Skocz do zawartości
Nerwica.com

Naemo

Użytkownik
  • Postów

    4 494
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez Naemo

  1. Naemo

    czego aktualnie słuchasz?

    "So feel the fire beneath your feet as you barely even perspire From the heat, exhale deep and breathe a sigh of relief And as you say goodbye to the grief It's like watching the walls melt in your prison cell But you've extinguished this living hell Still a little piece of you dies as you scream" [videoyoutube=uKdYs6xhnhU][/videoyoutube]
  2. O kurczę, ale macie rozbieżności...
  3. Nie, nie potrzebuję. Chyba nie czytacie tego co piszę. Nie zrezygnowałam z terapii, po prostu dzisiaj nie poszłam. Jeśli zrezygnuję z terapii, to tak czy siak idę na oddział dzienny. Będzie tam "łatwiej" i może po dziennym będzie mi łatwiej na normalnej terapii. Pewnie prawdopodobnie tak szczerze mówiąc to potrzebuję, ale to jeszcze z dzieciństwa idzie. Kurcze, ale naprawdę?? Nie idę po prostu an terapię, a Ty od razu ogólnikami walisz. Nie mam żadnych oczekiwań i na pewno nie patrzę na "dalszą drogę". Wobec obecnej sytuacji mam takie oczekiwania, że dostanę jakieś antydepresanty. Wszystko inne może się dziać do woli. Powiedz mi tylko, to pierwsze Twoje zdanie jest ironiczne, prawda?
  4. C&S, Kontrast, dziękuję wam, naprawdę. I wam dziewczyny! No właśnie mam problem z nazywaniem emocji i stanów, nawet o tym rozmawialiśmy z terapeutą. C&S, ostatnio przez moją głowę, szczególnie na terapii, przechodzą tylko monologi wewnętrzne, trudne nawet do wychwycenia. Poplątanie piosenek, monologu, słów innych ludzi i obrazów wydarzeń. Ale to w sumie pewnie u wszystkich. Prowadziłam przez chwilę dziennik, gdzie właśnie gdy byłam w stanie coś wyodrębnić od razu to pisałam. Ale przestałam, od razu fala wyrzutów sumienia i poczucie chaosu gdy jeden dzień nic nie pisałam, teraz już o tym zapomniałam. Ale przerabiałam to już w bardziej zaawansowanej formie, prowadziłam taki dziennik, że zapisywałam każdą czynność, którą wykonywałam, dokładnie od której godziny i minuty do której. Doszło do tego, że gdy coś robiłam, cokolwiek, zamiast się z tego cieszyć tylko myślałam, że spojrzeć na zegarek i zapamiętać godzinę. Byłam uzależniona od pamiętnika, nazwanie tego tak jest adekwatne. Jakimś cudem przerwałam to. Trwało to dosyć długo, z rok, parę zeszytów zapisałam. A to przecież tak bezsensowne... Więc jak zaczęłam pisać ten to z założeniem, że tylko najważniejsze przemyślenia, cokolwiek wartościowego. Momentami się rozpędzałam i robiłam trochę "dziennik życia" ale w miarę było okej. Ale znowu poczucie winy jak nie piszę. I poczucie wielkiego chaosu, że przecież tyle się działo przez ten jeden dzień, a ja juz tego nie ogarnę myślami. Podobne uczucie mam przed psychiatrą i terapeutą. Muszę zacząć medytować, kiedyś trochę medytowałam i było super.
  5. Próbowałam już. Chyba po prostu tylko w starej skórce to działa. Wyczaiłam raz podobny kolor, ale nie pamiętam już kodu. A nie, przecież wystarczy zacytować i skopiować kod.
  6. Czytam to co napisałam. Widzę jeden wielki chaos oraz widzę, że wszystkie problemy, które tu opisałam mogą wyprostować leki. Kontrast, jak sie robi takiego idealnego koloru nazwy ludzi?
  7. Nie pójdę dzisiaj i pójdę jak się lepiej poczuje.
  8. Nie pójdę, nie dam rady. Nie chce niczego mu mówić, nie chce żeby patrzył na moja twarz. Wiem, że uczucia kłamią, ale są silniejsze niz rozsądek. Nie chce z nikim rozmawiać o sobie. Co innego pisać a co innego mówić. Nie zniose tego, że na mnie patrzy. Może byłoby lepiej jakby usiadła na terapii na ziemi, od pierwszej sesji tylko o tym marzyłam, ale nie mam jaj żeby tak zrobic. I tylko będę sie gorzej czuła ze sobą, że zachowuję się dziwnie. I nie da rady przecież spojrzeć obiektywnie na coś co mam w środku. No i będę miała więcej czasu przygotować sie do matury. Nie bede miała problemu ze zwalnianiem się, zaoszczedzę pieniądze. Po maturze pójdę na dzienny, postaram sie to załatwić niedługo. Mam STRASZNĄ ochotę czytac książki. W piątek wypożyczę coś, wciągnę się, będzie dobrze. Najgorsze jest teraz co, że coraz trudniej mi wstawać rano, robić cos rano, iść do ludzi rano. Wieczorne doły coraz lepiej przezywam, poplacze sobie, jakoś to idzie, juz sie w sumie przyzwyczaiłam. Kontrast lej :) nawet nie wiesz jak mi się milo zrobiło
  9. Nie, to nie jest masochizm, nie chodzi mi o ból i nigdy nie chodziło.
  10. Ratunku, nie radzę sobie kompletnie. Rzucam terapie, to już postanowione, chyba że jutro mi sie cos odmieni, ale szczerze wątpię. Przerazliwie sie boję, dlatego, nawet sama nie wiem czego, nie tej słynnej bliskości tylko chyba siebie. Boję się też zrezygnować, bo wiem że sama sobie nie poradzę. Specjalnie spadam z łóżka żeby się skrzywdzić. Obijam sie o ściany. Chodzę jak najmniej ostrożne żeby ewentualnie coś mi sie stało. Wiem, że jest to nieprawidłowe, ale nie mogę zmienić tego, że czuję, że to co czuję nie powinno mieć miejsca, że jest złe, niewłaściwe i nieprawdziwe i nie mam powodów żeby sie tak czuć. Że to ze czuje sie jak czuję od wrzesnia jest nieracjonalne. Takie wegetowanie nie ma sensu, od stycznia robi sie tak naprawdę coraz gorzej. I juz sobie wyobrażam, że znowu będę miała nadzieję, że psychiatra mi pomoże ale ona tylko jedyne co to może mi leki przypisać. Więc mam poczucie, że KTOŚ będzie, ale za dużo oczekuję chyba, psychiatra nie jest od tego, tylko terapeuta. Więc skrótem z mojej perspektywy nie mam niczego, nie mogę zdecydować się na terapie, nie mogę zdecydować się na brak terapii. A to wszystko tak bardzo nie ma sensu... I nie wiem czego oczekuje po pisaniu tego tutaj, mialam odejść na jakiś czas, ale nie wiem co robić Świetnie, jest 2... Ostatnio nawet zmęczenia fizycznego już nie czuję, tylko oczy mnie bolą, rano trochę przysypiam ale tak to nie czuję sie źle z taką ilością snu. Od paru dni śpię mniej niż 6h dziennie na pewno, a przy gorszym nastroju przeważnie sie dużo śpi. Ja sie chyba boję chodzić spać. Bo wtedy szybciej jest następny dzień. Rozpisuje się, wiem, przepraszam. Nie pójdę jutro na terapie, zobaczę co dalej, nie muszę jeszcze w zasadzie decydować. Jestem taka sama jak byłam, prawda? Teraz mam wyrzuty sumienia, że tutaj piszę, nikt nie ma jakiejś wielkiej ochoty przecież tego czytać. Nie, nie próbuje zdobyć na siłę waszego zapewnienia ze tak nie jest. Tak po prostu CZUJĘ i to jest problemem.
  11. Też biorę lamitrin :) Lamilept dokładniej. Lamotrygina. Słyszałam bardzo wiele o tym, że terapię ma się ochotę porzucać, ale nie sądziłam że będzie to tak wyglądało, że od początku już. Tuż po każdej sesji jestem zadowolona, że na niej byłam i mówię sobie "gdy będziesz chciała następnym razem zrezygnować przypomnij sobie tę chwilę". Ale i tak mam ochotę zrezygnować. A mam dopiero za sobą 3 spotkania, po wszystkich chciałam zrezygnować. Już nawet nie pisząc o uczuciach, nie podoba mi się świadomość, że ktoś grzebie mi w mózgu. Że to wszystko co mam w głowie dobrze by było jakby zostało wystawione na światło dziennie. Odkryłam teraz, że ja lubię swoją głowę... Jest moja i tylko moja, może w niej być co tylko zapragnę i nikt nie będzie tego oceniał. Ale to jest znowu ta faza "poddańcza": nie przeszkadza mi, że będę siebie niszczyła, jakoś zacisnę zęby i przetrwam, a jeśli w końcu nadejdzie chwila gdy nikogo przy tym nie skrzywdzę to odejdę. Kwestia przetrwania, leki mogą mnie "wyprostować", być może sama jakoś sobie to poukładam i jakoś ruszę do przodu. Będę po prostu robiła co powinnam robić. Pójdę na studia, będę się uczyła, nie wejdę w żaden związek, nie zrobię tego komuś. A jeśli wejdę, to w coś płytkiego, nigdy za blisko, gdy chociaż zacznę kogoś krzywdzić to odejdę. Tak samo z przyjaźnią. Też ze wszystkimi relacjami jest tak, że czas je niszczy. Całkowita neutralność, będę wypierała wszystko tak jak robiłam przez pierwsze 2-3 lata po śmierci mamy. Czekam na falę, że pieprzę głupoty Nakrzyczcie na mnie, że zwracam na siebie uwagę i że wyolbrzymiam, że jestem wyniosła czy coś w tym stylu, I don't care. Może to jest czas żeby pożegnać się z tym forum (znowu), ale nie na zawsze raczej, po prostu chcę zobaczyć jak to jest być z tym wszystkim całkowicie samą. Napisalabym coś ładnie, ale pewnie niedługo mi przejdzie i zrobię z siebie idiotkę (ZNOWU). Ale jakby mi się nie odmieniło, to trzymam kciuki za was.
  12. Kolejna taka noc. Idę spać o północy, zasypiam o 2. Budzę sie o 3 o 4 o 5, nie mogę zasnąć, cos przespałam jakoś do 7. Cały czas mam w głowie jedna piosenkę, takie trochę natrectwo myślowe, nawet spocona byłam w jednym momencie. I oczywiście cały czas półsen. Umowie sie na za tydzień do psychiatry, i tak leki mam jeszcze na dwa tygodnie tylko. Tak jak wczoraj bardzo dawno nie było źle.
  13. Chryste, nie wiem, ale czemu piszesz o tym w wątku o psychopatii?
  14. To tylko anime, wiele osób lubi np. gore.
  15. Wiem, że to chwilowo ale mam ochotę się poddać i robić wszystko co jest destrukcyjne... Mam ochotę porzucić terapię, robi mi się w przenośni słabo gdy myślę o tym, że to co przeżywam i co się dzieje w danym tygodniu powinnam mówić na terapii i powinnam coś z tym robić i powinno tego nie być. I leki kompletnie nie działają od 2 miesięcy. Pierwsze 2 tygodnie było super, mega czułam poprawę. Ale teraz nie wiem, może się po prostu przyzwyczaiłam i nie zauważam poprawy. Albo potrzebuję jeszcze czegoś, jakiegoś antydepresanta może, wspomniała o takiej kombinacji psychiatra w szpitalu. Robię coś co można nazwac krokiem do przodu no i w porZądku. Ale później robię coś, co jest szkodliwe dla mnie i robię dwa kroki do tyłu, tak to czuję, od razu jestem najgorsza i ogólnie wszystko naj. Ruda i chojrakowa dajcie znać co u was, bo martwię się trochę.
  16. NA PEWNO alkohol nie zmniejsza działania? Bo jesli na pewno nie zmniejsza to znaczy, że lek nie działa... Chyba że żadne leki nie są w stanie pomóc w takim stopniu w jakim bym chciała.
  17. Cała równowaga będzie jeśli człowiek nie będzie się do niczego mieszał.
  18. Naemo

    Witam

    Napisz to w innym wątku Marcin811...
×