Skocz do zawartości
Nerwica.com

4aether

Użytkownik
  • Postów

    10
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Osiągnięcia 4aether

  1. Jak innymi słowy byś to sformułowanie wyraził i rozwinął ? Pokrewieństwo dusz to coś rzadko spotykanego, ja mam to w tym przypadku, rozumiem ją, czasem bez słów. Chwytało mnie w środku gdy mówiła mi rzeczy które miałem w myślach na dany temat, coś nieprawdopodobnego. Mamy wiele wspólnych cech i właśnie niewiem czy te podobieństwa nie są przeszkodą w rozwoju uczucia, a blokują je, bo często jak stary lis wiem czego sie po niej spodziewać? Bliskie ideału wręcz zrozumienie, empatia, poczucie humoru, z negatywnych oboje mamy problemy z wzięciem sie w garść i motywacją, co uważam za szkodliwe w związku. Biore to też pod kategorie zaburzeń adaptacyjnych które mam, w sensie że boje sie podejmować nowych sytuacji życiowych. Właśnie mam identycznie... myślę że muszę szukać dalej, kiedy "ona" ma jedno wnętrze i drugie wygląd wypośrodkowane. Co więcej uważam że przez to moje niezdecydowanie, przez długi czas mogę kogoś nie poznać, nie wejść w związek. Zostawienie naszej relacji zaś na poziomie przyjaźni sprawi że ona zapomni o tym co nas łączyło pozna kogoś innego, a ja będę żałował swojej decyzji. Z kolei moje wewnętrzne walki i rozterki z tym związane mogą negatywnie odbijać się na nas obojgu i w gruncie rzeczy będzie jeszcze gorzej, niż będąc samemu. ... myślałem podobnie. Właściwie to powiedziałem jej to dość wprost, że mi się nie podoba bo nie rozumiejąc tego nie wiedziałem jak inaczej to powiedzieć. Musiałem ją bardzo wtedy zranić i zraniłem. Powiedziałeś jej wprost że Ci się nie podoba? Czy, że brakuje Ci tej adrenaliny z początku znajomości? Ja gdy spotkaliśmy sie wczoraj, powiedziałem jej że brakuje mi troche niedostępności, bym mógł o nią zawalczyć. Ona stwierdziła że to ja mam problem i że ona jest otwarta i szczera wobec mnie... a ja myśle, że taka bezwzględna szczerość to niestety prowadzi do rutyny, a rutyna zabija związki... Więc ja planuje teraz zmienić strategie i podejsć do tego inaczej i powiedzieć jej inaczej. Jeżeli mi na tym zależy i uważam ją za wartościową osobę, warto wprowadzić więcej zaskoczenia, troche chłodu. Niech to intryguje, niech to nie będzie relacja a'la małżeńska szarość... Myśle że jeszcze dam sobie kilka dni na przemyślenie... Widze u niej tą ciekawą ceche co u siebie, potrafi pozytywnie rozwijać sie myślowo i uskrzydlić np. w nowej pracy, mam więc nadzieje że rozwinie z czasem w sobie jakąś pasje, którą myśle że w głębi duszy ma nieodkrytą, to napewno by mnie do niej zbliżyło i zaciekawiło mnie ją jako złożoną osobowością. Przyjaźnicie sie, a przechodzi Ci przez myśl, że możecie stworzyć coś więcej? Wrócić kiedyś do tego co było na nowo, z większą świadomością siebie? Gdy czytam Twoje zdania połowa to moje myśli, druga połowa to jakbym widział swoją rzeczywistość. Piszesz o przyjaźni, ja myśle o tym samym, abyśmy sie przyjaźnili, bo początkowe emocje wygasają i w tym kierunku zmierza nasza relacja, której nie chce zaprzepaścić i rozważam zaproponowanie przyjaźni. Jak dzwoniła wiedziałeś że coś nie tak, ja to też wiem gdy rozmawiam ze swoją, czuje gdy jest smutna. , dłużej mam z tym styczność (jestem starszy prawie 10 lat) dlatego teraz tak nie mam albo lepiej radze sobie ale miałem. Chociaż będą w Twoim wieku byłem tego nieświadomy, a Ty widzę, że jesteś. Wiem że to kwestia indywidualna, zapytam jednak co sprawiło że nastapił ten zwrot i lepiej sobie z tym radzisz, podejmując ku temu jak rozumiem wiele wysiłku? Powiedz co u Ciebie zdiagnozowano? Ja czuje że chce to zmienić, jeśli nie zaryzykuje i nie pozwole dać sobie szansy będę w tym sie pogrążał. Ale pojawia sie pytanie, jeśli dam szanse, czy tą szanse wykorzystam i nasze uczucie ie odrodzi, a jeśli nie ona sie zaangażuje i ucierpi na tym zapewne zdecydowanie bardziej, wtedy wątpie w przyjacielskie relacje... Jakie to wszystko pokręcone
  2. Świadomość samego siebie to napewno coś co zyskałem. Podobnie jak Ty więcej uwagi przywiązuje do oddziaływania różnych sytuacji na mnie. Przez bliskość bardziej otwarte mówienie o tym co się czuje, rozwój znajomości zawartych do tej pory, wykazanie większej inicjatywy w gronie znajomych w celu integracji. Brak strachu przed tym, że ktoś wykorzysta lub zakwestionuje gdy o swoich odczuciach przeciwko Tobie, co łączy się z większą pewnością siebie którą nabyłem. Cały czas jednak wymaga to pracy, bo mięsień nie trenowany zanika. Bliskość ulegała poprawie, jednak nie na tyle bym nie miał lęków i oporów mniej lub bardziej wyimaginowanych, przed mówieniem np. bliskiej mi dziewczynie co czuje. Bliskość jest blokowana przez częste analizowanie i kalkulowanie, przez co często nie oddaje się temu co być może powinno nadejść samo, czyli iskra uczucia tylko skupiam sie na tym jaki to ja mam problem z zakochaniem sie. Boje sie deklarować czy chce związku, czy znajomości, bo związek to chyba dla mnie imadło ograniczenia, które mnie zablokuje, bo będąc samemu jest mi tak dobrze, bez zobowiązań, jednak pragnę mieć przy sobie kogoś bliskiego, ale tak nie za mocno, bo zaburzy to moją wolność i niezależność. "Chorągiewka" mam na myśli to, że mimo tej zyskanej pewności, często łapie się na wahaniu w wielu sprawach mniej i bardziej istotnych, lub gdy już jestem na coś zdecydowany, zmienie zdanie w ostatniej chwili bo coś mi nie odpowiada w 100 %. To zdanie mógłbym po części odnieść do siebie, mówiłem nawet na terapii, że zapytać moich znajomych to niewiem co by wymieniono po za poczuciem humoru. Teraz możę powiedzieli by więcej, bo stałem się bardziej kontaktowy. Nie tłumie w sobie tego co chce powiedzieć, nie udaje, nie owijam w bawełne. Lecz tak jak Ty czuje że moja osobowość dopiero się klaruje. Zauważyłem też że jestem bardzo podatny na czerpanie z zachowań i reakcji z grona znajomych osób po za rodziną. Zachowuje się podobnie do jakiejś osoby z która przebywam dłuższą chwile, Np. sobotni wieczór z kumplami, zaczynam następnego dnia żartować w podobny sposób do nich. Noc z sympatią odnośnie której sie waham, zacząłem mówić podobnie jak ona i być mniej asertywnym tak jak ona. Przyswajam i oddaje to co wokół mnie się dzieje, oczywiście, sprawiam wrażenie pewnego siebie, będąc sugestywnym na zachowanie innych, zamiast suwerennym sobą z własnym ja. A na terapii tak właśnie byłem postrzegany. Wydaje mi się że ma to związek z brakiem autorytetu w dzieciństwie, gdzie teraz przyozdabiam się jako indywidualista, doskonały w swojej roli (mój ojciec jak ja stanowczy, jednak w sobie słaby i uległy). Jestem podatny na zmienne środowisko, dlatego nazywam siebie chorągiewka. Okdrywam w sobie, że pomimo większej otwartośći do ludzi - mam pokuse unikania z nimi kontaktu. Gdy coś mi sie nie spodoba, komentarz uwaga na mój temat, często odsuwam sie od grupy, lub szykuje odwet w ramach rewanżu. Jestem bardzo pamiętliwy. Mam dużo niepokojących myśli. Pomimo początkowego spokoju jak po terapii, nawraca niepokój. problemy z dłuższym skupieniem uwagi (choć to akurat staram sie opanować). Problemy z hazardem przed w trakcie i po terapii. Obwiniam siebie i zazdroszcze innym, że nie mają tylu zmartwień w głowie co ja. Jestem ironiczny, choć nie tak jak przed terapią. Mam trudność z okazaniem dobrego humoru, jakbym wiedział że zaraz znowu wróci zły nastrój. Myśle o tym w kategoriach, jestem tego świadom, lecz jak to zmienić? frustruje się ze zamiast skupić się na rozwoju swojej osoby, krążę w okół tego. Dodatkowo myślenie, terapia sie zakończyła, więc za późno już by coś we mnie uległo poprawie. Gdy choruje (grypa przeziębienie), czuje sie lepiej jakbym miał usprawiedliwienie tego by faktycznie poczuć się dobrze. Tak jak wcześniej pozwalałem sobie na chwile gorszego nastroju tak teraz znowu siebie ganie za to że mam zły humor. W całym tym kółeczku biega sobie chomik. Dodam jeszcze że dzisiaj powiedziałem szczerze tej dziewczynie, że waham sie, niewiem czego chce, chce przemyśleć, jednak boje sie tej bliskości, że nie przepracowałem tego tematu na terapii i że nie mówie o tym tak jako wymówka, bo mi tak wygodniej, powiedziałem jej że nie chce jej ranić, oszukiwać, ona powiedziała że nie chce sie zmieniać i zgrywać niedostępnej tak jak ja bym chciał bym bardziej sie zaangażował, ja chciałbym ją zdobywać, walczyć, ona stwierdziła, że ta walka kojarzy sie jej z tym co mówiłem na terapii, że ja chce ciągle walczyć. Powiedziała też że została ostro zraniona i nie chce być kolejny raz w niepewności i chce to przemyśleć, a związek budować na szczerości i zaufaniu. Ja powiedziałem że niedostępność i tajemniczość to elementy, które mogą współgrać ze szczerością i prawdziwością, zachowaniem siebie, a taka znajomość mogłaby być kompromisowa, w końcu na tym polega budowanie relacji. Ona jest idealnym materiałem na żone. Dla mnie jednak brakuje przynajmniej lekkiego dreszczyka emocji, wiem że jeśli ona mi nie da zawalczyć, ja stane sie złośliwy, opryskliwy nie docenie tego co mam. Tylko pytanie czy można dojść do kompromisu zgodnie z tym co jej zaproponowałem?
  3. Jest to bardzo męczące, czasem udaje mi sie z tym rozdarciem uporać, ale wątpliwości wracają jak bumerang jestem jak chorągiewka na wietrze, mimo że tego nie daje odczuć drugiej osobie. Czy udało Ci sie w jakimś stopniu to odmienić? Jeśli tak to w jaki sposób?
  4. Zaburzenia adaptacyjne F43.2 Mieszane zaburzenia osobowości F61 Terapie zacząłem z problemem wchodzenia w bliskie relacje ze znajomymi, związki, co dodatkowo utrudniały jak mniemałem stałe szumy uszne które mam od kilku lat. Bałem sie odkrywać przed drugą osobą, skupiałem sie na tym co mam powiedzieć nie słuchając innych, teraz troche lęk ten pozostał ale zdecydowanie sie otworzyłem, jak stwierdzają osoby w moim otoczeniu, znajomi, jestem mniej sztywny. Jednak kwestia bliskości o ile uległa poprawie, o tyle cały czas jest jakieś rozdarcie. Stan przy wypisie: nie stwierdzono odchyleń od normy.
  5. Dokładnie tego nie wiem. Wiem jedno, gdy poluzuje relacje z tą dziewczyną będzie mi smutno, bo zostane sam sobie i strasznie w tym wszystkim będe znów sie nakręcał. Z drugiej strony będzie mi żal tego, że rozbudziłem w jej nadzieje naszymi udanymi spotkaniami, dogadywaniem się itd. a koniec końców zostane odebrany jako tchórz, w końcu ona inaczej to wszystko odbierała, dając dużo od siebie... Jest jeszcze taka kwestia, że zawsze widze w czymś jakiś problem i go szlifuje do niepojętej rangi, kiedy to jest błahostka, często słysze, że za dużo analizuje, za dużo coś rozkładam na czynniki pierwsze. Tak w też w odniesieniu do swojej osoby, gdy zrobie coś bardzo dobrze, zamiast to docenić, ganie siebie za drobne niedociągnięcia nie pozwalając na błędy. Tak w tej relacji, widze pewne rzeczy które mi do końca w niej nie odpowiadają, drażnią (typu np. tak jak ja dużo analizuje, przeżywa ponad miare, często zamyka sie w sobie, jakbym momentami widział lustrzane odbicie mojej osobowości ), ale jak wspomniałem zamiast docenić pozytywy, na pierwszym planie jak zwykle to co jest gorsze. Oczywiście tak to wszystko rozgrywam w głowie, by jak najmniej odczuła moje dylematy, lecz dało sie zauważyć na ostatnim spotkaniu że ona jest przejęta, smutna moim wahaniem i jako czujna kobieta wie że coś jest na rzeczy. Szkoda mi tego... i płakać mi sie chce za tą dziewczyne, że tak wszystko początkowo było super, a teraz sypie mi sie w głowie, a ją czeka rozczarowanie. Jak to sie mówi życie to sztuka wyborów, w takim razie jestem złym artystą, który nie potrafi określić swojego nurtu. Przez to odczuwam że ciężko mi jest zaznać prawdziwego szczęścia i tych gorszych chwil, bo po prostu sie tego boje... W dzieciństwie brakowało mi czułości, bliskości, większość rzeczy które sie działy wokół mnie były dla mnie nie jasne, zachodziłem w głowe, o co chodzi moim rodzicom, byli zimni, często obojętni, brak czułości nadrabiali wsparciem materialnym i na tej podstawie wymagali ode mnie szacunku, sami jednak nie dając przykładu. Kolejny raz czuje że mam wiele klocków w układance, lecz nie moge wszystkiego zgrać do kupy i przestać sie ciągle oglądać, bo coś jest niejasne, niezrozumiałe, nie ma wytłumaczenia... Co ciekawe ostatnio w jakimś programie TV był temat o DDA "...najpierw jest partner idealny, później nie idealny, ma wady które przesłaniają zalety, partner - Piotruś Pan który całe życie ucieka. Prawidłowo dziecko odbiega i wraca do mamy by uczyć się bliskości.." Widze w sobie DDA, bo to co było w tym programie to jakby skrót mojej osoby. Pytanie teraz jaki rodzaj terapii byłby najbardziej pomocny by znaleźć rozwiązanie tego problemu i co szczerze powiedzieć tej dziewczynie żeby nie odebrała tego jako zwykłe cwane tchórzostwo z mojej strony? Teraz gdy to pisze, czuje że nie chce jej opuścić, by następnego dnia zapewne znowu sie wahać
  6. Witam, przechodząc do sedna. Mam 24 lata od początku lutego brałem udział w 12 tyg. terapii grupowej, co pozwoliło mi zrobić wgląd w swoją osobę. Poznałem jak wiele mechanizmów zaczerpniętych z dzieciństwa wpływa na mnie i moje postrzeganie wielu spraw. Zyskałem na pewności siebie, świadomości, udało mi sie wyłapać emocje które odczuwam. W czasie trwania terapii poznałem dziewczyne, która mi sie spodobała, która ma podobne poglądy, spojrzenie na świat, poczucie humoru, wyczucie estetyki które bardzo cenie. Stopniowo z każdym tygodniem trwania zajęć coraz bardziej sie nia interesowałem, jednak z racji zakazu utrzymywania kontaktów by nie zaburzyć informacji zwrotnych nie rozmawialiśmy ze sobą poza zajęciami, coraz bardziej w niej sie podkochiwałem w swych wyobrażeniach. Do momentu kiedy odwoziłem ją po drodze, wymiana nr, spotkanie, miła rozmowa. Przed terapią miałem ogromny problem z bliskością, wyrażaniem emocji, byłem sztywny, z drugiej strony czułem jakieś parcie na poznanie bratniej duszy, być może ta wyczuwalna desperacja była źródłem moich niepowodzeń z poznawanymi kobietami. Tutaj jednak odczułem brak gry z jej strony, ja też podszedłem na luzie do tej znajomości, normalna miła rozmowa. W czasie terapii doszło między nami do zbliżenia. Oboje tego chcieliśmy. Ona skończyła terapie 2 tyg. przede mną. Z czasem gdy na koniec terapii nabrałem więcej odwagi i pewności, zacząłem więcej spotykać sie z nią i zagadywać nowe, nieznajome dziewczyny gdzieś na zakupach, czy w przypadkowych miejscach. Podnosiło to moją pewność siebie, jednak z drugiej strony było silniejsze ode mnie, skoro spotykam sie z nią to robie coś wbrew szczerości. Do tej pory nie deklarowałem wobec niej stanowiska czy jesteśmy w związku itd. Ona wie też o moim problemie z bliskością który nieraz wychodził na zajęciach. Powiedziałem dla niej ok 4 tyg. temu że czuje że jest inaczej aniżeli na początku i musze to przemyśleć, ona powiedziała że mogłem w to tak nie wchodzić skoro teraz tak do tego podchodze. Po tym co jej powiedziałem rozpłakała sie gdyż jest bardzo wrażliwa. Wrażliwość, przeżywanie to co ją cechuje jeszcze bardziej ode mnie, a ja oprócz tego żę niechce jej zranić robie za jej placami coś dokładnie odwrotnego, jednocześnie później tego żałuje i boje sie wchodzić z nią w związek, bo boje sie że będe ograniczony, zawsze byłem zamotny nie licząc ponad rocznej relacji z byłą ok 2 lata temu. Samotny gdy wyjeżdzali moi rodzice za granice (gdy miałem 10 lat), i wracali na święta/urlop. Wtedy byłem pod jako taką opieką babci. Zawsze raczej zamknięty w sobie. Przyzwyczajony do bycia samotnym, jednak wtedy gdy już jestem sam cierpie, chce być z kimś, troche z kimś pobęde i znowu chce wrócić do samotnego JA, przyznaje że przypomina mi to troche właśnie to że moja matka jest na chwile a dłuższy czas jej niema i wtedy ja cierpie, gdy pusto w domu... Czuje że zostałem tak zaprogramowany. Ale czy napewno to jest to ? Może uciekam przed odpowiedzialnością jaką niesie za sobą bycie w związku z drugą osobą? Widze jak ona sie stara i czuje że jej zależy na tej znajomości jednak nie do końca chyba potrafie to docenić i poczuć tak samo? Szukam w niej i skupiam sie na jej niedociągnięciach, zamiast mieć na uwadze zalety. Jednocześnie rozglądam sie za innymi dziewczynami, jakbym potrzebował ciągłych emocji, poznawania czeogś nowego. Czuje do niej coś więcej niż koleżeńską sympatię, ale nie tak jak początkowo gdy była niedostępna, twarda, tylko jako znajoma, jednak ona deklarowała żę nie gra tylko jest szczera. A ja tej szczerości nie potrafie docenić bo ciągle chciałbym zdobywać tak jak być może robiłem to początkowo... Jest to wartościowa osoba, tylko w mojej głowie jest straszny mętlik niewiem w którą strone iść. Coraz bardziej złoszcze sie na siebie i między nami też robi się nijako. Jednak gdy ostatnio ją zobaczyłem na wspólnym wyjściu bardzo mi sie podobała, ten wdzięk i urok osobisty, coś co trudno ubrać w słowa. Jednocześnie z figury widze wiele atrakcyjniejszych dziewczyn, niestety mam w sobie typowego 'chłopa wzrokowca' sam też jestem przystojny co często słysze a jak czytałem by związek był udany dziewczyna powinna być atrakcyjniejsza od faceta. Nie chce zrywać z nią kontaktu i chce ją poznawać. Lecz boje sie bliskości, boje sie jakiś ram ograniczenia które niesie za sobą związek. Od zawsze widziałem swoich rodziców którzy są ze sobą jak w słoiku, zamknięci, sfrustrowani, na domiar złego wciągnięci w alkohol. Czy mogę przez to czerpać niechęć do bliskich relacji? Nie chce też jej ranić i niewiem jak do tego wszystkiego już podejść bo wiem że bardzo to przeżyje, wiem też że miała ona niepowodzenie w miłości kiedy chłopak ją zdradził, wiem też że jak kocha to potrafi robić to bezinteresownie, bez kalkulacji, po prostu tak wyczuwam...
  7. Kontynuacja historii i histerii nastąpiła w dniu dzisiejszym... Wróciłem do domu po treningu a siostra zaczęła pytać mnie czy rodzice prześlą jej rzeczy do Polski. Mówiła żebym to im przekazał. Nie chciała rozmawiać z matką, która oferowała jej mieszkanie na powrót i załatwienie paru rzeczy związanych z pracą. Ze względu na to że tamtejsze biuro pośrednictwa nie wie co z nią robić gdyz: nie odbierała od nich telefonów, nie dzwoniła by poinformować o powrocie z urlopu, nie oddała kluczy do osób u których prowadziła porządki. Dopiero po usilnych próbach wytłumaczenia jej i przekazania, że rodzice zjadą do Polski by uporządkować jej zachowanie oddała klucze. Interweniowały i babcia i ciotka, starały sie tłumaczyć na różne sposoby. Teraz jednak rozmowa z siostrą wygląda tak, że mówi się jej coś lub pyta o coś, to często ona wystrzela z zupełnie absurdalną odpowiedzią, niezwiązaną z tematem lub przekierowuje temat pytając o coś innego. Oskarża mnie i rodziców, jak wspomniałem o spisek. Zakryła telewizor kocem, owinęła żyrandole papierem toaletowym, zakleiła kamerke w laptopie, bo uważa że ktoś ją nagrywa, robi jej zdjęcia. W domu siedzi z zasłoniętymi roletami w pokoju, wieczorem siedzi przy wyłączonym świetle, zapala podgrzewacze i spędza czas w samotności. Oglądając bajki słysze w pokoju obok jak sie śmieje. Rozwiązuje krzyżówki. Tak spędza czas od kilku tygodni. Ostatnio zostawiła na parapecie na strychu wkład do znicza którego nie zapaliliśmy na cmentarzu bo zamarzały mi stopy i chciałem wracać. Wtedy też wróciłem z treningu i zapukał sąsiad do drzwi krzycząc bym poszedł na strych i sprawdził czy nic sie nie pali. Zgasiłem wkład który stał centymetry od firanek, na parapecie w miejscu gdzie są duże przeciągi... Zamyka sie przed światem, nie moge dotrzeć do niej już jako osoba zaufana. Gdy zapale światło ucieka do innego pomieszczenia. Często wspomina że ktoś jej zrobił intymne zdjęcia nago gdy była za granicą. Myśle że ona ma jakieś paranoje, urojenia i natręctwa z tym związane. Czasem próbuje mnie zagadać, zada jakieś pytanie jednak później wystrzela do mnie po chwili że 'on sobie może wybierać różne ładne laski''powiedz mu żeby wyniósł sie z mojego życia' podczas gdy my rozmawiamy na zupełnie inny temat. Bardzo to sie nasiliło po wyjeździe rodziców z kraju. Ona miała też wrócić tydzień po nich ok 20 stycznia jednak została. I po tym czasie właśnie te problemy z pracą i niewiadoma co dalej i z nią i z tym co zostawiła tam. Jakieś 2 tyg. temu pytałem jej, czasami nie wiem już jak do Ciebie dotrzeć by zrozumieć co w Twojej głowie siedzi - ona na to 'uwierz mi nie chciałbyś wiedzieć' Zaczynam mieć wrażenie że siostra jakieś objawy schizofrenii. Nie chce wyciągać pochopnych wniosków jednak to jest bardzo poważne i głęboko w jej umyśle. Coraz więcej dzwoni do mnie i babcia i ciotka martwią sie o nią pytają, nie proszą jej nawet do telefonu, bo wiedzą że nie będzie z nimi rozmawiać. Co więcej gdy odwiedzili nas ok 1.5 tyg. siostra na telewizorze położyła kołdre, nie mogła nawiązać normalnego wątku w rozmowie, zagajała pytaniami, ale tylko chwilowo bez logicznego ciągu, tak samo nie można było logicznie usłyszeć od niej odpowiedzi. Dzisiaj przelała sie czara goryczy. Pękło coś we mnie, jak na wstępie napisałem, pytała mnie czy rodzice wyślą jej rzeczy, jednak gdy nasza matka wczoraj chciała z nią rozmawiać odmówiła, chowała sie pod kołdre. Powiedziałem jej na to że ja nie jestem jej pośrednikiem i jeśli chce niech pyta o to mame osobiście bo będą pretensje do mnie żę coś nie tak przekazałem. Odpowiedziałem jej spokojnie kilkukrotnie, lecz gdy ona widzi że nas (rodziców i mnie) nie wyprowadza z równowagi, szaleje i po chwili rozbiła czajnik. Po sekundzie wbiegłem do jej na góre, złapałem za bluze i powiedziałem 'opamiętaj sie, nikt Ci krzywdy nie robi, sama prowokujesz te sytuacje i mówisz że każdy Cie obwinia, mam tego dość, zejdź na ziemie!!' porządnie ją strząchnąłem lecz nie uderzyłem, że każda dziewczyna odrazu by usiadła i sie uspokoiła lub przestraszyła, ona zaczeła rozpaczać krzyczeć rzucać garnkami kubkami i butelką z wodą. Zadzwoniłem z impulsu na policje. Gdy przyjechali sami zadzwonili na pogotowie, lekarz po wywiadzie i rozmowie stwierdził że trzeba ją zabrać na badanie do oddziału psychiatrycznego. Psycholog u której uczęszczam indywidualnie stwierdziła że to jest poważny stan i kwalifikuje sie do psychiatry.. Jutro jeszcze mam psychiatre kontrolnie i zapytam co o tym sądzi. Chce jednak wiedzieć co bardziej doświadczeni w tych aspektach użytkownicy tego forum o tym myślą. Wiem że teraz siostra może zachować sie w stosunku do nas jeszcze gorzej, jeszcze bardziej sie zamknąć i nie domyślam sie nawet co może strzelić jej do głowy... O dziwo jakoś dało sie ją ugłaskać i wyprowadzić do karetki bez przymusu i siły. Ubrała sie wyszła, przesadnie nie rozpaczała. Serce mi sie kraja i w środku ściska gdy wiem że to jest moja siostra która jest wrażliwą osobą o wielkim sercu i cierpi, ale nie jest tego świadoma, równie mocno cierpi matka ojciec i najbliżsi...
  8. Tyle że ja starałem się jej dyskretnie to zasugerować kilkukrotnie, jak jescze była za granicą w pewnych sprawach czułem że jej doradze, w pewnych radziłem żeby jednak poszła do psychologa bo coś ją przerasta, nie raz tłumaczyłem, sam wybrałem sie po porade i czuje sie lepiej. Ona sama bardzo dużo wszystko analizuje,. A jak jej powiesz bezpośrednio że potrzebuje konsultacji z lekarzem ona odrazu uzna że jestem w a) zmowie z rodzicami,b) 'chceszzrobić ze mnie nie normalną' 'jestem zdrowa' ona tak umiejętnie nauczyła sie grać kiedy sytuacja tego wymaga. Na zmiane śmieje sie płacze lub chore monologi... Dyskretne i delikatne próby jakiejkolwiek pomocy z mojej strony odbiera jako coś negatywnego, tak by ją upodlić. Tymbardziej teraz,po wczorajszej nocnej akcji w której nie brałem nawet udziału. Po za tym ja sam bardzo sie męcze bomimowolnie to do ucha wpada. Nawet jak starasz sie być obojętnym. Staram sie wyjść na prostą, mam nadwrażliwość słuchową i to co ona robi drażni mnie podwójnie. Gdzieś musi być granica która chce wyznaczyć tylko nie wiem jak. A leczenie przeceiż musi być dobrowolne.
  9. Witam, nie jestem pewien czy to jest odpowiedni dział ale zakładam tutaj temat. Sprawa dotyczy mojej siostry oraz rodziców w tym także mnie jako osoby która wspólnie z nimi mieszka. Rodzice przebywają za granicą od ponad 11 lat. Siostra od ponad 3 lat w tym samym mieście co oni i od jakiegoś czasu razem z nimi na stancji. Rodzice pomagali jej dopłacając nieco do czynszu, by odłożyła sobie co zarobi, zapraszając do siebie na obiady itd. Wszystko zdaje sie być prawidłowe i normalne. Jednak w dzieciństwie problemem był alkohol rodziców często zostawiali nas samych lub nasze babcie sie nami zajmowały gdy my nie wiedzieliśmy gdzie podziewają sie rodzice oni balowali lub spożywali alkohol u kogoś. Kilka lat temu z powodu alkoholu moja matka wezwała policje by uporządkowali ojca. OD tego czasu ojciec spouchwalił sie z nią popadając w głębszy alkoholizm, aby mieć ją w garści. Ojciec zawsze wylewał wszelkie browary czy inne alkohole gdy widział że matka przesadza. Teraz gdy przyjadą do PL na urlop dają równo po bandzie, tak jest też teraz. Jednak to osobny temat. Co do siostry, problemem jest to, że ona robi wszystko na złość, chodzi w nocy po domu, rozmawia do siebie, gada głupoty typu że 'jest w ciąży' i że 'ten burak chce mieć z nią dziecko w lipcu' (jej były chłopak, z którym nie jest od 5 lat). W dniu wigilii powiedziała że chciałaby przeżyć cudowny 1 raz i że jest w ciąży ze mną. Zanim nastąpiłą wigilia tłumaczyłem jej i sugerowałem że ja sam korzystam z pomocy psychologa i warto sie do niego wybrać żeby uporządkować sobie pewne sprawy. Ona tego nei rozumiała. Powiedziała że za granicą rodzice jej do domu nie wpuszczą a ze stancji którą miała nici - baba u której mieszkałą zrezygnowała z niej, często był jakieś spięcia podobno. Na koniec jej stancja ta baba powiedziała - ty udajesz chorą a tak naprawde dobra z Ciebie cwaniara. Wczoraj nastąpiło apogeum, siostra wróciła z centrum ok 1 w nocy. I gadała do mnie na zmiane chore rzeczy i normalne (zapewne by zwrócić moją uwagę). Ja powiedziałem ze czytam i nie mam teraz czasu rozmawiać. Ona zaczeła głośno mówić że nie ma brata itd. Wtedy wstał ojciec ona weszła do łazienki i sie zamknęła. Matka zadzwoniła na policje. Policja przyjechała. A rodzice jak zwykle bez ładu i składu aczeli pod wpływem % tłumaczyć co dzieje sie z siostrą i jaki czas to ma miejsce. Siostra na to że wie że robią to specjalnie, że zaplanowali to żeby ją upodlić. A z drugiej strony nei widzi co sama wyczynia - napuszcza wody do wanny, czeka godzine i później siedzi 2 h w łazience, przypalała firanki na strychu, codziennie wyrzuca mase śmieci do kosza w łazience, w sylwestra wrzuciła foliowe reklamówki do kibla i inne rzeczy które z czasem męczą i dają do myślenia co robić tym dalej. Chciałem na spokojnie zaraz po jej przyjeździe do PL wszystko wytłumaczyć a ona swoim zachowaniem robi dokładnie na odwrót. Mówi że nie ma po co wracać za granice, straciła godziny pracy, rodzice nie chcą jej przyjąć. Z tego co wiem żaliła sie że rodzice tam ją gnębią piją % i ma dość. A teraz od matki dowiedziałem sie że ona sama prowokowała robiąc dziury w ścianach, tupiąc od 5 rano w pokoju obok, mając pretensje do matki o zrobiony obiad. Rodzice w alkoholizmie, siostra w niewiem już jakim stanie. Wydaje się że ma straszne urojenia, ciągle myśli że ktoś robi na nią spisek i że jest zdrowa. Wszedłem dziś do jej pokoju żeby dać końcówke czipsów żeby zjadła ona na to żebym to zabierał i zaraz zeszła do kuchni gdzie siedziałem z matką powiedziała żebym 'skasował to zdjęcie które jej zrobiłem w pokoju'. W nocy często gada do siebie, od niewiem jakiego czasu ma bezsenność lub prawie nie śpi. Ja nie chce jej prowokować i sie już z nią nie kłóce. To ona jeszcze gorzej sie zachowuje, jakbym to robił bo jestem w zmowie z rodzicami. Siostra nie ma chłopaka, bardzo mało znajomych, a jak są przeważnie takie które już założyły rodziny. Często z tego ubolewała. Wczoraj ojciec wymontował jej drzwi w pokoju to pisząc tego posta słysze z zzadrzwi do swojego pokoju ' wstaw mi drzwi, Ty masz siłownie za darmo a ja chce poćwiczyć u siebie w pokoju' 'pozbawiasz mnie wszystkiego'. Wczoraj nie udzielałem sie w interwencje policji która była i tak bezsensowna i wiem że rodzice nic tym nie osiągną, a teraz siostra mówi że ja też przeciwko jej jestem bo nie stanąłem w jej obronie, przy policjantach czy innych ludziach zachowuje sie już zupełnie normalnie. Gdy stane w jej bronie rodzice mówią że jestem nastawiony przez nią i przez babcie, i reszte rodziny z którą oni nie żyją zbyt dobrze. Słowem bonanza psychologiczna i niewiem już jak w to uderzyć żeby jakoś to wróciło do normy. W końcu ja zostaje z siostrą sam jeśli ona nie wróci za granice. A znosić tego nie moge. Mam szumy uszne i sam sie lecze w poradni psychologicznej. Prosze was jednak o jakieś sugestie bo nieiwem co z tym robić jako osoba która 'patrzy najtrzeźwiej' z tego domu czuje sie odpowiedzialny za sprostowanie tego bałaganu. Troche chaotycznie, jednak jeśli ktoś sie wczytał i odpowie, wyjaśnie reszte niedomówień.
  10. 4aether

    Witam wszystkich

    i życze szczęśliwego nowego roku
×