Skocz do zawartości
Nerwica.com

MalaMi1001

Użytkownik
  • Postów

    1 935
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez MalaMi1001

  1. No też ja wiem, że to nie jest normalne i moje zaburzenia psychiczne nie mają tutaj kluczowego znaczenia. Ale dam jeszcze szansę moje nowej pani doktor, jak ona mi nie pomoże widząc, że brałam już prawie wszystko co niby ma pobudzać wracam do starego doktorka. On przynajmniej w miarę rozumiał, że senność zabija powoli życie. Wenla jest jednak niewypałem, uratowała mi kiedyś życie, ale nigdy nie działała na ten objaw, a w miarę zwiększania dawek było tylko gorzej. Dlatego teraz nie zamierzam zwiększać, szkoda kasy i ogólnie męczarni z ubokami.
  2. Brałam mianserynę, ale cały dzień chodziłam przymulona. Ogólnie sypiam nieźle, ostatnio gorzej, bo mam trochę problemów no i zrobiłam się strasznie wrażliwa na dźwięki, wybudzam się pomimo, że łykam zolpidem. Słuchaj wszystko fajnie, ale kiedy to się pojawia kiedy się nie wyśpisz przez jakiś czas, kiedy masz duży stres, coś się w życiu dzieje takiego, że czujesz zmęczenie. Ja zmęczona, bez życia i senna czuję się całe życie, nie ważne czy biorę leki czy nie. Kiedyś miałam to gdzieś i zwyczajnie kładłam się spać olewając wszystko i wszystkich, teraz jednak czuję, że mogłabym robić tyle fajnych rzeczy gdyby nie to, że od urodzenia w zasadzie muszę sypiać po kilkanaście godzin na dobę żeby w ogóle funkcjonować, skupić się w pracy, prowadzić samochód, zrobić obiad i ogólnie żyć. To zatem nie są moje wymysły i szukanie na siłę choroby. Chciałabym tylko, żeby ktoś wysilił się na wyjaśnienie co mi jest i zaordynował jakieś skuteczne leczenie, bo mam już prawie 30 lat, a w ciągu dnia śpię jak niemowlę, a kiedy z tym próbuję walczyć mam takie jazdy jak opisałam powyżej. Kiedy nie mam napadów senności nawet jak mnie zupełnie nie interesuje co ktoś do mnie mówi pamiętam to, a nie po jakimś czasie orientuję się, że mam dziurę w pamięci. W pracy można sobie narobić niezłego syfu przez coś takiego. Ja mam zwyczajnie tego dosyć, chcę żyć normalnie a nie z dnia na dzień od drzemki do drzemki.
  3. Dokładnie, to nie są uboki po wenli bo bez leków, zupełnie na czysto mam dokładnie tak samo. Dlatego między innymi biorę leki i głównie na podstawie podobnych objawów mam zdiagnozowaną dystymię (chroniczne zmęczenie, senność, brak sił, brak motywacji są jednymi z objawów)
  4. Psychopharm, nie mam pojęcia co to jest. W każdym razie lekarze to kompletnie bagatelizują, jakby zupełnie miało nie utrudniać życia. Dostaję leki, które powinny wg nich aktywizować, a u mnie działają one zupełnie odwrotnie. Teraz jak będę miała urlop załatwię sobie tą dokumentację medyczną i dam babce, u której byłam ostatnio jeszcze jedną szansę. W sumie brałam wszystkie SSRI, więc skoro nie działały może wymyśli coś innego. A jak nie wrócę do swojego poprzedniego lekarza choć będę musiała dojeżdżać 70km do niego. Modafinilu nie brałam, ale on jest zdaje się niedostępny w Polsce od jakiegoś czasu? Wartio mogłabym spróbować choć bardziej celuję w wellbutrin jak już mam wydawac kilka stów w miesiącu na leczenie. Albo tianeptynę ostatnio ktoś polecał, sama już nie wiem. W każdym razie walczę z tą sennością, zobaczymy jak długo mi się uda.
  5. A pierdziu jak gorąco. Ale nie martwcie się, w centrum PL ma być w piątek 13 stopni Ten kraj nawet pogodę ma zyebaną Ja się czuję fatalnie. Ale nie zwiększę wenli, nie ma takiej opcji, bo wtedy będę spać całą dobę. Wczoraj zmusiłam się wszelkimi siłami żeby nie spać w dzień. Siedziałam z mamą i rozmawiałyśmy, nagle poczułam nieprawdopodobną ciężkość powiek i jej głos zaczął brzmieć tak, jakby gadała do mnie z wody. Jej stwierdzenie "znowu chce ci się spać" mnie rozwaliło No znowu, ale przez lata ludzie przywykli, że przychodzi moment kiedy muszę się położyć i już. Wczoraj jednak postanowiłam z tym walczyć i mimo, że stojąc miałam wrażenie, że zaraz zemdleję i głos co chwila brzmiał jak z wody twardo trzymałam się na nogach i nie poszłam spać. Ciekawe jak długo mój organizm to wytrzyma. Generalnie coraz częściej zdarzają się momenty kiedy właśnie ogarnia mnie senność i później nie mogę sobie przypomnieć o czym z kimś gadałam. Dziura w głowie. Kiedyś zwyczajnie opadałam z sił, nie byłam w stanie ustać na nogach, teraz dołączają do tego dziury w pamięci. Fajnie. -- 06 lip 2015, 09:19 -- Mam podobny problem.
  6. Ja teraz jem efectin, wcześniej szamałam zamienniki, przeszłam przez chyba wszystkie na rynku i nigdy nie miałam w sumie problemu z dostaniem w aptece leku tańszego z tą samą substancją. Inna sprawa ma się z lekami droższymi od tego co jest przepisany na recepcie - jeśli jest refundowany i mamy wpisaną zniżkę droższego nie wydadzą. Tutaj mi się zdarzyło, że aptekarz odmówił wydania leku droższego i czekałam do następnego dnia aż przywiozą ten wypisany na recepcie. Wkurza mnie natomiast, że nie wolno robić odpisów leków psychiatrycznych
  7. Dlatego musi przestać tak zależeć.
  8. Hmm, myślisz, że dodanie jej do wenli dałoby coś w kwestii anhedonii? Opis brzmi super, ciekawe jak z działaniem w takim połączeniu. W wenli podoba mi się emocjonalne spłycenie, dlatego nie chciałabym jej odstawiać ale zaczynają mi się znowu moje kosmo-jazdy w głowie i zaczynam wpadać w permanentny dół, a to w moim wypadku nic dobrego. Chociaż ja nie wiem czy to dół, to takie totalne zobojętnienie + analiza, analiza i jeszcze raz analiza.
  9. Nie wiem czy istnieje coś takiego jak bezwarunkowa miłość do samego siebie, ale na pewno istnieje akceptacja samego siebie. Odkąd zaakceptowałam, że co jakiś czas musi mi się w głowie tak popierod/ić, że sama nie wiem kim jestem i co do tej poru osiągnęłam żyje mi się lepiej. Teraz np. mam zjazd znowu, chociaż nie wiem czy to zjazd czy skutek dalszego procesu akceptacji swojej osoby. Bardzo długo chciałam zaczarować rzeczywistość, ale w sumie się nie da. W sumie jak może nie być przykro, smutno i źle jak ktoś zaczyna rozumieć wiele rzeczy, które wcześniej odsuwał gdzieś w czeluści umysłu? Jak zaakceptujesz siebie przestanie Ci tak bardzo zależeć na znalezieniu miłości czy nawet znajomych. I zapomnij o tych psychologicznych bredniach, każdy musi sam znaleźć klucz do siebie.
  10. artur1978, a czym się różni taka tianeptyna od sertraliny np.? I to i to działa na serotoninę, ja wiem, że pewnie na różne receptory ale serotonina to serotonina, więc jak kogoś zamulają SSRI tianeptyna może cokolwiek zmienić?
  11. Żadne wybitne, ale trzeba się znać na robocie, żeby dorwać dobrze płatną robotę. Znam takich co te studia skończyli, a pracują w zupełnie innym zawodzie, bo z braku wiedzy i zwyczajnie umiejętności nie byli w stanie utrzymać się w pracy w zawodzie, proste. To, że coś skończysz nie znaczy, że się do tego nadajesz, tego też chyba nie trzeba nikomu tłumaczyć. Pracę dostałam, bo miałam i kwalifikacje, i umiejętności i doświadczenie. Po studiach też pracowałam w mało płatnej robocie, ale zdobyłam doświadczenie i mogę iść dalej, to chyba naturalna droga rozwoju zawodowego. W tej branży raczej niezwykle rzadko trafiają się samouki z takimi umiejętnościami, że nie muszą kończyć żadnych studiów, a nawet jeśli są faktycznie tacy zdolni prędzej zatrudniają się w organizacjach przestępczych niż w normalnej robocie. Tak się składa, że swój najgorszy epizod depresyjny miałam właśnie w chwili kiedy zaczynałam pracę w ogóle. Do pracy chodziłam cały czas, bo jednak świadomość, że mogę któregoś dnia obudzić się i nie mieć co jeść była bardzo motywująca. Poza tym chciałam pracować żeby wreszcie wyprowadzić się z domu i uwolnić od toksycznej wtedy matki. Choroba jest dla mnie zatem tylko wymówką, że ktoś nie ma pracy z tego tytułu i to bardzo wygodną wymówką. Generalnie zgadzam się z Patryk29, same studia nie wystarczą, można mieć 10 fakultetów, a nic nie umieć. Patryk29, co w ogóle u Ciebie? Odstawiasz wenlę?
  12. wkurviają mnie ludzie o ograniczonych horyzontach.
  13. Nie tylko mnie, Inez jak widać rozumie o co chodzi, ale to trzeba przeżyć, a nie zazdrościć. Nic nie stoi na przeszkodzie żeby taką pracę znaleźć i się samemu przekonać. Widzisz w tym jakiś problem? Zazdrość jest straszna, serio, na to twoje leczenie też nie pomaga jak widać. Więcej z tobą polemizować nie zamierzam, ja widać ignorowanie to najlepszy sposób (wiem z doświadczenia).
  14. Bo to są kraje, które benefity z pieniędzy podatników rozdają rozsądnie, tam nikt nie dorzuca pracownikowi budżetówki kilkaset euro za mycie rąk czy nie spóźnianie się do pracy. Co to w ogóle za chore przywileje?
  15. Mamy zdecydowanie inny poziom mentalny, już to kiedyś udowodniłaś. Jak chcesz siedzieć w pracy i nic nie robić to skończ odpowiednie studia i znajdź taką pracę - nikt ci nie broni, taka praca nie jest dostępna dla wszystkich niestety. Tylko do tego trzeba włożyć odrobinę wysiłku o czym pisałam. I gdzie napisałam, że siedzisz na zasiłku? Piszę tylko, że są tacy, którym to wystarcza. Każdy? Ludzie są różni i mają różne wyobrażenie pracy, chcesz taką to sobie znajdź, to dość proste. Jak ci to przeszkadza to lepiej nie czytaj bo znowu zaczniesz do mnie wypisywać na PW.
  16. Jakiś czas temu czytałam fajny wywiad z jakimś psychologiem, który stwierdził, że ogromny wzrost zaburzeń depresyjnych i nerwicowych w dzisiejszych czasach jest właśnie wynikiem chorej promocji bycia szczęśliwym. Gdzie człowiek nie spojrzy wszystko ma mu dawać szczęście - od proszku do prania i margaryny po bezmyślne porady w kolorowych pisemkach "10 porad dzięki, którym będziesz szczęśliwy". I po pierwsze człowiek jak już zdobędzie ten proszek do prania nagle czuje się zawiedziony, że pranie i używanie tego proszku nie daje mu takiego szczęścia jak pani w reklamie, więc coś chyba musi być ze mną nie tak, a po drugie zebranie w życiu tych wszystkich rzeczy, które mają nam to rzeczone szczęście dać kosztuje tyle wysiłku, że ludzie bardzo szybko się wypalają i tracą sens życia, czują się zagubieni. Dlatego kult pięknych, bogatych i inteligentnych ideałów to pic na wodę fotomontaż dla 99% społeczeństwa niestety. Ludzie do tego ideału chcą dążyć i sami zaciskają sobie pętle na szyi. A jak się przed tym ustrzec? Najlepiej byłoby się nie porównywać z innymi i mieć duży dystans do tego, co inni nazywają szczęściem. Ale czy tak się da? Zazdrość chyba w większości wypadków wygra.
  17. Nikt nikomu nie daje nic za darmo, na wszystko trzeba zapracować. Siedzeniem, narzekaniem i zazdrością jeszcze się nikt niczego nie dorobił, co najwyżej zasiłku. Jeśli komuś odpowiada takie życie jego sprawa, mnie nic to tego. Uważasz, że miałam wszystko podstawione pod nos, ok - Twój problem, tłumaczenie czegokolwiek niektórym ludziom jest tak bezcelowe jak stawianie iglo na Saharze. Wracając do tematu - emilk - daj znać co dalej z Twoim leczeniem. Jestem ciekawa co powie lekarz na to, że przy takiej dawce nie masz motywacji i aktywizacja jest słaba, może to samo co mnie - powinno aktywizować - mój ulubiony tekst psychiatrów
  18. No, z pogodą to dzisiaj masakra będzie, już teraz w słońcu nie da się ustać. No oglądam sobie serial, co mam robić? Żebym tylko jeszcze mogła chodzić na popołudnie
  19. Dzień dobry Państwu Jaki piękny dzień dzisiaj mamy, wstałam żeby sobie przyjść do pracy i pooglądać przez 8 godzin serial Całe życie marzyłam o tym, żeby mieć tak fascynującą pracę A najlepsze jest to, ze nikt nie rozumie, że kurvicy można dostać w takiej robocie i są jeszcze tacy, którzy mi tego zazdroszczą z naciskiem, że tyle kasy za to dostaję, że nie mam prawa narzekać. Nie zamierzam dlatego pewnym osobnikom mówić nic, bo ja nie mam prawa narzekać na nic. Można rzec, że znowu mieszkam z "mamusią". No ale nie ma co narzekać, należy to olać Jak się dziś czujecie?
  20. Kobiety zdradzają z zemsty lub ponieważ chcą się dowartościować. W związku zaczynają czuć się zaniedbywane lub też wręcz olewane i zdradzając mają nadzieję, że zwrócą uwagę męża/partnera na siebie. Coś w stylu "nie jestem aż taka beznadziejna jak ci się wydaje, potrafię zainspirować innego faceta, uważaj, bo odejdę!". I zamiast odejść i zająć się sobą mają nadzieję, że ich facet zrozumie sprawę tak jak one i nagle zacznie się starać, a zazwyczaj kończy się rozwodem/rozstaniem. Dla mnie to śmieszne. Poza tym ratowanie związku, w którym człowiek czuje się samotny i opuszczony zakrawa o żart. Takie zdradzanie jest też związane z tym, że kobiety wybierają sobie nieodpowiednich partnerów i nie czują się przy nich seksowne, pociągające, inteligentne i dlatego czują naiwną potrzebę dowartościowania się. Smutne. Faceci natomiast zdradzają ponieważ w naszym świecie kobieta służy głównie zaspokajaniu potrzeb seksualnych, nie stanowi partnera do związku. Dla faceta to jest oczywiste, że kobieta powinna spełniać jego seksualne fantazje, powinna się starać przynajmniej im sprostać skoro go kocha, a jeśli seks z nią zaczyna mu się nudzić bądź ona nie chce się zgodzić na granie dziwki z pornosa facet szuka takiej, która mu to da. No i oczywiście faceci są mega infantylni w swoich wyobrażeniach o ciele kobiety, które zmienia się z wiekiem, tu przybywa fałdek, tam pojawia się rozstęp, piersi i brzych po ciąży nie są już takie jędrne jak były i tu nagle zaskoczenie, że w łóżku żona/partnerka nie wygląda tak samo jak 10 lat temu. A po ulicy chodzi tyle młodych i jędrnych panienek, że co szkodzi zamoczyć, przecież to tylko seks. To tylko seks z kobietą, z którą dzieli się swoje życie, ma dzieci lub seks z przypadkową panienką poznaną w barze. To seks i to seks, co za różnica? Nie ważne czy się kogoś krzywdzi, męskie fantazje muszą być spełnione. Miłość tu nie ma nic do rzeczy, dla takich facetów pojęcie to istnieje tylko w słowniku i jest otoczką dla tego, co daje mu życie - wyprane gacie, pozmywane naczynia, ugotowany obiad, wykąpane dzieci. Takie jest moje zdanie na temat zdradzania przez obie płcie. Nie tyczy się to wszystkich naszego gatunku, tak oceniam motywy zdradzających, nie wszystkich ludzi. Aczkolwiek jestem zdania, że w dzisiejszych czasach nie ma czegoś takiego jak trwały związek i może promil z nich przetrwa do śmierci. Część z nas niestety czeka zdrada.
  21. MalaMi1001

    sens życia?!

    Ja nie widzę sensu życia. Żyję, bo się urodziłam, dość proste i logiczne. Po co żyje? W zasadzie wszystkie cele i pragnienia jakie kiedyś tam sobie stawiałam okazały się nie warte wysiłku jaki włożyłam w ich realizację, więc więcej celów i pragnień nie mam. Jak dotychczas nie odczuwałam radości i nie potrafiłam się z niczego cieszyć tak spierdolina, która w coraz większej dawce pojawia się w moim życiu coraz bardziej oddala mnie od poznania tych uczuć. Kiedyś myślałam, że leki uaktywnią te uczucia, że coś zmienią, ale teraz widzę, że mogą jedynie przytępić to co sprawia mi cierpienie, podobnie myślałam o terapii ale jedynie zmniejszyła ona cierpienie jakie odczuwam z powodu braku radości. Ja wiem, że pewnie cała masa osób oddałaby wiele, żeby być w tym miejscu życia, w którym ja jestem ale mnie to tak naprawdę zwisa. Mam to wszystko, ale nie potrafię tego docenić ani się z tego cieszyć, automatycznie kasuje to więc wszelkie starania do osiągania więcej. Żyję więc, bo żyję, bo nie jest mi aż tak źle żeby się zabić, ale im dalej w las tym rozczarowanie większe, tym zmęczenie tym życiem, które zmusza do robienia czegoś, czego się nie chce, czego się nienawidzi jest silniejsze i bardziej przygniata do ziemi. Ja sensu w swoim życiu nie widzę i nie czuję potrzeby go odnaleźć. Kiedyś chciałam być normalna, potrafić się cieszyć z tego co przynosi życie, potrafić uśmiechnąć się do swojego odbicia w lustrze, zrobiłam wiele żeby taką normalną być, ale nic z tego. Trzeba by było urodzić się jeszcze raz z tą wiedzą jaką mam dzisiaj i to wszystko naprawiać od zera.
  22. A ja sobie dalej biorę 75mg, nie ma sensu brać więcej, szkoda kasy, nerwów i wątroby. W sumie to odstawiłabym ale jakoś sobie tego procederu nie wyobrażam ze względu na goowniane skutki odstawienne. I nikt mi nie wmówi, że te leki nie sieją spustoszenia w organizmie skoro nie weźmie się kilku tabletek i człowiek skręca się od uboków. Kiedyś miałam inne zdanie na temat psychotropów, może dlatego że miałam nadzieję, że mi w jakiś sposób pomogą. Z drugiej strony czuję ogólnoemocjonalne znieczulenie co mi się w sumie bardzo podoba, więc to też powód dla którego nie mam ochoty w tej chwili całkowicie odstawiać. Bez tych wszystkich pier/olonych uczuć widzę wszystko zimnym, realistycznym okiem i coraz wyraźniej widzę jakie goowno sobie zafundowałam przez ostatni rok, masakra. A jeszcze niedawno myślałam, że złapałam pana boga za nogi. Uczucia wyłączają rozsądek, a ja zdecydowanie bardziej wolę jego.
  23. emilk, pewnie, że nie jest i nigdy nie była. Przy moim pierwszym epizodzie w prawdzie uratowała mi życie, jestem w 100% pewna, że albo bym się skutecznie zabiła albo depresja przerodziłaby się w stokroć gorszą chorobę psychiczną, jakieś paranoje, psychozy gdyby nie wenla. Jednak przy chorobach typu dystymia nie sprawdza się w ogóle, przynajmniej u mnie. Za pierwszym razem był to prawdziwy epizod głębokiej depresji trwający prawie 2 lata, a jak wiadomo takie leki sprawdzają się o niebo lepiej w głębokich depresjach niż przy trwałych zaburzeniach. Mnie żaden lek na dłużej nie wyciągnął z dystymii, czuję się tak samo od lat odczuwając tylko mniejsze lub większe skutki uboczne leku, a nie jego działanie. Generalnie dystymia i serotonina mają chyba niewiele ze sobą wspólnego, moim zdaniem nie ma grupy leków celującej w to konkretne zaburzenie lub zaburzenia o podobnym podłożu.
×