-
Postów
2 356 -
Dołączył
Treść opublikowana przez nvm
-
Ja to czuję intuicyjnie Najwyżej się czasem zagolopuję lub stchórzę , ale wówczas intuicyjnie czuję, że do tego doszło i mogę zrobić korektę kursu
-
Wybacz, szczerze mówiąc nie czytałem Twojego postu, tylko pierwszy w temacie, bo myślałem, że to nowy temat, więc nie znam dokładnie Twojej sytuacji. Generalnie ważne jest dla mnie, aby nie stracić gruntu pod nogami, nie dawać się wciągać w porwania emocjonalne. Nawet jeśii dziewczyna miałaby przez to ze mną zerwać - to znaczy po prostu, że nie pasujemy do siebie, przynajmniej na chwilę obecną i jej zerwanie będzie czymś dobrym Mój kolega miał podobne podejście - "Możemy być razem, możesz odejść. Wybór należy do Ciebie". Ona odchodziła (na krótko), a potem wracała. Generalnie musiała sama w ten sposób uporządkować swoje burzliwe emocje. On starał się ani z nią nie walczyć, ani nie dawać się wciągać w te jej gierki, dzięki czemu i ona miała przestrzeń aby się uspokoić
-
@anemon, ja stosuję zasadę Buddy: dzielić się tylko tym, co prawdziwe, tylko jeśli podzielenie się jest użyteczne i tylko we właściwym momencie. Czyli część rzeczy mogę komunikować, ale część nie służy do dzielenia się Złoty środek Dzielić się, jeśli podzielenie się jest zdrowe, a trzymanie tego w sobie jest niezdrowe. Jednak nie dzielić się, jeśli chęć podzielenia się miałaby wypływać z kompulsywności. A Twoje preferencje?
-
Początkowo tak właśnie jest. Ale po wytrzymaniu kilku godzin takich "egzorcyzmów" sytuacja się odwraca. Kolega mi opowiadał
-
@anemon, ale w związku z czym?
-
Rozpisujesz to sobie na kartce? Przypisujesz wagi? Wystawiasz oceny? Tworzysz rankingi? Wydaje mi się, że to czy osoba się podoba fizycznie, czy macie wspólne zainteresowania, czy się dogadacie, to jest coś co już jest uwzględnione w uczuciach. Przynajmniej u większości osób. Ach...ja jestem INFP z introjekcją INTJ Brzmi znajomo. Moim zdaniem kluczowe jest w takich sytuacjach zachować spokój i nie dawać się wciągać w tego typu rozmowę. "Musisz" zachować asertywność. Jeśli ulegniesz takiej presji to ona wciągnie Cię w swoje zachowania autodestrukcyjne. Jeśil pozostaniesz przytomny, to może w końcu ona zrozumie swój 'błąd'. Ups...dopiero teraz zauważyłem
-
Mogą wynikać z nagromadzonego bólu emocjonalnego, nie domkniętych gestaltów. Sytuacja może wyzwolić u mnie na przykład niewyrażone emocje z dzieciństwa, które nie są bezpośrednio związane z sytuacją.
-
@anemon, uważasz że wszystkie emocje warto wyrażać, czy tylko te adekwatne do sytuacji?
-
A tak naprawdę, to aby poczuć ulgę, pewnie musiałbym ogłosić to publicznie całemu światu - wszystkie najgorsze, najbardziej obrzydliwe i wstrętne myśli, do których wejścia zmusiłem się w ramach tego eksperymentu I akurat prosty świat by mnie zrozumiał i by sobie tego nie nadinterpretował
-
Jak dla mnie, to każda krytyka jest destrukcyjna... Ale ok, dziękuję za wyjaśnienie
-
A jeszcze wracając do Dekalogu - mogę z niego wytyczyć jedynie 4 względnie sensowne i wyraziste granice: Zabójstwo Cudzołóstwo (seks z żoną bliźniego) Kradzież (chociaż Kościół mówi, że jest to grzechem ciężkim dopiero od pewnej wartości). Tutaj mam taką niejasną sprawę. Bo kiedyś, jak byłem mały, to w salonie gier rozyspały się konserwatorowi żetony. Razem z kolegą pomogliśmy je zbierać, ale jeden z nich przykryłem nogą I później wykorzystałem ten żeton, aby zagrać z kolegą Dla mnie to nie jest jasne, czy to kwalifikuje się jako kradzież. Myślę, że jednak raczej nie. Tak czy inaczej kwalifikuję to jako pewną nieuczciwość i dzisiaj tego żałuję Tak czy inaczej, w Dekalogu chodziło o ewidentne bezprawne przywłaszczanie sobie cudzego mienia - kto by wówczas przewidywał takie sytuacje, które są możliwe dopiero dzięki postępowi cywilizacyjno-technicznemu Kiedyś też (również jako dziecko) znalazłem pieniążek, który koleżanka z klasy zgubiła i zatrzymałem go dla siebie. Dopiero następnego dnia czy parę dni później jej oddałem. Tego również nie kwalifikowałbym jako kradzież (bo znalazłem zgubione), lecz również jako pewną nieuczciwość, bo zataiłem tę informację, a nawet okłamałem kogoś, że nie znalazłem. Tego również żałuję Krzywoprzysięstwo (składanie fałszywych zeznań, jak rozumiem np. nieprawdziwe oskarżenie, że "X cudzołożył z Y") Obecnie najbardziej mi ciąży coś, co zrobiłem w ramach eksperymentu auto-terapeutycznego ( ) I weź takie skomplikowane rzeczy wytłumacz prostemu księdzu
-
Nie ma dla mnie obiektywnie czegoś takiego jak "zło". Dla mnie to jedynie pewna subiektywna postawa wobec czegoś :) Co do pokus - zgoda :) Skąd wiesz? Skąd możesz to wiedzieć? Ja myślę, że dobra nie da się całkowicie zniszczyć :) Obawiam się, że to wcale nie jest "prawda" :) Do upadku i wstydu prowadzi przyjmowanie pewnych nieprawd za "prawdę" :) Już Ci przecież wyjaśniłem, że "zło" to jest pojęcie wymyślone :) Nie wykazałaś wcale, że jest inaczej. Nawet nie powiedziałaś co to jest według Ciebie "zło" :) Od powtarzania czegoś uporczywie w kółko z przekonaniem, nie staje się to prawdą :) ??? Ja nie obwiniam siebie za poczucie winy. Autentyczne poczucie winy mam, że postąpiłem wbrew swoim wartościom, wbrew miłości Neurotyczne poczucie winy to jest narzucone z zewnątrz siłą :) Obrzydzeniem bym tego nie nazwał. Mam jedynie poczucie winy, że postąpiłem wbrew Miłości :) Zgoda :) Bóg - nie ksiądz :) Ja się dowiedziałem dopiero w liceum Nawracać to jedno, ale katolik ma się spowiadać z grzechów ciężkich, bo inaczej będzie torturowany przez całą wieczność, czyż nie? :) A jeśli "grzechów" popełniamy codziennie tysiące, to jednak rozróżnienie jest istotne, czyż nie? :) Przecież takie refleksje same przychodzą! Nie trzeba do tego robić jakichś sztucznych analiz według szablonu! Sądzony? Nie życzę sobie bycia "sądzonym" i "osądzanym". To zwykła groźba, ewidentne zastraszenie, grożenie palcem. Po pierwsze, dotyczy to mojej relacji z Bogiem. Wejście w kompulsje jest dla mnie oddaleniem się od Boga. Po drugie, dla mnie nie ma czegoś takiego jak "moralność". Dla mnie moralność to zło i pojęcie urojone, zwyczajne osądzanie, kolejne kompulsje (osądzające) Po trzecie, mam nad tym kontrolę. To była moja świadoma i dobrowolna decyzja, aby wejść w te wątpliwości i kompulsje. Tzn. aby stchórzyć. Nie chodzi mi tutaj o takie codzienne mimowolne uleganie. To była taka większa, świadoma i dobrowolna decyzja Nawet jeśil nie w 100% świadoma i dobrowolna, to jednak w dużej mierze Wybrałem tchórzostwo i teraz za to płacę Nie, to nie to samo :) Patrz wyżej W takim razie Kościół stawia w jakiś magiczny sposób znak równości między posiadaniem na koncie (którego salda zresztą nie można sprawdzić) grzechu ciężkiego w chwili śmierci a "ostatecznym odrzuceniem Boga"
-
Miło mi to słyszeć Lubię Cię, Liber8
-
Spoko Zgoda Jest to jednak postawa bojowa. Sprawia, że robię się bardziej bojowo nastawiony, adrenalina we mnie rośnie. Wypatruję wówczas z pewną wręcz ochotą wymierzonych we mnie ataków, by je skontrować Nie. Jak rozumiesz pojęcie "wyrażanie emocji"? Moja słabość to mimowolne, odruchowe wikłanie się w kłótnię, wchodzenie w postawę bojową - bo zdaję sobie sprawę, że podświadomie jestem przy tym napędzany przez chęć uciekania od swoich traum
-
"Zło" to dla mnie pojęcie puste poznawczo - nie pełni roli informacyjnej, a jedynie impresyjną (chęć wpłynięcia na rzeczywistość, ew. wyrażenie sprzeciwu, braku zgody). "Sumienie" oznacza dla mnie tyle co toksyczny wstyd i toksyczne poczucie winy Jest to dla mnie pojęcie, które służy gnojeniu ludzi i sprawianiu, aby czuli się mali i beznadziejni oraz w związku z tym bardziej skłonni do podporządkowania się silniejszym Nie. Psychologia ma rozjaśnić chaos w głowie Nie można zrezygnować z czegoś co nie istnieje Jeśli ktoś silniejszy ode mnie "wymaga" "moralnie" to po prostu mnie terroryzuje Nie, wręcz przeciwnie. Odnalezienie głęboko w sobie własnych wartości, swojego prawdziwego 'ja', zamiast kierowania się introjekcją (w rozumieniu Gestalt) Dla mnie każda "religia" (czyli narzucony z góry system, próbujący kontrolować jednostkę wbrew jej godności) to zło. A stanięcie w prawdzie to dla mnie po prostu zparzestanie uciekania od siebie samego Natura jest wyrazem Boga, nie może więc być grzeszna. Mam skłonność do grzechu - czyli do ulegania kompulsjom, owszem. Ale to jest własnie wbrew naturze Tutaj zgoda No właśnie - czyli religia odpada No właśnie. A rachunek sumienia każe sobie "jak najdokładniej" wszystko przypomnieć, skomplikowaną analizą zaklasyfikować do odpowiedniej szufladki (grzech ciężki? grzech lekki? nie-grzech?), umiejętnie i precyzyjnie to ubrać w słowa i odprawić rytuał. Zamiast po prostu pójść dalej i patrzeć do przodu, to jest tutaj zmuszanie do koncentrowania się na 'grzechach' w przeszłości A ja sobie jeszcze zapisywałem jako dziecko "grzechy" na karteczce i wykuwalem je na pamięć Zgoda I w związku z tym trzeba prostować ścieżki swojego życia i porzucić wszystko to, co nas w tym dążeniu ogranicza - na przykład odgrywanie roli katolika i udawanie, że się zgadza z Kościołem (patrz: introjekcja tutaj https://pl.wikipedia.org/wiki/Mechanizmy_związane_z_zaburzeniami_granicznymi ; to o mnie ) Niestety, ale jest moją winą uleganie kompulsjom Kilka miesięcy temu "zgrzeszyłem" właśnie w ten sposób, że wybrałem zwątpienie i wrócenie na chwilę do kompulsywności - przez to bardzo się wówczas uwsteczniłem Rozumiem, że mówimy o katolickiej wersji Dekalogu (a nie tej biblijnej): 1. Nie będziesz miał Bogów cudzych przede Mną. Nie rozumiem. Sięgnijmy zatem do kontekstu - chodziło o to, by Żydzi pozostawali wierni Bogowi Mojżesza. Tylko, że ja nie uznaję czegoś takiego jak "naród wybrany" Dla mnie to zwykły plemienny szowinizm 2. Nie będziesz brał imienia Pana, Boga swego, nadaremno. Nie rozumiem. Tak jakby Bóg był ograniczony imieniem Dla mnie to jest takie zastraszanie w stylu Voldemorta ("Ten, którego imienia nie wolno wymawiać"), aby łatwiej kontrolować Żydów na pustyni 3. Pamiętaj abyś Dzień Święty święcił. Nie rozumiem. Chyba chodziło o to, aby przestrzegać szabatu. Ale to przecież nie jest katolickie. Dla mnie już sama świadomość odświętności dnia jest świętowaniem 4. Czcij ojca swego i matkę swoją. Tzn. mam oddawać im pokłony? Coś tu jest nie halo Staram się dbać o dobre relacje z rodzicami i w ogóle z całą swoją rodziną. Asertywność też jest istotna. To jest bardzo subtelna kwestia, bez sensu jest dla mnie tutaj wyróżnianie jakichś "grzechów" czy "wykroczeń" "Czczenie" z nakazu, z lęku, ze strachu, jest fałszywe, udawane. Dla mnie liczy się Miłość 5. Nie zabijaj. Przecież bardzo mało ludzi kogokolwiek zabiło 6. Nie cudzołóż. Czyli nie sypiaj z żoną bliźniego. To też raczej nie jest coś na porządku dziennym 7. Nie kradnij. To też jest raczej rzadko łamane , choć już częściej niż "nie zabijaj" 8. Nie mów fałszywego świadectwa przeciw bliźniemu swemu. Czyli krzywoprzysięstwo. Też myślę, że to są raczej bardzo rzadkie sytuacje 9. Nie pożądaj żony bliźniego swego. Bez sensu. Skoro "pożądanie" to dążenie do cudzołóstwa, to to się łączy z szóstym przykazaniem. Coś tu jest nie halo, po co to rozbijać? Chodziło o to, by była okrągła liczba przykazań? 10. Ani żadnej [innej - gdybyśmy mieli być bardziej wierni biblii, która traktowała kobietę jak przedmiot, wymieniając ją za domem] rzeczy, która jego jest. ("Nie będziesz pożądał domu twojego bliźniego. Nie będziesz pożądał żony bliźniego twego, ani jego niewolnika, ani jego niewolnicy, ani jego wołu, ani jego osła, ani żadnej rzeczy, która należy do twego bliźniego") Ponownie - jeśli chodzi o dążenie do kradzieży, to bez sensu jest moim zdaniem to rozbijać ----- W ogóle uważam, że taki "rachunek sumienia" to coś szkodliwego. Jeśil zrobiłem coś, z czego nie jestem zadowolony, to po prostu się uczę i idę dalej. Po kiego to rozpamiętywać? ----- To nie bardzo rozumiem skąd w takim razie taka częstotliwość chodzenia do konfesjonałów i krytykowanie postawy "Nikogo nie zabiłem, nic nie ukradłem, więc nie mam z czego się spowiadać", skoro właśnie dekalog o takich poważnych sprawach mówi? A się straszy, że za fantazję erotyczną czy zerknięcie na biust, będzie się torturowanym przez całą wieczność? I w ogóle bez sensu jest dla mnie mieszanie kwestii katolickiej spowiedzi z żydowskim Dekalogiem, służącym utrzymaniu w ryzach "ludu wybranego" To są moje "zasady" - najbardziej zdrowe jak tylko możliwe: Ale generalnie dziękuję za Twój 'miękki', cierpliwy, wyrozumiały i kobiecy sposób odpowiedzi Hehe, cieszę się że mogłem wnieść coś nowego A ja z kolei ostatnio poszedłem sobie na mszę do Kościoła Polsko-Katoliciego. Ot tak po prostu, bo miałem ochotę, taka moja religijna potrzeba To, że się nie ze wszystkim zgadzam, nie oznacza, że nie darzę ów instytucji jednak jakąś sympatią, nie widzę pewnych dobrych rzeczy które z niej wynikają i nie mam czasem ochoty się tam udać
-
Czasami tak Lubisz chodzić na rękach?
-
Szklanka wody Czy się golisz?
-
Czy satanizm jest promowany jako jedyna, światowa religia XXI wieku?
nvm odpowiedział(a) na temat w Socjologia
-
@Droga Prawda Życie "NIKOLAICI to byli i są ludzie, którzy wbrew nauce Zbawiciela i apostołów mają duchową władzę nad innymi wierzącymi. " Ej, ale wikipedia podaje inaczej: "Nikolaici – chrześcijańska herezja gnostycka z I wieku głosząca nieskrępowaną swobodę obyczajów. Wspomniana w dwóch wersetach drugiego rozdziału Apokalipsy św. Jana, ostatniej księgi Nowego Testamentu." https://pl.wikipedia.org/wiki/Nikolaici
-
Dariusz Juzyszyn - Radykalna Redukcja Stresu™ Rewelacyjna książka, genialnie i prosto napisana! Polecam Gybym miał podsumować kilka jej wybranych elementów: 1) Stres wynika zawsze nie z samej sytuacji, a z oceny sytuacji. 2) Nasza ocena jest skażona mnóstwem błędów poznawczych (atawizmy sprzed 3 milionów lat) 3) Pora ustalić jak najbardziej obiektywne i rzeczowe kryteria oceny sytuacji - co jest dla nas ważne? 4) Autor wyjaśnia dlaczego życie i zdrowie to kluczowe czynniki w ocenie sytuacji. 5) Jeśli sytuacja nie zagraża mojemu zyciu lub zdrowiu - to jest dobrze! 6) Zamiast pytać się: "Co może być w tym złego?", pytajmy: "Co może być w tym dobrego?", "Jaką mogę mieć korzyść?", "Co mogę zrobić, aby było lepiej?" 7) Przedstawia sposób zmiany nawyków, aby zamiast stresu generować szczęście No ale to tylko moja mniej lub bardziej udolna próba podsumowania - to nie to samo, co sięgnąć po książkę i ją przeczytać. A czytałem ją z wielką przyjemnością - 2-krotnie Autor jest byłym sportowcem wyczynowym, aktorem i przedsiębiorcą. Zgłębił temat stresu. Tutaj są 2 rozmowy z nim:
-
Materiał jest po angielsku. Maksymalnie skracając: jeśil w drodze do wolności wypływają negatywne uczucia/odczucia/emocje/traumy - to bardzo dobrze, to świetny znak, to oznaka zdrowienia! Trwaj i ufaj dalej - przejdź przez tę ciemną noc, a dokonasz postepu! Bóg i aniołowie trzymają za Ciebie kciuki! Apropos ciemnej nocy: I jeszcze apropos czucia się dobrze w reakcji na czucie się źle:
-
Jej, spodziewać bym się mógł, że dobra psychoterapeutka potrafiłaby znaleźć jakieś dobre psychologiczne wyjaśnienie dla takich sytuacji Co do zablokowanych emocji, to tutaj gość ciekawie mówi, choć po angielsku:
-
Dzisiaj miałem sytuację, która sprawiła, że coś sobie przypomniałem i lepiej zrozumiałem Twoje obawy. Tak, słusznie zwróciłaś uwagę, blokowanie się może być niezdrowe. Odruchowo wszedłem w defensywno-asertywno-błyskotliwy tryb dyskusji i myślę, że to jednak było raczej najlepsze co mogłem w tamtej chwili zrobić. Mimo iż stawałem się coraz bardziej impulsywny. Z drugiej strony, po rozmowie zalewały mnie fale wściekłości na mojego rozmówcę. Przyjemnie było pozwolić im swobodnie przeze mnie przepłynąć. Mogłem się też lepiej przyjrzeć co się pod nimi skrywa. Przychodziły mi do głowy różne pomysły, co by do niego napisać (w SMSie). Pisałem SMSa, a później czekałem chwilę. Ochłonąłem trochę i kasowałem treść. Później kolejny pomysł, itd. W końcu nie wysłałem żadnego SMSa i dzięki temu uchroniłem się przed niepotrzebnymi komplikacjami i niepotrzebnym tworzeniem negatywnej karmy To taka moja droga do złotego środka
-
Myślę, że ważny jest pewien złoty środek między Twoim postanowieniem a spostrzeżeniami anemon. Z jednej strony nie dokładać sobie do emocji (myślę, że może być to równoznaczne w jakiejś mierze z dokładeniem zalegającego bólu emocjonalnego do świeżych emocji), ale z drugiej strony nie blokować i zaakceptować to, że obecnie jest się niedoskonałym (i wchodzi się odruchowo w asertywną postawę obronną). Oczywiście drogi dochodzenia do takiego złotego środka mogą być różne. Spotkałem się z opinią, że powstrzymywanie się może być dobrym - tymczasowym - krokiem na takiej drodze. Nie wiem jak do tego odniosłaby się anemon. Ja wolę drogę bez dokładania blokad komplikujących system, w której zauważam przestrzeń między sobą a nurtem emocji i mogę świadomie zdecydować na ile chcę go uwzględnić w swoich działaniach. Opracowałem pewien trik, na który można sobie pozwolić w pewnych sytuacjach: Zamiast wikłać się w rozmowę ustną, spokojnie zapisuję odpowiedź na smartfonie (można na kartce), po czym pokazuję odopwiedź danej osobie. To zmniejsza u mnie impulsywność.
-
I w ramach uzupłenienia: oraz