Skocz do zawartości
Nerwica.com

Korat

Użytkownik
  • Postów

    986
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez Korat

  1. Drażni mnie to , że w imię jakiejś idealizacji i sztywnych zasad moralnych , nie można poprosić o eutanazję. Dostać zastrzyk usypiający tak jak to robi się zwierzętom i w spokoju odejść. Dobrze wiadomo , że z tym typem zaburzeń co większość z nas ma za wiele nie da się zrobić , a poziom cierpienia przekracza już wszelkie granice. Gdyby na ból psychiczny można było umrzeć , to od ośmiu lat już bym nie żył.
  2. a ja do nikogo nie miałem aluzji , po prostu przeczytałem post Hani i mi się takie coś przypomniało
  3. Korat

    Znaczenie wyglądu.

    Najwięcej superlatyw są w stanie w człowieku znaleźć ci co go nigdy nie widzieli. Szczerze mówiąc wolę usłyszeć prawdę, albo zwrot "nie wiem". Dla mnie ludzie mogą być jednocześnie piękni i wstrętni z wyglądu w zależności od tego co o nich myślę i z jakiej perspektywy oceniam ich wygląd.
  4. Krwiopij, przypomniały mi się dwa najbardziej cyniczne zwroty jakie można powiedzieć osobom w takiej sytuacji jak my. Pierwsze to właśnie "całe życie przed tobą" ,a drugie "ciesz się ,że żyjesz". Normalnie nie wiem czy śmiać się czy płakać jak od kogoś takie coś słyszę. Ja bym komuś to powiedział tylko wtedy gdybym chciał komuś na maxa dokopać.
  5. Wreszcie coś pozytywnego zobaczyłem. Mianowicie film "The Expendables" ze Stallone'em Jet'em lee i innymi. Świetny motyw dali , że gościu mówił o tym że jest w środku martwy i że stracił swoją szansę na uratowanie resztek człowieczeństwa, Stallone nie chciał być pustym i martwym w środku zabijaką i dlatego postanowił kogoś uratować. Podoba mi się taki sposób walki o życie . Mnóstwo wybuchów , rozpierdzielania wrogów i oczywiście wygrywanie dobra w każdym calu mimo miażdżącej przewagi zła. To jest coś co daje kopa. Super film jak dla mnie :)
  6. Mam wrażenie jakbym był osaczony. Nigdzie nie mogę uciec , coraz bardziej zacieśnia się krąg problemów , które mnie zewsząd miażdżą. Nie widzę szans na wyjście z tego, śmierć jest dobrym rozwiązaniem ,ale nie teraz. Muszą się spełnić ku temu jeszcze inne warunki, tyle że to może trochę potrwać. Pytanie , które sobie stawiam nie brzmi już "jak się wyleczyć?" tylko "jak znieść bytowanie do momentu śmierci?". Najchętniej dałbym się zamknąć w szpitalu psychiatrycznym i już nigdy z niego nie wychodził. Dałbym się odciąć od świata, po to by dać się wykończyć. Najpiękniejsza rzecz jaka mogłaby mnie spotkać, to zasnąć dzisiaj i już nigdy się nie obudzić.
  7. Kiedyś napisałem takie streszczenie na temat moich przemyśleń odnośnie sensu życia , które pojawiły się w kontekście wiary w Boga. Jak ktoś chce to może przeczytać moje wypociny Gdy się mówi o Bogu i religiach to automatycznie nasuwa się pytanie na temat sensu życia w tym takim najbardziej spektakularnym znaczeniu. Religie mają swoje odpowiedzi na temat ostatecznego sensu, a ja mam takie o to przemyślenia na ich temat. Najpierw chciałbym się uporać z definicją pojęcia "sens życia". W wikipedii piszą ta: Sens życia – istota i cel ludzkiej egzystencji, powołanie człowieka, to, co uzasadnia trud życia i czyni je wartym przeżycia. Od razu powiem , że mam problem ze zrozumieniem tej definicji, w sumie to chyba w ogóle jej nie rozumiem. Jak dla mnie według tej definicji za sens życia można przyjąć cokolwiek, nawet wypicie piwa. A mi chodzi o coś wielkiego, bo wyrażenie "sens życia" brzmi doniośle , doniosłe są także sensy życia według różnych religii, np. katolickiej w której idzie się do nieba, to jest coś spektakularnego, coś co zadowala człowieka we wszystkich aspektach jego istnienia, na każdego w niebie czeka spełnienie wszelkich jego marzeń i potrzeb. To faktycznie brzmi sensownie na pierwszy rzut oka. Dlatego ja też szukam takiego sensu życia, który byłby czymś doskonałym, bo chyba tak należy rozumieć sens życia, jako jakąś bliżej nieokreśloną doskonałość, którą miałby człowiek osiągnąć. Trzeba by się zastanowić jak ta doskonałość miałaby wyglądać i jakie są jej cechy, ale może wcale nie będę musiał tego robić, bo być może wkopałbym się w ciąg coraz to kolejnych coraz bardziej fantastycznych i abstrakcyjnych pojęć, który niekoniecznie musiałby się skończyć bez popadnięcia w paradoks. Dlatego też zacznę od fundamentu i postaram się odpowiedzieć jakie ogólne warunki muszą być spełnione, żeby w ogóle móc powiedzieć , że "sens życia" w jego najgłębszym , najdonioślejszym wymiarze może istnieć. Na początek przychodzi mi do głowy , że żeby moje życie czy życie kogokolwiek miało sens , to muszę w jakiś sposób istnieć żeby ten sens realizować. Wiadomo, że każdy umrze, więc tu pojawia się pierwszy problem. Jeśli giniemy w taki sposób, że nas samych po śmierci nie ma, nie ma żadnej duszy , nic , po prostu nas nie ma, to nasza rola się skończyła i my , nasze jestestwo , nasza świadomość w żaden sposób nie realizuje żadnego sensu życia. Nicość nie wydaje się mieć sensu. Odrzucić też trzeba myślenie , że choć my nie żyjemy to zrobiliśmy coś dla innych, coś co przełożyło się na życie innych oraz przyszłych pokoleń , więc nasze życie miało sens. To bzdura, bo przy takim podejściu , gdy czas istnienia każdej istoty w jakiejkolwiek formie jest skończone, to gdy nawet coś dobrego zrobimy, to dzień po naszej śmierci ktoś może porozrzucać setki bomb atomowych po świecie i wtedy wszystko szlag trafi, a jaki to niby miałoby mieć sens? Z tych rozważań nasuwa się pierwszy wniosek, że "ja" jako "ja" , muszę w jakiś sposób istnieć , żeby moje życie miało sens. Chociaż może rozważę jeszcze jedną okoliczność w tym momencie, mianowicie motyw sensu życia w trybie dokonanym. Jeśli przyjmiemy , że sens życia to jakiś cel, który można osiągnąć , to po jego osiągnięciu możemy już nie istnieć , bo sens życia się zrealizował i kit z tym co będzie dalej. Ale jak już wcześniej napisałem , nicość nie brzmi sensownie, więc taka opcja raczej nie jest sensowna. Dlatego też przyjmijmy, że nasze życie nie kończy się wraz ze śmiercią , ba, załóżmy , że w jakiejś tam formie będziemy istnieć wiecznie, tak by nie wpaść w paradoks nicości. Ta forma w jakiej mielibyśmy istnieć też na mój gust powinna mieć specyficzne cechy. Na przykład warto by było żebyśmy nie istnieli w formie nieożywionych pierwiastków nie mających praktycznie nic z tego co cechuje nas jako istoty żywe. Stąd wniosek , że dobrze by było żeby istnieć , mając świadomość , w ogóle najlepiej żeby w sferze duchowej chociażby być tym kim się jest , tak żeby można było powiedzieć , że ja to ja. Powiedzmy więc że po naszej śmierci będzie żyć nasza "dusza" jakkolwiek ją rozumieć i że na podstawie wcześniejszych rozważań będzie ona istnieć wiecznie. Istnienie przez nieskończony czas ma swoje problemy, o których teraz powiem. Gdy chcemy istnieć nieskończenie długo to jak na mój prosty rozum nie da się zrealizować w takim przypadku sensu życia rozumianego jako cel ostateczny, można jedynie do niego dążyć , a więc w tym wypadku sens życia byłby tylko marchewką na kiju , która służyłaby jedynie jako motywacja, ale w gruncie rzeczy jako że nie mogłaby być osiągnięta to nie może być sensem życia, bo zakładam trywialnie , że sens życia musi istnieć, a więc musi się zrealizować. W przeciwnym razie to byłoby tak jakby ktoś nam obiecał mieszkanie , w budynku na ostatnim piętrze , który dopiero powstaje. My byśmy patrzyli i czekali aż budowa się skończy , tylko że gdyby ten budynek miał mieć nieskończoną ilość pięter to my nigdy w nim nie zamieszkamy , nigdy nie doznamy tego szczęścia związanego z zamieszkaniem w nim. Jest jeszcze jedna możliwość , mianowicie że osiągniemy cel ostateczny i będziemy bytować jako istoty , które osiągnęły cel ostateczny. Tylko co wtedy? co potem? Człowiek z natury swojej, aby żyć i istnieć musi stawiać sobie jakieś cele, bez tego umiera. Wyobrażacie sobie , że w wieku 5 lat mama wam mówi , że właśnie zrealizowaliście swój sens życia i wszystko co od tej pory robicie już nie jest tak ważne , bo sens życia już za wami? To by było co najmniej dziwne i nie wiem czy chciałoby mi się żyć po takim czymś , bez nadziei że istnieje coś większego niż to co osiągnąłem. Toteż po tych rozważaniach dochodzę do wniosku, że sens życia może istnieć jedynie wtedy gdy istniejemy duchowo przez nieskończenie długi czas i gdy sens życia rozumiany jest inaczej niż cel ostateczny. Mógłbym w tym miejscu zacząć rozmyślać czym w takim razie mógłby być sens życia , żeby mógł zrealizować się i być sensowny mimo to , że ja będę istnieć przez nieskończenie długi czas, ale chyba łatwiej podejść do tego z drugiej strony i spróbować uzasadnić , że nie da się mówić o jakimkolwiek sensie życia dla istoty , która istnieje przez nieskończenie długi czas. Z prostej przyczyny, mianowicie na samym wstępie stwierdziłem , że sens życia to szeroko pojęta doskonałość. Jeżeli więc zrealizuje się coś co jest doskonałe , to doskonalsze nic już ponad to nie będzie. Więc albo w momencie osiągnięcia sensu życia zatrzyma się czas i będziemy zawieszeni w stanie doskonałości , albo od momentu osiągnięcia doskonałości będziemy już tylko bytować bezwiednie , bez żadnych celów , bez woli zmieniania czegokolwiek , bo przecież wszystko co osiągnęliśmy jest doskonałe. Z tych dwóch scenariuszy ani jeden ani drugi nie jest tym co czego chciałbym dążyć i w żadnym wypadku nie widzę w tym sensu swojego życia. Zatem odnoszę wrażenie, że słuszne jest stwierdzenie , że nie ma sensu życia dla nieskończenie długo żyjącej istoty. Wobec wcześniejszych wywodów wygląda na to , że nie istnieje także sens życie dla istoty żyjącej przez skończenie długi czas. Jako, że można istnieć jedynie albo przez skończony czas , albo przez nieskończony , z tego wynika wniosek ogólny , że sens życia nie istnieje. I to jest moje zdanie w tym temacie, uważam , że życie nie ma sensu, ale nie czuję się jakoś specjalnie źle z tym wszystkim. Jak dla mnie w ogóle stworzenie pojęcia sens życia to była pomyłka i ślepy zaułek. Nie ma w tym pojęciu żadnej obiektywnej prawdy, a zostało moim zdaniem wytworzone na potrzeby ewolucji dla człowieka ,aby motywować go działania o przetrwanie i rozwój. Jest więc abstrakcją, ale daje nam skutki w postaci lepszego samopoczucia i skutkuje zwiększoną skutecznością i efektywnością na rzecz przetrwania naszego gatunku. Można wskazać setki takich bytów , które wpływają na nas motywująco , ale są bredniami patrząc na nie z obiektywnego punktu widzenia. Takie twory powstają na potrzeby naszej złożonej psychiki i po to żeby stłamsić rozum , który nie raz gdyby nie nasze instynkty , przeczucia i zbawcza rola podświadomości, doprowadziłby nas ku śmierci. Dlatego też jakby nie patrzeć , sens życia jest odczuciem bardzo pozytywnym , ale raczej nie prawdziwym, w tym sensie w jakim ja go rozumiem. Ja wolę mówić po prostu , że mam w życiu cele, że uważam coś za słuszne, że wierzę w coś i chcę to coś zrealizować mimo, że nie mam pewności że to przyniesie pozytywne skutki. Liczy się to , że ma się wolę czynienia dobra, wtedy każdy czyn wypływający z tej woli jest moralnie słuszny i myślę że to jest wszystko co człowiek może zrobić. Niby tylko tyle, ale dla mnie to jest aż tyle. Tak ja się na to wszystko zapatruję na dzień dzisiejszy. Wiadomo jednak ,że taki prosty człowiek jak choćby ja może być w błędzie, dlatego byłbym wdzięczny żeby jeśli ktoś wie coś więcej na temat sensu życia , wytknąłby mi błędy i uzasadnił , że się mylę, bo jeśli jestem w błędzie i ostateczny sens życia jednak istnieje , to i moje życie byłoby dzięki temu weselsze
  8. bo na Gdynię spadła bomba atomowa, nie wiedziałaś o tym ?
  9. Ja mam opinię na temat tej całej sprawy, zapewne kontrowersyjną, ale tak to widzę i nic na to nie poradzę. Po pierwsze nasunęły mi się w związku z tą sprawą dwa pytania: 1. Po cholerę gościu zakładał rodzinę? 2. Skąd do licha miał broń? Doszedłem do wniosku , że ten człowiek to totalny debil , być może jakiś ułomny typ na sterydach, któremu się wydaje że wszystko musi być zrobione pod niego. Gdyby miał mózg , a co najmniej by go używał , to by się pokierował trochę altruizmem i wiedząc , że jest idiotą , i czubkiem , nie zakładałby rodziny , a spluwy użyłby tylko po to by strzelić sobie w łeb. Wtedy bym mu nawet współczuł , ale egocentryzmu nie znoszę.
  10. ja też zmarnowałem sobie życie
  11. Życie dla mnie nie ma sensu, pojawiłem się na tym świecie wcale nie wyrażając swojej woli. To, że istnieję jest niezależne od mojej woli i świadomości, za trzymanie mnie przy życiu odpowiadają zaprogramowane ewolucyjnie nieświadome procesy. Do tego trzyma mnie poczucie winy , że nie jestem sam na tym świecie i że skoro już się na nim pojawiłem to obowiązują mnie pewne zasady. Muszę oszacować kiedy odebranie sobie życia przyniesie więcej korzyści niż bytowanie. Póki są osoby bliskie takie jak mama i tata, nie mogę odebrać sobie życia bo by bardzo cierpieli , a oni chcą żebym żył. Może kiedyś będą mnie nienawidzić , albo odejdę z tego świata przede mną , to wtedy nie zawaham się wcielić swojego planu zerwania z tym światem.
  12. enen, pójście do psychologa czy psychiatry nie oznacza , że od razu ciebie tam pokroją jak na stole operacyjnym. Po prostu warto się poradzić co w twojej sytuacji zrobić, bo na tym forum to są cierpiący ludzie, a nie specjaliści , którzy ci pomogą. Możemy co najwyżej pomóc dobrym słowem.
  13. Coś tkwi w twojej podświadomości co niszczy ciebie na zewnątrz. Najlepiej udać się do specjalisty, który pomoże rozwiązać wewnętrzne konflikty.
  14. A to przez przypadek musiałem to zrobić. Nie pamiętam niestety co tam napisałem , ale pewnie nic ważnego.
  15. Korat

    Why suicide?

    Chodząc na terapię zauważyłem, że kompletnie nie potrafię opisać słowami dlaczego pragnę odebrać sobie życie. Pomimo tego, że w umyślę widzę przyczyny jak na dłoni , to werbalnie nijak nie jestem w stanie tego przekazać. Dlatego też stworzyłem metaforę (co ciekawe potrafię tworzyć metafory, ale jestem kompletnym nieudacznikiem jeśli chodzi o odczytanie tych , które nie są stworzone przeze mnie), w której w przenośni zawarte są powodu tego, dlaczego chcę umrzeć. Być może są tu ludzie z tym samym problemem co ja, którym ta opowieść pomoże zrozumieć siebie. Dlaczego samobójstwo? Wyobraź sobie, że od młodości żyjesz na statku mając postępującą chorobę morską. Ciągle wypadasz za burtę, przy czym każdy kolejny pobyt poza statkiem jest coraz dłuższy. W efekcie jesteś na etapie, że za burtą w zimnej wodzie spędzasz właśnie któryś z kolei rok i zapominasz już nawet jak było na pokładzie łącznie z obowiązującymi tam zasadami. Gdy cudem udaje ci się tam wrócić, czujesz się zagubiony i nie potrafisz się odnaleźć. Znowu wypadasz za burtę, ale już z coraz mniejszym zapałem starasz się dogonić statek. Ucieka ci on na coraz większe odległości. Do tego dostrzegasz, że ten statek powoli tonie. Nabierasz zwątpienia czy w ogóle warto tam wracać. Nad tobą gromadzą się czarne chmury, morze staje się coraz bardziej wzburzone, a na dodatek czujesz zbliżające się wygłodniałe rekiny. Chcesz zabić się osobiście, zanurzając się głęboko pod wodą i utonąć. Po to by uniknąć okrutnego końca z rąk niebezpieczeństw, które nieuchronnie się zbliżają. Twój jedyny ratunek, statek. Czy tam mam się udać?
  16. Sprawdziłem. Jest takie pojęcie jak osobowość autodestrukcyjna opisana w dodatku do DSM-III-R. Inna jej nazwa to osobowość masochistyczna. Osoba autodestrukcyjna : - osoba uległa, -unikająca przyjemności, -służalcza, - czuje się godna potępienia, -usuwa się w cień, - zachęca innych do wykorzystania jej, -celowo udaremnia własne przedsięwzięcia, -poszukuje związków z partnerami, którzy ją potępiają lub źle traktują. Autodestrukcyjne zaburzenie osobowości według DSM-III-R: A. Utrwalony wzorzec zachowań przynoszących szkodę jednostce, który pojawia się we wczesnej dorosłości i ujawnia w różnych kontekstach. Jednostka często unika lub nie dopuszcza do przyjemnych doświadczeń, angażuje się w sytuacje lub związki, które przysparzają jej cierpienia, uniemożliwia innym udzielenie sobie pomocy, na co wskazuje pięć poniższych kryteriów: (1) Jednostka wybiera sytuacje i osoby, z którymi kontakt przynosi jej rozczarowanie, niepowodzenie lub złe traktowanie; nawet wtedy, gdy wyraźnie dostępne są lepsze możliwości; (2) Odrzuca lub udaremnia starania innych, by jej pomóc; (3) na pozytywne wydarzenia osobiste(np. nowe osiągnięcie) reaguje przygnębieniem, poczuciem winy lub zachowaniem, które powoduje cierpienie (np. prowokuje wypadek); (4) prowokuje złość lub odrzucenie przez innych, po czym czuje się skrzywdzona, poniżona lub upokorzona (np. publicznie ośmiesza współmałżonka, a gdy ten odpowiada złością, czuje się zdruzgotana); (5) odrzuca okazje do odczuwania przyjemności lub niechętnie przyznaje, że coś ją cieszy (mimo posiadanych odpowiednich umiejętności społecznych i zdolności odczuwania przyjemności); (6) nie udaje jej się zrealizować zadań ważnych z punktu widzenia osobistych celów, mimo iż obiektywnie jest do tego zdolna, np. pomaga kolegom studentom pisać prace, ale nie potrafi napisać własnej; (7) okazuje brak zainteresowania osobom, które konsekwentnie dobrze ją traktują, lub odrzuca je, np. nie pociągają jej opiekuńczy partnerzy seksualni; ( skrajnie poświęca się dla osób, które tego nie oczekują. Źródło: "Zaburzenia osobowości we współczesnym świecie", Millon, Davis.
  17. Monika1974, Cześć Naturoterapeuty? To taki terapeuta , tylko że do tego naturysta?
  18. Czytając wasze posty uświadamiam sobie jak martwy w środku jestem. Stałem się robotem.
  19. Stare prawo znajomości internetowych mówi, że im kogoś bardziej lubimy tym dalej od nas mieszka.
  20. O kurde to dokładnie jak ze mną. Zawsze muszę wszystko sam zrobić, nie potrafię prosić o pomoc. Nawet na studiach despotycznie zabraniałem mojej grupie pytać się prowadzącego o wskazówki, bo musiałem sam do wszystkiego dojść. Przez to wpadam często w pułapki bez wyjścia , bo na tym świecie tak nie można i zginę jeśli tego nie zmienię. Warto też wiedzieć dlaczego od lat leki w ogóle na mnie pozytywnie nie działają.
  21. Tak właściwie to dlaczego w wątku o Gdyni jest mowa o umawianiu się w Gdańsku ?
  22. Gorąco tobie współczuje fallenone26. Jestem świadom jak bardzo szybko potrafi na samo dno zesłać tkwienie w błędnym kole. Powiem ci to co mnie zawsze najbardziej buduje, mianowicie że istnieje niezerowe prawdopodobieństwo wyjścia z tego gówna. Trzeba dać ze swojej strony tyle ile się da, a wtedy cokolwiek by się nie działo przynajmniej nie my za to odpowiadamy. Na świecie był już nie jeden człowiek, który wyszedł z podobnej sytuacji i trzeba zdecydowanie patrzeć na szansę dla siebie, a nie przewidywać kolejne porażki. Radzę ci na powrót zaczepić się o specjalistów od pomagania , czyli psychologów itp. Z ich fachową wiedzą będzie ci łatwiej. Małymi krokami w końcu uda ci się osiągnąć więcej niż na pewno sobie w tej chwili wyobrażasz, ale musisz zacząć od pokonania swojej niechęci do działania. Potem jak machina ruszy to może ciebie zaskoczyć.
×