Skocz do zawartości
Nerwica.com

kamilwin

Użytkownik
  • Postów

    126
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez kamilwin

  1. No niestety to truizm. Wiem. Ale to też prawda, bo truizmy skądś się biorą i zazwyczaj przedstawiają w najprostszy możliwy sposób jakieś życiowe prawdy, rozwiązania problemów. Jeśli chcesz poznać mój przypadek, to mogę zacytować wstęp z mojego poradnika, w którym opisałem w skrócie swoją nerwicową historię. Wątpię, żeby komuś chciało się to czytać, ale zapytałeś, to wrzucam "To była niedziela. Siedziałem sobie w pidżamie na pufie przed komputerem, coś tam ogarniałem. Byłem na mocnym, dwudniowym kacu. W piątek balowałem w klubie , a w sobotę w pubie. Jak wstałem, to mamy w domu nie było. Byłem głodny, więc zrobiłem sobie pizzę. Podczas jedzenia zauważyłem, że mi się trzęsą ręce. Nie czułem się z tym komfortowo, ale głód był silniejszy Nagle usłyszałem dźwięk dzwonka od domofonu – mama wracała. Serce zaczęło mi walić jak szalone, zacząłem się cały trząść, nogi jak z waty, duszno mi się zrobiło, coś mnie w gardle zaczęło ściskać. Nie wiedziałem co się dzieje. Uciekłem do łazienki – usiadłem na desce klozetowej i tak siedziałem. Nogi mi się trzęsły jak cholera, serce waliło jak opętane. Wtedy jeszcze tego nie wiedziałem, ale to był mój pierwszy odnotowany atak paniki… …Siedziałem na tym klopie i czekałem, aż napad przejdzie. Po paru minutach uspokoiłem się na tyle, że mogłem wyjść z łazienki. Chociaż szczerze mówiąc byłem bardzo daleki od spokoju. Cicho się przywitałem z mamą i poszedłem do pokoju dokończyć pizzę. Ręce nadal mi się trzęsły. Tak, jak już napisałem wcześniej, to był mój pierwszy, odnotowany atak paniki. To było chyba ze 2-3 lata temu. Od tego czasu miałem je coraz częściej. Na początku miewałem je na mocnych kacach – później nawet na delikatnych. Potem zacząłem mieć je nawet w dwa dni po tym, jak wypiłem 2-3 piwa z kolegami. Wiedziałem, że zaczyna się robić nieciekawie. Myślałem, że to wina alkoholu, więc zrobiłem sobie miesiąc bezalkoholowy. Czułem się lepiej, ale nadal się obawiałem, że mój problem gdzieś tam ciągle siedzi. I rzeczywiście siedział – zaczęło mnie łapać mimo odstawienia alkoholu. Czego się bałem? Wszystkiego. Na początku największy problem dla mnie stanowiły trzęsące się ręce. Cokolwiek robiłem, badałem czy mi się trzęsą, czy nie. Jak myłem zęby, jak wsypywałem sobie łyżeczką cukier do herbaty, jak się goliłem, jak pisałem na komputerze, jak jadłem. Bałem się, że ktoś zobaczy, jak mi się ręce trzęsą podczas jedzenia, dlatego starałem się jadać sam. Unikałem wspólnych posiłków, przy których trzeba było posługiwać się sztućcami. Niestety dla mnie - nie zawsze mi się udawało. Był to dla mnie ogromny stres – im bardziej próbowałem to ukryć , tym bardziej wydawało mi się, że wszyscy to widzą. Nie wiem jak to jest u Ciebie – jakie „sensacje”, symptomy Tobie spędzają sen z powiek. Może to walące serce, ucisk w gardle, nadmierne pocenie się, może coś innego. Moje stany lękowe doszły do takiego momentu, w którym zacząłem się bać wychodzić z domu (początki agorafobii). Leżałem pod kocem w ciągu dnia, bojąc się wyjść. Powiedziałem mamie o tym, co się działo, zresztą trudno to było ukryć. Zawsze mnie wspierała - więc i tym razem mogłem liczyć na jej zrozumienie. Ale musiałem przecież jakoś żyć – wtedy jeszcze studiowałem. Tak więc jakoś się przełamałem i jeździłem na zajęcia. Ale lęki jeździły tam ze mną. Łapały mnie nawet na takich zajęciach, na których nie musiałem nic mówić, ani robić. Robiło mi się duszno, słabo, serce mi zaczynało walić, kręciło mi się w głowie, czułem się tak, jakbym miał zaraz zemdleć. I jakoś tak sobie żyłem – nieustannie walcząc – tak - każdy dzień był dla mnie walką. Jak się budziłem, to miałem tzw. „sondowanie poziomu niepokoju”. Pewnie wiesz coś o tym? Zastanawiałem się jak się czuję, obserwowałem jak się trzęsą moje ręce - czy bardzo, czy bardzo bardzo? A jak napięcie w mięśniach? Sztywne nogi? Serduszko już przyspieszyło bicie, czy dopiero się rozkręca? Nie byłem w stanie skupić się na żadnej czynności – najważniejsze było dla mnie moje samopoczucie. Sam się nakręcałem. Były dni, kiedy budziłem się w miarę spokojny, coś tam robiłem i nie myślałem o lękach. I nagle przychodziła myśl „oho coś za spokojny jestem”. I się zaczynało od nowa. Masakra. Zacząłem się bać przebywania z ludźmi, z rodziną, z dobrymi znajomymi. Jak miałem gdzieś pojechać, z kimś się spotkać, to się stresowałem, że mnie najdzie atak, że się będę dziwnie zachowywał, że mnie wyśmieją, wezmą za czubka, że będę miał spocone ręce, że będą się trzęsły podczas palenia papierosa, itd. Jednym słowem - masakra. W towarzystwie miałem i dalej mam łatkę osoby raczej pozytywnej – trochę nieśmiałej, ale pozytywnej, wyluzowanej i lubianej. To też mi nie ułatwiało zadania. Co by było, gdyby nagle mnie „zdemaskowali”? Jakby powiedzieli, „oho Kamil niby taki luzak, a popatrz jaki jest zestresowany”. Nie chciałem, żeby mnie wzięli za osobę nieszczerą, za czubka. Przyjąłem taką taktykę, że w miarę szybko powiedziałem wszystkim swoim bliskim, co się dzieje. W ten sposób ubezpieczyłem się na wypadek gdybym coś „odwalał” podczas spotkania z rodziną, czy ze znajomymi. Zacząłem nawet z tego żartować (polecam Ci gorąco takie podejście). Jak mnie jakiś znajomy zapraszał na imprezę, to mówiłem, że ok - spróbuję przyjść, no chyba że mnie napadną lęki, to wtedy mogę spanikować i jakby co, to szukajcie mnie gdzieś w pobliskim lesie. Do czego to doszło? Ano do tego, że np. bałem się odebrać telefon od znajomego. Bałem się, że mnie będzie gdzieś zapraszał. Bałem się, że nie podołam. Że powiem, że przyjadę, a później, jak mnie napadną lęki, to nie będę w stanie wyjść z domu. Może jeszcze kilka przykładów ataków podam, żebyś nie myślał, że miałem jeden, przeżyłem i postanowiłem napisać poradnik. Pamiętam, jak miałem na drugi dzień jechać do dentysty na wyrywanie ósemki. Oczywiście nic nie piłem nawet tydzień przed, żeby nie było. A i tak było. Jeden z najstraszniejszych ataków, jakie przeżyłem. Byłem sam w domu. Wiedziałem, że muszę iść do dentysty. A to nakręca tylko panikę – jak musisz coś zrobić. Np. powiedziałeś komuś, że gdzieś przyjdziesz. I się zaczyna. Czy dam radę? A jak zemdleję na środku? Ja wiedziałem, że muszę iść do dentysty. Dentystów wcześniej się nie bałem, ale podczas tamtego okresu bałem się wszystkiego – zwłaszcza dentystów ☺ Oczywiście mogłem odwołać wizytę, znowu jechać o 5 rano, czekać w kolejce, żeby się umówić na kolejną wizytę. Ale jaką bym miał pewność, że następnym razem mnie nie złapie? Co bym rodzicom powiedział? Jakbym im powiedział, że znowu mam swoje akcje, to by mnie pewnie chcieli już leczyć. Sprawa wyglądała tak , że oni wiedzieli, że ja mam te swoje akcje i tyle. Nie zdawali sobie sprawy z powagi sytuacji - z tego, że te akcje mam non stop praktycznie - podczas codziennych, rutynowych czynności. Tak więc postanowiłem, że pojadę do dentysty. Tamtej nocy nigdy nie zapomnę... Leżałem w łóżku, trząsłem się jak osika na wietrze, serce mi kołatało jak szalone. Chciałem dzwonić na pogotowie, chciałem dzwonić do taty, żeby przyjechał, chciałem się napić wódki, cokolwiek. Już nawet postanowiłem, że zacznę brać jakieś psychotropy - niech tylko przyjdzie spokój. I leżałem tak nie wiem ile. Rano się czułem trochę lepiej, ale jak pani dentystka wywołała moje nazwisko znów się zaczęło. Masakra. No, ale nie ma co się powtarzać, pewnie wiesz dokładnie, jak to jest. Jakoś dałem radę i nie zemdlałem. Pamiętam jak się bałem, że serce mi tak mocno pompuje krew, że jak zacznie mi tam dentystka piłować, to krew tak tryśnie, że się wykrwawię(?!). O tak! Różne myśli podczas ataków paniki przychodzą. I tak sobie żyłem. Jednego dnia się czułem lepiej, drugiego masakra. Każde wyjście z domu wiązało się dla mnie z ogromnym stresem. Aż pewnego dnia sytuacja się jeszcze bardziej pogorszyła ☺ Wracałem sobie z kolegą z pubu, w którym wypiliśmy 3 piwa (jak na mnie to było niewiele) i paliliśmy fajkę wodną (nie, nie - naprawdę paliliśmy tytoń smakowy, żadne nielegalne rzeczy No i ja się tego dnia czułem jak zwykle, czyli fatalnie ☺ Pamiętam, że mi się trochę w głowie kręciło już w tym pubie, ale znając swoje akcje, za bardzo się tym nie przejmowałem. Ale jak wsiedliśmy do autobusu, to jakoś mi tak buchnęło gorąco – zaczęło mi się znowu w głowie kręcić. Ale myślę sobie „oj tam przesadzasz”. Były miejsca siedzące, ale my staliśmy i o czymś tam gadaliśmy. I nagle – bach! Ocknąłem się jak mój kolega z jakimś innym facetem podnosili mnie z podłogi. Pytają się czy już ok.? Ja, że tak, tak. Puścili mnie - nagle znowu - bach! Znowu się ocknąłem, po czym znowu zemdlałem. Potem się ocknąłem jak mnie wywlekali z autobusu na przystanek. Usiadłem sobie na ławce, zimne powietrze trochę mnie ocuciło – to była zima. Dali mi trochę śniegu, żebym się na twarzy posmarował. Tamten pan dał mi nawet trochę czekolady ☺ Potem pojechaliśmy kolejnym autobusem, tym razem już siedzieliśmy. Opowiedziałem historię mamie - przejęła się na poważnie. Na drugi dzień pojechałem z tatą do szpitala na badania. Nieoczekiwanie zatrzymali mnie na cały tydzień. Nic nie wykryli – młody zdrowy chłopak. Podczas pobytu w szpitalu miałem dwa ataki paniki. Jeden podczas oglądania jakiegoś zwykłego filmu sensacyjnego w TV, drugi przed jakimś badaniem. Ciśnienie mi mierzyła pielęgniarka - miałem ze 150 chyba ☺ i nie chciało zejść przez kilkanaście minut. Wtedy nazywałem to „kołataniem serca” i oczywiście mówiłem lekarce prowadzącej o tych „swoich akcjach”. Pod koniec lekarze nie mieli dla mnie żadnej diagnozy, to napisali że mam „podejrzenie padaczki pourazowej” (kilka lat wcześniej dostałem dosyć poważnie w oko przez co słabo na nie widzę). Uznali, że to może być po tym wydarzeniu. No to sobie teraz wyobraź, jak się czułem wychodząc ze szpitala ze świadomością padaczki pourazowej i „moich akcji”. Mieszanka wybuchowa! Już jak wracałem ze szpitala autobusem przyszedł atak. Od tamtego momentu miałem mnóstwo ataków w autobusach, pociągach, hipermarketach, itp. Za każdym razem bałem się, że zemdleję, że dostanę padaczki, że umrę. Nic sympatycznego, uwierz mi. Dosyć o mnie. Mam nadzieję, że Ci udowodniłem, że wiem co nieco na ten temat. Tak na dobrą sprawę, to chyba każdy atak paniki jest takim przeżyciem, które zapamiętujesz na długo. To przez emocje, jakie im towarzyszą. A ja „kilka” ich miałem, ale uważam, że nie o to chodzi, żeby je tu wszystkie szczegółowo opisywać. " Jeśli chodzi o objawy bardziej "społeczne", pasujące do tego wątku, to też się "bałem" (wstydziłem?) dzieci. Bo one są takie ciekawskie i potrafią się w Ciebie wpatrywać intensywnie przez długi czas. Łatwo się wtedy zawstydzałem. Jak się na przystanku obok mnie jakichś dwóch młodszych chłopaków śmiało, to myślałem, że ze mnie. Trudno mi było utrzymywać kontakt wzrokowy z rozmówcami. Bałem się, że nie będę się w stanie uśmiechnąć, jak ktoś mi coś będzie opowiadał. Że mi wargi będą drgać w nerwowym uśmiechu. Nic nie opowiadałem nawet w małych grupach, bo się bałem ich atencji. Jak przez kilka sekund się na mnie grupa patrzyła, to dla mnie to nie były sekundy tylko lata :) Chciałem uciekać. W szkole (głównie w LO tak miałem i później na studiach) jak miałem odpowiadać, to zazwyczaj rezygnowałem na starcie i jak babka mi wstawiała laskę do dziennika, to się cieszyłem jak małe dziecko, że mam z bani stres na parę tygodni :) Słabe oceny z odpowiedzi nadrabiałem dobrymi ocenami ze sprawdzianów. I tak dalej. Trochę tego było Pozdro dla Walczących!
  2. Masz lepszą radę to się podziel, chętnie poczytam, może się czegoś dowiem.
  3. No to też fakt. Mnie na meczu Legii raz złapał, ale szybko puścił. Możliwe, że przez tą "otoczkę" :)
  4. Ja w przypadku dzieci i nastolatek boję się przede wszystkim, że będą się ze mnie naśmiewać, a w przypadku nastolatków dodatkowo, że mi coś zrobią. No i wstydzę się też, że patrząc się na mnie uda im się spostrzec, że jestem totalny życiowy niedorobieniec. Nie wiem, co jest przyczyną u mnie, bo rówieśników się bałem, wstydziłem od początku okresu szkolnego, jeszcze zanim zaczęli mi dokuczać (tyle, że przed tym, jak zaczęli mi dokuczać, miało to trochę mniejsze nasilenie). Miałem jakoś wrażenie, że mogą mieć złe zamiary. Musisz popracować nad pewnością siebie i uwierzyć w to, że jesteś wartościowym gościem. Takie objawy świadczą o Twojej niskiej samoocenie. Budowanie pewności siebie jest czaso i trudo-chłonne, ale trzymam za Ciebie kciuki i mam nadzieję, że Ci się uda. Powodzenia!
  5. Jak to na stadionie - musi być sporo wyjść ze względów bezpieczeństwa (ewentualnej ewakuacji). Co do duszności to zależy od pogody, zakrytego albo odkrytego dachu i wielu innych czynników. Jedno jest pewne - jeśli to jakiś koncert, to pewnie będzie mnóstwo ludzi, ścisk, duszno, tłocznie, ograniczona możliwość ucieczki (będziesz musiała się przeciskać przez tłum, jeśli będziesz chciała uciekać). Jednym słowem - będą panowały idealne warunki do napadu paniki i możesz śmiało zakładać, że Cię nawiedzi Miłej zabawy!
  6. Na mój gust to nerwica lękowa. A to, co Cię pierwszy raz napadło na sprawdzianie, a teraz Cię nachodzi w kolejce w sklepie, stresujących sytuacjach, u fryzjera, to tak zwane ataki paniki. Niezbyt przyjemne dolegliwości, wiem coś o tym. Ja poza marketami, fryzjerami i szkole, miałem je też często w autobusach i pociągach. Trzymaj się ciepło!
  7. Ja bym obstawiał nerwicę. Duszności i strach przed omdleniem jest całkiem naturalny przy tej chorobie. Miałem identycznie. Ponadto cierpisz na hipochondrię, bo się ciągle badasz. Wiadomo, że w którymś badaniu (dwudziestym, pięćdziesiątymósmym, szejsetdwudziestymdrugim) coś Ci "wykryją" chociażby ze "statystycznego" powodu. 99% ludzi chorujących na nerwicę jest przewrażliwiona na swoim punkcie i w każdym jednym nierównym uderzeniu serca, zakręceniu się w głowie, czy wzroście ciśnienia doszukuje się jakiejś strasznej choroby. Życzę Ci żebyś nie był w tym 1% ludzi naprawdę chorych na jakąś poważną chorobę (nie to, żeby nerwica nie była poważną chorobą, ale ona jest bardziej psychiczna) i żebyś się poczuł całkiem zdrowy jak wyleczysz się z nerwicy. Pozdrawiam!
  8. Świetne podejście! Szczerze gratuluję i życzę dalszych postępów w walce z "Karolcią"
  9. Podczas nerwicy jesteś dużo bardziej wrażliwa na bodźce zewnętrzne i wewnętrzne (podczas silnego lęku wyostrzają się nam zmysły). Papierosy są generalnie niezdrowe (chociaż ja sobie czasem palę hehe). Kawa wypłukuje magnez, więc zbyt duże ilości kawy podczas silnych lęków też nie są wskazane. Dodaj mleka do kawy, wtedy więcej magnezu zachowasz. Albo spróbuj zielonej herbaty. Co do alkoholu, to podczas kaców Twoja wrażliwość jest dużo większa (hałasy Ci przeszkadzają, głowa Ci pęka, słońce razi w oczy, itd. czyli podobnie jak podczas lęku. Jeśli zsumować mocnego kaca z nerwicą lękową, to nam się robi mieszanka wybuchowa i najmocniejsze ataki paniki wtedy się przeżywa :) Tak ja przynajmniej miałem. Pozdrawiam!
  10. Prawda jest taka, że Marian może nie napisał rozwlekle, ale na pewno konkretnie i co najważniejsze - moim zdaniem trafnie. Nie wiem, czy już masz nerwicę, czy dopiero niedługo będziesz ją mieć. Uważam, że jak się nie "wyluzujesz", to niedługo nerwica zapuka do Twych drzwi. Co to znaczy, że nie wolno Ci być zestresowaną? Zdecydowana większość znerwicowanych wpisujących się tutaj ma analogiczny problem - uważają, że nie wolno im się bać, że strach to coś złego, że trzeba go leczyć. I stąd się bierze cały problem. Robienie wbrew organizmowi. Nie rzucaj takich słów deprecjonujących swój organizm, bo niedługo Twój organizm Ci pokaże, kto tu rządzi. Ty i Twoje ambitne cele, czy organizm i jego potrzeby fizjologiczne - jak chociażby potrzeba do relaksu, wyluzowania się. Jak myślisz? Czemu samobójcy szukają jakichś wymyślnych sposobów na skończenie ze swoim życiem ,zamiast powiedzmy nabrać powietrza w usta, zaprzestać oddychania i się udusić? Powiem Ci dlaczego. Bo Twoja silna wola, ZAWSZE przegra z silną wolą Twojego organizmu. To emocje i podświadomość rządzą nami, a nie świadomość i logiczne myślenie. Gdyby rządził świadomy umysł, to wszyscy znerwicowani zebrani tutaj mogliby sobie powiedzieć - nie ma się czego bać, jestem spokojny i po sprawie. Koniec "moralizowania" Dam Ci kilka rad, które moim zdaniem powinny Ci pomóc: 1. Sport. Bieganie, taniec towarzyski, siatkówka, aerobik, cokolwiek. 2. Dieta. Dużo wody mineralnej. Magnez. 3. Techniki relaksacyjne - medytacja, świadomy oddech, trening Jacobsona. Wybierz sobie coś. 4. Oblej kilka egzaminów. Pamiętaj, że to świat jest dla Ciebie, a nie Ty dla świata. Jeśli to cele, ambicje, Twoje i Twojego otoczenia decydują i kierują Twoim życiem, to postaraj się to zmienić. To Ty powinnaś decydować o swoim życiu. A w "Ty" mieści się też nie tylko Twoje ego, ale i Twój organizm, Twoje ciało. Razem dojdziecie dalej niż osobno. Nie ma czegoś takiego, jak "mój organizm nie ma prawa się denerwować". Jesteście Wy. Daj mu prawo do stresowania się i obserwuj co się stanie. Zdrówka życzę!
  11. Prawda jest taka, że Marian może nie napisał rozwlekle, ale na pewno konkretnie i co najważniejsze - moim zdaniem trafnie. Nie wiem, czy już masz nerwicę, czy dopiero niedługo będziesz ją mieć. Uważam, że jak się nie "wyluzujesz", to niedługo nerwica zapuka do Twych drzwi. Co to znaczy, że nie wolno Ci być zestresowaną? Zdecydowana większość znerwicowanych wpisujących się tutaj ma analogiczny problem - uważają, że nie wolno im się bać, że strach to coś złego, że trzeba go leczyć. I stąd się bierze cały problem. Robienie wbrew organizmowi. Nie rzucaj takich słów deprecjonujących swój organizm, bo niedługo Twój organizm Ci pokaże, kto tu rządzi. Ty i Twoje ambitne cele, czy organizm i jego potrzeby fizjologiczne - jak chociażby potrzeba do relaksu, wyluzowania się. Jak myślisz? Czemu samobójcy szukają jakichś wymyślnych sposobów na skończenie ze swoim życiem ,zamiast powiedzmy nabrać powietrza w usta, zaprzestać oddychania i się udusić? Powiem Ci dlaczego. Bo Twoja silna wola, ZAWSZE przegra z silną wolą Twojego organizmu. To emocje i podświadomość rządzą nami, a nie świadomość i logiczne myślenie. Gdyby rządził świadomy umysł, to wszyscy znerwicowani zebrani tutaj mogliby sobie powiedzieć - nie ma się czego bać, jestem spokojny i po sprawie. Koniec "moralizowania" Dam Ci kilka rad, które moim zdaniem powinny Ci pomóc: 1. Sport. Bieganie, taniec towarzyski, siatkówka, aerobik, cokolwiek. 2. Dieta. Dużo wody mineralnej. Magnez. 3. Techniki relaksacyjne - medytacja, świadomy oddech, trening Jacobsona. Wybierz sobie coś. 4. Oblej kilka egzaminów. Pamiętaj, że to świat jest dla Ciebie, a nie Ty dla świata. Jeśli to cele, ambicje, Twoje i Twojego otoczenia decydują i kierują Twoim życiem, to postaraj się to zmienić. To Ty powinnaś decydować o swoim życiu. A w "Ty" mieści się też nie tylko Twoje ego, ale i Twój organizm, Twoje ciało. Razem dojdziecie dalej niż osobno. Nie ma czegoś takiego, jak "mój organizm nie ma prawa się denerwować". Jesteście Wy. Daj mu prawo do stresowania się i obserwuj co się stanie. Zdrówka życzę!
  12. Nie chcę się wymądrzać i Cię pouczać, bo wiem, że przez swoją fobię społeczną przeżywasz traumę, ale jak będziesz uciekać przed lękiem, to niedługo zacznie Cię nachodzić w innych sytuacjach - nabawisz się innych fobii. W końcu przestaniesz wychodzić z domu i w ogóle funkcjonować w społeczeństwie, bo lęk skurczy Twoją strefę komfortu do minimum. Spróbuj podjąć wyzwanie i pozostać w pracy, mimo lęku. W międzyczasie możesz skonsultować się z jakimś psychologiem, psychiatra, spróbować jakiejś terapii. Sięganie po leki odradzam, ale to Twoje życie i Ty w nim podejmujesz decyzje. Jak uznasz, że chcesz spróbować, to spróbujesz. Trzymaj się ciepło!
  13. No to masz posturę identyczną jak ja :) Też mam 188 cm wzrostu, ważę ok. 85 kg :) podaj mi na priv swojego maila, to Ci coś wyślę, może Ci pomoże. Pozdrawiam!
  14. Miałem podobnie. Może nie aż tak, że wyciskałem pot z koszulki po 10 minutach na słońcu ale podobnie. Zwłaszcza jak miałem gdzieś wyjść w jakiejś krótkiej koszulce, na której plamy pod pachami wyraźnie widać (starałem się chodzić w białych, albo czarnych). Kombinowałem, czy może nie wziąć czegoś na zmianę do plecaka, albo jakiejś rozpinanej bluzy na siebie nie zarzucić na "w razie czego", mimo, że był upał Zimne, spocone i trzęsące się ręce to był mój znak rozpoznawczy Drżenie ciała, kiedy byłem zdenerwowany też miewałem. Plamy pod pachami zostały mi do dzisiaj Mogę wyjść na 10 minut gdzieś, w normalną, letnią pogodę i jak wracam, to już plamy są. Nawet jak się niczym nie denerwuję, nawet jak mi nie jest gorąco, nie uprawiam żadnego wysiłku fizycznego, nic. Mogę się myć 10 razy dziennie, używać co chwila dezodorantu (dezodorantów już też kilkanaście w życiu wypróbowałem), zmieniać koszulki i efekt jest ten sam :) Także darowałem sobie. Pogodziłem się z tym. Na szczęście to nie jest tak, że te plamy śmierdzą potem (ba! nawet pachną dezodorantem! :) A zauważyłem, że im mniej tym się przejmuję, tym częściej mi się zdarza zaobserwować suche pachy Grunt, to mieć wyjebane. To banalnie prosta (tak, wiem, że "banalnie prosta" jest niepoprawną formą, ale stosuję ją celowo :), ale i zarazem banalnie prawdziwa, życiowa rada. Cała nerwica bierze się stąd, że człowiek nie akceptuje siebie takiego, jakim jest. Nie akceptuje swojego szybko bijącego serca, trzęsących się rąk, czy ucisku w gardle. Wszystko chce kontrolować, a im bardziej chce wszystko kontrolować, tym bardziej to "wszystko" nie chce być kontrolowane i się opiera. A człowiek powoli wpada w taką, jak ją opisałeś, "paranoję". Nie wiem jak jest u Ciebie. Taka nadmierna potliwość może być powiązana ze zdenerwowaniem czy nerwicą, ale może też być inny powód. Może masz za dużo kilogramów? Może masz kiepską dietę? A może jakieś problemy dermatologiczne i fajnie by było się skonsultować z jakimś dermatologiem?
  15. kamilwin

    Jest ciezko

    Z takim lękiem nie walczyłem, ale myślę, że mechanizm jest zawsze ten sam. Twój strach przed rzyganiem wzmacnia lęk. Jak Ci się uda przestać "bać rzygania" po jedzeniu, to lęk się stopniowo będzie zmniejszał. Ja raz podczas ataku paniki zemdlałem trzykrotnie w autobusie. Od tego czasu zawsze jak jechałem na stojąco w autobusie, pociągu, bałem się, że sytuacja się powtórzy. Mimo, że się strasznie tego bałem, to się nie powtórzyła. Mimo, że czułem, że zaraz zemdleję, to nie uciekałem - nie siadałem na krześle, nic nie robiłem. Podjąłem rękawicę. Później jak zobaczyłem, że nie taki atak paniki straszny, to sam zacząłem prowokować organizm podczas ataku paniki do zemdlenia. Nie dałem rady. A to podjudzanie strachu mnie wyzwoliło z nerwicy lękowej. Może Ty też masz tylko takie "wrażenie", że zaraz zwymiotujesz - stworzyłeś taką kotwicę emocjonalną w swoim mózgu. Jedzenie=rzyganie. U mnie taka kotwicą był zatłoczony autobus, brak miejsc siedzących=atak paniki i strach przed zemdleniem. Najpierw spróbuj to przetestować w domu, jak jesteś sam. Zjedz coś i powiedz sobie - "Ok. To teraz co? Rzygamy?" i siedź dalej, nie idź do łazienki. Powiedz swojemu organizmowi tak - "Chcesz rzygać, to rzygaj tutaj. Nie ma problemu. Ja do łazienki nie idę." I sprawdź czy się porzygasz, czy nie. Może moje rady nie są najmądrzejsze, może są nielogiczne, może są dziwne, ale mnie to pomogło. Mam nadzieję, że Tobie też trochę pomogą. Staraj się rozmawiać sam ze sobą. Powiedz swojemu organizmowi, że chcesz jeść, bo chcesz mieć siły na różne aktywności, chcesz jeść, bo sprawia Ci to przyjemność. I będziesz jadł. Jak on chce po każdym posiłku rzygać, to ok. Niech tak będzie. Przywykniesz. Jeśli zrobisz to szczerze - zaakceptujesz swoje rzyganie po posiłku, to z czasem problem powinien zniknąć. Ja naprawdę w pewnym momencie miałem w dupie, czy zemdleję w pociągu, czy dostanę padaczki, czy upadając walnę się głowę i umrę. Tak szczerze. Nic takiego się nie stało. Mam nadzieję, że w Twoim przypadku będzie podobnie. Akceptacja stanu obecnego to pierwszy krok do zmiany.
  16. kamilwin

    Jest ciezko

    Święte słowa. Prawda, że to takie proste? Niestety większość "chorych" tego nie rozumie. "Oho czemu moje serce tak szybko bije? No nie, zaraz będę miał pewnie atak paniki. Albo gorzej - zawał. Tak! Padnę na zawał!". Zamiast tego - podejdź do sprawy tak: "Moje serce szybciej bije, widocznie ma jakiś powód. Ufam Ci serduszko. Chcesz bić szybciej, to bij. Nie ma sprawy." "A co jak się zaczerwienię podczas rozmowy z nią? Nie będę mógł jej spojrzeć w oczy, wyśmieje mnie, przestanie mnie lubić." zamiast tego - "Ok istnieje ryzyko, że się zaczerwienię podczas rozmowy z nią, bo jestem nieśmiały, a ona mi się bardzo podoba. Istnieje też ryzyko, że nie będę w stanie jej spojrzeć w oczy, bo będę zdenerwowany. A może ja jej też się podobam? Może ona też będzie zdenerwowana? Może ona też jest nieśmiała? A może lubi nieśmiałych, wrażliwych chłopaków? A co jak się nie uda? A mało to kobiet jest na świecie?". Przestańcie traktować życie tak poważnie. Wiem, że to łatwo powiedzieć, a trudniej zrobić. Zwłaszcza w tym stanie, w jakim aktualnie się znajdujecie. Ale w momencie gdy się na tyle wkurzycie na nerwicę, że będziecie w stanie ruszyć do przodu bez względu na konsekwencje, postawicie wszystko na jedną kartę, w pełni zaakceptujecie siebie i swoje organizmy - wtedy właśnie lęk Was zacznie opuszczać. Pozdrawiam!
  17. Musisz zrozumieć, że to to świat jest stworzony dla Ciebie - a nie Ty dla świata. Zaprowadź czasem swojego psa pod wycieraczkę tej wspaniałej sąsiadki - niech się tam załatwi. Wyjdź czasem w szlafroku, bez makijażu do skrzynki pocztowej - niech Cię zobaczą wszyscy sąsiedzi i niech se myślą! Przestań się tak przejmować tym, jak Cię odbierają inni. Żyj tak, żeby Tobie było wygodnie i przy okazji żebyś innym nie przeszkadzała. Jeśli uważasz, że sprzątasz po swoim psie i ma on prawo jeździć windą, to nie pytaj się innych o ich zdanie, tylko się wbijaj. Musisz zacząć budować swoją pewność siebie - małymi krokami. Zacznij od najprostszych rzeczy - powiedz "nie" akwizytorowi, posprzeczaj się z sąsiadką jeśli czujesz, że masz rację, itp. Pozdrawiam!
  18. kamilwin

    Co mi jest?

    Im więcej uwagi poświęcasz danej myśli, tym większy ładunek energetyczny jej nadajesz. Zaakceptuj ją, nie analizuj, nie łącz z innymi myślami. Przyszła myśl, że inni ludzie nie mają świadomości? Ok. Przywitaj się. Podziękuj jej za to spostrzeżenie. Powiedz jej, że może mają świadomość, może nie mają, trudno to stwierdzić jednoznacznie. I weź się za coś innego. Jak przyjdzie jeszcze teraz, to znowu zrób to samo - przywitaj się, zaakceptuj ją, podziękuj jej za przybycie i się pożegnaj. I tak w kółko. Walka z natrętnymi myślami jest bardzo mozolna, ale z czasem ich ładunek energetyczny maleje, bo je zaczynasz akceptować - nie negujesz ich, nie odrzucasz, nie boisz się ich, nie cieszysz się nimi, nic do nich nie czujesz. Taka obojętność, akceptacja neutralizuje daną myśl. W nabraniu dystansu do myśli, emocji pomaga regularna medytacja (np. vipassana). Uczysz się być obserwatorem, a nie czynnym uczestnikiem tej gry.
  19. hehe zamiar to już coś :) Może z czasem przerodzi się w silną motywację i Ci się uda. Tego Ci życzę!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!
  20. Któremuś z Was leki pomogły wyzwolić się od nerwicy? Kto jest wolny od nerwicy ręka w górę? Za wolność od nerwicy uznaję nie branie żadnych leków uspokajających, psychotropów, itd. i "normalne" funkcjonowanie - bez napadów paniki, silnego lęku, itp. Pozdrawiam!
  21. Szczerze mówiąc nie interesuje mnie to, co firmy farmaceutyczne mówią o swoich lekach. Tak jak średnio mnie interesują korzyści, jakie będę miał z korzystania z nowoczesnego odkurzacza, o których mówi ich sprzedawca. Z prostej przyczyny - braku obiektywizmu. A leków nie biorę, bo nie jestem chory. A jak bywam chory, to mój organizm sam sobie świetnie radzi z chorobą. -- 15 gru 2012, 23:40 -- Sama musisz zdecydować. Większość użytkowników będzie Ci pewnie polecała zażywanie leków. Moim zdaniem lepiej jest wyjść z tego "naturalnie". Oczywiście zaraz mi tu niektórzy napiszą, że skoro wyszedłem z nerwicy bez zażywania leków, to nie miałem nerwicy, miałem słabiutkie lęki, itd. Bardzo dobrze. Skoro nerwica do Ciebie wróciła, to znaczy, że nie zostałaś do końca wyleczona, albo dalej nie wiesz jak sobie z nią radzić. Jak zrozumiesz istotę "choroby", to ona później do Ciebie nie wraca bo nie ma po co. Jak już wyjdziesz z nerwicy, to wystarczy tylko zarządzać stresem (stosować techniki relaksacyjne, ruszać się, trzymać dobrą dietę, itd.) i wtedy utrzymujesz poziom swojego niepokoju na "normalnym" poziomie.
  22. Leki otumaniają, zmniejszają percepcję - wtedy mniej czujesz swoje lęki. Tyle. I łatwo się od nich uzależnić, bo to łatwe rozwiązanie. Nie wymaga żadnego wysiłku. Wezmę sobie leki i jakoś tam będę funkcjonować. Leki rozleniwiają. Później trudno się wziąć za siebie i spróbować się leczyć. Wielu z ludzi, którzy biorą psychotropy zadowalają się później życiem "jako tako". Raz jest fajnie, raz są lęki, i tak sobie żyją (sprawdź wątek "Mój dzisiejszy dzień"). Dla mnie to nie jest życie. Cieszę się, że nigdy nie sięgnąłem po psychotropy, nawet podczas najgorszych napadów paniki. Gdybym sięgnął, to możliwe, że w tym momencie bym nie był zdrowy, tylko bym sobie siedział naszprycowany lekami modląc się o to, żeby lęki mnie napadły jutro.
  23. kamilwin

    Nerwica a ciśnienie

    Moja pani od biologii w LO mówiła, ze powinno się sikać 3 razy dziennie i robić kupę raz dziennie. Każde odchylenie od tej normy oznacza jakieś odchylenia, choroby. Nie wiem jak to jest u mojej pani od biologii, ale u mnie częstotliwość "załatwiania się" zależy od tego, co jem, ile jem, jak często, co piję, ile i jak często. Jestem zdrów jak ryba. To samo się tyczy innych rzeczy. Dla Jamajczyka dawką śmiertelną alkoholu we krwi może się okazać 4,5 promila. Polak czy Rosjanin może przeżyć nawet ponad 14 promili we krwi. Podczas swoich ataków paniki poszedłem na testowanie leków do szpitala. Razem ze mną na sali leżało 20 innych, zdrowych facetów. Panicznie się bałem każdego mierzenia ciśnienia, pobierania krwi. Bałem się, że wyjdzie coś nie tak. Nie wyszło. Miałem różne wahania ciśnienia. Krew też nie zawsze tak samo szybko płynęła do zbiorniczka podczas pobierania. Ale nie stało się nic, co by zaintrygowało pielęgniarki. Obok mnie leżeli różni, zdrowi faceci w kwiecie wieku. Jeden miał zawsze wysokie ciśnienie, drugi zawsze niskie. Ani jeden, ani drugi nie wyglądali na niezdrowych (zresztą niezdrowych nie biorą na takie badania). Dlatego napiszę Ci po raz kolejny - przestań się przejmować swoim ciśnieniem. A Ty pewnie i tak jutro rano jak tylko wstaniesz zaczniesz mierzyć swoje ciśnienie i doszukiwać się w nim "odchyleń od normy". Oby nie. Pozdrawiam!
  24. Stąd się bierze cały problem. Z tej manii kontrolowania, panowania nad własnym ciałem, mierzenia ciśnienia, uspokajania serca, itd. Świadoma wola zawsze przegra z organizmem. Prosty przykład - może trochę hardkorowy hehe Nie da rady udusić się świadomie - nawet jak masz super silną wolę, to wstrzymując oddech się nie udusisz. W pewnym momencie zagrożony organizm zmusi Cię do nabrania powietrza. Jak nie możesz pokonać wroga, to się do niego przyłącz.
×