
refren
Użytkownik-
Postów
3 901 -
Dołączył
-
Ostatnia wizyta
Treść opublikowana przez refren
-
Mój schemat- dlaczego przyciągam mężczyzn co nie chcą związk
refren odpowiedział(a) na bedzielepiej temat w Problemy w związkach i w rodzinie
Dopóki będziesz zaangażowana w tego gościa, będziesz mieć ciągłe huśtawki emocjonalne, chwile euforii i (częściej) depresji, aż depresja Cię zdominuje. Jesteś tak rozbita, że czasem chciałabyś umrzeć, a zaparłaś się żeby trwać w tym toksycznym układzie. Czy z tym facetem naprawdę nie czujesz się samotna? Masz w nim jakieś oparcie? Co Ci daje ta znajomość poza dołkiem? Lepsza jest samotność i zdrowie niż iluzja związku i rozbicie psychiczne. A prędzej czy później i tak ten związek się skończy, bo Twój wybranek w końcu się ogarnie i z Tobą "zerwie", jak pozna kogoś innego. Lepiej mieć to szybciej z głowy niż tracić zdrowie i szacunek do siebie. Po zakończeniu tej znajomości po początkowym zjeździe szybko poczujesz się lepiej, bo zniknie niepewność i szarpanina. Ten lęk przed samotnością powinnaś przełamać, inaczej będziesz się uzależniać się od innych ludzi. Może lepiej mieć przyjaciół, znajomych, mieć oparcie w kimś z rodziny niż wszystko lokować w jednej rozpadającej się relacji. A jeśli chodzi o samotność, to w związku czy bez, każdy jest w jakimś stopniu samotny, bo nikt nikogo nie zrozumie, nie przeniknie w 100-u procentach, zawsze jest jakaś sfera w człowieku, która będzie niewyrażalna i niepoznawalna dla innych. -
Nie ma to specjalnego znaczenia.
-
To jest chyba w ogóle jakaś cecha zawodowa nauczycieli i wykładowców. Na przykład po 30-tu minutach egzaminu ustnego i wyciągania na tróję - "O, zaczęła się pani rozkręcać, gdyby egzamin trwał 4 godziny godziny, to miałaby pani szansę na całkiem dobry wynik". Do studenta, który zawsze się spóźnia, a wyjątkowo przyszedł punktualnie "Ale pan biedny, chyba nie mógł dziś pan spać w nocy".
-
Moim zdaniem ironia może być konstruktywna, zwłaszcza jeśli dotyczy zjawiska, a nie konkretnej osoby, jest niezgodą na zastaną rzeczywistość i odpowiedzią na jej absurd. Dobrze to ujął Lec- "Niektóre rzeczy trzeba doprowadzić do absurdu, nich poznają swego rodzica". Dla mnie ironia i sarkazm są też krzykiem - kiedy widzę, że została zniszczona możliwość porozumiewania się na gruncie racjonalnym. Czuję w sobie nieraz nadmiar złośliwej ironii czy sarkazmu np. w dyskusjach na forum, zastanawiam się czy miałam jakąś głębszą myśl czy tylko chciałam kogoś zdyskredytować, wsadzić szpilę, czasem jestem tym zaniepokojona, a czasem lubię to w sobie. Według Allporta jedną z cech osobowości dojrzałej są życzliwe stosunki z innymi ludźmi pozbawione ironii i sarkazmu. Mi ciężko by było w ogóle ich nie stosować (trochę mnie to martwi, że ciężko). Wydaje mi się jednak, że istnieje też niewinny sarkazm/ironia, które nie obrażają drugiej osoby, tylko wprowadzają dystans do jej sposobu myślenia czy zachowania w sposób żartobliwy. Czasem uzasadniona mi się wydaje złośliwa ironia, jeśli ktoś nie przyjmuje argumentów czy atakuje. Ale ciężko mi tu wyznaczyć granicę. Sarkastyczne podejście do zjawisk, rzeczywistości, wydarzeń dla kogoś bezsensownych, wydaje mi się jedną z naturalnych reakcji obronnych (tak walczono np. z komuną), autoironia jest wskazana, o ile ktoś sam siebie nie gnębi ciągłą krytyką i jeśli jest pogodna.
-
Czy psycholog pomógł wam odmienić życie?
refren odpowiedział(a) na kobieta wlkp temat w Psychoterapia
Jest taka złota reguła, "jeśli chcesz by coś się zmieniło, rób i myśl inaczej niż dotąd". Psycholog nie zmieni Ci życia, Ty musisz. Jeśli czujesz, że potrzebujesz w tym pomocy, to poszukaj jakiegoś psychologa, który wzbudzi w Tobie zaufanie. To nieraz pomaga. Polecam się zwrócić do Boga, on zmienia ludziom życie, bo daje prawdę, choć bywa trudna. -
"Dostałam w twarz" od terapeuty. Czy słusznie czuję?
refren odpowiedział(a) na bez_tozsamosci temat w Psychoterapia
bez_tozsamosci, czy ktoś inny jeszcze jest dla Ciebie w życiu oparciem? -
"Dostałam w twarz" od terapeuty. Czy słusznie czuję?
refren odpowiedział(a) na bez_tozsamosci temat w Psychoterapia
bez_tozsamosci, zwykle nie ma w życiu tak, że jest tylko jedna "prawidłowa" interpretacja sytuacji a inne są nieprawidłowe, każdy ma swój punkt widzenia i uczucia. Ale jestem pewna, że ten terapeuta nie zdawał sobie sprawy, że tak wielkie znaczenie miała dla Ciebie ta niewysłana wiadomość, owszem, zna Cię dość dobrze, ale to tylko człowiek, nie ma wszechwiedzy i nie przenika do Twoich myśli, uczuć. Nie wiedział, że poczujesz się aż tak odrzucona, że wrócą złe wspomnienia z dzieciństwa. Co do granic - myślę, że to indywidualnie ustala pacjent z terapeutą, jeśli mu to nie przeszkadza, a ktoś tego potrzebuje, to mu pozwala zadzwonić czy napisać, skoro ustaliliście, że możesz dzwonić, to możesz, a może umówicie się na maila - jeśli będziesz chciała napisać coś, czego nie dałaś rady powiedzieć na terapii, to może byś mogła napisać i od razu wysłać, a on by to czytał i omawiał na kolejnej terapii? Myślę, że ta sytuacja tak się potoczyła, bo zapytałaś, czy możesz mu coś napisać, widocznie uznał, że skoro pytasz, to znaczy że możesz napisać albo nie (że dasz radę nie pisać i lepiej omówić już na terapii)... Rozumiem, że psycholog jest dla Ciebie oparciem, ale to tylko człowiek, ma Ci pomóc w pewnych sprawach, ale nie możesz od jego zachowań uzależniać wszystkiego co czujesz i myślisz o sobie, to tak samo jak z lekarzem, ma pewną wiedzę (abstrahując od tego, czy psychologia jest naprawdę nauką), metody, doświadczenie, schematy postępowania, ale może się mylić, inny lekarz może powiedzieć coś innego i nie da Ci ostatecznego sensu życia ani nie da Ci nowego serca czy nowej wątroby. Nie będzie też przyjacielem czy częścią Twojego życia. Co do tego, co Ci odpisał terapeuta, to Ty go w pewien sposób zaatakowałaś, co wynikało z Twoich emocji, a on jakoś tam zareagował (obronnie), ale nie sądzę, żeby zmienił do Ciebie stosunek czy sobie to jakoś wziął do serca, pracuje z osobami z problemami psychicznymi i na pewno nie takie rzeczy przerabiał z innymi. -
Rytuały mają masę sensownych funkcji, np. jednoczą wspólnotę, poprzez nie odradza się podstawowy układ wartości i "święty", "nieskażony" porządek świata (czyli wracasz do źródeł, rzeczy najważniejszych i odrywasz się od myślenia jaki kupić model smartfona i na nowo się "porządkujesz"), łączą z przeszłością (przodkami) - poza oczywiście kontaktem z Bogiem. A że człowiek nie jest w stanie sam wiedzieć w jaki sposób ma mieć kontakt z Bogiem, to właśnie dlatego jest religia, która go uczy, najpierw nauczył ludzi tego sam Bóg, który się objawił, indywidualnie też Bóg każdego uczy w jego życiu, ale wyznawca ma dzięki religii do tego bazę i uczy się odczytywać wolę Boga, czyta Jego słowo i wspólnota go obiektywizuje, może mu wskazać jego błędy.
-
Ta interpretacja też mi się podoba i ma sens.
-
Moim zdaniem te słowa "Dlaczego nazywacie mnie dobrym? Tylko Bóg jest dobry." oznaczają, że skoro ktoś uznaje, że Jezus jest dobry, to musi też uznać, że działa przez niego Bóg, bo tylko Bóg jest źródłem dobra - to postawione pytanie ma ludzi na to naprowadzać. Faryzeusze zarzucali Jezusowi, że działa przez niego zły duch, mimo jego dobrych czynów, uzdrowień i słów prawdy, Jezusowi było to wstrętne (to był właśnie grzech przeciwko Duchowi Świętemu - że działanie Ducha Świętego nazywali działaniem diabła, bo nie chcieli przyjąć prawdy, za co Jezus nazwał ich dziećmi diabła). Jezus nazywa siebie "Ja jestem" a jest to imię Boga.
-
Jak czytam takie Twoje wypowiedzi, to się dziwię, że skończyłeś studia, ale potem sobie przypominam, że to była socjologia i przestaję.
-
Twierdzę trochę inaczej na podstawie, o której pisałem, tj. wg mnie prawdziwych przyczyn nerwicy. Nikogo tu nie osądziłem, piszę tylko o swych intuicjach. I chyba się nie zrozumieliśmy. Chodziło mi o zagłuszenie trwałego konfliktu, w którym jedną ze stron jest sumienie (w znaczeniu głosu prawdy), a inną np. zewnętrzne duchowe przyczyny (pokusy). Stąd objawy nerwicowe to nie sumienie, ale raczej przejaw także jego głosu. Prawda, czasem ten konflikt staje się na tyle destrukcyjny, że może doprowadzić np. do samobójstwa i można wtedy znieczulić takiego człowieka. Ale z drugiej strony jest wiele świadectw, że w takich dramatycznych okolicznościach dochodzi do nawróceń całkiem letnich osób, że czasem Bóg tym udręczonym okazuje niebywałą łaskę i pomoc. W nerwicy sumienie jest chyba zbyt słabe, by zadziałać w sposób, o którym piszesz, ale jest ona chyba właśnie okazją do jego wykształcenia. Tymczasem tabletki mogą dać fałszywy ogląd sytuacji, głównie przesłonić to, że życie ma charakter walki moralnej i duchowej. Człowiekowi umyka ta walka, jak w Gladiatorze Kommodusowi cała wojna. I umyka okazja do rozwoju. Tabletki nie usuwają zarazem zła, które jest przyczyną choroby, możemy się domyślać, że ono jakoś się przepoczwarza i działa inaczej. Jak rak, ma swoje przerzuty. To utrudnia prawdziwe uleczenie. Znieczulenie na dostrzeganie złych przyczyn jest zarazem znieczuleniem na ingerencję dobrego ducha, na pocieszenie i ulgę, które nierzadko w chwilach ekstremalnych lęków daje dobry Bóg. Niedawno zauważyłem w psalmie 94: Gdy się w moim sercu mnożą niepokoje, Twoje pociechy mnie orzeźwiają. Od pewnego czasu spóźnianie się do kościoła, szczególnie gdy mam przyjąć Komunię, stało się dla mnie dużym wyrzutem. Nie widzę w tym nic szczególnie nerwicowego, wielu dawnych mistrzów duchowości zaleca dłuższe, np. półgodzinne wyciszenie i przygotowanie się do mszy. I to jest słuszne. Problem w tym, że wymyślasz sobie własną koncepcję nerwicy nie wiadomo na jakiej podstawie. Owszem, pewne rzeczy można poznać intuicją, ale małemu dziecku intuicja może np. mówić, że wyraz pastor pochodzi od pasty, a osobom nie znającym depresji oczywiste się wydaje rozwiązanie "weź się do roboty, to Ci przejdzie" (jak Cię znam zresztą, to tak uważasz). Intuicyjne "mądrości" niekoniecznie są zgodne z prawdą. To raczej potwierdza, że niekoniecznie znasz problem, może wyciągasz wnioski na podstawie własnych doświadczeń czy nie wiadomo skąd. Uważasz, że nerwica jest efektem zagłuszania sumienia i koniec. Tylko że nawet na tym forum przewijają się osoby, które mają, mówiąc metaforycznie, problem z tym, że zdeptały biedronkę i jeśli jeszcze przeczytają, że jedną stroną w nerwicy jest sumienie, to się dobiją. Dlatego zresztą dyskutuję z Tobą, choć wiem że Cię nie przekonam, ale jakoś się o takie potencjalnie dobite osoby martwię. Nie chcę uogólniać, ale nieraz w nerwicy natręctw, co zauważają też myśliciele chrześcijańscy, prawo staje się formułą bez ducha, a potem formułkami czy paragrafami organizującymi całe życie, które to formułki się spełnia, aby uniknąć napięcia psychicznego, mimo że nie mają sensu obiektywnego i/lub subiektywnego. Przepisy prawa bez ducha to jest coś na kształt faryzeizmu, ktoś może się dręczyć, że zjadł plasterek wędliny w piątek, a nie widzi, że ktoś inny jest głodny, bo jest tak zajęty rozważaniem plasterka, czy to grzech czy nie. Co do spóźniania się - mówisz, że dobrze się nie spóźniać, no jasne że tak, gdyby niespóźnianie się było ogólnie czymś moralnie złym albo głupim, to ludzie z nadwrażliwym/regułkowym sumieniem by się tym nie przejmowali. Tylko, że obiektywnie patrząc, 5 minut spóźnienia to nie jest wielkie przewinienie a może być całkiem niezależne od kogoś. Są tez rzeczy, które mają sens subiektywny albo nie mają i przez to są dla kogoś konstruktywne albo nie. Działanie moralne, to działanie wolne i nadaje życiu sens. Jeśli Ty jesteś na takim etapie, że potrafisz wejść na poziom, w którym już 5-minutowe spóźnienie jest poczuciem straty jakiegoś dobra, to tym lepiej dla Ciebie, ale to nie znaczy, że dla kogoś innego przejmowanie się tym będzie konstruktywne, bo on może być pod tym względem na innym etapie. Nikt nie jest doskonały we wszystkich drobiazgach i nie można pracować nad wszystkimi rzeczami naraz, tylko nad tymi się pracuje, które są w naszym zasięgu i nadają życiu w tym momencie sens. Konflikt między sumieniem a pokusą (światem) jest konfliktem zdrowym, a nie nerwicowym. Tak samo jak depresja po stracie kogoś bliskiego jest czymś naturalnym, natomiast depresja z powodu tego, że koleżankom się lepiej powodzi albo z powodu wymyślania sobie coraz to nowych chorób już mniej. Owszem, Bóg niejednokrotnie daje pomoc w ekstremalnych sytuacjach (nie sądzę, żeby leki zamykały na taką możliwość, raczej człowiek bywa na to zamknięty z powodów duchowych, niewiary, powodów psychicznych). Ale nie zawsze nagle w jednej chwili Duch wszystko uzdrawia czy nagle człowiek przeżywa oświecenie i "otwierają mu się oczy" (choć takie przypadki się zdarzają), nieraz czy nawet zwykle jest to praca do wykonania, jakieś etapy rozwojowe do przejścia i nadmiar reakcji nerwicowych właśnie ten zdrowy rozwój hamuje. Oczywiście poza osobami o "nadgorliwym" sumieniu są przypadki odwrotne i zgodzę się, że nerwica może być efektem zaniedbanego rozwoju moralnego, ale jeśli chodzi o nerwicę natręctw, to nie ma zwykle takiego prostego przełożenia, że treść natręctw odzwierciedla w sposób prosty konflikt między sumieniem a nie-sumieniem. Ludzie mają np. natręctwa, że są pedofilami i nie będzie dla nich właściwą drogą "nawracanie" się z pedofilii, bo oni wcale nie są pedofilami tylko mają taki neurotyczny lęk (neurotyczny, bo problem jest fikcyjny).
-
Właściwe działanie sumienia polega na tym, że prowadzi do zrozumienia błędu, poprawy, zadośćuczynienia, a nie zamęczania się. Część osób zaburzonych obwinia się, kiedy się spóźni 5 minut na mszę, część ludzi np. zdradza, rozbija rodzinę i potrafi do tego znaleźć świetne samousprawiedliwienie. I ci pierwsi, jeśli Cię przeczytają, będą się jeszcze bardziej obwiniać, a ci drudzy nadal olewać.
-
Fajnie tak sobie uogólniać w myśl wzniosłych teorii filozoficznych, ale na jakiej podstawie twierdzisz, że my, czyli ci którzy bierzemy leki, zagłuszamy sobie sumienie? Fajnie tak osądzić innych? Tak każdy jak leci zagłusza czy może bierzesz pod uwagę jakąś różnorodność przypadków? Czy objawy nerwicowe są dla Ciebie równoznaczne z sumieniem (to jakieś kulawe byłoby to sumienie)? Wszystkie jak leci z zasady czy masz jakiś podział? A może jakiś klucz do rozróżniania sumienia i nerwicy, chętnie go poznam, najlepiej jakiś łatwy do zastosowania.
-
Kiedy na komunikancie pojawia się fragment mięśnia sercowego, to też jest według mnie przesłanka empiryczna.
-
Hmm, jakbym poprosiła Boga o jedzenie na pustyni i by mi spadła z nieba kasza, to chyba bym nawet wywiodła z empirycznych, a jakby naleśniki, to już w ogóle.
-
Psychotykom się nawet udaje
-
Nie potrafię umówić się z dziewczyną.
refren odpowiedział(a) na posix temat w Problemy w związkach i w rodzinie
Po prostu spróbuj. Raz się żyje. Jak dziewczyna odmówi to trudno, dziury w niebie nie będzie, a pacjent będzie żył. Jej strata. Kiedyś się uda. -
Nie potrafię umówić się z dziewczyną.
refren odpowiedział(a) na posix temat w Problemy w związkach i w rodzinie
To może się umów nie na randkę tylko na koleżeński wypad? Na rower (bo wybrałbyś się na dłuższą wycieczkę "ale samemu trochę nudno"), na bieganie ("bo samemu się ciężko zmotywować"), na nocny maraton filmowy ("bo fajniej z kimś znajomym i mniej się chce spać"), jakiś koncert czy co Ci tam pasuje. Może być wydarzenie zbiorowe (ognisko ze znajomymi czy wycieczka rowerowa). Łatwiej jak macie wspólne zainteresowania i się na ten temat zgadacie. Możesz zagadać dziewczynę czy była już na , bo nie wiesz czy warto iść. Jak nie była - "o to może się razem wybierzemy i porównamy swoje opinie". Jak była, to "chętnie poznasz jej opinię". Pewnie to banalne rady i mam o 10 lat więcej od Ciebie, więc mogę nie być na bieżąco z metodami podrywu i sposobami spędzania czasu, ale wydaje mi się, że na nieśmiałość dobre jest traktowanie dziewczyn jak koleżanki (wyobrażasz sobie, że to taki trochę inny kumpel). -
Dlatego tak lubię egzystencjalizm, nie mogłabym żyć bez nagrody pocieszenia w postaci absurdu istnienia, poczucia wyobcowania w milczącym wszechświecie i pesymizmu. : )
-
kalkulator, a teraz to egzystencjalizm, nie chce mi się szukać, Sartre czy jaki inny tragicznie bytujący? Czy ten co mu bóg umarł?
-
kalkulator, czysty marksizm przedstawiłeś w tym komentarzu.
-
Mam w rodzinie osobę, która jest rozwiedziona nie ze swojej inicjatywy (chciała tego druga strona) i może przystępować do komunii.
-
MalaMi1001, Kościół dopuszcza separację, czasem nawet rozwód?, jeśli inaczej nie da się załatwić ważnych spraw prawnie. Nikt nie każe kobiecie znosić katującego męża (separacja czy rozwód są rozwiązaniami prawnymi, nie znaczy to, że nie trzeba zwiać od psychola jak najszybciej albo się go pozbyć z domu.). Katechizm Kościoła 2383 Separacja małżonków z utrzymaniem węzła małżeńskiego może być uzasadniona w pewnych przypadkach przewidzianych przez prawo kanoniczne. Jeśli rozwód cywilny pozostaje jedynym możliwym sposobem zabezpieczenia pewnych słusznych praw, opieki nad dziećmi czy obrony majątku, może być tolerowany, nie stanowiąc przewinienia moralnego. Z tym że katechizm powstał, kiedy nie było prawnej możliwości separacji, nie wiem jak jest teraz, bo separacja też daje prawo do podziału majątku i alimentów. Rozwód cywilny nie jest równoznaczny z unieważnieniem ślubu kościelnego, ale jeśli ktoś bije żonę, to są przesłanki by starać się o unieważnienie z powodu niedojrzałości do małżeństwa w momencie zawierania (skoro nadal nie jest dojrzały, to pewnie i nie był w momencie zawierania).
-
Jestem już w nowicjacie zgromadzenia dwuosobowego.