Skocz do zawartości
Nerwica.com

katiusza

Użytkownik
  • Postów

    7
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Osiągnięcia katiusza

  1. Jakbym czytała o sobie... Nie wiem, co Ci poradzić, bo sama sobie nie potrafię pomóc. Mam jednak nadzieję, że zabierze głos jakiś specjalista lub osoba, która sama przeżyła coś podobnego i z tego wyszła i w ten sposób nam pomoże. Moi rodzice się nie rozwiedli ale oboje byli alkoholikami.
  2. Anusia NL - bardzo mi przykro z powodu zachowania Twojego faceta. Wydaje mi się, że skoro uciekł teraz przed problemem, to uciekałby przed każdym innym, a takowych w życiu nie brakuje, więc może lepiej, że tak to się skończyło. Dobrze, że masz bliskich, na których możesz liczyć. Oni na pewno Cię nie zostawią. Główka do Góry. Będę trzymała za Ciebie kciuki. painkiller - bardzo dziękuję za te słowa. Mają oce dla mnie ogromne znaczenie. :-D Nie byłam jeszcze u lekarza. Ciężko mi się wybrać. Ale ciągle się mobilizuję. Nie wynika to ze strachu, czy braku chęci. Chociaż z drugiej strony... Sama nie potrafię tego wyjaśnić. Po prostu nie mam siły...
  3. Właśnie dlatego napisałam, że dziękuję za wpisy, bo to mi bardzo pomaga. Dobrze jest mieć świadomość, że istnieją ludzi, którzy mnie rozumieją. Dlatego jeszcze raz dziękuję Wam wszystkim. Wtedy była jeszcze przed leczeniem ale do tej pory, ani od niej ani od nikogo z rodziny, nie usłyszałam "Przepraszam, że mnie wtedy przy tobie nie było. Wtedy tego nie rozumiałam/łem. Czy potrzebujesz mojej pomocy?" czy czegokolwiek innego w tym guście sugerującego, iż mogę na nich polegać. Tak jak napisałam, jest to tematem tabu w mojej rodzinie. Wtedy dałam radę, więc wydawało mi się, że teraz też mi się to uda ale niestety, tak jak teraz o tym pomyślę, to mi nigdy nie udało się z tego wyjść. Ja po prostu uśpiłam w sobie te uczucia, nie zwracałam na nie uwagi. A teraz one wróciły ze zdwojoną siłą i dlatego muszę coś z tym zrobić. Na końcu tunelu widzę mojego narzeczonego i rodzinę jaką wspólnie założymy i wiem, że muszę o tą wizję walczyć, aby stała się rzeczywistością. Nie mogę być dla niego ciężarem, bo w końcu nie wytrzyma i mnie opuści. ---- EDIT ---- Bardzo mi przykro, że utraciłaś ukochaną osobę. Nie wiem, jak bym przeżyła w takim momencie, z tym samopoczuciem, które mam teraz. Na pewno nie znalazłabym siły na to, żeby iść do lekarza. Gratuluję Ci, że się na to odważyłaś, że zdołałaś przemówić sobie do rozsądku i podjąć walkę. Dobrze, że masz przyjaciół, którzy Cię wspierają. A rodzina? Ja mieszkam w Polsce, ale to nie zmienia faktu, że nie mogę na nią liczyć. Jedyne co zawdzięczam mojej rodzinie to pogłebianie mnie w moich negatywnych myślach, przekonaniach. Zazdroszczę Ci tego, że Ty do swojej rodziny możesz chciaż zadzwonić, porozmawiać. Ja się do swojej boję dzwonić, bo to zawsze kończy się dla mnie tragicznie. Będę trzymała za Ciebie kciuki. Pozdrawiam
  4. Myślę, że jestem złym człowiekiem, bo ludzie mi to sugerują i to nie tylko obcy, którzy sądzą mnie po pozorach, ale także rodzina, znajomi. Mają mnie za olewusa, lenia, za osobę niepoważnie podchodzącą do życia, niedojrzałą i inne takie. Ciągle wytykają mi błedy, a nie zauważają rzeczy pozytywnych, nie potrafią pochwalić, docenić. Moja mama po mojej nieudanej próbie samobójczej przyszła do mnie na OiOM tylko raz, jak już odzyskałam świadomość i to tylko po to, żeby mi powiedzieć, że jestem złą osobą i zrobiłam to tylko po to, żeby ją zdenerwować i żeby ludzie gadali. Do domu ze szpitala wracałam sama. Reszta rodziny zachowywała się tak, jakby nic się nie stało. Do tej pory jest to tematem tabu. Narzeczony dowiedział się o tym, co się stało dopiero jak wróciłąm do domu i do niego zadzwoniłam. Nikt nawet go nie powiadomił pomimo tego, że prosiłam o to. Leżałam na oddziale sama przez cały czas. Wtedy rozmawiałam z psychiatrą i on zalecił mi leczenie farmakologiczne, ale po tym wszystkim co usłyszałam od mamy nie zdecydowałam się. Jakoś się z tego podniosłam ale teraz znowu jest coraz gorzej. Tylko mój narzeczony, z którym mieszkam zauważył, że dzieje się ze mną coś złego i poprosił mnie żebym poszła do specjalisty. Ciężko jednak wierzyć jednej osobie mając po przeciwnej stronie innych ludzi i swoje własne myśli. Nie chcę stracić mojego ukochanego, dlatego pójdę do specjalisty. Boję się, że on nie udźwignie mojej choroby. Podejrzewam, że sama bym się na to nie zdecydowała. Myślę, że gdyby nie on nie miałabym już takiej okazji. Dziękuję wszystkim za zainteresowanie i miłe słowa. To pomaga. Bardzo.
  5. Sama nie zdecydowałabym się na pójście do specjalisty. Duże znaczenie miała dla mnie rozmowa z narzeczonym. On mi uświadomił, że coś jest nie tak. Prawdę mówiąc robię to dla niego. Nie chcę być dla niego ciężarem. Nie chcę żeby nasze życie wyglądało tak jak teraz. Sama nie miałabym nawet na tyle mobilizacji, żeby napisać tego posta. Azotox - ja już praktycznie zawaliłam studia. Mam szansę, żeby naprawić swoje błedy, ale nadal nic nie robię. Napisanie pracy dyplomowej, chodzenie na zajęcia i patrzenie w oczy prowadzącym, którzy mają Cię za totalnego olewusa jest jeszcze gorsze. Oni nie rozumieją, jak dużym wysiłkiem jest dla mnie przyjście na zajęcia, przeczytanie jakiś materiałów. To dzięki nim i ludziom, którzy mnie nie znają, a oceniają po pozorach uwierzyłam w to, że jestem nic nie wartym leniem a nie chorą osobą i pewnie gdyby nie mój narzeczony nadal bym tak myślała. Choć szczerze mówiąc nadal tak myślę, ale staram się odrzucić od siebie te myśli. Dlatego rozumiem Cię doskonale i wiem, że to jak się czujemy jest błędnym kołem, bo po każdym zawalonym obowiązku, który masz wykonać, czujesz się jeszcze gorzej. To narasta a na końcu jest już tylko pustka. Pustka, która mnie prześladuje. Pustka, która wypełnia Twoją głowę, Twoje myśli. Pustka nie do wytrzymania. Dlatego radzę Ci - jeżeli czujesz to co ja, nawet w niewielkim stopniu, pójdź za mym przykładem i skontaktuj się ze specjalistą, bo będziesz się czuła coraz gorzej. Ja wiem jak trudno jest wykonać ten pierwszy krok. Biję się teraz z myślami. One mówią mi, że ta wizyta nic nie zmieni. Że lekarz powie mi, żebym nie zajmowała mu czasu, bo nie jestem chora tylko się nad sobą użalam i szukam wytłumaczenia na swój zły charakter. Że inni będą mnie traktować jak wariatkę. Ale obok tych myśli słyszę słowa swojego narzeczonego, widzę posty zamieszczone przez ludzi, którzy się zdecydowali na leczenie i jest im teraz lepiej, post Matilde, która pomimo tego, że mnie nie zna wierzy w to, że jestem dobrym człowiekiem i dzięki temu nadzieja na lepsze życie tli się w mojej głowie słabiutkim płomieniem. Mam nadzieję, że on nie zgaśnie. Azotox, Twoje myśli nie znikną same. Będzie coraz gorzej. Zareaguj póki nie jest za późno.
  6. Dziękuję bardzo za odpowiedź i poświęcenie czasu na przeczytanie tak długiego posta. Z czego wnioskuję, że jestem złym człowiekiem? Wydaje mi się, że jestem ciężarem dla innych. Nie potrafię sama o siebie zadbać. Jestem leniwa więc zawodzę innych. Itd. Itp. Mogłabym tak wymieniać w nieskończoność. Ale masz rację - nie mam siły na codzienne zajęcia. Czuję się cały czas zmęczona a każde zadanie wydaje mi się ponad moje siły. Dlatego pójdę za Twoją i mojego narzeczonego radą i udam się do secjalisty. Mogłabyś mi jeszcze poradzić, gdzie powinnam się udać? Psychiatra? Psycholog? Psychoterapeuta? Nie znam się zbytnio na podziale obowiązków tych specjalistów. Jeszcze raz dziękuję i pozdrawiam
  7. Witam! POST JEST DŁUGI ALE POTRZEBUJĘ POMOCY I DLATEGO MAM NADZIEJĘ, ŻE ZNAJDZIE SIĘ OSOBA, KTÓRA POŚWIECI CHWILĘ ABY GO PRZECZYTAĆ I POMOŻE MI ZNALEŹĆ ODPOWIEDŹ NA NURTUJĄCE MNIE PYTANIE. Mój narzeczony powiedział mi ostatnio, że podejrzewa u mnie depresję i zastanawiam się nad jego "diagnozą". Nie mam pieniędzy, żeby pójść do specjalisty dlatego piszę na forum. Mam nadzieję, że znajdzie się ktoś, kto będzie w stanie odpowiedzieć mi na pytanie zadane w temacie. Zrobiłam kilka testów w internecie i wszędzie diagnoza brzmiała identycznie z tym co powiedział mój narzeczony ale mi się wydaje, że ja nie mam depresji. Każdy symptom opisany w artykułach potrafię sobie wytłumaczyć. OTO MOJE TŁUMACZENIE DLA SYMPTOMÓW, KTÓRE ZAUWAŻYŁ MÓJ NARZECZONY. Cały czas czuję się zmęczona, boli mnie głowa i kręgosłup, nie mam siły żeby robić cokolwiek i nie widzę sensu, żeby to robić, bo to dla mnie za trudne, zaniedbałam dom (nie sprzątam, nie pamiętam kiedy ostatnio zrobiłam obiad, rachunki płacę dopiero po otrzymaniu upomnienia), zaniedbałam studia (powinnam się bronić w czerwcu - do tej pory nie napisałam nawet pracy dyplomowej; na drugich studiach nie chodzę na zajęcia, na zaliczenia, nawet jeszcze nie zarejestrowałam indeksu na ten semestr choć mam wszystko zaliczone), zaniedbałam pracę (zrezygnowałam z niej, żeby mieć czas na napisanie pracy dyplomowej - nie pracuję już od dwóch miesięcy a tego nie zrobiłam), zaniedbałam siebie (mam takie dni (coraz więcej ich jest), kiedy nawet myć mi się nie chce, nie ruszam się dużo, więc zaczęłam tyć (jem tylko dlatego, że mój narzeczony o to dba), nie dbam o swój wygląd) - MOJE WYTŁUMACZENIE: jestem leniwa i użalam się nad sobą. Moje poczucie własnej wartości spadło poniżej zera, może mi się wydaję ale mam wrażenie, że najbliźsi mówią mi same złe rzeczy na mój temat- MOJE WYTŁUMACZENIE: trzeba spojrzeć prawdzie w oczy - mają do tego pełne prawo, bo patrząc na to, co napisałam w pierwszym akapicie nie zasługuję na dobre słowo; jestem do niczego, jestem leniwa, nic nie warta. Czuję się winna za wszystko złe co się dzieje, za to co powiem czy też zrobię komukolwiek (potrafię zacząc płakać w tramwaju, bo przypomni mi się, że powiedziałam coś przykrego 10 lat temu mojemu nieżyjącemu od 6 lat tacie), nie potrafię odmówić, kiedy ktoś mnie o coś poprosi, zaniedbując przy tym swoje obowiązki (i tak je zaniedbuję więc jeden raz więcej nic nie zmieni) - MOJE WYTŁUMACZENIE: czuję się winna bo jestem winna - jestem złą, nic nie wartą osobą, więc zasługuję na to; nie potrafię odmówić? - muszę zrobić coś dobrego raz na jakiś czas. Boję się wszystkiego - utraty bliskich (czy komuś coś się nie stanie, czy ich nie zawiodę i się ode mnie nie odwrócą, itd.), pająków (od dzieciństwa brzydzę i boję się pająków), zostawać sama w domu (bo ktoś na mnie napadnie albo pojawią się jakieś siły paranormalne (np. duchy)), dużych grup ludzi (bo ktoś mnie okradnie albo skrzywdzi), jeździć na łyżwach (bo jak się wywróce na lodowisku miejskim, to ktoś na mnie wpadnie i mogę zostać kaleką), udzielać się w rozmowie (bo powiem coś głupiego) - mogłabym wymieniać w nieskończoność moje lęki - MOJE WYTŁUMACZENIE: mam dużą wyobraźnię i jestem odpowiedzialna. Mam za sobą próbę samobójczą (połknęłam dużą ilość silnych leków uspokajających ale mnie odratowali) a myśli samobójcze krążą w mojej głowie cały czas - MOJE WYTŁUMACZENIE: w końcu jestem problemem dla wszystkich, jestem nic nie warta, więc lepiej będzie kiedy odejdę. Dlaczego próba samobójcza była nie udana i nie spróbowałam jeszcze ponownie? Bo muszę znaleźć sposób, żeby nie narobić przy tym większych problemów: jak zostanę kaleką, to będę jeszcze większym problemem dla bliskich, poza tym moja mama jest niepijącą alkoholiczką i boję się, że wróci przez to do nałogu. Nie wiem czy opisałam wszystko to, co się ze mną dzieje ale ogólnie nakreśliłam sytuację w jakiej się znajduję. CZY ZNAJDZIE SIĘ KTOŚ, KTO ODPOWIE NA NURTUJĄCE MNIE PYTANIE: Czy cierpię na depresję czy też jestem złym człowiekiem? Czyli jednym słowem: Czy rację ma mój narzeczony, czy też ja mam rację, a on powinien wziąć nogi za pas i poszukać sobie innej kobiety? Z góry dziękuję za pomoc.
×