Skocz do zawartości
Nerwica.com

Lena88

Użytkownik
  • Postów

    300
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez Lena88

  1. Hmm, właściwie boję się takich powrotów. Będąc w szpitalu poznałam wiele osób, które spędzają tam kilka/naście tygodni, co rok, co dwa lata. Przez ten czas jest stosunkowo dobrze, w później wszystko się znów chrzani. Ale to na pewno nie dotyczy wszystkich, także nie ma co panikować zbytnio, a robić wszystko, żeby jak najdłużej trzymać się kupy.
  2. Lena88

    moja terapia

    Znalazłam taki ciekawy temat i postanowilam go odświeżyć Moja terapia potrwa jeszcze tylko kilka miesięcy, bo się przeprowadzam. Na samą myśl o jej zakończeniu jestem przerażona. Jak ja sobie poradzę? ale nie w życiu! Jak ja sobie poradzę bez tego człowieka? Miałam leczyć się m.in. z tego cholernego uzależniania się od innych ludzi, a tu taki klops. Pewnie powinnam o tym porozmawiać? Tylko jak? Czy ktoś ma pododne odczucia|? Męczy mnie to strasznie, bo widzę, że tylko zmienił się obiekt mojej obsesji
  3. To mój kolejny dzień z tym lekiem (trzeci już). Dolegliwości, o których Wam wcześniej wspominałam prawie ustąpiły. Mniej jem (ale to na plus,bo ciągle próbuję się odchudzać, ale z marnym skutkiem ). Chciałam się tylko podzielić z Wami wielką radością-od tych trzech dni nie ma biegunek, nie boli mnie też brzuch (mam IBSa). Nawet jeśli to tylko chwilowe, bo w ulotce napisali, że skutkiem ubocznym są zaparcia to i tak jestem cała w skowronkach, no prawie, bo nie mogę spać ;/
  4. Donkey zobaczymy, jak to będzie. Wzięłam dopiero dwie tabletki to, co ja tam wiem. A Ty po jakim czasie zauważyłaś pozytywne działanie leku?
  5. Powrót do Sulpirydu. Dostałam 200 mg, a babka powiedziała, że w połączeniu z Alventą może zadziałać, no ale nie wiem, się zobaczy.
  6. Ludzie, a mnie ciągle strasznie piecze skóra. Wkurzam się i nakręcam, że to jakaś alergia. Do tego chociaż spałam może ze 3 godziny to nie chce mi się spać, a łeb pęka. Ale jest jeden plus-spojrzałam dziś w lustro i z uśmiechem stwierdziłam, że "to Ja", kimkolwiek ta Ja jest
  7. Pierwsza noc niespokojna, nieprzespana. Najgorzej reagował żołądek. No i wkręcanie, wkręcanie, wkręcanie!!! (np.w nocy słyszałam głos i śmiech dziecka, przerażona, że coś złego się dzieje-wyjrzałam przez okno, a to wnuk sąsiada bawił się przy ognisku ), jakieś cienie na ścianach i takie tam. Na pewno realne było straszne pieczenie skóry. No i ten dziwny stan: leżę, wiem, że nie spię, że normalnie myślę, ale nie mogę się ruszyć, mówię do siebie "wstań", ale nic, "rusz ręką, nogą, cokolwiek"-nie da się, tępo patrzyłam w sufit. Mniejsza jednak o to, było minęło. Zaraz następna dawka leku i się zobaczy. A, i postanowiłam, że skoro już muszę na coś się ciągle nakręcać to może spróbować wmawiać sobie, że wszystko będzie OK, że lek pomoże itd
  8. też to raz zrobiłam i myśl, że nie było warto trzymała się mnie przez kilka lat. Byłam pewna, że już nigdy. Ale życie, takie uczucia słabną, jak psycha siada ,chyba
  9. Mi też, mi też. Jak już mamy taki fajny temat to pojęczę sobie. Uzbierałam masę najróżniejszych tabletek, tak na czarną godzinę. Mam teraz świadomość, że jak przyjdzie ten czas to spokojnie z tym wszystkim skonczę. No, ale z jednej strony czuję się z tym bezpiecznie, a z drugiej postanowiłam sobie dziś, że je wyrzucę (bo przestałam sobie ufać). I kurczę sama nie wiem, przywiązałam się do nich (śmieję się, choć dobrze wiem, że to głupota straszna) i boję się, ża jak je wyrzucę, a przyjdzie ten moment, to zostanie tylko sznur. Eee no to sobie pojęczałam
  10. Donkey, narazie tylko jest mi duszno, coś kręci w żołądku i źrenice jak donice Ale jeszcze siedzę przed kompem to nie tak źle ze mną. Biorę jeszcze Sulpiryd, doraźnie Cloranxen(ale staram się jak najrzadziej, bo gdy w gorszym czasie brałam po kilka tabletek na dzień to później już bez tego w ogóle nie mogłam funkcjonować) no i Imovane na spanko. A poza tym to sama odstawiłam sobie poprzednie leki, więc myślę, że pare złych rzeczy, które mi się teraz dzieją to przez to ale tak już jest, jak się człowiekowi wydaje, że mądrzejszy od lekarza...
  11. calineczko, nie wiem, czy uda mi się to ubrać w słowa, ale wygląda to mniej więcej tak, że np. jakaś osoba wydaje mi się szczególnie sympatyczna, bądź też urzeka mnie po prostu jej uroda, ma to coś w sobie, wtedy też wyobrażam ją sobie, ale dopisuję jej jakieś określone cechy charakteru, tak jak pisałam wcześniej stwarzam cały życiorys i dzieje się tak, że mam ją cały czas obok siebie, "widzę" ją, gadam z nią itd. Natomiast moja relacja z tą "realną wersją" jest potem niestety b.trudna
  12. calineczka - dzięki za pocieszenie deathlyhope, parę miesięcy temu lekarz postawił diagnozę, że jestem Borderline, nawet chciał mnie wysłać na pół roku na oddział leczenia zaburzeń osobowości. Teraz zmieniłam lekarza i stąd nowa diagnoza. Co do leków to w tej chwili Alventa, Cloranxen, Sulpiryd i Imovane. sebcio-z tym to różnie-czasami jest to osoba całkowicie wymyślona, czasami "kradnę" komuś ciało (akurat teraz jest właśnie ta druga sytuacja i kiedy spotykam tą osobę zachowuję sie dosyć dziwnie).
  13. Wzięłam dziś pierwszą tabletkę. Siedzę, czekam. Żeby nie zwariować weszłam tu na Forum Ale buuu jeszcze zanim to wzięłam wkręciłam sobie połowę skutków ubocznych, także teraz już nie wiem, co tylko wymyśliłam, a co się dzieje naprawdę / Jakaś masakra. No i jeszcze sobie powtarzam : "To i tak nie zadziała, głupia jesteś i będziesz i żadne tabletki Ci nie pomogą. Nigdy nie będzie Ci lepiej"itp itd. Nie wiem, jak to gadanie wyłączyć
  14. hehe troszku prawdy to w tym jest. Jak byłam w szpitalu i kazali mi robić choineczki, wstążeczki, ozdóbeczki to sie wku***, że się te po*** wstążki zawiązać nie chcą, ale jak się już nauczyłam i ktoś to nawet potem kupował to nie powiem - chwilowa radość i duma z siebie były ale się szybko zmyły hehe ale radością życia to niezaowocowało
  15. Lena88

    Witam i proszę o poradę

    leahh - a w szkole nie macie pedagoga? Może by się wybrać najpierw do niego? Ja gdzieś w 2 klasie liceum jakiś czas chodziłam do psychologa w niepublicznym ośrodku i nie było problemu z dostaniem się tam. Ale już jak byłam na studiach to musiałam najpierw dostać skierowanie od lekarza rodzinnego do psychologa. W przychodni ze sobą współpracował psycholog z psychiatrą także też nie było problemu.
  16. Dobre pytanie. Coś ostatnio chyba za często szukam "siebie". I już nie wiem,czy ja w ogóle jestem może cała jakimś objawem U mnie do tego dochodzi jeszcze to dzielenie na mnie "dobrą" i mnie "złą", czyli kiedy się uśmiecham i jestem miła, albo kiedy jestem w okresie manii to jestem ta dobrą Leną, ale kiedy się wściekam, płaczę to jestem tą złą (i za cholerę nie wiem, jak to zintegrować, żebyśmy nie były dwie tylko jedna)+ W pakiecie dołączone stany totalnego pomieszania, najprostszy przykład chyba to taki, że kocham, ale nienawidzę, chcę, ale nie chcę. A ostatnio (tak mi się włączyło w ciągu parunastu minut:)) - może ja na nic nie jestem chora, może to reszta świata tylko mi wmawia, żeby mnie nafaszerować lekami i zszarzyć i znijaczyć i dopasować do swoich norm ? a buu chyba lek zaczął działać, bo mi się myśli plączą
  17. Lena88

    Witam i proszę o poradę

    leahh, jeśli czujesz, że coś jest nie tak, jak powinno spróbuj umówić się na spotkanie z psychologiem. Nie wiem, skąd jesteś, ale jeśli w miejscu zamieszkania jest tez przychodnia zdrowia psychicznego to warto się tam zgłosić. Piszesz, że jesteś przygnębiona i nic Ci się nie chce, płaczesz - może to skutek stresów, jakie ostatnio przeżywałaś, a może to początek depresji. Moim zdaniem już sam fakt takich relacji z ojcem jest godny rozmowy z psychologiem. Migreny i wymioty to często nasze nerwicowe objawy. Zdrowia życzę
  18. betty_boo tak tu napisałam nie tyle problemowo, co miałam nadzieję, że się znajdzie ktoś chętny do podzielenia swoimi wyfantazjowanymi przygodami, które jednak jakiś tam wpływ mają w realu na nas Wszystko trochę mniej przeraża od momentu, jak się znajdzie "drugi taki, co ja". Odkąd tu trafiłam i Was poznałam jest jakby raźniej. Ee no ale taka naturalna potrzeba przynależności do grupy
  19. calineczka3, obecnie mam zdiagnozowaną CHAD, chodzę też na terapię, ale nie umiem jakoś o tym rozmawiać (tak z kimś w cztery oczy). I tak wydaje mi się, że psycholog patrzy na mnie, jak na wariatkę (jak najbardziej negatywne to uczucie). Niby podjęłam próbę rozmowy na ten temat, ale zakończyła się ona poczuciem przerażającego wstydu (już chciałam zrezygnować z dalszych spotkań).
  20. deathlyhope dziękuję za odpowiedź. Również uważam, że jest to głównie potrzeba bliskości, a także trochę może idę na łatwiznę. Wiadomo, że niełatwo jest być z drugim człowiekiem, co innego, gdy ten ktoś jest jakby częścią ciebie samej. Z drugiej strony boję się ludzi (ostatnio wręcz panicznie), bliskich relacji unikam jak ognia. Paradoksalnie (chyba) uzależniam się od ludzi, w stosunku do których jednak jestem zimna i nieczuła, mimo że myślę, że gdyby mnie zostawili to nie potrafiłabym dalej żyć. Kolejny paradoks-ze strachu, że mnie odrzucą - robię to pierwsza, skazując się na cierpienie pustki, jaka po nich zostaje. W efekcie pocieszenia szukam w ramionach kogoś, kogo sama tworzę, komu piszę scenariusz całego życia, kto ma swoje wady i zalety, ale przede wszystkim trwa przy mnie tak długo, jak tego potrzebuję. I coraz bardziej zamykam się na realnych ludzi, którzy przecież nigdy nie dorównają temu wymyślonemu. Jeszcze jedno pytanie: czy to może się kiedyś przerodzić w coś "poważniejszego"? Tzn. czy istnieje możliwość, że tak zatracę się w tym wykreowanym przeze mnie świecie, że zupełnie wyłączę się z relanego? Pytam, bo już teraz zdarzają się dni, kiedy wszystko mi się myli, sama już nie wiem, czy jestem sobą, czy jestem kimś zmyślonym, czy Ona naprawdę ze mną siedzi czy może Jej nie ma. No i zdarza się ostatnio często tak, że czuję ciężar Jej głowy na swoim ramieniu, dotyk Jej dłoni...
  21. Ona-piękna. Leży teraz obok mnie, czyta książkę. Co jakiś czas odrywa się od lektury i patrzy na mnie tymi wielkimi niebieskimi oczyma. Uśmiecha się. Kocham ją. Szaleję za nią. Chodzimy na spacery, na zakupy. Kłócimy się o jakieś drobiazgi. Budzę się przy niej i zasypiam. Jak pięknie pachną jej włosy, gdy wtula twarz w moją szyję... Ona - istnieje tylko w mojej głowie. Wiem o tym, jestem świadoma jej nierzeczywistości. Jestem świadoma rzeczywstości uczuć, emocji, które się z nią wiążą. Wymyślony Przyjaciel jest normalnym zjawiskiem na pewnym etapie rozwojowym i ja oczywiście też przez to przeszłam. Zniknął na jakiś czas, ale po kilku latach powrócił. I właśnie, czemu powrócił? Czy ktoś z Was doświadcza czegoś podobnego? I czy to można " przypisać" jakiemuś zaburzeniu, mojej niedojrzałości czy skąd to się w ogóle bierze? P.S. Jeśli gdzieś już toczyła się dyskusja na ten temat to przepraszam za kłopot, jednak nie udało mi się odnaleźć czegoś podobnego.
  22. A ja dziś mam taki delikatny dosyć problem. Wybaczcie, że nie rozpisuję się na forum publicznie, a tu jedynie chciałabym bardzo prosić, aby ktoś "siedzący" może trochę głębiej w temacie PRZENIESIENIA, odezwał się do mnie na PW. Jestem z Wami narazie krótko, trudno mi do kogoś zgłosić się osobiście po poradę, bo jeszcze się dobrze nie poznaliśmy, a b.potrzebuję jakiegoś obiektywnego spojrzenia
  23. Ja mam teraz nawrót depresji. Niby nie jest tak całkiem źle, bo bywało dużo gorzej, ale czuję, że to tylko kwestia czasu. Z dnia na dzień, ba może nawet z godziny na godzinę czuję, jak się staczam
  24. Lena88

    Powiedzieliście?

    W moim przypadku jest tak, że raczej tego nie ukrywam, ale staram się udawać przed osobami, które wiedzą, że jest ze mną lepiej niż jest w rzeczywistości. A jak reagują? Mama potwornie się martwi i to siebie wini o wszystko, co ze mną się dzieje(a ja czuję się winna, że ona ma taką córkę jak ja, bo przecież zasługuje na lepszą), ojciec("co? znowu idziesz na lewe?" czyt.mam poj*** dziecko, chyba to nie moje-tu się myli, bo jego, ojj nie wyprze się mnie na pewno), jedyna przyjaciółka wie o każdej najgłupszej myśli i ciągle powtarza, że kocha mnie właśnie taką i zawsze będzie kochać(co nie znaczy, że nie wyzwie mnie czasem od głupich wariatek-ale to tak chyba, żeby mną potrząsnąć-wybaczam jej to;) Kiedy jeszcze studiowałam wiedziała o tym jedna p.dr z którą miałam zajęcia-b.mi współczuła i z całego serca starała się wspierać, dwie dobre koleżanki, które też starały się jakoś mnie zrozumieć. Mam niewielu znajomych, ale chyba dobrze ich wybrałam, bo jak narazie nie spotkałam się z odrzuceniem z powodu choroby. Uważam, że warto mówić zaufanym osobom. Rozmowa z psychologiem to jedno, a świadomość, że jednak ktoś stara się Ciebie zrozumieć, mimo że nie musi jest chyba cenna. Poza tym, mieszkam w małym mieście i staram się, żeby nikt niepowołany jednak o moich problemach się nie dowiedział. Oficjalnie mam szeroko pojęte kłopoty z brzuchem i tyle :)
×