Skocz do zawartości
Nerwica.com

libertynka

Użytkownik
  • Postów

    1 892
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez libertynka

  1. Obrzydliwe.Oczywiscie dla mnie ...nie rozumiem jak ktos kto ma meza/zone partnera/partnerke z ktorym mieszka, dzieli przestrzen i szuka podniet gdzie indziej. Jak jest niszczesliwy to niech odejdzie a nie przyprawia rogi.Najgorszy typ tchorzostwa jaki znam... byc z kims i szukac kochasiow on twierdzi, że żona też go zdradza, że oboje o tym wiedzą i dają sobie ciche przyzwolenie. nie wierzę w ani jedno jego słowo i dla mnie to też obrzydliwe. pokazywał mi ostatnio na komórce zdjęcie swojej byłej kochanki. i potrafi przyjść mi do pracy i opowiadać, że się wczoraj wydepilował i co to by mi zrobił. nie ma w ogóle żadnych hamulców, żadnego skrępowania. mówię mu bujaj się, ale nie dociera. czekam aż sobie odpuści tak więc romans romansowi nierówny i nie każda kobieta się puszcza :/
  2. a nie pomyślałas o tej drugiej osobie ,że jej podejście do tego Związku miałoby byc może głębsze oczekiwania ? I ,że wtedy mogłabyś tego kogos skrzywdzić,,, to są tylko takie hipotezy , rzecz jasna wystarczy rozmawiać, to nie takie trudne. zawsze najpierw się dużo rozmawia, zanim się coś więcej wykluje. hipotetycznie, jakby mi ktoś powiedział, że się we mnie zakochał, to czułabym się w obowiązku zerwać znajomość, żeby mu nie niszczyć paru miesięcy czy lat życia. chyba, że ja też byłabym zakochana, to już by skomplikowało sprawę. jednak nie wyobrażam sobie bawić się czyimiś uczuciami i wykorzystywać dla swoich celów. i nie umiałabym okłamać że też coś czuję, jakbym nie czuła. ani pakować się w układ bez jakichkolwiek emocji. od paru tygodni znajomy z pracy namawia mnie na romans. wiem, że ma żonę i ją regularnie zdradza. mi wprost oferował, że "zrobi mi dobrze" bo skoro jestem sama to na pewno potrzebuję. owszem, mam potrzeby, ale będę je realizować tylko z kimś wyjątkowym. wolę być sama niż z byle kim, i wolę być z kimś wyjątkowym "tu i teraz" niż być sama czekając na tego jedynego.
  3. Widać że masz coś nie halo w tej kwestii, bo jest dokładnie na odwrót - z każdym kolejnym seksem lepiej poznajesz swojego partnera/kę, intymność się pogłębia, odchodzi wstyd, wiesz gdzie lubi żeby wsadzić a gdzie polizać - każdy kolejny seks jest lepszy od poprzedniego. To właśnie "pierwsze razy" są zazwyczaj nijakie bo obie strony jeszcze są "niezgrane" ze sobą. owszem mam coś nie halo, mam małe doświadczenie i przez ostatnie 3,5 roku z nikim nie spałam, a wcześniej też nie było tego jakoś dużo, chodzi mi o samo pozwolenie sobie na takie relacje a nie pierdolenie się z kim popadnie 7 razy w tygodniu. jakbym teraz poznała kogoś, z kim nie byłoby przyszłości, ale byłaby całkiem dobra teraźniejszość, to bym pewnie chciała pogłębić intymność między nami. czekam już na "tego jedynego" 10 lat i to nie znaczy, że mam przez ten czas odrzucać każdą interesującą znajomość. Mam odmienne zdanie. Ludzie tworzą pewną grupę, opierającą się na pewnych zasadach. Im więcej zasad jest łamanych, tym gorzej społeczeństwo funkcjonuje. Ty chcesz żeby każdy mógł się bez wyrzutów sumienia tylko rżnąć i nie mieć obowiązku zakładania rodziny. Tyle że to jest zajebiście egoistyczne podejście, bo, jak już pisałem, w szerszej perspektywie - to doprowadzi do wymarcia naszej cywilizacji. Naprawdę, dla ciebie to tylko "pójść do łóżka czy nie pójść", ale w szerszej perspektywie to jest część walki o przetrwanie gatunku. nie ma obowiązku zakładania rodziny. rodzinę się zakłada z potrzeby i chęci a nie z obowiązku. zasady zawsze były i zawsze były łamane. każdy sam podejmuje decyzje i ponosi konsekwencje, nic na to nie poradzisz. kto chce, ten będzie się rżnął z kim popadnie, kto chce poczeka na kogoś wyjątkowego.
  4. i teraz zakładasz, ze każdy seks bez miłości jest taki, a jak dziewczyna z kimś pójdzie do łóżka, kto nie jest jej mężem lub stałym partnerem, to jest puszczalską dziwką. może schowaj swoje wyrzuty sumienia gdzieś głęboko i daj innym ludziom żyć i cieszyć się sobą nawzajem. seks nie jest niczym złym, może ten pierwszy raz jest wyjątkowy, i każdy pierwszy raz z nowym partnerem jest wyjątkowy, i w stanie zakochania jest wyjątkowy. a poza tymi sytuacjami seks jest tylko seksem, ludzie to robią i z czasem cała ta magiczna otoczka znika. jak masz stałego partnera i robicie to regularnie to chyba nie oczekujesz, że za każdym razem będą fajerwerki na miarę 'pierwszego razu'. ludzie mają potrzeby i mają prawo je realizować bez wyrzutów sumienia. na prawdę nie trzeba do tego silić się na super poważny związek i wielką miłość. to jest samooszukiwanie się.
  5. jestem schizotypem, mam wdrukowaną oryginalność, nigdy nie zgodzę się na bylejakość w życiu. nigdy "wychowanie dzieci na porządnych ludzi" nie będzie moim jedynym powołaniem, nigdy nie będę jedynie żoną swojego męża i matką polką. możesz mnie z tego powodu oceniać jak chcesz. przedstawiłam moje zdanie na temat związków i nie jest ono wyssane z palca, jest na podstawie moich doświadczeń.
  6. Czytam i ręce mi opadają. Jak nic chyba nie warto szamać leków, łazić na terapie tylko sobie w łeb strzelić od razu, skoro kobiety mają w dzisiejszych czasach takie podejście do związków - żeby od początku zakładać że "nic nie trwa wiecznie"... Takie "używanie sobie przez dwa miesiące czy pół roku" to jest właśnie zwykłe puszczalstwo, parodia związku, ruchajnia na full. A już "najfajniej" jest jak sobie jedna strona założy że to tylko "przelotna znajomość" a druga strona będzie chciała czegoś trwalszego. No po prostu ekstra wizja, poznaję jakąś pannę, podobamy się sobie, coś się zaczyna, a po pół roku pannie spodobuje się ktoś inny i mówi mi "nara" bo "to nie było nic wiążącego"... No super po prostu. "Oczekiwania zabijają związki" - gówno prawda, to brak odpowiedzialności i umiejętności komunikacji zabijają związki. nie wiem gdzie przeczytałeś o ruchaniu na full, ale ja zupełnie co innego miałam na myśli. pisałam o tym, że więź między facetem a kobietą nie musi być od razu miłością po grób, ale to nie znaczy, że automatycznie będzie puszczalstwem czy mechanicznym seksem. widzisz tylko czarne i białe, a życie pokazuje milion odcieni szarości. zapewne chciałbyś spotkać dziewicę i stworzyć z nią jedyny słuszny związek małżeński, a ona nie może mieć innych facetów bo to by znaczyło, że się puszcza. otóż jak trochę pożyjesz to się przekonasz, że ludzie takie miłości po grób już przeżyli, skończyło się, zobacz ile jest rozwodów, myślisz, że ci wszyscy ludzie nie czują się oszukani? myślisz, że po rozpadzie poważnego związku pakują się w kolejne poważne związki "na zawsze"? i że w ogóle są w stanie w to uwierzyć? poza tym, pisałam o przyjaźni, ale tego już nie doczytałeś. masz w głowie jeden słuszny schemat relacji między kobietą a mężczyzną i nie dociera do Ciebie, że można inaczej, i to inaczej wcale nie będzie gorsze. nigdzie nie napisałam o bawieniu się kimś, oszukiwaniu czy wykorzystywaniu ani nawet o niezobowiązującym seksie. pisałam o uczciwej relacji opartej na przyjaźni, która nie kończy się nigdy złamanym sercem, która nie jest niczym złym ani grzesznym, ani niemoralnym. jest uczciwym postawieniem sprawy, powiedzeniem sobie nawzajem: ok, może nie kochamy się na zabój, ale lubimy się, lubimy ze sobą przebywać, dlaczego to skreślać? nie trzeba od razu iść ze sobą do łóżka, ale można. bez oszukiwania się, bez ślepej wiary w miłość. miłości trzeba się nauczyć, mało kto potrafi kochać, każdemu się tylko wydaje, szczególnie jak jest zakochany. a miłość polega na tym, że pozwolisz komuś odejść, nie trzymasz go w klatce. więcej jest miłości w dobrej przyjaźni niż w związku dwóch osób wierzących w ideały. przyjaźń nie rozczaruje, bo nie zakłada czegoś wiecznego, nie zakłada kryształowej miłości bez skazy. to, o czym piszesz jest całkowitym zaprzeczeniem tego, co ja mam na myśli. nigdy bym nie oszukiwała siebie ani kogoś robiąc plany na całe życie, zamykając drzwi związku. lepiej mieć prawdziwą i szczerą relację tu i teraz, która może, ale nie musi przerodzić się w poważny związek. a jeśli się przerodzi, to będzie to najlepszy związek z możliwych. i tylko taki jest dla mnie wart zaangażowania.
  7. White Rabbit, ja Ci coś później napiszę, teraz nie mam jak, bo zepsuł mi się samochód i muszę ogarnąć sytuację, ale pamiętam żeby odpisać :)
  8. aardvark3, zależy jakie to będzie przytulenie i jak długo będzie trwało. po całonocnym przytulaniu będziesz rozwalona i masz to jak w banku. a jak to będzie krótkie przytulenie, bo będziesz chciała więcej i więcej, aż do rozwalenia siebie na drobne kawałeczki. no, ale może spróbuj
  9. White Rabbit, wiem, że to jest pociągające. ale to odrywa od świata. odlatujesz coraz dalej i tracisz kontakt. ustal sobie priorytety. chcesz normalnie żyć, uczyć się, pracować, normalnie spać i mieć znajomych to rzuć to. w przeciwnym razie pogrążysz się w świecie własnych odczuć i nie znajdziesz drogi powrotnej. jak Alicja w krainie czarów przejdziesz na drugą stronę i się zgubisz. a później możesz stracić kontrole nad tymi stanami i co wtedy? ja zawsze się orientuję jak wchodzę za głęboko i trudno mi wrócić do świata, czasem trwam sobie w tym stanie jeden wieczór, ale bywało też, że wsadzałam sobie łeb pod zimny prysznic, żeby się otrząsnąć z tego i "wrócić". u mnie melancholia jest taką zapowiedzią, że coś się zaczyna dziać. w sumie większość życia balansuje sobie na granicy, niby stoję po stronie życia ale palce jednej nogi wsadzam w głąb siebie. -- 16 sty 2014, 01:15 -- nad wolą też można pracować. ale o autoagresji niewiele wiem, bo jej za bardzo nie doświadczam.
  10. White Rabbit, mi pomaga prowadzenie zeszytu. próbuję samej sobie udowodnić, że się mylę i że te wszystkie rzeczy tylko mi się wydają. a co do wywołania tragedii to Ci nie podpowiem, bo ja tak nigdy nie miałam. skup się na realnym życiu, nie zwracaj uwagi na energię, o ile się da. tak na prawdę siła woli jest silniejsza i jesteś chroniona przed wszelkimi atakami. pomaga też modlitwa, niekoniecznie do Boga, może być do anioła opiekuna czy nawet rozmowa z własną podświadomością. no i wolna wola, która jest takim pierwszym prawem, nią możesz odrzucić wszelkie negatywy.
  11. White Rabbit, nikt nie potrafi czarować, chyba że kobiety facetów :) -- 16 sty 2014, 00:46 -- Inga_beta, nie będę się sprzeczać, toż nie ma to znaczenia :)
  12. aardvark3, żeby jeszcze teorię zastosować w praktyce a nie zawsze się udaje no i ta odwieczna potrzeba miłości :/ lepiej słuchać (zwierzęcych ) instynktów niż podszeptów podświadomości.
  13. Inga_beta, moim zdaniem najwięcej "rozwijających się" to schizotypy, bo mają predyspozycje do odczuwania tych nadnaturalnych zjawisk i biorą je za realne
  14. kurde, dokładnie tak! po co tworzyć zobowiązania, które prędzej czy później kogoś przerosną, lepiej cieszyć się chwilą, która przeminie, a nie zostawi po sobie rozwalonego życia i serca w strzępach. pamiętam jak mnie mój pierwszy facet zostawił, a byłam wtedy studentką 2 roku, poznałam chłopaka i do tego prawiczka, oboje mieliśmy podłe nastroje, depresję, była zima, mi się żyć nie chciało, on akurat zaczął się leczyć więc też był przybity prochami. ani to miłość nie była, ani nie wiadomo co. nikt niczego nie oczekiwał, absolutnie żadnych planów, ustaleń, po prostu pewnego dnia przyszedł i został. i później przychodził kilka miesięcy. przez myśl mi nie przeszło zastanawiać się co do niego czuję, ani co on do mnie czuje. po prostu rodzaj przyjaźni, bo autentycznie się lubiliśmy, ale bez egzaltacji. najlepszy okres w życiu. żadnych stresów czy wątpliwości. a na dodatek mam pewność, że on mnie zapamięta do końca życia, bo potwornie bał się seksu, a ja chyba wzbudzam zaufanie no i co tu dużo mówić, oboje wspominamy to bardzo dobrze, nikt nie miał złamanego serca, ja nawet nie pamiętam kiedy i jak to się skończyło. mam bardzo miłe wspomnienia bez cienia pretensji czy żalu. romanse są ok! po związkach się cierpi, a romanse się wspomina z cieniem uśmiechu na twarzy. ile razy się zaangażowałam emocjonalnie, tyle razy mnie facet skrzywdził. po co się okłamywać, że będzie cudownie i do końca życia. po co się zastanawiać, czy to jest ten jedyny, a później się rozczarować, że wymarzony ideał nie jest taki idealny. nie chcę miłości bez przyjaźni. bo fascynacja zniknie po 2 latach, później się ludzie męczą jeszcze jakiś czas ze sobą, bo nie chcą przyznać, że miłość się skończyła. idiotyzm i robienie sobie krzywdy. przyjaźń to podstawa. i nie zamykanie się w klatce wydumanych ideałów.
  15. też tak myślę. a nawet więcej, większość moich związków wyglądała w ten sposób, czyli przyszłości nie ma, cieszymy się sobą póki możemy. decyzje "na całe życie" są trudne i stresujące. lepiej zbierać miłe chwile, doświadczać życia a nie skazywać się na schemat. nie mam oczywiście na myśli puszczania się z kim popadnie, ale jak dwoje ludzi czuje coś do siebie i iskrzy między nimi, to w imię czego sobie odmawiać? nawet jakby to miało potrwać tylko 2 miesiące czy pół roku czy rok, myślę że jak najbardziej warto. tylko nie wmawiać sobie nie wiadomo jakiej miłości. miłość ma różne odcienie i nie trwa wiecznie. trzeba być świadomym, że to się kiedyś skończy i tylko od nas zależy czy skończy się bezboleśnie - po prostu się wypali i zostanie przyjaźń. oczekiwania zabijają związki. brak oczekiwań może niespodziewanie zaowocować czymś ciekawym, co się po latach miło wspomina. co do różnicy wieku to moim zdaniem takie związki, jeśli miałyby być na poważnie, nie są dobrze rokujące. zdziwiłabym się, gdyby to przetrwało. nie mówię, że to niemożliwe, ale cholernie trudne. można sobie wmawiać, że to jest poważny związek i brać pod uwagę bolesne zakończenie za parę miesięcy/lat, a można po prostu cieszyć się wspólnymi chwilami tu i teraz, bez jakiegoś wielkiego zaangażowania uczuciowego. zresztą, zawsze mówiłam, że na przyjaźni się buduje, związki się rozpadają a przyjaźnie trwają. przyjaźń nie ma takich oczekiwań jak miłość. a jeśli do przyjaźni dołączymy niepohamowany pociąg seksualny to jest duża szansa na spędzenie miłych chwil, doświadczenie różnych rzeczy, ale bez złamanego serca na koniec. takich przeżyć się później nie żałuje. NinaLazur, jak czytam Twoje wypowiedzi to wydaje mi się, że się jeszcze sporo nacierpisz przez zbytnie angażowanie się, ale jak będziesz po 30 to może dojdziesz do tego, że angażowanie się na 30% jest czasem lepsze od takiego na 100% no i lepiej żyć i coś przeżyć, więc żyj.
  16. tez kiedyś brałam zyprexę, jakieś 12 lat temu, jeszcze niepełnoletnia byłam. źle to wspominam. w jakim byłeś wieku kiedy miałeś próbę samobójczą?
  17. Kestrel, chciałabym, ale nie mam siły teraz na szybko uczyć się angielskiego i zastanawiać się skąd wytrzasnąć 500euro. poczekam jeszcze, tzn wiem że chcę to zrobić tylko jeszcze nie wiem kiedy, czy w tym roku czy np za rok w styczniu na urodziny. zobaczymy.
  18. Inga_beta, wiem o tym zaburzeniu od paru miesięcy a w rozwój duchowy bawiłam się jakieś 7 lat temu, zamiast medytacji była hipnoza i autohipnoza prowadząca do relaksu. afirmacje też na mnie źle działają, bo mój umysł krzyczy, że to nieprawda. a wiesz, patrząc na ludzi zajmujących się rozwojem duchowym to są to w większości osoby zaburzone.
  19. Kestrel, no gdzie? bo ja tam nie widzę speca od akwarelowych tatuaży
  20. Indifference1, mothyl, nie znacie jej, jest dosyć drażliwa a mi zależy na dobrej atmosferze w domu. przecież jesteśmy na siebie skazane i nie mamy gdzie uciec. liczę tylko na to, że szybko jej spowszednieje i przestanie opowiadać ze szczegółami. jak nie mogę wytrzymać to wychodzę. no i organizuję coś sobie, żeby nie być samemu. w tym tygodniu mam się spotkać z kolegą, a w weekend jadę na szkolenie. a później się coś wymyśli, żeby nie siedzieć w domu i nie zamulać.
  21. Inga_beta, polegał bardziej na rozwijaniu siebie. panowanie nad złymi emocjami, uczenie się wybaczania, myślenia pozytywnie o innych, postrzeganiu złych rzeczy jako lekcji a ludzi jako nauczycieli, no i praca z energiami, wizualizacje, ćwiczenie odczuwania coraz bardziej i bardziej, wszystkimi zmysłami. wysyłanie energii innym. oczyszczanie siebie z negatywnych emocji, przeżyć, oczyszczanie energetyczne ciała (coś jak bioenergoterapia). i jeszcze inne rzeczy. tylko to nie był żaden program w szkole, po prostu spotkałam na swojej drodze odpowiednich ludzi i na zasadzie znajomości, wspólnego spędzania czasu, robiliśmy różne rzeczy. każdy był na innym etapie i wiedział co innego. to taki wspólny rozwój i uczenie się od siebie wzajemnie. był wśród nich człowiek, którego spokojnie można nazwać nauczycielem duchowym z racji większego doświadczenia. no i samo obcowanie z nim, przy codziennych sytuacjach, takie proste przekazy, pokazywanie lepszej drogi, wyjaśnianie, rozmowa. on tak naprawdę też się ciągle uczył. reszta też miała na mnie wpływ i też się od nich uczyłam. no i nigdy nie chodziło o samo rozwijanie umiejętności. one miały przychodzić lub nie przychodzić same. były efektem ubocznym ale wcale nie koniecznym. czasem nawet przeszkadzały. i istniało realne zagrożenie załamania psychicznego. wyobrażasz sobie np że Ci się otwiera trzecie oko i zaczynasz widzieć duchy? codziennie i wszędzie? i nie umiesz tego kontrolować (zamykać)? zdecydowanie lepsze jest twarde stąpanie po ziemi, bez żadnych paranormalnych zdolności.
  22. Indifference1, ale ja z nią mieszkam. nie wyobrażam sobie, żeby ona to miała dusić w sobie, w swoim pokoju. a ja jej się nie zwierzam ze swoich wszystkich problemów ani tym bardziej nie mówię co czuję.
  23. Candy14, dzięki, Indifference1, jakim bym była człowiekiem jakbym jej powiedziała, że ma się zamknąć bo ja tu cierpię? nie umiem się cieszyć więc chociaż jej słucham. szczęście jej uszami wychodzi, a ja dobrze ukrywam swoje prawdziwe uczucia. i wszyscy są zadowoleni. no oprócz mnie, ale co tam ja.
  24. Indifference1, nie powiem jej, nie chcę jej tego psuć, niech się cieszy a ja jakoś wytrzymam. poza tym trochę jej dawałam do zrozumienia, ale ona jest po uszy zabujana i nie potrafi myśleć o niczym innym.
×