-
Postów
1 433 -
Dołączył
Treść opublikowana przez el33
-
Po pierwszych 2 miesiącach zwiększyła dawki leków i było ok. Teraz wizytę mam za 3 tygodnie i nie widzę szansy by udało się ją przyspieszyć. Biorę Młodą na zajęcia wózkiem. Może długi spacer dobrze mi zrobi
-
Biorę leki od pół roku i zjazd miałam przez pierwsze dwa miesiące. Później było ok i czułam poprawę. Teraz znów jest kiepsko. Pić nic nie piłam choć ochota ogromna.
-
Nie ufam dziś sobie, mam ochotę na coś dużego, a do tego by się spić i poszaleć. Zaliczam kolejny zjazd mimo leków. Najgorzej, bo mąż widzi, że coś jest nie tak i bardziej mnie pilnuje
-
Czyli masz opiekę i możesz złapać oddech Może uda im się coś w miarę szybko wymyślić w kwestiach leków by pomogły. Może będzie też tam ktoś porządny z psychoterapeutów z którym będziesz chciała kontynuować pracę jak wyjdziesz. Powodzenia
-
@Heledore raz lepiej, raz gorzej. Na razie ms nie są zbyt intensywne więc daje radę. Jak u Ciebie?
-
Czyli rodzic złapie dziecko na ulicy, wciągnie ja na chodni i mu przyłoży(w nerwach pewnie mocno), tak??? I gdzie tutaj jest nauka dla dziecka??? Jak może zobaczyć to dziecko: rodzic krzyczy za mną, biegnie za mną, łapie mnie i biję. Przykładowy wniosek: nie dać się następnym razem złapać. Wyobraźmy sobie podobną sytuację przy czym po wciągnięcie na chodnik rodzic mocno przytula, nie ukrywa swoich uczuć (zdenerwowania, strachu, wściekłości) i mówi do dziecka jak bardzo się wystraszył zachowaniem dziecka i jakie niebezpieczeństwo czeka na ulicy. Mając owoc (np jabłko) można dziecku pokazać co się dzieje gdy samochód najedzie na nie.
-
@z o.o. trochę mi się poszczęściło, bo dopiero przyszła do poradni. Mam na nfz, raz w tygodniu, stały dzień i godzina. Najpierw mogłam się zapisywać z tygodnia na tydzień, później na 2 sesje do przodu, teraz na cały miesiąc do przodu jestem zapisywana. Plus jest taki, że sama T tego pilnuje i sprawdza pod koniec miesiąca czy stali pacjenci są zapisani na swoje terminy. Przy czym tak jak pisałam wyżej, moja jest świeżakiem w trakcie szkolenia. W innych przychodniach mówili mi, że może być tak, że przez kilka-kilkanaście tygodni mogę mieć nieregularne (jak się coś zwolni) i dopiero jak ktoś stały zakończy/zrezygnuje będę mogła liczyć na jakiś stały termin. Może jednak uda Ci się coś znaleźć. Czasami to zwykły przypadek jak u mnie.
-
@z o.o. Walcz. To trudne, ale walcz. Nie powiedziałam dziś T, że znów wracają, nie są intensywne, nie są nachalne, przeważające. Nie potrafiłam powiedzieć o tym wprost. Gdzieś przemycałam informację o pogrzebie, o zmęczeniu, ale nic wprost
-
Po prostu uważam, że po tak zajebistych radach ludzie skaczą z okien. Są tyle samo warte jak teksty: weź się w garść, wyjdź do ludzi, ułóż plan i go zrealizuj. Myślę, że dużo osób mnie rozumie, sporo osób wspiera i na żywo i wirtualnie. Pisze tutaj z tego samego powodu z jakiego rozmawiam o tym na terapii: by się przyjrzeć tym myślą, zrozumieć co je wywołuje, zrozumieć mechanizm ich działania i zmian jakie w nich zachodzą. Często zwykle stwierdzenie że "jest chuj...owo, będzie chuj...owo, ale między tym może uda się znaleźć jakiś punkt zaczepienia" lepiej działa niż gra na uczuciach.
-
Popatrz jaki że mnie głupi babsztyl, że przez tyle lat na to nie wpadłam, że wystarczy chcieć i wprowadzić to chce w życie. No cóż kolejny argument by poszukać grubej gałęzi.
-
Chciałabym by moja córka miała matke na jaką zasługuje, która będzie ją wspierać i pomagać, na której widok będzie się cieszyć. Chce by mój mąż miał kobietę z którą będzie chciał się pokazać na mieście, z którą będzie mógł spędzać wieczory, tańczyć na imprezie, rozmawiać, która będzie go wspierać na co dzień. Poczucie winy to kiepski argument. Nigdy nie wiesz co się w nim skrywa.
-
Cieszę się, że nie chcesz umierać Wiem i to mnie powstrzymuje. Szczególnie gdyby nie wyszło nie wiem jakbym miała spojrzeć mężowi w oczy
-
Można zamarznąć i przy 10 stopniach. Chodzi o wychłodzenie organizmu. Im wyższa temperatura tym to dłużej trwa, ale jest jak najbardziej możliwe. Chyba, że chcesz być sztywną to wówczas tylko przy minusowej. Diagnoza to coś co jest konkretem, informacją, która może powiedzieć co całej. Na terapii zajmuje się przeszłością, bo teraźniejszości nie mogę zmienić. Nie chodzi o to, że miałby być to ktoś blisko, bardziej zwykła obecność, możliwość żartu, możliwość spojrzenia na drugą osobę. Po zabiciu się nie chciałabym by moje ciało znalazł ktoś bliski. Samobójcy zwykle wyglądają kiepsko niezależnie od metody. Po co dokładać innym stresu.
-
Szczerze? Uważam, że to ich prawo. W Japonii inaczej się podchodzi do kwestii samobójstw i nie jest to traktowane jako piętno i nie jest to zawsze kwestia choroby.
-
@Lilith eutanazja wydaje się bardziej osiągalna. Mnie wcześniej też nie interesował moj pogrzeb, bardziej by się zabijając nie na brudzić w domu
-
@Heledore może ja potrzebuję eutanazji?
-
Ma wróciły w opcji: jak by wyglądał mój pogrzeb, kto by był? Czy byłby bez księdza tak jak chce? Tak dziś siedziałam i stwierdziłam, że chciałabym nie być sama w czasie umierania, by był ktoś obok tak fizycznie. Wiem, że przy samobójstwie to niemożliwe, a jednak chciałabym.
-
@Lilith niestety mocno ciągnie. Teraz weekend więc "bezpieczniej", bo zawsze ktoś obok. Chyba chciałabym odreagować ostatnie dni i kiepskie noce, poczuć..w sumie nawet nie wiem co.
-
@Lilith Jak Młoda będzie już na tyle zdrowa (i nie będzie zarażać) to w przyszłym tygodniu ma wizytę u genetyka, liczę na nowe pomysły. Na wczorajszą noc trafiła do dziadków, bo mąż też załapał anginę i nie byliśmy w stanie się nią zająć. Na szczęście mam cudownych teściów. A Młoda cała zadowolona hasa u dziadków, bo tam więcej jej wolno i może pooglądać trochę tv. Będziemy niedługo debatować czy wraca na noc już do domu czy spróbujemy by jeszcze jedną noc została by nie ryzykować zarażenia jej..
-
@Lilith Młoda jest pod opieką m.in poradni genetycznej i zaburzeń metabolicznych. Miała robione już kilka serii badań, leżała dwa razy na oddziale, ale na razie nic nie wykazały. Lekarka zastanawia się co może jeszcze spróbować zrobić albo gdzie nas wysłać na konsultację, bo zaczyna jej brakować pomysłów.
-
@Lilith przykro mi z powodu brata:( może ja się wkurzam o to, że Młoda nie ma żadnej diagnozy. Każdy mówi, że.cos jest nie tak, trzeba szukać, nie wiadomo czy to co aktualnie robimy pomoże, czy przeszkadza. Wiem, że wiedza w postaci diagnozy potrafi dobić, ale wiadomo czego można się spodziewać, jak się będzie wszystko prawdopodobnie zmieniać w czasie. Żeby było zabawnie to Młoda złapała bostonke, a ja mam anginę. Zaczynam podejrzewać jakieś fatum
-
@Lilith dodaj do tego przekonanie, że jest się wszystkiemu winnym, bo jako matka powinnam chronić. I widać coś musiałam zrobić nie tak w ciąży skoro są problemy. Dorzuć jeszcze moje własne wspomnienia związane z ptsd i nagle masz w myślach obraz siebie jako największego kata własnego dziecka. Łatwo powiedzieć, że to nie prawda, że na ileś rzeczy nie ma się wpływu. Pewnie innej osobie bym pisała, że zrobiła bardzo dużo, że jest dzielna i radzi sobie, że ileś rzeczy zrobiła i na ileś nie ma wpływu choćby bardzo chciała... Komuś innemu tak, samemu ciężko w to wszystko uwierzyć.
-
@Lilith to trochę bardziej skomplikowana sytuacja. Przez prawie 20 miesięcy ćwiczyłam z córką w ramach rehabilitacji rzeczy, które nie tylko powodują duży dyskomfort u dziecka, czasem również uczucie zbliżone do bólu. Dodaj do tego szpitale i ciągłe wizyty lekarskie, badania. Konsekwencją m.in tego jest u mnie ciężki epizod depresyjny. U córki kompletne odsunięcie się, "wycinanie się", płacz gdy ją karmiłam, przewijałam, próbowałam bawić. Zaczęła moją obecność kojarzyć z bólem i dyskomfortem. Na innych reagowała "normalnie". Ponieważ stara metoda przestała przynosić już jakiekolwiek rezultaty to udało nam się zmienić sposób rehabilitacji na inny. Teraz ćwiczenia bardziej przypominają zabawę niż zapasy lub łamanie kołem. Do tego doszło zalecenie od jej psychologa (ma zajęcia z psychologiem od kiedy skończyła 6 miesięcy) tworzyć choćby sztucznie pozytywne sytuację ze mną, jak najwięcej się uśmiechać nawet wymuszonym uśmiechem by zaczęła moją obecność kojarzyć z czymś wesołym, przyjemnym. Widzę duże pozytywne zmiany jakie zaszły w naszej relacji. Wiem, że potrzebuje czasu by się samej zregenerować, Jednak mam wyrzuty gdy czas w jakim mogłabym dbać o nią, jej rozwój, spokój, tworzenie tak bardzo potrzebnej dla jej zdrowia więzi marnuję na siebie. Znam teorię wiem, że potrzebuje odpoczynku, spojrzenia na wszystko z boku, nawet czasu by wymyślić zabawy łączące zalecane zajęcia z czymś co lubi robić. Teoria to jedno a uczucia i myśli to drugie.
-
Jest jedną z głównych przyczyn choć nie jedyną. Dużo zależy jak układają nam się dni, czy jakoś współpracujemy, bawimy się, ćwiczymy bez większych zgrzytów. Czy mamy gorszy okres gdy z jednej strony czuję ulgę, że będę 3-4h sama, z drugiej złość i wyrzuty, że zamiast się nią zająć, stworzyć jej dobre wspomnienia to uciekam.
-
@Lilith Od T mam zalecone by właśnie gdy jestem sama jak najmniej myśleć o córce. Ze względu na problemy córki opieka nad nią jest bardzo wymagająca i te parę godzin w tygodniu gdy ją oddaję ma być czasem dla mnie a są zwykle wyrzutem sumienia.