Skocz do zawartości
Nerwica.com

aguskaguska

Użytkownik
  • Postów

    215
  • Dołączył

Treść opublikowana przez aguskaguska

  1. A co to są te rzeczy "o których nie ma sensu pisać"? Jeżeli nie chcesz odpowiadać to nie musisz, po prostu mam wrażenie że zasugerowałeś, że powinnam o to zapytać. Psychologiem ani psychiatrą nie jestem więc do stawiania diagnoz się nie nadaję, ale ja bym powiedziała że to jest właśnie depresja.
  2. Czemu czujesz się tak źle? Coś się stało konkretnego?
  3. Moja koleżanka była w takiej samej sytuacji, tyle, że jest od Ciebie starsza i nie ma problemu z godzeniem wychowywania dziecka z nauką. Z facetem też nie ma dobrych kontaktów, ale jakieś tam pieniądze jej przelewa na to dziecko i z tego co wiem to to jest obowiązkowe. A jeżeli nie będziesz miała z nim kontaktu to może pomoże złożenie wniosku o zasiłek. Musisz się zorientować w tych sprawach, w internecie powinno być dużo informacji na ten temat. W szkole może uda Ci się załatwić sobie nauczanie indywidualne? Spróbować zawsze warto. Nie wiem, jaki masz kontakt z rodzicami, możesz liczyć na ich pomoc? -- 05 maja 2013, 22:45 -- I jeszcze jedno - widzę po tej koleżance, że sytuację, która wydaje się być beznadziejna można na prawdę obrócić w coś dobrego. Po prostu nie załamuj się, skup się na tym żeby ogarnąć ten cały burdel i odzyskać kontrolę nad swoim życiem.
  4. aguskaguska

    Samotność

    Jeżeli chcesz to też zapraszam na priva:) Jakoś wolę tą formę.
  5. aguskaguska

    Samotność

    Jeżeli łatwiej będzie Ci przez internet to możesz pisać do mnie na priva:) -- 05 maja 2013, 21:55 -- Mi się wydaje, że to nie chodzi o to, żeby się nie przejmować, tylko o to, żeby to przejmowanie się motywowało do działania (i wtedy to jest tak na prawdę coś dobrego!). Kwestia zmiany sposobu myślenia, a nie nieprzejmowania się.
  6. Terapia trwała trzy lata "w zasadzie". A to dlatego że po 1,5 roku przeniosłam się do innego miasta i musiałam zmienić terapeutkę. Wiem, że 1,5 roku to i tak kupa czasu. Zastanawiam się na ile to było spowodowane tym, że terapeutka była dla mnie nieodpowiednia, a na ile tym, że: 1. Byłam osobą bardzo zamkniętą, nie tyle zatajałam świadomie różne ważne fakty, co po prostu w trakcie spotkań "jakoś o nich zapominałam", 2. Miałam problemy z rozpoznaniem własnych emocji - poza lękiem i złością - ciężko ,mi przychodziło odpowiedzenie na pytanie na pytanie "jak się czujesz", 3. Niewiele zastanawiałam się nad tym, co działo się na terapii zrzucając wszystko na brak czasu. Kiedy zaczęłam się otwierać sama na siebie faktycznie zmiany zaczęły zachodzić dużo szybciej i lęki zniknęły - jak się okazało na jakiś czas. Dlatego nie wiem, na ile terapeutka mogła wpłynąć na przyspieszenie efektów. Zwłaszcza, że spotkania były co 2 tygodnie, co według mnie jest torturą:/. Uświadomienie sobie czym był spowodowany lęk pozwoliło mi na to odpowiednio zareagować i wypracować sobie różne metody pracy nad sobą. Dlatego teraz nawet kiedy lęki wróciły stosunkowo łatwo mi się udaje je opanować, kiedyś trwały one miesiącami 24h na dobę. Jeżeli chodzi o reakcje somatyczne to poza napięciem mięśni i drżeniem rąk trochę ciężko mi się oddycha. Przeszkadza mi też rozregulowany sen, ale to dokucza mi nie tylko w okresie, w którym mam lęki. Czasem oblewa mnie zimny pot, ale to bardzo rzadko - kiedyś zdarzało się to dużo częściej. Reakcje są raczej łagodne. Potok pytań jak najbardziej wybaczam, sama często tak robię:). A co do szukania wsparcia - zgadza się, powinnam go szukać w sobie, głównym moim działaniem jest tu praca nad swoją samooceną - w osobę, która ma mnie wesprzeć przecież muszę wierzyć:). Ale to nie zmienia faktu, że człowiek jest istotą społeczną i jeżeli nie jestem zadowolona ze swoich kontaktów z innymi, to najpewniej coś w tym jest. I najpewniej jest to to, że moja blokada społeczna jeszcze do końca "nie puściła":/. Dziękuję za zainteresowanie:) -- 07 mar 2013, 00:49 -- To może wiesz w takim razie gdzie można znaleźć jakieś informacje o obywających się treningach inteligencji emocjonalnej? Niestety wujek google nie chce ze mną współpracować:)
  7. Terapia trwała trzy lata "w zasadzie". A to dlatego że po 1,5 roku przeniosłam się do innego miasta i musiałam zmienić terapeutkę. Wiem, że 1,5 roku to i tak kupa czasu. Zastanawiam się na ile to było spowodowane tym, że terapeutka była dla mnie nieodpowiednia, a na ile tym, że: 1. Byłam osobą bardzo zamkniętą, nie tyle zatajałam świadomie różne ważne fakty, co po prostu w trakcie spotkań "jakoś o nich zapominałam", 2. Miałam problemy z rozpoznaniem własnych emocji - poza lękiem i złością - ciężko ,mi przychodziło odpowiedzenie na pytanie na pytanie "jak się czujesz", 3. Niewiele zastanawiałam się nad tym, co działo się na terapii zrzucając wszystko na brak czasu. Kiedy zaczęłam się otwierać sama na siebie faktycznie zmiany zaczęły zachodzić dużo szybciej i lęki zniknęły - jak się okazało na jakiś czas. Dlatego nie wiem, na ile terapeutka mogła wpłynąć na przyspieszenie efektów. Zwłaszcza, że spotkania były co 2 tygodnie, co według mnie jest torturą:/. Uświadomienie sobie czym był spowodowany lęk pozwoliło mi na to odpowiednio zareagować i wypracować sobie różne metody pracy nad sobą. Dlatego teraz nawet kiedy lęki wróciły stosunkowo łatwo mi się udaje je opanować, kiedyś trwały one miesiącami 24h na dobę. Jeżeli chodzi o reakcje somatyczne to poza napięciem mięśni i drżeniem rąk trochę ciężko mi się oddycha. Przeszkadza mi też rozregulowany sen, ale to dokucza mi nie tylko w okresie, w którym mam lęki. Czasem oblewa mnie zimny pot, ale to bardzo rzadko - kiedyś zdarzało się to dużo częściej. Reakcje są raczej łagodne. Potok pytań jak najbardziej wybaczam, sama często tak robię:). A co do szukania wsparcia - zgadza się, powinnam go szukać w sobie, głównym moim działaniem jest tu praca nad swoją samooceną - w osobę, która ma mnie wesprzeć przecież muszę wierzyć:). Ale to nie zmienia faktu, że człowiek jest istotą społeczną i jeżeli nie jestem zadowolona ze swoich kontaktów z innymi, to najpewniej coś w tym jest. I najpewniej jest to to, że moja blokada społeczna jeszcze do końca "nie puściła":/. Dziękuję za zainteresowanie:) -- 07 mar 2013, 00:49 -- To może wiesz w takim razie gdzie można znaleźć jakieś informacje o obywających się treningach inteligencji emocjonalnej? Niestety wujek google nie chce ze mną współpracować:)
  8. Pogadałam, podoradzałam, teraz przyszedł czas na mnie:). Ponad pół roku temu zakończyłam trwającą w zasadzie 3 lata terapię. Powodem, dla którego na nią poszłam były lęki przed końcem świata i wrażenie, że za chwilę wszystko wybuchnie. Terapia mi uświadomiła, że był to lęk spowodowany brakiem poczucia kontroli nad swoim życiem. Mam wrażenie, że moje życie kompletnie ode mnie nie zależy, mimo, że nikt absolutnie do niczego mnie nie zmusza i o niczym za mnie nie decyduje. Do tego dochodzą jeszcze moje problemy z samooceną które też na nowo się pojawiły. A te z kolei według mnie są spowodowane problemami w kontaktach z innymi - nie umiem wchodzić w bliższe relacje. Blokada, brak tematów i w ten sposób pozostajemy na etapie rozmów o studiach i pogodzie. Albo jeszcze druga opcja - ktoś zaczyna mi się zwierzać ze swoich problemów, ja mu pomagam ale sama o swoich nie mówię, a przynajmniej nie tyle, ile potrzebuję. Chociaż w tej kwestii zaczęło się już dziać coś korzystnego:). Kompletnie też nie umiem odnaleźć się w grupie, a zawsze mi na tym zależało. Zazwyczaj moja inicjatywa była albo ignorowana, albo grupie coś w niej nie pasowało. Nie przypominam sobie sytuacji, w której grupa zdecydowała się na jakiś mój pomysł. A proponowanie zawsze przychodziło mi z trudem. Strasznie mnie takie sytuacje dołują, być może dlatego, że mam bardzo krytycznego ojca (dopiero niedawno jego krytyczność osłabła, a ja już mam 24 lata), który potrafił się przyczepić tego, że tubka od pasty do zębów jest zwinięta, a nie wyprostowana. Właściwie nie proszę o żadne rady. Jestem na etapie czekania na spotkanie z moją terapeutką, jednak po prostu potrzebuję się wygadać. Zwyczajnie potrzebuję też wsparcia, a moja rodzina niestety nie jest w stanie mi go dać.
  9. Pogadałam, podoradzałam, teraz przyszedł czas na mnie:). Ponad pół roku temu zakończyłam trwającą w zasadzie 3 lata terapię. Powodem, dla którego na nią poszłam były lęki przed końcem świata i wrażenie, że za chwilę wszystko wybuchnie. Terapia mi uświadomiła, że był to lęk spowodowany brakiem poczucia kontroli nad swoim życiem. Mam wrażenie, że moje życie kompletnie ode mnie nie zależy, mimo, że nikt absolutnie do niczego mnie nie zmusza i o niczym za mnie nie decyduje. Do tego dochodzą jeszcze moje problemy z samooceną które też na nowo się pojawiły. A te z kolei według mnie są spowodowane problemami w kontaktach z innymi - nie umiem wchodzić w bliższe relacje. Blokada, brak tematów i w ten sposób pozostajemy na etapie rozmów o studiach i pogodzie. Albo jeszcze druga opcja - ktoś zaczyna mi się zwierzać ze swoich problemów, ja mu pomagam ale sama o swoich nie mówię, a przynajmniej nie tyle, ile potrzebuję. Chociaż w tej kwestii zaczęło się już dziać coś korzystnego:). Kompletnie też nie umiem odnaleźć się w grupie, a zawsze mi na tym zależało. Zazwyczaj moja inicjatywa była albo ignorowana, albo grupie coś w niej nie pasowało. Nie przypominam sobie sytuacji, w której grupa zdecydowała się na jakiś mój pomysł. A proponowanie zawsze przychodziło mi z trudem. Strasznie mnie takie sytuacje dołują, być może dlatego, że mam bardzo krytycznego ojca (dopiero niedawno jego krytyczność osłabła, a ja już mam 24 lata), który potrafił się przyczepić tego, że tubka od pasty do zębów jest zwinięta, a nie wyprostowana. Właściwie nie proszę o żadne rady. Jestem na etapie czekania na spotkanie z moją terapeutką, jednak po prostu potrzebuję się wygadać. Zwyczajnie potrzebuję też wsparcia, a moja rodzina niestety nie jest w stanie mi go dać.
  10. A jaka według cienie powinna być kobieta?
  11. No ale przynajmniej się dowiedziałeś, co ci się w pracy nie podoba:) Ale co, powiedzieli ci "nie gadaj z nami:)? A któż to był? Pytam z ciekawości:) A możesz podać jakieś przykłady tego zmieniania zdania? Co do sukcesów, to większe sukcesy zdarzają się zazwyczaj rzadko. Jakby się zdarzały często, to nie były by takie wielkie tylko normalne. A wydaje mi się że lepiej budować do siebie zaufanie na czymś, co się zdarza często, na codziennym życiu. Zresztą codzienne życie to są właśnie te sytuacje, w których musisz sobie ufać. Raczej licz na większe sukcesy i kieruj na nie swoje działania, niż myśl o tym, czy miałeś większe sukcesy w przeszłości, czy nie. Nawet jak nie, to i tak trzeba kiedyś zacząć! Fakt, nie możesz. Ale poddawanie się i niewalczenie o swoje nie jest czymś naturalnym. Ludzie mają takie ewolucyjne zadanie - przetrwać i zapewnić sobie jak najlepsze warunki do życia. I dlatego myślę że warto, żebyś się zastanowił dlaczego się szybko poddajesz i jaki to szybkie poddawanie się ma cel. hehe. Widzę, że poetycki nastrój nie tylko mi się udziela. Nie chodzi tylko o poetycki nastrój:) Po prostu - jeżeli masz osiągnąć w czymś sukces, to musisz wiedzieć, jakie są twoje zalety i w jaki sposób je możesz wykorzystać albo rozwinąć. Mogę cię zapytać jakie swoim zdaniem masz zalety? I z góry uprzedzam, że nie przyjmuję odpowiedzi "żadnych":) Brzmi to trochę jak jakieś prawnicze zabezpieczenie. Prawdę mówiąc nie wiem dlaczego to napisałaś, dla mnie to oczywistość. I dzięki, że chce ci się marnować swój czas na czytanie moich postów i jeszcze na nie odpowiadać. Napisałam to dlatego, że nie wiedziałam, czy nie odbierzesz tego tak, jakbym ci coś narzucała. Nie wiedziałam, że to dla ciebie oczywistość, bo nie znamy się ani nie widzimy. Poza tym piszesz, że - swoim zdaniem - co chwilę zmieniasz zdanie, łatwo się poddajesz i prowadza się ciebie za rączkę. Przynajmniej ja tak odebrałam wizerunek, który kreujesz od pierwszego posta w tym temacie. Teraz widzę, że wcale tak nie jest, bo gdyby było, to przecież twoje odpowiedzi na moje posty wyglądałyby zupełnie inaczej:). I jeszcze jedna sprawa. Mam wrażenie, że bardzo ci zależy na tym, żeby obronić swoje zdanie. Ale oprócz tej umiejętności do zaufania sobie jest jeszcze jedna rzecz potrzebna. Musisz chcieć dla siebie jak najlepiej, a nikt z nas nie jest alfą i omegą i czasem warto zastanowić się nad zdaniem innych:). I nie mówię tu absolutnie o egoizmie. Chcesz dla siebie jak najlepiej? -- 25 sty 2013, 20:16 -- Byłabym zapomniała:). Ja lubię starać się pomóc ludziom w ich problemach. Taki już mój fetysz:). Więc dlaczego nie miałabym starać się pomóc tobie? Chyba że tego nie chcesz, wtedy nie bedę się narzucała.
  12. Prawda. No ale z niczym się człowiek nie rodzi, wszystkiego musimy się uczyć. Jeżeli na przykład z jakiegoś powodu nie miałeś okazji nauczyć się wychodzić do ludzi, to ciężko żebyś wymagał od siebie nie wiadomo czego. Dokładnie tak, jak pisałeś - nic się samo nie zrobi. Jeżeli się buduje zaufanie do siebie, to chyba najbardziej poprzez drobnostki i takie rzeczy, które mogą się wydawać "normalne". Raczej rzadko się zdarzają jakieś spektakularne przeżycia, i właśnie dlatego są spektakularne:). Pisałeś, że zawsze byłeś prowadzony za rączkę. Ale kto podjął decyzje o zaczęciu studiów, przerwaniu, pójściu do pracy i wzięciu ślubu (bo rozumiem, że o swoim ślubie pisałeś?) Jakie korzyści z tego odniosłeś i do czego możesz je wykorzystać? (ważne żeby to były konkretne rzeczy, a nie np "rozwinąłem się" i "znajdę lepszą pracę" - jaką? Ja ci tylko sugeruję żebyś się nad tymi rzeczami zastanowił, sam zdecydujesz czy warto, czy nie warto i czy ci się chce. Zgadzam się w 100%, ale to znowu nie jesteś ty. Nie żyjemy w kulturze Japońskiej. Chociaż może się mylę, nie widzę cię przecież:). Tutaj też się zgadzam w 100% i też wcale się nie dziwię osobom, które chcą popełnić samobójstwo. Mają problemy i w danym momencie nie widzą ich rozwiązania. Mieszkałam z taką osobą w jednym pokoju przez 8 miesięcy. To co napisałam mogło faktycznie zabrzmieć jak rzucanie pustymi frazesami, ale chodziło mi o to, że mi się wydaje, że bagatelizujesz swoje problemy. A każdy ma prawo do tego, żeby uważać swój problem za ważny, jak się tak nie uważa to nie ma motywacji do rozwiązania go i wtedy ma się wrażenie, że nic w życiu nie wychodzi. Jeżeli masz się nauczyć latać, to najpierw musisz wiedzieć, że masz skrzydła:) A mam wrażenie, że ty tego jeszcze nie wiesz. To wszystko co tu powypisywałam to są moje własne doświadczenia i przemyślenia. Nie musisz się z nimi zgadzać, ale też nie chcę żebyś podszedł to tego tak, że musisz za wszelką cenę obronić to, co do tej pory myślałeś. Jeżeli usiądziesz i się nad tym zastanowisz, to czy się ze mną zgodzisz, czy nie, te przemyślenia już będą też twoje.
  13. Wiesz ja na początku lo przez 2 tygodnie do nikogo się prawie nie odzywałem ;p Ja się odzywałam, ale jak trzeba było później utrzymać kontakt i gadać, to zamilkłam i nie odzywałam się przez pozostałe 2,5 roku:). Więc w praktyce w ogóle nigdy tych ludzi nie poznałam na tyle nawet, żeby mieć z kim gadać na korytarzu. Więc to nie jest takie oczywiste! Wydaje mi się że ten zwyczaj już zanika. Zresztą to zawsze zależy z jaką dziewczyną masz do czynienia, tak na prawdęto chyba nie ma aż takiej różnicy kto pierwszy powie że jest ładna pogoda:). Bo przecież na początku nie rozmawia się o poważnych, kontrowersyjnych rzeczach. Poza tym nawet jeśliby to obowiązywało w przypadku związku, to w przyjaźni reguły jużsą raczej bardziej luźne. A do siebie masz zaufanie? Jeśli masz, to nie ma powodu do obaw, że zaufasz nieodpowiedniej osobie. Ciężko mieć prawdziwą przyjaźń bez tego. Najpierw musisz się zaprzyjaźnić sam ze sobą, bo innych ocenia się przez swój pryzmat:) Użalanie się oprócz krótkoterminowej ulgi nic nie daje, ale masz racje czasami fajnie to robić. Zwierzenia to nie to samo co użalanie. Użalasz się jak myślisz, że jesteś najbiedniejszy na świecie:). I to się kojarzy negatywnie. Ale nie oszukujesz się pisząc o nawrotach myśli samobójczych w temacie "temat o niczym szczególnym"? Życie jest zawsze najbardziej szczególną rzeczą jaką się ma, nawet jeżeli ktoś nie jest z niego zadowolony.
  14. Bardzo Ci dziękuje , pomogłas mi tym co napisałaś :) tak terapeuta postawił taki warunkek ale już chodze gdzie indziej, z tym że od nowa zaczynam i jakby troche czas stracony, przez to przerwanie tamtego cyklu spotkań. Mieszkam u dziadków od kąd pamiętam , czyli od urodzenia , kontakt mam dobry troche sie kłócimy bo babcia broni moją mame która jest dla mnie zła i jakby troche sie nade mną wyżywała ,nawet bardzo, dziadek jest neutralny ale przychylnie nastawiony do mnie a ze swoja córka czyli moja mamą wogóle kontaktów nie utrzymuje teraz już mamie nie pozwalam za to są kłótnie z nią. No tak rodzice są małżenstwem papierkowo w rzeczywistosci rzadko sie widują i zdradzaja tak wogóle... także nie zła kicha lecz z tatą mam dobry kontakt no a o mamie to mi sie nie chce mówić , sama potrzebuje pomocy i to bardzo jakiegiegos terapeuty bo jest bardzo agresywna , rozchwiana i wyzywa sie na ludziach... tez tak zaczynałam rok temu na babci sie wyzywac ale to sie skonczylo choć i tak sytuacja mnie przerasta , teraz zazwyczaj wiecej placze , nie krzywdze innych bo to taka nie jestem. To widzę, że od dzieciństwa znajdujesz się w bardzo niestabilnej sytuacji, bo najpierw niby jest w rodzinie babcia, dziadek i gdzieś tam dalej mama i tata, później jednak okazuje się, że to myślenie jest złe bo są jeszcze konkubenci, a później znowu to samo bo jeszcze siostra. Pół biedy gdyby to wszystko było przy obopólnej zgodzie i opanowaniu, ale skoro rodzice się rozwodzą to domyślam się, że bywa ostro? Z tym wszystkim nie radzi sobie twoja mama (co niekoniecznie jest złośliwością, może po prostu ją też ta sytuacja przerasta tylko ty lepiej sobie z tym radzisz) wyżywa się na tobie, mimo, że nic tu nie zawiniłaś. I tak mi przychodzi do głowy że ciężko się zmotywować albo komuś zaufać jeżeli nie czujesz, że to co robisz ma konkretny wpływ na twoje życie (bo raz np zapytanie o coś może nie skutkować niczym szczególnym, a innym razem zapytanie o to samo może właśnie wywołać wyżywanie się). No a jak się tak myśli, to po co się uczyć albo w ogóle czegoś innego podejmować, skoro i tak to, czy się osiągnie dobry poziom życia zależy od przypadku albo od nastroju innych osób? Jeżeli się zgadzasz z tymi moimi wypocinami, to może powinnaś się przyjrzeć sobie i swojemu otoczeniu i poszukać jakichś rzeczy stałych (np. "zawsze jak ćwiczę to się rozbudzam"). Tylko lepiej skonsultuj to z terapeutą:)
  15. Przyszło mi do głowy, że może nie czujesz się jak kobieta dlatego, że nie chcesz, skoro "kobiety są gorsze od psów"? Nie jestem żadną terapeutką, nawet nie studiowałam psychologii, ale może warto żebyś przyjrzała się kobietom w twoim otoczeniu pod różnymi względami (macierzyństwo, zaradność, seksualność, co ci przyjdzie do głowy) i zastanowiła się, czy one są faktycznie takie złe? Masz na przykład swoją mamę, która na pewno - jak każdy, niezależnie od płci - ma swoje słabości, popełniła wiele mniej i bardziej poważnych błędów, ale za to jest osobą bardzo troskliwą i pewnie ma też dużo innych zalet. Poza tym też mi przyszło do głowy, że ten despotyzm twojego ojca też był słabością - jeżeli ktoś zamiast przyznać się, że mu związek nie wyszedł, nie dopuszcza do siebie swojej winy tylko wyrzuca innej osobie (a nawet nie jej samej, tylko komuś, kto nie będzie potrafił mu odpyskować i w związku z tym on nie będzie musiał się bronić!) to nie ma szans na zdanie sobie sprawy z tego co robi źle i rozwiązanie problemu, który jemu też zatruwa życie. A to już jest ewidentna słabość:). Nie chcę podsycać twoich i tak już pewnie negatywnych uczuć wobec ojca, tylko ci pokazać, że to nie ty jesteś zła, tylko on sobie z czymś też nie radzi. Nie chcę się też wymądrzać, po prostu dzielę się myślą:). A co do terapii, to może najlepiej, żeby psychiatra cię skierował na jakiś rodzaj? A co do związków to może po prostu jest tak, że jesteś osobą opiekuńczą, słuchasz pewnie ludzi - być może ze strachu, bo tak cię nauczono - a osoby z problemami - zwłaszcza w dzisiejszych czasach - potrzebują kogoś, kto ich wysłucha. Jeżeli tak jest to to nie jest twoja wada, tylko wymaga dokształcenia. Jedni muszą się nauczyć lepiej słuchać, a inni bardziej dbać o swoje interesy (czyli ocenienie czy dana osoba nadaje się do posłuchania i porozmawiania na głębsze tematy, czy do związku). Może uda ci się w ten sposób obrócić te doświadczenia w coś, co ci w pewnym sensie w życiu pomoże? Przepraszam za gadulstwo:)
  16. Wszystko jest ważne, bo lepszych i gorszych okresów nie ma się bez powodu. Jakie były okoliczności tego okresu spokoju? Możesz coś więcej napisać o tym niezdaniu? Bardzo dobrze, że nie uważasz tego czasu za stracony:)! Nie jest to oczywiste, ja tego nie potrafiłam:). Może chcesz rozmawiać na siłę? Ja tak robiłam, dopóki w bezpośrednim kontakcie nie doświadczyłam, że moja małomówność na prawdę może być przez kogoś traktowana jako zaleta! I kto by pomyślał, że ja kiedyś w to uwierzę:). Poza tym każdy ma pełne prawo sobie posiedzieć cicho, niezależnie od tego czy ktoś koło niego jest, czy nie. A o czym myślisz podczas tych ataków depresji i jak z nimi walczysz? Możesz dokładniej wytłumaczyć:)? A co do obarczania ludzi swoimi problemami, świetnie to rozumiem. Ale jednak chyba każdy potrzebuje - częściej lub rzadziej - pogadać o tym co mu na wątrobie siedzi. I dlatego wchodzi się z ludźmi w różne relacje i na różnych poziomach. Albo na przykład to forum służy do rozmowy o swoich problemach, i tutaj to raczej nie jest obarczanie tylko korzystanie ze swojego prawa. Myślę że warto to wiedzieć i z tego korzystać:).
  17. Też zgadzam się, że powinnaś kontynuować terapię. Ale czy to terapeuta postawił taki warunek, że rodzice mają się zjawić bo inaczej terapia będzie przerwana? Jeżeli tak, to zmień terapeutę. Masz osiemnaście lat i to ty decydujesz, czy i komu chcesz powiedzieć, co jest nie tak i co się dzieje na spotkaniach. Terapia ma być czymś prywatnym, no chyba że to terapia grupowa (a i tak wtedy jest nacisk, żeby to, co się dzieje na spotkaniach nie wychodziło na zewnątrz - wiem to bo skończyłam i taką, i indywidualną). Poza tym słysząc, że rodzice nie chcą przyjść i ci pomóc, tym bardziej nie powinien przerywać terapii. Przynajmniej tak mi się wydaje, chociaż terapeutką nie jestem. Rodzinę masz rozbitą, czyli rozumiem, że rodzice żyją w separacji? Jesteś w stanie coś więcej o nich napisać? No i jeszcze ważne jest jaki masz kontakt z dziadkami (bo pewnie już dłużej u nich mieszkasz?). Jeżeli nie chcesz o tym pisać, na forum to nie musisz, albo możesz to zrobić na priva:). Co do komplementów, to ja z kolei kiedyś myślałam, że jak ktoś mi mówi coś miłego, to albo sobie żartuje, albo chce się podlizać i mnie wykorzystać w jakiś sposób. Być może największa bariera tu tkwi w tobie. Niestety, to tak działa, choćby nie wiem jaką miłą i szczerą rzecz ktoś ci powiedział, to ty - jeśli nie będziesz miała dobrej samooceny - i tak odbierzesz to na swój sposób, czyli na swoją niekorzyść). Ja miałam na terapii zadanie polegające na wypisywaniu codziennie wieczorem wszystkiego, co zrobiłam danego dnia dobrze. Łącznie ze wstaniem z łóżka (w depresji to jest przecież trudne, bo nie masz motywacji), zauważeniem, że jest ładna pogoda itp:). To samo możesz zastosować do swoich zagrożeń: jesteś zagrożona np z polskiego i z matematyki, ale z biologii już nie, mimo, że masz zły okres i jest ci bardzo ciężko. Każdy kiedy ma jakiś duży problem to w jakimś sensie funkcjonuje gorzej, niż by mógł, gdyby tego problemu nie miał. Tu nie ma wyjątków:).
  18. Tak. Ja mam takie natręctwo myślowe właśnie... Ale dziś jestem "nadziejna", bo wyszłam z uczelni z trzema 5. Tylko jeszcze trzeba przetrwać jutrzejszy dzień. To ja pozwolę sobie dodać: jesteś potrójnie "nadziejna":)
  19. Nie brałam nigdy takiego leku, ale co jest napisane w ulotce?
  20. Mniej więcej tak ja teraz mam. Wcześniej też wydawało mi się, że wszystko muszę, a sama sobie wszystko nakładałam, chwytałam się 10 rzeczy, a potem miałam problem ze stresem i ogarnięciem wszystkiego na czas. Potem stało się coś w stylu "pier*ole nie robie", a w minione święta punkt dołowy depresji. Teraz mam ciągle problem z ogarnięciem się i zaczęciem znowu "robić". aguskaguska, jak pokonałaś ten stan? Czego ważnego dowiedziałaś się na terapii, że to pomogło? Szczerze mówiąc to ciężko mi powiedzieć, bo to było dawno temu, poza tym miałam wtedy 11 lat i wielu rzeczy nie byłam świadoma. chyba to było tak, że po prostu zaczęłam hamować w sobie ten smutek co później przypłaciłam nerwicą lękową. I tak na prawdę to z tym problemem poszłam na terapię a nie z nerwicą. Po prostu w pewnym momencie już nie mogłam przez moje lęki funkcjonować. I właśnie na terapii drogą różnych prób i błędów dowiedziałam się, że jedną z przyczyn tych moich lęków jest niska samoocena (czyli to samo, co było wcześniej powodem smutku). Ale to jest różnie w różnych przypadkach, u mnie też istotne było to, że w dzieciństwie miałam mało okazji do kontaktów z rówieśnikami, więc nie miałam okazji prawidłowo nauczyć się życia towarzyskiego. No więc siedziałam cały czas w domu, gdzie z kolei miałam z rodziną ogólnie dobre kontakty, jednak mam ojca, który chce, żeby wszystko w najdrobniejszym szczególe było po jego myśli (i to jest zawsze oczywiste, że ma być właśnie tak a nie inaczej, jak można się nie domyślić) a do tego ma słabe nerwy. Nigdy nas nie uderzył, poza klapsami wychowawczymi, ale potrafił tak zacząć wrzeszczeć, że wyglądało jakby miał zaraz stracić panowanie nad sobą. Większość osób mówi, że tak jest wszędzie, ale ja do tej pory pamiętam, jak mając 4-5 lat rozlałam herbatę i właśnie z tego powodu dostał takiego ataku (a mam lat prawie 24). Poza tym jestem osobą dosyć refleksyjną, a u nas siedzenie i myślenie oznaczało marnowanie czasu i wprowadzanie się w nerwicę (czyli nie skłaniali mnie do rozwijania w sobie tej cechy, tylko jej hamowania). I właśnie na terapii nauczyłam się wiązać te i inne fakty ze swoim stanem i patrzeć na nie z innej perspektywy (np te wrzaski ojca z perspektywy dziecka wyglądały, jakby to była sprawa losowa czy straci panowanie nad sobą czy nie, a z perspektywy osoby dorosłej już widać, że skoro przez prawie 24 lata żyliśmy z nim i nic się nie stało, to jednak nie był to przypadek). A to spojrzenie z innej perspektywy już ułatwia wymyślenie, w jaki sposób można sobie radzić teraz z konsekwencjami tych wydarzeń. Poza tym dostałam zadanie codziennie wieczorem wypisać sobie wszystko, co dzisiaj dobrze zrobiłam. Łącznie z tym, że wstałam z łóżka rano, bo w momencie kiedy się myśli, że nic nas dzisiaj przyjemnego nie czeka to - powiedzmy sobie szczerze - to jest trudne zadanie, mimo, że inni to bagatelizują - tylko dlatego, że nie mają takiego problemu. Wypisując sobie te większe i drobniejsze rzeczy ma się okazję zobaczyć, ile tak na prawdę razy dziennie spisujemy się na medal:)! I ja dzięki temu zaczęłam zupełnie inaczej patrzeć na te rzeczy, których nie udało mi się zrealizować, albo popełniłam w nich błąd. Właśnie zaczęłam je postrzegać jako błąd wśród wielu innych rzeczy które zrobiłam dobrze, a nie jako porażkę wśród rzeczy, których zrobienie było czymś "normalnym". Poprawiłam sobie w ten sposób samoocenę i dzięki temu mogę myśleć, że jeżeli popełnię jakiś błąd albo czegoś nie zrobię, to owszem poniosę tego konsekwencje, ale będę w stanie sobie z nimi poradzić. A to mi z kolei pozwala na posiedzenie i porozmyślanie wtedy, kiedy mam za sobą długi okres pracy i tego potrzebuję, w końcu jestem człowiekiem a nie maszyną:) -- 23 sty 2013, 18:37 -- A jeszcze co do samych okresów nakładania sobie 10 rzeczy na sekundę i "pier8*ole nie robie" to w moim przypadku było tak, że odkładałam sobie wszystko na ostatnią chwilę, potem był okres kiedy w stresie nadrabiałam zaległości nie mając czasu zjeść obiadu, a kiedy ten okres się kończył to organizm był wykończony, stąd było to całe niechcenie. Do tego jeszcze dochodziło myślenie, że przecież "tyle rzeczy zawaliłam i taka jestem beznadziejna", że właściwie to po co się czegokolwiek podejmować, skoro i tak "niczego nie osiągnę".
  21. Też tak miałam, tylko że ja tak robiłam bo według mnie wypadało, musiałam cały czas coś robić żeby być w swoim mniemaniu ciekawym człowiekiem. Jak ktoś miał chwilę czasu to od razu mi się wydawało, że nie zależy mu na tym. A wzięło się to pewnie stąd, że kiedyś przez długi czas miałam ogromnego doła i potrafiłam pół dnia przeleżeć na kanapie i nie robić dosłownie nic, i często rodzice mi mówili że marnuję życie. I przy okazji było świetnym pretekstem do tego, żeby nie rozwiązać różnych trudnych i bolesnych spraw emocjonalnych. Bo przecież mogę o nich pomyśleć za n czasu, skoro mam teraz tyle obowiązków. Tyle tylko, że za to n czasu było to samo. I to była jedna ze spraw które poruszałam na terapii, na szczęście udało mi się to zwalczyć, może dlatego, że mój mózg bardzo stanowczo się tego domagał:)
  22. aguskaguska

    .

    Też tak miałam, tylko że ja tak robiłam bo według mnie wypadało, musiałam cały czas coś robić żeby być w swoim mniemaniu ciekawym człowiekiem. Jak ktoś miał chwilę czasu to od razu mi się wydawało, że nie zależy mu na tym. A wzięło się to pewnie stąd, że kiedyś przez długi czas miałam ogromnego doła i potrafiłam pół dnia przeleżeć na kanapie i nie robić dosłownie nic, i często rodzice mi mówili że marnuję życie. I przy okazji było świetnym pretekstem do tego, żeby nie rozwiązać różnych trudnych i bolesnych spraw emocjonalnych. Bo przecież mogę o nich pomyśleć za n czasu, skoro mam teraz tyle obowiązków. Tyle tylko, że za to n czasu było to samo. I to była jedna ze spraw które poruszałam na terapii, na szczęście udało mi się to zwalczyć, może dlatego, że mój mózg bardzo stanowczo się tego domagał:)
  23. E.T., Hej! Pomyślałam sobie, że może lepiej będzie pogadać na privie, chyba mimo wszystko więcej prywatności się czuje:) Czy wolisz na forum? Jeżeli chodzi o psychoterapeutę to mogę ci podać tylko z Wrocławia i z Krakowa (ale nie mam pewności, że pani z Krakowa jeszcze tam pracuje). Czyli nie słyszysz głosów tylko prowadzisz sam ze sobą dialog myślowy? Myślę, że warto żebyś usiadł sobie spokojnie i odpowiedział sobie na takie pytania: czego KONKRETNIE od siebie oczekujesz? Po co? Czego twoje otoczenie mogłoby nie zrozumieć? I co by się wtedy KONKRETNIE stało? W jakich momentach zaczynają się te myśli i głosy? To ci absolutnie psychiatry ani psychoterapeuty nie zastąpi, nie chcę, żebyś się czuł "zwolniony" z leczenia:) I jeszcze jedna rzecz. Wiem, że są osoby, które nie chcą wysłukiwać zwierzeń, dlatego bratniej duszy trzeba szukać z rozsądkiem. Ale na tym forum są ludzie, którzy wiedzą, że tu przychodzą ludzie cierpiący i trzeba im pomóc. Dlatego nie masz co przepraszać za rozpisywanie się, ci, którzy czytają twoje wiadomości mają wybór i wiedzą co robią.
×