Skocz do zawartości
Nerwica.com

abrakadabra xx

Użytkownik
  • Postów

    1 208
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez abrakadabra xx

  1. Arasha, jak ty siebie widzisz za naście lat, jakieś terapie przewidujesz, odstawka benzo?
  2. Arasha, ale to niczego nie zmienia jeżeli ktoś zdaje sobie sprawę z lęków i radzi sobie z nimi za pomocą benzo. Można wiele rzeczy wiedzieć a i tak nie postępować jak trzeba. Zamiast leków np. nad pewnością siebie popracować, nad poczuciem własnej wartości gdzie być może to jest przyczyną lęków (przykład) a nie walić kolejną tabletę. Moim zdaniem albo człowiek ćpa benzo albo leczy się terapią. Jedno i drugie nie ma sensu, także najpierw odstawić a później terapia. Ewentualnie w bardzo trudnych chwilach raz tam od święta poratować się benzo.
  3. Niutek, myślę, że terapia nie będzie tak efektywna jak gdybyś nie była uzależniona od benzo. Bo jeżeli np. z lękiem walczysz nie za pomocą ciężkiej pracy nad sobą, nie stawiasz lękowi czoła tylko bierzesz trwale leki i maskujesz lękowe sytuacje to terapia da słabe efekty. Nie wiem co tam ci dolega ani na co te leki bierzesz ale wydaje mi się żeby podejść do terapii trzeba odstawić benzo. Mocno jesteś uzależniona?
  4. Stara skórka nie jest idealna ale to jest nie ważne bo sprawa jest marginalna, mam ustawioną starą i jest zajebiście, jest czytelnie i wszystko przejrzyście;)
  5. Arasha, odstawienie benzo to masakra. Wzmożona aktywność psychiczna, wszystkie bodźce zbyt wyraźne, w negatywnym znaczeniu , słuch, wzrok, nadmierna irytacja wszystkim, lęk, stres, agresja. Ogólne zmęczenie organizmu, nasilenie depresji. A teraz odnośnie terapii, bo to właśnie ludzie mi radzą. Uważam, że psychologia na obecnym etapie rozwoju nie jest w stanie skutecznie mi pomóc. Owszem, dzięki poznaniu różnych mechanizmów działania psychiki (trochę znam) jestem w stanie zmienić moje złe nawyki, schematy myślenia na te poprawne, które pozwolą mi lepiej funkcjonować. Jednak tylko w nie wielkim stopniu, ponieważ zaburzenia były rozwijane na przełomie kilkunastu lat, więc są już mocno rozwinięte np. reakcje lękowe i powiązanie ich ze wszystkimi dziedzinami mojego życia, które spowodowały rozwinięcie się innych, kolejnych zaburzeń. Uważam, że potrzebne było by wiele lat terapii i ciężkiej pracy nad sobą, kilkadziesiąt tysięcy na prywatnego terapeutę (tyle wychodzi wciągu kilku lat) ale wtedy uzyskałbym maksymalnie mierne efekty. Jestem też pewien, że terapeuta, który miałby mnie "leczyć" byłby zbyt słaby aby mi pomóc. Dajmy na to, certyfikowany psychoterapeuta musi mieć w małym palcu psychologię, psychoterapię, własną terapię (to wiadomo), seksuologię, oraz psychologię ewolucyjną, wtedy będzie prawdziwie dobry terapeutą. Taki terapeuta lepiej wszystko będzie rozumiał i w efekcie lepiej "leczył". Jeżeli nie ma tego wszystkiego w małym palcu nie może być dobrym terapeutą. Więc pozostaje mi autoterapia i benzo w trudnych chwilach. A może się mylę, może certyfikowany terapeuta ma taką wiedzę???
  6. Ja unikałem na początku jazdy z ojcem, bo cały czas mnie pouczał, mówił mi o czymś co było dla mnie oczywiste albo wszędzie widział zagrożenie tak jak kiedyś kiedy mnie pouczał, kiedy nie miałem jeszcze prawka i jeździłem z nim jego autem. Człowiek wtedy zaczyna tracić pewność siebie i powątpiewać we własną wiedzę i umiejętności, do tego jeszcze dochodzi stres i wtedy można się już całkiem zacząć się bać. Dlatego starałem się unikać prowadzenia auta z ojcem. Kiedy razem gdzieś jechaliśmy wolałem jemu dać prowadzić niż się wkurzać. Wolałem sam jeździć wtedy zupełny spokój i opanowanie. Jak znajomych zabierałem też luzik. Później po jakimś roku kiedy już miałem trochę wprawy i kiedy przyszło mi zawieźć gdzieś ojca już się nie stresowałem, nawet nie zwracałem uwagi na to co ojciec mi mówi, zaczęło to po mnie spływać. Moim zdaniem powinieneś po prostu wsiąść w auto i jechać (bez ojca), im więcej się myśli i wyobraża sobie różne przykre rzeczy tym bardziej narasta lęk, który później człowieka paraliżuje. Tak po prostu, powiedzieć sobie wsiadam i jadę i tak zrobić, nic nie analizować żadnych lękowych myśli (tych przesadnych). Zobaczysz, jak się kawałek przejedziesz to cały lęk minie i zyskasz na pewności siebie na nowo.
  7. abrakadabra xx

    zadajesz pytanie

    forum nerwica czy lubisz Phila Collinsa?
  8. Skoro to jest przez nerwicę to jestem nie winny, bo gdybym jej nie miał nie obrażałbym boga bo bym się na tyle nie denerwował, więc nie pójdę za to do piekła tylko prosto do nieba. Jak go nie kocham to to samo, right? Nie mogę być winny skoro to nie ja tylko nerwica. Więc cokolwiek zrobię to i tak pójdę do nieba.
  9. Jak zdawałem na prawko to miałem po egzaminie spocone łapy, to był największy mój stres prowadząc auto, chociaż wtedy jeszcze nerwicy nie miałem. Teraz się nie stresuję prowadząc, chyba, że jestem w jakimś dużym mieście którego nie znam.
  10. Aranjani, muchy to przekąska pomiędzy posiłkami A te nasze domowe zwierzęta to jakieś drapierznopodobne ułomki moim kotom to nawet myszy nie chce się łapać. Cały czas śpią
  11. Moje szczury w piwnicy Aaaaaghr (to nie gryzonie ale drapieżniki zjadły mi kota )
  12. Davin, jeden z drugim najarali by się nawciągali amfy i gangsta
  13. Obawiam się, że broń mogłaby być "przedłużeniem" ręki podczas bójki u pijanych osób a wiadomo, że pije sporo osób. Mogło by być nie ciekawie na dyskotekach w klubach czy ogólnie po północy. Po pijaku chyba jest zabronione posiadanie broni przy sobie ale czy na pewno każdy by ją zostawiał w domu jeżeli lubi wypić w sobotę? Albo w ciemnej bramie kilku bandziorów wypitych, trochę strach tamtędy iść. Trzeba założyć, że nie każdy jest aż tak odpowiedzialny żeby zostawiać wtedy broń w domu. A po narkotykach tak samo, mogłoby zwłaszcza młodym odbijać. Czy nawet do zastraszania mogłaby być używana.
  14. Staram się z tym pogodzić, choć teoretycznie jeszcze daleko mi do śmierci (naturalnej). Śmierć bez świadomości jej nie jest straszna, najgorsza jest kiedy wiemy że zaraz możemy umrzeć, jeszcze gorsza jest świadomość powolnego umierania, czyli np. na starość kilka lat przed śmiercią czy nieuleczalny rak. Tak naprawdę już wtedy człowiek jest martwy, pozbawiony energii, wypalony. Takie osoby niby się z tym godzą ale wola życia jest zbyt silna żeby to przyjąć do świadomości już całkowicie. Są dni (tak przypuszczam), kiedy znów przychodzą piękne chwile aż chce się żyć a wtedy uświadamiają sobie znów okrutną prawdę.
  15. Widzę w innych swoje problemy, patrząc na nie, analizując je lepiej rozumiem swoje.
  16. abrakadabra xx

    Samotność

    Potrzeba bliskości to sprawia. Jesteśmy tak skonstruowani, że w samotności czujemy się źle (ewolucyjnie to mamy wpisane w siebie). Niestety osoby w jakiś sposób pokrzywdzone przez los, które mają problemy z nawiązywaniem kontaktu z innymi mają również potrzebę bliskości. A co z tymi któży żyją wśród bliskich, a nie mogą się przed nimi wyżalić ze swoich problemów bo z góry wiadomo że ich nie zrozumieją, oni też odczuwają samotność. Ja tak mam i czuję się bardzo samotny i nie rozumiany, bo jeszcze nikt z moich bliskich nie spróbował dowiedzieć się coś więcej na temat mojej choroby, a przecież w internecie wszystko pisze. A poza tym zostawiałem nie raz wydrukowane materiały czy broszury na temat ChADu, ale nikt nie raczył poczytać. Czasami mówię na głos o tym jak się czuję, ale słyszę odzywki np. to nic takiego musisz się wziąść się w garść, po takim czymś zamykam się w sobie i nie mam ochoty z nikim rozmawiać. Niestety trzeba się z tym pogodzić, nie ma co szukać zrozumienia na siłę, jeżeli ktoś ma zrozumieć to zrozumie. Trzeba się nauczyć polegać na samym sobie, wtedy będzie mniej rozczarowań a jak przy okazji ktoś zrozumie i wesprze to być wdzięcznym za to ale niczego od tego nie uzależniać. -- 12 kwi 2015, 18:02 -- A już tak na luzie: [videoyoutube=i82nsxLPUgw][/videoyoutube]
  17. Jeszcze nie zacząłem benzo brać więc rozważę tą możliwość terapii. NaaN, poradziłaś sobie z alko, nie pijesz nic?
  18. Rebelia, już straciłem wiarę we wszystko Nie wiem może jeszcze spróbuję.
  19. NaaN, Mam wrażenie że mi terapia nie pomoże, że już dla mnie jest za późno, że nie znajdzie się na tyle dobry lekarz. Wierzę w działanie terapii ale już chyba się poddałem. Byłem u kilku zwykłych psychologów i na jednej terapii ale to wszystko króciutko, po miesiąc powiedzmy, nic to nie dało.
  20. Byłem raz w szpitalu na swoim pierwszym odwyku. Masakra. Musiałem spać na materacu bo nie było wolnych łóżek, po kilku dniach się znalazło dopiero. Kontakty nie działały żeby ktoś nie wsadził tam czegoś i żeby go nie poraziło. Żeby naładować telefon musiałem prosić siostry o to ale to było zależne od ich widzi mi się, trzeba było być grzecznym. Na dwór do kiosku nie mogłem wychodzić, żebym czasem po kryjomu nie brał leków, że niby ktoś miałby mi je przywieźć do szpitala Czasem ginęły mi różne przedmioty, np. fajki, bo wyszedłem na obiad. W międzyczasie ktoś mi po szafkach grzebał. Codziennie męczył mnie taki jeden dziadek, nie wiem co mu było ale był bardzo chory psychicznie. Brał sobie ode mnie z pokoju różne rzeczy ot tak po prostu, co prawda oddawał później ale musiałem go o to prosić. Był taki jeden pielęgniarz, cały czas się darł na pacjentów, strach było się odezwać. Na drugi odwyk chciałem pojechać do prywatnej kliniki. Ale odechciało mi się po rozmowie z właścicielem, prowadzącym tą placówkę. Aha, na zdjęciu to wszystko wyglądało pięknie a jak tam przyjechałem to makabra. Wyglądało to jak duża chata a obok obora. Wszystko gnije odrapane, widzę jacyś ludzie pracują noszą coś, worzą. brak chodnika, wszędzie błoto. Widziałem łapki na myszy. No ale nic, to ma być odwyk, więc nie musi być tak pięknie, aby tylko dobrzy lekarze byli. Wchodzę tam na gorę, żadnych pielęgniarek, czy czegoś takiego. Rozmawiałem z szefem całym i okazało się że laptopa nie wolno mieć, trzeba będzie pracować (to ci ludzie właśnie których widziałem wcześniej). Jak się zacząłem dziwić temu wszystkiemu to pan się zdenerwował i zaczęło mu oko latać. Zaczał podnosić głos na mnie. I wtedy wszystko mówiło mi: uciekaj stąd! No i tak zrobiłem, wyszedłem czym prędzej stamtąd. Później pojechałem już do normalnej kliniki, wszystko było dobrze oprócz najważniejszego. Lekarz nie znał się na odwyku i obciął mi dawkę leków od razu o połowę. Nie wolno tak robić, oczywiście on tego nie wiedział. Od tamtej pory nie korzystam z żadnych szpitali czy klinik i obym nie musiał nigdy więcej.
  21. abrakadabra xx

    Samotność

    Potrzeba bliskości to sprawia. Jesteśmy tak skonstruowani, że w samotności czujemy się źle (ewolucyjnie to mamy wpisane w siebie). Niestety osoby w jakiś sposób pokrzywdzone przez los, które mają problemy z nawiązywaniem kontaktu z innymi mają również potrzebę bliskości.
  22. Nadużywałem alkoholu (po za rozrywkowym piciem co sobotę) w sumie tylko po to żeby stłumić swoje lęki. Nie mogłem rozwiązać swoich spraw w normalny sposób, lęków nigdy do końca nie opanowałem i w sumie to była taka jedna rzecz, która mi przeszkadzała w normalnym życiu. Próbowałem to wszystko rozwiązać na trzeźwo, walczyłem kilka lat ale nie dałem rady, zacząłem radzić sobie z emocjami za pomocą alkoholu. Z benzo było podobnie, to wszystko miało na celu NIE upiększenie życia ale stworzenie możliwości normalnego życia. Aż doszło w końcu do uzależnienia od jednego i drugiego. Inni nie musieli robić nic żeby czuć się normalnie i normalnie funkcjonować. Ja miałem namiastkę normalnego życia po używkach tego typu. Wyszedłem z jednego i drugiego, fakt jest to duże osiągnięcie ale nic mi ono nie daje, dalej nie radzę sobie z lękiem. Po części po dłuższym czasie go w penym stopniu opanowałem ale nie na tyle żeby normalnie żyć. Dlatego do benzo powrócę niestety żeby już żyć, w ogóle żyć, już nie mówie że jakoś zajebiście, alkohol jest zbyt destrukcyjny więc do niego nie wrócę. Tak to wszystko właśnie u mnie wygląda.
  23. Arasha, niee, bo będą skręty robić z niej i palić Dla ciebie zostawię esencję, jak tak ją lubisz:)
  24. rozczarowany, rozmawiałem już z psychiatrą na temat mojego być może przyszłego uzależnienia. Bo tak może się zdarzyć, kiedy będę jadł za dużo tego. Zagwarantował mi że zawsze to dostanę u niego. On mnie zna, chodzę do niego kupę lat, próbowałem już chyba wszystkiego i lipa, tylko benzo, także od tej strony jest załatwione. Jednak gdyby zabrakło mi leków a on miałby wolne to była by lipa, szał macicy i panika. Dlatego tak jak mówisz, dobrze by było mieć dostęp do tego zawsze na receptę w razie co. Z zastrzyki nie będę się bawił (przynajmniej na razie), same tabletki mi wystarczą. Ale dzięki za instrukcję:) -- 07 kwi 2015, 17:04 -- A z benzo przypominam sobie całkiem zajebiste czasy, czasem było tak, że już tak mogło by zostać. Uzależniałem się bo byłem "chciwy" i po pewnym czasie chciałem jeszcze więcej od życia a te leki mi to ułatwiały. Szkoda tylko, że cały czas wzrasta tolerancja i po dłuższym stosowaniu człowiek się uzależnia. Jeżeli będę odpowiednio tylko w ciężkich chwilach to brał to powinno być dobrze.
×