-
Postów
2 857 -
Dołączył
Treść opublikowana przez _asia_
-
Kasiu, ja już nie wiem co o tym myśleć. Przez myśl mi przechodzi - może jakaś prowokacja? Ale faktycznie wpędziła mnie w straszne poczucie winy i zamierzam jej to powiedzieć dzwoniąc do niej. Wczoraj przez całą sytuację pokaleczyłam sobie nogę, żeby się ukarać, objadłam się, czułam nienawiść do siebie. Nie wiem, może to jej działanie ma mieć jakiś efekt terapeutyczny, nie wiem. Ale czuję się już w tym wszystkim uwięziona. [Dodane po edycji:] Agnieszko, zdecydowanie czuję coś do P., ale i tak największym uczuciem obdarzyłam terapeutkę.
-
Moniko, dzięki, będę Ci bardzo wdzięczna. Nadal szukam. A jak nie to będę się leczyć tymi ziołami na własną rękę.
-
sunset, dziękuję Ci, staram się, uwierz mi, że bardzo się staram, tylko to wszystko tak strasznie trudne.
-
Moniko, dobrze sobie radzisz w pracy pomimo trudnej sytuacji, faktycznie bardzo dużo ona dla Ciebie znaczy, chcesz się wywiązać ze wszystkich obowiązków, znaleźć jak najlepsze rozwiązania, żeby wszystkim było dobrze choć tak się nie da, ale i może uciekasz w nią, stanowi ona dla Ciebie odskocznię od uczuć, rozmyślania... Tak, masz rację, znowu mam kryzys. Bo wszystko mnie przytłacza, m. in. przez tą borelkę. Szukałam lekarza, ale moja obecna lekarka się nie podejmie (ma zapytać swojego męża, bo zajmuje się poważniejszymi przypadkami), a dawna się do mnie nie odzywa. :/ Innego leczącego mieszanką ziół (tzw. protokołem Buhnera) nie znalazłam, a moja obecna lekarka mówi, że ta wielomiesięczna antybiotykoterapia proponowana mi przez lekarza od borezliozy mnie prędzej zabije niż wyleczy . Terapię finansuję sobie ze stypendium naukowego tak więc do końca lipca mogę na nią chodzić. Potem nie będę miała takiej możliwości jak stypendium się skończy... Nie jestem w stanie pracować, nawet korepetycje mi nie idą, bo tracę jakby pamięć, wypadają mi słowa, czasem nie poznaję nawet znanych miejsc, zapominam słówka, ta bakteria wyczynia cuda z układem nerwowym ludzi. Czuję się coraz gorzej, a przy leczeniu są jeszcze silniejsze pogorszenia, więc nie wiem jak to będzie. Mówiłam o tym terapeutce, ale ona się dziś praktycznie nie odzywała zarzucając mi zresztą potem brak kontaktu i monolog. Płacę 60 zł za sesję, bo ona daje osobom przewlekle chorym i studentom zniżkę (standardowo bieże 100 zł). No ale jak nie będę zarabiać to i za tyle nie będzie mnie stać na terapię. :/ Ona przyjmuje tylko prywatnie. A do innego terapeuty już nie pójdę, wolę nigdzie nie chodzić. Przerasta mnie to wszystko. I przeraża. Jestem zrezygnowana.
-
Vi., jeśli chodzi o czas przeszły to Praeteritum faktycznie jest raczej używany w języku pisanym a Perfekt w mówionym. Co do książek to dobra jest gramatyka Dreyera Schmitta "Lehr- und Uebungsbuch der deutschen Grammatik". Ale może być trochę za trudna. Przystępna gramatyka to seria: "Grammatik? Kein Problem!". Albo na przykład gramatyka do ksiązek "Alles klar!".
-
Vi, nigdy nie mów nigdy, może naprawdę go polubisz i zbliżysz się do niego, relacja z nim może naprawdę dużo Ci dać jeśli chodzi o lęk przed mężczyznami. Co do piosenki to da się zrozumieć, tak w ogóle to dzięki - fajny kawałek. Zawsze chciałam położyć się na takiej kozetce, zazdroszczę.
-
Helvetti, . Bierzesz jakieś leki? Jeśli temperatura będzie się utrzymywać powyżej 38 przez dłuższy czas to powinnaś zacząć brać coś przeciwgorączkowego. Jeśli jest ok. 38 to warto dać organizmowi czas, żeby powalczył. Współczuję Ci, Biedluko.
-
Vi, dziękuję za zrozumienie. U mnie najpierw od pierwszej sesji była długo utrzymująca się idealizacja, a potem w kratkę: idealizacja - dewalucja i tak w kółko... Nie wiem już co zrobić, żeby ta kontrola puściła, trzymam ją zawzięcie. Nikomu jej nie oddaję...
-
milano3, zażyłeś coś upokajającego? może by pomogło? oczywiście w odpowiedniej dawce. bardzo bym chciała Ci pomóc, tylko nie wiem cholera jak, nawet nie wiem co Ci poradzić. trzymaj się chłopie...
-
Agnieszko, no w tej chwili ja czuję do niej niechęć, bo jestem w fazie dewaluacji. Może to i moja wina, może powinnam puścić tą kontrolę, i w ogóle zachowywać się inaczej. Ale nie potrafię... Nie wiem już co robię źle. P. - dzwoni codziennie, czasem kilka razy dziennie, przyjeżdża, troszczy się, pokazuje, że mu zależy... Powiem Ci, że brakowało mi takiego wsparcia... On też ma swoje problemy, że tak to ujmę, psychiczne, więc zbliżyliśmy się jeszcze do siebie. On wprawdzie nie wie o moim borderline (jeszcze nie wie, bo kiedyś mu powiem, ale na pewno nie teraz...), ale nadajemy na tych samych falach, oboje jesteśmy bardzo empatyczni... Nie chciałabym czegoś schrzanić, jak za długo jest dobrze to potem ja coś muszę rozwalić. [Dodane po edycji:] Krzysiu, wybacz, ale wolałabym nie. Może kiedyś. Nie czuję się teraz gotowa, by wklejać tu swoje zdjęcie.
-
Aniu, myślę, że oddział dzienny to bardzo dobry pomysł w Twoim przypadku. Jeśli masz taką możliwość - skorzystaj z niej. Vi, tylko, że moja terapeutka mówi, że to ja chcę za wszelką cenę być wyżej od niej. Jeśli chodzi o zdjęcie to nutka tajemniczości nie zaszkodzi. Poza tym co się zmieni jeśli zobaczysz jak wyglądam. Dobrze jest tak jak jest.
-
Nie żywię do Ciebie żadnych uczuć, bo nigdy Cię nie poznałam. W miejscu uczuć do Ciebie jest czarna dziura, pustka, nic. Życzę Ci, byś potrafił być podporą dla innych swoich dzieci, mimo iż są już dorosłe i byś nigdy ich nie opuścił. I mam prośbę – skoro Cię nie znam to niech już tak zostanie do końca naszych dni.
-
Znowu kryzys w terapii. Jestem przybita po sesji. Jak pies z podkulonym ogonem. Terapeutka powiedziała, że jest już zmęczona moimi zachowaniami, sprawdzaniem ile jeszcze wytrzyma, chęcią utrzymania za wszelką cenę kontroli. Powiedziała, że stosuję wobec niej cały arsenał szantażu emocjonalnego. Mam straszne poczucie winy, co gorsza nie wiem dlaczego, bo ja się z nią nie zgadzam, inaczej to widzę. Ale ona nie przyjmuje mojego punktu widzenia. W końcu jest terapeutką, więc wie najlepiej. Mam wyrzuty sumienia, bo czuję jakbym ją zawiodła. Że powinnam być inna. Powinnam pokazywać swoje uczucia, wylewać łzy, uzewnętrzniać się, mówić jak strasznie mnie mamusia skrzywdziła, jaką się czuję biedną zagubioną dziewczynką i jak strasznie potrzebuję pomocy. No przykro mi, ale niestety nie potrafię szczerze. Chyba, że będę grać. To umiem. Według niej nawet patrzę źle. Powiedziała, że patrzę na nią tak, że ona się spina, że wciąż jestem gotowa do konfrontacji. I że ona mi nie pomoże, jeśli jej nie oddam kontroli. Ale ja po prostu mam problem z mięśniami przy tej fibromialgii od boreliozy i często tak patrzę nawet, gdy nikogo przy mnie nie ma!!! To samo się dzieje z moimi innymi partiami ciała!!! Nie mam już siły jej przekonywać. Powiedziała też, że nie utrzymywałam z nią kontaktu, że prowadziłam monolog. A ja tylko tak czuję siebie – swoje myśli, uczucia. Tylko w ten sposób mam szansę cokolwiek jej przekazać. Gdy patrzę na kogoś to mi się wydaje, że jestem tym kimś i siebie w ogóle nie czuję, jakbym znikała. Mówiłam jej to, ale jej to chyba też nie przekonuje. Sama jestem już tym wszystkim zmęczona, i tak pewnie zostało mi już najwyżej pół roku terapii, potem nie będę już miała na nią kasy. Czuję się przygaszona i zrezygnowana. Żałuję, że w ogóle rozpoczęłam terapię, bo nie mogę się odkochać od terapeutki i potwornie trudno będzie mi zakończyć znajomość z nią. Gdybym jej nie kochała to o wiele łatwiej byłoby mi zakończyć terapię. Czuję się uwiązana w tym wszystkim. W uczuciach do niej. Wszystko jest do dupy. A przed terapią miałam całkiem znośny humor... To tyle co u mnie. [Dodane po edycji:] Niestety, też tak często mam. Gdy ktoś odchodzi to jestem załamana, łażę po ścianach, robię wszystko, by znowu był ze mną. A gdy już jest... to go nie chcę. I tak w kółko. Wiem, że to trudne, ale spróbuj do niego nie pisać, bo tylko go jeszcze bardziej odstraszasz. On to na spokojnie przemyśli i może jeszcze wróci... [Dodane po edycji:] Kasiu, odwagi, może to jest właśnie TEN? Ja wierzę, że Wam się uda, bardzo bym tego chciała i mogę tylko mocno trzymać kciuki, by tak się stało, żebyście byli razem... [Dodane po edycji:] Mam dokładnie tak samo!!!!!! [Dodane po edycji:] milano3, też jestem zdania, że powinieneś poddać się leczeniu, terapię masz tylko raz w tygodniu, a sam sobie nie radzisz, potrzebujesz pomocy... [Dodane po edycji:] Aniu, jak tam terapia? [Dodane po edycji:] Kasiu, ja mam identyczne doświadczenia. Może dlatego nie mogę zaufać w 100% również mojej terapeutce. [Dodane po edycji:] Kasiu, po prostu potrzebujesz kogoś, przy kim mogłabyś być prawdziwa, przy kim nie musisz być silna, wspaniała, zawsze "zrobiona", kogoś, komu mogłabyś odsłonić swoje słabości... Ktoś, kto nas kocha nie wymaga od nas bycia idealną, wolną od problemów... Ja się przekonałam o tym jeśli chodzi o P. Bo przyznał mi się, że miał/ma depresję i zaburzenia lękowe, że bierze leki... I wtedy poczułam, że mnie rozumie. Że jestem chora, że mam różne ograniczenia. I powiedział, że będziemy wspierać się wzajemnie. [Dodane po edycji:] Olu, oczywiście, brakuje nam tu Ciebie, często zastanawiam się, co się z Tobą dzieje, jak sobie radzisz... [Dodane po edycji:] Basiu, śliczna fota!!!!!!! [Dodane po edycji:] Ja mam podobne zdanie. I też widzę to po sobie. Czasem mam wrażenie, że jestem tylko ja, ja i ja. Co ja czuję, jak ja się czuję, czego ja nie czuję, co mi sprawia przykrość, co mnie rani, boli... Jestem za bardzo skoncentrowana na sobie w bliskich relacjach. [Dodane po edycji:] to samo, nic dodać nic ująć... [Dodane po edycji:] za dużo zjadłam, bo jestem podminowana i teraz czuję się strasznie pełna, tłusta, ciężka. nienawidzę swojego ciała!!!
-
każdy narzeka, każdemu jest źle, każdy cierpi... dlaczego tak musi być? tak bym chciała, żebyśmy mogli w końcu zacząć cieszyć się życiem a nie wegetować... tylko jak to do cholery zrobić? Kochani, strasznie Wam wszystkim współczuję, to jakiś zły czas dla nas... Nawet nie nadążam z czytaniem i mam problemy ze zrozumieniem tego, co czytam, echhh...
-
Moim zdaniem możesz mieć tzw. powidoki. Jeśli tak jest to ten problem nie ma akurat nic wspólnego z nerwicą, niektórzy ludzie tak mają, ja również.
-
Moniko, no właśnie największy problem w tym, że u nas w Pl brakuje dobrych lekarzy od boreliozy!!! Teoretycznie leczy się ją do kilkunastu miesięcy antybiotykami, a ja nawiązałam kontakty z różnymi pacjentami, którzy leczą się antybiotykami 2,3 lata i jest niewielka poprawa... Ja na razie nawet jeszcze nie wiem czy mogłabym w ogóle przejść antybiotykoterapię, bo mam podejrzenie też porfirii i czekam wciąż na wyniki badań... Za dużo się nasłuchałam nawet w poczekalni u lekarza od borelki historii ludzi, którzy wciąż się leczą, już tyle lat, antybiotyki zrobiły z nich wraki a borelia została.. Szukam kogoś kto by mnie poprowadził w leczeniu boreliozy ziołami, ale nie mogę nikogo takiego znaleźć. Zapytaj proszę swojego neturoterapeutę czy może on kogoś takiego zna..? Dziękuję Ci za słowa otuchy. W ogóle to przepraszam, że Wam tak marudzę, ale jestem jeszcze ciągle w szoku od tej diagnozy neuroboreliozy i b. stawowej. Bo tego to się nie spodziewałam. :/ Krzysiu, studiuję niemiecki, rzeczowników ZAWSZE uczyłam się z rodzajnikiem, tak jest łatwiej.
-
Krzysiu, bardzo mnie wzruszyły Twoje słowa... Mniej mnie tu, bo jestem w kiepskim stanie i fizycznym i psychicznym, czuję się przytłoczona swoimi chorobami, a nie chcę Wam tu ciągle narzekać, nie jestem w stanie skupić się na tym co piszecie, nie chcę być egoistyczna i wciąż pisać o sobie, bo przecież Wy też macie problemy, więc rzadziej tu zaglądam... W ogóle ostatnio nic mi się nie chce, odpuściłam sobie nawet naukę na studiach choć to mój bzik. Chyba skończyła się moja siła i dzielność. No właśnie niby już byłam u specjalisty z Warszawy i śmiech na sali, ten facet by mnie raczej wykończył niż wyleczył.
-
Kasiu, terapeutka prawie nic nie mówiła przez całą sesję, patrzyła na mnie martwym wzrokiem, ja prowadziłam monolog mrucząc coś do siebie, w końcu orzekła, że skoro mam myśli samobójcze to potrzebna mi konsultacja z psychiatrą. Powiedziałam jej, że oczekiwałam od niej wsparcia. Ona na to – co w takim razie mogłabym dla Ciebie zrobić? Nie umiałam odpowiedzieć. Bo tak to się dla mnie nie liczy. Echhh, szkoda gadać. Bardzo chciałam, żeby mi powiedziała, że mam być silna, żeby odczuć, że jej na mnie zależy. Ona powiedziała, że mam żyć nie dla kogoś, ale dla siebie. Wspomniała, że martwi się o mnie, ale nie będzie mnie przekonywać, żebym żyła, walczyła o siebie. Jeśli chcę mogę się zabić. Ona mi może pomóc walczyć jeśli ja będę tego dla siebie chcieć. Wiem, że miała rację. Ale poczułam się dla niej nieważna. Wiem, moja schiza... Potem dzwoniłam do niej, wyjaśniłam, jak się czułam. Zapytała co może dla mnie zrobić. Poprosiłam, żeby powiedziała mi, że jestem dla niej ważna i że to moja kolejna paranoja. Ona, że czuje się postawiona pod ścianą i że dała mi chyba już wystarczająco dużo dowodów, że jej na mnie zależy. Ta rozmowa wcale mi nie pomogła. Po prostu już mnie to wszystko męczy. Moja lekarka nie podejmie się leczenia mnie z boreliozy. Odezwałam się do dawnej – na razie bez odzewu. Czytałam o 3 lekarzach w Polsce w miarę skutecznie leczących z przewlekłej neuroboreliozy i boreliozy stawowej, czyli tych, które mnie prześladują. Jeden (Warszawa) sam jest chory i do tej pory się nie wyleczył, ale próbuje leczyć innych. Pani z Krakowa ponoć się wyleczyła po długim czasie i leczy innych. I ktoś jeszcze z Zabrza. Ale wszyscy stosują potężne długoterminowe antybiotykoterapie. A mnie to dobije całkiem. Dosłownie sytuacja bez wyjścia. Niech mnie ktoś uszczypnie, chcę się obudzić z tego koszmaru!!! Kasiu, ważne, że jesteś, nic nie musisz nawet specjalnego pisać...
-
Byłam na terapii, podle się czuję. Próbowałam rozmawiać z terapeutką o moich myślach samobójczych. Zdecydowanie niepotrzebnie. Bardzo chciałam też od niej usłyszeć, że mam walczyć z borelką i innymi zakażeniami, nie poddawać się, chciałam w ten sposób poczuć, że jestem dla niej ważna, że obchodzi ją mój los, że nie jest jej obojętne czy umrę, bo nie będę się leczyć albo się zabiję. Też niepotrzebnie. Tak w ogóle to znalazłam ciekawy fragment artykułu na stronie Stowarzyszenia Chorych na Boreliozę: Nieleczona lub nieprawidłowo leczona borelioza stanowi poważne zagrożenie dla chorej osoby. Rzadko bywa ona bezpośrednią przyczyną śmierci; najczęściej obniża wydatnie jakość życia, zaburza życie zawodowe, społeczne i rodzinne. Jedną z częstszych przyczyn śmierci w boreliozie jest samobójstwo - rozwiązanie wybierane przez tych, którzy nie mają wsparcia ze strony bliskich oraz pracowników ochrony zdrowia, a stan ich uznawany jest jako hipochondria lub psychosomatyka. Ze względu na towarzyszące różnorakie objawy i - najczęściej wzorowe wyniki badań typu morfologia, poziomy hormonów - osoby z boreliozą są traktowane jak hipochondrycy i symulanci, bo ich stanu nie można ocenić obiektywnie, przy pomocy metod laboratoryjnych. Dodatkowo obciążeniem dla osób z rozpoznaną boreliozą są kontrowersje wokół jej leczenia w stadium późniejszym. Ja właśnie wiele razy miałam z tego powodu myśli samobójcze. W końcu po tylu latach wmawiania mi nerwicy i składania wszystkiego na nią wiem, że winna temu jest przede wszystkim borelioza, która zrobiła mi "wodę z mózgu" atakując różne układy, przede wszystkim nerwowy. Tylko co z tego, że już znam wreszcie prawidłową diagnozę? Myśli samobójcze nadal mam... Bo nie wiem co robić dalej, u kogo leczyć tą przewlekłą boreliozę, żeby nie zrobić sobie jeszcze gorzej. Kiedy to wszystko się skończy. Jestem już tym wszystkim strasznie zmęczona...
-
Kasiu, przytulam Cię mocno, trzymaj się i nie daj pokonać lękom... Może posłuchaj jakiejś piosenki, którą szczególnie lubisz... Masz taką?
-
Kasiunia, zrób tak jak pisze Basia, obejrzyj jakiś fajny film, wypij coś delikatnie uspokajającego i smacznego, wtul się w kocyk, będzie dobrze, zobaczysz... :*
-
Temat boreliozy dotyczy i mnie, niestety. Zamieszczam ciekawy artykuł dotyczący powiązania zaburzeń psychicznych i boreliozy: http://www.borelioza.org/artykuly/sens.pdf [Dodane po edycji:] i jeszcze jeden intrygujący artykuł: http://www.borelioza.org/artykuly/dickson.pdf
-
być może myśli są w podświadomości... ja w każdym razie wtedy nie wiem co myślę, najczęściej nie potrafię wyłapać myśli, po prostu mnie nosi, w głowie jakiś chaos, jak na szybkiej karuzeli...
-
Helvetti, dokładnie, powal pięściami w materac łóżka, albo z całej siły wal poduszką w łózko, albo zacznij sprzątać w pokoju, drzyj kartki papieru, cokolwiek, żeby rozładować jakoś tą złą energię. [Dodane po edycji:] zanim powiesz, że nic nie da - spróbuj...
-
Aniu, dziękuję. :*