Skocz do zawartości
Nerwica.com

Hitman

Użytkownik
  • Postów

    591
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez Hitman

  1. Hitman

    Pod Trzeźwym Aniołem

    kaja123, a do czego mi potrzebne funkcjonowanie? :) A jeśli chodzi o mnie to akurat nie przeszkadza bo nie piję tyle. Zachowuję się normalnie i nawet jestem fajniejszy jak się napiję i zajaram niż na trzeźwo.
  2. Hitman

    Pod Trzeźwym Aniołem

    Nikogo nie obraziłem więc nie wiem skąd pomysł, że sprawia mi to przyjemność albo co gorsza dowartościowuje (nie ma sposobu na dowartościowanie kogoś takiego jak ja). Skoro twoje szare komórki nie wytrzymują kiedy trzeba czytać ze zrozumieniem to już nie moja wina.
  3. Hitman

    Pod Trzeźwym Aniołem

    huśtawka, Jestem w szoku, że można tak zinterpretować moją wypowiedź, która była o usprawiedliwianiu się i wolnym wyborze a nie o byciu w porządku lub nie. I nawet dodałem potem "Różnica tkwi w tym, że kradzież jest niemoralna a picie to tylko i wyłącznie moja decyzja i to ja będę odczuwał ewentualne skutki." Chyba faktycznie nie będę pił bo po tym wątku widzę, że alkohol niszczy szare komórki na tyle, że nie jest się w stanie poprawnie zinterpretować wypowiedzi i ma się szufladkujący stereotypowy umysł. No chyba, że wy tak zawsze Alkohol jest reakcją na problemy. Żeby móc rzucić picie potrzebna jest motywacja a te problemy ją zabierają bo to w końcu one powodują alkoholizm. Jeśli powiem sobie, że jestem alkoholikiem to mam jeszcze dodatkowy problem, a że to jest choroba to tracę kontrolę nad wolną wolą. Tylko postawienie sprawy - pijesz, to sam jesteś odpowiedzialny za siebie, pomaga w rzuceniu tego bo tak jak wybierałem picie mogę wybrać trzeźwość. I nie muszę rzucać od razu na zawsze każdej ilości alkoholu. Można wrócić do rozsądku - nic nie jest tylko czarne albo białe. Tymczasem w wielu przypadkach picie w ogóle nie jest problemem. Problem to coś co przeszkadza ci w funkcjonowaniu. Właśnie z powodu problemów sięgasz po picie i to od ciebie zależy czy wybierzesz inne rozwiązanie tamtych problemów czy dalej będziesz pić. Ale jeśli nie funkcjonujesz z powodu tamtych problemów to dodatkowy problem jakim jest alkohol już nie ma takiej wagi. Nie bierzesz w ogóle pod uwagę tego, że człowiek pijący może nie widzieć sensu życia, nie mieć żadnej motywacji i żadnego celu. W takiej sytuacji picie nie jest problemem bo niczego mu nie utrudnia! Ja mam same plusy picia i choć nie jestem uzależniony to pewnie będę bo wiem, że dzięki temu szybciej umrę. Nie mam potrzeby życia a mam potrzebę śmierci. Dzięki temu rozładowują się moje złe emocje (może sam alkohol by tak nie działał ale ja jeszcze do tego jaram blanty). Co innego jak ktoś ma sens i cele ale alkohol mu w tym przeszkadza, ale czy taka osoba zostaje alkoholikiem? Pewnie tak ale raczej rzadko. Szufladki nigdy nie pomagają. Jest picie alkoholu, jest problem z alkoholem - alkoholizm. Ale nie ma alkoholika - to słowo ma wręcz pejoratywny wydźwięk. Każdego należy traktować indywidualnie i podchodzić do każdej osoby jak do człowieka, który ma problem z ... a nie jest tym słowem, którym się go określa. To bardzo ważne w kontekście odpowiedzialności za swój stan. kazimierz61, Tak, rozmawiałem i chwalili sobie dopóki nie zaczęli pić po miesiącu Zrozum, że jak nie pijesz to nie dzięki terapii tylko dlatego, że tak zadecydowałeś. Większości terapia nie pomaga na długo bo te terapie są zwyczajnie do dupy. Mierzysz mnie swoją miarą, za pomocą swoich szufladek :) Ja nie mam powodu ukrywać czegoś i nie przyznawać się. Pisałem już tutaj, że jestem gównem, zerem, debilem to bycie alkoholikiem już by nie zaszkodziło. Jak już będę alkoholikiem to na pewno dam znać tutaj Póki co piję za mało i robię przerwy bo nie zawsze mam ochotę i zdarza mi się odmawiać w towarzystwie. Też nie piszę że rzucenie picia jest daremne tylko że skoro rzuciłeś to jest to TWOJA DECYZJA a nie zasługa szufladkowania siebie jako alkoholika ani terapii. I co, teraz jak się napijesz jednego browarka to oznacza, że będziesz dalej pił wódkę i 100 piw bo tak cie zaszufladkowali na terapii? Ja bym prędzej dał komuś w zęby za to, że bierze mnie za idiotę mówiąc w ten sposób. Ja po prostu nie akceptuję wymówek. Mam kumpla, który był uzależniony od narkotyków i teraz po odwyku już niczego nie rozkminia, pozbył się kontaktów do dilerów. Ale jak tylko jest impreza i mu posypią to zeżre. I teraz powiedz mi czy to wina jakiejś magicznej siły, która zmusiła go do tego tak jak alkoholika do picia czy to jego własna decyzja? To dalej przekonanie, że jesteś alkoholikiem. Lepiej faktycznie nim nie być. Bo to ciekawe, że niepijący alkoholicy zawsze pierdolą tylko wszędzie o tym, że już nie piją i cały czas myślą, że muszą powstrzymywać się żeby nie wypić albo cieszą się ze stanu trzeźwości, który jest dla ludzi normalnym stanem i nie ma się z czego cieszyć. To co to za wyleczenie ja się pytam? Jakieś połowiczne bo jeszcze nie wyleczyłeś się z szufladki alkoholizmu i ona ci ciąży i pewnie już zawsze będzie ciążyć. Obyś tylko przez to nie wrócił do picia. mark123, dokładnie bo niektórzy pomyślą, że są alkoholikami i będą realizować tę rolę a inni będą wiedzieli, że lubią se wypić ale mają kontrolę. Mechanizmy obronne alkoholizmu działają tylko wtedy kiedy człowiek jest podświadomie przekonany, że jest alkoholikiem i się przed tym broni. Bez przekonania, że jest się alkoholikiem nie mogą się uruchomić mechanizmy obronne bo nie mają przed czym.
  4. Hitman

    Pod Trzeźwym Aniołem

    kazimierz61, to co piszesz świadczy o twoim wąskim szufladkującym umyśle i braku zrozumienia tego co piszę dlatego z mojej strony to już koniec dyskusji. Nie ma sensu. Znam ludzi po terapiach odwykowych, którzy dalej piją. Wiem co tam mówią i ostatnio z kumplami śmialiśmy się z tego przy browarku. Te terapie to coś jakby ktoś miał wbite ciernie w skórę i leczył to biorąc leki przeciwbólowe zamiast usunąć ciernie. Szufladka "alkoholik" właśnie usprawiedliwia picie - wtedy bym powiedział, że przecież piję bo jestem alkoholikiem. Ta, przestane pić i nagle wszystkie problemy, przez które piję magicznie się rozwiążą Ja pierdole ale pokrętne myślenie Niczego nie usprawiedliwiam. Przecież piszę, że to mój wolny wybór. Nie widzę potrzeby usprawiedliwiania sobie czegokolwiek. Tak jak ktoś kradnie i mówi, że robi tak bo nie ma pieniędzy a ktoś inny kradnie bo tak chce, takie podejmuje ryzyko i tyle. Z piciem jest dokładnie to samo. Różnica tkwi w tym, że kradzież jest niemoralna a picie to tylko i wyłącznie moja decyzja i to ja będę odczuwał ewentualne skutki. Można być parówą i się usprawiedliwiać a można po prostu pić bo tak się wybiera. A to, że gdybym nie miał takich problemów jakie mam to bym nie pił jest inną sprawą. To jest prawda a nie wymówka. Co innego gdybym po prostu pił bo lubię a potem nie wyobrażam sobie bez tego życia bo się przyzwyczaiłem i wtedy szukał wymówek (np kolega potrafi powiedzieć, że pije bo drużyna przegrała w piłkę). Przeczysz sobie. Nie muszę. A dzisiaj nawet nie chcę bo nie myślę o problemach - jestem przymulony sam z siebie więc nie ma potrzeby się mulić :) Jest wyborem. Niedługo bycie prostytutką i złodziejem też będzie chorobą. Bez sensu takie nazewnictwo. Niektórzy zapominają, że człowiek ma wybór a nie jest marionetką (wyjątkiem są choroby psychiczne powodujące zaburzenia poznawcze więc w przypadku alkoholu to będzie już stan z delirium i mocnym nałogiem fizycznym). Niekoniecznie tak jest. Możliwe, że twój mózg nie umie działać inaczej niż szufladkując więc mogłeś wyjść z uzależnienia tylko dzięki zaszufladkowaniu się ale to jest trochę sprzeczne z logiką bo skoro możesz nie pić dzięki swojej wolnej woli to znaczy, że pijąc nie chorujesz tylko podejmujesz taką decyzję, że pijesz. Widzisz - ciężko pracowałeś na coś a ja nic takiego nie mam bo jestem zerem. A przedwczesna śmierć to coś na co czekam. Gdybym myślał, że będę żył długo to pewnie bym popełnił samobójstwo :) aldara.35, ooo, właśnie na tym przykładzie idealnie widać, że szufladkowanie kogoś jako alkoholika nie ma sensu.
  5. Hitman

    Pod Trzeźwym Aniołem

    To dobrze, że ci się tylko zdaje. Niczego sobie nie tłumaczę. A poza tym potrafię sobie odmówić i nieraz to robię. Błędem ludzi jest wychodzenie z założenia, że skoro ktoś pije to najważniejszy jest dla tej osoby alkohol i wszystko jest podporządkowane usprawiedliwieniom żeby pić. Wydaje mi się, że właśnie to podejście sprawia, że mamy tylu alkoholików, którzy się nie leczą. Alkoholizm to tylko sztucznie stworzone pojęcie - łatka, szufladka na ludzi nadmiernie pijących alkohol i mających z tym problem. Odrzuć na chwilę te szufladki i to co wsadzili ci do głowy tak zwani specjaliści i pomyśl, ok? Alkohol to nie jest cel alkoholika tylko coś co zastępuje mu jakiś brak. Mamy człowieka, który pije dużo alkoholu bo zostawiła go żona. Nazwijmy go pan Józek. Mechanizm jest taki - Józek nie pił (nie odstawał od przeciętnego poziomu pod tym względem i pił czasem piwko po pracy, przy oglądaniu meczu i wódeczkę z kolegami raz na miesiąc). Mechanizm jest taki - Józek doświadcza emocji, z którymi sobie nie radzi i nie widzi rozwiązania swoich problemów. Zaczyna tłumić emocje za pomocą alkoholu bo wtedy czuje ulgę. Po jakimś czasie w jego głowie powstaje skojarzenie alkohol - ulga. Pije coraz więcej i częściej bo potrzebuje coraz większej ulgi a bez picia emocje są jeszcze gorsze niż były zamiast się poprawiać. Józek nauczył się w ten sposób picia. Powinien trafić do terapeuty, który oduczy go pić, nauczy go radzić sobie z emocjami bez alkoholu i szukać rozwiązań takich sytuacji. Tymczasem przychodzi do terapeuty, który go szufladkuje jako alkoholika a z tym słowem wiążą się różne skojarzenia i stereotypy, których Józek uczy się i myśli, że tak jest. Myśli np, że alkoholikiem będzie do końca życia. Kiedy przedstawia swoje problemy zamiast zrozumienia napotyka na szufladkowanie i nazywanie jego problemów i emocji mechanizmami obronnymi alkoholizmu. Pierdoli to i idzie pić dalej, myśląc że jest przegranym, zerem, pijakiem. Tymczasem powinno się powiedzieć Józkowi, że przytrafił mu się okres pijaństwa, który miał prawo się zdarzyć bo doświadczał trudnych emocji. Teraz poszukamy sposobów na radzenie sobie z nimi i odzwyczajenie się od picia. Szufladkowanie alkoholizmu to nie wyjątek. Podobnie jest z chorobami i zaburzeniami osobowości (borderline to klasyczny przykład). Są porządni terapeuci, którzy nie szufladkują i należy takich szukać. Pozostali naczytali się za dużo książek i teraz zgrywają mądrych ekspertów znając teorie wymyślone przez innych "ekspertów". Dostają kasę, interesik się kręci. Ludziom wiele rzeczy kojarzy się w określony sposób i dlatego ważne jest nazwanie ich problemu inaczej - podejście z empatią, zrozumieniem drugiej osoby i mechanizmów, które zachodzą w jej psychice i organizmie. Każdego należy traktować jako indywidualną jednostkę i przede wszystkim osobę zawsze mającą wybór - to ja decyduję czy piję czy nie. To ja decyduję czy w nerwach rzucam talerzem czy nie. To ja decyduję czy kogoś obrażę czy nie. Należy nauczyć ludzi odpowiedzialności za to co robią zamiast szukać im usprawiedliwienia w postaci sztucznych pojęć "alkoholizm" albo "borderline", które dają szufladkę, dają usprawiedliwienie "jestem alkoholikiem/borderline więc się tak zachowuję i to normalne i usprawiedliwione w tym przypadku!". A ja powiem, że piję bo taki jest mój wybór - nie zmusza mnie do picia żadna magiczna siła, żaden "alkoholizm" ani butelka piwa stojąca koło mnie. To ja jestem pod tymi względami panem swojego losu. W moim przypadku picie jest spowodowane innymi problemami, które nie mają rozwiązania. Gdyby ono istniało miałbym motywację żeby nie pić a póki co alkohol zastępuje mi to czego bym chciał a nigdy tego nie doświadczę. Idąc na terapię powinienem zająć się tymi problemami (gdyby istniało rozwiązanie) a wtedy automatycznie przestałbym tłumić te emocje alkoholem bo nie byłoby emocji, które należy tłumić. U osoby pijącej alkohol powstaje też taki mechanizm jak pojawiająca się myśl, że jestem nikim, zerem i tego nie zmienię i wtedy piję bo skoro jestem takim gównem to nie ma już dla mnie ratunku. W moim przypadku to niestety prawda ale znam osoby, które mogłyby mieć normalne życie gdyby wyleczyły się z takiego myślenia o sobie. Ale nie wyleczą się bo myślą, że są już alkoholikami co nakręca spiralę myślenia o sobie w negatywny sposób i zwiększa picie. W końcu człowiek ma skłonności do realizowania roli nadanej przez społeczeństwo - a szczególnie człowiek słaby jakim jest alkoholik. Gwarantuję ci, że jak wmówisz przeciętnej osobie pijącej codziennie jedno piwo, że jest alkoholikiem to taki człowiek zacznie pić więcej bo przyjmie łatkę i zacznie zachowywać się tak jak narzuca mu stereotyp. Dzięki temu co napisałem mogę pić i mogę nie pić. Gdybym uwierzył w to co próbujesz mi wmówić byłoby już po mnie. Ale niektórzy dzięki temu wychodzą bo nie mają zbyt wiele refleksji, przyjmują na wiarę jakieś założenia (te szufladki) i starają się postępować tak jak myślą, że muszą robić. To nie jest rozwiązanie problemu i pozbycie się przyczyny a zaleczenie skutku. Chwilowe bo w każdej chwili przyczyna może dać o sobie mocno znać i alkoholik wraca do nałogu.
  6. noszila, z niedojrzałością to odniosłem się tylko do podpisu a na końcu jest uśmieszek Dokładnie! Wpisałem na klawiaturze losowy ciąg znaków i wyszło "pokolpopiow". Twoja odpowiedź świadczy o tym, że analogia była udana bo dokładnie to samo można powiedzieć o miłości. Chyba, że ktoś w końcu wytłumaczy czym ma być ta miłość i uzasadni to w logiczny sposób. To nie pisz co ci się kojarzy tylko podaj własną definicję miłości żebyśmy wiedzieli o czym rozmawiamy. Dopóki tego nie zrobisz to mówimy o takiej samej abstrakcji jak pokolpopiow Ja opieram się na logicznym i naukowym rozumieniu związków damsko męskich, w których ewolucja, prokreacja, seks to podstawy i jest to tak silny instynkt, że nami rządzi. Ludzie nazywają to miłością na tej zasadzie na jakiej rastafarianie nazywają palenie marihuany jako kontakt z Bogiem. To tylko odczucia i wiara w iluzje. Nic więcej. Dlatego pytam o logiczne uzasadnienie, o definicję to wtedy będzie można się zastanowić nad argumentami wierzących w miłość. Chociaż obawiam się, że skoro mówisz o wierze to nie dojdziemy do konsensusu. Nie widzę związku przyczynowo skutkowego między byciem w związku a posiadaniem wiedzy na temat doboru naturalnego ludzi i psychologii związków. Uważam, że jako osoba nie będąca w związku wypowiadam się obiektywnie. Wiedza naukowa na temat doboru naturalnego jest słuszna. Czy jedyna słuszna to nie wiem i nic takiego nie pisałem, nie posiadam takiego przekonania. Nie wiem skąd u ciebie taki pomysł. Nie w swoim mniemaniu. Wygląd mam ok. Pisząc, że nie jestem atrakcyjny mam na myśli właśnie cechy charakteru, brak zalet, zainteresowań, umiejętności i przez to jestem nieatrakcyjny mimo, że powierzchownie sprawiam inne wrażenie. Dlatego mogę tylko uprawiać seks i zmywać się zanim dziewczyna zdąży poznać mnie prawdziwego, który jest nieatrakcyjny. Miałem na myśli, że opłaca im się być z kimś bo nie są wtedy same. Mają partnera, który się nimi interesuje i nie są postrzegane przez koleżanki jako gorsze z tego powodu, że są same. Zegar biologiczny tyka a kobiety chcą mieć przeważnie dzieci i szukają jak najlepszego partnera do tego żeby je spłodził. Wolą więc wybrać opcję zastępczą i faceta, który je kocha i z tej pozycji szukać miłości i kogoś atrakcyjnego dla siebie niż żyć w samotności i wtedy liczyć na lepszego partnera. To prosty rachunek - odpowiedni partner może nigdy się nie trafić i wtedy lepiej mieć dziecko z "rezerwowym". W pewnych kręgach mówi się, że kobiety mają swojego Solskjaera (kiedyś wieczny rezerwowy w Manchesterze United, który wchodził z ławki i strzelał gole), samca którym są zainteresowane (niedostępnego) i samca, z którym tworzą związek (poczciwy Rysiek z klanu). Solskjaer to facet bardzo zainteresowany kobietą do tego stopnia, że ona może sobie pozwolić na robienie mu nadziei i traktowanie z dystansem, odkładanie na bok. Rysiek to facet, z którym kobieta dobrze się dogaduje, taki poczciwy pantofel, który przeważnie zostaje mężem. Prawdziwy obiekt zainteresowania to ktoś o kim kobieta marzy, z kim chce uprawiać seks. Tylko najatrakcyjniejszym kobietom trafiają się tacy faceci do związku a tylko najatrakcyjniejsi faceci mogą liczyć na atrakcyjne kobiety (i nie mówię tu tylko o wyglądzie żeby była jasność). To są oczywiście tylko pewne mechanizmy, które występują dość często ale nie dotyczą każdej osoby. Myślę, że u ludzi kulturalnych, wykształconych, ułożonych, spokojnych tego nie ma ale ja do takich osób nie należę i nigdy nie będę.
  7. Hitman

    ot

    Zostało mu jakieś marne 10 HP a wy się do niego sapiecie. Przechodzę do jego teamu żeby bronić słabszych (ale tak naprawdę to nie wiem o co chodzi )
  8. noszila, to normalne, że niedojrzałe dzieci jeszcze wierzą w miłość :) Rozumiem, że nie zaprzeczysz też istnieniu czegoś takiego jak pokolpopiow. Owe uczucie jest najważniejsze i najlepsze. Ważniejsze od miłości. Zaprzeczysz jego istnieniu? To będzie znaczyło, że jesteś zgorzkniały i po prostu nie doświadczyłeś pokolpopiow Gdybym nagle pomyślał, że pokolpopiow nie istnieje - nie oznaczałoby to, że pokolpopiowu nie ma, ale że nie zawsze trwa tak długo jak bym chciał. Arasha, Pierwszy lepszy tekst: http://kobieta.interia.pl/uczucia/psychologia/news-niska-samoocena-jest-spowodowana-negatywnym-odbiorem-otoczen,nId,1444301 To wynika z różnic między płciami. Testosteron zwiększa agresję, zmniejsza samokrytykę. Mężczyźni mniej przejmują się oceną otoczenia, tym jak wyglądają itd. Kobiety są za to bardziej społecznymi istotami i są bardziej podatne na krytykę, ocenianie, porównania. Zresztą poznałem dużo kobiet, które były 7/10, 9/10 a uważały się za brzydkie, gorsze od innych (a dziewczyny, z którymi się porównywały były obiektywnie brzydsze od nich). A faceci przeważnie chwalą się kim to oni nie są. To oczywiście tylko statystyka i pewne reguły, które nie muszą się sprawdzać w każdym przypadku (byłoby to szufladkowanie). noszila, Ale odwrócenie kota ogonem Nie chodzi o to o czym piszesz tylko o atrakcyjność seksualną, która jest kluczowym czynnikiem doboru naturalnego. To co wymieniłaś służy przyjaźni (ta też jest potrzebna w udanym związku ale nie jest jedynym wymaganiem). Jak ktoś jest mało inteligentny to ma mało inteligentną partnerkę, jak ktoś pochodzi ze społecznych nizin to ma partnerkę na swoim poziomie, jak ktoś nie ma talentów, jest nieśmiały, nie umie wymyślić nic fajnego podczas rozmowy i do tego jest np chudy albo gruby to nie podoba się dziewczynom, które mają wybór kogoś lepszego. Mają taki wybór bo same są lepsze. Ten sam koleś zadba o swój wygląd, nauczy się wymyślać fajne rzeczy bo będzie nad tym pracował, wyuczy w sobie śmiałość (obserwując ludzi śmiałych i postępując tak jak oni czyli stosując skuteczne rozwiązania), odkryje w sobie talent to będzie wzbudzał zainteresowanie u atrakcyjniejszych kobiet (okaże się lepszym wyborem niż inni konkurenci). I tego samego doświadcza laska ważąca 100 kg, która schudła i nagle okazało się, że ma ładną buzię i zgrabną budowę ciała i podchodzą do niej faceci z wyższej półki. Wcześniej podchodzili jacyś słabi, którzy nie mają szans u atrakcyjniejszej kobiety więc zaniżali poprzeczkę. Podświadomość wybrała za nią, do tego dochodzą hormony i stąd te chwilowe haluny u niektórych, że ta konkretna osoba jest właściwa. Zresztą to mózg wybrał najlepszą opcję dla danej osoby - jak ktoś wie, że jest słaby i przegrałby konkurencję o najatrakcyjniejsze kobiety automatycznie interesuje się tymi mniej atrakcyjnymi i kojarzy je z miłością (a żeby było ciekawiej u wielu mężczyzn upodobania seksualne nie idą w parze z pragnieniami dotyczącymi kobiety do związku). Nie byłem nigdy w związku i nigdy nie będę bo nie jestem atrakcyjny. Nie uważam, że kobiety mają materialne podejście do związku. Gdzie wyczytałaś coś takiego w moich postach?
  9. tosia_j, nie oczekuję równego traktowania. Oczekuję adekwatnego traktowania a głupotę należy wytykać jeśli ona jest a ktoś jej nie dostrzega. To bodziec do rozwoju, którego katolikom brakuje. Jeśli mowa o równości to ateiści i katolicy są równi wobec prawa a wg mnie nie powinni. Religia powinna być zakazana (każda!) ponieważ jest to indoktrynacja, pranie mózgu i pozamerytoryczny sposób ingerencji w ludzkie emocje. Głoszenie wiary jako "prawdy" powinno być karane. Natomiast jako przedstawienie takiego poglądu może być - w odpowiednim wieku kiedy dziecko ma już ukształtowany system ocen i może stwierdzić czy wierzy w to czy nie. Ale wtedy prawie każdy dostrzegłby w tym głupotę i wierzących byłoby bardzo mało aż w końcu wiara w religię całkowicie by zniknęła. Swoją drogą Zbychu 1977, który pisze w tym wątku głupoty potrafi też napisać coś mądrego. Skoro dyskutujemy o Bogu powinniśmy na początek ustalić czym miałby być ten Bóg. Religijne bzdury wypaczają obraz tego o czym rozmawiamy. Udowodnienie tego, że ewolucjonizm jest błędny nie oznacza, że kreacjonizm albo inteligentny projekt jest prawdą. Udowodnienie, że inteligentny projekt jest prawdą nie oznacza, że projektantem jest Bóg. Ten Bóg nie musi mieć określonych cech poza inteligencją. Udowodnienie istnienia Boga i tak nie oznacza, że taka bzdura jak chrześcijaństwo i Biblia to prawda. Jeśli nawet Biblia przekazuje prawdę (co piszę tylko dla abstrakcji bo wiadomo, że tak nie jest) to nie oznacza to że katolicyzm jest dobrą religią - mnóstwo religii i sekt opiera się na Biblii). I ta teoria jest naukowa, byłą wielokrotnie poddawana falsyfikacji i wychodzi zawsze zwycięsko. Jest też naturalnym logicznym i intuicyjnym wytłumaczeniem. Dlatego to są bzdury - niezrozumienie czegoś oznacza dla niektórych coś wyjaśnionego łatwą teoryjką pozwalającą nie myśleć dalej czyli jakiegoś stwórcy a dalej nazywają tego stwórcę Bogiem i stwierdzają, że jest on 1 osobą Gdyby tak było byłaby to jakaś parówa. Przyjęcie wizji projektanta wiąże się z jakimś celem - mógłby to być sprzeczny interes projektanta z interesem jednostek i interesami społeczeństwa. Po co wprowadzać taki zamęt do swojej głowy? Przyjmijmy, że pierwszych przyczyn nie znamy i niech nauka dalej szuka rozwiązania o ile jest to w ogóle możliwe. Podejrzewam, że nie jest. Myślę, że samo pojmowanie przez nas czasu i początku może być błędne a stąd wynikają takie teorie, że musiał być jakiś początek. W rzeczywistości wszechświat mógł istnieć zawsze. To wszechświat może być "bogiem". Przed wielkim wybuchem nie było czasu a my jesteśmy więźniami czasu. Świadomość wyłoniła się z materii więc logiczne, że może nie móc pojąć tego co było zanim powstała. Nie potrafisz wyjaśnić początków wszechświata to uruchamiasz teorię boga- zapchajdziury bo "a może bóg tu pasuje!". Bez sensu. A jeśli chodzi o czas to czym on jest? Dla mnie płynie on inaczej niż dla kogoś kto teraz leci samolotem. Czas jest powiązany z ruchem i przestrzenią. Nie mógł istnieć kiedy nic się nie ruszało i nie było przestrzeni. A to zapoczątkował wielki wybuch, przed którym nic nie było. Ale coś wybuchło. Wygląda więc na to, że świat musiał wyłonić się z nicości i to naturalne prawo. A może wielki wybuch to początek nowego cyklu a przedtem był inny cykl. Można powiedzieć, że czas to jednostka zmiany. Gdybym stał nieruchomo to w moim ciele i w otoczeniu cały czas zachodzą jakieś reakcje chemiczne. Może za czas odpowiadają jakieś pierwiastki i reakcje? Czas byłby wtedy właściwością materii i podobnie świadomość jest właściwością wyłaniającą się z materii ale nie z każdej. A może wszystko ma jakąś minimalną świadomość tylko o tym nie wiemy a człowiek ma ją po prostu większą. Nie ma powodu żeby zakładać istnienie akurat jakiegoś Boga jako początek.
  10. Hitman

    Pod Trzeźwym Aniołem

    To czy jestem alkoholikiem czy nie to w tym momencie sprawa drugorzędna. Ważniejsze jest to co przedtem napisałem
  11. Hitman

    Pod Trzeźwym Aniołem

    Całkiem normalne. Specjalista nie potrzebuje leczyć tylko zaleczać. On musi być potrzebny. Poza tym ci specjaliści wyuczą się jednej wersji z książek i nawet nie wezmą pod uwagę racjonalnych argumentów, które ja tu przedstawiłem. Nie mam zbyt wielkiego szacunku do tego typu terapeutów. Bzdura. Próbujesz szufladkować mój przypadek zmieniając znaczenie. Nie szukam usprawiedliwienia tylko faktycznie piję z takich powodów (w swoim przypadku nie usprawiedliwiam tego genami tylko napisałem, że często ludzie mają taką sytuację - czytaj uważnie). Znów szufladka. Nie muszę pić bo czasem nie mam kasy i wtedy nie piję. Ale chcę z powodów, o których pisałem. A ty próbujesz to zamknąć w szufladkę - no na pewno nie wyleczyłabyś mnie z problemu z takim podejściem i nie zrobiłby tego żaden terapeuta. Nie bez powodu mówi się, że sam alkoholik musi chcieć nie pić żeby przestać. Nieprawda. To wynika z logiki i jest normalne. To psychologia jest innowacją w stosunku do tego co piszę a chodzi tu o zarabianie pieniędzy a nie wyleczenie.
  12. Hitman

    Pod Trzeźwym Aniołem

    Wolałbym nie chcieć ale musiałbym mieć czym to zastąpić. Piję bo będę sam, miłość nie istnieje a ja jestem zbyt świadomy a do tego jestem nikim. Nie pozostaje mi nic innego jak picie ale ja to wybieram zamiast siedzenia jak asceta przy herbatce i rozmyślania cały czas nad swoimi problemami. Choć koniec końców lepiej zapalić skuna ale jak się nie napiję to czasem zapalę i nic nie czuję.
  13. Hitman

    Pod Trzeźwym Aniołem

    A ja też piję nie dlatego, że jestem alkoholikiem a dlatego, że chcę pić. Wolałbym nie chcieć ale to zabija emocje i myśli oraz prowadzi do szybszej śmierci niż pierdolnąłbym naturalnie. -- 25 mar 2015, 14:02 -- huśtawka, książkę o czym? To co opisałem mógłby rozwinąć jakiś specjalista, który zna się na eliminacji tych problemów. Ja się nie znam a zwróciłem tylko uwagę na pewne oczywistości i chyba wyczerpałem temat ze swojej strony.
  14. abrakadabra xx, Jebana bladź. Kolejny argument do wątku religijnego pokazujący okrucieństwo, bezwzględność i brak empatii ewentualnego boga. Dlatego dawniej tak bałem się, że Bóg jednak istnieje bo on byłby odpowiedzialny za stworzenie takiego świata z takimi problemami. Albo kiedy ja się zakocham nie chcąc tego i będę musiał zdradzić swoje ideały. Nigdy nic nie wiadomo i dlatego nie opłaca się tworzenie związku opartego o obietnicę wiecznej miłości. Lepsza jest szczerość i mówienie wprost, że pojawił się ktoś inny ale ludzie wolą robić sobie furtki na wypadek gdyby nie wyszło z ukochaną osobą to będzie jeszcze ta druga na pocieszenie. Generalnie kobiety bardzo często wchodzą w związki, które ich nie satysfakcjonują. Po prostu im się to opłaca, nie chcą być same, zegar biologiczny tyka a kobiety częściej mają problemy z samooceną niż mężczyźni. Takie laski oszukują swoją naturę wybierając związki "z rozsądku" ale chwycą się pierwszej lepszej okazji żeby być w bardziej satysfakcjonującym związku. W pewnym sensie z WINY SEKSUALNOŚCI kobiet i mężczyzn druga osoba staje się obiektem mającym zaspokoić potrzeby tej pierwszej osoby. Facet posiada jakieś cechy, które oddziałują na kobiece emocje i seksualność i jest jej potrzebny jak narkotyk. Kobieta posiada cechy, w których zakochuje się mężczyzna i wtedy ona jest mu potrzebna jak narkotyk do zrealizowania swoich celów. To są mechanizmy prokreacji, którym podlegamy w pierwszym rzędzie. Drugim czynnikiem jest relacja z drugą osobą ale: Nawet jak się pilnujemy to czy chciałbyś być z kobietą, która bardziej pożąda innych facetów ale jest z tobą żeby cię nie oszukać, żeby zachowywać się w porządku przed innymi i sama przed sobą? Albo co gorsza z litości? Pierdolę to. Wiem, że nigdy nie będę w związku i zawsze będę cierpiał z tego powodu. A gdybym był facetem 10/10 to chyba myślałbym tak samo i nie interesowałby mnie związek budowany na zwierzęcych instynktach. Z kolei związek z rozsądku całkowicie mnie nie obchodzi i wolę być sam niż z babą, która nie interesuje mnie seksualnie. Tak źle i tak niedobrze. Wypadałoby się pozbyć seksualnych potrzeb. Ja chyba poddam się kastracji byle tylko nie odczuwać popędu i potrzeby bycia w związku. Potrzebę bliskości zastąpię wzięciem kota i psa, hormonalne fajerwerki wynikające z miłości alkoholem i marihuaną a seks wyeliminuję całkowicie.
  15. Hitman

    Pod Trzeźwym Aniołem

    Zdaje mi się, że to Ty napisałaś ze 2-3 strony wcześniej, że alkoholik nie może już wrócić do picia kontrolowanego i jak nie pije to już nie może się napić. A, że jest to mało prawdopodobne żeby już ZAWSZE sobie odmawiać to takie osoby, którym tłucze się te głupoty do głowy wracają potem do regularnego picia a mogłyby przecież się kontrolować. Twój błąd wziął się pewnie ze stereotypu, że alkoholikiem jest się już zawsze skoro raz się z nim zostało. Wierzysz w moc słowa "alkoholik" tak jak niektórzy wierzą w "borderline". Osoba, która dostała szufladkę i wierzy, że ma jakąś chorobę już się z niej nie wyleczy bo cały czas wierzy w to, że jest chora i wmawia sobie taki program a leczenie polega na przekonaniu się do czegoś odwrotnego. Alkoholizm to nazwa na zbiór opisów zachowań ludzi pijących nadmiernie alkohol. A tu się wrzuca wszystkich do jednego worka i mówi się, że są chorzy do końca życia. Coś okropnego i niemoralnego. Może chodzi o to żeby do końca życia się leczyli... Alkoholizm bierze się z określonych przyczyn, które są w człowieku. Usuwając skutek (picie) nie leczy się przyczyny więc taka osoba faktycznie jest alkoholikiem po okresie 5 lat abstynencji a świadczy o tym fakt, że cały czas musi sobie odmawiać i się kontrolować żeby nie wypić nawet kieliszka. Szufladkując przyczyny picia w słowo "alkoholizm", w definicji którego zawiera się to, że jest to choroba do końca życia zmusza się takie osoby do poglądu, że zawsze będą chore a to uniemożliwia wyleczenie i oddala od faktycznych przyczyn, które są teraz zastąpione szufladką "alkoholizm". Picie alkoholu to nieradzenie sobie z emocjami (może być uwarunkowane genetycznie i poprzez wychowanie) oraz posiadanie problemów wywołujących złe emocje, z którymi ktoś sobie nie radzi. Jeśli nauczymy kogoś radzić sobie z emocjami obserwując co robią osoby, które są silne psychicznie i robiąc to samo (stosowanie skutecznego rozwiązania) i pomożemy tej osobie usunąć przyczyny wywołujące złe emocje (np brak pracy, niska samoocena, brak miłości, powracające traumy z dzieciństwa i luki w wychowaniu) to ta osoba będzie zdrowa, wyleczona i będzie mogła strzelić sobie 2 browarki w sobotę przed meczem.
  16. bonsai, my może możemy żyć spokojnie ale nie mogę przejść obojętnie wobec faktu, że małe dzieci są w szkołach indoktrynowane na lekcjach religii, katolicy blokują eutanazję cierpiących ludzi bo urąbało im się w głowie, że takie osoby mają żyć bo Bóg tak chce. Przypomniał mi się kolejny argument na głupotę katolików - wiara jest łaską od Boga, na podstawie której Bóg ocenia czy ktoś pójdzie do nieba czy do piekła ale nie ma predestynacji (pogląd, że wiara jest łaską to predestynacja).
  17. Negatywne zdanie o religiach wynika z tego, że: - narzuca się ludziom swoje głupoty i nazywa się to prawdą, na którą nie ma dowodów - podstawowa ingerencja w mechanizmy obronne psychiki - odwołuje się do niewiedzy i wmawia tam swoją teorię - odwołanie do niewiedzy - robi się z wiary cnotę - narzuca się ludziom swoją moralność - tworzy się strach przed karą jeśli będzie się postępować inaczej niż narzuca religia lub co gorsza karze się za niewiarę - wprowadza się pojęcie szatana, demonów, które mogą być wszędzie ukryte - mechanizm uruchamiający paranoje i nerwice - łagodzi się objawy choroby psychicznej, które wywołuje religia poprzez samą religią co tworzy błędne koło i mechanizm uzależnienia od religii - tworzy się podziały na "my" - wierzący, lepsi i "oni" - gorsi, źli, od szatana, opętani Nie słyszałem jeszcze żadnego racjonalnego argumentu przemawiającego za prawdziwością religii i Boga - wszystko to fantasmagorie wytworzone przez chory umysł. Rozumiem to, że ktoś na to choruje ale namawianie do wiary i przekonywanie innych do tego, że to prawda jest KUREWSTWEM i szmaciarstwem. Obroną przed tym jest racjonalizm i jazda z ich argumentami jak z furą gnoju. Wbrew pozorom to łatwe.
  18. carlosbueno, niestety tak jest. Nie chcę być z laską, która jest ułomna tylko dlatego, że ja też jestem. To nie miłość a dobranie się dwóch sierot, które chciałyby kogoś lepszego ale nie da rady. -- 24 mar 2015, 20:55 -- A słyszeliście o eksperymencie na szczurach, które miały wszystko zapewnione? Zniknęły podziały ról u samców a samice przestały potrzebować samców (z powodu hipergamii). Stały się agresywne a samcy stali się idiotami z pięknymi futerkami, którzy nie interesują się samicami. Po czym cała populacja wyginęła. Dokładnie ten sam mechanizm zaczynam dostrzegać u siebie. Nie mam szans na samicę więc staram się przestać nimi interesować. I też jestem idiotą. Z samca zbyt agresywnego robię się powoli pizdą bo muszę zrezygnować z samic. A wszystkiemu winne jest to, że nie dam rady być wystarczająco umiejętny żeby być potrzebnym jakiejś fajnej kobiecie.
  19. Ja też uważam teistyczne stwierdzenia za obrazę bo oznacza to, że ktoś mówi mi, że jego wersja prawdy jest prawdziwsza i bardziej mojsza niż twojsza i próbuje ze mnie robić idiotę przedstawiając swoje chore wizje, z których wynikają same okropne rzeczy. Dlatego zawsze to obalam a na szczęście jest łatwo dopóki ktoś nie wkleja miliona linków i nie ignoruje ważnych rzeczy, które piszę.
  20. Lepsza - ładniejsza, inteligentniejsza, bardziej umiejętna. Po prostu lepsza. Miałbym z tego satysfakcję i możliwość miłości. Ale ja musiałbym spełniać warunki żeby można było mnie kochać a tak nie będzie.
  21. carlosbueno, to co pisze refren jest małe piwo. Przynajmniej widać, że unika wyjaśnień i stara się jedynie szukać luk w teorii ewolucji. Najgorsi są ludzie, którzy piszą o fizyce kwantowej w połączeniu z religijnymi teoriami i odwołują się do niewiedzy większości ludzi o fizyce kwantowej i trudności zrozumienia jej. I są jeszcze tacy, którzy odnajdują powiązania różnych słów wplatając do tego wszystkiego swoją teorię i Boga. No i to odwołanie do początku gdzie mózg teisty działa zero jedynkowo i potrafi wstawić tam tylko wszechmogącego boga bo to rzekomo "jedyne logiczne" wytłumaczenie -- 24 mar 2015, 19:49 -- bonsai, jak ktoś wierzy na takiej zasadzie, o której piszesz to ok - każdy ma prawo wierzyć w dowolne rzeczy dopóki to nie szkodzi innym i nie wypacza prawdy. Ale takich osób jest chyba mało.
  22. Dokładnie tak uważam o tych, którzy piszą, że prawdą jest Bóg. Ja jej nie znam więc nie piszę, nie stawiam tez ale wiem, że nie jest prawdą coś nielogicznego. To akurat można z góry odrzucić i szukać wśród logicznych teorii różnych hipotez, przy czym wiara w którąkolwiek z nich bez sprawdzenia i dowodów jest idiotyzmem.
  23. Zbychu 1977, wiem, że nie ma boga. Nic mi się nie wydaje bo prawdy na temat tego co było na początku nie znam więc nie ma prawa mi się nic wydawać. -- 24 mar 2015, 19:33 -- carlosbueno, oni mają już tezę, w którą wierzą - dla nich nie ma już logicznego myślenia.
  24. Gdzie się niby zapętlam? Kończą się argumenty to zaczynasz jakieś głupie gadanie jak przystało na teistę. Co może być przyjęte bez dowodu może być odrzucone bez dowodu. Piszę, że nie ma Boga bo nie znam prawdy i nie jestem hipokrytą. Nie wiadomo wielu rzeczy co nie znaczy, że mam wprowadzać pojęcie jakiegoś Boga. Jak ktoś mówi, że wie i podaje przykład Boga to jest hipokrytą, który nie zna prawdy a mówi, że zna. Zresztą mój ostatni post był klasyczną masakrą. Próba wymyślenia kontrargumentu na to to będą jedynie kilobajty w komputerze i nielogiczny ciąg literek. W tym przypadku przyznaję, że udało mi się zamieść ale też oponenci nie są zbyt wymagający :)
  25. Wiara jest dla idiotów. Nie wierzę w miłość bo życiem rządzi ewolucja i dobór naturalny. Jak jesteś pizdą to będziesz miał nie najlepszą laskę a jak będziesz kozak to możesz wyrwać lepszą. Dlatego nie opłaca się zabawa w to. Trzeba tylko zapanować nad emocjami żeby nie domagały się związku i nie wierzyły w miłość. Wiara wynika z emocji, które ciężko uzasadnić ale nauka wie już coraz więcej i nie wygląda to wesoło dla emocji.
×