Skocz do zawartości
Nerwica.com

Ina86

Użytkownik
  • Postów

    105
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez Ina86

  1. Może lekarze nie wyleczą nas w 100%, w tych chorobach potrzeba jednak własnej siły woli, chęci do wyjścia z bagna. Ale lekarze na pewno w tym pomagają. Nie robią nic za nas, tak by było fajnie, ale nierealne, tylko POMAGAJĄ.
  2. Ina86

    rano vs. wieczor

    Mój dzień też zazwyczaj jest podzielony. I mam tak jak nerwa - ranek mam do kitu, wieczorem za to czuję się najlepiej. W nocy to różnie bywa. Jak mam stan lękowy to po prostu nie śpię i jest źle, jak jest w miarę ok, lęki ustępują, to zazwyczaj przesypiam całą noc. Ale kiedyś miałam zupełnie odwrotnie, ranek znosiłam, a najgorsze lęki, otępienie, wszelakie bóle etc. przychodziły wieczorem i trwały zazwyczaj tez i całą noc. Rano ledwo zapadałam w sen i mogłam trochę odpocząć.
  3. bedzie.dobrze, napady lękowe + podejrzenie DDA. DDA mam na pewno, tata alkoholik, poza tym ciągłe obawy o to czy znów nie zacznie pić, branie wszystkich win na siebie i przejmowanie się całym światem. Robienie z najmniejszego problemu ogromu etc. Na terapię chodziłam kilka tygodni, ale napad silnego lęku (trwający nieprzerwanie 3 tyg.) uniemożliwił mi chodzenie, później zrezygnowałam, bo nie czułam się jednak dobrze u tej terapeutki do której chodziłam. Poza tym kwestia finansowa związana z kupnem mieszkania i ślubem wzięła górę. Wiem, że niedługo będę musiała się rozejrzeć ponownie za terapią. Tyle, że teraz już konkretnie nastawioną na DDA, nie indywidualną. Leki biorę już 3 miesiące. I problemem jest to, że jestem osobą bardzo niecierpliwą. Chciałabym już widzieć super efekty.
  4. bedzie.dobrze, jakbym czytała o sobie. Też niedługo wychodzę za mąż, w sierpniu. Na samą myśl, że jakoś będę musiała przecież przetrwać ten dzień z uśmiechem na twarzy i w ogóle w świetniej formie mam lęk. Teraz z narzeczonym kupiliśmy mieszkanie, niedługo przeprowadzka, robotnicy już remontują, a ja znów mam lęki. Znów nachodzą czarne myśli itp. Już nawet oswoiłabym się z lękami, gdyby tylko nie nachodziły w tych pozytywnych sprawach, z których większość ludzi się cieszy. Trzymam kciuki za świniaczka! Też miałam kiedyś świnki morskie. Kochane zwierzątka.
  5. Witajcie. "Chwilę" mnie tu nie było, nerwica dała trochę wytchnienia. Ale od przedwczoraj mam już gorszy nastrój. Dzisiejszy dzień zaczęłam już o 4 rano :/ Wizytą w toalecie i oczywiście napadem lęku. Zaczęło się wyszukiwanie chorób i przekonanie, że te cholerne leki jednak nie działają. Poczytałam forum i trochę napięcie ustąpiło. Ale znów dobrze nie jest. bedzie.dobrze, współczuję przeżycia związanego z choroba zwierzaka. Też ogromnie się przywiązuję do zwierząt. Dla mnie zwierzak w domu to członek rodziny i tak samo reaguję jak zachoruje zwierzę czy człowiek. I tak samo jak Ty mam ostatnio gorsze czasy, też nie radzę sobie ze stresem. Z kolei u mnie wiąże się to z remontem pierwszego własnego mieszkania - ot, rzecz, która powinna cieszyć, mnie paraliżuje.
  6. Nerwica, depresja czy inne zaburzenia SĄ uleczalne. Pamiętaj o tym. Co prawda ja czasami też o tym zapominam lub przestaję wierzyć, ale cóż, takie uroki nerwicowca. Jeśli masz ograniczony budżet to korzystaj z pomocy darmowej. Wizyta raz na miesiąc to mało, ale zawsze lepszy rydz niż nic! Moja babcia była w naprawdę bardzo ciężkiej depresji - siedziała, nic nie mówiła, tylko wycierała sobie ślinę, która jej z ust leciała. Na siłę została zabrana do psychiatry, lekarki do której i ja chodzę obecnie. Wizyty miała najpierw co miesiąc, później rzadziej i teraz pomimo swoich 2 zawałów i śmierci dziadka (ponad 50 lat małżeństwa) jest osobą która wychodzi do ludzi, uśmiecha się etc. Więc można z tego wyjść! Zawsze masz ludzi tutaj w forum, którzy zrozumieją, bo sami przechodzą przez podobne objawy. Tak jak już pisałam sama mam złe dni teraz. Dzisiaj z rana to była makabra - płacz, obwinianie się, poczucie beznadziejności i to, że obarczam nów mojego narzeczonego moją chorobą, moimi wymysłami... Jednak wiem, że muszę walczyć, bo nikt nie zrobi tego za mnie. Chcę tez pomagać w takich ciężkich chwilach innym, bo wiem jak mi czasami potrzeba wyżalenia się, wypłakania, nawet przez neta. Gdy pierwszy raz poważnie złapał mnie napad lęku, a byłam wtedy za granicą to nie wiem jak bym przetrwała bez tego forum. tutaj jednak dowiedziałam się, że nie jestem sama z tymi moimi uczuciami, że wokół mnie jest pełno ludzi z takimi lub podobnymi zaburzeniami. Tak jak Ty jestem jedynaczką i zawsze lubiłam towarzystwo ludzi, wyjazdy itp. Teraz często stronię od spotkań, a przynajmniej od takich gdzie jest dużo nieznanych mi osób. Właściwie najczęściej przesiaduję z moim narzeczonym, i bardzo dużo rozmawiam z rodzicami, którzy mnie bardzo wspierają. Szkoda, że Tobie jest ciężej w relacjach z rodzicami i dziadkami. Zapewne wiele razy próbowałeś ich uświadomić o swoim problemie? Spróbuj jeszcze raz, może w końcu za którymś razem stwierdzą, że faktycznie masz problemy, z którymi Ci ciężko i bardzo potrzebujesz ich wsparcia. Wiem, że z tym jest ciężko, ale warto próbować. Powiem Ci na przykładzie mojego Lubego. On na początku też mi mówił "ale biadolisz, nic Ci nie jest". Czasami miewaliśmy kłótnie, bo ja dostawałam napadu lęku, a on nie pomagał mi, olewał to nawet. Szczególnie czułam się źle, że mocne napady łapały mnie gdy byłam na urlopie za granicą, gdzie miałam tylko Jego, a on potrafił powiedzieć, że skoro tak się wszystkiego boję to zostawi mnie w pokoju i będę sobie siedziała sama, a on pójdzie zwiedzać itp., bo ja na pewno wymyślam, nie mam się czego bać. Domyślasz się jak się czułam? Beznadziejna, słaba, nikomu niepotrzebna. Ale byłam wytrwała, mówiłam mu ciągle o tym co czuję, co mnie dręczy. W styczniu miałam najsilniejszy z ataków. Uciekłam od narzeczonego, wyjechałam do rodziców, bo już nie wiedziałam co ze sobą zrobić, a on nie potrafił mi tak pomóc jakbym tego chciała. To go odmieniło. W końcu zauważył, że mam realny problem, że to nie są moje wymysły. Teraz jest najkochańszym człowiekiem na świecie, wspiera mnie, opiekuje się mną gdy mam gorszy dzień. Zawsze ma dla mnie miłe słowo otuchy, nie bagatelizuje tego co się ze mną dzieje, ale daje mi siłę i prosi bym tę siłę w sobie znalazła na pokonanie tego wszystkiego. Wierzę, że Twoi rodzice też znajdą to zrozumienie. I nie obawiaj się obarczać swoimi problemami dziewczyny - ona od tego jest by Cię wspierać. Sam musisz sobie pomóc, a dziewczyna - czyli najbliższa Tobie osoba powinna dać Ci właśnie tę siłę byś uwierzył że można. Mam nadzieję, że chciało Ci się czytać moje wywody i choć odrobinę pomogły? Ja po takim wypracowaniu czuję, że się trochę rozluźniłam. Próbowałeś pisać pamiętnik? Może wylewanie na papier czy do neta swoich przemyśleń też i Tobie pomoże? Bo u mnie to na razie jest najlepszy sposób na rozładowanie napięcia. Jak nie chcesz pisać otwarcie zawsze jest pw. Trzymaj się!
  7. Mnie także dopadł paraliż senny. Wiem jakie to okropne czucie, gdy jesteś uwięziona w swoim ciele i nie możesz nic zrobić. To było coś strasznego. Na początku nie wiedziałam co się ze mną dzieje i bałam się ponownie zasnąć, gdy już paraliż mnie puścił. Po prostu wchodząc w sen ciało "wyłącza się", by podczas snów nie zrobić sobie krzywdy. Nasze mięśnie się rozluźniają, nie możemy nad nimi zapanować. Zazwyczaj jest tak, że paraliż ustępuje przed wybudzeniem się. Ale niestety czasami wybudzenie następuje bardzo szybko - mózg się budzi, a ciało jeszcze śpi. To jest właśnie paraliż senny. Też miałam wrażenie, że obok mnie ktoś jest. Była to moja mama, a ja nie mogłam do niej nic powiedzieć, że czuję taką panikę, że to mi się dzieje. Gdy już się wybudziłam oczywiście byłam sama w pokoju. Jeśli zdarza Ci się to tak często to może warto powiedzieć o tym lekarzowi pierwszego kontaktu? Może skieruje Cię na jakieś badania.
  8. Najważniejsze to musisz pamiętać, że nie jesteś sam ze swoim problemem. Chociażby tutaj na forum znajdziesz osoby z podobnymi problemami, a zawsze to łatwiej zrozumieć, czy pogadać z kimś, kto przez coś podobnego przechodził. Niestety zamykanie się w domu, to najgorsze co może być. To pierwszy krok do depresji, bo nerwica depresji nie wyklucza. Ale nie jestem lekarzem by diagnozować. Mogę jedynie pomóc rozmową i spostrzeżeniami. Wiele z tego co opisujesz sama przechodziłam - poczucie beznadziejności, samotności, mimo tego, że mam kochającego faceta i rodziców, którzy w każdej chwili chcą pomagać mi w zmaganiach z moją nerwicą. A ja nadal czuję, że obarczam ich swoim złym nastrojem, lękami, że ciągle się im żalę etc. Ale wiem, że rozmowa pomaga mi najbardziej rozładować to napięcie, pomóc w przezwyciężeniu lęku. Chociaż nie powiem, że nie miałam tak, że miałam wszystkich obok siebie dosyć, najlepiej by było gdybym tylko leżała w łóżku, rozpadając się na kawałki wewnątrz siebie. To właśnie rodzina pomogła mi z tego stanu wyjść. A Ty jakie masz relacje z rodziną? Masz kogoś komu możesz opowiedzieć o swoich problemach itp? Jeśli dziewczyna Cię rozumie i chce Ci pomagać, to nie bój się tej pomocy przyjąć. Ona też zapewne bardzo martwi się o Ciebie, a nie ma nic lepszego w związku niż szczerość. Mimo, że czasami nadal nachodzą mnie myśli o tym że dręczę swoją chorobą najbliższych, to mimo wszystko więcej z nimi o moich uczuciach rozmawiam. Mogę jedynie doradzić Tobie to samo! Pisałam o terapii. Najlepiej byłoby znaleźć psychoterapeutę. Spotkania raz na miesiąc to dość rzadko, ale czasami wystarczają. Czy rozmowy z psychologiem Ci w jakimś stopniu pomagały? Jeśli nie ma innych specjalistów w Twoim mieście to może warto wybrać się gdzieś dalej? Do pobliskiej miejscowości? I pamiętaj - nie bój się rozmawiać o tym co czujesz. Jeśli potrzebujesz się wygadać, to rozmawiaj z najbliższymi Ci osobami, ajeśli ich akurat nie ma przy Tobie w danej chwili to pisz na forum, czy priv. Pozdrawiam! :)
  9. Ina86

    Stany lekowe

    Ja mam nerwicę lękową. Leczę się farmakologicznie dopiero od 3 miesięcy. Co prawda mi się wydaje że AŻ 3 miesięcy, ale niestety na takie leki trzeba dać sobie czasu, wiem o tym i staram się trwać przy tym. Bywają gorsze dni, kiedy złapie mnie lęk. Bywa tak, że miesiąc jest ok, potem spadek i po jakimś czasie znów jest dobrze. Pierwszy atak jaki mnie złapał - taki powiedzmy poważniejszy, gdzie było kołatanie serca, duszności, myśl o tym, że mam atak serca - to było ponad rok temu, w marcu 2012. Później miałam kilka miesięcy przerwy i na przełomie października/listopada bum! Lęki powróciły. Później napady zdarzały się coraz częściej, mimo podjętej terapii. Gdy wycięło mi 3 tyg. z życiorysu ( to było w styczniu) postanowiłam zacząć leczyć się farmakologicznie, zrezygnowałam z terapii. Żałuję tego, bo wiem, że najlepsze efekty byłyby w połączeniu terapii i farmakologii. A przynajmniej tak sobie myślę.
  10. Witaj! Po pierwsze od razu współczuję Ci pierwszego kontaktu z lekarzem. Dobrze, że go od razu zmieniłeś, ale ręce idzie załamać u jakich ludzi my się leczymy :/ Z tego co opisujesz to brzmi jak nerwica. Hipochondria też trochę, skoro ciągle doszukujesz się choroby, raka, objawów. Ale nie ma się czego bać! (wiem, że łatwiej napisać niż zrobić, sama teraz mam gorszy dzień). Musisz być silny i szukać pomocy - nie bać się przede wszystkim tego. Udaj się do terapeuty/psychiatry. Piszesz, że brałeś Traxene - to lek doraźny, silnie uzależniający, którego nie można brać na długą metę. Jeśli nie stawiasz na farmakoterapię to może same wizyty u terapeuty wystarczą? Nie myślałeś o tym, by zacząć terapię?
  11. Ina86

    Stany lekowe

    Bardzo dobry pomysł z powrotem do terapeuty. Ja sama muszę pomyśleć o powrocie na terapię, którą przerwałam, bo tak kiepsko się czułam, byłam w takim dołku już, że nie mogłam wyjść z domu, o pojechaniu do terapeutki nie wspominając. Mi bardzo pomaga pisanie tutaj w gorszych chwilach. Gdy nie mam z kim pogadać, to piszę tutaj. Czasami mnie to rozładowuje i lęki mijają. Ogólnie jakakolwiek forma wylania swoich myśli, czy to w formie rozmowy z kimś, czy napisanie o swoich odczuciach pomaga. Jestem typem osoby, która musi użalić się nad sobą, by dostrzec jakieś możliwe rozwiązanie. A słowa "będzie dobrze" od osób, które kocham to najlepszy lek! Trzymaj się. :)
  12. Ina86

    Stany lekowe

    Byłeś u psychiatry? Długo już bierzesz te leki, a skoro stan się pogarsza, to może leki są nieodpowiednie lub w złej dawce? Mi Ci diagnozy nie postawimy, najlepiej wybrać się do lekarza. Jeśli rozmowa rozładowuje Twoje napięcie, to wizyta u terapeuty byłaby bardzo dobra. Myślałeś o tym?
  13. Też dobija mnie fakt, że takie napady biorą się znikąd, nagle bum! I człowiek już myśli o tym jaki był przed chorobą. Ja przynajmniej tak mam. Teraz jestem "ja z nerwicą", kiedyś była ta "druga ja, prawdziwa". Bardzo chciałabym powrócić do tamtego stanu - uspokojenia, stabilności. Co prawda zawsze byłam nerwowa, ale nie objawiało się to w postaci ataków lęku, paniki. Trochę się podenerwowałam, w najgorszym wypadku nie przespałam nocki, ale później to wszystko mijało. Teraz jest inaczej. Wiem, że jestem chora i choroba mnie zmieniła, nie czuję się tak w pełni sobą. Strasznie mnie to wkurza. I oczywiście coraz to nowe objawy. Przerabiałam już bóle brzucha, biegunki, wymioty, kołatanie serca, zawroty głowy.. etc. Każdy atak jest trochę inny.
  14. jolemka, ja miałam bardzo podobnie. Brałam Cital w dawce 20mg. Przez 5-7 tygodni była rewelacja (oczywiście po przeżyciu okropnych pierwszych 2 tyg. zażywania Citalopramu). Po tych 5 wspaniałych tygodniach zaczął się nastrój pogarszać - rozdrażnienie, wybuchy złości. Po kolejnych 2 tyg. wrócił napad lęku. Zwiększyłam dawkę (bo tak wcześniej ustaliłam z moją lekarką, że jak będzie coś nie tak, to zwiększamy) i jest znów dobrze. Teraz biorę 30mg. od 2 tyg. Może u Ciebie też jest właśnie kwestia dawki, jak zauważył depas. Ja bym na pewno jeszcze z Citalu nie rezygnowała. Wytrwaj te 10 dni i porusz kwestię zwiększenia dawki z lekarzem.
  15. Lot samolotem - jak ja tego nienawidzę! Kiedyś się nie bałam latać, teraz, od jakichś 2 lat jest źle. Boję się startu, serce wali jak oszalałe, jestem często na granicy paniki. Na szczęście sam start nie trwa tak długo. Podczas lotu staram się na siłę zasnąć, wtedy czas szybciej mija. I koniecznie słuchawki na uszy z ulubioną muzyką. Nigdy nie ruszam się ze swojego miejsca i jestem przez cały lot przypięta pasem. Najgorsze było u mnie lądowanie i start na jednym z 10 najniebezpieczniejszych lotnisk świata. Myślałam, że umrę. Ale przetrwałam więc teraz wiem, że przetrwam wszystko.
  16. Doświadczyłam paraliżu sennego - okropne uczucie. Otworzyłam oczy, poza tym wcale nie mogłam się ruszyć, nic powiedzieć. Od razu panika, nie wiedziałam co się dzieje, wtedy jeszcze nie wiedziałam czym jest paraliż senny.Wszystko trwało kilka sekund, a czułam jakby mijała wieczność. Zdarzyło się to tylko raz, na szczęście. Innym "objawem" jaki mam, to coś takiego jakby puchły mi niektóre części ciała. Np. leżąc czuję jakbym miała okropnie spuchnięty język, taki, że aż nie mieści się w buzi. Czasami wydaje mi się, że mam niesamowicie wielką rękę. Zawsze dzieje się to przy zamkniętych oczach. Po otwarciu wszystko mija. Nie wiem czy to też należy podpiąć pod typowe DD? Jak miewałam DD (największe gdy szłam na pierwszą wizytę do psychiatry) to raczej było to jak patrzenie na wszystko/wszystkich z daleka, jakbym patrzyła gdzieś z głębi głowy...
  17. Dzisiaj mimo kiepskiego poranka nawet w ciągu dnia popracowałam. Niestety moja grypa chyba się pogłębia. Coś czuję, że zaatakowało mi krtań, ledwo mówię. :/ A teraz czeka mnie ponad 150 km jazdy do domu rodzinnego. Trzymajcie kciuki!! :)
  18. Dzisiaj mimo kiepskiego poranka nawet w ciągu dnia popracowałam. Niestety moja grypa chyba się pogłębia. Coś czuję, że zaatakowało mi krtań, ledwo mówię. :/ A teraz czeka mnie ponad 150 km jazdy do domu rodzinnego. Trzymajcie kciuki!! :)
  19. Ranek znów lękowy :/ A wieczorem i w nocy było już ok. Ale niestety dzisiaj zostałam sama w domu i rano już mi odwalało. Miałam odruch wymiotny, w końcu zwymiotowałam żółcią. Znów mam brak apetytu, niechęć do jedzenia. A już było tak fajnie, na mianserynie przytyłam 10 kg. No to teraz znów tracę to, co udało mi się nadgonić. Na dodatek boję się, bo dzisiaj jadę do domu. Nie wiem jak wytrwam prawie 3 godziny w samochodzie.
  20. Ranek znów lękowy :/ A wieczorem i w nocy było już ok. Ale niestety dzisiaj zostałam sama w domu i rano już mi odwalało. Miałam odruch wymiotny, w końcu zwymiotowałam żółcią. Znów mam brak apetytu, niechęć do jedzenia. A już było tak fajnie, na mianserynie przytyłam 10 kg. No to teraz znów tracę to, co udało mi się nadgonić. Na dodatek boję się, bo dzisiaj jadę do domu. Nie wiem jak wytrwam prawie 3 godziny w samochodzie.
  21. fatuma03 u mnie też kijowy poranek. Już od 6:30 nie śpię. :/ Kołatanie serducha powróciło i uczucie beznadziejności, że to wszystko wraca. W nocy pobudka z lekkim lękiem. Już oczywiście zaczęłam użalać się nad sobą, jaka to jestem nikomu niepotrzebna, skoro nawet z głupią grypą nie potrafię sobie poradzić. Dobija mnie to, że przez całe 5 tygodni mogło być super, a teraz znów wszystko się pie**li. Zastanawiam się czy leki działają, czy to już będzie tak zawsze, że okres dobrego, a potem bum! Ot, "normalne" zachowanie nerwicowca. Wkurza mnie to, że gdzieś w głębi wiem, że to tylko moja głowa mi daje popalić, ale nie mam siły na tyle, by to odgonić raz na zawsze. Tylko to forum pomaga mi na tyle, że chociaż trochę mniej zwracam uwagę na objawy somatyczne. Ale też wiecznie przed kompem siedzieć nie można. Jutro jadę do rodziców, bo nie byłam u nich od mojego ostatniego lękowego epizodu (wtedy po prostu do nich uciekłam, bo już nie mogłam wytrzymać). Miałam się im pochwalić jak to wszystko fajnie znoszę, że daję sobie radę. Że przytyłam, że zaczęłam jeść normalnie, spać etc. No to kuźwa musiało mi dopiec. Od poniedziałku spadło mi 2 kilo, ze snem coraz gorzej i już dzisiaj nie wytrzymałam i z użalaniem się zadzwoniłam do nich. Współczuję im, że mają taką nie umiejącą sobie poradzić z prostymi sprawami córkę. Współczuje też mojemu narzeczonemu, że nie ma pożytku ze mnie. Co z tego, że miesiąc było super. Dla mnie to za mało. Niedługo będziemy się urządzać w nowym mieszkaniu, bo kupiliśmy w końcu swoje, a ja zamiast pomagać tylko problemów mu nastręczam.... Oj, przepraszam, że tak się rozpisałam, ale po prostu musiałam...
  22. fatuma03 u mnie też kijowy poranek. Już od 6:30 nie śpię. :/ Kołatanie serducha powróciło i uczucie beznadziejności, że to wszystko wraca. W nocy pobudka z lekkim lękiem. Już oczywiście zaczęłam użalać się nad sobą, jaka to jestem nikomu niepotrzebna, skoro nawet z głupią grypą nie potrafię sobie poradzić. Dobija mnie to, że przez całe 5 tygodni mogło być super, a teraz znów wszystko się pie**li. Zastanawiam się czy leki działają, czy to już będzie tak zawsze, że okres dobrego, a potem bum! Ot, "normalne" zachowanie nerwicowca. Wkurza mnie to, że gdzieś w głębi wiem, że to tylko moja głowa mi daje popalić, ale nie mam siły na tyle, by to odgonić raz na zawsze. Tylko to forum pomaga mi na tyle, że chociaż trochę mniej zwracam uwagę na objawy somatyczne. Ale też wiecznie przed kompem siedzieć nie można. Jutro jadę do rodziców, bo nie byłam u nich od mojego ostatniego lękowego epizodu (wtedy po prostu do nich uciekłam, bo już nie mogłam wytrzymać). Miałam się im pochwalić jak to wszystko fajnie znoszę, że daję sobie radę. Że przytyłam, że zaczęłam jeść normalnie, spać etc. No to kuźwa musiało mi dopiec. Od poniedziałku spadło mi 2 kilo, ze snem coraz gorzej i już dzisiaj nie wytrzymałam i z użalaniem się zadzwoniłam do nich. Współczuję im, że mają taką nie umiejącą sobie poradzić z prostymi sprawami córkę. Współczuje też mojemu narzeczonemu, że nie ma pożytku ze mnie. Co z tego, że miesiąc było super. Dla mnie to za mało. Niedługo będziemy się urządzać w nowym mieszkaniu, bo kupiliśmy w końcu swoje, a ja zamiast pomagać tylko problemów mu nastręczam.... Oj, przepraszam, że tak się rozpisałam, ale po prostu musiałam...
  23. Ze spaceru to zawsze można szybko wrócić, nie oddalać się za bardzo i git. Z załatwianiem spraw też mam duży problem. Ot, chociażby dzisiaj byłam u lekarza. Dość długo czekałam do rejestracji i już pojawił się strach, bo nie wiedziałam, gdzie jest toaleta w razie gdyby była mi nagle potrzebna. Biegunki to niestety nieodłączny problem moich napadów, który przysparza mi jeszcze większych lęków. Czasami mam wrażenie, że gdyby nie biegunka, to i napad lęku byłby mniejszy.
  24. Ze spaceru to zawsze można szybko wrócić, nie oddalać się za bardzo i git. Z załatwianiem spraw też mam duży problem. Ot, chociażby dzisiaj byłam u lekarza. Dość długo czekałam do rejestracji i już pojawił się strach, bo nie wiedziałam, gdzie jest toaleta w razie gdyby była mi nagle potrzebna. Biegunki to niestety nieodłączny problem moich napadów, który przysparza mi jeszcze większych lęków. Czasami mam wrażenie, że gdyby nie biegunka, to i napad lęku byłby mniejszy.
  25. Też jestem bardzo zadowolona z tego forum. Jak to mi ostatnio wujek powiedział - wariat zawsze zrozumie wariata. Forum pomaga mi zapomnieć o objawach jakie daje nerwica, zawsze to jakaś ulga. Mi akurat bardzo pomaga pisanie tutaj. Może nie za często piszę, ale w kryzysowych sytuacjach to pierwsze miejsce w sieci do którego zaglądam. Można się dowiedzieć wielu rzeczy i nie czuć się przede wszystkim samotnym ze swoimi jazdami.
×