Armagedon.
Spałam u przyjaciółki, bo samotna noc z takim nawałem myśli samobójczych mogła się skończyć jednoznacznie.
Znów jestem sama, wciąż czuję ból, ale jakiś bardziej przeciągły, mniej w nim desperacji, a więcej cierpienia.
Nie przyjechał, zapewne klient jeszcze mu nie zapłacił, nie wiem, czy przyjedzie, nic nie wiem. Jestem najsamotniejszą istotą pod słońcem, i co najgorsze, nie mogę na nikogo zwalić winy - ona zawsze była, będzie i jest moja.
Muszę spotkać się z ojcem, żeby oddać mamie pieniądze za odrobaczanie Hamleta. Już nie pamiętam tych krzywd tato, już wszystko w porządku.
Jak zwykle...