Skocz do zawartości
Nerwica.com

cheiloskopia

Użytkownik
  • Postów

    1 099
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez cheiloskopia

  1. Połączenie browara (o kilku to już nie wspomnę, bo ja "małolitrarzowa" jestem) i blanta ma u mnie fatalne skutki, a przez wzgląd na szczelną w tym temacie głowę - trzymające dwa dni A duży we Wrocku ten cmentarz?
  2. A nie można zarejestrować tak jakby anonimowo (fikcyjne personalia) ?
  3. cheiloskopia

    Przejrzyjcie na oczy.

    Następny wątek jaki założysz powinien nosić tytuł "Zamach w Smoleńsku".
  4. Hipochondrykiem nie jest się przecież od urodzenia - gdzieś to musi brać swój początek. Nie chcę Cie tym stwierdzeniem urazić; pisze tylko, co pomyślałam.
  5. Heh, podniosłeś mnie trochę na duchu - już myślałam, że coś ze mną w tej kwestii "nie halo" M. jest właśnie taki romantyczny... i o ile z początku to było nawet miłe, po pewnym czasie zaczęło mnie wręcz przytłaczać, bo ja nie potrafiłam, tudzież nie chciałam, odwdzięczyć mu się tym samym. Cóż ja poradzę, że wolę się zaśmiewać do rozpuku (a poczucie humoru mam nieco absurdalne) niż patrzeć sobie w oczy. Zresztą ja to w sobie nawet lubię... Nawet w tym wątku gdzieś po drodze napisałam o niecodziennych raczej zainteresowaniach starymi cmentarzami, brudnymi i zaniedbanymi pustostanami, kościołami (tę właśnie pasję rozwijałam z K., a on kontynuuje ją ze swoja nową ukochaną, przynajmniej jeśli o kościoły chodzi). Z M. niekoniecznie się da - nie wejdzie tam, gdzie są pokrzywy, tam gdzie jest brudno od razu najlepiej umyć ręce... Zobojętniały zaraz stwierdzi, że doszukuje się na siłę wad, a mi po prostu brakuje spontaniczności, bo M. wyżej ceni sobie czas spędzony na trzymaniu się za ręce niż robieniu czegoś, co później można by wspominać. Poza tym ja wiem, że dla niego oglądanie rozpadających się nagrobków to żadna frajda i, broń Boże, nie wymagam od niego włóczenia się po cmentarzach (ale nie ukrywam, że tego też mi brakuje).
  6. Brzmisz jak hipochondryk - bez urazy oczywiscie - a nie jak osoba z fobią społeczną.
  7. Zbyt dużo od nas wymagasz, kochanieńki My tu sami zbłądzeni jesteśmy
  8. Może ja tez powinnam swoje oczekiwania przytemperować? Oczekiwanie by zostać wysłuchanym i zrozumianym? Nie sądzę. Widzisz, ja od swojego partnera oczekiwałabym raczej (oprócz zrozumienia i wysłuchania) dwóch podstawowych rzeczy: wierności i zaufania. Moim zdaniem bez powyższych nie da się zbudować trwałej relacji. Poza tym jestem romantyczna jak betonowy słup; niekoniecznie rajcuje mnie sentymentalizm, prezenty bez okazji (nie powiem, że nie lubię dostać róży tak po prostu, ale co za dużo- to niezdrowo), nie lubię wyznań miłosnych powtarzanych sto razy dziennie (zresztą nie należę do osób szczególnie wylewnych), nie lubię przesadnych czułości... Reasumując - wolałabym mieć partnera realistę/optymistę, z którym można konie kraść niż romantyka zasypującego mnie kwiatami wieczorem i pocałunkami o poranku.
  9. W moich okolicach króle stereotyp, że z jednego ze szpitali psychiatrycznych nie da się uciec; mit obalony - znam łebka, który spieprzył stamtąd, w dodatku prosto z pasów. Dotarł do miasta oddalonego jakieś 25 km od szpitala i zadzwonił po rodziców, żeby po niego przyjechali. Kiedy leżał sobie na jakiejś trawce, opalał się i czekał na transport do domu, podjechały... pały, po które jego rodzice zadzwonili, by odwieźli go z powrotem na zamknięty.
  10. filip133 Ja odpisałam, więc pudło
  11. To, że zdenerwujesz się nie zapaliwszy papierosa jest niczym więcej, jak stanem Twojej świadomości - papieros nie uspokaja (a palę 11 lat z hakiem, więc wiem co mówię; palę, bo mi się nie chce rzucić - i tak mam ciężko sama ze sobą, po co mi jeszcze walka z głodem nikotynowym i przyzwyczajeniem do fajeczki rano, wieczorem, po obiedzie, przed obiadem...). Wydaje mi się też, że sam nakręcasz swoje ataki; już dzisiaj obawiasz się ich wystąpienia w stresującej sytuacji we wrześniu. W efekcie wsłuchujesz się w bicie swojego serca i wkręcasz sobie, że coś jest nie tak. I atak murowany.
  12. Może ja tez powinnam swoje oczekiwania przytemperować?
  13. Swoją drogą czasem te kraty to też stereotyp; jeden pijany koleś przywieziony po "esie" wypchnął je najzwyklejszym w świecie kopniakiem (a potem obszedł szpital, stwierdził, że nie wie, co ze sobą zrobić i zadzwonił dzwonkiem, by wpuszczono go drzwiami - taka tam niegdysiejsza gwiazda naszego oddziału).
  14. Po którejś z tych bardziej hardcorowych całonocnych rodzinnych awantur ciśnienie zeszło ze mnie następnego ranka. Współpracownik zaalarmowany nietęgim wyrazem mojej bladej twarzy zapytał, czy dobrze się czuję. Zaczęłam "lecieć przez ręce", do tego ból w klatce piersiowej i kołatanie serducha (a myślałam, że ja jestem bez serca). Lekarz z pogotowia ratunkowego stwierdził częstoskurcze właśnie i odholował moje niemal bezwładne już ze strachu ciało do szpitala. Badania nie wykazały nic konkretnego; ot, kroplówka, zastrzyk i skierowania: do neurologa i kardiologa. Dziś bogatsza w pewne doświadczenia i informacje o sobie samej wiem, że nie były to żadne częstoskurcze, a typowy dla mnie objaw nerwicy. A moja rada dla Ciebie: nie jaraj tyle i unikaj alkoholu, bo widać, że nieźle wpływają na Twój układ nerwowy. Asertin Ci nie zaszkodzi, bo to nie były raczej częstoskurcze.
  15. bonsai Mam wrażenie, że cokolwiek teraz nie zrobię - popełnię błąd. NN4Vzasugerował, że M. jest niedojrzały i niegotowy do życia we dwoje; poniekąd się z tym zgadzam, aczkolwiek ja tez jestem dość mocno zaburzona... Na chwilę obecną chcę po prostu być sama. Dosłownie i w przenośni.
  16. Sek w tym, że ja nie chciałam go przekreślać. Prosiłam tylko o czas. Ciężko mi się ustosunkować do powyższego, bo w natłoku myśli co chwila wygląda to inaczej. Sęk w tym, że nie do końca wiem, co to jest szacunek - przez całe życie raczej niewiele go zaznałam. W moim mniemaniu M. był dla mnie bardzo dobry - aż zbyt dobry i jako kobietę na pewno mnie szanował. Inna kwestia to to, że nigdy nie słuchał, co mówię - zawsze wiedział lepiej.
  17. Raczej zostajesz wmanipulowana w rolę przez jego niedojrzałość połączoną z własnym brakiem asertywności. Jakkolwiek by tego nie interpretować - po prostu nie chcę, pod żadnym pozorem nie chcę wchodzić w żadną z powyższych ról; chciałabym normalnej relacji, w której czułabym się sobą. Nie chcę borykać się ciągle z problemem poczucia winy, a takowe doskwiera mi ciągle - przez wzgląd na M., przez wzgląd na K. ... I wracamy do punktu wyjścia - może terapia nieco wyprostuje tę kwestię.
  18. Witamy w takim razie :)
  19. Bardzo spodobało mi się to, co napisałeś, wiesz? :)
  20. Dobre pytanie - jesteśmy razem czy tez nie jesteśmy... Szkoda, że nie potrafię na nie odpowiedzieć. Myślę, że ja w takiej sytuacji zrobiłabym to, co powiedział Zobojetniały - odeszła bez słowa. On jednak uparcie twierdzi, że chce być ze mną. Poprosiłam go o czas do pozbierania myśli, do złapania oddechu, równowagi (a emocjonalnie byłam zupełnym wrakiem; otarłam się zamknięty oddział psychiatryczny - znowu - z powodu obsesyjnych myśli samobójczych, nasilonych stanów lękowych i ataków paniki). Zamiast pozwolić mi dojść do siebie, zasypywał mnie tekstami jak widać powyżej, napisał list do mojego 12 letniego brata i w ogóle dostarczał mi trochę niepotrzebnej adrenaliny. Za każdym razem prosiłam o czas - trochę cholernego czasu, bo tylko to mi było potrzebne. Ale jak grochem o ścianę... Prosiłam, żeby nie zadawał mi pytań typu "chcesz być ze mną?", bo póki co jestem na etapie walki z samą sobą - żyć czy nie żyć, oto jest pytanie. Cóż, i w tym wypadku nieco się rozminęliśmy, bo pytania tego typu do wczoraj wieczorem regularnie się pojawiały. Poniekąd go rozumiem - powoduje nim strach przed utratą. Jestem jego pierwszą dziewczyną, co tez chyba nieco inne światło na całą sprawę rzuca. Momentami miałam nawet wrażenie, że akurat się trafiłam i jestem - bardzo odbiegam od nakreślonego przezeń ideału kobiety, a mimo wszystko M. nie widzi we mnie żadnych wad (bo spytałam wprost, dlaczego mówi o mnie "idealna" - odpowiedź: bo nie mam wad, co wydaje mi się nienormalne, by u kogoś żadnych niedociągnięć nie widzieć). Chwilami myślę, że pod płaszczykiem miłości w jego przypadku kryje się strach przed samotnością (zresztą często w naszych ostatnich rozmowach, dla mnie niesamowicie męczących, podkreślał, iż całe życie był sam). Bardzo się boję, że wyszedłszy z roli ofiary - wchodzę w rolę oprawcy; teraz to M. jest w stanie znieść wszystko i zrobić wszystko, byle tylko mieć mnie obok siebie; tak jak ja kiedyś.... Tym razem to ja mogę skrzywdzić. Nie chcę tego.
  21. Może załóż dla beki konto i sprawdź? :) może być ciekawie
  22. Hm... Jesteś osoba bardzo impulsywną prawda?
  23. No, właśnie - a ja popełniłam kolejny karygodny błąd, bo zaczęłam wszystko dusić w sobie. Po prostu nie miałam sumienia po raz kolejny wywołać w nim smutku, żalu i poczucia odtrącenia.
×