
Flea
Użytkownik-
Postów
375 -
Dołączył
-
Ostatnia wizyta
Treść opublikowana przez Flea
-
piernikowa marta, mi szperactwo przeszło po terapii. A zkłamaniem jest tak, że potafię bez mrugnięcia okiem skłamać i jeszcze to dobrze argumentować. Teraz kłamię tylko kiedy mówię o swoich emocjach i moje kłamstwo polega na mega logicznym obtłumaczeniu sytuacji. Jak dobrze się wsłucham w siebie to zdaję sobie sprawę, że po prostu kłamię...sama przed sobą. Kontrolowanie jeszcze się włącza czasami ale już bardzo rzadko. Szczerze, to fajnie żyć bez kontrolowania.
-
Nando74, nie odbieraj moich słów jako oceny. Nie mam prawa ocieniać Ciebie jako człowieka bo Ty masz prawo robić co chcesz i jak chcesz. Nazwijmy to tak, że odniosłam się do tekstu pisanego i odebrałam go na swój sposób. Nawet normalne domy są nienormalne bo ciężko stwierdzić co jest tak na prawdę normą. Czasmi dom trzeżwy funduje dziecku taki szał że wyrasta człowiek pełen lęku, żalu i innych urazów. Ty byłeś nauczony inaczej ona inaczej. Jedynym rozwiązaniem jest spotkać się w połowie drogi. Sam zauważyłeś, że wszystko co powiesz jest odbierane jako atak. Zakładam, że zależy Ci na żonie chociaż jesteś zmęczony sytuacją i nie bardzo widzisz wyjście. Ona nie chce rozmawiać, leczyć się, broni domu i ojca pazurami. A kiedy wszystko zawodzi to pozostaje jedno wyjście. Fortel. Głupio mi że to mówię, bo sama się zaliczam do DDA ale takie osoby są łatwiejsze w sterowaniu niż się wydaje. Chociażby dlatego, że nie wiedzą co jest ok a co nie jest ok. Gdybyś wymyślił podstęp żeby poszła na leczenie, to pewnie wiele rzeczy już potoczyłaby się sama. Znasz żonę i wiesz w którą strunę uderzyć żeby się zgodziła. DDA lubią się poświęcać więc to może być dobry trop. "Idź na leczenie to ojcu pomożesz, zobacz jak on cierpi" jak postawisz ultimatum to wybierze takie żeby być pokrzywdzoną. Opuszczona, biedna, wszyscy ją zostawili...ale daje radę... W zależności od tego jaką rolę pełniła w domu, taki podstęp na nią zadziała. Zakładam, że jest Bohaterem, ratownikiem ojca. Więc lubi poświęcać się dla innych, zapominając o tym co najukochańsze, daj jej taki cel żeby mogła coś ratować. "Nasza rodzina się rozpada- wszystko teraz w twoich rękach" ona jest przyzwyczajona do kontoli i ratowania więc to może Ci pomóc. Ale to tylko założenie, nie znam Twojej żony więc nie mogę z całą pewnością stwierdzić że tak jest. Współczuję Ci strasznie bo wiem jak ciężkie jest życie z DDA :) rozstać się zawsze zdażycie. Dobrze by bylo gdyby to była dobrze przemyślana decyzja. Życzę Ci powodzenia i nie czuj się oceniany. Większość osób tutaj jest po różnych przejściach ma różne doświadczenia. Słowa czasami źle dobrane lub źle odebrane mągą ranić, ale nie jest to moim celem i mam nadzieję, że nikt tutaj nie pisze w takim celu.
-
śliwka_, może i nie. Nie było moim celem analizowanie, przeczytałam i ja tak to odbieram. Do analizy mi daleko. Nie usprawiedliwiam żony i zgadzam się w stu procentach z postem powyżej, żeby dotąd truć aż się zgodzi. Wina zwykle leży po środku a małżeństwo w którym są dzieci trochę zobowiązuje. Żona nie zmieniła się nagle z dnia na dzień. To ciągle ta sama osoba w której było się zakochanym. Warto powalczyć o wspólny dom. Wycofanie się rakiem to najgorsza opcja. Ona nie jest złym człowiekiem, tylko trochę jej się zeszło z właściwej drogi.
-
Nando74, posłuchaj co Twoja żona mówi do Ciebie. Czy zadałeś sobie pytanie : Dlaczego? A nie jest tak, że trochę gardzisz jej ojcem? Zacząłeś tak: normalna rodzina bez alkoholu. Hmmm.rodzina bez alkoholu też może być "nienormalna". Czyli jej rodzina jest nienormalna. A Twoja jest super. Patrząc na to jak opisujesz żonę: histeryczka, czepia się, zła matka. Byle problem a Ty nogi za pas i szkoda Ci dziecka...bo go matka nabuntuje a nie szkoda Ci dziecka, że wychowa się bez ojca bo tata nie potrafi sobie poradzić z problemem w domu. Bardziej myślisz o swoim wizerunku niż o faktycznym wychowaniu dziecka. Myślisz, że dziecko nie czuje Twojej niechęci i pogardy? Po jakiego groma rodzice jadą z Tobą na urlop? Po co wchodzą tam gdzie dwoje ludzi ma się dogadać. Twoja żona fakt zareagowała trochę za ostro i totalnie bez sensu, ale chciała i Tobie i rodzicom powiedzieć: nie wtrącajcie się. Macie ogromny problem OBOJE z komunikowaniem się. Ona próbuje zabić swój wstyd za ojca, Ty podkreślasz jak bardzo jest nienormalna i ziejesz ogniem razem z rodzicami. Idźcie razem na terapię małżeńską. Bez mamuś, tatusiów. Znajdźcie w sobie tą iskierkę, która was oczarowała na początku, która była motorem waszego związku. Zamiast się skupiać na rodzicach skupcie się na sobie. Co wnieśliście z domów rodzinnych, jakie nawyki i przyzwyczajenia, co się po prostu gryzie i nie działa. Trochę więcej zrozumienia i poczytaj parę arykułów o DDA może to Ci trochę naświetli sytuację, dlaczego tak a nie inaczej reaguje Twoja żona. Że nie wynika to z jej złośliwości a bardziej z nieumiejętności rozwiązywania konfliktów, nieumiejętności mowienia o swoich prawdziwych odczuciach, o prawdziwych powodach jej złości. Życzę Wam obojgu powodzenia. Trochę wysiłku i dacie radę! Właśnie uczycie małego człowieka jak należy rozwiązywać problemy w małżeństwie więc przygotujcie się dobrze do tej lekcji, tu nie ma miejsca na improwizację, ucieczkę, no chyba że koniecznie chcecie swoje dziecko nauczyć: jak jest problem to trzeba drzeć się i uciekać, obwinić kogo się da i nogi za pas. Zastanówcie się co chcecie OBOJE dziecku przekazać, jako rodzice (ze ślubem czy po rozwodzie) jesteście oboje odpowiedzialni za edukację "rodzinnną" tego człowieka. Zastanówcie się czego Was nauczono w domu, i zastanówcie się czy też właśnie taki model chcecie przekazać dziecku. Jak młodzież podrośnie to Wam podziękuje za tą lekcję- jak dziecko nauczycie, że trzeba rozmawiać to z wami porozmawia, jak nauczycie darcia się to wam się pewnego poranka rozedrze i wywali za co Wami gardzi. To w czym teraz kisi się Wasze dziecko to zupa wzajemnej nienawiści. I dziecko nie leci do Ciebie bo je matka oddtrąciła, dziecko czuje, że się wycofujesz i że jego świat może się rozlecieć. Czuje że coś jest nie tak, że bezpieczeństwo zostało naruszone, że rodzina się rozpada. Tak więc oboje nawet bez buntowania fundujecie mu niezły cyrk i traumę. Ono samo oceni Was i wyda bardzo surowy wyrok. I tu nie będzie kto zawinił. Oceni Was za to jak poradziliście sobie z problemem.
-
oklamywana, nie, nie ma czarodziejskiej różdżki ani magii, wszystko musi potrwać. Na terapii nikt nie pozoli ci siedzieć razem z nim, terapia jest indywidualna, chyba że pójdziecie na terapię dla par. Ale... On przez terapię chce Twojego zrozumienia? A co tu rozumieć. Kłamie, bo tak ma "wbite"do głowy, że kłamać trzeba. On biedny szuka usprawiedliwienia i akceptacji. Terapia na pewno mu pomoże, żeby tak naprawdę sam siebie zrozumiał. A dlaczego dlaej kłamie? Bo inaczej nie potrafi, bo to jedyny sposób na budowanie swojej wartości. Jak powie prawdę to wyjdzie na łajzę, idiotę, pajaca, a tak chociaż przez chwilę ma poczucie że czegoś dokonał, e nie jest tak źle z nim. Współczuję mu strasznie. I Tobie też.
-
oklamywana, DDA są mistrzami w manipulowaniu, kłamstwie, kontrolowaniu i wielu innych rzeczach. To wynik wyuczonych zachowań. Do tej pory kłamstwo było usprawiedliwone - utrzymuję tajemnicę domową. Kłamstwo to budowanie fałszywego obrazu siebie, lepszego obrazu, w którym jestem człowiekiem jakim chce się być. Jak pomóc... Trudno kłamczucha przekonać, że to co robi jest złe. Zaczyna się od jednego kłamstwka a potem jest ciąg kłamstw żeby udowodnić coś. Powiedzenie prawdy zburzyłoby wypracowany (na oszustwie) wizesunek siebie, trzeba się skonfrontować z rzeczywistością a tu DDA ma poważne problemy. Jedyne co może pomóc to praca nad mówieniem prawdy czy poprzez terapię czy samemu. Jak na razie kisicie się w toksycznej zupie, którą nazywacie związkiem. Ty myślisz o dzieciach i rodzinie, chcesz go kontrolować. Przestań. Jeżeli mu zależy to będzie zmuszony do zrobienia czegoś w tym kierunku. Na chcilę obecną ganiacie się - Ty doszukujesz się kłamstw, on intensywnie zastanawia się jak ukryć inne kłamstwa o których nie wiesz. Zaproponuj mu terapię dla DDA. Dowie się, że jego patologiczne kłamstwa to norma dla DDA, dowie się też, że można to "wyleczyć". Jeżeli nie zechce, nie podejmie prób poprawienia sytuacji zastanów się czy warto i czy dasz radę. No chyba, że chcesz tak żyć. Litujesz się nad nim a może zlituj się nad sobą trochę. Wychowanie w domu alkoholowym nie usprawiedliwia niczego, każdy człowiek ma wolną wolę. Jeżeli widzi, że krzywdzi bliskich to może coś z tym zrobić, jeżeli woli żyć w kłamstwie to niech żyje- jego wola. Weź pod uwagę to, że nie dasz rady sprawdzić wszystkiego, nie dasz rady kontrolować jego poczynań. A jeżeli koniecznie chcesz to poczytaj o współuzależnieniu- czyli o poświęceniu siebie na ratowanie drugiego człowieka.
-
Obowiązek szkolny to obowiązek ukończenia gimnazjum a obowiązek nauki zakłada, że uczeń ma obowiązek uczyć się do 18 roku życia. Tak więc do 18 musisz się uczyć. W innym przypadku rodzice poniosą konsekwencje. A co masz zamiar później robić? Jak nie skończysz szkoły zostaniesz z kwitem "wykształcenie gimnazjalne" i co dalej? Przecież nie będziesz siedział w domu do końca życia. Jeżeli coś jest nie tak ze szkołą to może pomyśl nad przeniesieniem do innej.
-
samotny9, każda historia jest jedyna i niepowtarzalna. Każda niesie krzywdę i cierpienie dziecka, a takie dziecko właśnie przez Ciebie przemawia. Wedy gdy byłeś mały nie miałeś wpływu na to co się działo w domu. Dziś jako dorosły człowiek masz swoje życie w swoich rękach tylko że przez trud dzieciństwa nie możesz się wydostać z tamtych sytuacji. Wyśmiewanie, piętnowanie to cecha naszego społeczeństwa - śmieje się ten kto sam nie ma poczucia własnej wartości, nie widzi w sobie niczego dobrego więc kosztem innych szuka rozrywki. A kosztem dziecka chyba najłatwiej. Szczerze współczuję. Krzywda zadana dziecku ciągnie się przez całe życie. Jednak można to przynajmniej złagodzić. Czy szukałeś pomocy u terapeuty? Wiedz, że jest nas spora grupa. Dorosłych Dzieci, które trawią swój żal i krzywdę. Część dzięki silnej woli, dzięki terapiom, dzięki samozaparciu poszła dalej, część jeszcze ciągle cierpi i nie może żyć własnym, pięknym życiem. To co działo się w domu nie było Twoją "zasługą", Twój ojciec- człowiek dorosły nie udźwignął jakiegoś bagażu własnego życia i wybrał drogę alkoholową. Ty masz szansę dokonać innych wyborów, Twoje życie jest Twoją drogą, jeżeli nie dasz rady sam przełamać pewnych trudności poszukaj pomocy. Warto czasami zaryzykować i zawalczyć o własny los. Życzę Ci z całego serca pokonania koszmarów przeszłości i powrotu do własnego życia.
-
IrvingStone, pomaga i w głębokiej ale najpierw trzeba lekami uspokoić. Oczywiście depresja to zaburzona biochemia mózgu, tak przynajmniej twierdzą lekarze. Stąd podły nastrój, zaburzenia snu i inne dolegliwości. Ja miałam tak dość tego co się ze mną działo, że byłam w stanie nawet do szpitala pójść, a jak mi lekarz powiedział, że można to wyleczyć to moja pierwsza myśl -"idiota". Tyle lat nie mogłam się pozbyć a on mi tu mówi, że można ot tak sobie wyleczyć. Moja teoria jest taka, że przez lata nauczylam się depresji tzn mój mózg nauczył się w sytuacjach kryzysowych zachowań depresyjnych. To mi pomagało przetrwać, odpocząć na chwilę, nie podejmować żadnych działań bo miałam doskonałą wymówke - depresja. Leki, potem terapia i czuję jakby myśleńie wkoczyło na inne tory. Pstryk! Coś w głowie zaskoczyło. Jestem zmęczona - nie brnę dalej, wypadłam z schematów zachowań, które doprowadzały mnie do wyniszczenia. Nie muszę chorować na depresję. Jestem wolna i w końcu cieszę się życiem. Wiem, że jak się jest chorym to nie ma siły która by przekonała że to się leczy. Ale da się, naprawdę się da. :) Tak sobie myślę o zdaniu "weź się w garść". Osobom postronnym, rodzinie, wszystkim dookoła jest strasznie trudno wytrzymać z depresantem. Pocieszyć się nie da, nakrzyczeć- tez nie działa, ani prośba ani groźba. W szpitalach stosują metodę "nie przejmowania się " czyli gonią do codziennych zajęć, zmuszają do ruchu fizycznego i w pewnym sensie to jest klucz.
-
IrvingStone, umiera bo nie ma woli walki, umiera bo czasami zabraknie jednej pomocnej dłoni, umiera bo nie widzi dalszego sensu życia. Doskonale znam ten stan kiedy skok z okna wydaje się być idealnym rozwiązaniem . Wyrwij się raz a nigdy nie chcesz wracać. Problem jest w tym, że depresant nie widzi własnego miejsca w tej rzeczywistości.... ale to wiemy i każdy zna ten stan. Niesamowite jest to, że kiedy "oduczysz" swój organizm depresji życie wygląda zupełnie inaczej. Współczuję całym sercem osobom chorym, życzyłabym sobie żeby była magiczna pigułka o natychmiastowym działaniu. Depresji trzeba mieć serdecznie dość, trzeba mocno chcieć coś zmienić i nie oszukujmy się znaleźć sposób na siebie samego. Dla mnie to była terapia, dla koleżanki kolejny kopniak od życia, dla kolegi wola życia i poczucie straty czasu .. Każdy ma sposób na siebie. Warto spróbować się wyrwać ze szponów Czego serdecznie Wam życzę.
-
IrvingStone, kiepskie porównanie. Depresja jest w stu procentach uleczalana. Jestem na to doskonałym przykladem. Kilkoro moich znajomych też się skutecznie wyleczyło. Z tego co wiem padaczka nie jest chorobą, na którą może pomóc np. Terapia. "Weź się w garść" czasem działa czasem nie. Depresant sam musi chcieć wyjść z tego, sam zdecydować się ma walkę a to już nie jest proste, bo po drodze czeka na niego wiele upadków i przeciwności. Pytanie brzmi czy chcesz się z tego g...a wyleczyć czy nie? Bo jak nie to żadne leki, żadne terapie nie pomogą. Nie oszukujmy się dla większści depresja jest ucieczką, ratunkiem i wymówką. Bezpiecznym schematem i przy okazji wołaniem o pomoc. Narzekanie, że nic się nie zmieni...to się nic nie zmieni. Brak sił...trzeba wykrzesać odrobinę. Ktoś kto się zdecyduje na walkę i nie podda się wygra.
-
To ja napisałam. Tylko że miało to być do wypowiedzi powyżej, że jak ktoś ma depresję to nie ma siły pisać. Zresztą zdanie później chyba wyjaśnia wiele. Dlaczego wszystko jest odbierane jako atak, obraza, próba wsadzenia szpilki? Depresja? Czy może nadwrażliwość? A może zamiast od razu kontratakować doczytać do końca? Wiem... Tak właśnie mają depresanci. Lek jest jeden. Psychiatra. Fachowiec, który się rzeczowo zajmie problemem.
-
A na forum to mają siłę pisać? Dziwne. Jeden pisze w necie drugi pisze wiersze. Każdy na swój sposób sobie radzi, a mowienie "nie masz pojęcia" jest właśnie wynoszeniem depresji na piedestał. Moja depresja najmojsza, najlepsza, najzjadliwsza i najdotkliwsza. Reszta świata g..o wie o tym co czuję. Szkoda, że nie jesteśmy telepatami. Żeby się dowiedzieć co ktoś czuje trzeba z taką osobą porozmawiać a z depresantem się rozmawia jak z upośledzonym. Byle co urasta do rangi niewiadomo czego. Ot taka choroba. psychologpisze, im dłużej się pieścicie z panią D tym gorzej dla Ciebie. Albo chcecie być razem albo nie. Jest na depresję sposób. Tylko czy na pewno chcesz ją pogonić?
-
Skoro już taki temat jest... U mnie flustracja nie pojawiła się za to mega frustracja tak. :) Mogę z czystym sumieniem powiedzieć, że moja nerwica poszła sobie. Przynajmniej ja nie czuję się jak osoba znerwicowana. Przepis na zdrowie? Ogromna chęć zmiany, wprowadzenie zmian i psychoterapia. Działa i to całkiem nieźle. W końcu jestem sobą i taką się lubię.
-
1993,20, przeczytałam Twoją historię i jestem pełna podziwu dla Ciebie. Jest w Tobie tyle dobra, ciepła, empatii i miłości. Piszesz o rodziacach z szacunkiem pomimo tego, że nie byli cudownymi rodzicami, oddałaś mamie kawałek swojego życia, opiekowałaś się nią najlepiej jak potrafiłaś. Nie wiem czy każdy zdobyłby się na taki krok. Zrobiłaś więcej niż niejedno dziecko, zrobiłaś wszystko co w Twojej mocy. Niestety nie da się uratować kogoś kto sumiennie dąży do samounicestwienia. Twoja mama była dorosłą osobą i wiedziała, że jest chora. Czasu nie cofniesz, ale możesz żyć tak żeby być z siebie dumną i zadowoloną. A tego chciałaby Twoja mama prawda? Chciałaby, żebyś była szczęśliwa, wesoła, żeby Twoje życie nie skończyło się tak jak jej. Opłacz mamę, nie udawaj, że gdzieś tam jest, daj sobie czas na przeżycie straty. Śmierć rodzica jest straszna i boli bardzo, szczególnie kiedy dzieje się to przez alkohol. Ty jesteś "kontynuacją" życia Twojej mamy. Przeżyj swoje życie za Was obie. Mając ją w sercu i w pamięci zawsze będziecie razem. Nie czuj się winna. Zrobiłaś wszystko. Każde alkoholowe dziecko ma dość pijaństwa i życzy swojemu rodzicowi jak najgorzej w momentach bezsilności i złości. Na szczęście nasze słowa nie mają mocy sprawczej. Miłość do swojej mamy wyraź całą sobą. Żyj najlepiej jak potrafisz.
-
czołgacz, a jak się czujesz po szpitalu? Jak dobrze to chyba nie ma przeciwskazań żeby wrócić do pracy.
-
zima, :) jesień... Rozumiem. Na pocieszenie Ci powiem, że właśnie szukaj kogoś takiego jak Ty. Pełnego refleksji, kogoś kto pokocha Twoją naturę, kogoś kto zobaczy w Tobie coś więcej niż jakieś tam DDA. Co możesz sobie zarzucić? Depresja to choroba z której się można wyleczyć ( jak kiedyś to usłyszałam to myślałam, że się przekręcę ze śmiechu i żalu) A kiedy mu powiesz, że Twój rodzic pił najlepsze co możesz usłyszeć to " ale Ty nie, a co Twoi rodzice robią to mnie nie interesuje" Najpierw Ty musisz nauczyć się kochać zdrowo. A ten ktoś się znajdzie i nie będzie ważne czy dysfunkcyjny czy nie ważne że i Ty i on będziecie sobą.
-
zima, jak najbardziej. Ja jestem DDA mój partner DDD (DDA jego ojciec- zachowania przetrwały). Jestę wyjątkię :)
-
zima, no to dziękuję. Tworzę zajebisty związek od 11 lat, nie przeczę, imprezujemy od czasu do czasu. Żadne z nas nie leczyło się w poradni AA jak do tej pory. Tydzień temu się zaręczyliśmy. Na szczęście mój facet nie patrzy na mnie jak na genetycznego popaprańca. Jego dziadek też równo pił, więc teoretycznie on też może. W sobotę idę odwiedzić zaprzyjaźnione małżeństwo, ona do dziś boryka się z matką alkoholiczką, tworzą od lat cudowną parę, pełną zrozumienia i przyjaźni, wychowują dziecko i są szczęśliwi. Czuję się świetnie wiedząc, że jestem wyjątkiem i otaczam się wspaniałymi ludźmi, którzy pomimo przeciwności losu mają w sobie ogrom ciepła, chęci życia i pozytywnej energii. Nie czuję swojej mrocznej natury, terapia pomogła mi uporządkować to co w życiu ważne. Chciałam - mam. Życie jest takie jak je prowadzisz, jak kreujesz swoją rzeczywistość. Jeżeli ma się coś udać to trzeba najpierw wierzyć siebie a potem zastanawiać się czy ktoś jeszcze wierzy. Przykro mi to mówić ale na Twoim miejscu zastanowiłabym się dalczego jeszcze nie udało Ci się stworzyć zdrowej relacji, dlaczego nie otaczasz się ludźmi, którzy dają pozytywny kop. Moźe dlatego, że postrzegasz ich w jakiś szczególny, szufladkujący sposób. Ty spoza kręgu, ty z kręgu. Czasami spotykasz kogoś i nic o nim nie wiesz, a z jakejś przyczyny pasuje Ci jego osobowość. Po co to zmieniać i szperać w życiorysie?
-
A pisanie o kimś kogo się na oczy nie widziało "tak będzie pił, jest ryzyko" to nie jest przekreślanie kogoś? I co gorsza dawanie sygnału komuś, że syn alkoholika to gen, a genów nie oszukasz. Po co zaglądać pod pierzynkę i doszukiwać się zła tam gdzie go nie ma. -- 24 wrz 2013, 07:53 -- [quote=" Ne wydaje mi sie zeby dzieci alkoholikow byly w postrzegane jako bez szans. DDA czesto odnoszą spore sukcesy Sukcesy... A potem na jakimś forum jego dziewczyna napisze "fajny chłopak ale jego ojciec był alko...czy on też będzie pił? " i o masz sukces. DDA często odnoszą sukcesy tak samo często jak nie DDA. Dla mnie DDA jest przydatne tylko na początku drogi, kiedy trzeba się uporządkować i nazwa daje poczucie bazpieczeństwa. Nie mam zamiaru do końca życia siedzieć na tym świecie i funkcjonować jako DDA. Mało tego. Stwierdzam z czystym sumieniem, że DDA nie jestem. Przeszłość nie ma wpływu na teraźniejszość.
-
Też mam skłonność do nałogów. Palę. Szybko też wpadam w nałogi, co zauważyłam dawno. Od leków po właśnie alkohol. Jak zaczynam to nie mam granicy końcowej. Nie wiem czy facet ma gorzej bo nim nie jestem więc ciężko mi stwierdzić jak jest na prawdę. Wiem, że gdyby ktoś mnie ocenił (a zdarzało się w przeszłości) lub stwierdził, że ze mną nie bedzie bo mój ojciec pił to dostałby ekologicznie z liścia i wolałabym z taką osobą się jednak nie wiązać. Z prostakiem i chamem iść przez życie? Żadna frajda. Chodzi o to żeby w człowieku dostrzec iskierkę, dostrzec człowieka bez względu na to kim był rodzic, bez względu na wychowanie. Każdy człowiek zasługuje na szcunek, każdy człowiek ma swoją historię, która go pogrąża, z którą poradzić sobie nie potrafi. Dziś patrzę na alkoholizm ojca jak na chorobę, która zjadała jego i zjadła nas po kawałku. Czy życzyłam mu śmierci? Tak. Ale czy dostrzegam w nim dziś człowieka? Tak. I współczuję mu, że przeszedł taką drogę, że nie zasmakował życia w pełnych kolorach. Pomimo krzywd, pomimo smutku, dziękuję Ojcu za życie i to jak on i jego choroba mnie ukształtowała. Dziękuję za to, że dzięki niemu wiem więcej, rozumiem, widzę więcej. Długo dochodziłam do tego ale jest. Pogodzenie się z przeszłością i teraz patrzę na wszystko inaczej. Sorry ale uważam, że przyklejanie komuś naklejki "syn/córka alkoholika" "genetycznie obciążony" to stawianie kogoś w szeregu pod tytułem "gorszy", nie nadający się na partnera, na ojca, na matkę bo pewnie będzie pić. Kategoryzowanie, generalizowanie i przewidywanie jest najgorszą formą oceniania drugiego człowieka. A może po prostu samemu się przekonać? Abo zostać samemu do końća życia. Po co wchodzić w związek, czytać czyjąś kartotekę, sprawdzać czy ma gen czy nie ma, umierać ze strachu, przewalać na kogoś swoje lęki i frustracje. A co jak się okaże, że gen jednak nie poszedł w tą stronę? O ile pamiętam to dziedziczy się skłonności a nie alkoholizm. Przypomniało mi się jak kiedyś pewna kobieta powiedziała o adoptowanym dziecku "to alkoholicki gen, z niego nic nie będzie". W jednym zdaniu tyle pogardy, źe można obdarować pół świata. Skreślanie kogoś na początku drogi. Myślę, że to właśnie my dzieci alkoholików powinniśmy zawalczyć o to żeby świat przestał nas postrzegać w kategorii genów, a nie sami sobie jeszcze łatkę doszywać.
-
zima, idąc tym tokiem myślenia to każdy jest w grupie ryzyka. Uważam, że to zależy od człowieka, jak chce to pije, jak nie chce to nie pije.
-
zima, no proszę Cię... Ryzyko jest zawsze. Znam pijących, gdzie rodzice załamują ręce bo w domu się nie piło, znam ludzi z rodzin alkoholowych i nie są wcale pijakami. Jak to z ludźmi. Ten jest taki a ten inny. To jest przyklejanie komuś etykiety. Twój ojciec pił to jesteś w grupie ryzyka(czyt. Alkoholik). Nie jestem zwolenniczką oceniania poprzez pryzmat rodziny.
-
jo-anna, a musisz patrzeć na niego przez pryzmat ojca? Jak Ci powiem, że nie będzie pił to pójdziesz za nim jak w dym? Chyba zależy od tego jakim jest człowiekiem on a nie jego ojciec. Z tym facetem się wiążesz a nie z ojcem.
-
borys212, co to za praca była, że w takim poniżeniu i upodleniu?