwica lękowa
SZCZERZE, MOCNO CI GRATULUJĘ! -
nie przeczytałam wszystkich postów, całej dyskusji, więc może sporo mnie ominęło, ale chciałam się ustosunkować do wypowiedzi colletty. W tym co piszesz masz na prawdę dużo racji, choć co do sposobu w jaki to wyrażasz, mam mieszane uczucia Zgadzam się z tym, że trzeba wziąć się w garść, że nie można się nad sobą użalać, bo to nic nie da, a moim zdaniem nawet pogorszy sprawę. Ale weź pod uwaę, że nie każdy jest na tym samym etapie co Ty, niektórzy dopiero zaczynają chorować, inni borykają się z tym latami i gdyby to dla nich było takie proste, dawno by zapomnięłi co to za uczucie ( choć zapominać w 100% chyba nie warto). Nie każdy ma taki sam charakter, nie takie same objawy, nie tak samo jak inni, jak Ty reaguje na swoją chorobę, NIE KAŻDY JEST NA TYM SAMYM ETAPIE, KAŻDY Z NAS CHOĆ PODOBNY JEST INDYWIDUALNOŚCIĄ. Szczerze gratuluję Ci sukcesów, wiary i determinacji... ale proszę Cię nie uogólniaj! może nie czytałaś dokładnie. pozdrawiam.
-
Nerwica lękowa - Co zrobić? Moja historia część 1, zamknięta
Martusia odpowiedział(a) na temat w Nerwica lękowa
Promyczku, po pierwsze, też kiedyś miałam nadzieję, że jutro poprostu się nie obudzę, a dziś widzę, że może być lepiej i że czasem nasza codziennośc zmienia się niespodziewanie- na lepsze. po drugie: z nastawieniem, że i tak Ci się nie uda, moim zdaniem, możesz poprostu zostać w domu, na jedno wyjdzie. Ale możesz też zwyczajnie spróbować.Przynajmie daj sobie szansę. Ten koszmar się sam nie skończy, smutne ale prawdziwe. Uważam, że nie pokonasz też choroby, uciekając przed nią. Stawiaj czoła takim wyzwaniom, a za którymś razem się uda. Może spójrz z tej strony ile to korzyści, jaki przełom dla Ciebie, a nawet jeżeli zawrócisz w pół drogi, to bez wyrzutów, że nawet nie spróbowałaś. Powodzenia. -
kiełbasa napisał: zreszta z nimi jest tak, ze jak już się zacznie, to trudno wyobrazic sobie funkcjonowania bez nich. tego właśnie się boję i nie chcę
-
ni chcę leków, nie zgadzam się! już brałam i sama świadomość mnie dobijała.Teraz mam psychoterapię, z psychologiem poznawczo-behawioralnym i niech tak zostanie. Nie mogę jednak zaprzeczyć, że ostatnio nie jest gorzej.Może to dlatego,że wyciagam wszystkie brudy, o których starałam się nie myśleć przez ileś miesięcy, a to b. boli. Ale tak na prawdę to nie wiem, co się dzieje.Przeszkadza mi to tym bardziej, że ranię tym bliskie mi osoby. Nie chcę, a nie mogę nad sobą zapanować. Tomek, przepraszam Cię. Jeszcze co do leków, moim zdaniem nie leczą a jedynie niwelują objawy. To jeszcze gorsze, bo tu się wydaje, że już lepiej akiedy się je odstawi, lub zapomni okazuje się, że to nadal jest i dopiero wtedy to dręczy. Co innego brać "lekkie" leki podczas terapi- na początku, bo potem kiedy nauczymy się sobie z tym radzić będą niepotrzebne. Terapia z psychologiem poznawczo-behawioralnym polega na tym, że ma mnie nauczyć radzić sobie z problemami na tyle, że po zakończonej terapi żaden psycholog ani leki nie będą mi potrzebne. Jak na razie jestem zadowolona i wiem że warto, choć jest tak ciężko i mam czasem cień myśli, żeby to skończyć już teraz. Ale nie! mam dla kogo. może już o tym w którymś z postów wspominalam...
-
Czy udajecie przed innymi ze wszystko jest OK???
Martusia odpowiedział(a) na Poetka temat w Nerwica lękowa
wczoraj rozmawialam z moją babcią na temat nerwicy, psychotropów i już w pierwszych minutach czułam jak ta kobieta nic nie rozumie, dlatego teraz wiem, że nie powiem nikomu więcej o moich problemach, prócz osób, które już wiedzą, albo wiedzieć powinny(lekarze itp.) usłyszałam np. wywod nt. psychotropów, ludzi z nerwicą czy depresją, szczególy jednak pominę, bo to nic dla nas miłego, Jednym zdaniem ujmując: mówić najwyżej osobom zaufanym w 100% i takim, aby mieć pewność, że przynajmniej będą się starać zrozumieć. Co ciekawe usłyszałam też , zę pomaga słodka śmietana;) to tyle. ja wiem, że osoby, które tego nie przeżywają, nie zrozumieją... niestety -
może to zależy od "stopnia zaawansowania" myśli i samych chęci.Też je miałam.Przez długi czas samobójstwo nie było dla mnie pytaniem "czy?" ale "jak?".Tamtego czasu chyba nie zapomnę.Pustka w środku, brak chęci do czegokolwiek, niepowodzenia chyba na każdej płaszczyźnie jaka mi się nasuwała na myśl.Dlatego myślałam, "czemu nie?" a nawet że bardzo chcę. Co mnie powstrzymało? trudno mi jednoznacznie odpowiedzieć.Gdzieś tam głęboko wiedziałam, że moja mama będzie mocno cierpiała , mimo iż nie dawałam mi na codzień odczuć, że jej na mnie zależy.Moja siostra.Zawsze ją bardzo kochałam nawet kiedy miała gdzieś to, co do niej mówię.Mama też ma problemy, stany mocno depresyjne, dlatego się bałam, że może sobie coś zrobić. Starałam się też wierzyć w Boga.Nie chodzę do kościoła, ale wieerzę, że nad nami ktoś jeszcze jest. Poza tym zawsze myślałam, że taki czyn to coś złego, pod kątem wiary, szok dla bliskich (nawet kiedy wydaje się nam, że nikogo nie obchodzimy), ale przede wszystkim, nie chciałam odbierać sobie szansy na szcęście, które mnie jeszcze kiedyś może spotkać. I teraz NIE ŻAŁUJĘ! owszem od tamtego czasu wiele jeszcze pojawiło się problemów, sytuację z którymi do dziś sobie nie radzę, ale NIE ŻAŁUJĘ! Mam faceta, dla którego chcę być silna, z którym już zawsze chcę być, który mnie wspiera.Jest to Ktoś dla kogo resztkami sił będę walczyć.Dzięki niemu mogę powiedzieć, że dziś żyję, tak jak mam na to siły.Dzięki niemu żyję w ogóle, bo w najtrudniejszym momencie się zjawił i moja, teraz już zawsze chcę mówić Nasza Przyszłość jawi się jako ta lepsza, łatwiejsza, szczęśliwsza. Dziękuję Ci Tomasz. Kocham Cię.
-
jak wyglada wizyta u psychologa, psychiatry, psychoterapeuty
Martusia odpowiedział(a) na temat w Psychoterapia
zaszkodzić? ja od 2 tygodni w państwowej przychodni zaczęłam terapię indywidualną. Jak na razie jestem zadowolona i nie przyszłoby mi do głowy, że 'państwowa' i 'prywatna' się od siebie różnią. ale to moje odczucie;) -
po pierwsze, WITAM SERDECZNIE. Po drugie, od sierpnia2005 przez rawie 2 m-ce byłam w szpitalu psychiatrycznym w Zagórzu.Tam korzystałam z terapii, która niestety polegala jedynie na tym,że wchodzilam do pokoju gdzie była już p. psycholog, przez godzinę mówilam co mi ogólnie od dawna zalegalo, a po godzinie pani z zegarkiem w ręku oznajmiała, ze czas przeznaczony dla mnie już minął i do zobaczenia np. za tydzień. Też zastanawialam się jak ma to pomóc, jak nauczy mnie samodzielnie radzić sobie w życiu.Bo przecież wygadać się mogę także innej osobie albo przelać myśli na papier (jak dawniej często robiłam) i efekt ten sam. Teraz zaczęłam terapię na własną rękę, z psychologiem poznawczo-bechawioralnym. Ma mnie nauczyć radzić sobie na codzień z zapewnieniem, że kiedy terapia dobiegnie końca ( całość trwa ok. 15-20 tygodni) nie wrocę już do tego gabinetu , tego ani żadnego innego, ponieważ będę miala calą wiedzę mojego terapeuty.Trudno mi bylo w to uwierzyć, ale byłam już na drugim spotkaniu i coraz bardziej się do tego przekonuję.Terapia jest trudna, czasami mam ochotę wyjść i zostawić to choć to dopiero 2 spotkanie, ale dlatego też wiem, że warto, że to ja sama ustalam zasady, bo wyjść też mogę w ciągu tej umówionej godziny i wrócić jeśli"zechcę" a za tydzień znów się spotkamy. Sama przepracowuję mój problem, owszem to oznacza wywlekanie wszystkich brudów na wierzch( a jest co), ale nikt nie sprawi, że moje problemy poprostu znikną, nikt nie naprawi mi życia, JA SAMA to zrobię jak będę potrafila najlepiej, bo mam dla kogo. KOCHAM CIĘ TOMASZ. Także PM trzymaj się, ja trzymam kciuki za Twoje powodzenie, za sukcesy Nas wszystkich. Zobaczymy co czas przyniesie. Ważne by oceniać sytuację racjonalnie, nie przerażać się już na starcie i tez nie zatracać się przesadnie w euforii, MYŚLEĆ REALISTYCZNIE.
-
też byłam w zagórzu i muszę powiedzieć, że moje zdanie różni się nieco. wyszłam na własne rządanie, bo niektóre sytuacje były już nie do zniesienia.Przez pierwsze kilka tygodni bylo ok, a po 2 miesiącach miałam dość.Nie potrafię jednoznacznie określić jak tam jest, jak widzę to indywidualna sprawa.Najpierw było jak na wakacjach, a potem jak w najgorszym koszmarze.Myślę, że warto spróbować i samemu ocenić. Najlepsze co mnie tam spotkało, to wspaniali ludzie, (ale nie personel:) To przyjaciele pomogli, zarówno przetrwać jak i odnosić małe sukcesy. Dziękuję Łukaszowi za rozmowy, grę w tenisa i żarty. Przede wszystkim dziękuję Tomaszkowi, za wsparcie, wiarę we mnie, za siłę jaką mi dajesz, za szczęście DZIĘKUJĘ ZA TWOJĄ MIŁOŚĆ, bo to dzięki niej dziś żyję. Dziękuję Ci. KOCHAM CIĘ. Dziś wiem co jest w życiu najważniejsze i chcę żyć i walczyć, to nie psychiatrzy mi pomogli. Dziękuję i powodzenia.
-
też byłam w zagórzu i muszę powiedzieć, że moje zdanie różni się nieco. wyszłam na własne rządanie, bo niektóre sytuacje były już nie do zniesienia.Przez pierwsze kilka tygodni bylo ok, a po 2 miesiącach miałam dość.Nie potrafię jednoznacznie określić jak tam jest, jak widzę to indywidualna sprawa.Najpierw było jak na wakacjach, a potem jak w najgorszym koszmarze.Myślę, że warto spróbować i samemu ocenić. Najlepsze co mnie tam spotkało, to wspaniali ludzie, (ale nie personel:) To przyjaciele pomogli, zarówno przetrwać jak i odnosić małe sukcesy. Dziękuję Łukaszowi za rozmowy, grę w tenisa i żarty. Przede wszystkim dziękuję Tomaszkowi, za wsparcie, wiarę we mnie, za siłę jaką mi dajesz, za szczęście DZIĘKUJĘ ZA TWOJĄ MIŁOŚĆ, bo to dzięki niej dziś żyję. Dziękuję Ci. KOCHAM CIĘ. Dziś wiem co jest w życiu najważniejsze i chcę żyć i walczyć, to nie psychiatrzy mi pomogli. Dziękuję i powodzenia.
-
Mnie wiecznie bolą plecy, cały kręgosłup, a czasami tylko któryś odcinek. Sama się zastanawiam czy nie wymyślam sobie(to moja pierwsza myśl przy każdym bólu.Paranoja. Może czasami mnie na prawdę coś jest a ja sobie mówię, żę to nerwica i już?), ale czasem ból jest na tyle silny, że leżeć ciężko i siedzieć też się nie da, a stać tym bardziej.Czy do tego stopnia można sobie coś uroić? hmmm...
-
Jakie śmieszne rzeczy zrobiliście przez rozkojarzenie ?
Martusia odpowiedział(a) na marlow temat w Nerwica lękowa
tyle miałam takich sytuacji, że nie jestem w stanie ich spamiętać :) -często miałam nieskoordynowane ruchy i np. chcąc podać komuś coś do jedzenia czy picia, ....no w każdym razie lądowało to na nim -często, wręcz notorycznie, niezauważam, że ktoś za mną idzie i zaczynam się wygłupiać...nawet niedawno shadow miał okazję być świadkiem czegoś podobnego, potem jest mi głupio kiedy ktoś mi się przygląda z politowaniem :) teraz się chyba do tego przyzwyczaiłam i śmieje się razem z tymi ludźmi... -najczęściej w sklepach, często zrzucałam coś niechcąco z pułek... kicha -niemal zawsze zanoszę brudne naczynia do pralki, czasem dziwi mie czemu nie chcą się zmieścić w tym otworku i wtedy się orientuję albo poprostu stawiam na pralce i wychodzę z łazienki jakgdyby nigdy nic :) - też niejednokrotnie mówię coś do niby znajomego człowieka Sytuacji tego typu było mnóstwo, siostra zawsze powtarzał, że wyjść ze mną na miasto, to lepsze niż najzabawniejsza komedia,na dodatek na żywo i już przed wyjściem pyta co tym razem odstawię Mnie też to bawi, nawet bardzo choć nie zawsze. -
dawniej często biło mi serce do tego stopnia, że było to zauważalne przez ubranie, więc chyba jest możliwe( to nie moje schizy, widzieli też inni:) rzadko ale jeszcze się zdarza, tylko wtedy boli
-
siemanko! ! no to jest Nas więcej :)
-
o dziś już czwartek :), w piątek zeszłego tygodnia byłam pierwszy dzień na indywidualnym toku nauki.Nie przypuszczałam, że może być aż tak dobrze.Nastawiałam się optymistycznie, ale jeśli chodzi o szkołę, to bardziej na siłę.A tu niespodziewane, pozytywne zaskoczenie:) dziś idę na 11.45 i mam 2 lekcje, troszkę się nie wyspalam, ale co tam.Przede mną kolejny udany dzień ! :) Nieziemsko mnie cieszy fakt, że shadow tak świetnie sobie radzi, GRATULUJĘ CI KOCHANY! to dodaje mi jeszcze więcej sił i chęci. Czy już wspominałam, że wszystko będzie dobrze? nie? OCZYWIŚCIE ŻE BĘDZIE WPORZO:) :) :) !!! My wszyscy damy sobie radę.
-
moim zdaniem nie da się określić ile będziesz chorował, dobre w tym wszystkim jest to, że wiesz co Ci dolega(najgorsza jest niewiedza i niepewność) jedno co wiem na 100%, to fakt, że nic nie jest w stanie tak pomóc jak pozytywne myślenie.Wiem, wiem ,jak to brzmi i jak denerwować mogą na początku takie teksty.Też tak czasami myślałam, a teraz jeszcze bardziej utwierdzam się w przekonaniu, że cały ten koszmar się niedługo skończy i na prawdę w to wierzę.Dawniej nawet kiedy powtarzał mi to Mój Ukochany, trudno było dać temu wiarę.Ale chciałam i stało się.Tak jest mi o wiele lżej i widzę tego zarówno sens jak i rezultaty:) ta choroba jest w naszych głowach i od nas!! zależy kiedy się jej pozbędziemy. Życzę powodzenia!