-
Postów
12 850 -
Dołączył
-
Ostatnia wizyta
Treść opublikowana przez Korba
-
z kimś konkretnym :)
-
[videoyoutube=Lr-RWU1qUZQ][/videoyoutube]
-
na groby, a potem luuuuzz, film i rozmyślania, chyba, że mnie rodzinka nawiedzi. zmienić awatar na inny?
-
Palę fajurkę, piję wodę, słucham Ema i nie mam poczucia winy...... Bezcenne.
-
na szczęście ktoś czuwa i w odpowiedniej chwili budzi admina z poimprezowej drzemki
-
na szczerą rozmowę z Kimś.
-
Monika1974, na tańcach to ja nie byłam hoho.... raz że po lekach szybko się męczę, zero formy, 2 przerażają mnie tłumy i konieczność bycia blisko obcych ludzi, nie daj Boże miałby mnie ktoś otrzeć o mnie brrrrrr..... nie wiem jak będzie, na razie postanowiłam, że pójdę, a martwić się będę zapewne jakieś 5 dni przed 20 listopada. nocka słaba, estazolam nie podziałał, głowa zaczęła boleć, obejrzałam film, wzięłam tabsa na ból i jeszcze jednego estazolama. gdyby nie Kota to bym pewnie spała jeszcze. a tak wstałam i wysprzątałam kuchnię, łącznie z umyciem okna, które nie było myte... hoho.... energia nawet jest, nie chcę myśleć o samopoczuciu, bo boję się, co tam znajdę. muszę wybrać się na cmentarze, co mnie stresuje oczywiście. myślę o przyszłości, widzę dla siebie tylko jedno rozwiązanie, które może mnie uratować. zastanawiam się, czy ma szansę się ziścić. ale pierwszy raz w życiu tak bardzo tego pragnę (tzn bycia z kimś na dobre i na złe) i nie mam ani minimalnej wątpliwości co do tego. a zawsze miałam ich miliony. Boże, tak rzadko proszę o coś, pomóż mi nie spieprzyć już niczego........ plis plis plis
-
Monika1974, nie, tańców nie - było, to był taki babski comber - dużo śmiechu. ale tańce zaplanowane na 20 listopada - kumpela robi parapetówę, a potem ruszamy do Clubu 80. to będzie dopiero przełom - miejsce publiczne... ale tam świetnie grają, a ja zawsze uwielbiałam tańczyć...
-
paradoksy, Basiu, herbatka z miodem i cytryną i najlepiej z dodatkiem imbiru. kocyk, seriale, porozpieszczaj się.
-
Tenuis, być może będziesz musiała podjąć kilka prób. między terapeutą a Tobą musi zaskoczyć. tak mi się wydaje.
-
Może faktycznie macie rację. Zapytam o to terapeutkę w środę. [Dodane po edycji:] Asiu znam to uczucie.... choć u mnie ono występuje w mocnym antagoniźmie z potrzebą stabilizacji. ja wciąż odczuwam na każdej płaszczyźnie silne skrajności. jednak ostatnimi czasy potrzeba stabilizacji i opieki jest silnejsza ponad wszystko. ja nigdy nie prosiłam o opiekę i zainteresowanie, teraz mam ochotę mówić to wprost, ale tylko niektórym osobom. ja już po prostu wiem, że dłużej tak nie pociągnę.
-
poszłam, choć wszystko we mnie krzyczało "nie!", ale było w porządku. to dla mnie bardzo duży krok... także jestem z siebie dumna.
-
A ja leniuchuję... odpoczywam pod ciepłą kołderką, z ciepłą mięciutką Kicią u boku i się rozpieszczam... - po wczorajszej imprezie, na którą wyjście kosztowało mnie sporo nerwów i rezygnowanie 3 razy na minutę..., ale nie było źle... I rozmyślam sobie o..
-
mam gdzieś jaka przyjdzie pora roku, chciałabym być szczęśliwa jakie plany na dzisiejszy wieczór?
-
umieram ze strachu
-
Frank i Joe Jestem chyba skazana na pisanie o filmach. Jako miłośniczka kina i filmu jako gatunku sztuki często znajduję inspirację właśnie tam. Dziś więc znów będzie filmowo. Niedawno obejrzałam obraz, którego scenarzystą i reżyserem jest Sean Penn. Powstały w 1991 roku „Indiański biegacz” nie należy do rodzaju komercyjnych produkcji amerykańskich. Opowiada historię dwóch braci. Joe jest policjantem. Wiedzie nieskazitelny żywot z żoną i synem u boku. Frank jest jego zaprzeczeniem. Jest typem człowieka, którego Joe mógłby ścigać. Policjant rozpaczliwie chce pomóc bratu ustatkować się. Frank rozpoczyna pracę, żeni się, oczekuje dziecka. Akcja toczy się spokojnie, chwilami dłuży. Pozorna sielanka zostaje zburzona. Frank nie potrafi wyzbyć się swej natury i oddala się od rodziny. Rodzące się powoli przesłanie pod koniec filmu staje się boleśnie jasne, niemalże zostajemy nim uderzeni w twarz. Tu nie mogę odmówić sobie zacytowania dialogu z jednej ze scen końcowych, kiedy między braćmi dochodzi do kłótni. Frank, po burzliwej wymianie zdań, mówi: - Ty masz zamknięte oczy. I niech tak pozostanie. - Ja mam otwarte oczy. – Joe oponuje – I kocham patrzeć na mojego synka, na moją żonę, na mój dom, na mój ogród. I kocham ciebie, Frank. - I to wszystko? - Dlaczego ciebie to tak przeraża? - A dlaczego ciebie to nie przeraża?! Mnie to przeraża. Budujemy sobie bezpieczne życie otaczając się rzeczami, które, jak ustalono, są cenne. Moja żona, mój mąż, mój syn, mój dom, mój ogród, moja praca... To ci musi dać szczęście. Jeżeli nie dążysz do tego, by je sobie właśnie tak budować, coś z tobą jest nie tak. Mało kto zauważył, że to, co dla jednych jest pełnią szczęścia, innych doprowadza do szaleństwa (tak jak biednego Franka). Jakie pytanie słyszy najczęściej wolna kobieta przed trzydziestką?... Od dzieciństwa marzyłam o tym, by napisać książkę. Jednak gdy spotykam krewnych bądź znajomych nie słyszę „Czy masz już pomysł na książkę?” tylko „Czy wyszłaś już za mąż?”. Od tego pytania dostaję obłędu. Nie jest wyznacznikiem mojej wartości to, jak układają mi się sprawy uczuciowe. Pewnym jest dla mnie, że nie muszę budować sobie życia na stereotypach. Gdy obserwuję ludzi, zauważam na przykład młodego faceta na dobrym stanowisku, który wierzy, że robi coś bardzo ważnego. Siedzi do wieczora w biurze po to, by zbudować dom dzieciom, których nie widuje tak często, jak powinien. Patrzę na niego i widzę raczej kogoś zmęczonego, kogoś, kto zapomniał, co to uśmiech. On natomiast zaślepiony myśli, że tak wiele w osiągnął. Nie potępiam i nie przekreślam ludzi, którzy obrali taką drogę. Znam wiele szczęśliwych rodzin. Ja jednak nie mogłabym przesuwać się jedynie po powierzchni życia, idąc na łatwiznę przyjmować styl uznawany przez większość za właściwy. Taka zwyczajność mi po prostu nie wystarcza. Nie znajduję w tym pasji. Ja też chodzę codziennie do pracy. Nie mogę narzekać, bo zapewnia mi byt finansowy. Lecz dopiero gdy piszę, czuję, że podnosi mi się ciśnienie. Kiedy w środku nocy wpada mi do głowy pomysł na wiersz, nie mogę się doczekać poranka. Kiedy światło powoli gaśnie w sali kinowej zwiastując rozpoczęcie seansu, przebiega mi dreszcz po plecach. Czasem boję się, że nie starczy mi życia na wszystko, co chciałabym przeczytać, napisać, zobaczyć, poczuć, doświadczyć... Ostatnio urzekła mnie prawdziwość słów Viggo Mortensena, aktora, poety, malarza, fotografa, który sam w sobie jest wielką inspiracją: „Nie ma usprawiedliwienia dla bycia znudzonym. Smutnym, tak. Wściekłym, tak. W depresji, tak. Szalonym, tak. Ale nie ma usprawiedliwienia dla nudy. Nigdy." PS. Napisałam to 6 lat temu... Przechodziłam wtedy ok. 3 letni okres dosłownej pasji życia. Gdzie ona uciekła? A film gorąco polecam.
-
Miasta już właściwie posprzątałyśmy :) Jednakże w Ofertach zrobił się misz-masz i zastanawiamy się, co by z tym począć....?
-
[videoyoutube=imIxwxpd04E][/videoyoutube]
-
-asia-, nie mam pojęcia. nie wiem czemu tak zrobiłam. nie zapomniałam, nie czułam się też tragicznie źle, żebym mogła tym wytłumaczyć brak odezwu z mojej strony. po prostu wiedziałam, że mam to zrobić i tego nie zrobiłam. ja już sama nie wiem. bo jak ona zadzwoniła, to natychmiastowo ogarnęło mnie poczucie winy.
-
no właśnie. dobry pomysł. skonsultowałam temat z adminem. wątki o lekarzach i szpitalach zawsze były przenoszone do działu Oferty. tak zostanie i będziemy tego pilnować. w wolnej chwili postaram się uporządkować dział Miasta.
-
Magda usunęła kolejne konto. Hani konto jest, ale się nie odzywa. Ja wczoraj wzięłam cały estazolam. Zasnęłam, ale się budziłam często. Rano nie miałam chęci do wstania. Ech... Nie ma dla mnie idealnych tabletek. Jednak nie spóźniłam się do pracy. Przyjechałam do pracy równo z moim szefem, spotkaliśmy się na parkingu i poszliśmy do biura razem. I chciałabym, żeby tak już zawsze było, tyle że nie przypadkiem........ Dziś idę na babską imprę. Dziewczyny, które lubię, zawsze się z nimi świetnie bawiłam i uśmiałam do rozpuku. A oczywiście nie mam ochoty iść. Buuu.....
-
-asia-, ja postępuję podobnie. dzięki terapii i otrzymanej diagnozie trochę to się zaczęło zmieniać. chcę być sobą, nie chodzi o manifestowanie swojego zaburzenia, ale zaprzestania bycia tym, kim się oczekuje, że będę. nie miałam w tym tygodniu terapii, moja psychoterapeutka była na szkoleniu. miałam do niej zadzwonić w środę wieczorem umówić się na przyszły tydzień. nie zadzwoniłam. nie zapomniałam. po prostu nie zadzwoniłam. wczoraj wieczorem znowu i tym myślałam i nie zadzwoniłam. w końcu ona zadzwoniła do mnie przed chwilą, bo zaczęła się martwić. czy ja podświadomie bojkotuję terapię...?
-
Temat przeniesiono do działu oferty. Proszę więcej nie tworzyć tematów i postów na ten sam temat i z tym samym linkiem.
-
utwierdzam się w przekonaniu, że jestem zakochana
-
zmęczona jestem.... w pracy lękowo - ostatnio to tradycja. ale wraca mi poczucie humoru, dziwne nie? uwielbiam jak ludzie śmieją się z moich tekstów... po pracy, choć czułam się tylko do wyrka.., pojechałam z siostrzeńcem posprzątać groby. ufff. dobrze, że mam to z głowy. inaczej pewnie dostalibyśmy ochrzan od mojej siostry. już rozumiem dlaczego oboje się z nią nie rozumiemy. on z nią nie ma prawie żadnej więzi, wręcz przeciwnie. ją olewa, wręcz ignoruje. ze mną rozmawia, pyta, informuje. zupełnie inny chłopak jak jest ze mną niż jak z własną matką. potem pojechałam po żarcie dla kota, ostatnie pieniądze przed wypłatą, sobie nic nie kupiłam, ale dla kotka musi żarełko być teraz tradycyjnie łapie mnie smutek, niezdolność do ogarnięcia emocji, bezsens istnienia, a poza tym odkryłam kolejną rzecz, o której mam do swojej matki pretensje. czy to już tak będzie? jak mi to terapeutka odblokowała, to zacznę być zalewana wspomnieniami i sprawami o które mam pretensje do kogoś, kto nie żyje? czy to ma swój koniec? czy mogłabym już zacząć myśleć o sobie i swoim życiu??? czy mogłabym wreszcie w końcu je sobie ułożyć???????? buuuu.... i tyle.