Skocz do zawartości
Nerwica.com

another_memory

Użytkownik
  • Postów

    195
  • Dołączył

Treść opublikowana przez another_memory

  1. Jestem. Co prawda obecnie w nie najgorszej kondycji ale wiadomo jak jest z nerwicą. Całe życie trzeba z nią iść. Zechcesz opisać co się dzieje?
  2. 3 lata żyłam bez większych lęków. Cudowne trzy lata bez benzo i obawy uczęszczania w miejsca publiczne. Teraz po czasie życiowych zawirowań, kupie stresu i niepewności znów zaczynają targać mną te okropne uczucia. Do benzo nie wrócę (lata kiedy musiałam mieć tabletki zawsze przy sobie, nawet kiedy ich nie łykałam - nie wychodziłam bez nich z domu. Dawały mi poczucie bezpieczeństwa). Po latach terapii zaczęłam zajmować się źródłem mojego cierpienia a nie tylko skutkami. Pomogło. Wiem już jak działa ten mechanizm. Szkoda tylko, że życie nerwicowca to stała, żmudna terapeutyczna praca.
  3. a wedlug mnie z nerwicy sie nie da wyleczyc , wyzdrowiec. Bo nerwica nie jest choroba tylko zaburzeniem zwiazanym z osobowoscia. Ona zawsze bedzie w nas bo takimi jestesmy ludzmi. Jesli zaakceptujemy swoje mozliwosci i zasoby, pozwolimy sobie na chwile slabosci i przezywanie leku- bedziemy zyc i funkcjonowac normalnie. Tak jak dla mnie kiedys lek byl czyms strasznym, uciazliwym i chcialam go po prostu tlumic tak teraz jest moim sprzymierzencem. Dlaczego? Bo gdy sie pojawia, odczytuje to jako znak od mojego ciala i psychiki, ze czyms musze sie zajac, czemus musze sie przyjrzec. Moze zatrzymac i odpoczac? Moze dac sobie troche czasu na przezycie smutku i innych nieprzyjemnych emocji. A gdy pojawia sie nagle, irracjonalnie - to go racjonalizuje zanim zdazy sie rozhulać . Wazne jest zeby w momentach trudnych, kiedy znow traci sie grunt pod nogami, nie czekac i pojsc do specjalisty. Tak wiec nerwica byla jest i bedzie we mnie zawsze. Ale nie utozsamiam sie z nia.
  4. caly sek w tym, zeby przestac postrzegac nerwice przez pryzmat objawow i zajac sie tym, co je wywoluje. A zawsze jest jakies podloze - ZAWSZE. Strach przed przezywaniem emocji, kontrolowanie zachowan i obsesyjne skupianie sie na objawach. Wiem, bo od wieelu lat sie z tym borykam. Ale rok temu nastapil przelom. Poszlam na terapie grupowa po czym kontynuowalam indywidualne sesje z najlepsza psycholog swiata (ciesze sie, ze na nia trafilam). Juz od miesiecy w gabinecie nei mowie o objawach tylko obnazam rzeczywiste problemy mojej natury i osobowosci. Przezywam emocje. I brne do przodu. Jesli pojawa sie panika, umiem ja juz na tyle racjonalizowac, ze mija po minucie samoistnie. Wspomagam sie co prawda jeszcze mala dawka asentry, ale to bardziej jako placebo. Po 12 latach czuje, ze zdrowieje. To cudowne uczucie.
  5. Olalala , zgadzam się z Tobą. Mam za sobą już wiele epizodów nerwicowych i na tym etapie wiem, że wycofanie się z tego co nas przeraża pogłębia nerwice. Dlatego dziś na trzęsących się nogach chodziłam po galerii, i zrobiłam zakupy. Narazie w towarzystwie żeby nie było szoku ale to i tak już dla mnie część sukcesu. Co do kontroli objawów o których mowa wyżej to podpisuję się obiema rękami. Chęć kontroli emocji i wszystkiego jest wyniszczajaca. Próbuję wyluzować, zaakceptować ale wiem jak ciężko zmienić dotychczasowy schemat myślenia i funkcjonowania. Działa dopóki choroba nie osiąga punktu kulminacyjnego po czym zapominam o wszystkich zdrowych myślach.
  6. Znów wracam na forum.. jak bumerang. Marzy mi się aby już nigdy nie mieć potrzeby tu zaglądać.. A tak do rzeczy- po półtorej roku bez leków, ciąży, porodzie itd. znów jestem w tym gównie. I mam wrażenie, że gorzej niż kiedykolwiek. Zaczęło się od przewlekłych problemów w związku i mój organizm nie wytrzymał obciążenia. Wytrzymywałam jakoś nawracajace lęki (bo to dla mnie w końcu nic nowego ) aż kiedy byłam w centrum handlowym z dzieckiem, omdlałam przy kasie. Miałam gorszy dzień, byłam niewyspana, wiele nie zjadłam i tak się stało. I oczywiście panika, karetka, szybki telefon do faceta żeby odebrał dzieciaka... masakra. Oczywiście wszystkie badania w normie. Ale TRAUMA pozostała. Doszło do tego, że jak jestem w sklepie to tylko podchodząc do kasy dostaje takiego lęku, że prawie mdleje). Aktualnie nie jestem w stanie iść do sklepu i zrobić zakupów. Jestem załamana. Do tego włączyło sie całe spektrum objawów nerwicowych i jestem w dupie. Znów leki i terapia i tak kur..a całe cholerne życie.. jestem zmęczona i zrezygnowana jak nigdy przedtem. Jeśli komuś chciało się to czytać - dzięki.
  7. hormony mówisz hmmm...... opowiem wam moja historie z ostatnich kilku tyg. 11 lipca- po 75ml gonal f i menopur i tak do 16.07, od tego dnia po 75ml gonal f , menopur i cetrotide i to do poniedziałku 20.07 w tym dniu zakończyłam proces stymulacji in vitro na krótkim protokole z antagonistą, w dniu 22-07-2015 miałam punkcje, 6 komórek w tym 2 zaplodnione- bo tylko 2 dojrzały. 1 komórka obumarła po 24h, druga w klasie 4B została mi podana, transfer w sobote 25 lipca. Od czwartku 23-07 brałam fragmin- przeciwzakrzpowo, zamur- przeciwzapalnie i luteinus- na przyrost progesteronu 3 x po 200mg. PONIEDZIAŁEK 27-07- skok cisnienia 160/100 tetno 102 i te kołatania, wyladowalam w przychodni ze starchem, z atakiem- z lękiem z myślami ze już po mnie. Cisnienei spadło do 140/90 dostalam krople na uspokojenie i tydz L4, bylo super, cisnienei wroiclo do normy. 06-08-2015 godz. 20:40 - odebrałam wynik BHcG - 0,100 - ciązy nie ma, załoba, płacz, złość...nie wiem co jeszcze... ale dałam rade, jakoś z tm sobie radziłam do 13.08- znów nerwy- nie wiem skąd, to nie był strach- to była złość, nerwy, ciśnienei skoczył- nie wiem ile, tętno 123 - kołatania okropne, za kółkiem w aucie, ledwo dojechałam do przychodni, znów ciśnienei spadło do 140/90, ekg w normie... nie wiem co się ze mną dzieje!!! Niczego się nie boje tak, jak tego kołatania!!! Nie umiem sobie z tym lękiem poradzić !!! O kurde.. musze przyznać, że nie mam pojęcia o lekach, które opisujesz ale wnioskując, że to terapia in vitro to faktycznie możliwe, że to wahania hormonalne. Mi tłumaczyła kardiolog i ginekolog, że to od burzy hormonalnej- sugerował żeby się nie denerwować tą arytmią i przeczekać. Tak więc jeśli do dziś nic się nie wydarzyło od tych przeskoków to nadal nic Ci nie grozi. Co do in vitro i porażek znam aż dwie historie w najbliższym otoczeniu, że po wielu próbach i stracie nadzieji się udało. Trzymam kciuki!
  8. dusznomi ja miałam takie ,,potknięcia`` w bicia serca na początku ciąży, też byłam przerażona. Biegałam po kardiologach, robiłam dużo badań i nic. W końcu zrzucili to na hormony. A kołatania same przeszły. Ale uczucie okropne i wyczerpujące, wiem :-/ nerwa korki i drogi międzymiastowe gdzie nie ma jak zjechać to ostatnio mój koszmar..
  9. niebieskatruskawka, afobam miałam przepisany doraźnie więc długoterminowo. Dostawałam receptę raz na kilka miesięcy
  10. ja się nie tnę ale potrafię podrapać do żywej krwi.. Może tak ostro już tego nie robię (aczkolwiek podczas dużego napadu lęku zdarzy mi się podrapać). Takk jak dwa dni temu w sklepie podczas ataku- teraz mam trzy długie ślady po pazurach wzdłuż całego uda. Chwila ulgi a później kiedy na siebie patrzę- wstyd w celu rozładowania takiego nagłego lęku/ napięcia zdarza mi się wyrwać kilka włosów, jeśli trzymam kubek z czymś gorącym to obejmuję go dłońmi i pomimo parzącego uczucia nie odstawiam go na stół. Czasem sobie tylko wyobrażam, że coś sobie robię- to też rozładowuje napięcie. Czuję się z tym potwornie żałośnie :/ Kiedyś gdy miałam pod ręką akurat bliską osobę i dostałam ataku pomogło mi mówienie o tym (rozmowa działa budująco zamiast destruktywnego okaleczania się). Tylko, że nie zawsze jest przy nas ktoś, kto wysłucha i zrozumie. Ba! Nawet bardzo rzadko.
  11. dusznomi, pamiętam- w pracy było najgorzej. Ale pocieszałam się już później, że chyba pierdylion razy czułam się tak kiepsko i nic mi się nigdy jeszcze nie stało (żaden z czarnych scenariuszy o śmierci, omdleniu, zawale itp. się nie spełnił). Dożywałam do końca swojej zmiany i do domu. Tak będzie dziś i u Ciebie. Oby do fajrantu! A uczęszczasz na jakąś terapię? Mi dopiero coś ruszyło po 3 miesięcznej terapii grupowej. Po raz pierwszy od wielu lat poczułam jakiś postęp. Tak więc polecam.
  12. no to gratuluję, że tak się z tym ogarnąłeś. Po 15 latach to musiało być okrutnie trudne. Tak trzymaj! Niebieskatruskawka w sumie można się cieszyć, że benzo źle na Ciebie działało i ustrzegłaś się przed jego uzależniającym działaniem. Bo komu wchodziło i działało jak ambrozja ten wie jak łatwo go pokochać... gorzką miłością ale jednak. I masz rację co do sensu brania doraźnych leków- nie pomagają rozwiązać problemu a tylko zagłuszają emocje. Tylko dotarcie do źródła złych emocji daje efekty. Jednak po drodze do sukcesu tak zwyczajnie, po ludzku po prostu można nie dać rady i leki są jedynym ratunkiem. Mili89 gratuluje! :) sama przechodziłam ostatnio to co Ty- mam 5 miesięcznego synka dużo wytrwałości życzę! Mi się akurat w ciąży polepszyło i to po natychmiastowym odstawieniu wszystkich leków. Cud? Chyba tak :)
  13. konowały :/ tak to niestety jest jak się trzeba leczyć na nfz. Płacisz składki i opieka lekarska należy Ci się jak psu buda a niestety z jej jakością i podejściem do pacjenta jest często słabo. Na dodatek oszczędzają nawet na tak elementarnych badaniach jak usg.. No to trzymam kciuki za dobre wyniki gastroskopii. Może i nie jest to najmilsze badanie ale nie ma nic dokładniejszego od zaglądnięcia do środka
  14. kurde ja się cykam romansować z Benzo :/ Ataraxu sobie chlapnąłem i jest lepiej....Ale kiedy będzie dobrze?? Pamiętam mój romans z benzo, trwał kilka lat. Co prawda był na tyle kontrolowany, że nie żarłam tego jak tic tac'ów ale byłam na tyle uzależniona, że nie mogłam wyjść z domu bez afobamu w torebce/kieszeni/portfelu.. Jak na cholernej smyczy :/ i jak zawsze po połknięciu czułam się rewelacyjnie, jakby ktoś po prostu wyłączył guzik z lękiem...ale po klku godzinach pieprzony niepokój zaczął narastać na nowo. błędne koło. nie mam afobamu ani przy sobie ani nawet w domu od roku. Nerwica mi właśnie nawróciła ale zrobię wszystko żeby nie wrócić do prochów.. Za długo już wytrzymałam. aaa, apropo tematu- ostatnio przypisałam sobie raka trzustki. Już wyobrażałam sobie jak się dowiaduje o chorobie od lekarza, jak mówię rodzinie, jak cierpię i później umieram. Zaszalałam i zafundowałam sobie usg całej jamy brzusznej. Tak więc za 150 zl kupiłam sobie trochę spokoju na jakiś czas
  15. dusznomi, ostatnio strasznie dużo problemów mi się na łbie spiętrzyło, które kiszę tylko w sobie (jak zawsze)... cała ja :-/ i tak dla otoczenia jestem uśmiechnięta a w środku przeżywam dramat... ale to już odrębna historia, nie będę przynudzać. W każdym razie dawno tak nie miałam. Już od rana było mi jakoś słabo, kolana mi się uginały i jakoś taki mega problem z koncentracją, komunikacją (jak z kimś gadałam przez telefon to nie do końca docierała do mnie ta rozmowa). A mimo wszystko wzięłam wózek, poszłam na spacer, spotkałąm koleżankę. Zostawiłam jej wózek na chwilę, weszłam do sklepu i bum! Jak już stałam przy kasie dostałam zawrotów głowy, uderzenie gorąca, w oczach zaczęło mi się dwoić, nie rozumiałam kasjerki). Chciałam w pewnym momencie powiedzieć "przepraszam, muszę wyjść" i wybiec. Jakimś cudem zapłaciłam, zakupy w rękę i szybko wybiegłam na murek przy sklepie... po kilku minutach mogłam wstać i dojść do domu. Dobrze, że to bliska koleżanka i wie o mojej nerwicy to chwilę o tym pogadałyśmy i jakoś przeszło... Ale okrutne uczucie zostało mi w głowie... A tak pięknie było... rok bez leków i wszystko ok... nie chciałabym wracać do prochów skoro tak długo już wytrzymałam.. A jak u Ciebie sprawa się ma z atakami? Już dawno nie byłam na forum więc nie kojarzę już życiorysu większości z forumowiczów funkcjonujesz jakoś?
  16. hehe, spoko wątek jak się kilka tygodni temu dowiedziałam, że będą takie upały to się prawie popłakałam. Na dodatek wybierałam się na wesele w najgorętszy wtedy obszar Polski (śub był o 15 czyli w szczycie żaru). Ja pieprze, ledwo wytrzymałam... trzymałam się tylko ramienia swojego faceta i nasz dialog wyglądał tak: - zemdleję! O Boże! Zemdleje na bank! - nie zemdlejesz. - upadnę, czuję to! już za chwilę! - przecież wiesz, że nie upadniesz. Nie upadniesz. i tak do momentu aż weszliśmy do klimatyzowanej sali. Niestety byłam tak zmęczona napięciem i nerwami, że zabawa nie należała do najbardziej udanych.. No nic, dobrze, że już po wszystkim. Czekam na jesień
  17. mnie dopadł dziś okrutnie silny atak w sklepie (już rok takiego nie doświadczyłam... nie bałam się tak nawet przy porodzie syna)... tak więc witaj nerwico, dawno się nie widziałyśmy... muszę odświeżyć kontakt z psychologiem.
  18. another_memory

    [Olsztyn]

    Wg mnie najlepsze psycholożki to Emilia Janowska lub Teresa Milewska-Gidzgier. Pozdrawiam :-)
  19. dzięki :) nie jest łatwo :-/ tzn. objawów typowo ciążowych typu mdłości nie mam. Ale dziwnie się czuję bez tabletek swoich :-( nie chcę znów przechodzić piekła jak na początku tego roku przy odstawianiu lekarstw. Zajęło mi ładnych pare tygodni zanim stanęłam na nogi. Nie wiem czy dotrzymam do końca pierwszego trymestru bez choćby minimalnego wsparcia farmakologicznego. Na pewno będę próbować
  20. a ja jestem w czwartym tygodniu ciąży- sam początek :) jak się tylko dowiedziałam odstawiłam SRRI (escitalopram), który na szczęscie zażywałam w małej dawce. Mimo ogarniającego mnie szczęścia boję się skutków odstawiennych :/ miałam takie, gdy na początku roku próbowałam odstawić SRRI- miałam wtedy silny nawrót nerwicy. Teraz jestem po 3-miesięcznej terapii (na oddziale dziennym leczenia nerwic) i będę chodziła na terapię wspierającą aby jak najlepiej przejść ciążę. Moja psychiatra dała mi poczucie bezpieczeństwa- powiedziała, że przez całą ciążę będę pod ich baczną opieką aby wszystko było dobrze. Dostałam wiele słów wsparcia i zagrzało mnie to do walki o zdrówko maluszka :) pierwszy trymestr najważniejszy- wtedy szczególnie warto wytrzymać bez leków. Wierzę, że mi się uda! Być może i całą ciążę :)
  21. dziś cały dzień chodzę zestresowana jak cholera... jutro zaczynam mój pierwszy dzień terapii grupowej... całe 3 miesiące przede mną... strasznie się boję :-(
  22. another_memory

    [Olsztyn]

    wiola1991, Emilia Janowska, Ludmiła Niczyperowicz, Teresa Milewska-Gidzgier. Te Panie sa godne polecenia. Pozdrawiam.
  23. another_memory

    [Olsztyn]

    hej hej kochani, niebawem zaczynam terapię (3 miesięczną ) w Dziennym Oddziale Leczenia Zaburzeń Nerwicowych w MSWiA. Czy ktoś ma jakieś doświadczenia związane z tym miejscem? A może ktoś z Was jest na etapie "rekrutacji" do przyjęcia tak jak ja? :) Baardzo liczę na tą terapię bo leki przestały na mnie działać. I tak przy okazji wcale nie czekałam długo aby się tam dostać. Na konsultacje z psychiatrą czekałąm tydzień, później kolejny tydzień na testy psychologiczne i teraz ostatni etap czyli rozmowa z psychologiem. Grupa rusza od połowy kwietnia czyli łącznie jakieś 1,5 miesiąca muszę czekać. Nie wiem jeszcze jakiej jakości będzie to leczenie ale muszę spróbować.
  24. ale skad taki pomysl? jestem przekonana, ze terapeuta jest ostatnia osoba, z ktorej ust uslyszalabys takie slowa. Kochana, nic sie nie boj.
×