Skocz do zawartości
Nerwica.com

minou

Użytkownik
  • Postów

    898
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez minou

  1. To nie jest zły plan powiedziałabym wręcz, że to idealne połączenie zaradności i pragmatyzmu. Na dodatek w wielu firmach się okazuje, że dla nerwicowych introwertyków znajduje się jakaś idealna nisza, w której mogą być sobą, a i rezultaty wyrabiają konkretne. Np mieliśmy BHPowaca z nerwicą lękową… nie ma nic lepszego! Nerwica i bezpieczeństwo pracy na budowie to idealne połączenie. Mamy też administratora z OCD, odsetek błędów jest najmniejszy od lat. Nerwica natręctw i praca wymagająca sprawdzania każdego szczegółu po 10 razy to strzał w 10. Fakt, że nie można ich naciskać, nie ma co liczyć, że na cokolwiek spojrzą przez palce, nie cierpią niespodzianek i lepiej ich nie zaskakiwać gadką o dupie Maryni jak już wychylą się ze swojego kąta i wyjdą po kawę, ale jak się im da spokój, to robota jest wykonana na tip top
  2. Myślę, że różnie się to będzie odbywać w zależności od kraju. * Np Japonia, jedna z najbardziej hardcorowych „kultur zapierdo*lu” rozważa przełomową prawną ingerencję w wolny rynek i stworzenie realnych (a nie na papierze) przywilejów pracowniczych, które by zachęciły ludzi do zakładania rodzin. Ale to dlatego, że ich przyrost naturalny jest już tak dramatycznie ujemny, że nie dało się tego ignorować. * USA jest też w trakcie zmian, bo American Dream się już wyśnił. Przede wszystkim wartość pieniądza spada, historie od pucybuta do milionera dotyczą tylko influencerów, a mit ciężkiej pracy jako drogi do dobrobytu się posypał. Kiedyś paliwo, domy itd były prawie za bezcen, więc pracując dużo, nawet na niższych stanowiskach, miałeś realną szansę być w klasie średniej. Teraz wielu Amerykanów pracuje na cały etat, a pomimo tego są bardzo biedni. Tradycyjnie nie mając ubezpieczenia, wakacji, macierzyńskiego, i zaczynają się buntować. Amerykanie są skłonni zapier**lać - ale to musi się opłacać, co obecnie często już tak nie wygląda. * Sa też kraje „rozwijające się” (3-ciego świata tzw. ). I wiesz, co jest ciekawe? Tam poziom stresu jest dużo niższy a poziom szczęścia dużo wyższy niż w krajach rozwiniętych (oczywiście nie mówię o miejscach, gdzie jest głód, wojna, czy wyzysk lokalnej ludności przez bogate firmy, chodzi mi o np część Azji, Ameryki Płd, niektóre kraje Afrykańskie czy wyspiarskie). Tam nie ma podziału na czas pracy i czas wolny. Ludzie mają jakiś biznesik, pralnię, straganie z jedzeniem, wyplatanie koszy czy naprawę butów. I tak spędzają całe dnie, do nocy. Często np mama gotuje na straganie, małe dzieci bawią się obok niej na ulicy, tato dowozi np warzywa jakimś rozpadającym się motorowerem, babcia siedzi w cieniu i coś obiera czy kroi. Dochód jest z dnia na dzień, nie ma oszczędności, ubezpieczenia, zero bezpieczeństwa, ale są więzi społeczne i niezbyt wysokie tempo, więc ludzie są szczęśliwi. * No i mamy Europę. Tu jest jasny podział na Skandynawię, Europę Środkową i Południową. Skandynawia wiadomo - kultura pracy jest top top. Ale i tak 27% osób w ciągu życia idzie na chorobowe ze stresu, więc… Skandynawowie patrzą obecnie na całkowite redefiniowanie „pracy” jako takiej. Skoro pomimo wszystkich przywilejów ludzie i tak masowo zgłaszają stres i depresję, to trzeba wymyślić inne sposoby. Europa Południowa pracuje dużo, kultura pracy jest okropna, korupcje, nepotyzm itd. Ale mają te swoje siesty, wszystko będzie gotowe, tylko że mañana (czyli „jutro”), a po pracy jest fiesta. I ludzie są dość szczęśliwi, bo mają przede wszystkim więzi społeczne, ale też dość niskie tempo przez tą „kulturę olewactwa”. Pracują niby dużo, za to mało efektywnie. A my, Europa Środkowa, to świetny przykład „kultury zapierdo*lu” sprzedawanej jako samorozwój. Polska, Francja, nawet Niemcy, to kraje gdzie gloryfikuje się sukces, pracę po godzinach, awanse nawet po trupach, korpo-mentalność. No i mamy nasze słynne pokolenia: boomerzy pracowali uczciwie, ale przeszli zmianę systemu i rozczarował ich kapitalizm, a teraz są już na emeryturze. Gen X to próba implementacji nowoczesności i rozwoju, work life balance, ale trochę zbyt idealistyczni, więc nie mieli siły przebicia. Milenialsi to pokłosie zapatrzenia w USA, korpo-kariery, kult ludzi „odpornych na stres” i „multitasking”. W praktyce - wielu milenialsów jest obecnie pacjentami psychiatrycznymi, ale wielu nadal nie rozumie, co poszło nie tak i myśli, że to ich wina. Potem przyszła Gen Z ze swoimi „wymaganiami”. Wg innych generacji - roszczeniowe, niewychowane i niekompetentne dzieciaki, w rzeczywistości młodzież, która napatrzyła się na harujących rodziców i nie chce tak żyć. Założenia mają dobre, niestety jest jeden problem - Gen Z są często mało zaradni. To dzieciaki wożone przez rodziców z jednych zajęć na drugie (bo rodzice wytresowani w wyścigu szczurów chcieli zapewnić dzieciom fory już w przedbiegach), przemielone przez przestarzały system szkolny z poprzedniej epoki, nie uczący kompetencji społecznych, analitycznych, życia po rewolucji internetowej. Polska jest bardzo podzielona. Wiele osób chce zmiany kultury pracy, ale te zmiany będą powolne i trudne. Milenialsi są nadal przesiąknięci kultem sukcesu, a gen Z czy wchodzące na rynek Alphy to pokolenie, któremu nie dano szansy wykształcić zdrowej pewności siebie, zaradności czy odporności psychicznej. To straszne, ile z tych dzieciaków było albo zaniedbywanych i wychowanych przez tablet, albo tresowanych do bycia robotem wielofunkcyjnym na nie wiadomo ilu zajęciach pozalekcyjnych. Obu grupom brakuje podstawowych kompetencji: współpracy, inicjatywy, zaradności, odporności, empatii.
  3. Ja podobnie funkcjonowałam, zwykle łącząc cały etat z np dziennymi studiami i wychowaniem dwójki dzieci z niepełnosprawnością. Hardcore. Dopiero mój psychiatra mnie zastopował. Powiedział, ze wszystko do czasu. I fakt, czasem czuję się jak staruszka. Mój układ nerwowy jest totalnie zajechany, mam tylko nadzieję, że to nie jest trwały uszczerbek na zdrowiu. Widzę też pogorszenie funkcji kognitywnych. Moje IQ spadło z czasem ze 140+ na 120+, teraz nie mam odwagi się zbadać, bo mam nadzieję, że wróciłam do swojej normy ok 140, ale boję się że spadłam jeszcze niżej niż 120. Wszystko ma swoją cenę. Aha, dodam tylko, że w kwestii pracy musiałam pójść na kompromis. Z moimi kompetencjami i wykształceniem mogłabym szukać stanowisk na wyższych szczeblach kierowniczych i twardo negocjować pensję, ale to nie przejdzie. Dlatego zwykle szukam pracy trochę poniżej moich kompetencji, gdzie być może w dobrych okresach będę się nudzić, ale w złych okresach dam radę nadążyć. Poza tym najważniejsze kryterium to kultura i środowisko pracy, a nie pensja czy stanowisko. Toksyczne otoczenie, gierki i manipulacje to dla mnie prosta droga do renty. Więc wybieram miejsca, gdzie atmosfera jest super, nawet jeśli wiem, że mogłabym zarobić więcej, mieć lepszy tytuł itd.
  4. Witaj Ja od dziecka miałam nerwicę lękową, najpierw bardziej pod postacią fobii, a potem przeszło to w bardzo wyczerpujący lęk wolnopłynący. Pierwszy epizod depresji miałam w wieku ok 19-20 lat, a potem jeszcze dwa. Bardzo to wszystko wpływało na moja egzystencję, ale było kilka przełomów: 1. Silny epizod hipochondrii na studiach licencjackich - czułam się tragicznie, straciłam znajomych, dwie prace, prawie zawaliłam studia i narzeczony o mało co ze mną nie zerwał. Wtedy stwierdziłam, że moje życie nie ma absolutnie żadnej wartości, jego jakość jest denna i nie mam co się bać chorób. Po co? Doszłam do stanu, kiedy myśl o śmiertelnej chorobie wydawała się wybawieniem od cierpień psychicznych i hipochondria zniknęła, przecież nie miała już się czym karmić. Zostały mi różne fobie, ale postanowiłam, że to ja panuję nad moim umysłem, a nie na odwrót. Że fobie mnie nie powstrzymają przed spełnianiem marzeń i planów. Więc wsiadałam np w samolot, cały lot odczuwając psychiczne tortury i objawy somatyczne, ale leciałam na wakacje. 2. Drugi bardzo ważny przełom to były narodziny dzieci. Wtedy lęk wolnopłynący wrócił z całą mocą i ciągle się o nie bałam. Albo o siebie, że one zostaną np sierotami i będą miały traumę. Ale zrozumiałam, że nie mogę tak żyć, że znów muszę przejąć kontrolę nad swoim umysłem i zadbać, żeby dzieci nie przejęły wzorców lękowych. Stosowałam normalne zdroworozsądkowe zasady bezpieczeństwa i np jak moja 6-latka miała jechać na wycieczkę z noclegiem z zerówką, to oczywiście ją puściłam, mówiłam jak będzie fajnie - a potem cały jej wyjazd byłam chora ze strachu. Ale nie mogłam tego okazać, bo w domu był jej młodszy brat, który nie powinien widzieć matki w takiej rozsypce. 3. Poprawna diagnoza. W wieku 37 lat dostałam diagnozę ciężkiego ADHD o typie mieszanym. Mam też autyzm, ale tego nie badałam dokładnie. Dostałam leki na ADHD i na wyciszenie układu nerwowego i nastąpiło coś, czego się nie spodziewałam - lęk zniknął! Całkowicie, trwale i już 4 lata bez nawrotu. Wcześniej były po prostu lepsze i gorsze okresy, w lepszych lęk pojawiał się np raz w tygodniu wieczorem z wyczerpania, przemęczenia. W gorszych lęk był ciągły i uporczywy. A teraz go nie ma. Długo wstęp, teraz przejdę do mojej sytuacji. Zawsze miałam lęki i problemy w kontaktach społecznych, chodziłam też ciągle z głową w chmurach, gubiłam rzeczy, zapominałam oddać zadania domowe itd. Ale w tamtych czasach podejście było krótkie „nie wiem, co jest z Tobą nie tak, ale lepiej się ogarnij”. To okrutne, ale zdałam sobie szybko sprawę, że jeśli chcę mieć jako tako normalne, satysfakcjonujące życie, to w zasadzie innego wyboru nie mam. Muszę się ogarnąć, dać radę, w końcu chodzi o moje życie, mój komfort, a możliwości pomocy są znikome. Więc dawałam radę. Dawałam radę jako studentka, pracownica, matka. Całe szczęście, że w końcu dostałam diagnozę, bo mam zajechany system nerwowy. Zmuszałam się i popychałam ponad wszelkie granice. Mój lekarz rodzinny i psychiatra uważają, że być może powinnam iść na rentę, ale ja się z tym nie zgadzam. Moim źródłem dopaminy przy ADHD od zawsze były wyzwania. Szkoła, kartkówka, studia, egzamin, kursy, projekty. Ludzie z ADHD w różny sposób podbijają sobie dopaminę, typowy jest hazard, sporty ekstremalne, narkomania, ale pracoholizm też jest wysoko na liście. Mój psychiatra uważa, że mam szczęście, bo z różnych metod regulacji dopaminy ta jest równie zła, ale ma niezaprzeczalną zaletę - stać Cię na leczenie i nie masz ekonomicznych trosk. Mam 40+ lat, utrzymuję się sama, ale z przerwami. Na studiach pomagali mi rodzice, ale miałam też pracę. Potem byłam przez jakiś czas na utrzymaniu męża, kiedy dzieci były całkiem małe. Potem moja droga zawodowa była przerywana okresami L4, ale zawsze staram się zabezpieczyć jakimś prywatnym ubezpieczeniem wypłaty na przykład. Teraz wróciłam do aktywności zawodowej po prawie 1,5 roku. Najpierw L4, potem szukanie pracy, w międzyczasie jakieś małe projekty na własny rachunek. Pracuję jako specjalista. Mam bardzo dobre wykształcenie, magistra, podyplomowki, kursy, znam biegle kilka języków. Szybko dotarło do mnie, że z moimi problemami, jeśli chcę przeżyć na rynku pracy, muszę mieć bardzo wysokie kwalifikacje i możliwość wyboru. Musi być tak, że to pracodawca zabiega o mnie i idzie mi na rękę, a nie na odwrót. Bo inaczej czeka mnie załamanie nerwowe, depresja, nerwica i w konsekwencji renta. Moja praca jest związana z IT i administrowaniem danych (ale nie jestem informatykiem ani programistą). Zarabiam bardzo dobrze i mogę pracować z domu. Mam dość ograniczony bezpośredni kontakt z ludźmi, a koledzy z działu są takimi samymi nerdami jak ja cześć ma też diagnozy. Mam dużą nadzieję, że uda mi się tą nową pracę utrzymać na minimum 2 lata, a idealnie choć 5 lat, więcej nie wymagam. Jeśli nie, jeśli znów skończy się to L4, to pewnie już będzie prosta droga do renty, a boję się, że siedzenie w domu i brak zajęć wpędzi mnie w depresję i nałogi. Brzmi super! Też pracowałam przy ulotkach w liceum, potem w sklepach odzieżowych w Galerii. Potem przerzuciłam się na szeroko pojętą administrację, trochę pracowałam z graphic design, a potem przerzuciłam się na wdrażanie systemów IT i administrowanie bazami danych. I przy tym na razie zostanę, potrzeb jest dużo, a praca dla mnie łatwa i przyjemna, bo zgodna z moimi możliwościami.
  5. Dokładnie, i dlatego dobrze jest zadawać pytania i upewniać się. Wiadomo, że cierpliwość jest bardzo potrzebna, dobór leków może potrwać, jest okres adaptacji, początkowe skutki uboczne. Ale trzeba też być trochę krytycznym. Jeśli lekarz zapisuje lek pierwszego rzutu na ADHD, który nie tylko nie działa, ale wygląda na to, że działa odwrotnie, a zaraz potem lekarz chce przejść na lek off label, który jest trochę kontrowersyjny, to pojawia się wiele pytań i watpliwości: 1. Metylo. W jakiej dawce początkowej i przez ile czasu było brane? Jeśli dawkowanie było złe i nie przeczekało się okresu przyzwyczajania, to efekt mógł być odwrotny albo żaden. Ale jeśli było „książkowo” i pomimo tego efekt był odwrotny, to jest to pierwszy sygnał, że diagnoza może nie być poprawna. Nie jest to dowód, ale pierwszy cichutki dzwoneczek alarmowy, i oczywiście wcale nie musi się to potwierdzić. 2. Dalsze leczenie. Dlaczego po Metylo nie zaproponowano Concerty, a potem Elvanse, czyli klasycznej ścieżki? 3. Dlaczego jako off label nie został najpierw wybrany Bupropion? 4. Czy lekarz proponuje mi tak niestandardowe leczenie, bo sam ma wątpliwości co do diagnozy, czy może nie ma wystarczających kompetencji w tym temacie? Czy ufam temu lekarzowi? Moja droga do poprawnej diagnozy była długa i szczerze mówiąc nadal mam uczulenie na uspokajające zdania typu „no tak, terapia behawioralna po prostu nie każdemu z nerwicą pomaga”, albo „wiadomo, leki na depresję często nie działają, ale w końcu jakoś dobierzemy”. Latami mi wmawiano, że to zupełnie normalne, że leki i terapie nie działają, zamiast zakwestionować diagnozy i poszukać prawdziwej przyczyny. Na szczęście moja pierwsza Pani psychiatra, starsza Pani zaraz przed emeryturą, u której byłam jakoś w wieku 19-20 lat, powiedziała mi, że jej zdaniem moje problemy wynikają z jakiegoś wrodzonego zaburzenia w układzie nerwowym. Obstawiała gospodarkę kortyzolem, ale mówiła szczerze, że nie wie dokładnie co to jest. Po prostu po pogłębionym wywiadzie doszła do wniosku, że obraz objawów pasuje do niektórych jej innych pacjentów, których leczyła latami na nawracające lęki i depresję. Następna moja lekarka to już była młoda kobieta, która próbowała mi wmówić, że wiele lat terapii jest dla mnie najlepszym rozwiązaniem. Kolejne mówiły to samo, „w zasadzie nieważne co Ci dolega, bo na wszystko pomaga terapia, teraz odchodzi się od leczenia farmakologicznego”. Taki był wtedy „nurt”, który na wiele lat zraził mnie do jakiegokolwiek kontaktu z psychiatrią. Potem w końcu pojawiło się pojęcie ADHD u dorosłych, ale jak z każdym nowszym trendem, chyba trochę się go nadużywa. Tak samo, jak te 20 lat temu wszyscy młodzi psychiatrzy w dużych miastach wciskali mi terapię kognitywno-behawioralną jako lek na wszelkie zło, tak samo teraz jest tendencja do dopatrywania się neuroróżnorodności. Akurat dla mnie to dobrze, bo mam „klasyczny” obraz ADHD, z bardzo typowymi objawami i przebiegiem i świetną reakcją na leczenie, ale dla innych może to być błędna diagnoza. Tak jak wielu ludziom pomogło odejście od tuszowania problemu lekami i przejście przez porządną terapię, ale akurat dla mnie nie była to optymalna opcja leczenia.
  6. Na pewno. Reakcja na leki nawet takie jak Apap może być zróżnicowana. W odpowiedzi do Piyerekpiyerek napisałam, że te objawy mogły też oznaczać początkowe skutki uboczne. Szczególnie zawroty głowy i suchość w ustach są bardzo typowe na początku. Zwykle też ciężko na 100% określić, co kto ma naprawdę na myśli. On pisał, że miał „więcej energii”, ale to też może oznaczać różne rzeczy. Np to, że nie będąc przestymulowanym i mając poprawioną koncentrację, jest się w stanie więcej zrobić, i człowiek czuje się potem mniej wyczerpany, nie tak wydrenowany. Może tak być. Nie podał też dawki. Ale jak już pisałam - jeśli reakcja jest nietypowa, nie ma efektu, lub efekt jest odwrotny, to jest to jakiś sygnał alarmowy, że może skoro leczenie nie działa, to i diagnoza nie jest poprawna. Albo jest niepełna chociażby. Albo np leczenie farmakologiczne nie przynosi oczekiwanych korzyści, bo nie każdy z ADHD kwalifikuje się do leczenia lekami. Tu chodzi raczej o podniesienie komfortu życia. U mnie np poprawa koncentracji i uspokojenie było… nieprzyjemne. Przyzwyczaiłam się do wysokiej efektywności i do „skakania” między zajęciami, żeby się nie znudzić. Męczyło mnie to, że teraz mogę po prostu usiąść na kanapie i włączyć serial i mnie nie nosi. Albo, że mogę zająć się czymś od A do Z, zamiast robić kilka rzeczy naprzemiennie w blokach powiedzmy 15 minutowych. Nauczyłam się idealnie kompensować ADHD i wykorzystywać diagnozę na moją korzyść, więc leki mi to zabrały. Ale był jeden ogromny, decydujący i całkowicie nieoczekiwany plus - natychmiastowo i trwale wyleczyłam się z nerwicy. Lęk wolnopłynący, fobie i niepokój zniknęły jak ręką odjął, więc pomimo moim zdaniem „spowolnienia” i niższej produktywności nadal biorę leki na ADHD, bo nic innego nie działa mi tak idealnie na nerwicę, która nie jest diagnozą podstawową, a wynika właśnie z ADHD.
  7. @Dalja @Catriona przede wszystkim drobne przekręcenie wypowiedzi robi ogromną różnicę. Ja napisałam, że jeśli Metylo Cię pobudza, to raczej nie masz ADHD. Potem dodałam, że wyraziłam się zbyt kategorycznie, a chodzi mi o to, że jeśli lek nie dość, że nie działa wg oczekiwań, ale wręcz odwrotnie jest sygnałem do zastanowienia się, czy diagnoza była poprawna. A Wy nie dość, że obie konsekwentnie przekręcacie moją wypowiedź na „jeśli Metylo Cię nie uspokaja, to nie masz ADHD”, to jeszcze porównanie Metylo do leków na depresję czy nerwicę jest zupełnie nietrafione. Skuteczność leków przeciwdepresyjnych jest niska i tu od lat statystyki są jasne, wielu osobom nie pomaga ani pierwszy, ani drugi preparat, ani trzeci czy kolejne. W ADHD sprawa jest inna, głównie podaje się stymulanty i otrzymuje się podobny efekt u dużej liczby pacjentów. Problemem jest fakt, że dużo osób ma AuDHD, a dodatek cech autystycznych często ma wpływ na ostateczny rezultat leczenia farmakologicznego. A co do uspokajania, to przede wszystkim chodzi o uspokojenie myśli, ale w wielu przypadkach jest też dobry efekt na nadpobudliwość motoryczną, lepsze skupienie pomaga usiedzieć w miejscu, a spokój w głowie redukuje stres i pomaga na nadpobudliwość małej motoryki, czyli te wszystkie wiercenia się, machanie stopą, nakręcanie włosów na palec, skubanie skórek, ciągle bawienie się długopisem, guzikiem, kolczykiem itd.
  8. Ok być może trochę zbyt kategorycznie to napisałam, ale ADHD nie jest diagnozą „psychologiczną”, w przeciwieństwie do nerwicy czy depresji, które mogą wyniknąć z czynników psychologicznych. ADHD to zaburzenie, w którym system nerwowy nie funkcjonuje jak powinien, a poziom neuroprzekaźników jest zaburzony. Objawy podobne do ADHD mogą wystąpić z różnych przyczyn, m.in np wcześniejszego nadużywania substancji psychoaktywnych itd. Właśnie reakcja na stymulanty jest dość dobrym „sprawdzianem” czy diagnoza jest poprawna. A co do tego, że połowa forum być może nie ma nerwicy czy depresji, to cóż, prawdopodobnie tak właśnie jest tu też trochę upraszczam, ale akurat te dwa zaburzenia często wynikają ze stylu życia (brak zaspokojenia podstawowych potrzeb organizmu w zakresie odżywiania, ruchu, snu), albo są konsekwencją innych diagnoz (fizycznych lub psychicznych). Jako że najprostsze rozwiązania są często poprawne, to właśnie brak reakcji na leki lub reakcja inna niż oczekiwana jest dobrym powodem do zastanowienia się, czy diagnoza była poprawna, szczególnie czy dotarto do przyczyny?
  9. Mój lekarz też nie ma oporów przed wypisywaniem leków poza wskazaniem, jeśli jego doświadczenie i wiedza potwierdzają skuteczność. Ale klasyczna ścieżka terapeutyczna w ADHD ma jeszcze kilka etapów po medikinecie, zanim zacznie się próbować specyfików off label. Przede wszystkim depresja jest często zaburzeniem towarzyszącym ADHD, ale leki przeciwdepresyjne nie są niestety optymalne. Trzeba je podać przy „aktywnej” depresji, ale jeśli masz ADHD, to lepiej je odstawić najszybciej jak tylko jest to uznane za bezpieczne. Nie do końca rozumiałam dlaczego to tak ważne, dopóki sama nie dostałam seryraliny na zadawnioną, ukrytą depresję. Był to dodatek do leczenia ADHD (medikinet) i nadwrażliwości sensorycznej (gabapentyna). Lek przeciwdepresyjny pomógł mi wyjść z dołka po bardzo obciążającym okresie w życiu. Uspokoił natłok negatywnych myśli, wyciszył. Ale nie poprawił mi humoru, bo na mnie serotonina tak nie działa! Przez cechy autystyczne nie czułam jako takiego „spłaszczenia emocjonalnego”, bo jestem mało emocjonalną osobą tak czy inaczej, ale leki na depresję po porostu jakoś tak sprawiały, że byłam mniej szczęśliwa. Spokojna, tak. Ale poza tym? Rozumiem dlaczego po wdrożeniu leków przeciwdepresyjnych jest wzrost samobójstw. Ja sobie tak myślałam, że umysł mi się rozjaśnił i tak logicznie myśląc to jest no…. przejebane. I muszę jakośtam żyć, ale nie dlatego, że mam ochotę, o nie. Po prostu mam poczucie obowiązku. I rozumiem, dlaczego niektórzy wybierają, żeby się z tego życia ewakuować. Psychiatra (który mnie leczy od ok 5 lat i któremu ufam), bardzo uczulał mnie, że powinnam odstawić leki przeciwdepresyjne (które sam zalecił i zapisał) jak tylko będę gotowa. Pomogły mi na początku, na etapie szoku, czy może załamania nerwowego. Ale potem już mi nie pomagały i poczułam się dużo lepiej po odstawieniu. Potem zmieniliśmy medikinet na elvanse, ale nie wiem czy faktycznie przy tym zostanę. Ogólnie - na ADHD działa lepiej. Łagodniej, dłużej, stabilniej. Ma mniej skutków ubocznych, szczególnie ze strony układu trawiennego i efektu przczyszającego jak np poranna kawa. Ale ma słabszy potencjał regulowania lęków i powoduje ogromne spadki nastroju na wieczór, przynajmniej ostatnio. A te objawy, co opisujesz, są typowe dla 2 sytuacji - pierwsze kilka tyg brania, kiedy organizm się przyzwyczaja, albo… błędna diagnoza (dużo energii). Stymulanty uspokajają osoby cierpiące na ADHD, jeśli Ciebie pobudzają, to nie masz ADHD….
  10. Przede wszystkim nie wiadomo, czy te kwalifikacje są prawidłowe, a nerwica nie jest niezależną jednostką, zawsze występuje coś, co ją wywołuje, może to być np dłuższy okres stresu i napięcia, a może to być zupełnie inna, trwała przyczyna, od autyzmu do DDA. Ja mam nerwicę lękową od dziecka, do tego silne objawy neurasteniczne i co się okazało? Że to wszystko przez ADHD. Jakby tak sobie porównać, to objawy nerwicy neurastenicznej dość mocno pokrywają się z objawami ADHD, a przy ADHD zaburzenia lękowe występują w min. 60-70% przypadków. Także radzę się zastanowić dlaczego większość osób z nerwicą zmaga się z nią latami pomimo „leczenia”. Bo nerwica jest tylko skutkiem a nie przyczyną, a jak wiadomo, leczyć trzeba przyczynę. Dodam, że odkąd leczę ADHD, nie mam objawów nerwicy lękowej (od jakiś 4 lat! Najdłuższa remisja w życiu), nie mam problemów z koncentracją, jestem mniej drażliwa. Za to pojawiające się spadki energii i stany wyczerpania to coś, na co jeszcze nie znalazłam skutecznej metody. Wyczerpanie wynika z przestymulowania, z hiperkoncentracji, która sprawia, że zapominam o regularnym jedzeniu i piciu itd. Ale to NIE wina nerwicy! Nerwica pojawiła się tylko jako objaw towarzyszący ADHD/autyzmowi (bo autyzm też mam, ale w kwestii nerwicy, wyczerpania itd ADHD ma większe znaczenie, autyzm objawia się bardziej z małą potrzebą kontaktów społecznych, zdolnościami analitycznymi, odłączeniem emocji od procesu rozumowania).
  11. Jest pod wieloma względami lepsze. Ale od jakiegoś czasu mam spore wieczorne obniżenie nastroju, a nawet lekkie lęki. Nie miałam tego na Metylo, on powodował kryzys energetyczny po południu, jak przestawał działać, ale działanie przeciwlękowe utrzymywało się całą dobę (wiem, to nie jest jego funkcja, a nawet wręcz przeciwnie, zwykle obserwuje się nasilenie lęków, ale u mnie był to idealny lek na nerwicę). Elvanse działa łagodniej i dłużej, ale psychiczne samopoczucie wieczorem wręcz trochę przypominają „zjazd”. Taki smutek, zniechęcenie, poczucie że stanie się coś złego (coś jak lęk wolnopłynący), lekki wstyd i zażenowanie na myśl o minionym dniu, tak jakbym zrobiła coś dziwnego, niecodziennego itd. Mam nadzieję, że to przejściowe, nie wiem też na pewno czy to Elvanse, czy opóźniona reakcja na stres, a powodów byłoby mnóstwo.
  12. Nerwica ma to do siebie, że może powodować naprawdę dużo różnych objawów somatycznych, a refluks jest jednym z tych bardziej typowych. Ale takie rzeczy musisz omawiać z lekarzem. Akurat umiarkowany refluks nie jest zwykle jakimś objawem bardzo alarmującym i wiele osób na niego cierpi, więc jeśli nie masz możliwości pójść od razu do lekarza, to na krótką metę możesz się poratować środkami bez recepty na nadkwasotę (tylko jeśli bierzesz jakiekolwiek leki, to musisz przeczytać na ulotkach, czy można je brać, bo prawidłowe wchłanianie wielu leków zależy od kwasowości w żołądku i leki na nadkwasotę mogą zaburzyć wchłanianie wielu innych preparatów), no i przede wszystkim trzymać się lekkostrawnej diety, nie jeść na noc, jeść małe porcje, nie kłaść się bezpośrednio po posiłku itd. A jakby problem się utrzymywał, to tylko gastrolog i odpowiednie badania mogą określić przyczynę i leczenie.
  13. Przy nerwicy cały układ nerwowy jest w trybie alarmowym i różne objawy czy odczucia, na które normalnie nie zwraca się uwagi, stają się bardzo stresujące i niepokojące. Mi drętwieje lewa ręka, ale to dlatego, że mam lekko uszkodzone kręgi w odcinku piersiowym kręgosłupa (drętwienie ręki to jeden z objawów, poza tym mam silne bóle nerwów międzyżebrowych z prawej strony i inne „atrakcje”). Jak np siedzę w pozycji półleżącej z telefonem w ręku to ta lewa ręka od razu mrowi i drętwieje. W okresach, kiedy nerwica się nasilała, było to coś, co zaprzątało moją uwagę, martwiło mnie i przez skupienie na tym odczuwałam to że zwielokrotnioną siłą. Teraz nie mam już nerwicy i jak zdrętwieje mi ręka to nawet nie zwracam na to uwagi, strzepuję rękę, zmieniam pozycję, robię trochę rozciągania i przechodzi, ale nie poświęcam temu uwagi.
  14. Jak niedawno miałam depresję i zaburzenia stresowe, wypróbowałam trochę ChatGPT do rozmów i byłam zaskoczona jak klinicznie poprawne były odpowiedzi. Oczywiście daleko mi od ocenienia, czy może zastąpić psychologa i czy nie popełnia tragicznych w skutkach błędów, ale efekt był bardzo dobry i nie pojawiło się nic, co by mnie zaniepokoiło. Sama mam wykształcenie w kierunku psychologii komunikacji (między innymi, bo przez moje ADHD lubię zmieniać tematy i skończyłam sporo szkół, kursów itd), mam też kurs z zakresu terapii kognitywno-behawioralnej w leczeniu nerwicy lękowej, mam duże doświadczenie z doradztwem społecznym i zapobieganiem stresu czy wypalenia zawodowego z mojej pracy w HR i moim zdaniem ChatGPT bardzo dobrze sobie poradził w tych naszych „rozmowach”. Natomiast nie jestem psychologiem klinicznym i nie mam doświadczenia w terapii poważnych zaburzeń psychicznych. Myślę, że nadal trzeba ostrożnie podchodzić do tego typu aplikacji jako narzędzia profesjonalnej terapii, bez nadzoru psychiatry, ale na pewno ma to potencjał. Mój prywatny ubezpieczyciel wysłał mnie na kompleksową terapię stresu, z psychologiem, job coachem i fizjoterapeutą, ale oprócz tego dostałam dostęp do ich aplikacji gdzie były elementy z AI do np ćwiczeń uważności, czy innych ćwiczeń do zapanowania nad natłokiem myśli, także to jest już w oficjalnym użyciu w pewnym zakresie. Ale tylko jako dodatek. Psycholog czy psychiatra ocenia nie tylko treść, ale też mowę ciała, ton głosu, przerwy w wypowiedzi, mimikę itd. Tego ChatGPT z oczywistych przyczyn nie zrobi. Owszem, jako model symulacji lingwistycznej na pewno umie wyłapać np specyficzny dobór słów, składnię, logiczną spójność wypowiedzi, a te informacje naprawdę dużo mówią o tym, co niedopowiedziane, ale jednak widok rozmowy „na żywo” to kopalnia wiedzy dla specjalisty.
  15. Najczęstsza przyczyna szybkiego tętna to przewlekle odwodnienie. Najpierw upewnij się, że wypijasz 2 litry wody dziennie przez co najmniej tydzień, a potem sprawdź znów tętno. Nerwica tez oczywiście podnosi tętno, bo taki jest efekt działania hormonów stresu. Tętno da się w takim wypadku obniżyć prostymi ćwiczeniami oddechowymi.
  16. Ja też płacę 350 za każda wizytę, ale warto. Mój lekarz nie jest typem marketingowca, który traktuje pacjenta jak klienta i skacze koło mnie, bo płacę. Jest profesjonalny, jest miły, ale od razu powiedział, że nie wypisuje recept, które uważa za bezpodstawne, tylko dlatego, że wizyta w jego przychodni jest droga. To mi się spodobało, bo chciałam specjalisty a nie receptomatu. Mam lekarza, który mnie słucha, jest otwarty na moje sugestie, zawsze omawia ze mną opcje leczenia, ale ostateczna decyzja należy do niego. Mówi też uczciwie, kiedy np uważa, że jego zalecenie wydaje mu się najlepsze, ale oczywiście jest ryzyko, że się nie sprawdzi.
  17. Porozmawiaj z lekarzem, czasem można przepisać jakieś leki, które działają od razu, ale można je brać krótko, bo uzależniają. Coś na sen i coś na lęki. I zwykle można to połączyć z lekiem, który potrzebuje trochę więcej czasu na zadziałanie, ale można go brać wg potrzeb, kilka miesięcy czy nawet lat. Ale musisz też się dowiedzieć co Ci jest i dlaczego tak się czujesz.
  18. No niestety, klasyfikacja różnych problemów psychicznych jest dość niejasna i nie zawsze logiczna, bo wiedza na ten temat ciągle ewoluuje i ICD też jest na bieżąco aktualizowane. Ciągle pokutuje wiele stereotypowych określeń i podziałów i minie pewnie jeszcze dużo czasu zanim poznamy wszystkie mechanizmy, które wywołują dane symptomy. Z mózgiem jest ten problem, że z jednej strony to organ jak każdy inny. A to oznacza, że wiele czysto fizjologicznych czynników ma wpływ na jego funkcjonowanie. Najprostszym przykładem jest np związek chorób tarczycy z problemami psychicznymi. Tak samo niedobór wielu witamin i minerałów daje często objawy „psychologiczne” (spadki nastroju przy braku wit D, niepokój i nerwowość przy braku magnezu itd). A z drugiej strony nasze bardzo ogólnie rozumiane wzorce myślowe mają ogromny wpływ na to, jak funkcjonuje gospodarka neuroprzekaźników i hormonów. Więc to, jak myślimy, jak radzimy sobie z problemami, jak nawiązujemy relacje, wpływa na czysto fizjologicznie procesy w mózgu i często prowadzi do zaburzeń równowagi chemicznej - a w konsekwencji do nerwicy i depresji, ale nie tylko. Jeśli z jakiś powodów nie umiemy w prawidłowy sposób radzić sobie np ze stresem, to zachoruje nie tylko nasz umysł, ale i ciało, bo stale podwyższony poziom kortyzolu i noradrenaliny powoduje nie tylko nerwicę czy depresję, ale też np nadciśnienie, zgagę, a wreszcie rozregulowanie systemu immunologicznego, co może doprowadzić do szeregu chorób, od autoimmunologicznych jak np reumatyzm, po nowotwory (w uproszczeniu, bo to są bardzo złożone procesy, np połączenie ciągłej zgagi ze spadkiem odporności może stworzyć sprzyjające warunki do rozwoju nowotworów przełyku, bo komórki są ciągle drażnione przez kwas żołądkowy a osłabiony układ immunologiczny może nie wyłapywać sprawnie mutacji). Z tego powodu do problemów psychicznych trzeba podchodzić holistycznie i brać pod uwagę zarówno czynniki fizjologiczne jak i środowiskowe.
  19. Zaburzenia lękowe, czyli potocznie nerwica, pojawia się czasem jako jedyne zaburzenie np w sytuacji długotrwałego narażenia na silny stres. Jest to wtedy naturalna reakcja na to, że system nerwowy był przez dłuższy czas zalewany hormonem stresu - kortyzolem. Kortyzol w nadmiarze na dłuższą metę rozregulowuje wiele procesów w ciele, wpływa na odporność, insulinę i masę innych rzeczy, ale też na neuroprzekaźniki i nadmiar kortyzolu na dłuższą metę zwykle wywołuje objawy nerwicowe. W takim przypadku można zastosować leki, ale najlepiej w połączeniu z psychoterapią, żeby zapewnić trwałe efekty. Na psychoterapii np można nauczyć się więcej asertywności, dojść do wniosku, że trzeba zmienić pracę lub odciąć się od toksycznych osób w otoczeniu, ale też poznaje się techniki na opanowanie codziennego stresu, relaksację, rozpoznawanie nadmiernego obciążenia, sposoby na świadome zarządzanie swoimi neurotransmiterami itd. Poprzez różne techniki i sposoby człowiek może świadomie wpływać na obniżenie poziomu kortyzolu czy noradrenaliny, a podniesienie poziomu np oksytocyny, dopaminy czy serotoniny. Ale często zaburzenia lękowe pojawiają się jako objaw towarzyszący innych problemów. Mogą to być problemy fizjologiczne, szczególnie z zakresu przemiany materii (np. tarczyca), ale też wiele innych rzeczy, niedoborów witamin i minerałów, które mogą być spowodowane przez złą dietę, ale mogą też być spowodowane poważnymi chorobami zaburzającymi wchłanianie, czy wadami genetycznymi. Zaburzenia lękowe często też towarzyszą innym zaburzeniom lub chorobom psychicznym. Np. około 80% osób ze zdiagnozowanym ADHD ma też zaburzenia lękowe. W takich wypadkach kluczowe jest znalezienie i leczenie przyczyny, inaczej szanse powodzenia terapii czy to farmakologicznej czy psychologicznej są niewielkie. Choć trening tzw. self management, czyli świadomego zarządzania nastrojem, i tu ma dobre efekty. Co do psychiatrów to naprawdę dziwne. Ja trafiałam na różnych, ale jazdy jeden zawsze pytał o wyniki badań np krwi, pytał, czy badałam tarczycę itd. Haha w punkt
  20. Mi książki o życiu dorosłych z ADHD pomogły trochę poukładać sobie w głowie sens wykonywania tych nudnych, codziennych czynności. Np żeby nie krytykować samego siebie za bałagan, tylko okazać sobie troskę. Np zamiast myśleć „ale mam syf”, powiedzieć sobie, że moja przestrzeń życiowa straciła swoją funkcjonalność i trzeba ją przywrócić Patrząc na naczynia i garnki w zlewie nie krytykować się, że „znów zostawiłam taki burdel po gotowaniu”, tylko pochwalić się „dobrze, że miałam energię żeby przygotować jedzenie dla siebie i rodziny” oraz zmotywować „a teraz kuchnia wymaga pewnych zabiegów, żeby korzystanie z niej znów było przyjemne”. Takie postawienie sprawy pomaga znaleść chęci do tych nudnych codziennych obowiązków, ale też je priorytetować. Np czy muszę puścić pranie, w sensie czy mam wystarczająco czystych rzeczy? Czy jeśli nie puszczę prania, to potem się tyle nazbiera, że będzie ode mnie wymagać dużego wysiłku? I czy to jest problem czy nie? No bo np mogę sobie zaplanować, że w sobotę włączam 4 prania, a w niedzielę rzucam całe suche pranie na sofę, puszczam serial i składam, czy tam prasuję. I mam odwalone na długo
  21. Przede wszystkim nerwica lękowa to nie jest samodzielna diagnoza, tylko zaburzenie, które pojawia się w przebiegu wielu różnych chorób czy problemów. Więc leczenie zależy od przyczyny nerwicy. Jeśli np nerwica jest „tylko” konsekwencją stresującego okresu w życiu, niezdrowego trybu życia itd, to zwykle wystarczy terapia behawioralno-poznawcza, zmiana wzorców myślowych, zdrowszy tryb życia i już. W ok. 40% przypadków prawidłowa psychoterapia powoduje, że pacjent nigdy nie ma nawrotu nerwicy. A pozostałe 60% osób, u których nerwica jest przewlekła, to zwykle jest brak leczenia powodu nerwicy, a tych jest wiele. Od zupełnie prozaicznych niedoborów magnezu, wit B12 i D spowodowanych złą dietą i stylem życia, poprzez zaburzenia wyniesione z dzieciństwa (DDA, DDD), bardzo stresujący tryb życia (np ciężka choroba własna lub w rodzinie, duże problemy finansowe, mobbing w pracy bez możliwości łatwej zmiany zatrudnienia, przemoc psychiczna lub fizyczna od najbliższej osoby itd, czyli codzienne silne czynniki stresogenne, których wyeliminowanie jest trudne, czasochłonne lub niemożliwe), na wrodzonych zaburzeniach kończąc (zaburzenia osobowości, autyzm, adhd). W zależności od powodu nerwicy może być potrzebne powtarzanie leczenia farmakologicznego np co kilka lat wg potrzeb, ale z tego co wiem, we współczesnej psychiatrii już się praktycznie nie stosuje leków przeciwdepresyjnych bezterminowo (z bardzo małymi wyjątkami). Nie wiem za bardzo skąd przyszło Ci do głowy, że do końca życia będziesz musiał brać leki? Ja kiedyś 25 lat temu usłyszałam coś takiego od starszej psychiatry będącej zaraz przed emeryturą, ale już następną lecząca mnie lekarka w ogóle nie chciała przepisać mi leków, jak spytałam o to, co usłyszałam od poprzedniej lekarki, powiedziała że tego się już w ogóle nie praktykuje i kazała mi iść na terapię. Teraz od kilku lat biorę leki, ale celowane w przyczynę nerwicy (Elvanse i gabapentyna) i nie mam nawet śladu nerwicy, a miałam ją od dziecka z małymi przerwami przez praktycznie całe życie. Tych leków nie będę brać do końca życia, ale może będę do nich wracać.
  22. Masz rację, ważne jest doprecyzowanie co się miało na myśli To jest jak najbardziej moja osobista interpretacja tekstu biblijnego, i zgadzam się, że nie jest ona spójna z interpretacją Kościoła Katolickiego, gdzie miłość do Boga jest zawsze na pierwszym miejscu. Dlatego też zaznaczyłam, że interesują mnie teksty religijne jako źródło filozofii życiowej i całe tło społeczne i historyczne, w jakich powstawały. Nie neguję niczyjej wiary - wręcz zazdroszczę osobom, które wierzą głęboko i szczerze i znajdują w tym pocieszenie, sens życia i drogowskaz moralny. Ja bardzo bym tak chciała, ale nie umiem. Mam autyzm i przez to pewne abstrakcyjne pojęcia są dla mojego rozumienia niedostępne. Ale nie skreślam z góry przykazań i nakazów zawartych w religiach jako nielogicznych wymysłów nieopartych na faktach. Wręcz przeciwnie, uważam, że religie są skarbnicą ogromnej mądrości i źródłem zrozumienia sensu życia, po prostu są ubrane w pewną metafizyczną otoczkę, żeby lepiej trafiać do ludzi i nadać im większą moc. Odwołanie do siły wyższej, wszechmocnej, jako źródła zasad życiowych nadaje im wyższą rangę i powoduje, że ludzie są bardziej skłonni przestrzegać opisanych zasad. Uważam, że jeśli się zanalizuje teksty religijne pomijając kwestie czystej wiary i obecności siły wyższej, to opisują one pewne uniwersalne wartości moralne, które są spójne z ludzką naturą rozumianą w sensie praw biologicznych. W takim rozumieniu wiele przekazów religijnych, które dziś wydają nam się dyskryminujące i ograniczające, w zamyśleniu miało po prostu nas chronić. Np religia katolicka jest postrzegana jako skrajnie patriarchalna, deprecjonująca kobiety i uwłaczająca ich godności. Jeśli jednak popatrzy się szerzej na kontekst społecznym, w jakim te zasady powstały, dostrzega się, że miały one funkcję ochronną, nie dyskryminującą. Np w społecznościach, gdzie podstawową jednostką społeczną była cała wioska, seks pozamałżeński nie był tabu. Najważniejsze było zapewnienie przyrostu naturalnego, dzieci się rodziły i były wychowywane przez starszyznę, były jakby dobrem wspólnym. W takich kulturach stosunki z większą ilością partnerów były nie tylko dozwolone, ale wręcz pożądane, żeby zapewnić różnorodność genetyczną, czy po prostu wystarczającą ilość dzieci. Jeśli jakaś wioska straciła wielu mężczyzn np w polowaniach, wysyłało się kobiety do zaprzyjaźnionej wioski, żeby mogły zajść w ciążę i wrócić, urodzić chłopców, którzy zapewnią wiosce przetrwanie w następnym pokoleniu. Starsze osoby, które już nie były w stanie pracować ciężko fizycznie, polować czy uprawiać ziemię, przejmowały opiekę nad najmłodszymi podczas gdy ich rodzice np polowali, chodzili po wodę, sprawiali zwierzynę i ogólnie zabezpieczali byt całej wioski. Tak było (i jest) w plemionach indiańskich czy afrykańskich. Za to w społecznościach, gdzie podstawową komórką społeczną była rodzina, zasady moralne były dużo surowsze. I nie ma co się dziwić. Kobieta w ciąży i połogu była osłabiona i potrzebowała opieki i ochrony. Jeśli nie mogła liczyć na pomoc swojej społeczności, to była w niebezpieczeństwie. Monogamia w religii katolickiej miała na celu chronić kobietę, zanim została wypaczona. Mężczyzna, żeby choć raz móc spędzić z kobietą noc, musiał obiecać przed Bogiem i księdzem, że będzie się do końca życia opiekował tą kobietą i wspólnym potomstwem. To chyba dość duża cena za seks, nieprawdaż? To była konieczność, bo skoro nie było zwyczaju wspólnego wychowywania dzieci przez całą wioskę, wspólnego polowania i dzielenia się jedzeniem, to musiały powstać zasady, które chroniłyby kobietę przed tym, żeby ktoś po prostu ją zapłodnił i umył ręce od odpowiedzialności. Co wtedy by się stało? Bez opieki społecznej, szpitali, policji, żłobków, samotna matka w ciąży pewnie by umarła, a z nią jej dzieci. Dlatego w takich warunkach zakaz kontaktów intymnych bez ślubu, bez oficjalnej umowy, że mężczyzna bierze odpowiedzialność za tą kobietę, to była po prostu konieczność, żeby zapewnić kobietom bezpieczeństwo. Teraz czasy są inne, jest antykoncepcja, jest system społeczny wspierający samotne matki i ta zasada nie ma już większego sensu, ale KK nie jest znany z elastyczności. To już Islam jest bardziej życiowy w tych sprawach, np antykoncepcja nie jest grzechem, a Imam może udzielić narzeczonym pozwolenia na kontakty fizyczne przed ślubem. Wystarczy, że potwierdzi, że narzeczeni są dla siebie „halal”, czyli dozwoleni w sensie religijnym (w przeciwieństwie do „haram” czyli wszystkiego tego, co jest zabronione). W KK przymyka się oko na kontakty przedmałżeńskie, ale nie ma oficjalnej procedury zatwierdzenia w świetle wiary takich kontaktów w okresie narzeczeństwa. Trochę długa dywagacja, ale naprawdę ciekawi mnie ten temat
  23. Nie napisałam, że to pierwsze przykazanie, tylko, że to nasz główny obowiązek. Oczywiście pierwsze przykazanie mówi o tym, że będziesz miłował Boga swego, ale przecież musi być jakaś nadrzędna „instancja”, która ma za zadanie nadania mocy kolejnym przykazaniom. Żeby to, co naucza Biblia, mogło stać się performatywem, coś musi nadać temu moc sprawczą, inaczej byłaby to jedynie konstatacja. Zwykle wynika to z braku tzw. „bezpiecznych modeli przywiązania” i zbudowania zdrowej pewności siebie we wczesnym dzieciństwie (w zasadzie od niemowlęctwa). I nie jest to nic wyjątkowego - niestety w naszych polskich realiach osoby, które z domu wyniosły zdrowe poczucie własnej wartości i prawidłowe wzorce relacji i zachowań to raczej wyjątek niż reguła. Większość osób uczy się tego sama jako dorośli, albo musi to ogarnąć na terapii. Na pewno da się nad tym aktywnie pracować, wiem po sobie. Dopiero teraz widzę, jakie braki miałam w zdrowym, świadomym poczuciu własnej wartości i jakie to miało konsekwencje (np można było mną manipulować za pomocą poczucia winy). A przecież moi rodzice byli kochający i się starali. Po prostu nie było tej świadomości jak wychować odpornego psychiczne, empatycznego człowieka i rodzice popełniali mnóstwo błędów nieświadomie. Plus moje ADHD i autyzm zrobiły swoje, bo ciągłe poczucie bycia „inną” raczej nie pomaga. Ale teraz już jest dobrze. Moje poczucie własnej wartości i miłość własna zależy tylko w małym stopniu od innych ludzi i okoliczności.
  24. Z moich doświadczeń wynika, że do worka „nerwica” wrzuca się praktycznie wszystko, badając pacjenta w kierunku poważnych chorób, ale pomijając podstawowe, holistyczne aspekty. Skurcze mięśni, odczucia kłucia na skórze, niepokój, to podstawowe objawy np niedoborów witamin i mikroelementów, na które pacjentów rzadko się bada. Sam piszesz, że żyłeś w ekstremalnym stresie, bez odpoczynku i pewnie bez odpowiedniej diety, regularnego snu i ruchu. Schudłeś, straciłeś apetyt. Twoje objawy „nerwicowe” mogą być niedoborami magnezu, cynku, wit B12 czy wit D. Czyli w sumie jednymi z najpowszechniejszych niedoborów w społeczeństwie. Na dodatek stres i np nieregularne żywienie bardzo sprzyja wyczerpywaniu zapasów magnezu, co daje uczucie zmęczenia, skurcze i mrowienie kończyn, niepokój, problemy ze snem. Niedobór wit D dotyczący 80% społeczeństwa daje objawy zmęczenia, depresji, obniżonej siły mięśniowej i lęków. Jeśli brakuje Ci wit B12, to już masz całe spektrum objawów neurologicznych. Często zapominamy, że mózg to organ jak każdy inny, choć wyjątkowy. Regulacja chemiczna mózgu zależy w dużej mierze od prawidłowych, pozytywnych wzorców myślowych, ograniczania stresu i regulowania bodźców zewnętrzych, ALE równie ważne dla mózgu są po prostu te substancje, które musimy uzyskać poprzez dietę, sen i ruch. Mózg nie może funkcjonować prawidłowo jeśli brakuje nam witamin i innych niezbędnych pierwiastków, w tym prekursorów neuroprzekaźników z których organizm wytwarza kluczowe związki jak serotonina (tryptofan) czy dopamina (L-dopa). Mózg nie może też funkcjonować bez odpowiedniej ilości dobrej jakości snu, bo podczas snu trwa proces zapamiętywania, uczenia się, przepracowywania trudnych emocji, a także biologiczne „sprzątanie”, usuwanie produktów ubocznych przemiany materii itd. Na dodatek mózg potrzebuje różnego rodzaju stymulacji, która jest po prostu naturalna dla naszego gatunku - np ruchu, który stymuluje wyrzut endorfin, dotlenia mózg jako organ i poprawia w nim krążenie krwi. Poza tym mózg czerpie ogromne korzyści z przebywania na zewnątrz, regulując gospodarkę melatoninową, która zapewnia nam dobry sen. Melatonina jest syntetyzowana z serotoniny, więc równowaga pomiędzy tymi substancjami jest kluczowa dla nastroju. Jest udowodnione, że przebywanie na zewnątrz i obcowanie z naturą aktywuje procesy w mózgu, które obniżają poziom hormonu stresu - kortyzolu. Widok drzew, zieleni, nieba, aktywuje różne obszary w mózgu i zwiększa ich aktywność z ogromną korzyścią dla nastroju i samopoczucia. Łatwo jest powiedzieć, że masz nerwicę. Pewnie masz tą nerwicę, ale to praktycznie zawsze jest skutek, a nie przyczyna. Nerwica jest jedną z chorób cywilizacyjnych, tak jak cukrzyca czy nadciśnienie, i ma ścisły związek ze stylem życia. Leki w pewnym stopniu są w stanie kompensować skutki niezdrowego stylu życia - tak jak insulina w pewnym stopniu reguluje cukier nawet jeśli codzienne jesz batony i drożdżówki. Ale jeśli chcesz być zdrowy, musisz się przyjrzeć przyczynom i działać na poziomie przyczyn, zamiast tylko maskować objawy. Niestety podejście holistyczne nadal jest uważane za jakieś hipisowskie hokus pokus. Lekarze badają to, co obejmuje ich specjalizację i są przygotowani do leczenia patologii, chorób, zaburzeń, najczęściej za pomocą leków. Proste spostrzeżenie, że przyczyną wielu zaburzeń jest brak zaspokojenia kluczowych potrzeb organizmu takich jak odżywianie, sen i ruch, jest postrzegane jako „metody alternatywne”, a niesłusznie, bo często odpowiedź na problem jest właśnie tak prosta. Jeśli np masz w domu kwiatek, który potrzebuje częstego podlewania i słonecznego stanowiska, ale ustawisz go w cieniu i podlewasz raz na dwa tygodnie, to kwiatek więdnie, proste. Ludzki organizm jest bardziej skomplikowany, ale zasada jest taka sama. Na poziomie czysto biologicznym mamy jako gatunek określone potrzeby i optymalne warunki przyżyciowe. Jeśli te warunki nie są spełnione, to „więdniemy”, proste i logiczne.
  25. Dobre pytanie, ale zła perspektywa. Nie jestem osobą wierzącą, ale interesuje mnie filozofia życiowa, której bardzo dużo można znaleźć w religijnych tekstach, takich jak Biblia czy Koran. Jeśli pominąć kwestię wiary i zrozumieć kontekst historyczny (to jednak są teksty sprzed paru tyś lat), to znajdziemy tam bardzo dużo uniwersalnych prawd, które ludzie od dawna intuicyjnie wyczuwali. Np przykazanie „kochaj bliźniego swego jak siebie samego”. Co ono nam mówi? Coś o czym kompletnie zapominamy! Pierwszą, najważniejszą i obowiązkową miłością jest miłość do SAMEGO SIEBIE. I ta miłość ma stanowić drogowskaz do tego, jak traktować innych. Piszesz czy warto starać się dla nikogo? Czyli piszesz, że jesteś nikim. A przecież tak najbardziej warto starać się dla samego siebie. Słuchać swoich potrzeb. Piszesz, czy warto ugotować pyszny obiad tylko dla siebie, skoro nikt tego nie doceni, więc lepiej kupić kiełbasę. No więc, jeśli Ty sama docenisz pyszny, pięknie podany posiłek, a ugotowanie go Cię odpręży, to jak najbardziej warto! Natomiast jeśli jedzenie nie jest dla Ciebie jakoś szczególnie ważne, to nie warto, proste. Gotując wykwintny posiłek dla kogoś, tak naprawdę spełniasz swoją potrzebę, nie czyjąś. Nie jest to potrzeba okazania komuś uwagi i troski, rozpieszczenia kogoś, ale - i przede wszystkim! - potrzeba bycia docenionym, pochwalonym, czucia się potrzebnym. Gotujesz dla kogoś, ale zaspokajasz tym własne emocjonalne i psychologiczne potrzeby. A czy jeśli nie lubisz gotować, nie czerpiesz przyjemności z jedzenia samej nawet najlepszego obiadu i nie masz dla kogo gotować, to czy lepiej jest kupić kiełbasę? NIE! Dlaczego? Dlatego, że Twoje ciało zasługuje na szacunek i troskę i na to, żebyś dostarczyła mu zdrowego paliwa. Lepiej kup kilka prostych i zdrowych składników, nawet jeśli miałaby to być marchewka z hummusem, i zjedz coś zdrowego. Jeśli, nawet nieświadome, piszesz o sobie „nikt”, to jak oczekujesz, że będziesz mieć przyjaciół? Jak chcesz znaleźć partnera i co masz mu do zaoferowania? Żeby dać komuś miłość, zarówno tą przyjacielską i romantyczną, musisz najpierw kochać siebie. Inaczej nie będziesz w stanie nikomu dać prawdziwego uczucia a w relacjach będziesz szukać kompensacji - na przykład gotować dla innych obiadki nie po to, żeby okazać czystą troskę, ale po to, żeby dostać od kogoś wdzięczność i się dowartościować.
×