
buu
Użytkownik-
Postów
624 -
Dołączył
-
Ostatnia wizyta
Treść opublikowana przez buu
-
Ja miałam to samo na urodziny farby, ołówki, szkicowniki na gwiazdkę kredki, albumy. Ja myślę, że w dużej mierze były to marzenia moich rodziców. Z resztą to była jedna z tych cech mnie - jako idealnego obrazu dziecka. Talent odziedziczyłam po ojcu, on nie dostał się na wymarzony kierunek. Sądzę, że od dziecka byłam tak ukierunkowywana. Ale jako mały dzieciak nie zdawałam sobie z tego sprawy, czułam się dobrze bo widziałam, że mnie doceniano. Dopiero potem spostrzegłam, ze docenia się to, że rysuję, a nie mnie jako osobę. W pewnym momencie zaczęłam wręcz tego nienawidzić. Pamiętam jak w krytycznym momencie popaliłam wszystkie moje prace. A tak naprawdę dobrze uświadomiłam sobie te zależności dopiero na terapii. Owszem, mam nadal ciągoty artystyczne. Tego się chyba nie da wyzbyć. Ostatnio coś sobie bazgrałam tak dla siebie. Temat niby już zamknięty, ale czasem właśnie słyszę jeszcze takie zdania, wypomnienia, próby wzbudzenia poczucia winy, poczucia, że coś zmarnowałam
-
Głos_w_głowie, widzisz, to jest to samo tylko osiągnięte w inny sposób. Bo tak naprawdę nieważny jest sposób, tylko to co chcemy osiągnąć. Poczuć coś, rozładować napięcie, uciszyć ból psychiczny. Myślę, że dzielenie się tutaj nie przynosi takiej ulgi jak sama autoagresja. Gdyby tak było to byłabym prze szczęśliwa... Proszę was nie zaczynajmy znowu, dość mamy problemów
-
Ja w upały muszę być lekko, luźno ubrana bo inaczej mam wrażenie, że zemdleje. Głos_w_głowie, był już poruszany kiedyś podobny temat i stwierdziliśmy, żeby pisać w miarę możliwości o stanie w jakim się wtedy jest, o towarzyszących emocjach, o przyczynach. O udanych próbach również. A nie tylko informacji 'zrobiłam sobie coś'. Jak wychodzi to wychodzi, każdy i tak pisze co chce. Nie wiem czy problem ten dotyczy również Ciebie. Wiem, że czasem ciężko to zrozumieć. Mi się wydaje, że większość ludzi w stanie autodestrukcyjnym nie wybiera sobie miejsca, po prostu działa. Potem przychodzi poczucie winy i myśl 'o boże znowu to zrobiłam'. To nie jest fajne. Nikt tego nie chce. Są inne formy i przez cały wątek przewinęło się ich więcej, nie tylko nacinanie, cięcie skóry. Jedak z tego co zauważyłam widok krwi na większość 'bardziej działa'. Powiem wam tyle, że mnie ostatnio gówno obchodzi co obcy ludzie sobie pomyślą jak coś zobaczą. I tak ich nie znam. Bliskich znajomych to jakoś nie odstrasza. Radzę sobie, rany pogojone. I jestem z siebie dumna.
-
To prawda, środowisko artystyczne jest na swój sposób dość specyficzne. Mi pasował ten indywidualizm i odmienność. Mnie akurat historia sztuki przygniatała. Podobała mi się wzajemna analiza prac. Ja lubiłam tworzyć i to właśnie na swój sposób, z wyobraźni. Denerwowały mnie ograniczone tematy. W każdym razie bez względu na wszystko jeśli to jest 'to' to człowiek da sobie radę Trzeba szukać. acetyloCoA, również powodzenia, szkicuj dużo w wolnych chwilach, to bywa również odprężające Mnie właśnie czasem dobija to wypominanie, rodzice często sobie wspomną, że marnuje talent Dla nich tylko w tym byłam dobra.
-
No cóż udało się, ale i tak nieciekawie to wszystko wyglądało i długo. Nie byłam sama, męczyłam się. Takie parcie muszę, muszę coś szybko zrobić żeby tylko się uspokoić. Pamiętam to tak wszystko przez mgłę, później to dziwne uczucie, a dziś jakby w ogóle nie miało to miejsca. Z nadgarstkiem można sobie jakoś poradzić, niektórzy ludzie jakoś przywykli. Choć ostatnio gość w autobusie pożerał mnie wzrokiem, po czym zatrzymał wzrok na ręce i się wgapiał całą drogę. Gorzej z udami w lecie. Ja mam dość wysoko, ale przy szortach, krótkiej spódnicy, albo jak siadam coś widać. Tak sobie przypomniałam, ja robiłam zwykle dość drastyczne zmiany, ścinałam włosy do pasa na zupełnie krótkie, nagle zmieniałam styl na zupełnie inny. Jak już jakieś zmiany to zupełnie odmienne, widoczne.
-
Miałam wczoraj kryzys, ale ominęło się bez. Poryczałam sobie, pozłościłam się. A później po całej tej szopce czułam się jak naćpana, przymulona.
-
Z upodobaniami kobiet jest tak samo. Ja w ogóle nie rozumiem po co się nad tym zastanawiać. Przecież to oczywiste. To wynika z naszej odmienności. Mi się ktoś podoba, a komuś innemu już nie. Czy to z wyglądu czy cech charakteru. To normalne, tak jest ze wszystkim. Każdy ma swój gust, każdy lubi co innego. Jakie to by było nudne gdyby każdemu podobało się to samo. I fakt w tym wszystkim odrobina szczęścia jest też potrzebna
-
Ja miałam to samo zawsze wolałam ciemnych blondynów, z dłuższymi włosami, mających podobny styl do mnie, a trafiło się zupełnie inaczej. Też tak sądzę. Pewność siebie, akceptacje widać. A co do młodzieży to zainteresowanie tymi lansowanymi osobami po czasie słabnie, tak na prawdę nikt nie traktuje takich ludzi poważnie na dłuższą mete. Mam nadzieje, że większość z tego wyrośnie. Co innego oceniać kogoś po wyglądzie w drugą stronę ładna dziewczyna/chłopak wcale nie musi być pusta/pusty. Mimo wszystko wydaję mi się, że to bardziej na kobiety spada ten ciężar bycia ładnym.
-
Coś w tym chyba jest Ja chodziłam przez pewien czas do Liceum Plastycznego myślałam o Grafice na ASP lub architekturze, a później zainteresowałam się kierunkami medycznymi.
-
Pada, wieje i nie chce przestać.. I w środku i na zewnątrz.
-
Ja się muszę dopiero zorientować kto tam będzie i się pomyśli. W tamtym roku przegapiłam Muse. KeFaS racja ludzie najważniejsi dlatego chciałabym jednak kogoś znać
-
zazdrooooszczeee
-
No właśnie, dla mnie to nie jest czarno-białe. Ja chce być silna, chce się tak czuć. Nie chce by ktoś ciągle mnie podnosił, choć chce mieć też świadomość, że w razie czego załapie mnie za rękę, a ja będę mogła odwdzięczyć się tym samym. Nie chcę też czuć się gorzej bo coś mi jest. Myślę, że to przede wszystkim jest w tych naszych, że tak to nazwę mieszanych związkach zgubne, to że czasem świadomie/nieświadomie pozwalamy sami sobie czuć się w jakiś sposób wybrakowani bo coś nam dolega. To nasze myśli, uczucia wszystko gmatwają. To przez nie się odsuwam. Mam zaburzenia emocjonalne i co z tego? Nie muszę czuć się gorsza.. Ludzie czasem mają gorsze wady charakteru. Ja chcę być na równi pomimo tego wszystkiego. Nie wiem jakby to było gdybym była z kimś zaburzonym. Może faktycznie ciągnęlibyśmy się wzajemnie w dół, a może nie? Wszystko ma swoje wady i zalety. Coś pomoże, coś zaszkodzi. Wydaję mi się, że w dużej mierze to zależy od naszego nastawienia, oczekiwań, chęci. Nie można jednoznacznie stwierdzić jak jest lepiej. Jak nie widywaliście się zbyt często to faktycznie ciężko zauważyć no i wiadomo jak z uczuciami, czasem przysłonią realny obraz, zwłaszcza na początku. Chodziło mi o to czy ten związek jakoś się odbił na Twoim obecnym. Kiedy poznałaś swojego obecnego partnera? Manka jak pojawiają się takie myśli spróbuj pomyśleć o tym co Cie z nim łączy, czemu z nim jesteś. Nie możesz, ale jak widać coś Cię gryzie. To jest na zasadzie wiem, przyjmuje racjonalnie, na rozum: 'jego nie ma, wiem o tym' Ja tak z uporem szukałam przyjaciela, gdy moja przyjaciółka zmarła. Chciałam wypełnić tą straszną pustkę. Wiedziałam, że nie znajdę nikogo takiego jak ona, ale podświadomość działała i nie mogłam nikogo znaleźć, gdzieś w środku wciąż siedziało przekonanie, że nikt mi jej nie zastąpi i automatycznie nie pozwalałam sobie na bliskość z kimś innym. No właśnie dla mnie męczyć i kochać się wyklucza więc tak nie chcę.. Po prostu czasem bywa ciężko
-
Eeee tam. Nie ma to jak na trybunach
-
że znowu transmitują mecz na polsacie sport w głowie się to nie mieści..
-
Jeśli mogę spytać co się stało? Myślę, że wydaję Ci się tak, masz takie myśli bo psychicznie tego nie skończyłaś. Ja z moim poprzednim partnerem miałam wiele wspólnego, byliśmy podobni, lubiliśmy spędzać czas w ten sam sposób, mieliśmy wspólne zainteresowania, poglądy. Czuliśmy się inni, specyficzni, wyjątkowi, oderwani od schematów. Teraz jak o tym pomyślę nie czuję nic, nie czuję już nawet złości. Pamiętam o miłych chwilach. Kiedyś w marcu na festiwalu zobaczyłam go przypadkiem, ale nie podeszłam. Uśmiechnęłam się raz jak akurat przechodziłam i tyle. Chyba zauważył, że jestem z kimś. Nigdy nie myślałam, że coś będzie trwać wiecznie, ale też nie łapały mnie myśli, o końcu tak jak to się teraz zdarza. Nie myślałam jak będzie. Po prostu było. Czasem tęsknie za moim dawnym przyjacielem, po czasie uświadomiłam sobie, że tak naprawdę go kochałam, więc może dobrze się złożyło, że wyjechał. U mnie równie ponuro i deszczowo. Jak to przeczytałam jakoś smutno mi się zrobiło.. Właściwie sama nie wiem czemu. Z resztą to co wcześniej napisałeś jest istotne. Faktycznie osoba, która ma zaburzenia daje nam zrozumienie, czujemy się bezpiecznie, na równi, ale to czasem jest zgubne, bo to może w jakiś sposób nas hamować.
-
Ja bym strasznie chciała jechać, ale wątpię, że się uda miała się zorganizować jakaś większa grupa, ale coś mozolnie to idzie.
-
Forumowe pary/ fascynacja forum.
buu odpowiedział(a) na linka temat w Problemy w związkach i w rodzinie
Ale to nie jest trochę zrzucanie na tę drugą osobę jakiejś odpowiedzialności, za swoje samopoczucie, życie bo ona jest zdrowa. A jak kiedyś braknie tego partnera to kto za nas coś ogarnie? Ktoś nowy? -
Forumowe pary/ fascynacja forum.
buu odpowiedział(a) na linka temat w Problemy w związkach i w rodzinie
Przepraszam co za bzdura. Ten zdrowy parter też ma swoje problemy i też potrzebuje oparcia.. Bez znaczenia czy jedno czy oboje są chorzy/ zdrowi oboje potrzebują oparcia. Ja do tego typu znajomości zawsze stety czy niestety podchodziłam sceptycznie. -
Może jesteś w stanie trochę obiektywnie stwierdzić w jakiej sytuacji to było, albo co było przed? Albo nie wracajmy do tego. Manka on musi wiedzieć, że Ty nie jesteś jajkiem. Jesteś równorzędnym partnerem. Ludzie się kłócą, urażają i mamy prawo wyrażać złość, gdy coś, ktoś nas obrazi, zrani, dotknie, poruszy. Więc powinien o tym mówić, tak jak i Ty. Wszystko co złości, cieszy, co ma na myśli. Sama mówiłaś jak jest z mamą. Zawsze do niej udajesz się porozmawiać? Masz kogoś innego, rodzeństwo? Matka sama w sobie to bardzo bliska osoba, od której często oczekujemy aprobaty, nie potrafimy być obiektywni. Jak w ogóle się trzymasz po odstawieniu leków? Chodzisz dalej do lekarza? To są złote, choć trudne dla nas słowa. Trudne do podjęcia, realizacji przez blokady, które w sobie mamy. Próbujmy. Dla siebie. Tak w ogóle śluby kojarzą się ludziom przyjaźnie, jako szczęśliwe, wspólne życie. Jak mi ktoś wspomina choćby w żartach o tym lub o czymś wybiegającym w daleką przyszłość to czuje coś wręcz przeciwnego. Przypomina mi się, że nic nie jest na zawsze.. Że za chwile może się skończyć. Też nie chce się czuć samotna w jakikolwiek sposób, też się czasem boję, że zostanę sama jak palec, i nawet jak przypuszczam, że dam sobie rade ze wszystkim to co to za życie? Rodzina też mnie nie rozumie, momentami katuje moją psychikę. Mimo to chodzi o to by bez względu na wszystkich, na okoliczności zewnętrzne potrafić samemu sobie radzić w takich sytuacjach, ze swoim czasem krytycznym stanem. Nie zawsze ktoś jest pod ręką, nie zawsze zrozumie. Brutalne.. ale tak właśnie jest. I podobno to jest ważne. Odcięłam się od tego. Staram się nie myśleć jak słyszę jakieś powiązania z tym. Ogólnie nie wiem.
-
Ja mam zapisany lek doraźnie, staram się go rzadko używać. Boję się, że zacznę sięgać coraz częściej. I tylko zastąpię czynność inna - tabletką. Swego czasu trochę przesadziłam robiąc w autodestrukcyjnym stanie różnie mieszanki. Póki co daję radę, jakoś udaje mi się odganiać to wszystko na tyle by nic sobie nie zrobić. Ale nie chcę zapeszać. Taa.. Dla mnie to był koszmar. Aż teraz do nie dowierzam, że nie trafiłam do szpitala.
-
Umówiłam się na dzisiaj i z trudem wywlekam się z łóżka. Na samą myśl o drodze robi mi się niedobrze. Ale robię kawę i ruszam jakby nie było
-
Ja wtedy nie myślę o tabletkach
-
Lady_B, jak widać relacje z ojcem przekładają się na Twoje życie partnerskie. Zawsze są dwie strony medalu, więc jest też i mama. Zarabia, jest niezależna, jakoś sobie radzi, super. Ale co z jej życiem emocjonalnym? Na pewno to też nie przeszło tak o i miało jakiś wpływ. Sama widzisz, że wypiera, odrzuca to co się działo. Co to znaczy, że nie byłaś idealna jak Twój brat? W czym on był niby lepszy? Zajmował się wami jak zabrakło ojca? O co chodzi? Tak jak wspomniała ewap99, przyczepianie etykietek, zastanawianie się czy w ten syndrom w to zaburzenie też się wpasujesz do niczego nie prowadzi, jest jedynie puntem wyjścia do pracy nad sobą, nad tymi mechanizmami. To, że nie wiesz co czujesz nie znaczy, że nie czujesz nic..
-
Alexandra74, wtedy oczekiwałaś, że ta osoba zostanie z Tobą? Co zrobiłaś, poprosiłaś o to? Czujesz się niepotrzebna bo? Myślę, że wszyscy doskonale znają tutaj teksty typu 'inni mają gorzej' i inne tego typu zamienniki. Moim zdaniem nie ma co bagatelizować niczyich problemów, nie umniejszać, nie licytować się kto ma gorzej. Każdy ma jakie ma. Nie ma co porównywać np chorego na raka z osobą, która ma nerwice. Jesteśmy tak skonstruowani, że póki coś nas nie dotknie nie jesteśmy w stanie tego pojąć. Nie mówię tutaj o egoizmie. Ale ważne jest to co się dzieje z nami, w końcu to nasze życie, o które mamy prawo zadbać. Czasem wydaję mi się, że istnieje jakieś ogólnospołeczne kryterium co do osądzania, który problem, choroba jest gorsza. Takie porównywanie nie ma sensu bo co to da? dune, czyli mąż zupełnie nie wie co Ci dolega, tak? Bałaś mu się powiedzieć bo.. Jak myślisz co by się mogło stać? Rozmawiasz z kimś w ogóle o tym?