Skocz do zawartości
Nerwica.com

minou

Użytkownik
  • Postów

    855
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez minou

  1. Hej, mialam podobna sytuacje, ale inaczej sie skonczyla i z mojego punktu widzenia, tez zle W podobnym do Twojego wieku wyjechalam do Francji. Rodzice wprawdzie mnie wspierali, ale sami nie mieli motywacji by sie na miejscu zintegrowac, mieli polskich znajomych itd. Ja nie bylam za bardzo szczesliwa w szkole, czulam sie inna od kolezanek i jak juz pisalam, rodzice kochali mnie itd, ale to ja im musialam tlumaczyc np tutejsze zwyczaje, a nie oni mi. Naciskalam na nich az wrocilam z mama do Polski, tato zostal na miejscu. Wiesz, co poszlo zle? To, ze rodzice dali mi wyjechac z poczuciem porazki, zamiast pomoc mi sie zintegrowac, pokochac nowy kraj, rozwiazac problemy, po prostu pokazac mi, ze od tego sie nie ucieka, ale rozwiazuje i uczy sie na tym itd. Nie winie ich, oni po prostu nie wiedzieli jak to zrobic, w ogole nie mysleli, ze trzeba. Druga kwestia jest taka, ze skonczylam studia, w Polsce. Dostalam sie na paryska Sorbonne, ale nie pojechalam, mialam niezbyt fajne wspomnienia , a w PL jest przeciez taaak super. I wiesz co, mam dyplom, ktorym moge sobie pupe podetrzec na miedzynarodowym rynku pracy. Jakbys wiedziala, ile ja sie nawalczylam, zeby sie doksztalcic i dalej walcze. Z dyplomem z uznanej w Europie i na swiecie uczelni, jaka jest Sorbona, nie mialabym nawet 20% tych klopotow, jakie mam by sie rozwijac zawodowo. Pomimo, ze jestem dobra w pracy, to musze to zawsze udowadniac, nie "stoi" za mna dokument ze swietnej uczelni. Wydaje mi sie, ze Tobie nie chodzi o to, ze w Polsce jest fajnie, ale ze fajnie bedzie z dala do rodzicow. Wyjedz gdzies, ale ja odradzam studia w PL, skoro i tak masz sie wyprowadzic, to lepiej gdzies, gdzie warto sie uczyc. Zauwazylam, ze wielu ludzi jezdzac z zagranicy do Polski niby czuje sie w kraju lepiej, bo nie czuja sie gorsi. Ale zapewniam, ze dluzszy pobyt w Poslce tez doluje. Usamodzielnij sie, to jedyna rada, ale kwestie edukacji zaplanuj rozsadnie, a nie po najmniejszej linii oporu. Powodzenia :) zrob madrzej, niz ja :)
  2. Wydaje mi sie, ze warto najpierw zajac sie zdrowiem, a potem podejmowac wyzwania. Skoro jestes tu na forum, to znaczy, ze chyba cierpisz na depresje? Z doswiadczenia wiem, ze szukanie pracy z zaburzeniem, ktore kazde wyzwanie zamienia w gore nie do pokonania, to prosta droga do jeszcze czarniejszej dziury i niskiej samooceny. Skoro siedzisz w domu i nie pracujesz, to w miedzyczasie, podczas szukania, zajmij sie wolontariatem. Jest wiele plusow: 1. Zdobywasz jakiestam doswiadczenie 2. Pokazujesz przyszlemu pracodawcy, ze jestes aktywna i cos robisz 3. Masz zajecie i motywacje, by wstac rano, masz obowiazki, staly rytm dnia, masz rozgraniczenie czas pracy/czas wolny, wiec lepiej odpoczywasz 4. Zdobywasz wazne kontakty, najlatwiej znalezc pracd w malym miescie po znajomosci, jak sie pobawisz w wolontariat, to mozesz poznac pelno ludzi, jak sie sprawdzisz - poleca Cie dalej. Powodzenia :)
  3. Vengence na pewno masz racje, ze pacjent z silnym epizodem lekow lub depresji nie nadaje sie na terapie. Ja mam epizod umiarkowany a i tak sie nie nadaje jeszcze. Nie o to mi chodzi, chodzi mi w zasadzie o to, ze leki maja przede wszystkim wyciagnac pacjenta z najwiekszego dola, do takiego momentu, kiedy moze juz chciec sam sobie pomagac. Terapia to nie jest tylko i wylacznie omawianie problemow i analizowanie np dziecinstwa. Chodzi raczej o to, by wypracowac sobie metody radzenia sobie ze stresem oraz miec wieksza swiadomosc swojej choroby. Osoby z ciezka endogenna depresja prawdopodobnie beda regularnie musialy wspomagac sie lekami, ale to tak jak juz pisalam porownujac do cukrzycy - mozna brac insuline caly czas, i nic oprocz tego. Ale dlugosc i komfort zycia bedzie wiekszy, jesli czlowiek do tego schudnie i zmieni tryb zycia. Chodzi o to, ze pacjent na regularnej terapii ma wieksze szanse na odstawianie lekow nawet na dlugi czas i ma wieksze szanse wylapac, kiedy mu sie pogarsza i wrocic do farmakoterapii zanim sprawa zajdzie za daleko. Poza tym jak juz pisalam - mozg to naprawde narzad bardzo, ale to bardzo plastyczny. Wiele rzeczy mozna wytrenowac. Z drugiej strony dziwne jest, ze czlowiek ma samozaparcia na tyle, by probowac latami kilkunastu lekow w kilkudziesieciu kombinacjach, jak jeden nie zadziala, to probuje drugiego, piatego i dziesiatego, ale z terapia zawsze jest podobnie. Probuje sie raz i stwierdza, ze jednak nie pomogla. A przeciez rodzajow takiej terapii, jak i terapeutow lepszych czy gorszych tez jest cala masa. Dlaczego testowac leki bez zniechecenia, a terapie odpuszczac po jednej probie? -- 06 lis 2016, 15:24 -- NoMoreDepression oczywiscie, ze jesli sprawa sprowadza sie do wspolpracy i sugestii, to na pewno jest to dobrze! Ja sama idac teraz do lekarza zostalam zapytana, czy bralam kiedys jakies inne leki na depresje. 12 lat temu bralam anafranil, ale skutki uboczne pamietam do dzis, wiec spytalam lekarza, czy jest mozliwosc leczenia innym lekiem i czy sa dostepne leki z malymi skutkami ubocznymi. I dostalam valdoxan. Zapewniam Cie, ze byly czasy, szczegolnie na studiach jak z czystego hobby chodzilam na wyklady z biochemii i neurologii, studiujac cos zupelnie innego, kiedy sama bylam chodzaca encyklopedia lekow. Tylko, ze niestety ile by czlowiek nie spedzil czasu w towarzystwie wujka google, nie zastapi to gruntownych studiow medycznych oraz wieloletniego doswiadczenia z setkami pacjentow. Ja mam wrazenie, ze wielu osobom lekarz potrzebny jest tylko do nabicia pieczatki na recepcie, bo jakby sami mogli sobie lek wypisac, to by wizyte u lekarza w ogole omineli. Chyba nawet nie wiesz, jaka plaga dla dzisiejszej medycyny i ile powiklan, zlego leczenia i skutkow ubocznych mamy w zwiazku z rzesza samodiagnozujacych sie na internecie pacjentow.
  4. Oj nie, ja nie pisze, ze leki sa bee :) sa potrzebne i konieczne. Odniosłam sie tylko do całości tego, co tu przeczytałam. To 56 stron wiec nie jestem w stanie powiedzieć, o które konkretnie posty i których użytkowników chodzi. Ale zdziwiło mnie, ze wiele osob próbuje latami coraz to nowsze koktajle kilku rożnych leków, piszą, ze czekają na ten "cudowny lek" który wreszcie im pomoże, a jednocześnie w całym wątku moze 2 osoby wspominają o terapii, która przecież jest co najmniej tak samo ważna. Dziwi mnie tez, ze ktos dobrze funkcjonował na leku 2 lata i w tym czasie uważał, ze sam nie musi nad sobą pracowac i nic z siebie dać, tylko czuje sie sfrustrowany, bo po 2 latach lek przestał działać i trzeba testować nowe. A przecież w 2 lata dobrego samopoczucia da sie zbudować niesamowicie wiele, to po pierwsze, a po drugie, skoro była poprawa, to lek powinien byc odstawiany przecież najpóźniej po roku. Z przykładem mojego syna i jego autyzmu chodziło mi o to, ze jego mózg od urodzenia funkcjonuje inaczej. Alergii nie ma na nic, miał pełno badań. Ale mózg to organ niezwykle plastyczny i mysle, ze będąc rodzicem "niepełnosprawnego" dziecka mozna sie zdziwić, ile da sie osiągnąć regularna praca, ćwiczeniami, właściwa stymulacja. Dlatego tym bardziej osoby chore na depresje nie powinny sie poddawać i stwierdzać "no ok, moj umysł nie funkcjonuje jak trzeba, nic z tym nie zrobie, czekam na lek - cud". Po prostu szkoda ludzkiego potencjału na takie myślenie. Mysle, ze spora wina w tym lekarzy. Moja pierwsza psychiatra była kochana i przemiła i powiedziała mi, ze ja po prostu tak mam, ze moj mózg nie toleruje nadmiaru hormonu stresu i tyle, to nie moja wina, jak znów bede miec w życiu stresy i sobie nie poradzę, to mam do niej przyjść i ona znów wypisze mi tableteczki. Jakie było moje zdziwienie kiedy drugi raz po ok roku poszłam, trafiłam na innego lekarza, młodego, zaangażowanego, który wytłumaczył mi, ze to tak jakby na złamana nogę dać mi kule a nie dać rehabilitacji, żeby człowiek mógł znów chodzić. Lekarz powiedział, ze da mi jedno opakowanie leku, ale jak tylko poczuje sie lepiej, mam wrócić na terapie. Jesli odmowie terapii, to on odmawia mojego leczenia. Wprost powiedział, ze moge znaleźć prywatnego lekarza, który latami bedzie mi wypisywał co tylko chce, ale on sam nie jest zainteresowany fabrykowaniem zombie, a leczeniem ludzi. Oczywiscie - sa przypadki skrajne, gdzie tylko leki sa wyjściem do konca zycia, ale mi chodzi po prostu o to, ze takie cos mozna stwierdzić dopiero po rzetelnym wypróbowaniu dostępnych metod. Wiele osob byłaby w stanie żyć szcześliwie i samodzielnie, gdyby nie ta wyuczona bezradność - na kłopoty jest tabletka. Co do valdoxinu, to ja nie wiem, czy działa, wzięłam dopiero 2 tabletkę. A tym bardziej Ty nie wiesz, czy zadziała na mnie. Ja ufam mojej lekarce, dała mi lek, który uznała za słuszny, ze swojego doświadczenia, lek ma mnie postawić na nogi na tyle, bym mogła zacząć terapie, nic wiecej od tego leku nie chce. Co do wątroby, tu gdzie mieszkam, miałam badanie przed zapisaniem leku, idealnie w normie, kolejne mam wyznaczone za 3 tyg, a potem chyba jest po 6, 12 i 24 tyg o ile sie nie mylę. Jesli tak długo bede to brać. Wole chyba kontrolować wątrobę niz miec inne skutki uboczne, które znam z poprzedniego leczenia.
  5. Lekarz zapisal mi Valdoxan wczoraj. Na razie niewiele moge powiedziec o efektach. Nie pomogl mi spac, i tak budzilam sie czesto, ale przynajmniej budzac sie bylam mniej swiadoma. Nie mam tez zadnych skutkow ubocznych po 1 tabletce, a to bylo dla mnie bardzo wazne. Kiedys bralam anafranil i niestety to bylo okropne doswiadczenie. Nie nasilil sie tez lek ani niepokoj, ale to dopiero pierwsza tabletka. Swoja droga pierwsza tabletka anafranilu od razu zwalila mnie z nog i zaprezentowala caly wachlarz ubokow. Przebrnelam przez wszystkie 56 st tematu ze sporym zaciekawieniem. Jestem pod wrazeniem wiedzy o funkcjonowaniu oun i mechanizmach dzialania lekow niektorych uzytkownikow. Tym bardziej, ze pisaly to osoby zmagajace sie z przewlekla depresja, a zdobycie tej wiedzy na pewno wymagalo inicjatywy, zaangazowania, koncentracji, dobrej pamieci i entuzjazmu (taaak, jak o tym piszecie, to czuc entuzjazm) a przeciez z tym zwykle osoby chore maja problem. Nie chce tu uprawiac jakiejs taniej psycholanalizy, ale skoro ten entuzjazm i zaangazowanie i inicjatywa jest,t o moze mozna cos ta tym zbudowac i sprobowac to przeniesc na inne dziedziny zycia? Z drugiej strony dziwie sie, ze z cala ta wiedza wydaje sie, ze dalej wierzycie w to, ze jakas tabletka, lub ich zestaw, przywroci Wam dawna osobowosc, lub zbuduje nowa i efekt utrzyma sie przez wiele lat brania leku, lub po odstawieniu. To oczywiscie jest zupelnie niemozliwe. Nawet leki stosowane od dziesiecioleci maja w opisie dzialania pelno okreslen typu "przypuszczanly mechanizm dzialania" "podejrzewa sie, ze" itd. Z kolei w przypadku lekow, ktorych mechanizm dzialania jest bardzo dobrze poznany i tak nie da sie przewidziec na pewno, jak dany pacjent zareaguje. Moze byc, ze za mocno, moze idealnie, moze za slabo a moze wystapi reakcja paradoksalna. Troche przerazilo mnie, ze czesc z Was bierze cos na sen wieczorem, cos na naped i motywacje rano, cos na depresje w poludnie i cos na leki na podwieczorek. Niestety raczej zupelnie nieozliwe wydaje sie skuteczne zbudowanie pelnej, spojnej i zdrowej osobowosci z zewnatrz, sterujac to lekami, choc Wasze teorie brzmia spojnie, to jednak, jak widac, nie sa skuteczne. Na dodatek biochemia mozgu jest bardzo wrazliwa na wszelkie ingerencje, zupelnie jak uklad hormonalny i czasem narobiony balagan sprzata sie latami. A juz fakt, ze Wasi lekarze przepisuja Wam na sprobowanie to, o co ich prosicie, jest dla mnie szokujacy i powinien byc podstawa do utraty prawa do wykonywania zawodu, to skrajna nieodpowiedzialnosc z ich strony. Niestety zeby skutecznie nauczyc sie prawidlowo funkcjonowac, potrzebna jest ciezka i wieloletnia praca nad soba. Farmakoterapia jest wazna, ale to tylko kolo ratunkowe, nie nauczy nas plywac. leki maja za zadanie wyprowadzic nas na tyle, by mogli nas przejac psychoterapeuci. Potem po okreslonym czasie powoli odstawia sie lek, na tyle powoli, by organizm sam mial czas nauczyc sie regulowac nastroj neuroprzekaznikami bez wspomagaczy. A terapie sie kontynuuje, czasem latami. Wiem, ze depresja ma rozne przyczyny, czasem jest reaktywna, a czasem endogenna, niekotrzy ludzie sa duzo bardziej podatni niz inni z przyczyn, ze tak powiem "biologicznych", ale to nie znaczy, ze dla tych ludzi wlasciwym ratunkiem jest przewlekle branie lekow. Wlasnie ludzie z jakims "bledem" w sterowaniu nastrojem sa niestety zmuszeni do jeszcze wiekszej pracy nad soba, do przestrzegania pewnych zasad i zachowania higieny zycia. Np moj syn ma autyzm. Jego mozg dziala inaczej niz ludzi zdrowych, taki sie urodzil, i co to znaczy? To znaczy, ze choroby nie da sie usunac, ale praca z dzieckiem i wyrabianie w nim nawyku pracy nad soba moga znaczaco zwiekszyc komfort jego zycia. Mozna to tez porownac do cukrzycy. Jak ktos jest chory, to czesto potrzebuje insuliny, ale jesli schudnie, zacznie zyc regularnie i zdrowo sie odzywiac, to szanse na zejscie z dawki insuliny sa ogromne. Tak samo z depresja. Leki owszem, ale to terapia, regularny tryb zycia, odpowiednia dieta, sport, daje szanse na znalezienie siebie i zachowanie kontroli. Ja dopiero teraz, po wielu latach i praktycznie bez brania lekow (oprocz miesiaca z anafranilem i 2 tyg z oxapaxem, mam nerwice lekowa od dziecka, z epizodami lekkiej depresji) dojrzalam do terapii. Niedlugo ja zaczne, jak tylko sie troche wyprowadze z najgorszego stanu za pomoca Valdoxanu. Tylko tyle oczekuje od leku - ze przerwie bledne kolo, wyciagnie mnie odrobine, na tyle, bym mogla skutecznie podjac wlasciwe leczenie - terapie i nauke radzenia sobie z codziennym stresem, z uczuciami i zyciem w ogole. Napisze oczywiscie jeszcze za jakis czas, jak przebiega leczenie. I zycze Wam wszystkim udanego leczenia :)
×