Skocz do zawartości
Nerwica.com

deader

Użytkownik
  • Postów

    4 886
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez deader

  1. Ja zdecydowanie lepiej czuję się wieczorem i nocą, w ciągu dnia gorzej, a poranki to już w ogóle tragedia. Pewnie jest jakieś chemiczne wytłumaczenie, ale na chłopski rozum: rano się budzę i wiem że czeka mnie dzień tortur, wieczorem dopada mnie ulga bo dzień mam już za sobą. W weekendy jest łatwiej bo nie muszę się zrywać o 6 rano, ale generalnie jest podobnie - dużo lepiej czuję się o 21 niż o 16.
  2. deader

    Błędne przekonania

    Candy14, Luktar, ale za to ile kasy teraz za takie nieruszone antyki na ebayu mogą nastukać
  3. Jak nic niespodziewanego nie wyskoczy to po raz pierwszy w tym tygodniu wyjdę z pracy po normalnych 8 godzinach, bez kiblowania
  4. Nie byłbym w 100% pewien - uniwersalny język Wszechświata to matematyka, będąca "głosem" fizyki; skoro zaś naukowcy cały czas pracują nad teoriami wielkiej unifikacji, to być może kiedyś dotrzemy do "granic" tego kosmicznego języka?
  5. Ja się różnię w swoim podejściu od niego tym, ze wyjątkowość a wzniosłość jest dla mnie czymś rozdzielnym. Polacy rozstrzeliwani w Auschwitz nie byli nikim wyjątkowym, ale gdy ginąc śpiewali "Jeszcze Polska nie zginęła" nadawali momentalnie wzniosłość swojej egzystencji bo umierali w duchu potężnej idei jaką jest Naród. Są też osoby wyjątkowe jak Paris Hilon, ale nie mające ze wzniosłością nic wspólnego Poza tym ciężko nie nazwać mi wzniosłym to że jesteśmy w stanie obserwować wszechświat, bo to tylko jeden z elementów najważniejszej całości - zrozumienia Wszechświata, docieknięcie jak dokładnie funkcjonuje, może właśnie po to by w którymś momencie zainicjować kolejny dzięki zdobytej wiedzy. Jak pisałem zasada antropiczna odpowiada raczej na pytanie "dlaczego?" ("dlaczego wartości początkowe Wszechświata były takie a nie inne") a nie "po co" ("po co wartości początkowe..."). Nie mówi że celem ludzkości jest badanie wszechświata, odpowiada na pytanie dlaczego w ogóle mamy możliwość go obserwowania. Bo odpowiedź nie jest taka oczywista - żyjemy w odpowiednim miejscu i czasie żeby móc obserwować, bo np. za 5 miliardów lat i w innym miejscu w kosmosie moglibyśmy nie mieć możliwości badania ze względu na zbyt osłabione już echa Wielkiego Wybuchu. Jak dla mnie to są bardzo inspirujące myśli, nie wiem czy jest w tym coś wzniosłego czy nie, i prawdę mówiąc nie obchodzi mnie to - jak dla mnie najlepszą odpowiedzią na temat naszego Wszechświata byłoby potwierdzenie że jesteśmy tylko "brudem pod paznokciem olbrzyma", ta totalna niewzniosłość w ogóle by mi nie przeszkadzała :) Obejrzę w domu, wspomnę tylko że wielu fizyków nie cierpi tej idei Też w domu będę musiał całość dooglądać, bo wczoraj wytrzymałem tylko połowę - nie znam hiszpańskiego więc miącha mi mózg kiedy głos zabiera prowadzący
  6. Zwłaszcza jak ktoś ma taką zajawkę i o tym ma chęć poopowiadać językiem zrozumiałym dla każdego bez skończonych studiów bilogicznych Więcej się tu ciekawych rzeczy o pająkach dowiedziałem niż przez 4 lata liceum O proszę, byłem przekonany że faktycznie żrą ptactwo, tyle że nie w pajęczynę łapiąc, a polując jak kot czy inny ptakożerca... Człowiek się uczy całe życie
  7. Tak, ale to mi robiło zbyt wiele dylematów, typu: postawić zespół Carnivore obok Type O Negative, bo w obu śpiewał Steele, czy położyć je w odpowiednich przegródkach, bo prezentowały dwa odmienne style?
  8. To już się oliwką nie smarują? Gdzie tam młodych metali stać na oliwę? Na szczęście nie mam takich dylematów, Pink Floyd spokojnie może stać koło Pantery, Metallica obok Megadeth a Blues Brothers obok Blood Vomit
  9. Dlatego nie mówię żeby tępić religiĘ, jedną konkretną, tylko religiE, wszystkie jak leci
  10. Czy to trochę nie sprzeczne..? W państwach islamskich bezkarnie morduje się tysiące chrześcijan. Jak to porównywać do tego że ludzie w internecie narzekają na jakąś religię? To jak pisanie o zagładzie Żydów, a postawienie obozu koncentracyjnego w mojej opinii. Jest też pewien szczegół - oni mają faktycznie państwa islamskie, natomiast my mamy państwo świeckie, z dominującą religią chrześcijańską, odłam KRK. Tym samym u nich jest prawo szariatu i nie dziwne że za takie pierdółki zabijają ludzi. Gdybyśmy i u nas mieli państwo katolickie, to czekałyby nas egzekucje homoseksualistów, onanistów, heretyków, cudzołożników - powrót średniowiecza w całej chwale. Więc sorry, ale religie trzeba tępić, jak tylko się da, inaczej one wytępią każdego kto myśli. Nie chcę żeby Ziemia znów stała się płaska. Natomiast co to zamieszczonego wyżej tekstu dewaluującego "niesamowitość" kalek, to w 90% (co najmniej) się zgadzam.
  11. Ale... po co? Naprawdę, temat przesady w klasyfikowaniu muzyki nie jest warty jakichś głębszych rozmyślań, to są sprawy indywidualno-preferencyjne. Tak jak niektórzy dzielą kobiety na blondynki, brunetki i rude; na szczupłe, chude, puszyste i grube; na niskie, wysokie, średniego wzrostu; na... no, multum. A ja - dzielę na ładne i brzydkie Patrzę na ogół cech zewnętrznych (bo tylko te w tej chwili rozpatruję, nie mówię NIC o wnętrzu, charakterze) i decyduję czy mi się podoba czy nie. Tak jak z muzyką - słucham kilku nut i słyszę czy mi się podoba, słyszę - czy rock'n'roll (pozytywna nuta) czy gówno (denna nuta). Kiedyś za młodu się w to bawiłem, kolekcję kaset układałem "gatunkami". Ale okazało się szybko że albo będę tworzył osobne półki na pojedyncze kasety z gatunku np. brutal-death-grind, albo wszystkie je upchnę alfabetycznie, co będzie łatwiejsze w późniejszym odszukaniu. Czy dokładniejsze szufladkowanie nie ma sensu - nie byłbym taki pewien, niektórym to pomocnym jest, jak dziennikarzom muzycznym, czy samym zespołom, które używają tego jako elementu kampanii reklamowej (nowy gatunek muzyki zazwyczaj dobrze robi na sprzedaż, ot, żeby wspomnieć zjawisko znane jako grunge). Może dla 15-latków toczących boje na suche klaty o to czy Manowar to power- czy hero- czy epic-metal. Ale dla mnie osobiście - to strata czasu. Młodsi mają ten czas, ja nie za bardzo. Nie przeszkadza mi że winyl Black Sabbath stoi u mnie tuż koło Megadeth i Frankie Goes to Hollywood. Ekstra, napisałem że nie warte to jest głębszych przemyśleń i referat jebłem, oh my
  12. Czyli... te dranie kiedyś były jeszcze większe?
  13. Yyy... nic? Trochę to zbyt mało znaczące, żeby podejmować z tego powodu jakiekolwiek działania; co innego jakbyś nie lubiła np. nazywania ludzi zwierzętami, wtedy próbowałbym jakoś cię "oświecić" że biologia lokuje nas w królestwie zwierząt i nie ma co się na to zżymać. Wewnętrzny system oceniania naszych czynów i przewidywania ich wpływu na nasze samopoczucie.
  14. I to wielokrotne i z premedytacją
  15. Az mi się przypomniał zeszłoroczny chleb megaziarnisty Wioli, ehh :/
  16. Hehehe aż zacząłem z ciekawości grzebać po internetach i znalazłem coś takiego: http://www.elondyn.co.uk/newsy,wpis,12160
  17. Ja nie postrzegam twoich wypowiedzi jako bardziej chaotyczne niż moje :) Te rozważania są naprawdę niełatwe i niejedną książkę o nich napisano, a my próbujemy to skondensować w relatywnie krótkim wpisie na forum. Nieuniknione są pewne skróty myślowe i nie do końca dobrze dobrane słownictwo czy chaos myśli, jestem pewien że fizyk, biolog czy filozof który by mnie czytał rwał by sobie włosy z głowy
  18. Momentalnie zacząłem się zastanawiać ile jest na świecie kobiet-reżyserek porno?
  19. deader

    Aborcja

    Nie, ale partie polityczne to nieco inna sprawa niż religie. W ogromnej większości przypadków religia zostaje nam narzucona przy narodzinach - wychowujemy się w wierze naszych rodziców. Natomiast przynależność do partii politycznej jest już świadomym wyborem - decydujesz się dołączyć do ugrupowania które propaguje zestaw pewnych określonych wartości. Partie prawicowe mają interes w tym żeby rodziło się jak najwięcej ludzi - bo to przecież ich przyszli niewolnicy Ale jako że nie można tego ludziom tak wprost przekazać, to posługują się retoryką kościelną i "świętością życia"... Wypadałoby najpierw więc odpowiedzieć sobie na pytanie "czy partie prawicowe składają się wyłącznie z katolików", albo wręcz "czy partie prawicowe składają się tylko z przeciwników aborcji" - i oczywiście odpowiedź nie może brzmieć "tak", ponieważ jakaś część z tych ludzi głosuje wbrew swoim przekonaniom, ale zgodnie ze swoimi interesami.
  20. Tak, to jest ciekawy przykład z tymi bliźniakami, choć nie wiem czy sam ugryzłbym to od takiej strony. Odmienność na poziomie psychicznym jawi mi się jednak raczej jako nieprzewidywalna, mam na myśli hmm, "wyższą psychikę" raczej niż podstawowe odruchy, takie, które czynią nas - jak wywodziłem - takimi samymi. W bardziej ogólnikowym podejściu bliźniaki są wyjątkowym potwierdzeniem tego że jesteśmy u podstaw tacy sami - mają więcej wspólnego kodu genetycznego ze sobą niż z choćby sąsiadem (no chyba że... ), a przecież i z sąsiadem i z mieszkańcem innego kraju więcej mają wspólnego kodu genetycznego niż z przedstawicielami innego gatunku, nawet dość bliskiego jak szympansy. Nadal jednak z jednego może wyrosnąć bandyta a z drugiego... no, chciałem napisać "prawnik" ale nie jestem przekonany czy to zawsze do końca przeciwieństwo Ale wiadomo co mam na myśli chyba Jednocześnie wierzę że tą nieprzewidywalność da się zmniejszyć poprzez badania, dlatego sfery naukowe zajmujące się badaniem mózgu uważam za jedne z najbardziej potrzebnych. Na dziś wydaje się nieprawdopodobnym żeby po urodzeniu zajrzeć w mózg dziecka i orzec że wyrośnie na bandytę czy niebandytę. Ale tak jak zdekodowaliśmy DNA i dzięki temu każdy kto ma chęć (i kasę :/) może sobie wykonać analizę swojego kodu genetycznego i dowiedzieć się czy posiada w "planach budowy" elementy odpowiedzialne za przeróżne schorzenia. Nadal nie jest to co prawda wynik ostateczny typu "umrzesz na raka płuc", ale przybliża go, podając informację czy dany osobnik ma większe genetyczne prawdopodobieństwo na zachorowanie na raka. Można dzięki temu zacząć planować życie, aby jak najlepiej wykorzystać siebie jako "konstrukcję", wiedzieć gdzie jej nie nadwyrężać, a gdzie można sobie na to pozwolić. Ufam że podobnie będzie z mózgiem i kiedyś dzięki badaniom będzie można podobnie stwierdzić że ktoś będzie miał warunki do przejawiania skłonności do stosowania przemocy, czy też nie. Zgadzam się w pełni z drugą częścią, natomiast czy takie rzeczy jak dyskryminacja czy brak zrozumienia to podstawowe ludzkie odruchy..? Skłaniam się ku odpowiedzi, że nie. Dla mnie to już "kolejne pokolenie", ba, nie wiem czy można je nazwać odruchami. Postrzegam je jako wyrosłe na odruchach mechanizmy, które pojawiły się później na linii czasowej. Żeby wyrobić sobie brak zrozumienia, trzeba najpierw wyrobić samo zrozumienie. Nie nazywałbym tego odruchami, to są mechanizmy które wykształcone zostały w reakcji na zmieniającą się rzeczywistość. Niemniej myślę że jak najbardziej możemy wyplenić sprawy typu dyskryminacja, pytanie ponownie - czy zostawiamy to naturze, czy bierzemy się za radykalne kroki żeby zobaczyć efekty już, zaraz, teraz Do reszty pozwolę sobie się nie odnosić bo po prostu się w większości zgadzam
  21. Dlatego właśnie mnie moje indywidualne małe znaczenie dla wszechświata przestało przerażać Dla mnie też ten cytat brzmi nieciekawie... Sama treść wydaje się - jak ją odpowiednio "przefiltrować" - nie całkiem bezsensowna. "Mózg jest obserwacyjną płaszczyzną dla wszechświata" na przykład - no, nie ma się co spierać, mózg jest narządem wysoko wyspecjalizowanym, między innymi w pełnieniu roli obserwacji, ma całkiem sporą płaszczyznę - wszystko się zgadza; tylko bez wydźwięku "hokus pokus"... "Jesteśmy oczami wszechświata patrzącymi na siebie" - no znów prawda, w praktyce składamy się z atomów które milenia temu były gwiazdami, zajmujemy się dość mocno obserwacją samych siebie - znów prawda, odarta z poetyckiej otoczki może, ale prawda. Problem mam z tą właśnie otoczką, bo jest zbędna, zmienia sens całości, nie wnosi nic do równania, nic konkretnego nie mówi. Prostota jest najpiękniejsza i najprostsze rozwiązanie zawsze jawi mi się z większą "gracją" niż rozwiązanie odwołujące się do rzeczy niepoliczalnych. Nie przemawiają do mnie argumenty strony stawiającej na tą duchową, nadprzyrodzoną, czy jak kto chce nazwać, otoczkę. Dawkins to tam fajnie ujął, że on docenia naukowców, którzy ciężko pracują, aby przekazać wyniki swoich badań zrozumiale, używając poprawnego i sensownego języka, zamiast takiej "słownej sałatki" i naukowego żargonu wyjętego z kontekstu Muszę się zgodzić - może jestem tępakiem z matmy i z fizy, ale wiem że jeśli bym się zawziął, to wyedukowałbym się na tyle żeby np. stałą Plancka rozumieć nie tylko jako koncepcję, ale umieć samodzielnie wyprowadzić jej wzór. Po przeciwnej stronie stoją duchowi przywódcy, których dzieła mógłbym zgłębiać latami a i tak mógłbym nigdy nie zaznać oświecenia Zasada antropiczna jest jeszcze czymś innym niż wszechświat mający cel, czy wszechświat posiadający obiekty mające cele - bo zgodzić mogę się i z jednym i z drugim, ot choćby przemawia do mnie koncepcja że celem wszechświata jest zaistnienie jako przestrzeń w której będzie mogła funkcjonować fizyka, która może też - i tu "wchodzi" zasada antropiczna - zaowocować obiektami posiadającymi "cele" czy ogólniej mówiąc - posiadającymi specyficzne charakterystyki. Zasada antropiczna brzmi dla mnie ciekawiej niż przewodnictwo duchowe, ponieważ daje (relatywnie) proste odpowiedzi na pytania związane np. ze stałą Plancka, czyli kwestie związane z balansem materii podczas Wielkiego Wybuchu - fizycy napocili się nad wyliczeniami i w końcu wyszło im że przy innych wartościach początkowych wszechświat nie wyglądałby tak jak wygląda. Powstała oczywiście rozkminka - "to wygląda tak celowo, jakby ktoś to zaprojektował, to nie wygląda na przypadek". Zasada antropiczna odpowiada na to w skrócie: takie a nie inne wartości początkowe, ponieważ gdyby były inne, nie moglibyśmy zaistnieć i ich zarejestrować. To jest takie proste, takie eleganckie. Idealnie odpowiada na pytanie "dlaczego". Pytanie "po co" - to już inna broszka Osobiście zaczynam rozważać koncepcję że celem wszechświata jest stworzenie płaszczyzny (metaforycznie oczywiście) dla zaistnienia fizyki, po czym replikacja poprzez wytworzenie obiektów będących w stanie pojąć jej (fizyki) działania i zreplikować je we własnym zakresie. Czyli jakaś tam koncepcja Wielkiego Projektanta w tle, można powiedzieć, przemyka. Jestem w stanie wyobrazić sobie że nasz wszechświat jest małym eksperymentem w znacznie "wyższym" świecie, tak samo jak to że któregoś dnia sami - no, rękoma naukowców w sensie - zainicjujemy powstanie następnego wszechświata. Chciałbym tu odróżnić tą koncepcję od tego co opisuje pan Chopra - zakłada on zdaje się że w sensie istnienia wszechświata jest jakiś wyższy cel z mocno spirytystycznym posmakiem. Ja za sens istnienia wszechświata byłbym gotów uznać uczestnictwo w eksperymencie - nie sądzę żeby cel był taki jaki nam się wydaje. Nie wydaje mi się żeby jeśli jakaś wyższy byt stworzył wszechświat, to po to żeby go "uduchowić" i "poznać siebie". Tak jak my nie zderzamy hadronów po to żeby zbawiać atomy - my szukamy odpowiedzi na pytania związane z fizyką. Więc w pewnym sensie - nie znaczymy nic zgoła Ale w innym - znaczymy wszystko, bo jesteśmy jedyną znaną nam formą życia zdolną do prób badania świata i wykorzystywania tych badań do własnych celów. Jeśli nawet nie jesteśmy w kosmosie sami, to i tak należymy do "wybrańców" bo generalnie w kosmosie więcej życia nie ma niż jest. To z automatu ustawia nas jako "zwycięzców". Nie potrafię więc wysnuć z tego myśli które by mnie zwiodły na ponure manowce jak Brassiera On tam ne stwierdza jak dobrze zrozumiałem "zanim wezmą się za paranormalne niech wyjaśnią normalne" tylko żeby wyjaśnili normalne zanim będą krytykować paranormalne - w końcu przecież żaden naukowiec nie zajmuje się tym co paranormalne Generalnie to wyzwanie całkiem dobre, przydatne, jeśli się odrzuci "pijarowy płaszczyk". W wyzwaniu nie ma faktycznej chęci żeby ktoś naukowo opisał świadomość, jest raczej swego rodzaju próba "uciszenia". Jemu jest na rękę żeby nikt tego naukowo nie udowodnił, bo przecież wtedy robotę by stracił
  22. Niby tak - a z drugiej strony przychodzą mi od razu do głowy wszyscy Neroni i Mengele historii i znów mam dylemat Oczywiście, bardzo dobre podejście. Ale! - żeby w pełni pojąć dzieło przysłowiowego autora, przydaje się też szerszy kontekst - np. wiedza o tym jak wyglądało otoczenie autora w momencie tworzenia. Jak wyglądało społeczeństwo w którym autor żył. A to już jest właśnie kwestia pewnego ogółu, sprawa tłumu a nie indywidualnego osobnika. "Cierpienia młodego Wertera" są zrozumiałe dla większości z nas, każdy może się do tego utworu odnieść, bo każdy (ok, zawsze są jakieś wyjątki, ale nie mogę ciągle tego zaznaczać, proszę więc wybaczyć mi - nomen omen - uogólnienie ) przeżywał kiedyś podobne stany emocjonalne. Nie trzeba być Niemcem żeby zrozumieć przesłanie utworu. Ale - myślę że wiedza o niemieckim społeczeństwie tamtego okresu, o nurtach literatury tamtych czasów, duże ogóły - mogą sprawić że książkę zrozumie się jeszcze "lepiej". W zupełnie innej sytuacji są zaś hipotetyczni przybysze Alfa Centauri, którzy odnaleźliby egzemplarz książki - oni musieliby zacząć od poznania jeszcze większych ogólników dotyczących naszego gatunku, w stylu - muszą najpierw dowiedzieć się że ludzie mają głowy i umieszczone w nich narządy "centralnego sterowania", żeby zrozumieć sens strzelenia sobie w głowę. Popieram indywidualne podejście, ale będę też bronił tezy że na pewnym poziomie jesteśmy pod pewnymi względami tacy sami. Można to udowadniać do skrajnego absurdu, podając na przykład w jakim stopniu pokrywa się DNA ludzi, ale nie ma chyba potrzeby aż tak się zagłębiać - wystarczy przywoła listę specjalisty a nawet powołać się na jeszcze prostsze analogie - jak to że wszyscy mamy dwie ręce. Nie zaprzeczysz, no, jesteś taka jak inni jeśli masz dwie ręce. Jeśli rodzisz się bez ręki to faktycznie - jesteś inna Kolejnym dopiero poziomem jest podejście indywidualne, które wykaże że i owszem, masz dwie ręce, ale inny układ włosków na skórze niż ktoś obok. Może się wydawać dziecinne takie porównywanie, ale moim zdaniem analogię tą można przenieść na sprawy związane z mózgiem i wszystkimi emocjonalno-intelektualno-duchowymi sprawami z nim związanymi. Możesz mieć indywidualnie na przykład poglądy lewicowe czy prawicowe, możesz lubić lub nie lubić gejów, ale kiedy z nagła za oknem pierdzielnie piorun to wzdrygniesz się tak jak wszyscy inni; jak przyjdą podpalić twój dom to będziesz walczyć albo uciekać. Innymi słowy i jesteśmy inni, i jesteśmy tacy sami jednocześnie Nie trzeba mieć pewności siebie, by spieprzać. Pewność siebie to tylko jedna z wymienionych Jest też "znaleźliby pokłady energii" żeby spieprzać. Może się mylę i ludzie z ciężką depresją faktycznie olali by sprawę, nie wstali z łóżka nawet jakby czołg przejechał im przez ścianę. Może i zapędziłem się w kozi róg, ponieważ to nie jest dobry przykład - chorzy są w końcu obiektywnie "wybrakowani", więc ciężko ich przytaczać jako przykład normy. Cóż, kolejny dylemat które rozumowanie jest bardziej sensowne Edit: OK, w ogóle to dałem ciała bo przecież jakoś całkiem umknął mi ten wers, który czyni cały powyższy wywód bezcelowym, bo mówi to samo tylko w jednym zdaniu No, ale niech zostanie dla przyszłych pokoleń
  23. Z tą kwestią mam tego typu dylemat, że prymitywne odruchy w pewnych sytuacjach są pożądane. Nie możemy pozwolić sobie na to, żeby w jakiejś wyseparowanej grupie całkowicie "wytępić" przykładowo odruch obrony, czyli w pewnych sytuacjach - walki, ponieważ gdyby sąsiadom zachciało się pofolgować instynktom które my wypleniliśmy, to nas najadą, podbiją i wybiją. Z drugiej strony - świat bez wojen i nieporozumień jest marzeniem każdego człowieka (oprócz producentów amunicji) i chętnie bym w takim żył. Problemem jest podział jaki istnieje wśród ludzkości, niemożliwość na chwilę obecną osiągnięcia ogólnoświatowej zgody odnośnie kierunku jaki obierzemy jako mieszkańcy Ziemi. Z jednej więc strony uważam że prawdopodobieństwo utworzenia takich warunków pewnymi radykalnymi krokami nie jest zerowe, z drugiej - ewolucja przez wieki nie wypleniła tych odruchów, więc muszą być do czegoś przydatne i może się okazać że świadome się ich pozbycie przyniesie niepożądane rezultaty. Znowuż - może kontrolowana ewolucja jest jej właśnie kolejnym, naturalnym etapem i nie należy "nie próbować bo a nuż"..? Dochodzę do wniosku że prymitywne instynkty powinniśmy zostawić w spokoju, za to skupić się na sumieniu. To jest w końcu wewnętrzna, obecna u prawie każdego człowieka miara dobra i zła. To z kolei w naszym świecie znajduje się w znacznej części pod kontrolą religii i jest to coś co możemy zmienić, ale to już totalny offtop
  24. deader

    Aborcja

    O, to też. Raz że nie wszystkie, bo byśmy wyginęli w jednym pokoleniu. Dwa że nawet nie wszystkie z wykrytymi defektami, a tylko te, których usunięcia życzą sobie rodzice (czy matka, można się spierać o udział drugiej strony). Czyli - jeśli znaleźliby się jacyś wariaci pokroju scjentystów (nie mylić ze scjentologami przypadkiem) i po wykryciu sytuacji jak z "dzieckiem Chazana" chcieliby z własnej woli wystawić się na cierpienie, to... cóż, ich sprawa. Póki nie wpieprzają się do cudzej macicy z kordonem policyjnym dookoła płodu.
  25. Bardzo mi miło Mi zaś miło że ktoś nie "zagotował się" po przeczytaniu Strzał w 10 Ja też jestem zwolennikiem idei "narzędzia dostosowane do rzeczywistości" więc... Mogę się tylko zgodzić Ja w sumie bowiem też korzystam z "drogi na skróty" - moim starym przysporzyłem niejeden powód do pójścia po Prozac, a jednak wiem że tak nie robili. Pisząc rozmyślałem wtedy chyba z rozpędu nad kwestią owej "inności od innych" w kontekście pokoleniowym. Bo to że mając pod ręką spalinówkę będę ją preferował nad siekierą jest naturalne - tak samo w końcu któryś z naszych praprapra-rodziców musiał w którymś momencie wybrać piłę ręczną zamiast siekiery, a wcześniej siekierę zamiast, nie wiem, bobra na patyku - po prostu zawsze rozwiązanie lepsze wygra, nie od razu może, ale lepsze wygra a słabsze wyginie; jako tak samo naturalne uznaję pewne uprzedzenia których człowiek nabawia się w pewnym wieku - uważam za bardzo prawdopodobne że i ja i wielu innych w moim wieku na starość będzie uparcie twierdzić że spalinówka jest lepsza od piły laserowej Znów - moje rozważania "popłynęły" po prostu trochę bardziej w stronę ogółu niż konkretnie twojego przypadku Mnie dziwi że dla niektórych to jest takie mega ważne i potrafią się kłócić o to czy zespół jest black czy death metalowy - przynajmniej kiedyś tak było, kij wie o co młodzi się teraz kłócą, czy zespół jest sceamo-punkowy czy emo-thrashowy, nie znam się na dzisiejszej muzyce W sensie, totalnie. Ostatnie cokolwiek "na czasie" ze świata muzycznego co miałem w rękach to Metal Hammer z jakieś 10 lat temu. Ja już dziamgam że dzisiejsza muzyka to nie to co kiedyś Czyli to samo co moi starzy mówili jak przynosiłem na chatę kasety Dezertera na przykład Nie mam pojęcia jakie nazewnictwo jest w świecie muzycznym "na fali" (ostatnie co kojarzę czym dzieciaki się jarały to "metalcore" ( wtf..? ) ), więc jak ktoś puszcza mi coś jakiejś nowej kapeli to... mam dużo mniej do rozmyślania jak to sklasyfikować Słyszę - rock'n'roll albo gówno, ot, dwie szuflady
×