
Stonka
Użytkownik-
Postów
460 -
Dołączył
-
Ostatnia wizyta
Treść opublikowana przez Stonka
-
Dla mnie też nie widzą szans, a wierz mi, że mój stan jest chyba o wiele bardziej tragiczny niż Twój, ale mi jeszcze nadzieja świta. Przede wszystkim skup wszystkie siły na znalezielniu DOBREGO psychologa - szukaj po forach, zrób rozeznanie jaki rodzaj psychoterapii jest Ci potrzebny ( pozn-beh, psychodynamiczna, psychoanaliztyczna czy jakas inna). JAk jeden psycholog nie potrafi Ci pomoc, to NIC nie znaczy. Wsluchuj sie sam w siebie - czego potrzebowalbys zeby poczuc sie lepiej. Z farmakoterapią uwazaj. Uwazam tak jak Monika, że byc moze bedzie CI potrzebny dlugi proces terapii, nie zniechecaj sie po kilku mcach. Poza tym sprobuj znalezc jakas aktywnosc, ktora moze pomoc poczuc ci sie lepiej - to moze byc cokolwiek- lepienie z plasteliny, czytanie ksiazek, zapisanie sie do duszpasterstwa, jakis wolontariat, wycieczki po parkach czy lasach, spotykanie sie z dziewczynami ( nie mowie od razu o zwiazku, ale chocby o kolezenstwie), odwiedzenie dalekiej ciotki, dawno zapomnianej babci, zaangazowanie religijne...nie wiem, poszukaj...i nie stawiaj sibie celow ze zeby poczuc sie szczesliwym MUSISZ TERAZ POJSC NA STUDIA ALBO DAWAC RADE W PRACY - moze to nie ten czas...jestes we wspaniałym wieku gdy osobowosc dopiero sie ksztaltuje i zycze CI, żebys przy pomocy zyczliwych osob wyrosl na wspanialego czlowieka, a trudna przeszlosc bedzie tylko Twoi bogactwem za jakis czas...a jak Ci bedzie ciezko to pisz...mozesz opisac swoją historię, moze coś doradzimy
-
Ja przeczytałam post Logika z grubsza i się zgadzam co do podejścia psychuiatrów. Jak kiedys spotkam ( a poznałam juz z 30) psychiatrę z powołanie, to Wam powiem. Kasa, kasa, kasa i traktowanie osób chorych jak podludzi, co chyba jest sprzeczne z prawem. ALbo teksty - jak to pani mówi, ze nie odczuwa emocji, przecież widzę smutek na pani twarzy - no może smutek widać, ale ja go nie czuję -to niemożliwe i Ciagłe bzdury -to na pewno ma związek z dzieciństwem ostatnio jedna lekarka wierciła mi dziurę w brzuchu żebym się przyznała, że byłam molestowana!!!!! Ja jej na to, że nic takiego nie miało miejsca, że mnie nawet nigdy nikt nie dotknął w niewłaściwy sposób a ona na to -ale czy aby na pewno I KTO TU POWINIEN SIĘ LECZYC prawda jest taka, że na psychiatrtów i psychologów idzie mnóstwo ludzi z problemami psychicznymi, bo im sie wydaje, że wtedy łatwiej zrozumieją pacjentów, zrozumieją sami siebie, a poza tym to taki wygogny zawód- zadnych badan, które mogłby udowodnic ich niekompetnecje nie ma, jak ktos na 2 roku studiow stwierdza ze nie czuje sie na siłach podejmowac decyzje, operowac, nie umie opanowac ekg i innych NAUKOWYCH faktow to idzie sobie na psychiatrie i zbija kase wypisujac bzdurne recepty, a w nagrode firma farmaceutyczna wysyla go co jakis czas do Egiptu - tak naprawde jest, to nie jest moj wymysl....jak lekarz zapisze iles tam recept na dany specyfik, to firmy farmaceutyczne funduja mu nagrody, bardzo czesto w postaci zagranicznych wycieczek.Wiem to od lekarza. -- 02 kwi 2012, 19:18 -- Dzięki za podniesienie na duchu - nie ma to jak empatia ( albo chociaż rozum). Póki co jeszcze w agonii nie jestem dzięki Bogu. I nie jestem też pewna czy tym solianem też sobie krzywdy nie robisz. Na nic Ci nie pomaga z wyjatkiem snu, a na sen są delikatniejsze leki niz neuroleptyki. ALe może to jest właściwe leczenie dla CIebie - ja tego nie wiem. Benzo to syf, ale czasami benzo ratuje z sytuacji tragicznych.
-
Korat a jak rozróżniasz objawy negatywne od depresyjnych? Chodzi CI o to, że np. nadal nic nie robisz, ale w wersji z depresją cierpisz z tego powodu, a w wersji tylko z obj. negatywnymi leżysz sobie, nic nie robisz i niczym się nie martwisz i jest Ci w sumie dobrze ( tylko pewnie rodzinę cholera bierze na takie ni-nie-robienie)?
-
Dla mnie moklobemid to byl jedyny lek, ktory zmienil moje samopoczucie...czulam zadowolenie, pastowalam podlogi, robilam salatki, spotkalam sie z siostra... ale okropnie pobudza ruchowo, a ja i tak mam z tym problem, wiec byl koszamr, poza tym stracilam tak w 50% czucie wlasnego ciala...no i rzucilam po kilku dniach, ale teraz mysle zeby wrocic...ale chyba trzeba bedzie laczyc z benzodiazpiena na sen, bo z czym? z neuroleptykiem nie moge, bo cudem mnie odratowali z tych dyskinez, a z antydepresyjnymi nie mozna ze wazgl na zespol serotoninowy i ryzyko naglego zwiekszenia cisnienia... a a u mnie jakby malo bylo problemow to na tej neurologiii potwierdzili, ze mam nadcznnnosc tarczycy, wiec polowa moich problemow psychicznych moze wynikac z tego...a to tez niestety niewyleczalne
-
Nie na własne zyczenie -lekaka mnie milion razy zapewniała zebym brała benzo zamiast tak cierpiec, a ona mnie potem z tego łatwo wyprowadzi...hahaha, dobre...potem w poznaniu kontynuowali benzo...staram sie nad tym jakos panowac ale uwolnic sie jak na razie nie moge...i wiecie co? nie tylko ja tak mam ze tak blogo i radopsnie sie czuje na zolpidemie...lekarka mi powiedziala, ze wiecej osob tak ma, nawet chorujacy na schiofrenie...i moj kumpel chory na schi tez sie wpakowal w zolpidem (przez moje ochy i achy na temat tego leku) i tez sie czuje swietnie na nim...ale przestrzegam - to uzaleznia.. Co do mnie to oststanie 2 noce spedzilam na uroczym oddziale neurologicznymz podejrzeniem dyskinez, bo to sie ze mna dzialo to koszmar...doslownie same mi sie ruszaly, rece, nogi, glowa, wykrecalo mi dłonie, rzucalo tułowiem i to tylko w nocy...juz mi grozilo, ze do konca zycie nie bede mogla spac, ale poki co mam nadzieje, ze mi przejdzie, bo neurolog orzekla, że to na dyskinezy nie wyglada, a czemu mi sie tak robi to nikt nie wie. W kazdym razie powiem Wam, ze NORMALNY somatyczny oddzial taki jak neurologia to jest pelen profesjonalizm...w psychiatrcznym człowiek lezy kilka tygodni i co najwyzej mu krew pobiora, nie wykluczaja zadnych innnych chorób z góry zakładajac, że skoro tu trafiles to masz cos nie teges z glowa. A na neurologii bylam 2,5 dnia i porobili mi mnostwo badan: 2 razy po chyba 20 min bylam badana ood stop do glow przez neurologa, opkula mnie wszedzie ( nie mam odruchu kolanowego-dobre, co?), sprawdzxila czy chod nie wskazuje na uszkodzenia poneuroleptyczne, krew oczywiscie na podst. badania, oprócz tego na celuroplazminę ( by wykluczyc objawy pozpiramiodwe), tomoggraf glowy, choc przywiozlam wlasny sprzed kilku mcy to i tak powtórzyli, ekg, eeg, hormony tarczycy, cukier, oczywiscie mierzenie cisnienia, temperatury, pielegniarki i lekarze uwijali sie jak w ukropie...i jeszcze konsultacja z psychiatrą, skierowanie do osrodka badania snu i do pracowni testow neuripsychologicznych....no pelen wypas - w 2 dni pelna diagnostyka, aw miedzaczasie 4 kroplowki ktore mają mi pomoc na te ala dyskinezy. Po porstu jestem zachwycona. A jak odpoczelam.Spalam dzis ( jak juz tych rzutow nie bylo po tej kroplowce) 14 h a potem beztrosko czytalam gazetke...sniadanko mi przyniesiono do lozka...doslownie zalowalam ze nie moge jeszcze ze 3 dni zostac, bo tak sie zregenerowalam psychicznie...pani ordynator przesympatyczna i kazdym pacjentem baaaaaardzo wnikliwie sie zajmowala.jakbyscie mieli jakie pozapiramiodwe po lekach to lepiej jedzcie na neurologie niz psychiatrie.
-
MOKLOBEMID (Aurorix,Mobemid,Moklar)
Stonka odpowiedział(a) na mała_ja temat w Leki przeciwdepresyjne
Z czym uspokajającym i nasennym można łączyć moclobemid? Przy założeniu, że neuroleptyki odpadają, bo miałam coś w rodzaju dyskinez i to było sTRASZNE, a benzo też odpadają, bo uzależniają...przeszukałam wszelkie możliwe kombonacje i wyszło mi, że z niczym, bo nie da się połączyć moclobemidu z żadnym antydepresantem uspokajającym....a tylko moclobemid jak do tej pory sprawił, że ożyłam... -
A ja mam prawdopodonnie dyskinezy:( i trwają mimo odstawienia leku i pewnie będę je miałado końca zycia. A polegają ma tym, ze rzuca moim ciałem i odgina je w czasie snu, wiec sie nie wysypiam...a juz wczesniej mialam potworne problemy ze snem...biorąc pod uwagę moje nieuatnne cierpienie z ost 3 lat to sie nie miesci w glowie, ze jeszcze to musialo mnie spotkac...moj tata tez nie moze uwierzyc, ze tyle nieszczescia spadlo na 1 osobe...nigdy nie wyjde z benzo, bo tlyko one trzymają mnie przy zyciu
-
probowlam. Teraz mam mianseryne+amitryptyline+depakine i tak cala chodze...a na dodatek tyje, co doprowadza mnie do szalu:(
-
wiesz mi, ze przy uzaleznieniu od benzo napięcie moze byc kosmiczne i jest bardzo nieprzyjemnyjm objawem jak lęk, scisk zolądka itd, to jest KOSZMAR
-
Co na obniżenie napięcia seksualnego? jak w temacie - macie jakies porady? zeby nie były to benzodiazepiny
-
no nie bardzo to sie nadaje do publikacji
-
Co to znaczy?
-
Ja naprawde nie daje rady... mam tak silne napiecie i pobudzenie, ze nie bede nawet opisywac jak to sie objawia...nie moge ustac ani chwili, wyje z napiecia...co robic? wszystko to ciagnie sie za mna od tego 2010 od tego rispoleptu...biore bardzo duzo benzodiazepin...mialam odstawiac, ale nie moge... niedlugo tabletki mi sie skoncza i wtedy nie wiem co zrobie...nie wyobrazacie sobie co sie ze mna dzieje...a jeszcze zrobily mi sie jakies dyskinezy czy cos takiego - co chwile zrywa mi miesnie, odgina cialo, rzuca reką, nogą...zrobilo to sie po neuroleptyku, ale niby nie wyglada na dyskinezy...jutro ide do neurologa... w nocy spac nie moge, bo mi reke obraca, podrzuca do góry reke, noge, wygina tułow...BOZE...ILE JA JESZCE MUZE ZNIESC? co mozna brac na to napiecie procz benzo? depakina nic nie daje
-
Właśnie zdałam sobie sprawę z tego, czego nie umiałam nażwać przez 2 lata, że to moje "cierpienie" przez które bez benzodiazepin każda minuta jest częto nie do wytrzymania to po prostu makabryczne NAPIĘCIE...mam je od czasu rispoleptu w lutym 2010...ostatni rok gasiłam je bzd bop tylko one działały, ale jestem już naprawdę uzależniona....tymczasem bez nich jest powrót do tego co było w 2010- fale cierpienia przez całe ciało spowodowane potwornym napięciem, jestem na skraju szaleństwa...nie chcę opisywac jak to się objawia...w dodatku myślę, że nic mi nie pomoże prócz bzd, skoro przez 2 p;ata nie pomogło...zabić sie nie mogę.. dodam, że żadne techniki psychologiczne nic nie dają, bo ja nie odczuwam emocji, nie odczuwam więc też ulgi, pocieszenia itd.
-
Właśnie zdałam sobie sprawę z tego, czego nie umiałam nażwać przez 2 lata, że to moje "cierpienie" przez które bez benzodiazepin każda minuta jest częto nie do wytrzymania to po prostu makabryczne NAPIĘCIE...mam je od czasu rispoleptu w lutym 2010...ostatni rok gasiłam je bzd bop tylko one działały, ale jestem już naprawdę uzależniona....tymczasem bez nich jest powrót do tego co było w 2010- fale cierpienia przez całe ciało spowodowane potwornym napięciem, jestem na skraju szaleństwa...nie chcę opisywac jak to się objawia...w dodatku myślę, że nic mi nie pomoże prócz bzd, skoro przez 2 p;ata nie pomogło...zabić sie nie mogę.. dodam, że żadne techniki psychologiczne nic nie dają, bo ja nie odczuwam emocji, nie odczuwam więc też ulgi, pocieszenia itd.
-
Chodzi o to, ze w standardowych testach na iq mierzy sie 2 podstawowe wartosci - tzn test ma 2 czesci - czesc werbalna i niewerbalna...w nich sa jeszcze poddzialy np. radzenie sobie w sytuacjach spolecznych, wyobraznia przestrzenna, arytmetyka itd. Ale generalnie duza roznica miedzy iq werbalna i niewerbalną moze swiadczyc o mikrouszkodzeniach cun, co mozna zweryfikowac jeszcze dodatkowymi testami (choc nie sadze, zeby ze 100% pewnoscia). A lekarka mi dzis powiedziala, ze duza roznica miedzy iq werb i niewerb U DZIECI, ale tylko u dzieci przemawia za kształtowaniem sie osobowosci w kierunku schizotypowym. ketrel - wiele lat na sen, ale teraz juz nie moge. znow mam cos w rodzaju dyskinez. duzo jest o tym w necie. Przeciez teraz juz nawet na ulotkach ostrzegają, ze lek moze wywolac mysli samobojcze. Ogladalam taki film o skutkach psychotropow - wypowiadali sie rodzice dzieci, ktorzy pod wplywem psychotropow ( jeden to zdaje sie relanium - wpadl po tym leku w szal) popelnili samobojstwo lub zabili kogos...wole sobie nie wyobrazac cierpienia tych rodzicow, bo wiem jak cierpia moi przez to co zrobily mi leki...ale nie chce nikogo straszyc Ja coraz bardziej jestem za antypsychiatria...choc do depakiny wrocilam...ale to bardziej lek neurologiczny niz psychiatryczny
-
Mi z niewiadomego powodu (może przyzwyczajenia do benzodpiazepin) wróciło uczucie lęku i strachu... i powiem wam, że to jest koszmar...nie to jednak lepiej nie czuc nic...choc ja i tak nigdy tak nie miałam, zeby nie czuc nic, tlyko ciagle CZULAM jakis ból psychiczny, cierpienie...ale lęk w pewnym momencie jakos przestałam emocjonalnie odczuwac... aż tu nagle wróciło i powiem Wam - lepiej nie czuc nic...takich fal cierpienie, napiecie, pobudzenia i tego koszmarnego lęku to ja dawno nie czułam... tetno 120, ścisk zołądka, uczucie osłabienia, pobudzenie i tak od kilku dni... a najwiekszy lęk czuje przed skutkami ubocznymi leków...zwł. ze mi znów po ketrelu jakieś dyskinezy czy cos takiego się zrobiło....i ja myślę, że podświadomie to ja przez ten cały czas czułam lęk, przerażenie swoja sytuacją... tlyko jakoś objawy fizyczne były zatamowane, np. zazdrosciłam jak ktos opowiadał, że mu serce wali ze strachu...juz nie zazdroszcze...juz mi zarzucili wielka dawke depakiny i mam nadzieje, ze popadne w otepienie z powrotem... i to tylko by potwierdzalo, ze my mozemy nie odczuwac emocji po lekach
-
Hipochondria - jakie choroby sobie przypisywaliście..?
Stonka odpowiedział(a) na LINA temat w Nerwica lękowa
A ktoś sobie przypisywał kiedyś śmiertelną sporadyczną bezsenność? Ja się pochwalę, że tak... w sumie miałam wszelkie oznaki, nie spałam prawie wcale albo wcale ( nawet 10 dni)...wtedy mnie to przerażało, a po cierpieniu które przechodzę od 3 lat to chyba wolałabym pocierpieć parę miesięcy bez snu i umrzeć...więc widzicie mozna się wyleczyc z hipochondrii, gdy prawdziwe cierpienie jest tak wielkie, że śmierc wydaje się być wybawieniem -
No...ja sie czesto wije jak w konwulsjach - głowa zmeczona, serce wycienczone, a w nogach napiecie i pobudzenie takie jak w akatyzji...az sie dzis lekarki spytalam czy to mozliwe, zebym miala akatyzje 2 lata i ustepuje ona tylko jak biore benzo, ale ona powiedziala ze nie. Ale ze jest mozliwe, ze te leki uszkodziły mi mózg, zwlaszcza, ze mam kolosalna roznice miedzy int. werbalna, a niewerbelna...Co gorsze ja ten stan nieziemiskich cierpien i pobudzenia i napiecia (az miesnie takie "zesztywniałe") mam juz 2 lata...pirerwszy rok sadzilam, ze to w koncu przejdzie, wmowilam sobie, ze mam jaks tam chorobe, a nie przypomniałam sobie, ze to po rispolecpie...wytzrymywalam tak długo, nawet do pracy chodziłam...skrajne cierpienie...jeszcze sie dziwilam czemu akineton mi pomaga...w koncu kolezanka z pracy widziala jaką meczarnie ja przechodze i sie wydalo co mi sie stalo po leku...dali mi akineton przez miesiac, ale on nie zlikwidowal tych fal cierpienia przez glowe- takich, ze od zmyslow sie odchodzi....uwierzcie czasem szlam ulicą i blagalam Boga o smierc na glos...moi rodzice oczywiscie tego nie rozumieli i wyzywali mnie. Potem dostalam amitryptyline i przestalam czuc cokolwiek - nawet pustke i cierpienie...ale ona szybko przestala dzialac...w nastepnym roku lekarka przerazona moim stanem zapisywala mi benzo i po nicvh sie czulam o wiele lepiej, wprawdzie uczucia nie wrocily, ale moglam spokojnie siedziec czy lezec i np. czytac gazete. ALe teraz mam sie oduzaleznic od benzo - i co ja zrobie jak wroci to wsciekle cierpienie, napiecie, pobnudzenie? TEraz pisze na spokojnie, bo jestem po benzo, ale dzis w gabiencie lekarki ustac nie mogalm, myslalam, ze sie zaczne rzucac po krzeslach - tak mnie roznosilo. I bylo to calkiem niezalezne od mojej woli tak jak np. niezalezna od woli jest akatyzja lub głosy. Na dzień dzisiejszy mam: brak uczuc, anhedonie kosmiczną, cieprienie, w tym te fale cierpienia przez glowe, pobudzenie, że ustac nie moge ( no takie jak w akatyzji), napiecie calego ciala, scisk w zoladku, bol taki, jakby mnie ktos kroil na pol...lekarka mowi, ze ona uwaza, ze ja mam nerwice i ewent. uszkodzenia mozgu polekowe, a stan depresyjny to wtórny...aha i jeszcze znow mi sie po ketrelu cos w rodzaju dyskinez zrobilo..powiedzcie ile cierpiernia mozna zniesc? przez tyle lat dzien w dzien, sekunda po sekundzie....bo sadze, że Wy nie macie tego nieprzerwanie? A drugie pytanie: jesli to nerwica to jakie leki sie stosuje? bo ja lęku jako takiego z jakiegos powodu raczej nie odczuwam, tylko te objawy -- 19 mar 2012, 12:50 -- Refren ajak długo Ty bralas ten rispolept? bo ja jakis tydzien tylko, ale naprawde od wtedy sie zaczal ten koszmar -- 19 mar 2012, 13:07 -- Mam takie coś, tylko jakby bez przyczyny...zaczeło sie od tego, ze po citabaxie i fevarinie odkrylam, że nie czuję miłosci do faceta, a uczucia są jakby za szybą...to mnie przerazilo...na fevarinie w ogole wpadlam w kliniczna ciezka depresja...wycignelam sie z niej seroxatem, ale uczucie pustki zostalo...z biegiem dni uswiadamialam sobie, ze ja nie czuje nagle calej masy rzeczy - wiezi z ludzmi, troski o nich, tesknoty, no takich interpersonalnych rzeczy...potem odkryłam, ze w ogole wszystk jakos plyciej odebiram i jestem taka jakas bez zahamowan, nie czuje dystansu do ludzi - mijaly miesiace a ja nie wiedxialam co sie dzieje z moim mozgiem i caly czas bylam w trauamtycznym lęku. Traumatycznym, że w ciagu miesiaca schudlam 10kg i wygladalam jak czlowiek z Oswiecimia, ciagle zalamany.Szukalam po necie, bo moja lekarka twierdzila, ze sie z takim czyms nie spotkala. Dziś jest niemal pewne, ze to bylo po lekach, ale wtedy ta mysl byla zbyt przerazajaca, zeby ja dopuscic.Poziom lęku byl extremalny, zylam w nim wiele meisiecy, przestalam spac, ale mimo wszystko jednak wetdy moaj psychika byla jaks taka zintegrowana - mialam jaks swoją wolę, pozucie tozsamosci. Wkreciłam sobie, ze mam borderline, ale dłuzszy pobyt na najwiekszym forym dla bpd wykazało, że nie mam z tym za wiele wspolnego - ale przez ten czs moj lęk się oczywiscie poglębił, a poczucie kim wlasciwie jestem - spadlo. Potem jeden głupi lekarz palnął coś o schizofrenii prostej, a ja to kupilam. Czytałam w necie i wszystko sie zgadzalo.W tym momencie lęk osiągnął poziom extremalny ( no bo choroba nieuleczalna, gdzie sie cierpie do konca zycia albo zostaje warzywem - jak tu sie nie chciec zabic). Lękiem tym zyłam bardzo długo, bo własciwie do dzis w pewnym sensie, tylko dzis to ja juz nic nie odczuwam i jest mi obojetne czy to schizofrenia posta czy to nawet uszkodzenia mozgu byle tlyko nie cierpiec. Ale przejmuje sie swoja sytuacją, myślę, że ten lęk, że nigdy nie będzie lepiej i będę tak cierpiec zawsze jest we mnie niezwykle silny...ale on w ogole nie podlega perswazji - moga mi profesorowie mowic, ze nie mam schizofrenii prostej, a ja sie pytam - przeciez caly opis choroby do mnie pasuje jak ulał. Cały zestaw objawów neagtywnych i zmiana osobowości, utrata, poczucia tożsamości...no chyba ze to naprawde przez leki, co przyznaje juz coraz więcej lekarzy...wiec mysle, ze lęk o to wszystko, dodatkowo o traumę, ktorą przszłam w szpitalach, o straconą karierę i związek... ból, że inni chodzą siobie na spacerm na rower, a ja szaleję...rozrywa mnie, nie mogę usiąść ani się polozyc...ja powiedzialam ze uwierze ze jest jeszcze szansa na wyzdrowienie jak poczuje uczucia...mysliscie ze jakis rodzaj terapii moglby mi pomoc? Jak ja nie odczuwam uczuc, a jednoczesnie gleboko wierze, ze albo mam schizofrenie prosta albo nieodwracalne uszkodzenia po lekach ( w neurprzekaznictwie). CO do tego ostatniego, to jest wiecej osob, ktre tak uwaza o moim przypadku. Nie wiem co taki terapeuta moglby mi zaproponowac? jak mi rozmowa z nim nawet ulgi nie daje, bo w ogole zadne emcoje nie dzialaja. Ulge daje tylko stilnox.
-
2 lata temu po zastsowaniu rispoleptu zrobilo mi sie ptoworne napiecie, pobudznei i cierpienie...przez kilka miesiecy nie mgolam usiedziec spokojnie, w koncu wyszlo, ze byc moze mam wielomiesieczna akatyzje, dostalam leki na akatyzje ( po kilku miesiacach) i w koncu moglam usiasc...ale to potworne napiecie, fale cierpienia przechodzace przez moja glowe i cale cialo, pobudznie do granic mozliwosci zostaly... lekarze byli zalamani moim stanem...codzien powtarzal sie ten sam schemat - budzilam sie potwornie pobudzona, napiete cale cialo i tak caly rok...to nie do opisania...potem dostalam benzodiazpieny i bylo troche lzej...szczegolnie stilnox przynosil wielka ulge....teraz staram sie odstawic beznodpiazpiny, nawet juz je odstawilam, ale cierpienie powrocilo...uzaleznilam sie na nowo...potem juz zeszlam do 4 gm relanium, ale wrocilo wszystko: chwile po obudzneiu moj organizm jest toalnie napiety, sciska mnie zoladek, przez cialo przelewaja sie fale cierpienia, dawno bym sie zabila, gdybym nie bala sie piekla...wiele wskazuje na to, ze to rispolept mi cos uszkodzil...ale moze jest to tez jakies nerwicowe, bo bo benzodiazepinach mi przechodzi...nie czuję lęku jako takiego, bo nie odczuwam emocji ( o tym w innym wątku), ale w glowie mam jedno wielkie przerazenie, ze bede tak cierpiec nastepnych kilkadziesiat lat...ta mysl towarzyszy mi juz 3 lata i sie w niej utwierdzam, bo przetestwowalam wszystkie lki, bylam na terapii, w osrodku terapeutycznym, w kilku szpitalach, u najlepszych profesorow, egzorcystow, pisalam do charyzmatykow...psychoterapeutki, ktore sie mna zajmowalu byly pod wrazeniem ile zrobilam, zeby wyzdrowiec...tymczasem mama zarzuca mi slaba wole, ze biore te benzodpiazpiny, mowi, ze widocznie mam tak cierpiec do konca zycia... benzodpiazpiny pomagaja - nie powracaja mi uczucia ani naped, checi do robienia czegos, ale zanika cierpienie i napiecie, a na stilnoxie nawet odczuwam przyjemnosc ( odczucie od 2 lat zupelnie niedostepne). Racjonalnie patrzac nie wierze juz w wyzdrowienie, nawet trace nadzieje, ze moje cieprienie sie zmniejszy..nic nie przesadzam...tak wyglaa moje ostatnie 2 lata dzien po dniu...czy ktos tak mial?
-
przykra sprawa. Niestey zupełnie się nie znam na tcy sprawach i bardzo żałuję, bo chciałabym CI jakoś pomóc. Ja niestety myślę - sądzę, że Monika się ze mna zgodzi - że znęcanie się nad dzieckiem zawsze jakoś wpłya na jego psychikę. A co konkretnie masz na myśli pod pojęciem "znęcanie się"? PS Czy znasz jakieś leki na to wzmożone napięcie mieśniowe? Sama mam z tym ogromny problem - i też nie wiem czy to ma jakieś podłoże psychologiczne czy raczej neurologiczne?
-
Ja nie wrzucam. Psychiatra to baaaardzo młoda dziedzina i wszystko jest metodą prób i błędów. Tylko, że u mnei to się skończyło tak, że najwybitniejszy profesorowie są bezradni. I nie robiłam prób z dopaminą - jak już pisałam, wszystko zrobiło się na citabaxie i fevarinie, makabra nastąpiła po kilku dniach brania rispoleptu ( ale tu akurat nie wiem czy to po nim czy przypadek) i NIGDY już nie było w miarę normalnie. Jest nieskończenie źle. I ja chcę przestrzec tylko tych, którzy naprawdę NIE MUSZĄ brac psychotropów ( bo teraz taka moda, że jak się chłopaka straci to od razu po antydepresanta się leci)...bo jak ktoś choruje na taką chorobę, że MUSI brać lek, no to pewnie musi...trzeba wyważyć
-
Czy w tak piękny dzień jak dziś CZUJECIE jakiś lepszy nastrój, przyjemność z przebywania na łonie natury, jakąś namiastkę radości, coś? Bo ja bym chciała i nie mogę. Wiem, że normalnie bym to czuła. Mama mnie zagnała do pracy w ogródku. Trawa pachniała, ptaki śpiewały...wiem, że normalnie czułabym to zadowolenie, ukojenie, błogość...a tu nic ...potworne cierpienie i niemożność poczucia tych normalnych stanów...i modliłam się tylko, żeby zagrabić to co miałam zagrabić i żeby w ogóle najlepiej zasnąć na wieczność...a jak jest u Was? -- 18 mar 2012, 12:46 -- Ja od jakiegoś czasu przeywam znów tak dziekie cierpienie, ze sprawiam wrazenie jakbym opętana byla...cierpienie wykręca mi cialo i duszę...napięcie w ciele sięga granic niemozliwosci...przez całe ciało przechodzą mi fale cierpienia...tego sie nie da opisac....płącze i krzycze, nie mgoe sie niczym zajac...to sie zaczelo w 2010 r po rispolepcie i nigdy nie minelo...w 2011 zaostalo przygaszone beznodiazpienami, a teraz jak probowalam odstawic benzo, to wrocilo znow...tego sie nie da opisac...i u mnie to jest ciagle...gora ciała osłabiona, głowa zmeczona, na sercu mi słabo z tego cieprienia, a dól ciała pobudzony, napiecie, niepokoj w nogach jak w akatyzji, pobudzenie...wszystko wskazuje na to, ze mi te leki jednak uszkodziły cos neurologicznie w mozgu, bo psychiatrzy przyznaja, ze to jest nienormalne i ze sie z czyms takim, z tak ciaglym nieustajacym cierpieniem nie spotkali...jest tylko jeden lek, ktory to tlumi - lorafen (aczkolwiek uczuc, napedu, wspomnien, pragnien itd oczywiscie nie przywraca)...aha i do tego sciskamnie zoladek jakby mnie ktos przecinal wpol...i to wszystko bez zadnej przyczyny...jak sie wtedy zaczelo 2 lata temu po tym rispolecpie tak jest
-
A ja powiem tak - wielu, wielu ludziom pewnie psychotropy uratowały zycie. Mi - zniszczyły. Jak już wiexcie nie doczuwam uczuć, rozpadł mi się przez to związek, czuję tylko od 3,5 roku od rana do wieczora cierpienie i pustkę. Przez ost. rok zmniejszałam to cierpienie benzodiazpinami ( zapisał mi lekarz), ale się uzalezniłam i już nie mogę...wczoraj jak nie brałam benzodiazpien to wróciło cierpienie takie, ze każda minuta jest nie do wytrzymania. Moja mama jak zobaczyła jak ja wyglądam to zaczeła ryczeć jak bóbr. Zresztą cała rodzina jest załamana moją tragedią. Zrezygnowałabym z wsyztskich psychotropów, ale nie śpię - a po wszlekich lekach na sen czuję się strasznie - np. ostatnio brałam mianserynę to miałam problemy z sercem i nie miałam siły pokonać kilku schodków. Wczoraj wzięłam ketrel i znów miałam dyskinezy. Nie odczuwam w ogóle radości życia, przez ten brak odczuwania uczuć nie jestem w stanie przywołać żadnego przyjemnego stanu ani z przeszłosci ani wyobrazić sobie. Jak wielu wie byłam u najlepszych profsorów, w najlepszych szpitalach i nic nie pomogli, ostatnio w IPINIE po knsultacjach stwierdzili, że prawdopodobnie zaszkodizły mi leki. Stwierdzili tak dr i prof. psychiatrii. Wiec to nie zadne wymyslanie, że leki moga zrobic coś starsznego.
-
Moje zaburzenia snu też są dramtyczne....np. niedawno przez 2,5 mca spałam po 304 h dzięń w dzień niezaleznie co brałam na sen. Ale mam pytanie czy ktoś ma tak jak ja, że po porstu NIE ODCZUWA SENNOSCI? Ja sie czuje koszmarnie po lekach, od 7 lat odkad biore rozne leki na sen moje zycie to koszmar, czuje sie po neich jakpo narkozie, ale bez nich nie spie wcale, bo nie odczuwam sennosci....zdarzylo mi sie nie spac 10 dni ( i w koncu wcale nie zasnelam, tylko dali mi TAK zestaw lekow, ktory powalilby konia)...moj organizm wcale NIE WCHODZI W FAZE SENNOSCI... a im dluzej nie spie, tym jestem bardziej pobudzona np. chodze jak w akatyzji....czy ktos tak ma? -- 16 mar 2012, 14:03 -- Miało być, że przez 2,5 mca spałam dzien w dzień 3-4h.