Skocz do zawartości
Nerwica.com

Matilde

Użytkownik
  • Postów

    175
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez Matilde

  1. Hej a masz jakieś podstawy do tego by myśleć o sobie jako o złym człowieku pozatym, że nie masz siły na codzienne zajęcia? Ja z tego co napisałaś wnioskuję że złym człowiekiem według moich kryteriów na pewno nie jesteś. Na pewno za to jesteś człowiekiem potrzebującym pomocy. Ale masz to szczęście, że masz mądrego narzeczonego. Najlepiej gdyby zabrał Cię do specjalisty, jeśli nie masz kasy to idź do państwowego. Trudno powiedzieć co Ci dokładnie dolega, ja mogę tylko zgadywać, najlepiej określi to lekarz. Pozdrówki
  2. Jolu, jesteś wspaniałym człowiekiem, pamiętaj. Wierzę w Ciebie, zobaczysz, jeszcze wszystko się poukłada. Pozdrówki
  3. Wydaje mi się że masz podobny problem do koleżanki chlorchlor. Nie rozumiem - jeśli nie widzicie w sobie poważnych niedoskonałości wyglądu i charakteru to nie powinnyście mieć problemu z poczuciem własnej wartości. Siła przebicia niekoniecznie zależy od skali głosu moim zdaniem. Bardziej od przekonania, że to co mówisz jest ważne/ mądre/ naprawdę zabawne itp. To się wyczuwa i wtedy się człowieka słucha. Albo może za bardzo chcesz być w centrum uwagi, a nie można być w centrum uwagi cały czas choćby dlatego, że byłoby to uciążliwe dla Ciebie. Ja cieszyłabym się na twoim miejscu z grona znajomych jakich masz teraz, jeśli zasługujesz na uwagę większości, to prędzej czy później się jej doczekasz.
  4. Jolu, widzę że jesteś jedną z tych uroczych istot, które zawsze chcą dla wszystkich jak najlepiej, zapominając przy tym o sobie. To wyjątkowe cechy charakteru, niestety takie osoby baardzo często są niemiłosiernie wykorzystywane przez innych właśnie dlatego, że nie mówią o swoich potrzebach. Mogę się założyć, że cały dom jest na Twojej głowie - prosty wniosek: Ty tam powinnaś rządzić. A Ty sobie dajesz wchodzić na głowę! Jeśli masz niską samoocenę to naturalne, że wszyscy Cię traktują jakbyś rzeczywiście nie miała nic do powiedzenia. Musisz mieć przekonanie, że jesteś skarbem dla swojej rodziny. Przecież tak jest: co oni by bez Ciebie zrobili? Jesteś najważniejsza w tym domu. Pamiętaj o tym. Jeśli będziesz się cenić, inni też będą Cię cenić. Mów o swoich potrzebach, to nie egoizm, to dla Ciebie bardzo ważne. Próbuj, nauczysz się pewności siebie Nie rozumiem o tym wstydzie... Wiesz że jesteś dla nich ważna, więc też mów im, że potrzebujesz ich wsparcia... I nie załamuj się totalnie, ciężko bywa w tym życiu, ale może nawet całkiem niedługo wszystko zmieni się na lepsze... Hmmm wszyscy powinniśmy tak myśleć i nie pisalibyśmy akurat w tym temacie
  5. 22 wiosny.. starość nie radość ;-) ale to widzę najliczniejsza grupa wiekowa. Pozdrówki
  6. Fajnie że chociaż Ty tak myślisz... Warto o siebie powalczyć, to że czasami komuś odmówisz nie oznacza, że go lekceważysz, tylko, że siebie też cenisz. Pozdrówki :-*
  7. Pewnie ich przyzwyczaiłaś że wszystko za nich robisz i ukrywałaś swoje uczucia dopóki mogłaś, więc się przyzwyczaili że jesteś silna i teraz myślą że się pozbierasz jeśli będziesz chciała. Albo u Ciebie w domu jest tak, że okazuje się tylko negatywne uczucia. Spróbuj mówić otwarcie o tym, że jesteś chora, że potrzebujesz pomocy, zrozumienia. Ale sama też staraj się spojrzeć na nich jak na ludzi, a nie na pijawki. Kochasz ich i uwierz że oni też Cię kochają. Co do psa to straszne, dobrze Cię rozumiem, powiedz że potrzebujesz go i że tylko Ty się nim będziesz opiekować Tylko broń Boże nie mów im że jest lepszy od nich wszystkich razem wziętych Ja Ci powiem że ja mam całkiem inną sytuację i chciałabym mieć dom i swoją rodzinę nawet niechby mnie wykorzystywali, byleby się poczuć potrzebna komuś w tym życiu
  8. Ja nie mam problemu z moim wyglądem, choć mam duży nos i krzywe zęby Na punkcie wyglądu miałam kompleksy długie lata, ale to teraz przeszłość. Tak naprawdę to ludzie nie patrzą na wygląd, po prostu w to uwierz. Czy ty przy każdej rozmowie z człowiekiem zwracasz uwagę czy jest ładny, czy ma nie wiem - choćby ten nos nie w porządku? Bo ja nie, nawet po jednym spotkaniu mogę później kogoś nie rozpoznać na ulicy. I później się dziwię że obcy mi mówią cześć... A znowu gdy z kimś jesteśmy na codzień to nam ich widok powszednieje i nie zastanawiamy się nad ich wyglądem. Miałabym duże problemy z określeniem atrakcyjności kolegów z roku. Poważnie! To samo z zachowaniem czy rozmową. Zdarzyło Ci się myśleć w rozmowie z kimkolwiek "nie no co za palant, co zdanie powie, to głupsze"? Oczywiście że nie. Prawda jest taka że ludzie są zapatrzeni w siebie i ledwo na nas zwracają uwagę. Może to smutne, ale prawdziwe. I świadomość tego akurat mi pomogła. Inna sprawa, że nienawidzę siebie nie za wygląd, bo na to mamy wpływ ograniczony (chyba że operacje plastyczne). Ja gardzę sobą za swoje myśli i czyny które powinnam kontrolować. Zawsze zrobię coś nie tak, zranię kogoś, wyrządzę krzywdę. Oszukam. Obrażę. Poniżę. Nie uwierzycie mi, ale nie wiem w jaki sposób. Gdybym za to poniosła karę w pewnym momencie, może coś by to zmieniło. Ale mi się zawsze udaje. Za to karzę się codziennie sama. Skazuję się na samotność i brak miłości. Jeśli inaczej się nie umie... to lepiej się trzymać od ludzi z daleka. Zeby nikt przeze mnie nie płakał...
  9. Matilde

    Odrobina poezji

    Hej swietne wiersze, Prządka, ten Twój mi się szczególnie podobał. Nadwrażliwi są fajni ale zamieszczeni 4 razy warto czytać to co inni piszą, nie tylko zamieszczać swoje. Ja wkleję trochę klasyki: Mickiewicz Adam Te rozkwitłe świeżo drzewa Te rozkwitłe świeżo drzewa Upajają słodką wonią, Wody szepcą, słowik śpiewa I koniki cicho dzwonią. Czemuż zadumany stoję I wiosną się nie weselę? Bo sieroce serce moje. z kimże wiosnę tę podzielę? Przed mym domem w pomrok szary Stają muzycy tułacze. Słyszę śpiew i dźwięk gitary. Odmykam okno i płaczę. Zakochani to minstrele. Pod oknem kochanki nucą; Mnie nie bawią, ale smucą; z kim się muzyką podzielę? Tylem uczuł, cierpiał tyle, Lecz nie powrócę do domu; Opowiadać nie mam komu, Zamknę powieść mą w mogile. Założywszy ręce siadam, Na samotną patrzę świécę: Czasem piosnkę w myśli składam. Czasem pióro smutne chwycę. Dzieci moje, myśli, słowa, Czemuż się z was nie weselę? Ach, bo dusza moja wdowa, Dzieci wiele, sierot wiele. Mija wiosna, mija zima, Mija pogoda i słota; Nie przeminie żal pielgrzyma, Bo on wdowiec i sierota. [wiosna 1832]
  10. Matilde

    [Kielce] i okolice

    Hej ja też mieszkam w Kielcach Ale tu już widzę regularne towarzystwo...
  11. musisz mi o tym napisać bo nie chce mi się wierzyć.
  12. Może by wystarczyło a może nie ale ważne żebyś się zastanowiła dlaczego chcesz to zrobić i czy naprawdę. Po mnie nie ma kto płakać bo jestem na tym świecie sama, ale Ty wyobraź sobie swoich bliskich w rozpaczy nad Twoim ciałem... Nikomu nie chciałabym nigdy w życiu zadać takiego bólu... A Ty? Oni też mogą wpaść w depresję po tym co byś im zrobiła i cierpieć, jak Ty teraz. Ja najgorszemu wrogowi nie życzę takiego stanu jak mój. Wyrzuć te tabletki jak najszybciej i poszukaj dla siebie pomocy
  13. Ja też prawie zawsze byłam sama. Nie było mi z tym dobrze, i do tej pory niezupełnie jest ale z dugiej strony przyjrzyj się kolegom - niby są dla siebie tacy mili, tak się lubią ale wystarczy małe nieporozumienie i potrafią się znienawidzieć, wyzywać nawzajem od najgorszych, obgadywać... Ciebie nikt nie sponiewiera. Jesteś ponad to. Ja bym proponowała rozejrzeć się czy nie ma w pobliżu kogoś podobnego do Ciebie - Kto też jest na uboczu, zawsze siedzi w kącie i nikt z nim nie rozmawia. Możesz zapytac czy obok niego jest wolne miejsce na ławce, i po prostu usiąść obok niego jeśli nie masz odwagi zagadać. Może ten ktoś się pierwszy odezwie, może zainteresuje się tym, co czytasz... Ja na uczelni sama się odcinałam od ludzi, i nie zauważyłam drugiego outsidera na roku. On mnie za to zauważył - zapytał parę razy czy może obok mnie usiąść. Potem zapytał jak mi idzie praca zaliczeniowa. I teraz mam z kim zamienić słowo, mam się do kogo uśmiechnąć, mam z kim usiąść na wykładzie. Mam komu ponarzekać na wykładowcę żadne się drugiemu przy tym nie narzuca, samo tak wychodzi. Jeśli nie mamy ochoty nic mówić albo tematu do rozmowy to po prostu siedzimy obok. I nie czujemy się już tak strasznie opuszczeni. Inni ludzie też zaczęli na nas inaczej patrzeć, chętniej się odzywają. Może zobaczyli w nas normalnych ludzi, takich jak oni. I jest dużo łatwiej
  14. Oj jak mnie czasem do tego ciągnie.. ledwo się powstrzymuję. Robię sobie kanapkę i mam ochotę wbić sobie nóż w brzuch szybko, żeby się nie zawahać... albo zryć sobie całe przedramię i patrzeć jak się wykrwawiam, wyobrażam sobie że jest mi coraz bardziej słabo... życie za mnie wycieka... Nie boję się śmierci. Boję się tego, że nie uda mi się. Odratują mnie i będą mnie pilnować, i będę się bała to powtórzyć, będę się bała że znów się rozczaruję
  15. Pchło, Na początku też tak miałam, nie mogłam się odnależć, wszystko inaczej funkcjonuje na uczelni. A najgorsze jest to że nauczyciele nie mają sztywnych reguł dotyczących oceniania i właściwie ich ocena zależy od ich widzimisię. To nie jest sprawiedliwe i może dołować, ale naprawdę warto przetrzymać. Ja np. miałam warunek z chemii chociaż na laborkach radziłam sobie b. dobrze i pomagałam wszystkim na kolosach, a potem nagle oni zaliczyli egzamin, a ja nie. Już tyle razy miałam ochotę rzucić to wszystko w pierony, ale zatrzymywalo mnie to, że moi rodzice oddawali mi prawie całą emeryturę (i sama się zastanawiam jak potem zyli cały miesiąc) po to, żebym mogła się uczyć. Nie mogłam zmarnować tego ich poświęcenia i choć czułam, że długo tak nie dam rady, to jednak dawałam, choć psychikę mi to ryło jeszcze bardziej. Mówiłam sobie tylko: przetrzymaj, spróbuj, wysil się jeszcze raz. Tak minęły dwa lata! Teraz muszę powiedzieć że warto było tylko mogłam szukać jakiejś pomocy psychologicznej, a nie męczyć się tak. Teraz właściwie nie mamy wiele nowych przedmiotów, najwięcej roboty jest na seminarium, i chociaż nie wiem jak będzie dalej i ile razy jeszcze mi się jeszcze zawali świat, to mam nadzieję, że może dotrwam do licencjatu chociaż. Moja izolacja wynika z poczucia winy i wstrętu do siebie, do tego stopnia że chcę oszczędzić ludziom swojego towarzystwa. Ale co dziwne im bardziej się oddalam, tym bardziej ludzie wyciągają do mnie ręce. Nie mam mimo to siły żeby wychodzić gdzieś wieczorem. Zbyt wiele mnie kosztuje przebywanie wśród ludzi na uczelni i zachowywanie się w miarę normalnie.
  16. Ja trzymam się kurczowo studiów, już trzeci rok... Z jednej strony te studia były ucieczką do nowego życia, z drugiej męką. Wakacje po maturze były jednym koszmarem. wtedy wszystko się zaczęło. Bardzo chciałam iść na studia, żeby się z tego wyrwać. Udało się, cudem. Przeniosłam się do dużego miasta, tak się cieszyłam że nikt mnie nie zna. Ale z drugiej strony wszystko było na mojej głowie, musiałam sobie radzić sama, o wzystkim myśleć, choć chciałam tylko odrobiny spokoju. Nie miałam go. W dodatku następne ciosy, bliska osoba w szpitalu, na granicy życia... Myślałam że tego nie wytrzymam. Sama się dziwiłam że funkcjonuję, radzę sobie, tak jakby ktoś inny żył za mnie a ja się tylko przyglądałam. Byłam w okropnym stanie, miałam się z nikim nie zapoznawać, ale nie dało się. Trafiłam na dziewczynę, która przykleiła się jak bluszcz, nic nie robiła beze mnie, w dodatku nie rozumiała, że nie mam siły mówić o sobie czy słuchać jej głupich plotek. Czułam że się duszę w tej znajomości. Zerwałam w drugim semestrze i bałam się do kogokolwiek odezwać. Później kłopoty z nauką, poprawki, ucieczka z egzaminu... Ten cholerny warunek, przez który straciłam zdrowie... Po drodze kolejna osoba którą bardzo zraniłam i nie mogę tego odwrócić. I teraz od sierpnia jest coraz gorzej, z każdym dniem tracę nadzieję i sens tego całego życia... ale na uczelni teraz chyba czuję się najlepiej. Ludzie z roku wydają mi się milsi i zarazem bardziej obojętni, co mi pasuje. Nie uczę się mam dobre wyniki - nie zależy mi - nie stresuję się - cos naściemniam na kolosie - zaliczę. Cud. Ale to niesprawiedliwe. Widzę jak inni nie dają rady i wiem że wiem mniej od nich. A po zajęciach uciekam do siebie i śpię... zero aktywności towarzyskiej, nie mam sił. Staram się nie zrobić sobie krzywdy choć mam na to wielką ochotę. nawet już nie używam ostrego noża żeby mnie nie kusiło. I tak to u mnie wygląda
  17. Ja po pierwsze b. lubię Dostojewskiego - gdy przebrnie się już przez wstępy i zacznie kojarzyć imiona, "otciectwa" i nazwiska bohaterów to czyta sie płynnie, teraz zaczęłam Biesy, a największym sentymentem darzę Idiotę, choć czytałam go tak dawno, jeszcze zanim to wszystko się zaczęło... Aż boje się wracać do niej, to moja książka idealna Polecam Suskinda Pachnidło, wzięłam się za nią już po obejrzeniu filmu, dużo lepsza jest książka, w ogóle do tej pory nic podobnego nie czytałam - cudowna Sagę o Ludziach Lodu czytam od ładnych paru lat i nie mogę skończyć... jestem na 34 tomie. Ale super. Mam parę ulubionych części które polecam przeczytać : tom 9, 18, 24 brytyjska klasyka jest the best: Wichrowe wzgórza i Rozważna i romantyczna mmm.. Z Cohella czytałam Alchemika dawno, dawno ale podobał mi się. Wchłonęłam przez jeden wieczór Jeśli Dan Brown - to Cyfrowa twierdza. Obowiązkowo Pozdrówki
  18. Matilde

    Witajcie

    hej miło Cię poznać. Ja też tu niedawno trafiłam w akcie... chyba rozpaczy. Nie wiem co dokładnie może mi dolegac, ale na pewno nie jest w porządku. mnie męczy duże poczucie winy, niechęci do siebie, izolowania się od znajomych. Też się nie leczę ale powoli zaczynam się do tego przekonywać, bo dłużej nie wytrzymam takiego stanu. Nawet dziś próbowałam zapisać sie do psychologa (co nie znaczy, że to w końcu zrobiłam ) czytając wypowiedzi innych można mieć nadzieję, że nawet jak jest bardzo źle, to można z tego jakoś próbować wyjść. Pozdrówki
  19. Matilde

    cześć... szukam siebie

    A skąd wziąć siłę?
  20. Matilde

    cześć... szukam siebie

    dobra to co według was powinnam zrobić
  21. Matilde

    cześć... szukam siebie

    Też mi miło. Wiem że to głupie takie ciągłe rozpamiętywanie, ale nie umiem inaczej, to ciągle wraca, wręcz mi się wydaje że że powinnam o tym pamiętać żeby mi się nie zaczęło wydawać że jestem w porządku. Nie jestem dobrym człowiekiem i żle mi z tym. Ale teraz "too late to apologize"... Gdybym jeszcze miała przed sobą jakiś cel może byłoby inaczej, ale nie mam. Nie mam pomysłu na życie, zero satysfakcji ze swoich działań, nikomu nie jestem przydatna do niczego, nikt ode mnie niczego nie wymaga. to nie ma sensu
  22. Matilde

    cześć... szukam siebie

    Mogłabym kogoś poprosić gdybym umiała "prosić i czekać dłużej niż pięć minut". Ale pewnie to zrobię. Kiedyś. Bo musiałabym się wtedy przyznać że nie wszystko u mnie ok. Ludzie albo nie mają pojęcia o tym co czuję, albo nie chcą nic o tym wiedzieć. Kiedyś próbowałam poprosić koleżankę,ale bardzo szybko zrezygnowałam bo przestraszyła się tego co jej mówiłam. A potem nie chciała wracać do tej rozmowy.
  23. Matilde

    cześć... szukam siebie

    Hej jak miło że piszesz. ja dobrze że nie mogę tak dalej się zachowywać ale nie mam siły żeby coś z tym zrobić. A o imprezach mi nie mów bo to moje przekleństwo. Nie panuję nad sobą i robię bardzo głupie rzeczy więc po prostu omijam dyskoteki szerokim łukiem. Dla mnie najlepsza impreza jest w domu u mnie lub u kogoś znajomego gdzie są sami swoi siedzimy przy muzyce i przy winie i po prostu gadamy. Tylko że ostatnio bardzo rzadko bywam gdziekolwiek. Tylko na uczelnię się wybieram regularnie. A ludzie mnie denerwują, mam wrażenie jakbym myślała zupełnie inaczej od innych bo nie mogę z nikim złapać tematu. Do psychologa się wybieram od dawna ale jakoś nigdy do niego nie dotarłam. Myślę że gdyby ktoś bliski zaprowadził mnie to poszłabym. Tylko że nikt nie interesuje się mną na tyle żeby przejmować się moim zdrowiem psychicznym. Ludzie czasem pytają, co mi jest, ale nie umiem im powiedzieć. A psycholog to też obcy człowiek, zupełnie obcy... boję się
  24. Matilde

    cześć... szukam siebie

    Hej zdecydowałam się tu napisać bo nie wiem już jaka naprawdę jestem. Gdzie zgubiłam sens tego wszystkiego? Kiedy pomyślę o sobie sprzed 3 lat to mam wrażenie że to nie ja. Byłam taką wesołą dziewczyną, zawsze się śmiałam, miałam jakieś swoje zajęcia, pasje, przyjaciół, nigdy nie byłam poszechnie lubiana ale miałam towarzystwo, w którym czułam się dobrze. Teraz zamykam się w domu, odwołuję spotkania ze znajomymi, boję się poznawać nowych ludzi. Z jednej strony jest mi dobrze, sama czuję się swobodnie, ale jednak nie można tak ciągle... Chyba wiem, kiedy to się zaczęło -ponad dwa lata temu. Byłam do życia nastawiona pod tym kątem, że uwierzę w coś dopiero wtedy gdy sama się o tym przekonam. Szalałam. Wpakowałam się w kłopoty, tylko jakimś cudem nie poniosłam większych konsekwencji tego wszystkiego. Ludzie mi wybaczyli, chyba nawet Bóg mi wybaczył a ja jednak czułam że nie powinni. Czułam że udało mi się uciec z pułapki choć gotowa byłam na to, żeby dostać za swoje. Niczego się nie nauczyłam, a zarobiłam ciężkie poczucie winy którego nie mogę się pozbyć. Przy okazji moje kłopoty zbiegły się z przeprowadzką, poznawaniem nowych ludzi, miejsc... masakra. Ja chciałam tylko spokoju, a nie miałam go w ogóle. od tamtego czasu nie mogę się odnaleźc na nowym miejscu, nowi znajomi mnie rozczarowują, za starymi przyjaciółmi tracę kontakt... I nie mam siły żeby to uporządkować. Albo nie widzę w tym sensu. Albo już sama nie wiem co...
×