Wiedziałam, że tak będzie.
Zadzwoniłam, pogadałam chwilę, umówiliśmy się na wtorek.
Ale przecież WSZYSTKO W PORZĄDKU U MNIE.
Boże, siedzę i wyję, wiedziałam, wiedziałam...
obydwa pomysły niehigieniczne i odpychające jak dla mnie
bardzo się boję, że go skrzywdzę, chyba stąd to...
a jak się rozpłaczę w słuchawkę, albo będę mu przeszkadzać albo nie odbierze?
Powinnam powiedzieć, że nie, ale jakby ktoś mnie powiedział, że samobójstwo na 18 to chujowy pomysł, to bym sie wkur wiła.
dlaczego więc mam opór zeby zadzwonic?
Czekam.
Nie zadzwonię, tylko jak zasrany pies czekam i wyję.
Za każdym razem, jak podjedzie autobus, stoję w oknie.
Przecież wiem, że nie przyjedzie, sam nie wiedział, a teraz to już nie pora właściwie.
Tylko co z tego, że wiem?
Chyba nie na ciebie, ale nie wiem po co wyglądam i dlaczego nie mogę przestać.
Co do strzelania, ja mogę ew sobie jebnąć z maszynówki serię w łeb
jak mam przestać czekać?
wstaję - pije kawsko/a - palę peta/y - martwię się/boję/denerwuję/smucę (...) - wieczorem coś jem - idę spać
PO JAKIEGO CHOJA WCIĄŻ WYGLĄDAM PRZEZ OKNO ZA KAŻDYM RAZEM JAK PODJEDZIE AUTOBUS?
Jestem sama, czuję się sama, jestem ciężarem, nie czuję się kochana.
I może tak jest lepiej?
Ja tak strasznie wszystkich krzywdzę, wolę być sama niż krzywdzić nieustannie.
paradoksy, owszem
Alex1963, i nie będę prosić=obarczać nikogo=krzywdzić nikogo
Idę sprzątać. Będę odkurzać i wyć, może tym razem sąsiedzi nie będą musieli tego słuchać...
Przed tym, co we mnie jest, bo to jest złe.
Przed tym cierpieniem, które w sobie noszę.
Przed tym bólem.
Bo mogę tym kogoś skrzywdzić, jezu, mogę skrzywdzić...
Nie chcę. Nie mogę. Nie pozwolę.