Skocz do zawartości
Nerwica.com

minou

Użytkownik
  • Postów

    902
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez minou

  1. Oj nie, ja nie pisze, ze leki sa bee :) sa potrzebne i konieczne. Odniosłam sie tylko do całości tego, co tu przeczytałam. To 56 stron wiec nie jestem w stanie powiedzieć, o które konkretnie posty i których użytkowników chodzi. Ale zdziwiło mnie, ze wiele osob próbuje latami coraz to nowsze koktajle kilku rożnych leków, piszą, ze czekają na ten "cudowny lek" który wreszcie im pomoże, a jednocześnie w całym wątku moze 2 osoby wspominają o terapii, która przecież jest co najmniej tak samo ważna. Dziwi mnie tez, ze ktos dobrze funkcjonował na leku 2 lata i w tym czasie uważał, ze sam nie musi nad sobą pracowac i nic z siebie dać, tylko czuje sie sfrustrowany, bo po 2 latach lek przestał działać i trzeba testować nowe. A przecież w 2 lata dobrego samopoczucia da sie zbudować niesamowicie wiele, to po pierwsze, a po drugie, skoro była poprawa, to lek powinien byc odstawiany przecież najpóźniej po roku. Z przykładem mojego syna i jego autyzmu chodziło mi o to, ze jego mózg od urodzenia funkcjonuje inaczej. Alergii nie ma na nic, miał pełno badań. Ale mózg to organ niezwykle plastyczny i mysle, ze będąc rodzicem "niepełnosprawnego" dziecka mozna sie zdziwić, ile da sie osiągnąć regularna praca, ćwiczeniami, właściwa stymulacja. Dlatego tym bardziej osoby chore na depresje nie powinny sie poddawać i stwierdzać "no ok, moj umysł nie funkcjonuje jak trzeba, nic z tym nie zrobie, czekam na lek - cud". Po prostu szkoda ludzkiego potencjału na takie myślenie. Mysle, ze spora wina w tym lekarzy. Moja pierwsza psychiatra była kochana i przemiła i powiedziała mi, ze ja po prostu tak mam, ze moj mózg nie toleruje nadmiaru hormonu stresu i tyle, to nie moja wina, jak znów bede miec w życiu stresy i sobie nie poradzę, to mam do niej przyjść i ona znów wypisze mi tableteczki. Jakie było moje zdziwienie kiedy drugi raz po ok roku poszłam, trafiłam na innego lekarza, młodego, zaangażowanego, który wytłumaczył mi, ze to tak jakby na złamana nogę dać mi kule a nie dać rehabilitacji, żeby człowiek mógł znów chodzić. Lekarz powiedział, ze da mi jedno opakowanie leku, ale jak tylko poczuje sie lepiej, mam wrócić na terapie. Jesli odmowie terapii, to on odmawia mojego leczenia. Wprost powiedział, ze moge znaleźć prywatnego lekarza, który latami bedzie mi wypisywał co tylko chce, ale on sam nie jest zainteresowany fabrykowaniem zombie, a leczeniem ludzi. Oczywiscie - sa przypadki skrajne, gdzie tylko leki sa wyjściem do konca zycia, ale mi chodzi po prostu o to, ze takie cos mozna stwierdzić dopiero po rzetelnym wypróbowaniu dostępnych metod. Wiele osob byłaby w stanie żyć szcześliwie i samodzielnie, gdyby nie ta wyuczona bezradność - na kłopoty jest tabletka. Co do valdoxinu, to ja nie wiem, czy działa, wzięłam dopiero 2 tabletkę. A tym bardziej Ty nie wiesz, czy zadziała na mnie. Ja ufam mojej lekarce, dała mi lek, który uznała za słuszny, ze swojego doświadczenia, lek ma mnie postawić na nogi na tyle, bym mogła zacząć terapie, nic wiecej od tego leku nie chce. Co do wątroby, tu gdzie mieszkam, miałam badanie przed zapisaniem leku, idealnie w normie, kolejne mam wyznaczone za 3 tyg, a potem chyba jest po 6, 12 i 24 tyg o ile sie nie mylę. Jesli tak długo bede to brać. Wole chyba kontrolować wątrobę niz miec inne skutki uboczne, które znam z poprzedniego leczenia.
  2. Lekarz zapisal mi Valdoxan wczoraj. Na razie niewiele moge powiedziec o efektach. Nie pomogl mi spac, i tak budzilam sie czesto, ale przynajmniej budzac sie bylam mniej swiadoma. Nie mam tez zadnych skutkow ubocznych po 1 tabletce, a to bylo dla mnie bardzo wazne. Kiedys bralam anafranil i niestety to bylo okropne doswiadczenie. Nie nasilil sie tez lek ani niepokoj, ale to dopiero pierwsza tabletka. Swoja droga pierwsza tabletka anafranilu od razu zwalila mnie z nog i zaprezentowala caly wachlarz ubokow. Przebrnelam przez wszystkie 56 st tematu ze sporym zaciekawieniem. Jestem pod wrazeniem wiedzy o funkcjonowaniu oun i mechanizmach dzialania lekow niektorych uzytkownikow. Tym bardziej, ze pisaly to osoby zmagajace sie z przewlekla depresja, a zdobycie tej wiedzy na pewno wymagalo inicjatywy, zaangazowania, koncentracji, dobrej pamieci i entuzjazmu (taaak, jak o tym piszecie, to czuc entuzjazm) a przeciez z tym zwykle osoby chore maja problem. Nie chce tu uprawiac jakiejs taniej psycholanalizy, ale skoro ten entuzjazm i zaangazowanie i inicjatywa jest,t o moze mozna cos ta tym zbudowac i sprobowac to przeniesc na inne dziedziny zycia? Z drugiej strony dziwie sie, ze z cala ta wiedza wydaje sie, ze dalej wierzycie w to, ze jakas tabletka, lub ich zestaw, przywroci Wam dawna osobowosc, lub zbuduje nowa i efekt utrzyma sie przez wiele lat brania leku, lub po odstawieniu. To oczywiscie jest zupelnie niemozliwe. Nawet leki stosowane od dziesiecioleci maja w opisie dzialania pelno okreslen typu "przypuszczanly mechanizm dzialania" "podejrzewa sie, ze" itd. Z kolei w przypadku lekow, ktorych mechanizm dzialania jest bardzo dobrze poznany i tak nie da sie przewidziec na pewno, jak dany pacjent zareaguje. Moze byc, ze za mocno, moze idealnie, moze za slabo a moze wystapi reakcja paradoksalna. Troche przerazilo mnie, ze czesc z Was bierze cos na sen wieczorem, cos na naped i motywacje rano, cos na depresje w poludnie i cos na leki na podwieczorek. Niestety raczej zupelnie nieozliwe wydaje sie skuteczne zbudowanie pelnej, spojnej i zdrowej osobowosci z zewnatrz, sterujac to lekami, choc Wasze teorie brzmia spojnie, to jednak, jak widac, nie sa skuteczne. Na dodatek biochemia mozgu jest bardzo wrazliwa na wszelkie ingerencje, zupelnie jak uklad hormonalny i czasem narobiony balagan sprzata sie latami. A juz fakt, ze Wasi lekarze przepisuja Wam na sprobowanie to, o co ich prosicie, jest dla mnie szokujacy i powinien byc podstawa do utraty prawa do wykonywania zawodu, to skrajna nieodpowiedzialnosc z ich strony. Niestety zeby skutecznie nauczyc sie prawidlowo funkcjonowac, potrzebna jest ciezka i wieloletnia praca nad soba. Farmakoterapia jest wazna, ale to tylko kolo ratunkowe, nie nauczy nas plywac. leki maja za zadanie wyprowadzic nas na tyle, by mogli nas przejac psychoterapeuci. Potem po okreslonym czasie powoli odstawia sie lek, na tyle powoli, by organizm sam mial czas nauczyc sie regulowac nastroj neuroprzekaznikami bez wspomagaczy. A terapie sie kontynuuje, czasem latami. Wiem, ze depresja ma rozne przyczyny, czasem jest reaktywna, a czasem endogenna, niekotrzy ludzie sa duzo bardziej podatni niz inni z przyczyn, ze tak powiem "biologicznych", ale to nie znaczy, ze dla tych ludzi wlasciwym ratunkiem jest przewlekle branie lekow. Wlasnie ludzie z jakims "bledem" w sterowaniu nastrojem sa niestety zmuszeni do jeszcze wiekszej pracy nad soba, do przestrzegania pewnych zasad i zachowania higieny zycia. Np moj syn ma autyzm. Jego mozg dziala inaczej niz ludzi zdrowych, taki sie urodzil, i co to znaczy? To znaczy, ze choroby nie da sie usunac, ale praca z dzieckiem i wyrabianie w nim nawyku pracy nad soba moga znaczaco zwiekszyc komfort jego zycia. Mozna to tez porownac do cukrzycy. Jak ktos jest chory, to czesto potrzebuje insuliny, ale jesli schudnie, zacznie zyc regularnie i zdrowo sie odzywiac, to szanse na zejscie z dawki insuliny sa ogromne. Tak samo z depresja. Leki owszem, ale to terapia, regularny tryb zycia, odpowiednia dieta, sport, daje szanse na znalezienie siebie i zachowanie kontroli. Ja dopiero teraz, po wielu latach i praktycznie bez brania lekow (oprocz miesiaca z anafranilem i 2 tyg z oxapaxem, mam nerwice lekowa od dziecka, z epizodami lekkiej depresji) dojrzalam do terapii. Niedlugo ja zaczne, jak tylko sie troche wyprowadze z najgorszego stanu za pomoca Valdoxanu. Tylko tyle oczekuje od leku - ze przerwie bledne kolo, wyciagnie mnie odrobine, na tyle, bym mogla skutecznie podjac wlasciwe leczenie - terapie i nauke radzenia sobie z codziennym stresem, z uczuciami i zyciem w ogole. Napisze oczywiscie jeszcze za jakis czas, jak przebiega leczenie. I zycze Wam wszystkim udanego leczenia :)
×