Skocz do zawartości
Nerwica.com

nvm

Użytkownik
  • Postów

    2 356
  • Dołączył

Treść opublikowana przez nvm

  1. Rozumiem, bo znam to z autopsji. Ale skoro widzisz, że "nie potrafisz" i to nie zawsze a zaledwie najczęściej "wyjść poza", to oznacza, że już jest pewna dyfuzja poznawcza - nie identyfikujesz się w pelni ze swoim umysłem. Ten "mięsień" już w Tobie jest - wystarczy go wyćwiczyć. Mój pierwszy sukces w tym zakresie to było skupienie swojej uwagi na "tu i teraz" przez zaledwie ułamek sekundy. Trening czyni mistrza. Po prostu wybierasz, aby z całych sił swoich, z całego serca swego i z całej duszy swojej skupić (skoncentorwać) swoją uwagę na czymś na zewnątrz Twojego umysłu. Ja z reguły łatwo wyszukuję taki obiekt, na który najchętniej mogę skierować swoją uwagę (jakby intuicja sama mi podsuwa - w tej chwili jest to moje pisanie palcami na klawiaturze) - generalnie obiekt, na którego skierowanie uwagi sprawia mi najwięcej (holistycznej) frajdy. I możesz takie przekierowanie uwagi powtarzać wciąż na nowo. Ćwiczyć, ćwiczyć, ćwiczyć Nie chodzi o to, aby jak najdłużej w tym wytrwać, ale o to by wciąż na nowno do tego powracać.
  2. Chciałbym trochę to sprostować. Najpierw jest pomysł, żeby coś zrobić. Załóżmy, że jest to pomysl wewnętrznie holistyczny, a nie jakiś wypływający z impulsywnych emocji. Następnie (niemal natychmiast) pojawia się nerwowa energia (lęk/niepokój), która chce mnie przed tym powstrzymać. A konkretnie, to chce mnie skłonić, abym wszedł w myśli o tym, dlaczego mam tego nie robić. I wymaga ode mnie, abym najpierw zamknął te wszystkie "gestalty". Czyli - wyszukał wszelkie możliwe powody, dla ktróych mam czegoś nie zrobić, a następnie wszystkie je rozbroić poprzez spokojna (ta, akurat spokojną) analizę. Ta energia nie chce, aby było pozostawione jakiekolwiek miejsce na ryzyko/ufność. Po prostu najpierw muszę mieć pewność, że dane działanie jest dobre. Dopóki jest choćby najmniejsza wątpliwość, że może ono nie być ok (czyli że może przez to coś złego się stać), nie chce pozwolić mi na dane działanie. Ta energia uporczywie domaga się mojej uwagi i chce, abym najpierw ją w 100% przekonał (ta, bo akurat jest to możliwe) i twierdzi, że dopiero wtedy da mi spokój.
  3. Skoro kryje się za tym lęk, to - zgodnie z tą metodą - wybierając coś z lęku, wzmacniasz lęk w swoim życiu. Chodzi o to aby dokonać wyboru z innego miejsca - takiego radosnego, beztroskiego, lekkiego, a może holistycznie ekscytującego? Generalnie takiego, którego chcesz więcej w swoim życiu. Ilekroć pojawia się taka myśl, możesz wziać pod uwagę to: Czy ta myśl jest teraz użyteczna?. "The past is the past" (przeszłość to przeszłość), jak powiedział Lelouch vi Britannia, ku zgrozie Suzaku Kururugiego. Co więcej, dzięki takiemu uczuciu głębokiego żalu, uzyskujesz unikalną szansę, aby transformować swoje ciało bólowe (nagromadzony ból emocjonalny) - wybierając uważność (zamiast wchodzenie w narrację bolesnej myśli), przemieniasz ból emocjonalny w złoto. Wypływają pokłady zalegającej energii - uwalniasz się i rośnie jasność umysłu. To tylko energia - masz wybór, czy pod jej wpływem popaść w nieświadomość, czy też pozostać jej przytomnym świadkiem. Wymaga to oczywiście pewnego wysiłku, więc jeśli czujesz, że wysiłek staje się ego-dystoniczny, lepiej jest go rozluźnić (ale dalej bez wchodzenia w strumień myślowo-emocjonalny, który chce Ciebie (czy mnie) porwać). Generalnie najprostsze co możesz zrobić w takiej sytuacji, to wyjść uwagą z tej myśli/emocji i skierować ją na przykład: a) Na to co się dzieje w okół - liście drzew falują na wietrze, oponoy samochodów się kręcą, ptaki przelatuja, itp. b) Na to co robisz. Poczuć każdy krok, który stawiasz. Generalnie wycofać swoją uwagę z umysłu i przekierować ją na zmysły.
  4. Czy to normalne, że mam w sobie głęboki rozdźwięk między duchem/beztroską i radosną naturą/flow życia/wewnętrznym dzieckiem, a umysłem/rozumem? Czy wy też tak macie? To pierwsze nie podaje argumentów, powodów, ani wyjaśnień. Po prostu czuję to jako głębsze, bardziej prawdziwe i zgodne ze mną. Dopiero z opóźnieniem przynosi mi to pewne profity - o ile temu zaufam i przez jakiś czas będę się tym kierował. Ale przychodzące w ten sposób potwierdzenia praktycznie zawsze są co najmniej o krok za wymaganym zawierzeniem się temu, wciąż na nowo wymagana jest ta ufność ("Błogosławieni, którzy nie ujrzeli, a uwierzyli"). To drugie ma bardzo proste wyjaśnienie - bardzo prosto podaje możliwe negatywne konsekwencje i tym samym racjonalne powody aby coś zrobić lub czegoś nie zrobic (pozdrawiam Lilith). Jak próbuję o czymś takim mówić w gabinecie specjalisty, to psycholog mówi, że mam "urojenia", a psychoterapeutka kieruje mnie do psychiatry. Jedynie ta Ericksonowska lepiej na to odpowiedziała (tzn. odpowiedziała sobą i swoją postawą, nie żeby odpowiedziała mi na to coś konkretnego). Co w ogóle mówi na ten temat psychologia? Cokolwiek? Bo jeśli nie, to znaczy, że jest ogromnie wybrakowana.
  5. Na "zapytaj.wiara.pl", niejaki odpowiadający "J" napisał, że skrupulactwo bierze się (nie pamiętam czy dodał, że "z reguły") z zatajenia kiedyś jakiegoś grzechu na spowiedzi. Prawda to czy nie? Moim zdaniem takie głupie gadanie właśnie nakręca skrupulactwo, a ów "J" jest po prostu "złym" człowiekiem, który jest zatwardziały, lubi się wywyższać i wykorzystywać swoją władzę do gnębienia osób, które przychodzą do niego z pytaniami i z prośbą o pomoc. Wystarczy poczytać jego szorstkie i protekcjonalne odpowiedzi. Moim zdaniem ten człowiek wyrządza ogromną krzywdę polskim katolikom (i nie tylko), przyczyniając się do rozkwitu nerwicy. A jest on od lat oficjalnie wyznaczony przez portal wiara.pl, podlęgający oficjalnie jurysdykcji którejś archidiecezji. Niestety - Kościół wpycha ludzi w skrupulacto i nerwice. Powiedzmy sobie to w końcu wprost. Nie tłummy tego ciągle w sobie. Czy może tylko ja widzę, że "Król jest nagi"? Długo bałem się to krzyknąć, ale w końcu miarka się przebrała. Kościół chce, by ofiary milczały - nie tylko ofiary pedofilii. Zastrasza i manipuluje. A mimo wszystko...sam go przez wiele lat broniłem (w głębi duszy wcale w to nie wierząc, ale miałem na tyle potężny intelekt, że nikt nie potrafił wskazać błędów w mojej argumentacji)...zapewne to Syndrom Sztokholmski.
  6. Hmm...gdy ja wybieram beztroskę, to właśnie staję się bardziej otwarty na nowe wyzwania, więc u mnie to raczej działa... Może jest jakiś niuans, który się tutaj nie zgadza? Czy nie jest może tak, że to "nie leżenie" to nie jest ego-dystoniczny wybór gnuśności, spowodowany jakimś blokującym lękiem? Potrzebuję, jestem zobowiązany - a czy to nie są tak naprawdę subtelne natręctwa? Generalnie w tym temacie nie mówię o tym, co kieruje naszymi decyzjami, ale proponuję metodę dokonywania wyborów (nie moją...choć może i moją również).
  7. nvm

    Zalegające emocje

    Mam ochotę zabić jakąś poduszkę - idąc za radą Osho (medytacja gniewu). Ale nie mam poduszki spisanej na straty. Szkoda, że poprzednia już wyrzucona.
  8. nvm

    Meta-wątpliwości

    A czy nie tym się zajmuje własnie psychoanaliza?
  9. W tej metodzie chodzi właśnie o to, żeby zwrócić uwagę na to, z jakiej energii/z jakich uczuć/emocji/nastroju wypływają dane myśli, które skłaniają nas do danego wyboru. Aby poczuć w sobie ten impuls i zobaczyć, czy jest to coś, czego chcemy więcej w swoim życiu. W tej metodzie przyjmujemy założenie, że jeśli kierujemy się lękiem, to go wzmacniamy i będziemy mieć go więcej w swoim życiu. Karmimy konkretną część nas.
  10. Fałsz. Fałsz. Tzn. w jaki? Nie wiem o czym mówisz. Niekoniecznie. Niekoniecznie tego szukam, ale zawsze to miło wiedzieć Może też. Zdaję sobie sprawę z tego, że mało kto będzie potrafił mnie zrozumieć, a co dopiero docenić. Oczekując braw, wystawiałbym się na szyderstwo. Kopa to raczej nie. Takie powierzchowne motywowanie: "Weź się w garść! Zrób coś, bo marnujesz życie!" jest dla mnie zbyt płytkie, ogólne, agresywne i krytykanckie, aby przynosło prawdziwy efekt. "Ten" czyli jaki konkretnie czas? Wiele rzeczy już zrobiliśmy. Ok, ale jeśli macie taki problem, to może założycie sobie własny temat? Ten wolałbym jednak poświęcić sprawom, o których napisałem. W jakim sensie "poprą"? W jakim konkretnie myśleniu?
  11. Fałsz. Fałsz. Tzn. w jaki? Nie wiem o czym mówisz. Niekoniecznie. Niekoniecznie tego szukam, ale zawsze to miło wiedzieć Może też. Zdaję sobie sprawę z tego, że mało kto będzie potrafił mnie zrozumieć, a co dopiero docenić. Oczekując braw, wystawiałbym się na szyderstwo. Kopa to raczej nie. Takie powierzchowne motywowanie: "Weź się w garść! Zrób coś, bo marnujesz życie!" jest dla mnie zbyt płytkie, ogólne, agresywne i krytykanckie, aby przynosło prawdziwy efekt. Przecież właśnie miałem pomysł na założenie tematu i zrealizowałem go. A Ty mnie za to krytykujesz... Co rozumiesz przez "poprą"? W jakim konkretnie myśleniu?
  12. nvm

    Oświecenie

    "Depresja jest związana z puszczaniem relacji do ludzi, pracy, materializmu. Nasze wewnętrzne energie zmieniają częstotliwość, ale my czujemy się winni za opuszczanie starych pól i miota nami depresja." Brzmi znajomo...ech...
  13. nvm

    Medytacja problem

    Hmm...a to nie jest normalne? Czy to nie jest po prostu frustracja, że siedzisz i nic nie robisz? ;D W jaki konkretnie sposób medytujesz? Czy znasz język angielski?
  14. Hmm...dziękuję za wasze odpowiedzi W takim razie proszę o wypowiedź w moim najnowszym temacie, który do tego również nawiązuje:
  15. Siedzę sobie. Niby jest ok. Jest spokojnie. W tle miła, spokojna, relaksacyjna muzyka Nie czuję praktycznie jakiejś prawdziwej inspiracji, żeby coś zrobić. A więc tak ma wyglądać moje zycie? Mam siedzieć na fotelu, słuchając muzyki? Skoro nie czuję inspiracji, żeby wykonać ruch, to mam tutaj siedzieć przez najbliższe kilkadziesiąt lat? Czy może wcześniej, aż umrę z pragnienia i głodu? Jest coś, co chce mnie zmotywować do działania, ale jest to dla mnie ego-dystoniczne. Jest to frustracja. "Zrób coś! Rusz się! Zrób to! Zrób tamto!". Nie chcę w nią wchodzić. Bo tylko ją zasilę i się znowu zagubię i pogmatwam w swoim umyśle, tworząc konflikty wewnątrz i na zewnątrz. Cierpliwie siedzę więc dalej. I wyłania mi się... Wyłania mi się wyraźniejszy obraz: ta frustracja to tak naprawdę lęk. Lęk, że nigdzie nie dotrę, nic nie osiągnę. Ale co jest tak właściwie do osiągnięcia? Czyż już raz nie osiągnąłem "wszystkiego"? Co jest jeszcze prawdziwie do osiągnięcia? Jedyna odpowiedzi, jakie do mnie przychodzą, pochodzą ze źródeł ego-dystonicznych. Nie brzmią dla mnie wiarygodnie. Co najwyżej "prawie prawdziwie". No własnie - prawie... Czyli brzmią fałszywie. Nie wierzę im. Ale mam silną pokusę, by im ulegnąć... (ulec) Wytrzymuję jednak dalej i wyłania mi się kolejny obraz, kolejne wyjaśnienie. Tak naprawdę największy lęk w tej chwili, to lęk przed moim tatą. Że na mnie nakrzyczy: "Jeszcze tego nie zrobiłeś?! Nic nie robisz, marnujesz sobie życie! Weź się w garść, weź się do roboty, zrób coś konstruktywnego, pożytecznego! W zyciu trzeba działać!". Ale...dlaczego tak właściwie się tego boję? Zacząłęm to sobie pisać w notatniku: Dlaczego boję się, że tata na mnie nakrzyczy? Czego konkretnie się boję? Chcę wejść w tą (tę) wizję. I tu utknąłem, za ciężko. Ale przyszedł mi do głowy pomysł, aby tutaj napisać. Pomoże ktoś? Przed wysłaniem posta przychodzi do mnie kolejna rzecz: ja się w ogóle boję odrzucenia. Boję się, że ludzie na mnie nakrzyczą, że mnie potępią, skrytykują. Ale najbardziej chyba boję się mojego taty. Dlaczego? Przecież to tylko krzyk. Przecież to tylko słowa. Zapewne boję się jakiejś starej rany. Ale jak do niej dotrzeć? Ile mam czekać, aż do niej dotrę? To strasznie frustrujące tak siedzieć i czekać... A poza tym boję się, że wówczas moje życie się rozpadnie Prawie całe swoje życie zbudowałem wokół uciekania od tej rany. Fundament jest fałszywy. Jeśli wejdę w tę ranę, fundament upadnie. To chyba zrozumiałe, że się boję? I wówczas przychodzą mi myśli, że może w takim razie jeszcze lepiej nie teraz, może nie warto. Ale czuję, że są one ego-dystoniczne, że to tylko dalsze uciekanie. Mimo lęków, chcę (ego-syntonicznie) wejść w to, od czego uciekam od eonów lat...ale jak? Tylko czy aby w nią wejść, nie będę musiał stracić wszystkiego? Pewnie musiałbym odpuścić wszelkie swoje przywiązanie...oł maj, czemu zycie jest takie trudne? Czemu najpierw się przywiązuję a potem mam to wszystko porzucić? I czemu prawie tylko ja to przeżywam a inni wolą dalej tkwić w swoich niewidzialnych więzieniach? Czemu akurat ja jestem powołany do takich wielkich rzeczy? Czemu jestem powołany do takiej samotności i do takiego bycia niezrozumianym przez (prawie) wszystkich? A może coś sobie po prostu uroiłem? Już widzę oczyma wyobraźni jak osoby - które niewiele z tego tak naprawdę rozumieją - wymądrzają się, że tak właśnie jest i kwitują to wszystko jakimś potępiającym i krytykującym zdaniem I jak rośnie we mnie furia, żeby zmierzyć się z taką jawną niesprawiedliwością Furia to jednak uciekanie od rany...a we mnie taki diabeł furii właśnie się miota. "No wysyłaj tego felernego posta, ile mam czekać? Na co czekasz?! Wysyłaj, ale już!!!" Mam wrażenie - jakbym nic nie robiąc - odprawiał egzorcym. Tzn. jakby nic-nie-robienie było u mnie jakimś auto-egzorcyzmem "WYSYŁAAAAAAAAAAJ!!!!!!!" - miota się we mnie, rzucając się od ściany do ściany w moich trzewiach. Skacząc w środku i odbijając się od różnych miejsc - żebra, biodra, itp. Wchodzi mi do gardła i chce się drzeć. Chce wybuchnąć. Chce gwałtownie poruszać moimi rękami. Chce wstać. Chce wybuchnąć wściekłością. Jest strasznie niecierpliwy. Jest straszną niecierpliwością Przypomina mi mojego tatę Może ten sam demon go opętał Może właśnie po nim go przejąłem Zresztą...na tym forum też widziałem osoby z podobnym demonem (A myśleliście, że co kieruje psychopatami - i nie tylko? ) "Wysyłaj! Jeśli nie wyślesz, stracisz okazję! Oni w końcu mogą Ci pomóc! Zobacz jakiego fajnego posta napisałeś! Wyślij szybko!" Czemu szybko? Co się może stać? No tak, może siąść prąd. Czy będę chciał pisać to wszystko od nowa? Wątpię... Czy mam się zatem kierować lękiem? Mogę tego posta gdzieś zapisać, ale jeśli odłożę to na później to pewnie się pogrążę w prokrastynacji tego...może lepiej iść za ciosem?
  16. Autor sam sobie przeczy! Przecież tajemnicą poliszynela jest iż chrześcijaństwo to zakamuflowany satanizm ;D Religie tworzą podziały - a dokładnie o to chodzi szatanowi, tudzież diabolosowi (temu, który mąci), antychrystowi
  17. nvm

    Witam

    Hej Sprowadziły mnie problemy z samym sobą - wewnętrzne konflikty, nie ogarnianie samego siebie, itp. Generalnie obecnie czuję się w pewnym sensie "dręczony demonicznie". Z góry zaznaczam, że tak naprawdę nic nie wiem (idę jednak o krok dalej niż Sokrates, bo może jednak coś wiem, ale oszukuję sam siebie, że nie wiem? Kto wie...), więc tego typu pojęć używam jako doraźne stosowanie paradygmatu, którego w danej chwili chcę/mam ochotę/zachciankę/potrzebę użyć. Nie bardzo wiem jak ubierać pewne rzeczy w słowa, więc wyszukuję jak podobne zjawiska mogą ubierać w słowa inni. Generalnie...źle się czuję Nie chcę wierzyć swoim natrętnym myślom...lecz gdy się im nie podporządkowuję - a zamiast tego idę im pod prąd - to jest to dla mnie dezorientujące
  18. nvm

    Natręctwa myśli...

    Ja mam natrętne/obsesyjne myśli, które mówią, że prawdopodobnie oszukuję sam siebie i że muszę się dokopać do fundamentu wszystkiego, naprawić go i dopiero cokolwiek budować - bo inaczej będę budować na piasku owoce zatrutego drzewa ;-/ Mam jednak poczucie, że to są energie złych duchów, które tak do mnie mówią - bo to są takie demoniczne, podstępne, złośliwe i agresywne energie - tak je odczuwam. Ale one twierdzą, że tak je mogę odczuwać właśnie dlatego, że sam siebie oszukuję... ;-/ Generalnie nic nie wiem...nawet nie wiem, czy nic nie wiem ;D Poza tym zauważyłem, że mam głęboką skłonność do kurczowego trzymania się swoich myśli, niczym narkoman ostatniej dawki narkotyku... ;D
  19. Chciałbym przeprosić za swoją wcześniejszą wypowiedź :) Na pytanie: "Czy to oznacza ,ze jesteśmy ludźmi złej woli , złymi ?" Odpowiedziałem: "Moim zdaniem tak..." Ta odpowiedź była z mojej strony pofolgowaniem agresywnej energii, która mnie podkusiła (zapewne zły duch). Prawidłowa odpowiedź, jaką rzeczywiście chciałbym udzielić to: nie wiem, wstrzymuję się od głosu, nie mnie to osądzać :) Nie popieram zabijania zwierząt, ale jednocześnie nie popieram osądzania ludzi jako "złych" czy "złej woli" :) Żałuję, że dałem się podkusić i wplątać w ten dualizm :) Niczym młotka użyłem dalszej części wypowiedzi oraz następnego posta, aby się odegrać/zemścić i podstępnie/sprytnie uderzyć w pewne siły ich własną bronią...to był błąd :)
  20. Który sposób przypominania sobie jest waszym zdaniem lepszy: "Zmuszenie się" do zanurkowania glęboko w swoich myślach i odszukania tego, co się zapomniało Spokojne poczekanie, aż to, co zostało zapomniane/wypare, samo wypłynie?
  21. Czy macie jakieś meta-wątpliwości, które sabotują wasz proces zdrowienia? Typu: W sumie tak naprawdę to nie wiem czy ten 'przymus' ma rację czy nie - a może jednak powinienem mu ulec? Może nie-uleganie jest subtelną formą odcinania się od samego siebie? Może kiedyś coś wyparłem ze świadomości i te natrętne myśli po prostu są wołaniem, które chce abym zmusił się do zagłębienia się w sobie i głębokiego zanurkowania w swoich myślach, dokopania się do tego co kiedyś wyparłem i zintegrowania tego, bym już odtąd był wolny i żył w prawdzie? Macie takie coś?
  22. nvm

    Wiara czyni cuda

    Jasne, jak chce pomóc, to nie mam nic przeciwko
  23. Ja mam natręctwa polegające na tym, że jeśli czegoś nie zrobię, to mój brak działania może kogoś emocjonalnie zranić
×