Skocz do zawartości
Nerwica.com

piti_88

Użytkownik
  • Postów

    121
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez piti_88

  1. Pamiętam jak rodzice się kłócili. Nie zwracali na nas uwagi wtedy. Chociaż było to dobre, bo jak zaczynali zwracać w czasie kolejnej awantury, to i nam się obrywało. W liceum, pierwsza klasa podczas awantury chciałem zwrócić na siebie ich uwagę. Pociąłem sobie obie ręce do krwi. Pasek obok paska. Bolało, ale myślałem że dzięki temu mnie zauważą. Byłem w pokoju obok. Przez kilka dni niczego nie zauważyli. Potem sam pokazałem mamie. Ta stwierdziła, ze to są tylko zadrapania a nie cięcie i jestem psychiczny. Potem gdy rany napuchły, zobaczyła je po raz kolejny. Usłyszałem, że jestem czubkiem i powinienem się iść leczyć. I, że jeżeli zobaczy jeszcze raz coś takiego na moich rękach, to zaprowadzi mnie do psychiatryka. Ojcu już nie odważyłem się tego pokazywać. Osiągnąłem efekt odwrotny do zamierzonego. Jedna czy dwie blizny zostały do dzisiaj. Już więcej tego nigdy nie zrobiłem.
  2. Korwin jest mistrzem PR, dlatego tyle osób chętnie go słucha i popiera. Nic więcej. Chętnie używa słów obelżywych i wulgarnych, od czego inni politycy stronią. Nie ukrywa tego, że lubi popić. Do tego stopnia, że kiedyś byłem na spotkaniu z nim we Wrocławiu i był kompletnie pijany. Co jakiś czas wyciągał piersiówkę i dopijał. Oprócz samych bredni typu - zlikwidujmy wszystko co Państwowe, pedalstwo ble i jakieś wspominki o II WŚ - nic mądrego nie mówił. On imponuje osobom młodym, bo się nie "spina". Potrafi obrazić kogoś w twarz, zwyzywać i się zbuntować. Łamie tabu. Swoimi poglądami zaraził osoby bardzo młode i zdrowe, nie mające pojęcia o prawdziwym życiu. On robi dokładnie to samo co Palikot, ale w drugą stronę. Palikot celowo dał do rządu homoseksualistów, transwestytów i wszelkie inne nacje, ażeby pokazać jaki on jest tolerancyjny. I tym przegrał - bo zrobił szopkę. Zamiast konstruktywnie wprowadzać swój plan wyborczy, latał z wibratorami i robił sobie zdjęcia z transwestytami. Korwin dąży do tego samego ale w drugą skrajność. Ja jestem autorytarnym centro - prawicowcem. Nie wyobrażam sobie likwidacji ZUS-u czy czegoś w stylu NFZ-tu i zastąpienie tego prywatnymi ubezpieczeniami czy fundacjami. Jest to po prostu nie wykonalne. W naszym kraju wystarczy tylko rozgonić "elity". Z posła na sejm zrobić stanowisko reprezentacyjne, a nie zarobkowe. Zainwestować raz a porządnie w administrację Internetową. Urzędy pozostawić tylko dla spraw, których technicznie nie da się przeskoczyć, oraz dla osób nie potrafiących korzystać z Internetu. Zredukowało by to wydatki urzędowe o połowę. Ludzie. Zwykła rejestracja samochodu. Musisz iść do urzędu, wypełnić kwitek i pokazać dowód rejestracyjny aby sprawdzić przegląd, ważność gazu i OC. Potem zapłacić, przyjść z tablicami i dostać naklejkę legalizacyjną. Potem dostaje się dowód tymczasowy i czeka na właściwy. Kolejki we Wrocławiu często niemiłościwe. Ostatnio po 4 godzinach poddałem się. Auto od dwóch miesięcy stoi nieprzerejestrowane. Co za głupota! Nie lepiej by było wejść w neta, i wpisać VIN w celu weryfikacji danych samochodu? Daty przeglądu są zapisywane, ważność GAZU też, a OC można sprawdzić na stronie funduszu gwarancyjnego. Zintegrować to w jeden system to nie problem. Wszystko wpisujesz, a potem robisz szybki przelew. Drukujesz papierek, że oczekujesz na nowy dowód. Dokument zabezpieczony kodem QR, uprawnia do jeżdźenia samochodem na starym dowodzie przez 14 dni. Przyjeżdża kurier i sprawdza dokument kupna sprzedaży z danymi w nowym dowodzie rejestracyjnym. Jak jest ok, wydaje nowy dowód z naklejkami i zabiera stary. Wszyscy zadowoleni. Zarabia urząd, kurier i pośrednik płatności. A cała papierologia zamiast trwać dzień, trwa 10 minut. To dotyczy też meldunków, urzędu skarbowego, ZUS-u itp.
  3. piti_88

    zadajesz pytanie

    Pozbyć się swoich problemów. Czego chcesz się nauczyć?
  4. Mówisz o Lux-Med? Dzisiaj idę tam po zwolnienie lekarskie na kolejne dni, bo nie jestem w stanie pracować.
  5. piti_88

    zadajesz pytanie

    Z mówieniem. Dużo i bez sensu O czym teraz myślisz?
  6. piti_88

    ot

    A gdybyscie tak zmienili poziom komunikacji na... Twoje zachowanie mnie zlosci, rani, nie lubie kiedy...., nie mow domnie w ten sposob bo wtedy.... nie zachowales sie w porzadku bo...... Mozna przeciez zwrocic komus uwage nie mieszajac go z blotem W moim związku bywało różnie. Raz lepiej - raz gorzej. Raczej jestem impulsywny, więc wywalałem co mi leży w żołnierskich słowach. Potem zacząłem przez pracę zajmować się psychologią. Wiele się nauczyłem. Podczas małej kłótni w samochodzie, postanowiłem używać właśnie w/w technik. Zamiast powiedzieć "Przestań mieszać przy tych pasach kiedy parkuje, bo mi to przeszkadza. Zabieraj ręce", powiedziałem "Moim zdaniem nie powinnaś teraz odpinać pasów, bo mi to w tej chwili przeszkadza. Proszę, abyś następnym razem tego nie robiła, bo przeszkadza mi to w manewrowaniu". To zachowanie było nagminne. Wiecie jaka była reakcja? Trzasnęła drzwiami i pobiegła zapłakana. Było to dla niej gorsze i mocniejsze, niż gdybym powiedział "weź te łapy". Nie zawsze techniki psychologiczne da się zastosować w życiu. Trzeba uważać. Ja dzięki nim miałem spory problem, żeby teraz wszystko odkręcić. Jedyne co pomogło to przyznanie się, że próbowałem użyć technik psychologicznych aby mnie w końcu zrozumiała. Gdybym się nie przyznał, związek przez tą jedną rzecz mógł legnąć w gruzach. Potem mój Coach dzwonił do niej przepraszając za mnie. Autentycznie. Pierwsza taka sytuacja w firmie. Pamiętajcie. Takie techniki działają doskonale na osobach obcych. Są skuteczne niemalże w 100%. Jednak jeżeli ktoś nas zna zbyt dobrze, lub jest to nasz partner - może spowodować to skutek odwrotny do zamierzonego. Wywołać złość, agresję i poczucie ataku porównanego z najazdem Husarii. Ja się o tym przekonałem na własnej skórze. Lepiej uważać.
  7. Witam. Szukam psychiatry i psychologa we Wrocławiu. Najlepiej okolice Wrocław - Fabryczna. Interesują mnie oferty z dopłatami z NFZ lub przez miasto. Ok. 30zł/godzina. Chcę pozbyć się piętna z przeszłości, naprawić przyszłość i pozbyć się nerwicy lękowej.
  8. Szukam dobrego psychologa z okolic dzielnicy Fabrycznej. Najlepiej częściowo refundowanego przez miasto lub NFZ. Potrzebuje uporać się z przeszłością, nerwicą lękową i hiperwentylacją. Poszukuje też dobrego psychiatry w okolicy. Na razie mój stan zdrowia nie pozwala na daleką podróż samochodem, dlatego szukam czegoś w pobliżu.
  9. Widzisz. A u mnie jest tak, że wydam na wszystko ale nie na siebie. Przez rok kupuję może dwie pary spodni i jedną bluzę. Do tego góra jedną parę butów letnich, bo zimowe mam na lata. Nawet na fryzjerze oszczędzam. Mam problem z realizacją zakupów. Nigdy (!) nie dostawałem kieszonkowego. O każdą złotówkę musiałem się prosić. Nawet w wieku 16-18 lat. Moja matka zawsze kupowała rzeczy najtańsze i najniższej jakości. Nie patrzyła na skład, oraz na jakość produktu. Ważne było czy kosztował 1zł 99gr czy 1zł 80gr. A był to już okres, kiedy w domu pieniądze były. Oczywiście w teorii. Bo ojciec zarabiał już dobrze, a nigdy do ostatniego nie wystarczało i było skromnie. Potem popadłem w takie coś, że nie będę jak matka i skoro mam pieniądze, to będę kupował produkty lepszej jakości. I tak oto, potrafiłem wydać 2000zł w ciągu tygodnia. Potem resztę. Nigdy nie wystarczało do końca miesiąca. A zarabiałem po 3,5-4tyś bez żadnych kosztów własnych typu rachunki. Nie wiem po dziś jakim cudem. Z tego okresu nie została mi ANI JEDNA rzecz. Nic. Nawet skarpetki nie kupiłem. Teraz wpadłem w skrajność. Zastanawiam się już 2 miesiąc, czy kupić sobie przejściówkę do radia samochodowego za 30zł. Wiem, że ją potrzebuje. Jak ją już kupię - poczuję ulgę. Ale puki co, będę bił się z myślami, czy aby na pewno jest mi tak potrzebna. Najlepiej aby ktoś za mnie podjął decyzję i kupił. Nie lubię też patrzeć na stan konta bankowego.Powoduje to u mnie agresję. Głupie, nie? Jedyna decyzja która mi ostatnio przyszła łatwo, to adopcja porzuconego psa. Jest już ze mną rok
  10. Ja zerwałem kontakty z rodziną. A raczej ograniczyłem je do skrajnego minimum i jest mi z tym niesamowicie dobrze. Dochodziło do sytuacji gdzie moi rodzice po rozwodzie, nie dogadywali się z moim bratem. Doszło nawet do batalii sądowej na linii syn-ojciec. Ja na początku brałem stronę ojca. Moja matka, chciała wymusić na mnie abym wpływał na brata. Starałem się mediować pomiędzy nimi. W końcu doszło do tego, że dostałem solidny opierdziel od ojca, że mieszam się w sprawy. Potem, brat nastawił przeciwko mnie całą rodzinę od strony matki, i postawił mnie jako "zdrajcę". Następnie przekabacił mamę na swoją stronę. Nawet do sądu ją zaciągnął. Wtedy i ona stwierdziła, że to ja się "wyłamuje". A chodziło o to, że brat nie mógł skończyć szkoły. A raczej - nie chciało mu się. Nawet wypisał się z niej, a dalej brał alimenty. Ojciec się wściekł i oddał sprawę do sądu o cofnięcie alimentów. Pierwszą sprawę przegrał (wtf?) i nikt nie wie jakim cudem. Oczywiście byłem ten zły, bo nawet sąd powiedział inaczej. Potem sprawę wygrał, i to ja (nie ojciec) zostałem postawiony jako ten, który odbiera chleb bratu. Cała rodzina zaczęła drzeć się, chociaż NIGDY nie dołożyli się dla niego złotówki. Nie pamiętali o jego urodzinach. Ale jak jest afera, to trzeba ją nakręcić. Sami prosili o pomoc, a potem stwierdzili że to przeze mnie. Śledzili mnie na facebook-u i innych portalach. Gdy dodawałem nowy wpis, u mojej mamy zaraz dzwonił telefon typu - "Niby taki biedny i chory, a na wycieczki sobie jeździ. Proszę proszę.". Więc co zrobiłem? Usunąłem wszystkich w diabła z kontaktów. Pokasowałem numery telefonów. Zablokowałem jakiekolwiek formy kontaktu. Po roku sprawa się sama ułożyła. Obecnie mam kontakt z najbliższą rodziną. Wszyscy od dziadka w dół dla mnie nie istnieją. Z rodzicami i bratem mam kontakt poprawny, ale pozbawiony jakichkolwiek spraw rodzinnych. Możemy się czasami spotkać i pogadać, ale bez przesadnych czułości. Gdy starają się mnie wplątać w swoje sprawy mówię wprost - nic mnie to nie obchodzi. To wasza rzecz. Proszę mi tym głowy nie zawracać. I rozłączam się. I mam w końcu święty spokój. Ja niczego nie wymagam od nich, oni nie wymagają ode mnie. Co prawda nie mogę w przyszłości zorganizować hucznego wesela czy urodzin, ale jakoś za tym nie płaczę. Wolę święty spokój. Jeszcze łączy mnie z rodziną tylko meldunek, co staram się jak najszybciej zmienić. Nazwisko zostawię, chodź miałem już ochotę je wielokrotnie zmienić.
  11. piti_88

    Stosunek do alkoholu

    Ja nie piję w ogóle. Ani kropli od dwóch lat. Piłem, dopóki nie zobaczyłem co wóda robi z człowiekiem. Zablokowało mnie to. Od tego czasu mdli mnie nawet po powąchaniu alkoholu. Nie umiem tego przełknąć nawet. Od razu bierze mnie na wymioty. Co jak co, ale alkoholikiem raczej nie zostanę
  12. Dokładnie. U mnie rodzina DDD pomimo iż rodzice dalej sądzą, że nie było żadnych zachowań patologicznych. Nie pili i nie ćpali. Nie bili za często - znaczy patologii nie ma. A o awanturach od początku mojego życia, aż do rozwodu (21 lat!) nie pamiętają. Byłem aż za bardzo widoczny. Czasami w centrum ich kłótni. Nie raz słyszałem, że mama rzuci się pod samochód, bo ma dość życia. Albo, że wyjdzie i już nigdy nie wróci. Płacz dwójki małych dzieci. Cały czas. A nikt nawet po policje nie zadzwonił. Przez tyle lat.Taka dzielnica. A z drugiej strony, mama była tak opiekuńcza, że brat w wieku 10 lat nie umiał sam się ubrać. Ja po zakupy mogłem chodzić. Ale już sam na podwórko nie. Aż do czasów gimnazjum byłem pod stałym nadzorem. 24h na dobę. Zbyt widoczny... Zbyt...
  13. piti_88

    Syndrom DDA

    Jakbym słyszał mojego Teścia. Człowiek był spoko. Bardzo robotny, dopóki nie poznał pana "Wódki". Celowo piszę "pana" bo to dla niego osoba, a nie rzecz czy napój. Potrafi zapić się tak, że nie może wrócić sam do domu. Wątroba już strzela, bo nie ma czym wymiotować. Tylko krzyczy w toalecie jakby wyrywał sobie na żywca wnętrzności. Potem miesiąc nie pije, żeby znów 2 tygodnie nie trzeźwieć wcale. Kiedy nie pije - słowny w 100%. Pomoże zawsze. Pracowity i godny zaufania. Kiedy wypije - oszuka i okradnie własną matkę. Obraża wszystkich, chodź w jego mniemaniu opowiedział właśnie świetny żart. Żart typu - "Przy***ie Ci zaraz.Hahahaha". Albo "Wypierd***ć mi z domu wszyscy. Hahaha". Dotyka mnie to osobiście, bo przyszło mi z tym człowiekiem od wielu lat mieszkać pod jednym dachem. Mam dobre porównanie, co do DDA. Ma trójkę dzieci. Każde zareagowało na alkohol w domu inaczej. - Pierwsze dziecko odcięło się całkowicie od alkoholu. Nie pije w ogóle, żadnych ilości. - Drugie dziecko pije okazjonalnie. Niestety jest na etapie - "Ja mogę wypić pół litra i nic mi nie jest". Bardzo przypomina zachowaniem swojego ojca z czasów młodości. Obawiam się, że prędzej czy później podzieli los. - Trzecie dziecko paliło, piło i ćpało od najmłodszych lat. Nie stroni od szemranych typków i imprez. Totalnie nie słowne. Wszystko robi pod publikę a gdy dochodzi co do czego - umywa ręce. Koledzy ważniejsi od rodziny. I to tak 100x ważniejsi. Raczej się nie wygrzebie z szamba. Jest poza kontrolą kogokolwiek. Na trójkę jedno żyje normalnie, drugie też ale nie unika alkoholu, a trzecie pije i imprezuje.
  14. Najbardziej ze spotkania z psychologiem martwi mnie to, że mam z psychologią sporo wspólnego. Prowadziłem sesje Coaching-owe, szkolenia z motywacji itp. Po prostu mam obawy, iż rozmawiając z psychologiem, będę od razu widział jakich technik używa, i że tylko będę się denerwował. Droga jest taka sesja z psychologiem? Najbogatszy to ja nie jestem Właśnie jak pisał "hyperactive" psycholog ok ale coś czuje, że bez leków niewiele da się tu zrobić. Mam kolegę który przechodził podobne załamanie. Nawet szukali u niego raka w pewnym momencie. Chłopak był już tak wycieńczony i chudy, że nie był w stanie chodzić i mówić. Rodzina już (dosłownie!) szykowała mu pogrzeb. Wtedy poszedł do psychiatry. Psychiatra wyciągnął go z tego w ciągu 10 lat... Dużo? Może i, ale teraz trzyma wagę, ma chęć do życia i idzie do przodu. Już niczego nie łyka. Zastosowałbym psychologa + psychiatrę, ale czuje że finansowo nie podołam.
  15. Pytałem o to lekarza. WZW C daje co najwyżej poczucie braku zaangażowania. Wszystko powszednieje i przestaje cieszyć. Czyli jednak pozostaje psychiatra.
  16. Hej. Potrzebuje waszego zdania - opinii - pomocy. Już wcześniej zażywałem Hydroksyzynę, ponieważ potrafiłem się hiper-wentylować. Trafiłem nawet trzy razy na izbę przyjęć z tego powodu. Stres w pracy i domu robił swoje. Pisałem o tym na forum już parę lat temu. Do tego diagnoza - wzw c. Wiem. W dzisiejszych czasach uleczalna. Nawet wynaleziono lek dostępny od początku przyszłego roku, który ma 90% skuteczności. Ale nie o wzw tu chodzi. W zeszły czwartek jakby nigdy nic wróciłem do domu. Wcześniej się zatrułem jedzeniem. Miałem "kuchenne rewolucje". Moja Narzeczona zaczęła sprzątać mieszkanie przed świętami. Ma absolutną manię przekładania rzeczy, a potem zapominania gdzie je położyła. Tym razem wydawało się, że zgubiła tylko zatyczkę do tunera DVB-T USB. Nowego, kupionego dwa dni wcześniej. Afery z tego nie ma co robić, ale nerwy mi puściły gdy zaczęła grzebać w drogiej elektronice, nie uważając na nią. Stwierdziłem, że sam sobie tam posprzątam. Zdenerwowany zrobiłem swoje po 8 męczących godzinach w pracy. Po chwili przypomniałem sobie, że muszę zrobić przelew dla księgowej. Okazało się, że i dokumenty bankowe z loginem i hasłem gdzieś przepadły. Niby nie problem - gorzej jak ktoś je znajdzie w śmietniku i użyje. Wpadłem w totalny szał. Usiadłem przed komputerem aby się uspokoić i wtedy dostałem pierwszego ataku. Zacząłem się dusić, osłabłem i miałem mrówki w rękach. Czułem, że "odlatuje". To tylko spotęgowało strach przed śmiercią. Położyłem się i jakoś doszedłem do siebie. Następnego dnia rano, byłem ledwo żywy. Słaniałem się na nogach, ale robić trzeba. Do samochodu i powtórka w pracy z kuchennych rewolucji. Podczas wieczornego powrotu do domu, zacząłem się źle czuć. Kontrolowałem oddech, ale czułem że odlatuje. Przyjechało pogotowie z podejrzeniem zawału serca. Okazało się, że wszystko jest ok. EKG w porządku, cukier ok, ciśnienie i puls prawidłowe. Zostałem zabrany do domu. W sobotę poczułem się nawet lepiej, lecz przez duszność sam kontrolowałem oddech. Dalej byłem bardzo osłabiony. Nic nie jadłem. W niedzielę wielkanocną miałem iść do ojca. Moja Narzeczona kazała mi się szybko zbierać i wyprowadzić psa. OK - tak zrobiłem. Jednak przy stole złapało mnie to samo. Mrowienie w rękach, ciągłe zaciskanie mięśni na nogach, tracenie przytomności, poczucie duszenia się. Pogotowie przyjechało za 40 minut. Patrzyli się na mnie jak na chorego psychicznie. Stwierdzili hiperwentylacje i opierniczyli, że na to się nie umiera i mam więcej nie dzwonić. OK. Poczekałem do wtorku, aby pójść do lekarza. W drodze do lekarza to samo - nagły atak w samochodzie.Teraz już wiem, że to przez stres związany z wizytą. Jakoś po ścianie się do niego doczołgałem. Od razu wzięto mnie na zabiegówkę. Sprawdzono ciśnienie i puls. Osłuchano. Cukier, EKG itp. Werdykt -hiperwentylacja lękowa, stan przed tężyczkowy. Lekarz (ubezpieczenie prywatne) dał mi elektrolity do picia i witaminy. Stwierdził, że to mój najmniejszy problem, bo z nerwicą bywa niefajnie. Dostałem Hydroxyzynę 25mg. 2x dziennie. Rzeczywiście po wyleczeniu zatrucia apetyt wrócił, układ trawienny zaczął działać prawidłowo. Jednak nie zniknęły te objawy: - Cały czas sam wdycham i wydycham powietrze. Nie potrafię robić tego "automatycznie". - Mam poczucie, że wdycham za mało powietrza. - Mam poczucie duszności. - Nie mam na nic siły. Czuje się wiotki. Głowę mam ciężką i czuję jakby od tego powietrza "puchła". - Czasami wydycham powietrze i nie oddycham przez chwilę. Po czym biorę głęboki wdech. Dzieje się tak, jak się np. zamyślę. - Obgryzam skórę na palcach (na zgięciach) od dwóch lat. - Cały czas obracam czymś w rękach. A jak nie mam czym, to pocieram nogą o nogę. - W domu jest ok. Ale jak tylko wyjdę na zewnątrz, dostaję lęku iż zaraz może mnie złapać atak, lub zasłabnę. I oczywiście co? Zgadza się. Zaraz zasłabnę albo się zapowietrzę. - Nigdy mnie nie ruszały jakieś smutne filmy czy historie. Teraz potrafię "uronić łzę" z byle powodu. - Arytmii nie mam. Ale nie mogę się wysilać, bo serce wariuje. - Jestem bardzo senny i osłabiony. Śpię bardzo dobrze. - Łatwo wytrącić mnie z równowagi. Często czuję, że ktoś mnie atakuje mimo iż tak nie jest. - Cały czas wiem,że coś się złego stanie. Boje się tego. Cały czas zakładam czarny scenariusz. - Nic mnie już nie cieszy. Objawy ataków: - Poczucie niepokoju - Uczucie, że muszę szybko gdzieś się udać - Uczucie lęku - Duszność - Mrowienie rąk - Nagłe całkowite opadnięcie z sił - Ból oczu i czasami głowy Potrzebuje poradzić sobie z tym oddychaniem. Dzięki temu będę mógł wrócić do pracy.Oprócz tego jestem młodym działkowcem, a grzebanie w ziemi uspokaja. Tylko jak, jak obawiam się iż dostanę atak na miejscu, oraz z powodu osłabienia ciężko mi jest cokolwiek zrobić.. Z resztą jakoś sobie poradzę. Jak myślicie? Co poradzicie? Jak się z tym uporać? Hydroksyzyna tylko powoduje u mnie senność i lekko uspokaja. Generalnie jakoś nie jestem z niej zadowolony. Idę do lekarza w poniedziałek aby przedłużyć L4. Co mu powiedzieć?
  17. Witam! Chciałbym wam opisać moją krótką historię. Mam 23 lata. W szkole jako dziecko miałem raczej problemy. Byłem najsłabszy i nie umiałem się sam obronić. Często byłem poniżany i bity. Nie często mówiłem o tym rodzicom, bo mój tata był silnym i wysportowanym mężczyzną. Nie chciałem mu robić zwodu, że ma syna "ciamajde". Rodzice zawsze bardzo się kłócili. W moim domu nie było alkoholu, narkotyków, meliny ani nic z tych rzeczy. Mama zapraszała "przyjaciela" pod nieobecność ojca. Kiedy chcieliśmy z moim bratem powiedzieć ojcu co się dzieje, straszyła nas, że odejdzie i zostawi nas samych. Ojciec po czasie zorientował się co się dzieje. Nie umiał sobie z tym poradzić. Brał nas na spacery na których wyrzucał to, co powinien powiedzieć mamie a nie małym dzieciom. Byliśmy rozdarci. Z jednej strony mama która robiła źle, ale nie chciałem żeby odeszła. Z drugiej strony Ojciec, który nie mógł sobie z tym wszystkim poradzić i żądał od nas lojalności. W gimnazjum szukałem akceptacji, ale jej nie znalazłem. Ciągle byłem poddenerwowany, często załamany. Bałem się chodzić do szkoły a nawet wychodzić z bramy własnej kamienicy. Silniejsi rówieśnicy mieli niezły ubaw strasząc mnie pobiciem. Nie byłem prymusem - nauka szła mi raczej bardzo przeciętnie. Następnie poszedłem do Liceum. Tam znalazłem się w apogeum moich wszystkich obaw i lęków. Podpalano mi włosy, niszczono rzeczy i ubrania. Dwoje chłopaków którzy się wybitnie na mnie uwzięli, czasami całe lekcje siedzieli w ławce obok patrząc się na mnie i komentując w nieprzyjemny sposób śmiechem każdy mój ruch... Prosiłem rodziców o przeniesienie mnie do innej placówki - bezskutecznie. W końcu sam przestałem chodzić do szkoły. Po jednym semestrze wyrzucono mnie - powód? 90% absencja. Tata nie mógł tego znieść. Usłyszałem, że jestem darmozjadem i mam iść pracować albo wynosić się z domu. Mój stan psychiki nie pozwalał wtedy na naukę a co dopiero pracę. Pół roku awantur dzień w dzień. Na szczęście podjąłem naukę w nowej szkole. Nie umiałem się dostosować do nowych warunków. Nie umiałem podjąć rozmowy z kolegami z klasy. Czułem się groszy, bo powtarzałem rok. Kolejne załamanie spowodowało "zawalenie" szkoły. Nie zdałem. Spłynęło to po mnie jak po kaczce. Poszedłem do pracy nosić węgiel. Jestem wysoki ale wątłej postury, więc długo nie wytrzymałem. Zapragnąłem wrócić do szkoły, o czym rodzice nawet nie chcieli słyszeć. W dniu kiedy poszedłem odebrać dokumenty do sekretariatu zatrzymał mnie znajomy nauczyciel. Przetłumaczył rodzicom, że muszę kontynuować naukę - Udało się. Klasa mnie zaakceptowała, zrobiłem bardzo wiele. Samorząd, teatr, zespół muzyczny, zdałem maturę na dobrym poziomie. Później znalazłem dobrą prace w firmie komputerowej na "V" która w tej chwili upadła. Tam się zaczął kolejny koszmar. Brak akceptacji ze strony kierowniczki, ciągłe telefony po 10 razy dziennie. Zazwyczaj dzwoniła z pretensjami typu "źle schowałeś ołówek, jaka z ciebie ciamajda!". Moja sprzedaż się nie liczyła. Pracowałem czasami po 12h dziennie przez miesiąc bez dnia wolnego. W pewnym momencie rzuciła mnie dziewczyna, z którą byłem już 4 lata. Mieszkaliśmy razem, ale nie miałem dla niej czasu. Załamałem się, przepłakałem kilka dni. Po ponad miesiącu postanowiliśmy spróbować od nowa. Po kolejnym telefonie kierowniczki kiedy usłyszałem "Przyjdź do pracy,to popamiętasz jak się załatwię!!" - nie wytrzymałem i zwolniłem się. Byłem kłębkiem nerwów. Od tej pory boje się dzwonka telefonu - że ktoś dzwoni i coś ode mnie chce. Zaraz zostanę okrzyczany i zrównany z ziemią, ew. znowu będę pracował we wolne dni... Kolejna praca miała przynieść zmiany. Pracowało się o wiele lepiej, jednak niestety klienci zrobili swoje. Po wyzwiskach, grożeniu nożem i straszeniu zacząłem myśleć o zmianie pracy. Złożyłem wypowiedzenie, jednak kierownik wzbudził we mnie takie poczucie winy, a to, że "zostawiam sam zespół" albo "Co on teraz beze mnie zrobi, jak ja tak mogę". Wycofałem je. Ciągłe problemy finansowe które posiadali moje rodzice powoduje, że boję się braku pieniędzy. Nie czerpie przyjemności z zakupów bo boję się, że nie wystarczy mi do "ostatniego". Nagle, 2 miesiące temu dostałem silnego ucisku i bólu pod lewym żebrem. Myślałem, że to woreczek żółciowy. Potem jednak, zaczęło mnie boleć z drugiej strony. Dostałem kancerofobii. Byłem pewien, że to rak. Poszedłem na ultrasonografię. Wykazała, że jestem zdrowy jak ryba.. Lekarz zignorował objawy. Zalecił ew. spotkanie z psychologiem. 5 dni później dostałem silniej duszności w okolicy krtani. Nie mogłem przełknąć śliny, dusiło mnie jakby ktoś ściskał ręką. Pojechałem ostatkiem sił na pogotowie i dostałem hydroksyzyny. Lekarz powiedział, ze to na pewno nerwica. Teraz gdy to wszystko pisze, mam ucisk w klatce piersiowej. Ostatnio też cierpię na przewlekłe "lenistwo". Chce coś robić, ale zamiast tego marnuje cały dzień patrząc się w ekran komputera. Mam ciągłe wrażenie, że to pieniądze mnie blokuję i przez nie nie mogę zrobić tego, co chcę.. Czasami jak o czymś myślę, co mi bardzo siedzi na duszy potrafię ni z tego, ni z owego głośno coś powiedzieć do siebie. Jeżeli czegoś nie załatwię do końca - pokłócę się z dziewczyną i nie powiem co miałem na myśli - strasznie się męczę. Do tego przeżywam problemy z moim bratem. Pokłócił się chyba ze wszystkimi w rodzinie. Boje się o niego, a zarazem jestem wściekły na jego zachowanie.. Co mi jest? To rzeczywiście nerwica? Powinienem iść do psychologa?
×