-
Postów
12 565 -
Dołączył
Treść opublikowana przez acherontia styx
-
Siedzę i gapię się tępo w monitor a powinnam się zacząć szykować bo za 20 min muszę wychodzić na autobus.
-
Dzisiaj jest złe. Nie dość, że mam gorączke, katar i kaszel to jeszcze za chwilę muszę jechać na ten głupi oddział na praktyki z tą jędzą.
-
Miałam na wykładzie z psychiatrii te liczby podawane, przytoczyłam bo zapamiętałam
-
Nie spierd****ć szansy która pojawia się na horyzoncie - taki mam plan, o!
-
wiesz że można kota zagłasać na śmierć. Nie tylko pocieszanie pomaga - prawda i kopniak może więcej zdziałać. Zdecydowanie nie na tym etapie... Przynajmniej w moim przypadku. Myślisz, że gdyby nie osoby, którym w minimalnym chociaż stopniu na mnie zależało nie wyciągały mnie prawie, że na siłę za szmaty z domu, w momentach w których jedyne na co miałam ochotę to siedzieć pod kołdrą i ryczeć byłabym teraz w tym miejscu gdzie jestem i w sytuacji jakiej jestem?! Pomimo, że wtedy wściekałam się na nie i pałałam wobec nich rządzą mordu , dzisiaj jestem im wdzięczna za to, bo podejrzewam, że gdyby nie one, dzisiaj nie musiałabym wstawać przed 6 na praktyki do szpitala, bo już dawno by mnie nie było na studiach. I tak jak napisała kaja123, kopniak od przyjaciół/osób nam bliskich jest też potrzebny, pomimo tego, że w danym momencie wydaje się nam on wrogim gestem, po czasie często go doceniamy. Jedyne czego nauczyła mnie ta choroba to tego, że nie wolno się jej poddawać i walczyć o siebie i swoje plany, cele i marzenia. Nie znam Cię i nie mam zamiaru w żadnym razie oceniać, zrobisz jak zechcesz, ale warto czasami zastanowić się nad tym czy otaczający nas ludzie nie mają racji w tym co mówią chociaż w danym momencie odbieramy to jako krytykę.
-
Ja nie twierdzę, ze ja na pewno zachoruję, wiem tylko że jest 17% szans na to;) a schizofrenii mimo wszystko mieć nie chcę, gdyż mam za dużo planów na życie, a choroba uniemożliwiłaby mi realizację części z nich;) jednak wiem jak ciężko jest żyć z osobą, która nie ma w ogóle wglądu we własna chorobę, a ja nie chciałabym być takim ciężarem dla najbliższych jeśli jednak choroba u mnie wystąpi;)
-
Przeglądając ten wątek zdałam sobie sprawę, że podobnie jak część osób nie pamiętam niektórych fragmentów swojego dzieciństwa... Jak tak teraz myślę to pamiętam brak głębszego zainteresowania matki tym co się u mnie dzieje itp., fakt, że zawsze dbała o to, żebym miała co jeść, żebym miała się w co ubrać, ale jak tylko pojawiał się jakiś problem to matka udawała, że go nie ma. Stawał się tematem tabu. Nie pamiętam, żeby kiedykolwiek opowiadała mi o ojcu, którego praktycznie nie znam. Widziałam go raptem 2-3 razy, a rozmawiałam z nim raz. Jedyne co pamiętam to początki jej choroby. Dziwne zachowania. Urojenia. Ataki śmiechu bez powodu. Nieadekwatne do sytuacji reakcje. Wtedy zaczęły się moje problemy ze zdrowiem. Wielokrotne hospitalizacje. Omdlenia nie mające żadnego podłoża somatycznego. A co matka na to? Nic. Dla niej nie było problemu. Pamiętam też mój strach. Półroczny pobyt w Domu Dziecka a dalej w rodzinie zastępczej. Pamiętam sprawę w sądzie o ograniczenie praw rodzicielskich. Warunkiem mojego pozostania w domu było to, że matka pójdzie do psychiatry i przyniesie zaświadczenie o tym, że się leczy lub, że jest zdrowa. Pamiętam jaki czułam ból w sytuacji gdy toczyły się losy jej dziecka ona do psychiatry nie poszła (do dzisiaj). Pamiętam moją pierwszą próbę samobójczą 2 tyg po trafieniu do ośrodka. Oddział psychiatryczny dla dzieci i młodzieży. Myślę, że to było zdecydowanie za wiele jak na 14-letnie dziecko. Za to nie pamiętam w ogóle szczęśliwych momentów, nawet z okresu gdzie matka była jeszcze zdrowa. Omdlenia zdarzają się nadal, jednak wiadomo, że mają podłoże psychogenne. Zaburzenia lękowe z somatyzacją. Rozmawiając ostatnio z pewną osobą, płacząc, stwierdziłam mając 17% ryzyko na to, że ja również zachoruję na schizofrenię, chcę, żeby mnie zmuszono siłą do leczenia gdy wystąpią objawy. Nie chcę, żeby moi bliscy w przyszłości przeżywali to co ja musiałam przeżyć. W mojej rodzinie nikt nie miał na tyle odwagi, żeby zmusić matkę do leczenia, chociaż temat poruszany był nie raz. Dzisiaj, nie ma do tego podstaw. Choroba matki jest w fazie remisji, która trwa już kilka lat i nie wiadomo ile jeszcze potrwa. Jeśli jednak wystąpi nawrót, mając o wiele większą wiedzę na temat tej choroby niż kilka lat temu, ja będę osobą, która wystąpi z wnioskiem o ubezwłasnowolnienie.
-
[videoyoutube=http://www.youtube.com/watch?v=Zffiu9HvLwQ][/videoyoutube]
-
picie wina z kumpelą ze studiów
-
zwracałam tej osobie uwagę nie raz, skutku żadnego, jak grochem o ścianę teraz na razie się odzywam na ten temat dopóki dziewczyna nie przegina, a jej gadanie w stylu że powinni mnie wyrzucić ze studiów ze względu na moje dolegliwości nie ruszają już nikogo zresztą po takim czasie laska powinna być już świadoma tego, że jej gadanie na nic, bo szkoła jest po mojej stronie, a przynajmniej większość wykładowców i nikt mnie na pół roku przed końcem ze szkoły z niej nie wyrzuci a z samą dziewczyną jest chyba nie do końca wszystko w porządku, bo ściemnia wszystkim na prawo i lewo, ciągle ją ktoś przyłapuje na tym a ona sobie nic z tego nie robi tylko dalej brnie w kłamstwa jednym słowem Brzechwa wysiada przy niej mi ona jako osoba jest totalnie obojętna, jak nie musze to z nią nie rozmawiam, mam ważniejsze sprawy niż przejmowanie się tą dziewczyną
-
zbyt duze przywiazanie do terapeuty
acherontia styx odpowiedział(a) na malgos33 temat w Psychoterapia
Ja może nie tyle przywiązuje się do terapeutów co do osób, z którymi rozmowa jest w pewnym sensie dla mnie terapią i którym mogę powiedzieć o mojej nerwicy i które w jakiś sposób wykazują zainteresowanie. Często są to osoby zupełnie mi obce, które jednak zauważyły, że nie wszystko jest ok w takich sytuacjach staram się kontrolować i 'nie zawracać głowy' każdym problemem, zwracam się do nich tylko wtedy kiedy rzeczywiście są w stanie mi w jakiś sposób doradzić/pomóc. A zbyt częsty kontakt jeszcze bardziej zwiększyłby przywiązanie. -
Przeglądam forum, piję herbatę i chyba poczytam książkę
-
omeeena, przepraszam, że to powiem, ale zaczyna mnie drażnić Twoje ciągłe narzekanie. Zamiast narzekać weź się w garść. Powinnaś się cieszyć, że córka robi coś w domu podczas Twojej, że tak powiem niedyspozycji. Ja rozumiem, że skutki uboczne leków dają na początku w kość bo sama też przez to przechodziłam, ale ja pomimo fatalnego samopoczucia, bólów i zawrotów głowy, senności, jadłowstrętu, odruchów wymiotnych na sam zapach i widok jedzenia zaciskałam zęby i nie pozwoliłam, żeby mnie to uziemiło w jakikolwiek sposób. Wstawałam rano i czasami ledwo idąc jechałam na uczelnie/praktyki i starałam się o tym nie myśleć tylko skupić na rzeczach, które musiałam robić i które sprawiały, że choć na chwile zapominałam o tym jak się czuję. Dzień jak na razie nudny troszkę, ale popołudniu jadę do koleżanki i będziemy się alkoholizować pijąc wino
-
wiem, całe szczęście, że większość nie wierzy w jej gadanie zresztą w czerwcu kończę studia to będę miała z nią spokój
-
Chylińska - Niczyja.
-
Wkurza mnie 'koleżanka' ze studiów, próbująca zepsuć mi opinie na uczelni. Gdyby to było wśród znajomych z roku to tam kit, ale jej głupie gadanie dociera nawet do wykładowców zupełnie nie rozumiem powodu dla którego ona to robi... niektórzy twierdzą, że z zazdrości... ale o co? o oceny? o to, że z paroma wykładowcami mam kontakt trochę lepszy niż relacje student-wykładowca? a najlepsze w tym wszystkim jest to, że jak potrzebuje czegoś to pierwsze do kogo się zgłasza to do mnie
-
naprzemian z
-
skończyłam pisać wstępną wersję 1 rozdziału mojej pracy licencjackiej, która wymaga jeszcze poprawek ale zawsze coś już jest
-
piję kawę, przeglądam forum. muszę się zebrać i zacząć pisać prace licencjacką, a tak mi sie nie chce....
-
to, że się wyspałam
-
Zakupy i spacer na cmentarz wieczorem
-
Na razie całkiem, całkiem byłam na zakupach, posprzątałam w pokoju. A wieczorem spacerek na cmentarz. Tylko cały czas gdzieś tam siedzi myśl o czwartkowej wizycie u psychiatry, której się boję.
-
a ja dzisiejszy dzień uważam za udany tylko na cmentarzu zmarzłam strasznie bo oczywiście rękawiczek zapomniałam ręce miałam całe sine. a poza tym polecono mi psychologa, który pomógł jednej dziewczynie, z podobnym problemem jak mój. także czekam teraz na wizytę u psychiatry i jak będzie potrzeba to zgłoszę się po namiary