Skocz do zawartości
Nerwica.com

lukk79

Użytkownik
  • Postów

    923
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez lukk79

  1. lukk79

    czego aktualnie słuchasz?

    [videoyoutube=6m66OYq_qXo][/videoyoutube]
  2. Pocieszyłem czy nie, bo nie rozumiem? Napisałem, że z "3-4 lata temu" żeby pokazać, że też myślałem w tamtym czasie podobnie do Ciebie, nie wiem, może nie wyraziłem się odpowiednio ale nie miałem zamiaru porównywać nas, chciałem tylko powiedzieć, że te myślenie w którymś momencie znika. Trzeba by pewnie opisać co uważasz w sobie za niedojrzałe (w sumie opisałeś) i ja bym musiał opisać również ale ogólnie rozumiem co masz na myśli, że "chodzi o sam obraz zachowania dziecka i osoby z zaburzeniem." Ale nie rozumiem czemu odniosłeś wrażenie, że nie masz co liczyć na zmianę swoich emocji jeśli chodzi o kobiety, z czego to wynika? Napisałem przecież, że "Ja chyba nie myślę już o sobie jako o "niedojrzałym". Więc wręcz przeciwnie, uważam że się zmienia, również w stosunku do kobiet. Ja miałem kiedyś inne postrzeganie związku (a raczej bycia z kimś), teraz mam inne (jakie, to będę musiał się trochę nad sobą zastanowić) ale tak czy inaczej się zmienia i to w stronę tę dojrzalszą myślę. Ja się spotykałem dawno temu, to było tak, że wtedy było to jeden "związek" po drugim, a teraz długo, długo przerwa. Nie wiem czy jest sens żebym zawracał głowę jakiejś kobiecie samemu nie wiedząc czego chcę. To mocno irytujące nie wiedzieć czego się chce, nie lubię takiego stanu. Lubię mieć uporządkowane wszystko ale nie wiem jak to się na związki przekłada. Wspominałem, że mam raczej małe doświadczenie. Myślę czasem żeby zagadać do kogoś kiedy jest okazja ale się zastanawiam czy jest sens zawracać komuś głowę, nie wiem czemu ale takie coś się pojawia. No i jeszcze wracając do tego co napisałeś na początku ostatniej wiadomości, to to, że problem naszego zaburzenia nie zostaje rozwiązany nie wyklucza, że możemy odnaleźć się w społeczeństwie. Ja chciałbym do tego dążyć żeby coś w tym społeczeństwie robić, coś dawać (i nie tylko to, żeby pracować), nie wiem czy mam duszę społecznika czy co ale lubię mieć kontakt z ludźmi. No tak, ale zaburzenia to nie rozwiązuje (znów dość mocno idealizuje, co z kolei ja postrzegam u siebie jako objaw niedojrzałości). A co dla Ciebie znaczy dorosnąć? No mnie się nawet nie wydaje, że mam jakąś parafilię bo ona jest, no tak jak napisałeś ale nie tyle próbowałem co wdrożyłem i robię to. Jeśli uznać, że to już wtedy była oznaka zaburzenia seksualnego to zaczęło się wcześnie bo jakoś w 1-2 klasie podstawówki, tylko że pamiętam ze 2-3 tego typu zachowania i to w krótkim czasie, potem mam lukę do końca podstawówki jakoś? Proponuję może żebym nie napisał tutaj jakiego typu to zaburzenie, mogę w sumie napisać na priw jeśli Cię to interesuje, nie ma problemu. Próbowałem to zmienić ale nie wiem czy się da czy co. Homoseksualizm to nie zaburzenie, masz rację.
  3. to spoko, to jesteśmy umówieni, najwyżej się znajdzie inne miejsce. a w sobotę ma być ładna pogoda, może to ostatnie chwile lata więc fajnie, że skorzystamy. Czyli na końcowym "trójki" o 15 w sobotę. fajnie, miło będzie iść do lasu i na te obiekty. norma_baker, brawka dla Ciebie za inicjatywę
  4. No terapia to jest bardzo dobra rzecz, dla mnie dodatkowo była bardzo ciekawa, byłem ciekawy skąd biorą się te wszystkie emocje w ludziach (i we mnie) i jak sobie z nimi radzą. Ja chyba nie myślę już o sobie jako o "niedojrzałym". Ale miałem tak swego czasu, jest między nami różnica wieku, przypomnij ile masz, ja mam 33. Nie porównywałbym dzieci i nas z zaburzeniami osobowości, to że dziecko może być rozpieszczone lub rozkapryszone może wynikać z zupełnie innych powodów niż u nas. Ale ja na terapii głównie będę chciał faktycznie cofać się wstecz, to dla mnie ciekawe bo tam tam musiało się coś zadziać. Ja tez się ogromnie buntuję ale wydaje mi się, że mój bunt ma jakieś założenia i podstawy (czasem przesadzam), nie jest tak, że jak czegoś nie dostaję to się złoszczę i tyle ale wcześniej możliwe, że tak było (bardzo prawdopodobne). Parafilia to określenie dla obszernej grupy odchyleń seksualnych no i gdzieś tam się prawdopodobnie wpisuję z tym co mam, homoseks. to wszak nie jedyne tego typu zaburzenie, no ale tak, można przyznać, że mam typ zaburzenia seksualnego i co ciekawe zaczęło się dawno temu. To też chcę omówić na terapii. Jeśli chodzi o informacje zwrotne to faktycznie jest to bardzo dobry sposób na poszerzanie swojej osobowości/świadomości, w sposób jaki to opisałeś, o to mi chyba chodziło. Fajnie, że wróciłeś na terapie. To prawda, że może nigdy się tego nie pozbędziemy ale dla mnie, nawet jeśli tego nie uda mi się zmienić, to dużo będzie jeśli poznam tego istotę. Może starczy mi też czasu żeby przeżyć w szczęściu choć trochę życia. Tak jak piszesz, trzeba próbować wszystkich opcji, świat jeszcze daję nam możliwości, póki faszystowska zaraza nie zacznie rządzić ale oni raczej już nie powrócą, na krótką metę ta ich "ideologia". Chyba nie ma potrzeby komentować. Naprawdę pamiętam kiedy myślałem o sobie w ten sposób "chcę wreszcie dorosnąć", jeszcze z 3-4 lata temu. Teraz czuje się dużo lepiej ze sobą, chcę tylko jeszcze bardziej odnaleźć się wśród ludzi. W naszej sytuacji chyba złość na innych odgrywa dużą rolę, i w ogóle złość, ja się bardzo dużo wściekałem, kiedy postanowiłem zacząć nad tym panować to zaczęło być lepiej. Wciąż tajemnicą jest skąd to się bierze. Warto dlatego uczestniczyć w życiu innych ludzi, w społeczeństwie bo to swego rodzaju poligon gdzie można się ćwiczyć, poznawać i zmieniać na lepsze. Zauważyłem, że praca jest dla mnie bardzo ważna, będę się pomału przygotowywał do powrotu.
  5. uwielbiałem zawsze nadziewane papryki, 100 lat tego nie jadłem i przyrządzę myślę, niebawem. warzywka wyglądają świetnie, świeżo że mam ochotę na surowo (s)chrupać.
  6. Cześć zielonomi6969, a było kiedyś coś u Ciebie, w sensie jakieś pragnienie albo marzenie by do czegoś dążyć? Na przykład co byś chciała zawodowo w życiu robić albo jeśli masz jakąś pasję to poświęcić jej się bardziej. A jeśli nie masz pasji to co to by mogło być? Oczywiście może być tak, że nic z tych rzeczy u Ciebie nie występuje, tak pytam, bo to fajna sprawa żeby robić coś w konkretnym kierunku. Niektórzy z nas (mam na myśli forum, m.in.) nie mogą odkryć swoich predyspozycji czy talentów, i też nie wiem skąd się to właściwie bierze. Może masz jakieś zaburzenie, które nie pozwala Ci odczuwać emocji lub może to depresja skoro piszesz, że nic Ci się nie chce, nie masz energii i nic nie ma sensu. Zapytam raz jeszcze żeby nie uleciało - czy jest coś czym się interesujesz? Pozdrawiam serdecznie.
  7. Ja pomału zmierzam w kierunku, że ciężko mi się nawet zaprzyjaźnić, do przekonania, że po co mi ludzie? To znaczy w sensie emocjonalnym niewiele od nich wezmę. Jestem za głupi żeby analizować swoją przypadłość, to znaczy nie potrafię jak naukowiec zastanawiać się nad swoją sytuacją i dojść do wniosków - potrzebuję badań i działania, ale oni w sumie też potrzebują... Na razie nie mogę nic ruszyć, na przykład nie wiem czy obecna moja niby obojętność w stosunku do kobiet to efekt strachu czy faktycznie mi to obojętne. Nie będę chyba w stanie czekać na miłość tak jak wcześniej - to mnie trzymało przy życiu bo dawało nadzieję i miałem jasne wyobrażenie jak to będzie wyglądało, obecnie nie potrafię przywołać tego pragnienia. A fantazjuję głównie, żeby rozładować napięcie seksualne. Nie, masturbacja nie powoduje raczej innych problemów, tyle, że jestem po niej wyczerpany i mniej skłonny do myślenia i czucia. Lubię to przerywać na jakiś czas żeby wrócił popęd, a z nim jakieś uczucia (odczucia). Jeśli przyjąć, że występuje u mnie zaburzenie, które zdiagnozowano, to zastanawiam się w jakim miejscu na skali patologia-norma znajduję się obecnie. Jeśli chodzi o działanie, które jestem w stanie podejmować obecnie (bo jak pisałem nie mogę ruszyć), mające pomóc mi poznawać swoją osobowość jest, kiedy przebywam z ludźmi/człowiekiem, próba wyczucia jak ta osoba zareaguje kiedy coś powiem i wtedy szybkie przemyślenie czy to co chcę (a raczej jak chcę, w jaki sposób) powiedzieć ona może odebrać. Mam nadzieję, że nie zagmatwałem. Bo ja jak mówię albo rozmawiam to mam odczucie mechanicznego mówienia, wiele razy sam siebie zaskakuję, że mówię dość logicznie, tak jakby gdzieś było to (w podświadomości chyba) przetwarzane, a ja nie mam do tego dostępu i tylko sytuacja (rozmowa) wyciąga to na wierzch. Nie wiem, chyba mi już odbiło, czy coś z tego rozumiecie? Próbuję sobie wyobrazić co myślicie (co pomyślicie) kiedy to piszę i zastanawiam się nad sobą, nad swoją twarzą i tym jaki jestem. Może jestem przemęczony tylko bo pracowałem wczoraj i dziś dość ciężko (na budowie). Tylko ja nie wiem czy te przekonanie to pewność u mnie. Znaczy nie, w ogóle nie jestem przekonany co do tego. Ja bym chciał kogoś poznać, chyba dlatego, że dawno nie spotkałem się z dziewczyną poza koleżankami, czyli mam na myśli randkę. Bo jak już pisałem nie wiem jak jest obecnie u mnie, nie wiem czy chcę próbować czy nie - dziwny stan, bo i chcę i nie. A jeśli chcę, to co ma przeważyć na stronę żeby się ruszyć w końcu - mam podjąć decyzję, że jednak chcę czy poczekać aż to poczuję, że chcę? Zresztą, właśnie podjąłem decyzję, że chcę. Także będę zabiegał o to w najbliższym czasie żeby umówić się na randkę. Także mam nadzieję za jakiś czas będę mógł powiedzieć o jakiś wnioskach dot. mojej/naszych osobowości. A Ty, Desiderii, jak na obecną chwilę uważasz? Jesteś pewien tego, że nie chcesz spróbować po raz kolejny czy tego nie wiesz (jak ja) ? Kiedy miałeś ostatnie tego typu kontakty z dziewczyną? Co musi się w Twoim życiu zadziać żebyś podjął kolejną próbę? Wiem, że bardzo dobra by była sytuacja kiedy moglibyśmy się na chwilę przytulić ale to trochę jak samochód do wynajęcia (tudzież inny sprzęt). Czy my nie potrafimy rzeczywiście kochać? Czy tylko coś w nas wrzeszczy kiedy jesteśmy z tą osobą przez dłuższy czas? Wiem, że są osoby schizoidalne, które nawet nie wiedzą co znaczy słowo "kochać" ale ja tak nie mam (więc, nie wiem gdzie jestem na skali). Trochę podobnie z obrzydzeniem, kiedy przez dłuższy czas wstrzymuje się od samo-zaspokajania to mam wrażenie, że byłbym w stanie być bardzo blisko z dziewczyną (kochać się z nią) - tylko szkopuł w tym, że nigdy tego nie sprawdziłem... i może to tu tkwi sedno u mnie. Może powinienem to najpierw sprawdzić, a to PRZEZ CO do tego nigdy nie doszło, wydaje mi się sednem problemu u mnie. Pisałeś, że Ty miałeś kontakty seksualne, możesz powiedzieć ile ich miałeś? Nie wiem czy ja w ogóle nadaję się do dyskusji o tym, czy mam problem ze związkiem czy nie, skoro nigdy nie uprawiałem seksu? Kolejną decyzją jaką właśnie podejmuję w tej chwili jest czasowa abstynencja od samogwałtu żeby zacząć czuć cokolwiek bo naprawdę zaczynam się czuć podle (podły onanista). A powiedzcie jeszcze, jak Wy radzicie sobie z popędem? Czy myśleliście kiedyś o sobie jako o trochę odchylonym od normy jeśli chodzi o heteroseksualizm (poza byciem gejem)? Trochę słabo kończyć takim akcentem ale z drugiej strony czy ja wiem...
  8. Ja nie potrafię już w siebie głębiej wchodzić, muszę najpierw przestać się masturbować - to jeśli chodzi o popęd, wtedy mogę zacząć dochodzić do jakiś wniosków. Bo się poddałem ostatnio, chyba wbiłem do głowy, że tak mogę sobie żyć do końca życia. Nie wiem czy już mam gardzić swoim życiem czy jeszcze nie. Wbiłem chyba sobie do głowy, że kobieta nie jest mi potrzebna. Nie chciałem żeby tak się stało ale przeczuwałem, że kiedy wytłumaczę sobie moje życie swoim zaburzeniem to sobie odpuszczę wszelkie próby. Nie wiem nawet czy teraz obecnie w życiu jestem ze sobą szczery czy to kolejna zasłona. Nie chce mi się już tego analizować, nie wiem jak, potrzebuje jakiegoś zwierciadła w którym się obejrzę. Wiem tylko, że powinienem próbować być z kimś, wiem że tak powinienem czynić - bo to były doświadczenia które jakoś mnie rozwijały i pozwalały poznać siebie. A teraz zachowuję się jakbym już siebie nie wiadomo jak znał - co za obłudny wykręt! Chyba lubię czuć i być w sytuacji kiedy myślę, że życie nie ma sensu. Wtedy dostrzegam w życiu różne rzeczy, innych ludzi, patrzę na nich i myślę jak oni funkcjonują, skąd czerpią radość i tym podobne. A jak czuję, że niby wiem kim jestem to nic nie wiem tak naprawdę. Za mało osobowości żeby doznać czegoś nowego, a za dużo żeby siedzieć bezczynnie i nic nie robić. Ciągle ten stan przejściowy, jest męczący. Nie potrafię pić alkoholu bo mam wyrzuty, nie wypiję nawet piwa, nie chcę tego. Chcę mieć jasny umysł żeby natura zaprowadziła mnie tam gdzie moje miejsce. Cieszę się, że piszecie. Nie wiem czy czuję się jednym z Was, czułem tak ale teraz znów nie jestem pewien. Chcę dawać także! Jest ciekawa obserwacja z mojego życia. W moim życiu zawsze na każdym jego etapie miałem bliskiego kolegę: i zawsze był to kolega, nigdy koleżanka. Kiedy jeden po jakimś czasie znikał z mojego życia za jakiś krótki czas pojawiał się kolejny. Ktoś z kim widywałem się prawie codziennie. Nie wiem nawet czy to była przyjaźń, mam wrażenie, że zaprzyjaźnić się również nie potrafię. Ale ten ktoś spędzał ze mną dużo czasu i lubił mnie i ja też chociaż nigdy jakoś tego specjalnie nie doceniałem. Zawsze mi się wydawało, że w życiu zawsze ma się kogoś bliskiego. Chyba mogłaby to być również dziewczyna. Tylko jak pokonać całe to obrzydzenie, jak sprawić by być żywszym, w sensie ojej nie wiem jak mam to wytłumaczyć, jestem jak maszyna czasem kiedy ktoś patrzy z zewnątrz i to maszyna, która wydaje się być nie do końca sprawna, chociaż wewnątrz przeżywam sporo. Nie wiem jak mój tata wytrzymuje z moją mamą, jak mój brat wytrzymuje ze swoją żoną. Dlaczego ja jestem inny? Zamulony, jakbym wiecznie brał leki. Samemu ze sobą jest mi dobrze. Cierpię jedynie kiedy widzę ładną dziewczynę, choć jakiś czas temu miałem, że po prostu doceniałem, że tak jest - wystarczy, że jest ładna i sobie jest, kiedy daję sobie spokój z próbowaniem względem niej czegokolwiek to czuję jakbym był w zgodzie ze sobą. Ciekawi mnie czy spotka mnie w życiu sytuacja kiedy moje serce się zakocha, kiedy będę sobą a mimo to będę chciał i pragnął i będę wiedział co robić. Chciałbym znaleźć tak samo zaburzoną. Swoją połowę. Jakie są na to szanse? Chyba nie ma co się przejmować, to tak jakbym martwił się, że nie mogę wygrać w totolotka, coś na co nie mam wpływu. Wiem, że trzeba wychodzić, nie zamykać się itd. żyć po prostu. Czasem tak bardzo cieszę się swoim życiem, dobrze mi, nie dopuszczam myśli, że nie. Kiedy pojawia się okazja to zawsze staram się coś zrobić. Zobaczymy co dalej. Sorry jeśli zbyt chaotycznie, jeśli żadnych wniosków. Mało motywacyjnie chyba też. Ale myślę o Was i chcę zmieniać życie na lepsze!
  9. lukk79

    witam i .... pisze

    nigdy nie jest tylko czarne i białe, ma swoje odcienie (i nie mów/cie, że tylko szarości), to w nas jest ten problem i trzeba się nim zająć :)
  10. No może, może wynika to z emocji jakich doświadczałem w domu rodzinnym. Próbuję sobie przypominać wszystkie momenty, było może kilka takich, które można uznać za bolesne ale czy aż tak? Czy nie jest tak, że właśnie przez to, że mam zaburzenie (nie wiadomo skąd wynikające) to odbierałem w sposób skrzywiony coś, co było całkiem normalne? Mój brat nie ma tego problemu, spotykał się z dziewczynami, teraz ma żonę. Ja nigdy z dziewczynami się nie spotykałem, myślałem o tym ale nie miałem dużego parcia, później jak przyszło to z kolei było za duże. Skąd zaburzenia? Skąd w ogóle biorą się zaburzenia? Czy możliwym jest, że zaburzenia mogą wynikać li wyłącznie z emocji - które w moim dzieciństwie nie były przecież aż tak silne, nie przypominam sobie żeby były. Czy możliwe, że przyszło się z nimi na świat? Ale nie wykluczam, że to z domu rodzinnego wyniosłem obecne problemy, tak zresztą jest najczęściej. To nie jest do końca tak, że jest rozczarowanie bo zauroczenie odchodzi, a emocje opadają. To jest dużo silniejsze niż rozczarowanie. Po prostu jest problem kochać i być z tą osobą na co dzień. Nie raz słyszałem opinię o sobie, że pociąga mnie to co niedostępne, kiedy uda mi się to zdobyć to tracę zainteresowanie. Inaczej wyobrażam sobie związek, jest się tej osobie oddanym i dostaje się to samo - z tego czerpie się i radość i chęć by to kontynuować. I było tak u mnie tylko, że krótko, b. krótko. A związek miał znamiona prawdziwego związku, inni w ogóle mówili o nas para, a ja nawet nie byłem pewien czy jesteśmy parą! Jakbym czekał na coś innego, jakbym wiedział że to długo nie potrwa. O osobach schizoidalnych napisane jest, że nie przeżyją tej radości, którą daje przebywanie z drugim człowiekiem. Czasem wyczuwam jak może to wyglądać i jest mi mocno przykro, że ja tego miał nie będę. Kiedyś to była przykrość na zasadzie - ojej, skoro tak jest to muszę zrobić wszystko żeby to zmienić. Czytałem podręczniki o uwodzeniu, mobilizowałem się na różne sposoby. Teraz jak patrzę na to wstecz to z lekkim politowaniem, takie karkołomne próby. Nie wiem, może ta terapia pozwoli mi to jakoś na nowo uporządkować, zobaczyć co mogę, a czego nie.
  11. lukk79

    Co teraz robisz?

    uueeaeeua nudzę sięęęęę
  12. lukk79

    czego aktualnie słuchasz?

    to jest bardzo ładna piosenka z gatunku melodyjny crust-punk, jedyni w swoim rodzaju, polecam całe albumy!! proszę, posłuchajcie jej. I am the face of the despondent neighbor I am the face of the disparate masses I bear the weight of my dormant anger I am the bomb that must explode!! I am the grasp of a malignant system I am the craft of profit addiction I am all attached within us I am the mask of what we have done This banal existence has wound its way into tragic despair This agony of living imprisonment has found a way in tragic despair I am the bomb that must explode! [videoyoutube=OyeXeoh7X10][/videoyoutube]
  13. kasiątko, ja też będę wtedy, 21-22, super by było się razem zobaczyć :)
  14. Tak. Niezwykle dużo się zgadza, dużo pasuje. Nieco inaczej niż u Ciebie, polnormalny, ja miałem kompleksy również i dotyczyły konkretnej sprawy, nawet do teraz jest tego cień we mnie, chodzi/ło o moją cielesność, o brak jakiejkolwiek możliwości zaakceptowania swojego wyglądu. Pojawiło się to mniej więcej na początku szkoły średniej i trwa do dziś ale od pewnego czasu zaczęło się zmieniać - nie potrafię sobie przypomnieć co zapoczątkowało ten proces zmiany ale zdaje się, że to, że komuś się spodobałem + że wielu ludzi mi mówiło, że wszystko jest OK ze mną + sam zacząłem odkrywać w sobie pozytywne rzeczy i je doceniać. Więc teraz już nie mam z tym takiego kłopotu, można powiedzieć że polubiłem siebie i dobrze mi ze sobą (są momenty, że tamto wraca). Ale pojawiło się coś innego - to o czym tu mówimy. Okazało się, że być blisko, tak jak zawsze sobie to wyobrażałem (widziałem w filmach itd. itd..) jest dla mnie problemem. Wymieniłeś Desiderii te punkty i ja naprwdę niewiele więcej mogę dopisać, mogę tylko na dzień dzisiejszy wykluczyć kila z nich - ale dlatego, że na razie nie zdaję sobie z nich sprawy bo chyba wciąż żyję jakąś nadzieją. Te punkty to: - strach przed odrzuceniem, gdy ta osoba pozna moje słabości - nie czuję tego strachu, po prostu jest tak, że osoba, która jest mną zainteresowana najczęściej już wie jakie są moje słabości, nie potrafię niczego ukrywać i widać to od początku. Nie jest tak, że pokazuje je i eksponuje od razu ale po prostu osoba widzi to, a ja nie mam zbytnio siły żeby pokazywać się z innej strony. Co innego jeśli chodzi o pracę zawodową i tego typu sprawy, tu oczywiście pokazuję się z jak najlepszej strony - to znaczy udaję, że jestem mocniejszy niż jestem choć nie wydaje mi się to dobry słowem "mocniejszy", po prostu robię tak by wywrzeć wrażenie, że podołam temu czy tamtemu. Ale w związku? Nie wyobrażam sobie jak miałbym udawać, może na pierwszym spotkaniu ale teraz mam takie podejście, że chcę o tym porozmawiać od razu - nie uważam tego za wstyd, za coś gorszego, to nie jest moja wina, że tak jest (mam nadzieję...). Ale jak napisałem przed chwilą - nie eksponuję tego, po prostu jak czuję że można o tym powiedzieć to opowiadam (to zresztą ciekawe dla drugiej osoby, pytanie tylko na jak długo...). - strach przed tym, że dziewczyna będzie chciała zakładać rodzinę, mieć dzieci, co dla mnie jest nie do przyjęcia. I tu znów, wciąż żyję nadzieją. Wciąż myślę, że tego bardzo chcę, że będę przez to szczęśliwy. Myślę tak dlatego, że nie znam siebie jeszcze za dobrze, bardzo długi czas byłem oddzielony od siebie, dopiero jakieś 1,5 roku jak zaczynam zdobywać świadomość siebie. Zawsze czułem, że u mnie idzie wszystko wolniej (zawsze mówiłem sobie, że ja to chyba będę żył przynajmniej 100 lat żeby u mnie każdy proces odbył się w swoim czasie). Wciąż myślę, że mieć dziecko to fajna sprawa (pomijając to co się dzieje na świecie, jak beznadziejne jest to miejsce - tu dodam, że nie do końca, idee...). Wciąż mam ten obraz rodziny w głowie, którą kiedyś (kiedy?) założę. Pomału coś we mnie przygotowuje się, że może wcale tego nie chcę i że tego w moim życiu nie będzie. To jest to, co napisałeś na samym początku drugiej wiadomości: "Zawsze marzyłem o miłości, zawsze w miłości widziałem wyjście dla pozbycia się wszystkich moich problemów." Nie uwolniłem się z tego przekonania jeszcze, nie chcę się z niego uwolnić bo co mi wtedy zostanie? Ale wiem, że życie może mieć też wartość i bez tego, miłości wszakże jest dużo i jeszcze więcej jej potrzeba. - uczucie bezsensu bycia z kimś. Tu też mam takie, podobne do powyższych, zapatrywanie, że jak będzie odpowiednia to tego nie będzie. Ha, odpowiednia! Kiedy będzie odpowiednia? Te 3 punkty wynikają prawdopodobnie z tego, że ja mam bardzo małe doświadczenie jeśli chodzi o związki i wciąż myślę, że mogę inaczej. To przekonanie się obecnie pomału zmienia. Pozostałe punkty to już dokładnie mogę odnieść do siebie na zasadzie sprawdzenia empirycznego: znudzenie, obrzydzenie, chęć bycia samemu, obawa utraty przestrzeni (wolności). Kiedy piszesz o problemie z relacją ("Druga rzecz, o której napiszę, to to, że problemy w relacjach z kobietami nie są jedynymi jakie mam. To dotyczy również reszty ludzi. Gdy ktoś zbyt bardzo przytłacza mnie swoją obecnością..."), moje z innymi ludźmi wyglądają tak samo, jak ktoś ma zostać np. na noc to już mnie to męczy, najlepiej jak rano już sobie pójdzie. Ale wciąż chcę żeby ludzi było dużo wokół mnie, jakby na wypadek kiedy będzie mi źle samemu żeby miał się do kogo zwrócić. Tylko, że wciąż chcę żeby to była ta jedna też. Ale może rzeczywiście, to nie nasza droga. Też mi trudno się z tym pogodzić, ale powiem Wam, że godzę się. Wiem, że w życiu są różne tragedie (czasem ta przypadkowość i chaos tego życia napawa mnie niewyobrażalnym zdumieniem - że to wszystko jeszcze działa), są uszkodzenia mózgu, które powodują takie lub inne stany. Chciałbym żeby moje/nasze zaburzenia miały sens. Ale wydaje się to przypadkowością, a tylko od nas zależy co z tym zrobimy. Ktoś nie ma nóg a daje radę, spełnia się choć też by wolał może inaczej. Myślę, że będzie dobrą sprawą u nas kiedy pogodzimy się z tym co mamy - ale to jest top co napisałeś - że musimy siebie poznać żeby wiedzieć co możemy zmienić, a czego nie. Najbardziej w życiu nie chcę żeby była taka sytuacja, że coś mogłem, do czegoś byłem zdolny a tego nie wykorzystałem. Chcę wykorzystać to czym dysponuję, a z tym czego nie mogę zmienić się pogodzić. Te ostatnie jest z tego wszystkiego najprostsze (dla mnie). Wyzwaniem jest dotrzeć do swoich unikalnych możliwości i wykorzystać je, a przed tym - dowiedzieć się gdzie są moje granice. Dobrze, że tu piszemy o tym, to wszystko buduje świadomość. Wspomniałem o ideach, dla mnie są one bardzo ważne choć czasem zastanawiam się na ile jest sens trzymać się swoich przekonań kiedy zdasz sobie sprawę, że każdy jest inny i dla kogoś to może nic nie znaczyć. Wiem (wierzę?) jednak, że są pewne niezmienne prawidła, które zawsze takie pozostaną, wynikające chociażby z natury świata. Dla przykładu: miłość tworzy, a głupota (nienawiść) niszczy, współczucie i pomoc tym, co nie mogą się sami bronić itp. Jest to jakiś cel, w moim życiu jakoś mnie określa i pozwala się tutaj odnaleźć.
  15. :) kasiątko, a w jakim terminie będziesz w Wawie? Bo my z veganką będziemy się widzieć niedługo w Wawie i może byśmy się wspólnie spotkali? :)
  16. a to w porządku, tak koło 15? -- 10 sie 2013, 23:46 -- kiedyś, jak piłem jeszcze jabole, taki plener nazywaliśmy rozpoczęciem sezonu grzewczego, tak mnie dzisiaj dotknęło kiedy poczułem wiatr, że jakiś chłodniejszy już i że to już pomału koniec lata..
  17. czeeeeść, spoko, ja bardzo chętnie. a jak będzie padać? Ja jestem chętny na tego 17-go
  18. Fajnie, że opisałeś swoją historię. Miałem jedno tego typu zauroczenie, i też była to pierwsza dziewczyna na poważnie. Przebieg prawie identyczny, może nawet identyczny jak u Ciebie. Później był jeszcze jeden b. krótki związek, ona nie chciała ale ja się czułem w tym związku tak bardzo nienaturalnie, że właściwie się nie dziwię, że nie chciała, to by i tak nie przetrwało. I nawet podczas tego krótkiego związku miałem te same myśli, że wciąż szukałem czegoś co jest w niej nie tak i na przemian przekonywałem siebie, że jest wszystko dobrze, że z jednej strony mi się podoba, a z drugiej nie, że jestem szczęśliwy że jestem z nią (że mam dziewczynę) i szczęśliwy kiedy zostawałem sam ze sobą. Kolejne dziewczyny to już także tylko 1-2 spotkania i nie chciałem dalej. Nie wiem czy to można zmienić. Ja też chcę być z jedną osobą. Cholera, musi być w życiu ktoś taki, jak inaczej bowiem mamy żyć? Tak, lubię swoją sytuację, lubię być sam i lubię swoje życie ale do jasnej cholery ktoś musi być w moim życiu, ta jedna. Nie wiem, może jakimś wyjściem jest związek o jakim pisałem poprzednio, ona u siebie, ja u siebie i spotkania, wtedy długie i intensywne ale jednak potem wracamy do siebie. Taka przyjaźń-miłość. Marzy mi się coś takiego, wiemy na pewno, że nie potrzebujemy naszego poczucia niezależności do tego żeby je wykorzystywać na inne podboje itd., potrzebujemy go żeby móc żyć tak jak nam dyktuje nasza osobowość, może więc znajdzie się kobieta, która będzie to rozumieć i będzie tak chciała, wtedy jest szansa na związek, na to, by mieć w życiu kogoś "swojego" (może nawet się pobrać, hmm). Wtedy na pewno warto o tym powiedzieć, zresztą ja bym i tak powiedział tylko kwestia tego kiedy bo ostatnio powiedziałem o tym na samym początku, a raczej napisałem o sobie zanim się jeszcze spotkaliśmy i ona się wystraszyła na amen. A była bardzo ładna, ona do mnie napisała pierwsza, że chce się poznać i żebym napisał coś o sobie. Oczywiście nie napisałem o sobie źle, wręcz przeciwnie ale wiem, że za dużo na raz. Tylko że, kiedy pisałem to cały czas wiedziałem, że to gra, że jeśli teraz jej napiszę trochę, to później i tak będę musiał jej o tym powiedzieć ale tak powinienem zrobić. Przynajmniej miałbym kolejne doświadczenie kiedy byśmy się spotkali, zobaczyłbym jak czuję się w jej towarzystwie i czy coś by z tego było, potrafiłbym wyczuć. Ale ja nie potrafię za długo prowadzić czegoś takiego. A kiedy dziewczyna wie od początku i nadal jest mną zainteresowana to ja nie chcę, przynajmniej tak było do tej pory - ale to wracamy znów do tego co jest istotą problemu. Teraz sprawa wygląda tak, że nie próbuję choć cały czas o tym myślę, czekam na odpowiedni czas ale najczęściej popuszczam wodze swojej złości w stosunku do nich (jak by one były czemukolwiek winne...) i cały czas mam świadomość że to b. głupie i to marnowanie czasu. Książki nie czytałem ale przeczytam. Miłość w dzieciństwie. Pamiętam dużo miłości ze strony mamy i mało ze strony ojca. W domu było dobrze, miałem dobre dzieciństwo ale kiedy teraz o tym myślę, to wyłapuje specyficzne odczucia (zapoczątkowała to ta terapia grupowa 12 tygodni), że zawsze byłem zaburzony, zawsze. Nie wiem jak to poskładać - za mało miłości, za dużo ale nieodpowiednia, jakieś uszkodzenie mózgu. Mam wrażenie, że jestem w stanie przypomnieć sobie całe życie ale nie potrafię wyciągnąć z tego wniosków. Teraz mój kontakt z rodzicami i bratem jest taki bezosobowy choć niby bliski i pełen uczuć, oni zawsze mnie wspierają i zawsze mi pomogą we wszystkim. Myślę o tym więcej racjonalnie niż uczuciowo, po prostu wydaje mi się, że tak powinno być i byłem w szoku na terapii kiedy słuchałem różnych historii. Myślę, że dzieciństwo to spora przestrzeń, którą można wykorzystać do leczenia ale musi być dobry specjalista. Miałem próbę samobójczą jak miałem 23 lata, nic nie czułem, nie potrafiłem rozmawiać, byłem wśród znajomych i nie odezwałem się jednym słowem przez cały wieczór. Cały czas tylko starałem się komuś przekazać, że nie potrafię rozmawiać, powiedziałem raz jednemu koledze, że czuję się jak warzywo, a on spytał (żartem trochę) czy mam jakieś konkretne warzywo na myśli. Pamiętam, że rozbawiło mnie to. Miałem szczęście, że było wokół mnie dużo dobrych ludzi. Jak taki Piotruś Pan zawsze miałem szczęście bo byłem nieświadomy, ludzie byli wobec mnie życzliwi. Na koniec terapii terapeutka też powiedziała, że postrzega mnie jako takiego Piotrusia Pana z Nibylandii. Od jakiegoś czasu jednak przeżywam różne emocje i nie stykam się już tylko z życzliwością (co mnie wiele uczy). Mam to samo rozpoznanie, F.60, z 2003 roku i teraz. Dużo fantazjuję na temat związku, na temat mojego przyszłego związku. Kiedy robię sobie od tego przerwę żeby poczuć "jak jest naprawdę" to wtedy sporo zauważam na swój temat ale wtedy przechodzę spore katusze fizyczno-duchowe. Chodzi w dużej mierze o popęd, z którym nie potrafię sobie poradzić.
  19. Część Desiderii, dla mnie Twoja wiadomość w ogóle nie jest chaotyczna. Jak czytałem to doskonale rozumiem, a jeśli to co czytałeś o nas pasuje do Ciebie, to możemy z dużym zapasem uznać, że zmagamy się z tym samym. Może do innych też to pasuje. Rozumiem uczucie bycia na rozdrożu i jak denerwująco-frustrujący jest to stan. Trudno odpowiedzieć czy można coś z tym zrobić- wg mnie tak, ale jak się można domyślić nie ma jednego kierunku, czy to terapii czy innych. Jeśli o mnie chodzi to też nie znam na razie sposobu - mówimy o utrzymaniu dłuższej relacji. Nie próbuję nawet na razie, nie wiem czy trzeba spotkać kogoś odpowiedniego czy co. Niestety nikt odpowiedzi nie udziela, tutaj na forum też. Idę na terapię niedługo ale nie wiem co to za terapia, kim jest ta pani terapeutka itd. itd. więc za wiele pewnie nie osiągnę. Wnerwiają mnie czasem dziewczyny kiedy mijam je na ulicy - dziś miałem taki dzień. Mam wrażenie, że czasem to jedyna możliwość żeby czuć coś przez chwilę, moja złość i te uczucie kiedy odbieram ich reakcje. Nie chce mi się nawet nazywać tego uczucia/uczuć, w ogóle jakoś straciłem poczucie sensu pisania na tym forum. Może na terapii coś zacznę. A ta terapia na której byłeś ile miała trwać? Nie wiem co mam napisać, najważniejsze żebyś się nie poddawał, w końcu powinno się udać, a każdy z takim (i innymi) zaburzeniami musi chyba wypracować swój własny sposób. Nie wiem, chyba partnerka musi być odpowiednia, nie wydaje mi się żeby niemożliwym było z kimś nie być skoro się jednak tego chce. Może taki związek będzie wyglądał inaczej, może nie będziemy pod jednym dachem a tylko będziemy się widywać, może trzeba znaleźć wspólne zainteresowania i mając takie pole jako wyjściowe - próbować się zbliżać. Nie wiem i wydaje mi się, że: jest to możliwe ale niekoniecznie musi się zdarzyć. Mnie to, że nie jestem z kimś nie jest już tym co najbardziej mnie w życiu boli chociaż do niedawna jeszcze tak było. Może dlatego, że zdając sobie sprawę, że mam z tym trudność po prostu odpuściłem, nie pragnę tego jak kiedyś. Może się poddałem, nie wiem, może za bardzo uwierzyłem w moc psychiatrycznej diagnozy i uznałem siebie za taką osobę i teraz nic nie muszę z tym robić. Piszę to trochę ironicznie. Tylko kiedy pojawia się kobieta, która zwyczajnie się podoba i chce ją poznać to wtedy czuję się jak takie zero przez moment, dwa, na nowo trzeba sobie przypominać, że nie mogę? Już pisała Lilith powyżej, że nie można rezygnować z marzeń przez to, że na coś cierpimy i jest to na pewno prawda, trzeba próbować jeśli się czegoś chce. Niestety nie mogę się podzielić swoimi doświadczeniami bo takich nie mam, mój najdłuższy związek i jedyny to było jakiś miesiąc. Też poznałem dużo dziewczyn ale nie chciałem. A Ty masz jakieś pomysły jak to zmienić, Desiderii ? Jeśli nie masz nic przeciwko, to powiedz ile masz lat i co Tobie zdiagnozowano. Przepadam za kobietami, dobrze, że są mimo tego że nie potrafię z żadną się związać, też mnie męczy samotność czasem, tak jak dziś, staram się o tym nie myśleć w takich kategoriach. Myślę, że jak przychodzi czas to trzeba wykorzystać i zobaczyć co z tego będzie. Ja trwonię swój czas dlatego nie oczekuję, że to się zmieni ale jeszcze się wezmę. Najlepiej by było żeby poznać swoje ograniczenia, wtedy wiemy na co się porywać. Męczy mnie już to moje pisanie, któryś raz to już piszę. Moje to jest dopiero chaotyczne, jak myślisz/myślicie? Ale lubię być na tym forum więc do usłyszenia
  20. evamari, bardzo fajna :) :) -- 09 sie 2013, 00:17 -- i fajne zdjęcie :)) taka pognieciona jest sexy hyhyhy -- 09 sie 2013, 00:23 -- ja którąś z tych dwóch wybiorę, są po polsku i w miarę fajne, nawet mocno fajne [attachment=1]koszulka moi przyjaciele_nie jadam.jpg[/attachment] [attachment=0]koszulka moi przyjaciele_nie jadam2.jpg[/attachment] która fajniejsza? :) -- 09 sie 2013, 00:27 -- to są w ogóle słowa George'a Bernard'a Shaw'a (1856 - 1950. Irlandzki pisarz i dramaturg, filozof, krytyk muzyczny i kulturalny, pacyfista. Jego dzieła to m.in. "Profesja pani Warren", "Pigmalion", "Kandyd", "Człowiek i nadczłowiek", "Major Barbara". Laureat literackiej Nagrody Nobla w 1925 r.)
  21. ja też pamiętam ten słownik albo Encyklopedię anatomii człowieka, bardzo ciekawe to było. Albo jak pisałem do różnych korporacji - Ford, Shell, Coca Cola i in., żeby przysłali materiały reklamowe żeby mieć naklejki, katalogi i tego typu rzeczy, była jedna albo dwie wersje takiego listu po angielsku i się wysyłało do wszystkich, a teraz sami to dają wszędzie na każdym kroku :)
  22. hehe, kołtun? to na głowie? -- 08 sie 2013, 19:23 -- też padłem, hahahahaha
  23. no i nie chodzi o to, że mięsożercy (czy raczej wszystkożercy, bo nikt samego mięsa nie je) mogliby się obrazić, bo to na nich atak :) chodzi by pokazać, że weganizm to racjonalny wybór mający swoje uzasadnienie i mogący się pochwalić swoją konsekwencją, jak chyba żadna z obecnie istniejących idei (są jakieś inne idee w ogóle jeszcze - takie, które mając swoje założenia są wprowadzane w czyn?). -- 08 sie 2013, 19:16 -- kasiątko, zmienia się na szczęście
×