Skocz do zawartości
Nerwica.com

Evia

Użytkownik
  • Postów

    2 040
  • Dołączył

Treść opublikowana przez Evia

  1. Evia

    Czy są tu mizantropi?

    Nie wiem od kiedy to mam, właściwie to wcześniej nigdy się nad tym nie zastanawiałam ale przypuszczam, że mogę mieć to nawet od dzieciństwa. W wieku nastoletnim zaczęłam przejawiać zachowania aspołeczne. To co mnie mierzi w ludzkości to przeświadczenie o własnej wyjątkowości i wielkości względem reszty świata, a nawet wszechświata. Tworzenie religii i wzniosłych ideałów wynikających tak naprawdę z trywialnych aspektów życia. Wszystko tylko po to aby być wyżej, aby mieć więcej. Jestem zniesmaczona ilością ludzi na świecie, instynktem rozmnażania się jak zaraza a już totalnie mnie rozwala celowość polityczna nawołująca ku temu, znów po to aby być wyżej i mieć więcej. Jestem zniesmaczona kobiecością i męskością a przede wszystkim tworzenia z tego kultu. Kiedy myślę o sobie jako kobiecie robi mi się niedobrze, nie inaczej pewnie by było gdybym była mężczyzną. Jestem zniesmaczona macierzyństwem. Zarówno pod względem fizjologicznym jak i psychologicznym. Jestem zniesmaczona ludzką potrzebą przynależności, chęcią imponowania. Tworzenie przy tym watah, stad czy gromad. Pewnie jest tego więcej, może jednak ktoś ma inne powody niechęci do gatunku ludzkiego.
  2. Przeczytałam i przemyślałam wasze odpowiedzi i muszę przyznać, że chyba faktycznie macie rację pod względem złego doboru terapii. Obecnie chodzę na terapię w nurcie psychodynamicznym. Zanim się zapisałam wiedziałam mniej więcej co z czym się je i chociaż bardziej do mnie przemawiał nurt behawioralny, to spotkałam się z wieloma opiniami, że nie jest on do końca skuteczny, bo podobno zajmuje się objawami a nie "leczy", jednak czynnikiem decydującym w wyborze mojej terapii była lokalizacja i dogodność terminów (zależało mi na konkretnych dniach i godzinach) Bez terapii jestem typem analizatora jednak nic z tego nie wynika, tzn myślę, że dobrze siebie znam i wiem skąd się biorą pewne mechanizmy itd ale ta wiedza nie wpływa na komfort mojego życia i nawet nie rozumiem w jaki sposób miałoby to na mnie wpłynąć. Pierwszy z brzegu przykład "Nie potrafię okazywać i nazywać uczuć, podobno część z nich została zepchnięta i gdzieś tam są (aczkolwiek nie wiem gdzie) Wiem, że wynika to z mojego wychowania gdzie przejawianie uczuć nie było w dobrym tonie więc musialam je tłumić, w efekcie niektóre z nich zostały całkowicie wyparte. Ogólnie prowadzi to do trudnych relacji w związku tj frustracja partnera, problemy z zaangażowaniem i bliskością oraz nieumiejętność podtrzymywania trwałych relacji. Moje wnioski? W sumie ciężko o nie... :D W każdym razie nie wiem w jaki sposób sprawic żeby niektóre uczucia wróciły (szczęście, ekscytacja, zainteresowanie) Poza tym w podobny sposób zostało wychowanych większość chłopców na świecie i jakoś nie koniecznie borykają się teraz z czymś takim jak ja. Aczkolwiek ten temat wyszedł zupełnie przypadkowo i dodatkowo i nie wiem co ma wnosić, bo nie wiem w jaki sposób okazywanie uczuć ma mi cokolwiek ułatwić, zarówno z autopsji jak i obserwacji wiem, że raczej nie wróży to nic dobrego. Osoby emocjonalne mogą być potraktowane jako potencjalna ofiara a potencjalna ofiara narażona jest na wykorzystanie i atak. Mało tego to przypuszczam, że gdybym taka była to wiązałoby się bezpośrednio z moimi dochodami, czyli miałabym około najniższej krajowej a żyć jednak za coś trzeba. Inny przykład. Całą strukturę świata i życia postrzegam przez pryzmat walki. W rodzinie jak i najbliższym otoczeniu byłam najmłodsza a do tego jedyną dziewczyną. Wszystko ale dosłownie wszytsko musiałam sobie wywalczyć a jeśli spoczęło się choć na chwilę to można było tego gorzko pożałować. Później analogie dostrzegałam zawsze i wszędzie i tak jest do dziś. Nie jest jednak możliwe aby mój pogląd na świat był inny, jakakolwiek zmiana byłaby jedynie łyknięciem niebieskiej pigułki. Mam napięte mięśnie, często przez to nie mogę spać. Te uczucie jest bardzo irytujące, czasem czuję jak wręcz świdrują mi kości i nie mogę nic z tym zrobić, wiem że to kwestia psychiki i nierozładowanych napięć. Wnikają z frustracji , która bierze się z relacji z przede wszystkim z partnerem jak i częściowo z innymi ludźmi. Nie wiem w jaki sposób relacje się uzdrawia i w jaki sposób się rozmawia aby wynik był dla mnie satysfakcjonujący, rozmowy zwykle kończą się jeszcze większą frustracją i jeszcze większym napięciem. Najrozsądniejszym rozwiązaniem zawsze okazuje się zakończenie relacji i św spokój... I tak w kółko... Z tym, że mojego obecnego partnera raczej kocham (też nie jestem pewna co to za uczucie ale raczej wszytsko na to wskazuje, że tak jest) Poza tym on jest psycholem prześladowcą więc i tak się ode mnie nigdy nie odczepi, więc najlepiej by było wypracować jakąś współpracę... Przyszła mi do głowy myśl o terapii grupowej. Dużo ludzi, dużo perspektyw, co przekładałoby się na większy obiektywizm. Na indywidualnej podobno moje ciągłe szukanie obiektywizmu to również nieprawidłowość...
  3. I w końcu zaczęłaś się nadawać? Ja też nie wiem co mam w sobie zmienić. Właściwie to na mojej terapii nawet nie było to za bardzo poruszane, tylko raczej wynik mojej całej osoby, który sprawia, że nie jestem szczęśliwa. Moje wady okazują się dosyć przydatne. Gdybym ich nie miała to byłoby ze mną dużo gorzej. Tak więc pomimo tego, że moje wady są w niektórych przypadkach dosyć uciążliwe to w innych mnie ochraniają. No właśnie moja terapeutka sama zwróciła na to uwagę, że terapię potraktowałam jako eksperyment dla formy rozrywki i nie ma we mnie zaangażowania. Dodatkowo fakt, że to ja płacę wpływa na to, że umywam ręce od reszty. Z tym, ze ja nadal nie rozumiem co ja mam robić i w jaki sposób mam być zaangażowana. Ona mi też nie odpowie bo nie jest od tego, i to ja powinnam sobie na to odpowiedzieć. Tylko mi to brzmi jak absurd? Ona też nie nazwała tego leczeniem, raczej odwołała się analogią do choroby fizycznej. KIedy zapytałam o swoje kryteria chorobowe to mi powiedziała, że nie jesteśmy w psychiatryku gdzie jest to istotne i dostaje się leki na poprawę. Może w sumie powinnam faktycznie o tym pomyśleć, bo te gadki działają mi na nerwy. Gadanie jak z politykiem, który leje wodę i nie ma żadnych konkretów. Mało tego to podczas rozmowy z nią wiem jakich mogę spodziewać się odpowiedzi i tak manewruję słowem aby spróbować usłyszeć coś innego. Taka trochę zabawa w kotka i myszkę. Nie wiem też co daje fakt, że ta kobieta posiada kwalifikacje i wymagany dyplom, skoro sama mówiła, że diagnostyka nie jest istotna, tylko efekt i poprawa mojego stanu obecnego, czyli dążenie do ulepszenia jakości mojego życia. Z tym, że osoby bez dyplomów też nie okazują się przydatne. Jestem osobą raczej otwartą, tzn mam wielu ludzi obok siebie, dużo gadam, czasami do znudzenia, są przy mnie jednak osoby, które się tym interesują. Jednak wysłuchanie przez nich też nic nigdy mi nie dało.
  4. Evia

    Zamrożone Uczucia.

    Ona powiedziała o tym w formie odpowiedzi odnośnie tych tak jakby zamrożonych uczuć aczkolwiek jakoś inaczej to formułowała. Najprawdopodobniej jakoś to wyjaśniała, pewnie coś z zaprzeczeniem albo, że moje dystansowanie się do uczuć poszło o krok dalej. To już druga terapeutka, która mi zwróciła uwagę na moją lekkość wypowiedzi na temat trudnych spraw. Akurat nie wiem dlaczego widzą w tym problem. Pierwsza z nich zwróciła mi uwagę podczas rozmowy odnośnie mojego ojca, która przebiegała tak jakby w formie anegdot i żartów. Podobno odpychałam w ten sposób emocje ale ja wtedy naprawdę byłam rozbawiona, po prostu mój ojciec w niektórych przypadkach był do tego stopnia posrany, że aż przechodziło to w komizm. Film obejrzałam wczoraj, dzisiaj już prawie nie pamiętam. Najwidoczniej słabo do mnie trafiło... Tak czy inaczej mowa w nim była w dużej mierze o rozprawieniu się z traumami. W jaki sposób się to robi? Co jeśli nie było jakiejś konkretnej traumy tylko codzienne życie mnie tak ukształtowało? Pamiętam, że kilka lat temu kiedy przesiadywałam na tym forum taki wątek został już przez kogoś poruszony, i zarówno ja jak i inne osoby nie do końca się z tym zgadzały. Myślę, że to odbywa się trochę na zasadzie "wszędzie dobrze gdzie nas nie ma". U mnie właśnie przebiega to właśnie w ten sposób, że zawsze się dystansowałam żeby móc trzeźwiej ocenić sytuację. Nawet jeszcze kilka tygodni temu powiedziałam swojej terapeutce, że emocje zakrzywiają rzeczywistość i oddalają od prawdy (nie zgodziła się ze mną) Jednak nawet ja jestem świadoma, że nawet bez emocji nigdy nie dotkniemy w pełni rzeczywistości, jest ona za bardzo subiektywna a nawet doświadczenie i konkretne wydarzenia z życia ją zakrzywiają. Kolejna sprawa jest taka, że brak odczuć szczęścia, ekscytacji, zainteresowania itd nie jest fajną sprawą. Życie jest puste. Jest się warzywem. Nic mnie nie uszczęśliwia, wszystko jest nudne. Nie ma marzeń, pragnień, wartości. Wydmuszka. A pamiętam, że jako dziecko fajnie było się cieszyć. Czuć przygodę życia, czuć nawet pogodę, być zafascynowaną nowością i zainteresować się czymkolwiek. Takie życie ma kolory a aktualne jest jak oglądanie szarego filmu. Życie ciągnie się bez sensu bez żadnego celu ani szansy. Właściwie to mogłabym nawet umrzeć, nie ma to żadnego znaczenia. Z tym, że nawet i do samobójstwa są potrzebne jakieś emocje, które do tego popchną. Mi pozostaje zostać zawieszoną w bezgranicznej pustce.
  5. Evia

    Zamrożone Uczucia.

    Po co wykazywać ekspresję uczuć? To jest tak, że je czujesz a nie potrafisz okazać? Czy tak, że myślisz, że ich nie czujesz a podobno czujesz? U mnie podobno jest to drugie. Tzn terapeutka mi mówi, że te emocje we mnie są ale się pogubiły. Niby jak je mam odszukać jak ich nie czuję i nie wiem co jest czym? Mówi mi też, że daję sprzeczne sygnały, że się śmieję podczas mówienia o trudnych rzeczach itd. Ale czy to mnie nie może śmieszyć? Mam skłonność do czarnego humoru, więc czy nie można go ukierunkować na samą siebie?
  6. Postanowiłam zakończyć moją przygodę z terapią, która tak naprawdę oprócz wyczyszczonego portfela nie przyniosła żadnych skutków. Właściwie to z pełnym przekonaniem mogę stwierdzić, że nie dała mi nic. Według terapeutki to błąd, że postanowiłam to zakończyć, według niej ewidentnie potrzebuję leczenia (a nie zdążyła nawet poznać zalążka mojego szamba w głowie) Mimo to nawet nie wiem jakie kryteria ją utwierdzają w tym przekonaniu, w końcu jak przykładny psycholog nie może mi dawać żadnych odpowiedzi. Z tym, że ja również ich nie znam ani nawet się do nich nie przybliżam. Podobno na terapię przychodzę na odwał (pogadam sobie i życie toczy się dalej) Z tym, że nie rozumiem w jaki sposób oprócz chodzenia na nią mam wykazać zaangażowanie i jakiś trud, nawet nie wiem co mam robić. Poza tym wkurza mnie też próba schematycznego szufladkowania, która okazuje się błędnym torem. Już przed terapią wiedziałam jak powstały w mojej osobie pewne mechanizmy czy nawet poglądy, nie wiem jednak w jaki sposób ta wiedza ma mnie "uleczyć". Nie rozumiem w jaki sposób ma to działać, bo tak jak to wygląda do tej pory to nie ma żadnego sensu.
  7. Czy ktoś może mi powiedzieć dlaczego ktoś wybiera tego typu uczelnie? Trudno mi sobie wyobrazić, że ktoś poza gorliwymi katolikami wybiera katolicką edukację.
  8. Nie wiem czy mam nerwicę. Właściwie to nie wiem co mi jest i czy na pewno coś mi jest. Chciałabym się tego dowiedzieć i uzyskać ewentualna diagnozę, jeśli jej nie dostanę to chciałabym sobie ułożyć kilka kwestii.
  9. Chemii nawet nie oczekuję, po prostu nie chciałabym żeby mnie zaczęła nawracać czy też ustawiać pod katolicki porządek świata.
  10. Terapeutka jest po KULu i pracuje w nurcie psychodynamicznym. Bardziej jednak mnie chyba niepokoi, że całe jej wykształcenie jest katolickie (podstawówka i liceum też) Może faktycznie najrozsadniej będzie jeśli jej powiem, że mam co do niej obawy. Nie chciałabym szukać kogoś innego bo nie tak łatwo jest u mnie z czasem. Dogodne terminy i lokizjacja to dla mnie podstawa. Pewnie jak ja sobie daruję to nie pójdę nigdzie indziej a to, że w ogóle się zapisałam to już sukces
  11. No właśnie tak się składa, że kwestia seksu w moim życiu to dosyć istotna sprawa i nie w sposób pominąć ten temat. Poza tym żyję też w nieformalnym związku i nie chce mieć dzieci. Dodatkowo e dzieciństwie mój ojciec zmuszał mnie do czytania Biblii czego nie wspominam zbyt dobrze . Może się okaże, że dla katoliczki to zbyt wiele?
  12. Evia

    Seksroboty

    Nie wiem czy się nie mylę ale męskie odpowiedniki nie za bardzo są dostępne. Zawiewa dyskryminacją, a szkoda bo wielu paniom też by się przydały
  13. Właśnie wybrałam sobie psychologa. Najistotniejszym kryterium była lokalizacja i dogodne terminy. Po zapisaniu dowiedziałam się, że pani psycholog jest po katolickiej uczelni (po podstawówce i liceum chyba też) Jako, że do osoby religijnej mi daleko, to zastanawiam się czy osobowość terapeuty nie okaże się w tym przypadku dosyć istotna... Nie mam żadnego doświadczenia z terapiami dlatego jakiekolwiek wskazówki będą istotne.
  14. Pracoholizm niezależnie od zarobków jest zaburzeniem.
  15. Dokładniej mam na myśli to czy z perspektywy czasu zawsze nam się wydaje, że kiedyś czuliśmy więcej niż obecnie? Pamiętam, że jeszcze ładnych kilka lat temu zauważyłam, że upływają mi uczucia, tzn tak jakby tęskniłam za uczuciami z przeszłości. Czułam się pusta. Teraz jednak jak przypominam sobie tamten okres to mam wrażenie, że miałam wtedy więcej uczuć niż w obecnej chwili. Wiem, że istnieje coś takiego, że ludzie często patrzą z tęsknotą za utraconą przeszłością z myślą, że "kiedyś to było lepiej" Zastanawiam się czy to nie jest właśnie coś w tym stylu. A może faktycznie jest tak, ze człowiek z wiekiem czuje coraz mniej?
  16. Evia

    Dla ofiar gwałtu

    Polecam tekst http://seksualnosc-kobiet.pl/moje_cialo/zostalam_zgwalcona_i_zyje_normalnie
  17. talithakum, hmmm, oby się tylko "przypadkiem" nie udusić
  18. Nie mam żadnego sposobu na radzenie sobie z agresją ale sama mam z tym problem. W moim przypadku jest jednak znacznie gorzej. Jak wpadnę we wściekłość to potrafię niszczyć przedmioty, trzaskanie drzwiami (raz po takim trzepnięciu spadł żyrandol, innym razem niechcący wyrwałam je z zawiasów, zdarzyło się też, że pękła ściana) przeklinam jak szewc a z mózgu robi mi się piana. Często też w przypływie wściekłości się okaleczam. Obecnie wyeliminowałam źródło mojego gniewu. Mam nadzieję, że nie przejdzie to później na coś innego.
  19. Aczkolwiek obrazek poprzednika również by pasował
  20. Burdel w głowach Swoją drogą to ten sztuczny terror gwałtu staje się być męczący, a niekiedy też żenujący. Jakiś czas temu spotkałam się z przytykiem ze strony starszego dziada, czy nie boję się chodzić samej do pracy, bo imigranci porywają i gwałcą młode dziewczyny Jprdl Najlepsze jest to, że w okolicy nie ma żadnych imigrantów a dziadziulo zobaczył na swojej drodze Polaka o ciemnej karnacji Ciekawi mnie jednak skąd się bierze w facetach taki nagły lęk o "dobro" kobiet. Do tej pory nie było to jakoś specjalnie spotykane.
  21. AnissemSirch, nie odpisuje (mam jej gg, z którego usunięty jest już avatar i stopka) Wiem, że na forum już dawno przestała zaglądać, jednak może ktoś stąd miał z nią bliższy kontakt (np. nr tel) i wie co się dzieje
  22. Utrzymywałam z nią kontakt, który się urwał. Chciałabym wiedzieć czy nic jej się nie stało.
  23. Czy ktoś ma kontakt ze Srebrną Sową?
  24. Powiedziałam mu wiele złych rzeczy, zdarzały się również wulgaryzmy, obrażanie itd. Straciłam już do niego szacunek. Jednak... Wcale nie jestem z tego dumna. Po ochłonięciu jest mi strasznie wstyd. Po prostu takie zachowanie to według mnie skrajna patologia, którą to właśnie JA reprezentuję. Nieraz po awanturze wręcz modlę się żeby nikt nie był tego świadkiem bo chyba spłonęłabym z żenady. Wielokrotnie już sobie mówiłam, że nie dopuszczę do takiego zachowania następnym razem. Kiedy nadchodzi jednak kolejny raz, to on doprowadza mnie do takiego stanu, że jestem gotowa na wszystko aby tylko się odwalił ode mnie raz na zawsze. Co do seksu... Od kilku lat mojemu facetowi stopniowo spadało libido. Muszę przyznać, że było to dla mnie wyjątkowo frustrujące (tak teraz się zastanawiam czy to głównie z braku seksu, tak się między nami porobiło...) Tabletki anty przestałam przyjmować 4 lata temu. Po prostu nie widziałam sensu ich przyjmowania w przypadku kiedy seks był 1x w tygodniu Z czasem seks stawał się coraz rzadszy. Próbowałam z nim rozmawiać na ten temat, ale zawsze wyglądało to tak, że on odwracał temat i mówił, że tak naprawdę to ja nie chcę seksu To naprawdę absurd Ostatnia rozmowa na ten temat zakończyła się małą kłótnią, albo raczej uniosłam się honorem. Powiedziałam mu, że to jest dla mnie uwłaczające aby się go o to prosić. W konsekwencji od 6 miesięcy seksu nie ma już w ogóle, i nie zapowiada się na żadną zmianę. Hah, a to chyba dopiero zalążek naszego piekiełka Co do prezentów. Jesteśmy już ze sobą ponad 8 lat. To normalne, że kupujemy sobie różne rzeczy, np na urodziny itd. On jednak nie szczędzi mi na to w ogóle kasy. Często miewam skrupuły przed zakupem jakichś rzeczy, on jednak nigdy mi chyba w niczym nie odmówił. Kiedy się zastanawiam nad jakimś zakupem, to on zawsze mi w tym kibicuje . Mój facet jest według mnie strasznym materialistą, przy nim też się tego nabawiłam. Często lubi mi też powiedzieć, że mam wszystko czego chcę, że on mi niczego nie żałuje a ja tylko ciągle marudzę. Kilka dni temu byliśmy w tatrze. Tam nie spodobało mi się jego zachowanie w pewnej sytuacji. Tak naprawdę była to pierdoła ale powiedziałam mu, że więcej nie mam zamiaru z nim nigdzie wychodzić i żeby anulował nasze wszystkie wypady. Po prostu zerwałam naszą ostatnią nić normalności. On zawsze mówił, że ja stawiam wszystko na ostrzu noża, że palę za sobą mosty i najchętniej zawsze i wszystko przekreśliłabym w mig. Myślę, że to prawda... Wiele sytuacji z mojego życia by to potwierdziło. Jednak... Nie widzę sensu w babraniu się w takim gównie. Żeby było inaczej to trzeba umieć naprawiać, ja tego nie potrafię. Myślałam o terapii dla dwojga. On jednak jest temu kategorycznie przeciwny. Co więc począć innego jak nie przekreślić tego co mam? Kot absolutnie nie może ucierpieć Może i jestem choleryczną wariatką ale na kota nigdy się nie złoszczę ani nie krzyczę. Moim priorytetem jest stworzenie mu raju na Ziemi Nikt się nim nie zajmie tak jak ja. Co do terapii indywidualnej to mam pewne blokady... Kopia mojej wypowiedzi z innego tematu
  25. Evia

    Kot czy Pies.

    Z osobistych obserwacji nie wyciągnęłabym takiego wniosku. Co dokładniej masz na myśli?
×