Skocz do zawartości
Nerwica.com

Kama1234

Użytkownik
  • Postów

    40
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez Kama1234

  1. Gratuluję! Ja też wychodzę z tego paskudztwa i robię to podobnie jak Ty, staram się patrzeć na siebie oczyma innych. Raz sie udaje, raz nie, ale próbować trzeba... Zmieniłam ponadto wiele w swoim zyciu (m. in, srodowisko, pracę) i to było niewyobrażalnym impulsem do "nowego zycia bez nerwicy". Życzę szczęścia i wytrwałości Kama
  2. Ludzie, Jezuuu, jak ja nie cierpię czekania!!! Wykańcza mnie to. A najgorsze jest czekanie nie na rzeczy przyjemne (np.Święta), tylko na rzeczy przykre, acz nieuniknione -np.wizyta u lekarza lub egzamin. Ja teraz właśnie czekam i szlag mnie trafia i boję się też... Chcę, żeby juz było po wszystkim.
  3. Cześć, oczywiście, że pora roku ma wpływ na nasze samopoczucie, nerwice i depresje. Znana jest odrębna jednostka chorobowa zwana po prostu "depresją jesienno-zimową". Nie jest to derpresja "typowa". Polega to przede wszystkim na tym, że człowiek zaczyna odczuwać brak światła słonecznego, co skutkuje słabszym wydzielaniem melatoniny, a co za tym idzie- serotoniny i endorfiny. Te hormony są odpowiedzialne za m.in. podłe samopoczucie jesienią i zimą. Mój mąż cierpi na taką depresję sezonową. Trudno z nim wytrzymać, naprawdę. Ale walczę i staram się zrozumieć, choć nie jest łatwo. Ja sama lubię jesienne wieczory i nawet deszcz za oknem, ja cierpię na fobię społeczną w pewnych, określonych sytuacjach. Pozdrawiam, Kama
  4. Ja się nie boję bakterii. Ja NIENAWIDZĘ BAŁAGANU! Niewielki kurz na meblach przeszkadza mi w stopniu raczej niewilekim. Za to życ mi nie pozwala nieporządek, porozrzucane rzeczy, pozostawiane ubrania, brudne naczynia itp. Przestrzeń stołu - tu jest mój świr pogrzebany - musi być pusta. Na stole nie ma prawa znajdowac się nic ponad cukierniczkę, wazon i ewentualnie salaterkę ze słodyczami. RESZTA WON!!! Nie muszę chyba pisać, jak to utrudnia życie mnie i moim współlokatorom... Mój mąż stosuje czasem makabryczną "terapię' i zastawia stół różnym śmieciem sortu wszelkiego. I nie pozwala sprzątać... A ja dostaję fioła, nie mogę na to patrzeć i wychodzę. Mam też fobię "zapachową": często wydaje mi się, że śmierdzę potem i że to jest wyczuwalne dla otoczenia (oczywiscie to nieprawda, tylko moje urojenia). Dlatego muszę często - latem po kilka razy w ciągu dnia - brać prysznic. I, jak pisałam, nie ma to raczej związku z bakteriami, to świr innego rodzaju, ale nie mniej uciążliwy. Pozdrawiam wszystkich neurotyków! Kama
  5. Ja się nie boję bakterii. Ja NIENAWIDZĘ BAŁAGANU! Niewielki kurz na meblach przeszkadza mi w stopniu raczej niewilekim. Za to życ mi nie pozwala nieporządek, porozrzucane rzeczy, pozostawiane ubrania, brudne naczynia itp. Przestrzeń stołu - tu jest mój świr pogrzebany - musi być pusta. Na stole nie ma prawa znajdowac się nic ponad cukierniczkę, wazon i ewentualnie salaterkę ze słodyczami. RESZTA WON!!! Nie muszę chyba pisać, jak to utrudnia życie mnie i moim współlokatorom... Mój mąż stosuje czasem makabryczną "terapię' i zastawia stół różnym śmieciem sortu wszelkiego. I nie pozwala sprzątać... A ja dostaję fioła, nie mogę na to patrzeć i wychodzę. Mam też fobię "zapachową": często wydaje mi się, że śmierdzę potem i że to jest wyczuwalne dla otoczenia (oczywiscie to nieprawda, tylko moje urojenia). Dlatego muszę często - latem po kilka razy w ciągu dnia - brać prysznic. I, jak pisałam, nie ma to raczej związku z bakteriami, to świr innego rodzaju, ale nie mniej uciążliwy. Pozdrawiam wszystkich neurotyków! Kama
  6. Kukubara, Poranne, czarne myśli o przyszłości raczej kojarzą mi się z objawami typowymi dla depresji i/lub nerwicy lękowej. Zresztą, zwał jak chciał, jedno i drugie to paskudztwo. Ja tez tak mam, niestety.. Pzdr Kama
  7. Owszem, niestety. Tą są natręctwa. Zgadzam się z Torhild, wizyta u lekarza będzie najlepszym wyjściem, jesli nie możesz już z tym zyc albo po prostu jesli Cię to męczy. Pzdr Kama
  8. Kate, Jigga sen był moim "lekarstwem" przez długie miesiące depresji w liceum. Przez jakis czas w ogóle nie chodziłam do szkoły, tylko spałam i spałam... Bardzo chciałam (i chcę nadal), aby śmierć wyglądała właśnie jak wspaniały, głęboki sen... Kama
  9. O, kochana, ale Ci zazdroszczę!!! Ja jestem wykończona nerwowo przez mieszkanie z mężem niestety... Nie mogę tak zapanowac nad przestrzenią, jakbym chciała. On jest strasznym bałaganiarzem, za sobą pozostawia tony papierzysk, gazet, książek, publikacji itp. a do tego śrubek, kondensatorów, drucików itp... W dodatku nie pozwala mi niczego sprzatać (mówi, że w ten sposób "leczy" moją nerwicę)... Z utęskinieniem wspominam czasy mieszkaniowej samotności... Mam nadzieję, że u Ciebie jest lepiej, pozdrawiam Kama
  10. A ja z tym walczę - z różnym skutkiem, ale gdybym chciała sie poddawać wszystkim "nakazom", to bym wyjść z domu nie mogła... Mam też coś takiego: niechęć do zmian różnego typu: np. tapety na kompie itpd. Dostałam od kolegi cudnego misia pandę wśród zieleni, ale się wzdragam przed zmianą, bo (tak sobie to moja "psyche" tlumaczy) jak zmienię, to zmienic się też mogą warunki życiowe (np. ktoś umrze, ja stracę pracę lub przejedzie mnie samochód i wyląduję na wózku). Dlatego na raziez nie zmieniam, bo się boję. Czasem się przełamuję i rzeczywiście nic sie nie dzieje, ale niech tylko wydarzy sie cos nieprzyjemnego, od razu kojarzę sobie to z faktem zmiany: Aha, gdybym nie zmieniła wyświetlacza na telefonie, to by sie to nie stało. Tak więc to moja wina, że moja siostra, która jest w ciąży, poszła do szpitala! Szału można dostać!!! Walczę, ale sami wiecie, jak to jest... Kama
  11. Betty, nie martw się, to minie! ja też tak miałam, ale po kilkunastu jazdach strach był o wiele mniejszy niż na początku - po prostu nabiera się wprawy i pewności siebie! Nie nastawiaj się źle - myśl pozytywnie. Wiem, że to łatwo się mówi, ale musisz próbowac!!! Pzdr Kama
  12. Kama1234

    Moje problemy

    Wyspiański napisał kiedyś taki wiersz przepiękny, którego fragment zacytuję z pamięci, więc może być niedokładny, za co przepraszam z góry: "O, kocham Kraków, bo nie od kamieni przykrościm doznał, lecz odżywych ludzi... (...) Im więcej we mnie kamieni rzucicie złożycie stos: stanę na szczycie!" Ten artysta był wielkim człowiekiem, a również (a może właśnie dlatego) cierpiał przez swój wrażliwy ogląd świata. Był nierozumiany i czasem szykanowany przez innych, tak naprawdę - pomimo wielu znajomych i "przyjaciół" był samotny. Nie wiem, czy to może stanowić jakieś pocieszenie, ale warto się nad tym zastanowić. Ludzie często bywają okrutni i żli. Nie znaczy to, że mamy do każdego człowieka podchodzić jak pies do jeża. Nie wszyscy są źli, tylko tak trudno odróżnić i wyselekcjonować tych dobrych! Ale co do posiadania małowartościowych znajomych, "byle tylko ktoś był" - to nie jest dobry pomysł. Rzeczywiście, lepiej chodzić samotnie, ale z podniesioną głową. A tak poza tym:przecież nie jestes sama, patrz, ilu ludzi zainteresowało sie Twoją osobą, ile masz odpowiedzi! Ten fakt chyba jest wielce podnoszący na duchu, prawda? Pozdrawiam Cię serdecznie Kama
  13. Kawa, podziwiam Twoją przenikliwość i talent (tak, tak!) pisarski. Ja, pijąc czwarte piwo, nie byłabym juz tak spójna, logiczna i krasomówcza, a Ty nawet jednego błędu nie zrobiłaś! Co do Twojego problemu, to sama to przeżywałam na studiach. Mogłam sobie pozwolić na nocne niesypianie i alkohol do rana, żeby uśmierzyc ból świata, który mnie drążył okrutnie. Życie - tzw.szare - zweryfikowało ten problem: na poły, bo niezupełnie. Teraz łatwo zasypiam, ale - niestety - o świcie budzi mnie koszmarny lęk i nie pozwala dalej spać... i żadne używki ani leki nic mi już o tej porze nie pomogą, bo przecież za jakieś 3 godziny trzeba wstać i być w jakiej-takiej formie... Walczę jednak, choć nie jest łatwo, ale myślę, że powoli wspinam się ku wolności... ...czego i Tobie życzę. Pozdrawiam Cię serdecznie i czekam na Twoje dalsze, piękne posty. P.S. Masz artystyczną duszę, więc pewnie dlatego cierpisz na hipertrofię uczuć... Aha, zazdroszczę Ci kota, mojego przejechał samochód w zeszłym roku. To była - i jest - straszna rozpacz.... Kama
  14. Wykłady to jeszcze pestka! Dopiero jak się jazdy zaczną, to będzie... Tzn. u mnie tak było - u Ciebie może być zupełnie odwrotnie! Przede wszystkim w czasie jazd nie mogłam brać leków - i to było okropne! Ale jakoś przeżyłam, choć przed każdą jazdą trzęsłam się jak galareta i nie mogłam sobie przetłumaczyć, że przecież nic mi nie grozi i wszystko jest OK. Życzę sukcesów! Kama
  15. Owszem, też nie cierpię czyszczarek MPO, ale to nie one same w sobie mnie przerażają, lecz świadomość tego, że niestety, zaczyna światać i nadchodzi nowy wstrętny dzień z problemami, którym trzeba będzie stawić czoło... Pzdr Kama
  16. Kochani, dziękuję Wam za posty i słowaotuchy! WALCZĘ! Kama
  17. Beautty, odczuwam to samo co Ty! Tez nie mogę sobie w pracy pozwolić na luksus powiedzenia prawdy - pod groźbą wiadomo czego. Gabi - czy Ty jeżdzisz z kims czy sama prowadzisz? Ja od niedawna jeżdźę sama i przeżywam koszmar samodzielnej jazdy i w ogóle prowadzenia samochodu. Z utęsknieniem i sentymentem wspominam czasy, kiedy na uczelnię jeżdziłam autobusem - teraz sama musze dojeżdżać autem 25 km! Brrr...
  18. No, to u mnie jest raczej odwrotnie: wieczory są "bezpieczne", cisza i ciemnośc za oknem mnie uspokajają, za to prawie codziennie budze sie w nocy albo gdzies ok. 5 rano i juz nie potrafię zasnać. wtedy pojawia się u mnie paraliżujący lęk przed nadchodzącym dniem i sytuacjami, którym będę musiała stawic czoła. Ale czytałam, że dla depresjii różnych typów "poranne łzy" są symptomatyczne. Kama
  19. Słuchajcie, wczoraj poszłam na pocztę! Odważyłam się i to zrobiłam. Miałam w skrzynce awizo i jak tylko je zobaczyłam, to dostałam duszności, od razu chciałam je wyrzucić i zapomniec o nim. Przez trzy okropne dni chodziłam jak błędna i wyobrażałam sobie, że jest to coś potwornie strasznego i ze nie chcę się dowiedzieć, co to naprawdę jest. Ale się przemogłam i poszłam! W kolejce do okienka pocztowego były 3 osoby i wszystko trwało niesamowicie długo (kilka razy chciałam zwiać). Wytrzymalam, choc ataki duszności i palpitacje mnie męczyły. W koncu odebrałam. Było to wezwanie do potwierdzenia salda w spóldzielni mieszk., więc żaden potwór. Nawet sobie nie wyobrazacie, jak mi potem było wspaniale i jaka byłam z siebie dumna, że przemogłam sie i zwalczyłam irracjonalne lęki. P.S. Listonoszu, to tez troche twoja zasługa, bo w najgorszych chwilach myslałam o tym, co mi napisałes. Dzieki. Kama
  20. Kochana, zajmij się czymś. Masz chyba jakies hobby, zainteresowania? Ja wiem, że to trudne, ale życie w ogóle łatwe nie jest. Bo inaczej, jeśli się będziesz skupiać na swoim strachu, to wyhodujesz sobie... ho, ho, ho... Słyszałaś o pozytywnym mysleniu? Nie jestem wybitną fanką tego trendu, ale warto coś z niego zastosowac w życiu: wizualizuj siebie jako osobę zdrową, pełną energii i radości życia. Nie jest to latwe, ale ... patrz jak wyżej. pozdro
  21. Lublinianko, trzymaj się! Ja z kolei jako dziecko miałam problemy z adaptacjaw nowych srodowiskach, a o występach nawet mowy nie było! Zacinałam się, milkłam, wybuchałam płaczem i zadne przedszkolne przedstawienie nie mogło sie z moim udziałem w pełni odbyc. Dopiero w podstawówcezaczynałam "wychodzić z cienia".Jako, że miałam dobry głos, śpiewałam w chórze na wielu akademiach, a jak się przyzwyczaiłam do wystąpień zespołowych, to i sama czasem jakis wiersz powiedziałam. W liceum juz tych problemów nie miałam, a na studiach (też polonistyka) wręcz się rozwinęłam. Praktyki w liceum wspominam jako jeden z najcudowniejszych epizodów mojego życia. Niestety, nie jest powiedziane, że w każdym przypadku tak potoczą sie losy, ale próbować trzeba! Pozdrawiam i życzę sukcesów!!! Kama
  22. Maćku, bardzo Ci współczuję, to straszne, co przeżywasz... Ja sama na szczęście nigdy nie doświadczyłam alkoholizmu w domu, tzn. moi rodzice nigdy nie pili. Miałam epizod "alkoholowy" w wykonaniu mojego chłopaka, z którym byłam pare lat temu. Wiem, jak starszne są pijackie awantury i jak trudno się ochronić przed agresją człowieka, który sam nie wie, co robi, a później nie pamięta swoich czynów. Moją reakcją na te pijackie wybryki było nie jąkanie, ale nerwowe tiki i "uchylanie się" przed spodziewanymi ciosami. Nawet, gdy mój chłopak tylko się gwałtownie odwrócił w moją stronę, ja już od razu zasłaniałam się ręką i uciekałam w bok.Typowy syndrom ofiary. Na szczęscie ten epizod w moim życiu się skończył. Reakcja uchylania przed ciosami też, więc myslę, że w Twoim przypadku będzie tak samo. Jeśli zaniknie bodziec, zaniknie tez reakcja, czego Ci z całego serca życzę. Pozdrawiam, Kama
  23. Montinta, znam to z wlasnego podwórka! Czekam na COŚ... Lecę, pedzę, dzień za dniem ucieka, a ja sama nie wiem, do czego sie spieszę. Może do ostatniego dnia wszystkich moich lęków? Chyba tak..Tylko czy się kiedys doczekam???
  24. Dzięki wam wszystkim za słowa otuchy! Oczywiście, że już odeszłam od tego człowieka i to - niestety - w trosce o własne bezpieczeństwo. POczątkowo na jego ataki zazdrości reagowałam przytłaczającym poczuciem winy i było mi niezwykle trudno zrozumieć, że mam prawo do przeszłości, że nikogo celowo nie krzywdziłam, żyjąc tak, a nie inaczej. Skąd mogłam wiedzieć, co przyniesie przyszłość? Było mi bardzo trudno zerwać, bo on mnie nachodził miesiącami, obiecując poprawę, ale juz w to nie wierzyłam, bo zdarzało się tak juz wielokrotnie: ja wybaczalam, zaczynaliśmy od nowa, miesiąc byłs pokój, a potem znów to samo... Pomogły mi wtedy bardzo moje dwie przyjaciółki. To był wspaniałe, że mogłam liczyć na ich wsparcie. Dzięki Wam jeszcze raz za wsparcie!!! Kama
  25. Ja nie byłam chorobliwie zazdrosna o przeszłość mojego chłopaka. Za to on był. I przeżyłam dwa lata gehenny łacznie z biciem, kopniakami, wyzwiskami, łzami, przepraszaniem i robieniem wszystkiego od nowa. Musiałam uważać na każde slowo, bo on z wszystkiego potrafił wyprząść wątek, który prowadził do przeszłości... NP. słuchaliśmy Listy Pzrebojów wszechczasów Trójki i szedł akurat przebój Perfectu "Autobiografia". I on zaczął mnie drążyć, z kim wtedy chodziłam, co z nim robiłam w łóżku itp. Gdy nie chciałam odpowiadać, zmuszał mnie np.wykręcaniem rąk, szarpaniem za włosy itym podobnymi karesami. A gdy zaczynałam mówić, było to samo, tylko gorzej. Czasami doprowadzało to do licznych uszkodzeń ciała, bo siniaki to miałam na okrągło. Wtedy mówił, że mnie bardzo kocha i nie może zniesc myśli, że kiedyś byłam z kimś innym, przepraszał i obiecywał, że już nigdy... Do jutrzejszego dnia, kiedy wszystko zaczynało się od nowa. Dziewczyny, nie przesadzajcie z zazdrością. mOże - i prawopodobnie tak będzie - zniszczyć najbardziej kochający się związek. Jeśli nie umiecie przyjąć do wiadomości przeszłości partnera i z tym żyć - lepiej sobie odpuście. Może kiedy indziej,z kimś innym będzie lepiej... A tak to tylko robicie krzywdę człowiekowi, który nie jest nic winien temu, że zanim was poznał, miał czelnośc kochać się z innymi kobietami. Pzdr Kama
×