
minou
Użytkownik-
Postów
848 -
Dołączył
-
Ostatnia wizyta
Treść opublikowana przez minou
-
Hipochondria - jakie choroby sobie przypisywaliście..?
minou odpowiedział(a) na LINA temat w Nerwica lękowa
Ja w Danii. Jestes zadowolona z opieki medycznej? -
Hipochondria - jakie choroby sobie przypisywaliście..?
minou odpowiedział(a) na LINA temat w Nerwica lękowa
A ja zdalam sobie sprawe, ze mieszkam w kraju, ktory absolutnie nie daje mi kultywowac, pielegnowac i rozwijac mojej hipochondrii - prywatny sektor sluzby zdrowia jest slabo rozwiniety, niepopularny i zaporowo drogi. W ogole nie widzialam prywatnych gabinetow jednego specjalisty, sa jakiestam prywatne kiliniki, najczesciej luksusowe. - mam jednego lekarza rodzinnego i tylko do niego moge chodzic. On mnie kieruje na badania i do specjalistow - jesli widzi potrzebe. - zeby sie w ogole umowic na wizyte, musze zadzwonic do tzw sekretarki medycznej, opowiedziec jej, co mi dolega i ona decyduje, czy mnie zapisac do lekarza, czy tylko do pielegniarki, albo moze kazac czekac na rozwoj dalszych symptomow i zadzownic tylko jakby sie pogorszylo. Moge oczywiscie odmowic rozmowy z nia nt moich dolegliwosci, ale wtedy pewnie dostalabym wizyte za jakies 3 tygodnie - zadnych wynikow badan nigdy nie dostaje sie do reki. Nie ma wiec opcji, by przed wizyta googlowac wyniki i sie nakrecac. Ostatnio oddalam do badania 8 fiolek krwi. Lekarz na wizycie obejrzal je na swoim szczelnie zaslonietym monitorze i powiedzial, ze wszystkie wyniki sa w normie. - Lekarz ma wglad w calosc mojej historii choroby, kazda jedna wizyta, badanie, wszystko jest odnotowane i pojawia sie na ekranie po wprowadzeniu mojego numeru ubezpieczenia tez wizyty np na pogotowiu itd, jak sie lekarz zorientuje, ze problem jest natury psychicznej, zwykle kieruje do psychiatry i zamyka kurek z innymi skierowaniami. Mozna wierzyc lub nie, ale w ten sposob hipochondria umiera smiercia naturalna. No, prawie. Ale na pewno jest duzo mniej meczaca, jesli nie ma mozliwosci jej "praktykowac". Co sadzicie o takim systemie? Dodam, ze umieralnosc np na raka jest tu porownywalna lub nizsza niz w Pl (ale oni sa zalamani tym porownaniem i wprowadzaja wiele programow, by polepszyc wyniki) a leczenie innych chorob na wyzszym poziomie niz u nas. Sprawdziloby sie to w Pl? -
Hipochondria - jakie choroby sobie przypisywaliście..?
minou odpowiedział(a) na LINA temat w Nerwica lękowa
Aha, nefretis, suchosc jamy ustnej i oczu to jeden z podstawowych objawow przeciazenia stresem. Nie wiem, jak dokladnie sie ta jednostka chorobowa nazywa po polsku, ale ja poczatkowo moje objawy uznalam za ostre objawy stresowe (okazalo sie, ze to jednak depresja) ale jak sie diagnozowalam, to dostalam mnostwo broszurek itd i tam bylo napisane, ze suchosc i pieczenie w ustach, oczach to wynik stresu, naturalna reakcja na przewlekly stres. -
Hipochondria - jakie choroby sobie przypisywaliście..?
minou odpowiedział(a) na LINA temat w Nerwica lękowa
Po tej ilosci badan ja bym juz powoli do listy mozliwosci dodawala chorobe popromienna Coz znam ten bol, ja tez mialam mnostwo badan w zyciu. A teraz wyglada na powtorke z rozrywki, ale po czesci dlatego, ze mam prawdziwe dolegliwosci, a nie ze sobie szukam, a po czesci dlatego, ze postanowilam juz pojsc za ciosem i podleczyc drobne niezbyt grozne dolegliwosci, ktore mam od lat. -
Hipochondria - jakie choroby sobie przypisywaliście..?
minou odpowiedział(a) na LINA temat w Nerwica lękowa
U mnie objawy sie nie zmienialy co chwila. Pojawial sie jeden i dopoki go gruntownie nie przebadalam, to sobie byl. W koncu dostawalam diagnoze jakiejs niegroznej choroby. Np wiele miesiecy bolal mnie zoladek, ale nie mialam zgagi. Pamietam, ile razy lezalam w lozku z workiem z lodem ulozonym na brzuchu, bo wmowilam sobie, ze mam krwotok z zoladka - nie mialam jednak odwagi zadzwonic na pogotowie, bo jakis glos w glowie mi mowil "pieknie, zrobisz z siebie totalna idiooo.....". W koncu zdiagnozowano refluks, dostalam opakowanie lekow zobojetniajacyh kwasy i po wybraniu tego jednego opakowania calkowicie mi przeszlo. Ale wtedy juz zaczelo sie cos innego. Jednak pociesze Cie, bo u mnie etap "niech sie dzieje co chce" byl poczatkiem wygranej z hipochondria. I jak juz pisalam wczesniej, mialam spokoj jakies 11 lat, z kilkoma mini epizodzikami, gora tygodniowymi w tym czasie. -
Hipochondria - jakie choroby sobie przypisywaliście..?
minou odpowiedział(a) na LINA temat w Nerwica lękowa
Obstawiasz raka pluc, chloniaka, wade serca, czy masz inne typy? -
Hipochondria - jakie choroby sobie przypisywaliście..?
minou odpowiedział(a) na LINA temat w Nerwica lękowa
A wiesz, ze ja tak nie mialam :) jak badania byly ok, albo dostalam jakas niegrozna doagnoze, to zaraz orzechodzily mi objawy. Ale liczba chorob jest dluuuuga, wiec po wykluczeniu jednej zawsze znajduje sie kolejna. Na szczescie ta forma nerwicy dala mi odpoczac od siebie wiele lat. Teraz pochodze do tego z humorem, jak i mojego aktualnie wyimaginowanego raka gardla, ale wiem, ze moze mi znow coz w mozgu sie przestawic i znow bede umierac ze strachu, ze mam jakas ukryta chorobe, a naprawde nie chcialabym tego znow przechodzic. To koszmar byl. -
Hipochondria - jakie choroby sobie przypisywaliście..?
minou odpowiedział(a) na LINA temat w Nerwica lękowa
Ja mam tak samo, ale po prostu dlatego, ze nie jestem systematyczna. Kupuje sobie jakis kosmetyk i uzywam go tydzien, a potem juz mi sie nie chce Znam ten stan, ale ja jakos nie wyjde z domu bez makijazu, no nie, nie ma mowy, a im gorzej sie czuje, tym on jest staranniejszy. Tylko jak jestem w dobrej bardzo formie, chodze prawie nieumalowana. A ja jednak mysle, ze najlepiej trzymac sie jednego lekarza i tylko do niego chodzic, najlepiej takiego, ktory wie o Twojej hipochondrii i po prostu nie da Ci skierowania na badanie, ktorego ewidentnie nie potrzebujesz. Ja mialam taki ok roczny epizod i pod koniec bylam tak wyczerpana psychicznie, ze stwierdzilam, ze mam gleboko w d to czy jestem na cos chora, czy nie, a moze nawet lepiej, zebym byla i moze szybko sie przekrece, bo takie zycie w ciaglym stresie, macaniu sie po wezlach chlonnych i podskakiwaniu na kazde uklocie w brzuszku po prostu nie ma sensu, to meczarnia. Powiedzialam sobie, ze albo koniec z tym, albo zostaje sie powiesic, bo ja tak zyc nie chce. Mialam w tym czasie super lekarke i wlasnie po ok roku powiedziala mi "przebadalam Pania na wsyzstko, teraz zostalo mi tylko wypisac hydroksyzyne i skierowac do psychiatry". Poszlam za jej rada, oczywiscie. Do konca nie przeszlo, jak widac, ale jest przynajmniej pod kontrola -
Hipochondria - jakie choroby sobie przypisywaliście..?
minou odpowiedział(a) na LINA temat w Nerwica lękowa
Ja mialam cos ze zwieraczem przelyku, byl otwarty. Po jednym opakowaniu tabletek na zgage przeszlo i tak juz 12 lat nic mi nie jest. Bole zeber mi na razie przeszly, ale ja prawie codziennie cwicze. Inaczej wroca. Kregoslup tez sie nie naprawi juz nigdy, jedyny ratunek, to trzymac te kregi na miejscu silnymi miesniami. Jak sie nadwreze, to boli, oczywiscie. Co do gardla, to ja czuje to "cos" duzo wyzej niz krtan. Moj maz mowi, ze on tak czesto ma, jak sie przeziebi, ze ma wrazenie, ze po tej jednej stronie kolo migdalka cos mu "siedzi" ale on nigdy nie podejrzewal nowotworu z tego powodu hehe A Tobie co aktualnie dolega? -
Hipochondria - jakie choroby sobie przypisywaliście..?
minou odpowiedział(a) na LINA temat w Nerwica lękowa
Pholler jasne, ze nie ma nic gorszego niz doktor google. Jest taki fajny mem jak facet ma lekki kaszelek i wlacza kompa, zeby zobaczyc, co mu jest. Patrzy, patrz bez slowa i 2 obrazki dalej stwierdza "rak odbytu". Jak nic :) RafalXX ja refluksu juz dawno nie mam, generalnie mi kazda choroba przechodzi zaraz po zdiagnozowaniu. Gardlo tez mnie nie boli, tylko czuje jakbym po prawej stronie cos w nim miala. Pobolewa mnie ucho, ale w sumie przy katarze to u mnie tez norma. Nie mam tez chrypy ani kaszlu, wiec to nie rak krtani, moze nosogardzieli lub migdalka zobaczymy w styczniu. agapetos ja mialam bole w prawym podzebrzu. Diagnozowalam je mniej wieceh poltorej roku. Wtedy akurat nie mialam zadnych objawow nerwicy, wiec sie tym nie martwilam, chodzilam co kilka tygodni na coraz to nowe badanie, usg, gastroskopie, oddawalam po 8 ampulek krwi itd, dopoki bole nie zmusily mnie do przejscia na L4 i brania tramalu. Wtedy w koncu stwierdzono zwyrodnienie odcinka piersiowego kregoslupa i ucisk na nerwy. Ale podczas mojej wedrowki po lekarzach slyszalam, ze jak boli brzuch, to moze to byc wszystko. Nerka, sledziona, trzustka, jelito, zoladek, kregoslup, miesnie, nerwy itd itp. Takze nie martw sie na zapas i uzbroj w cierpliwosc -
Hipochondria - jakie choroby sobie przypisywaliście..?
minou odpowiedział(a) na LINA temat w Nerwica lękowa
A ja aktualnie mam raka gardla Pewnie sie okaze, ze nic mi nie jest i tylko sie wstydu u lekarza najem. Ale tak czy inaczej musze isc. Z jednej strony gardla czuje cos, jakbym cos miala w gardle i nie mogla przelknac, do tego mam katar splywajacy tylna sciana gardla i pobolewa mnie ucho po tej samej stronie. Pewnie wynika to z przewleklego zapalenia zatok i tego, ze moje migdalki sa w tragicznym stanie po wielu anginach w dziecinstwe. Ale "doktor google" mowi, ze to typowe objawy raka gardla. Wizyte u laryngologa mam dopiero 10 stycznia, wiec zakladam, ze do tego czasu wszystko mi przejdzie, szczegolnie ze mialam tak juz kilka lat temu i samo przeszlo i zyje. Ale przezorny zawsze ubezpieczony wiec do lekarza jak najbardziej pojde. Moze te styrane migdalki mi po prostu wytna? Ja mam takiego pecha, ze kazdy stres i gorsze samopoczucie psychiczne po prostu odchorowuje. Jak jestem zdenerowana dluzszy czas, siada mi uklad odpornosciowy, mam ciagle jakies infekcje i problemy. Na studiach mialam przez blisko rok stan podgoraczkowy. Potem refluks. Potem costam jeszcze. Takie troche bledne kolo. Bo zwykle mialam diagnozowane COS. Cos niegrozniego na dluzsza mete, ale jednak cos. Po prostu jak sie stresuje, to mi zdrowie siada, a jak zdrowie mi siada, to sie stresuje jeszcze bardziej. A lekkie sugestie lekarza, ze moze czlowiek sobie wmawia i dziwne miny znajomych i rodziny, jak sie opowiada o kolejnym problemie zdrowotnym sa bezcenne, znacie to? Ja sie w ogole nie odzywam w towarzystwie na temat moich problemow zdrowotnych, a do lekarza chodze tylko jak musze, bo juz sie tyle razy wstydu najadlam. -
Ograniczenie zainteresowan do kilku tematow, preferowanie spedzania czasu przed komputerem, niz z ludzmi,brak checi do zalozenia rodziny czy nawiazania wiezi, obojetnosc, problem z prozaicznymi czynnosciami, znikome zwracanie uwagi na otoczenie (np niezapamietywanie szyldow, nazw). Moze rozwazysz mozliwosc zdiagnozowania sie w kierunku autyzmu/zespolu Aspergera? Mam 2 znajomych zdiagnozowanych jako dorosli. Wczesniej byli leczeni na jakies depresje albo uznani za aspolecznych leni.
-
Książka o depresji Beaty Pawlikowskiej
minou odpowiedział(a) na bedzielepiej temat w Depresja i CHAD
A tak co do ksiazki, to udalo mi sie przejrzec fragmenty i takie mam spostrzezenia: Na pewno jest spora grupa ludzi, ktorzy gonia za szczesciem i probuja poukladac sobie zycie, ale nie bardzo im to wychodzi. Nie wychodzi, bo zachowuja sie autodestrukcyjnie, szukaja potwierdzenia wlasnej wartosci u innych, pakuja sie w toksyczne relacje, lub projekty, ktore nie maja szans powodzenia, nie udaje im sie i oczywiste jest to, ze to przynosi rozczarowanie i czesto depresje. Dla tej grupy ludzi "przekodowanie" swojego mozgu, czyli mowiac prosto - praca nad zdrowym poczuciem wartosci, zmiana destrukcyjnych zachowan, nauka prawidlowych relacji z innymi, moze calkowicie odmienic zycie. Pawlikowska raczej nie ukrywala, ze miala sporo problemow, autodestrukcyjnych zachowan, zaburzenia odzywiania, nieodpowiedzialny seks itd. Wiec na pewno w jej przypadku ostra praca nad soba byla bardzo wskazana. W kazdym przypadku jest wskazana ale u niej pewnie zmienila bardzo wiele. Gdyby ta ksiazka byla zwyklym subiektywnym zapisem walki o szcsescie, to bylaby fajna, jako poradnik jest beznadziejna. Wydaje mi sie tez, ze jakby Beata poszla do porzadnego terapeuty, to by doszla do tych efektow duzo szybciej i pewnie bez tej calej "zabawy w Indian". Z drugiej strony rozumiem, ze sa ludzie, ktorzy wola dojc do wszystkiego sami, a co do motywow indianskich, czy buddyjskich itd, to wiele osob sie dobrze odnajduje w takiej estetyce i jesli zmieniaja siebie, swoje zycie, to lawtiej im to zrobic w oparciu o jakas stara filozofie. Nie wiem, czemu Pawlikowska rzucila sie naprawiac swiat i wydaje jeden poradnik za drugim. Chcialabym wierzyc, ze to naiwnosc a nie chciwosc, ale coz.... -
Książka o depresji Beaty Pawlikowskiej
minou odpowiedział(a) na bedzielepiej temat w Depresja i CHAD
Coz, brzmi logiczne, wiec "zwracam honor" -
Książka o depresji Beaty Pawlikowskiej
minou odpowiedział(a) na bedzielepiej temat w Depresja i CHAD
Nie masz powodu, by byc taka napastliwa i sugerować mi, ze nie wiem, co to naukowe źrodła zapewniam Cie, ze nigdy nie bawię sie w czytanie jakiś miejskich legend, a jesli juz mam w cos wierzyć, to staram sie chociaż, by zródło podające te rewelacje było odpowiednio punktowane w indeksie filadelfijskim. Sprostowalabym to, co zle zinterpretowalas w moim poście i chętnie powymienialabym sie sensownymi argumentami, ale mam wrazenie, ze jesteś nastawiona dosc konfliktowo, choc łaskawie dajesz innym prawo do wiary w to, co chcą :) pozdrawiam -
Książka o depresji Beaty Pawlikowskiej
minou odpowiedział(a) na bedzielepiej temat w Depresja i CHAD
Chyba ciezko to porownywac. Wiele postaci historycznych mialo ewidentne zaburzenia psychiczne. Ale patrzac obiektywnie, egzorcyzmy rowniez pomagaly, wiec sugestia jako leczenie depresji wcale nie jest taka nieskuteczna. Zreszta, patrzac na swietne wyniki placebo w testach lekow, lub efektow "oszukanej operacji" w dlawicy piersiowej, ciezko nie dojsc do wniosku, ze u wielu pacjentow wystarczy by uwierzyli, ze cos/ktos ich uleczylo i faktycznie staja sie zdrowi. A skoro u jednak dosc znaczacej grupy pacjentow sugestia z zewnatrz usuwa objawy, to prawdopodobnie rownie dobrze mogliby sami sie uzdrowic, gdyby wiedzieli jak. Problem w tym, ze jak czlowiek zle sie zabierze do tego, to moze juz nie byc co zbierac Oczywiscie nadal pozostaje grupa pacjentow, ktorym to na pewno nie pomoze, bo wymagaja intensywnego, wieloletniego profesjonalnego leczenia. Pawlikowska chyba popelnia ten blad, ze zaklada, ze skoro jej sie udalo, to kazdemu moze. -
Książka o depresji Beaty Pawlikowskiej
minou odpowiedział(a) na bedzielepiej temat w Depresja i CHAD
Swieta racja. Zauwazcie, ze Wojciech Cejrowski tez twierdzi, ze depresja jako jednostka chorobowa w zasadzie nie istnieje. Wypowiadal sie na temat swoich wieloletnich doswiadczen z Indianami i mowil, ze u nich nie ma chorob psychicznych. Nie ma z wielu powodow. Przede wszystkim oni zyja inaczej, maja inna kulture, zyja w zgodzie z przyroda. Poza tym zwykle maja co robic = nie maja czasu by sobie cos wymyslac. A w koncu, jesli ktos jednak sie rozchoruje, to przychodzi szaman i po prostu kaze mu zaprzestac podobno chorym na schizofrenie szaman mowi, co jest prawda a co wytworem wyobrazni, np tlumaczy, ktory glos jest realny, a ktory tylko w ich glowie. Po jakims czasie chory uczy sie ignorowac ten glos, o ktorym wie, ze jest nieprawdziwy, a tym samym przestaje go slyszec. Hmmm nigdy nie badalam Indian, wiec musze wierzyc na slowo ale z punktu widzenia naukowego nie jest to niemozliwe. W ten sposob leczy sie ludzi cierpiacych na uszkodzenia w uchu i slyszacych przez to ciagle szumy i dzwonienie. Uczy sie ich ignorowac ten dzwiek, az przestana go slyszec. hmmm taka ciekawostka A moze ktos z Was czytal, co w pamietnikach Adriana Mole bylo na temat depresji? Jak glowny bohater zaczal odczuwac bol egzystencjalny i nie radzil sobie z ciezarem istnienia? Jak chodzil przygnebiony i smutny az poszedl zwierzyc sie dziadkowi? W kazdym razie dziadek zapytal o powod depresji, wiec Adrian wytlumaczyl, ze po prostu przygniata go bol istnienia. Dziadek bardzo sie zdziwil. Powiedzial cos w stylu, ze on przezyl wojne, zabito mu rodzine, zbombardowano dom, widzial smierc setek ludzi a jakos depresji nie ma. Na koniec dodal "Tobie gowniarzu brakuje po prostu ciezkiej pracy". Przepraszam za wielka niedokladnosc cytatu, czytalam to kilkanascie lat temu. Takie teorie chyba sa dosc popularne -
vengence ja sie z Toba zgadzam, mniej wiecej o to mi chodzilo. Ale wracajac do tematu valdoxanu, moje pierwsze spostrzezenia sa takie: - zero skutkow ubocznych - SEN : jest lepiej. Spie plytko i nie jakos bardzo dlugo, ale jak sie wybudzam, to moge znow zasnac. Nie budze sie z walacym sercem calkiem przytomna i myslaca o problemach. Jednak jesli ktos spodziewa sie efektu jak po lekach nasennych, tabletka a po pol godzinie zapadniecie sie w czarna studnie i przebudzenie dopiero rano, to nie, absolutnie to tak nie dziala. Jak juz ktos napisal, Valdoxan dziala subtelnie, naturalnie, byc moze dla ludzi przyzwyczajonych do leczenia lekami majacymi duzy wplyw na samopoczucie, sen, efekt ten moze sie wydawac za slaby. Mi jednak pasuje. - LEKI: na szczescie nie nasilily mi sie leki. Wrecz przeciwnie, jest dobrze pod tym wzgledem. Nerwice lekowa mam od dziecka, na szczescie lekka, ale od dziecinstwa przewaznie spie z zapalona mala lampka - potrafie panicznie wystraszyc sie ciemnosci i musze byc w rewelacyjnym stanie psychicznym, lub np pijana (czyli prawie nigdy), zeby zasnac po ciemku. Po Valdoxanie od pierwszej nocy spie po ciemku, samo to jest sukcesem. - NASTROJ: jest kiepski. Nie placze calymi dniami, ale do optymizmu mi daleko. Nadal czuje niepokoj jak mysle np o przyszlosci. - NAPED, INICJATYWA: nie ma rewelacji, ale jest lepiej. Jak musze cos zrobic, to sie za to zabieram, robie i podczas wykonywania roznych zadan udaje sie wylaczyc myslenie, slupic na tym, co sie robi, to dziala bardzo kojaco. Jednak nadal mam wrazenie odrealnienia, to co robie, robie wolno, nadal mam kiepska koncentracje, problemy z pamiecia. Nadal to dziwne uczucie, ze do niczego sie nie nadaje, ze nie mam kompetencji itd. Nie jestem na zwolnieniu lekarskim. Mam kierownicze stanowisko i czasem musze nagle rozwiazac jakis problem i troche mnie ta odpowiedzialnosc przygniata. Na szczescie pracuje tylko na czesc etatu i w wiekszosci z domu, wiec te pierwsze dni kiedy bylo naprawde zle i pierwsze dni brania lekow moglam sobie wziac wolne czesciowo, a czesciowo popracowac przez neta i telefon. Po ok pierwszym tygodniu brania lekow mialam zdecydowac, czy ide na L4, juz wiem, ze nie pojde. Zobaczymy, jak leczenie przebiegnie dalej, ale pierwsze wrazenia mam bardzo dobre. Porownujac do dobijajacego leczenia anafranilem valdoxan naprawia moj stan, nie jadac po mnie walcem jednoczesnie. Efekt jest, jak juz pisalam, subtelny, naturalny, ingerencja wydaje sie mala, dla mnie idealnie. Napisze jeszcze za jakis tydzien, jakie sa dalsze efekty. -- 17 lis 2016, 23:27 -- Uzupelniam po 2 tyg brania valdoxanu: Nadal zero skutkow ubocznych Spie dobrze. Mam ciekawe, plastyczne sny. Nastroj coraz lepszy. Naped i inicjatywa tez lepsze, czuje nawet cos w rodzaju entuzjazmu. Leki tez nawet w miare opanowane. Jedna rzecz jest troche dziwna. Czytalam w wielu zrodlach, ze dosc typowe dla depresji jest bardzo kiepskie samopoczucie rano i ewentualne polepszenie nastroju na wieczor. Ja zawsze mialam na odwrot. Wieczorami sie zamartwialam, wyobrazalam niestworzone katastrofy lezac w lozku, stresowalam sie tak, ze az spac nie moglam, myslalam jak ja wstane rano i bede funkcjonowac, balam sie nastepnego dnia. Za to wstawalam rano i po pierwszym wscieku (nienawidze wstawac rano) czulam sie zupelnie normalnie i zastanawialm sie, co ja sobie w ogole poprzedniego wieczoru ubzduralam? Teraz mam na odwrot. Budze sie w dosc kiepskim nastorju i jakas taka smutna. Jak wstane, rozruszam sie, to jest ok, a na wieczor nie mam tego mojego zwyczajowego zamartwiania sie. Ogolnie mam takie wrazenia jak inni wypowiadajacy sie tutaj - lek nie zmienia nic w osobowosci, nie stepia emocji, jakostam sobie subtelnie dziala, a czlowiek pozostaje soba. -- 01 gru 2016, 20:28 -- Po miesiacu brania valdoxanu: Uczucie idralnienia zniknelo, nie mam objawow depresji, nie mam skutkow ubocznych. Mam kontynuowac leczenie podtrzymujace az do kwietnia, ale lekarka byla bardzo zadowolona z mojego stanu i ja tez jestem. Czuje sie normalnie. Jedyny dribiazg to takie lekkie skurcze miesni, jak przy braku magnezu. Biore magnez i zobacze czy przejdzie. Watroba w porzadku, a jestem tez na innych lekach, antybiotyki i przeciwbolowe, niestety. -- 20 gru 2016, 23:28 -- Po raz kolejny uzupelniam Prawie 2 miesiace brania leku, nie mam depresji, leki zmniejszyly sie, tzn i tak mam do nich sklonnosc, ale moge swiadomie nad tym panowac. Nie ma dzialania zamulajacego, nie otepia, nie zmienia postrzegania, nie euforyzuje. Czuje sie po prostu normalnie. Kolejne proby watrobowe wyszly w normie. Jestem zadowolona z tego leku.
-
Ja nie polecam medytacji ani jogi bez nadzoru i będąc w złym stanie. Sa oczywiscie badania mówiące, ze to pomaga i sa tez takie pokazujące, ze nieumiejętne stosowanie tych technik lub u ludzi nieprzyzwyczajonych moze dojść do eskalacji objawów i wyzwolenia ukrytych leków, problemów. Znam takie przykłady i sama nim jestem. Od wielu miesiecy czułam sie zle, miałam zły nastrój, problemy z koncentracja i snem, miałam cała masę specjalistycznych badań i stwierdzone niedobory, m. in wit D. Niedobór wit D powoduje zmęczenie, osłabienie, problemy z pamięcią itd, wiec taka była diagnoza. Dostałam suplementację i nakaz zmiany diety, trybu zycia. Zaczęłam tez chodzić na jogę. Po ok 2 miesiącach poczułam prawdziwe szczęście na tych zajęciach, spokój, lepszy nastrój. Wiec zaczęłam tez ćwiczyć w domu i niestety przyszedł kryzys, nagle przestałam spać, jeść, płakałam cały czas. Diagnoza oczywiscie depresja. Mysle, choc dowodów nie mam, ze te ćwiczenia uwolniły ukryty problem. Ja tam sie ciesze, bo sie leczę i chce dojść do siebie, zamiast łykać wit D i nie rozumieć czemu nie pomaga. Ale w autorki sytuacji pogorszenie objawów jest raczej niewskazane. Astowidad ja mysle, ze masz kryzys, zaostrzenie choroby i dlatego masz takie myśli. Samobójstwo bliskiego to zawsze trauma, tez dla dorosłych dzieci i partnera. Mysle, ze musisz po prostu przetrwać dopoki nowe leczenie nie przyniesie skutków. Nie znam historii Twojej choroby ale jesli jeszcze nie miałaś tomografii to w przypadku depresji endogennych opornych powinien byc zrobiony. Możesz miec jakieś zmiany w mózgu, które powodują problem. Jest tez szereg innych badań, wykluczających np choroby metaboliczne.
-
Hej, mialam podobna sytuacje, ale inaczej sie skonczyla i z mojego punktu widzenia, tez zle W podobnym do Twojego wieku wyjechalam do Francji. Rodzice wprawdzie mnie wspierali, ale sami nie mieli motywacji by sie na miejscu zintegrowac, mieli polskich znajomych itd. Ja nie bylam za bardzo szczesliwa w szkole, czulam sie inna od kolezanek i jak juz pisalam, rodzice kochali mnie itd, ale to ja im musialam tlumaczyc np tutejsze zwyczaje, a nie oni mi. Naciskalam na nich az wrocilam z mama do Polski, tato zostal na miejscu. Wiesz, co poszlo zle? To, ze rodzice dali mi wyjechac z poczuciem porazki, zamiast pomoc mi sie zintegrowac, pokochac nowy kraj, rozwiazac problemy, po prostu pokazac mi, ze od tego sie nie ucieka, ale rozwiazuje i uczy sie na tym itd. Nie winie ich, oni po prostu nie wiedzieli jak to zrobic, w ogole nie mysleli, ze trzeba. Druga kwestia jest taka, ze skonczylam studia, w Polsce. Dostalam sie na paryska Sorbonne, ale nie pojechalam, mialam niezbyt fajne wspomnienia , a w PL jest przeciez taaak super. I wiesz co, mam dyplom, ktorym moge sobie pupe podetrzec na miedzynarodowym rynku pracy. Jakbys wiedziala, ile ja sie nawalczylam, zeby sie doksztalcic i dalej walcze. Z dyplomem z uznanej w Europie i na swiecie uczelni, jaka jest Sorbona, nie mialabym nawet 20% tych klopotow, jakie mam by sie rozwijac zawodowo. Pomimo, ze jestem dobra w pracy, to musze to zawsze udowadniac, nie "stoi" za mna dokument ze swietnej uczelni. Wydaje mi sie, ze Tobie nie chodzi o to, ze w Polsce jest fajnie, ale ze fajnie bedzie z dala do rodzicow. Wyjedz gdzies, ale ja odradzam studia w PL, skoro i tak masz sie wyprowadzic, to lepiej gdzies, gdzie warto sie uczyc. Zauwazylam, ze wielu ludzi jezdzac z zagranicy do Polski niby czuje sie w kraju lepiej, bo nie czuja sie gorsi. Ale zapewniam, ze dluzszy pobyt w Poslce tez doluje. Usamodzielnij sie, to jedyna rada, ale kwestie edukacji zaplanuj rozsadnie, a nie po najmniejszej linii oporu. Powodzenia :) zrob madrzej, niz ja :)
-
Wydaje mi sie, ze warto najpierw zajac sie zdrowiem, a potem podejmowac wyzwania. Skoro jestes tu na forum, to znaczy, ze chyba cierpisz na depresje? Z doswiadczenia wiem, ze szukanie pracy z zaburzeniem, ktore kazde wyzwanie zamienia w gore nie do pokonania, to prosta droga do jeszcze czarniejszej dziury i niskiej samooceny. Skoro siedzisz w domu i nie pracujesz, to w miedzyczasie, podczas szukania, zajmij sie wolontariatem. Jest wiele plusow: 1. Zdobywasz jakiestam doswiadczenie 2. Pokazujesz przyszlemu pracodawcy, ze jestes aktywna i cos robisz 3. Masz zajecie i motywacje, by wstac rano, masz obowiazki, staly rytm dnia, masz rozgraniczenie czas pracy/czas wolny, wiec lepiej odpoczywasz 4. Zdobywasz wazne kontakty, najlatwiej znalezc pracd w malym miescie po znajomosci, jak sie pobawisz w wolontariat, to mozesz poznac pelno ludzi, jak sie sprawdzisz - poleca Cie dalej. Powodzenia :)
-
Vengence na pewno masz racje, ze pacjent z silnym epizodem lekow lub depresji nie nadaje sie na terapie. Ja mam epizod umiarkowany a i tak sie nie nadaje jeszcze. Nie o to mi chodzi, chodzi mi w zasadzie o to, ze leki maja przede wszystkim wyciagnac pacjenta z najwiekszego dola, do takiego momentu, kiedy moze juz chciec sam sobie pomagac. Terapia to nie jest tylko i wylacznie omawianie problemow i analizowanie np dziecinstwa. Chodzi raczej o to, by wypracowac sobie metody radzenia sobie ze stresem oraz miec wieksza swiadomosc swojej choroby. Osoby z ciezka endogenna depresja prawdopodobnie beda regularnie musialy wspomagac sie lekami, ale to tak jak juz pisalam porownujac do cukrzycy - mozna brac insuline caly czas, i nic oprocz tego. Ale dlugosc i komfort zycia bedzie wiekszy, jesli czlowiek do tego schudnie i zmieni tryb zycia. Chodzi o to, ze pacjent na regularnej terapii ma wieksze szanse na odstawianie lekow nawet na dlugi czas i ma wieksze szanse wylapac, kiedy mu sie pogarsza i wrocic do farmakoterapii zanim sprawa zajdzie za daleko. Poza tym jak juz pisalam - mozg to naprawde narzad bardzo, ale to bardzo plastyczny. Wiele rzeczy mozna wytrenowac. Z drugiej strony dziwne jest, ze czlowiek ma samozaparcia na tyle, by probowac latami kilkunastu lekow w kilkudziesieciu kombinacjach, jak jeden nie zadziala, to probuje drugiego, piatego i dziesiatego, ale z terapia zawsze jest podobnie. Probuje sie raz i stwierdza, ze jednak nie pomogla. A przeciez rodzajow takiej terapii, jak i terapeutow lepszych czy gorszych tez jest cala masa. Dlaczego testowac leki bez zniechecenia, a terapie odpuszczac po jednej probie? -- 06 lis 2016, 15:24 -- NoMoreDepression oczywiscie, ze jesli sprawa sprowadza sie do wspolpracy i sugestii, to na pewno jest to dobrze! Ja sama idac teraz do lekarza zostalam zapytana, czy bralam kiedys jakies inne leki na depresje. 12 lat temu bralam anafranil, ale skutki uboczne pamietam do dzis, wiec spytalam lekarza, czy jest mozliwosc leczenia innym lekiem i czy sa dostepne leki z malymi skutkami ubocznymi. I dostalam valdoxan. Zapewniam Cie, ze byly czasy, szczegolnie na studiach jak z czystego hobby chodzilam na wyklady z biochemii i neurologii, studiujac cos zupelnie innego, kiedy sama bylam chodzaca encyklopedia lekow. Tylko, ze niestety ile by czlowiek nie spedzil czasu w towarzystwie wujka google, nie zastapi to gruntownych studiow medycznych oraz wieloletniego doswiadczenia z setkami pacjentow. Ja mam wrazenie, ze wielu osobom lekarz potrzebny jest tylko do nabicia pieczatki na recepcie, bo jakby sami mogli sobie lek wypisac, to by wizyte u lekarza w ogole omineli. Chyba nawet nie wiesz, jaka plaga dla dzisiejszej medycyny i ile powiklan, zlego leczenia i skutkow ubocznych mamy w zwiazku z rzesza samodiagnozujacych sie na internecie pacjentow.
-
Oj nie, ja nie pisze, ze leki sa bee :) sa potrzebne i konieczne. Odniosłam sie tylko do całości tego, co tu przeczytałam. To 56 stron wiec nie jestem w stanie powiedzieć, o które konkretnie posty i których użytkowników chodzi. Ale zdziwiło mnie, ze wiele osob próbuje latami coraz to nowsze koktajle kilku rożnych leków, piszą, ze czekają na ten "cudowny lek" który wreszcie im pomoże, a jednocześnie w całym wątku moze 2 osoby wspominają o terapii, która przecież jest co najmniej tak samo ważna. Dziwi mnie tez, ze ktos dobrze funkcjonował na leku 2 lata i w tym czasie uważał, ze sam nie musi nad sobą pracowac i nic z siebie dać, tylko czuje sie sfrustrowany, bo po 2 latach lek przestał działać i trzeba testować nowe. A przecież w 2 lata dobrego samopoczucia da sie zbudować niesamowicie wiele, to po pierwsze, a po drugie, skoro była poprawa, to lek powinien byc odstawiany przecież najpóźniej po roku. Z przykładem mojego syna i jego autyzmu chodziło mi o to, ze jego mózg od urodzenia funkcjonuje inaczej. Alergii nie ma na nic, miał pełno badań. Ale mózg to organ niezwykle plastyczny i mysle, ze będąc rodzicem "niepełnosprawnego" dziecka mozna sie zdziwić, ile da sie osiągnąć regularna praca, ćwiczeniami, właściwa stymulacja. Dlatego tym bardziej osoby chore na depresje nie powinny sie poddawać i stwierdzać "no ok, moj umysł nie funkcjonuje jak trzeba, nic z tym nie zrobie, czekam na lek - cud". Po prostu szkoda ludzkiego potencjału na takie myślenie. Mysle, ze spora wina w tym lekarzy. Moja pierwsza psychiatra była kochana i przemiła i powiedziała mi, ze ja po prostu tak mam, ze moj mózg nie toleruje nadmiaru hormonu stresu i tyle, to nie moja wina, jak znów bede miec w życiu stresy i sobie nie poradzę, to mam do niej przyjść i ona znów wypisze mi tableteczki. Jakie było moje zdziwienie kiedy drugi raz po ok roku poszłam, trafiłam na innego lekarza, młodego, zaangażowanego, który wytłumaczył mi, ze to tak jakby na złamana nogę dać mi kule a nie dać rehabilitacji, żeby człowiek mógł znów chodzić. Lekarz powiedział, ze da mi jedno opakowanie leku, ale jak tylko poczuje sie lepiej, mam wrócić na terapie. Jesli odmowie terapii, to on odmawia mojego leczenia. Wprost powiedział, ze moge znaleźć prywatnego lekarza, który latami bedzie mi wypisywał co tylko chce, ale on sam nie jest zainteresowany fabrykowaniem zombie, a leczeniem ludzi. Oczywiscie - sa przypadki skrajne, gdzie tylko leki sa wyjściem do konca zycia, ale mi chodzi po prostu o to, ze takie cos mozna stwierdzić dopiero po rzetelnym wypróbowaniu dostępnych metod. Wiele osob byłaby w stanie żyć szcześliwie i samodzielnie, gdyby nie ta wyuczona bezradność - na kłopoty jest tabletka. Co do valdoxinu, to ja nie wiem, czy działa, wzięłam dopiero 2 tabletkę. A tym bardziej Ty nie wiesz, czy zadziała na mnie. Ja ufam mojej lekarce, dała mi lek, który uznała za słuszny, ze swojego doświadczenia, lek ma mnie postawić na nogi na tyle, bym mogła zacząć terapie, nic wiecej od tego leku nie chce. Co do wątroby, tu gdzie mieszkam, miałam badanie przed zapisaniem leku, idealnie w normie, kolejne mam wyznaczone za 3 tyg, a potem chyba jest po 6, 12 i 24 tyg o ile sie nie mylę. Jesli tak długo bede to brać. Wole chyba kontrolować wątrobę niz miec inne skutki uboczne, które znam z poprzedniego leczenia.
-
Lekarz zapisal mi Valdoxan wczoraj. Na razie niewiele moge powiedziec o efektach. Nie pomogl mi spac, i tak budzilam sie czesto, ale przynajmniej budzac sie bylam mniej swiadoma. Nie mam tez zadnych skutkow ubocznych po 1 tabletce, a to bylo dla mnie bardzo wazne. Kiedys bralam anafranil i niestety to bylo okropne doswiadczenie. Nie nasilil sie tez lek ani niepokoj, ale to dopiero pierwsza tabletka. Swoja droga pierwsza tabletka anafranilu od razu zwalila mnie z nog i zaprezentowala caly wachlarz ubokow. Przebrnelam przez wszystkie 56 st tematu ze sporym zaciekawieniem. Jestem pod wrazeniem wiedzy o funkcjonowaniu oun i mechanizmach dzialania lekow niektorych uzytkownikow. Tym bardziej, ze pisaly to osoby zmagajace sie z przewlekla depresja, a zdobycie tej wiedzy na pewno wymagalo inicjatywy, zaangazowania, koncentracji, dobrej pamieci i entuzjazmu (taaak, jak o tym piszecie, to czuc entuzjazm) a przeciez z tym zwykle osoby chore maja problem. Nie chce tu uprawiac jakiejs taniej psycholanalizy, ale skoro ten entuzjazm i zaangazowanie i inicjatywa jest,t o moze mozna cos ta tym zbudowac i sprobowac to przeniesc na inne dziedziny zycia? Z drugiej strony dziwie sie, ze z cala ta wiedza wydaje sie, ze dalej wierzycie w to, ze jakas tabletka, lub ich zestaw, przywroci Wam dawna osobowosc, lub zbuduje nowa i efekt utrzyma sie przez wiele lat brania leku, lub po odstawieniu. To oczywiscie jest zupelnie niemozliwe. Nawet leki stosowane od dziesiecioleci maja w opisie dzialania pelno okreslen typu "przypuszczanly mechanizm dzialania" "podejrzewa sie, ze" itd. Z kolei w przypadku lekow, ktorych mechanizm dzialania jest bardzo dobrze poznany i tak nie da sie przewidziec na pewno, jak dany pacjent zareaguje. Moze byc, ze za mocno, moze idealnie, moze za slabo a moze wystapi reakcja paradoksalna. Troche przerazilo mnie, ze czesc z Was bierze cos na sen wieczorem, cos na naped i motywacje rano, cos na depresje w poludnie i cos na leki na podwieczorek. Niestety raczej zupelnie nieozliwe wydaje sie skuteczne zbudowanie pelnej, spojnej i zdrowej osobowosci z zewnatrz, sterujac to lekami, choc Wasze teorie brzmia spojnie, to jednak, jak widac, nie sa skuteczne. Na dodatek biochemia mozgu jest bardzo wrazliwa na wszelkie ingerencje, zupelnie jak uklad hormonalny i czasem narobiony balagan sprzata sie latami. A juz fakt, ze Wasi lekarze przepisuja Wam na sprobowanie to, o co ich prosicie, jest dla mnie szokujacy i powinien byc podstawa do utraty prawa do wykonywania zawodu, to skrajna nieodpowiedzialnosc z ich strony. Niestety zeby skutecznie nauczyc sie prawidlowo funkcjonowac, potrzebna jest ciezka i wieloletnia praca nad soba. Farmakoterapia jest wazna, ale to tylko kolo ratunkowe, nie nauczy nas plywac. leki maja za zadanie wyprowadzic nas na tyle, by mogli nas przejac psychoterapeuci. Potem po okreslonym czasie powoli odstawia sie lek, na tyle powoli, by organizm sam mial czas nauczyc sie regulowac nastroj neuroprzekaznikami bez wspomagaczy. A terapie sie kontynuuje, czasem latami. Wiem, ze depresja ma rozne przyczyny, czasem jest reaktywna, a czasem endogenna, niekotrzy ludzie sa duzo bardziej podatni niz inni z przyczyn, ze tak powiem "biologicznych", ale to nie znaczy, ze dla tych ludzi wlasciwym ratunkiem jest przewlekle branie lekow. Wlasnie ludzie z jakims "bledem" w sterowaniu nastrojem sa niestety zmuszeni do jeszcze wiekszej pracy nad soba, do przestrzegania pewnych zasad i zachowania higieny zycia. Np moj syn ma autyzm. Jego mozg dziala inaczej niz ludzi zdrowych, taki sie urodzil, i co to znaczy? To znaczy, ze choroby nie da sie usunac, ale praca z dzieckiem i wyrabianie w nim nawyku pracy nad soba moga znaczaco zwiekszyc komfort jego zycia. Mozna to tez porownac do cukrzycy. Jak ktos jest chory, to czesto potrzebuje insuliny, ale jesli schudnie, zacznie zyc regularnie i zdrowo sie odzywiac, to szanse na zejscie z dawki insuliny sa ogromne. Tak samo z depresja. Leki owszem, ale to terapia, regularny tryb zycia, odpowiednia dieta, sport, daje szanse na znalezienie siebie i zachowanie kontroli. Ja dopiero teraz, po wielu latach i praktycznie bez brania lekow (oprocz miesiaca z anafranilem i 2 tyg z oxapaxem, mam nerwice lekowa od dziecka, z epizodami lekkiej depresji) dojrzalam do terapii. Niedlugo ja zaczne, jak tylko sie troche wyprowadze z najgorszego stanu za pomoca Valdoxanu. Tylko tyle oczekuje od leku - ze przerwie bledne kolo, wyciagnie mnie odrobine, na tyle, bym mogla skutecznie podjac wlasciwe leczenie - terapie i nauke radzenia sobie z codziennym stresem, z uczuciami i zyciem w ogole. Napisze oczywiscie jeszcze za jakis czas, jak przebiega leczenie. I zycze Wam wszystkim udanego leczenia :)