Witam
Mam problem z żoną z DDA, sam dorastałem w normalnej rodzinie bez alkoholu. Jestem w małżeństwie 3 lata, mamy 13 miesięczne dziecko, własne M, wielu ludziom wydawało by się idylla wręcz ale tak nie jest. Z moja żona jest problem od 8 miesięcy (od świąt wielkanocnych) gdzie pijany teść wdał się w ostrą kłótnie z jej młodszą siostrą a ona dołączyła i dodała swoje 3 grosze. Ja z dzieckiem byliśmy niemymi świadkami tego. Skończyło się wyjazdem od tescia. Wszystko grało w drodze powrotnej, już w domu zona zaczęła nie odzywać się do mnie a dziecko wręcz zbywała ciągle rozmawiając z siostra przez telefon. na moje ciągłe pytania żeby powiedziała mi o co chodzi? zbywała mnie że nic nie wiem. Po następnym miesiącu nie wytrzymałem i zapytałem się jej " czy chodzi o słynną kłótnie jej z ojcem i o to że to widziałem?. Rozpętała się mega wojna że czepiam się jej ojca i ogólnie to nie mój problem. Wcześniej rozmawialiśmy na temat jej dzieciństwa i co potrafił zrobić jej ojciec, to że wszystkie pieniądze wydawał na wódkę a jak wracał to normą były wyzwiska i bicie jej matki, to że wyzywał jej młodszą siostrę że ona jest winna że jest biedny i etc. Potem takich rozmów nie było, jakikolwiek numer nie zrobił jej ojciec a ja cokolwiek bym nie powiedział uznawała że "czepiam się jej ojca". Nawet jak byliśmy u teściów i nie za bardzo chciałem konsumować alkoholu to uznała że "gardzę wódką jej ojca i on się obrazi". Jej ojciec wymyślił sobie w sierpniu wielkie malowanie domu, oczywiście cudzymi rękami bo on jest chory (ja uważam że on jest chory wtedy kiedy mu pasuje) mimo że wiedział od dłuższego czasu że mieliśmy wyjechać na drugi koniec Polski na urlop. Moja żona stwierdziła że "to jest mój obowiązek i mam pojechać" oczywiście zabierajac jeszcze wtedy 6 miesięczne dziecko. Nie zgodziłem się i wywiązała się następna wojna że jej ojca mam w "D" a dziecku nic się stanie bo może byc na podwórku. Po tygodniowej wojnie staneło wkąńcu że ja sam pojadę z dzieckiem a ona pojedzie i pomoże ojcu. wszystko grało do 3 godzin przed moim wyjazdem a i moi rodzice chcieli pojechać ze mną. Rozhisteryzowała się że chcę zabrać jej dziecko, że mam ją za wariatkę i etc. Moją mamę zwyzywała i prawie uderzyła. Po godzinnej wojnie łaskawie zgodziła pojechac się ze mną. Nie muszę pisac że wyjazd był straszny. Po powrocie nadal nie odzywała się i uznała że winni są moi rodzice i niemają prawa wstępu do naszego mieszkania a już tym bardziej odwiedzania wnuka. Taki stan trwał do urodzin naszego dziecka, moi rodzice pzryjechali wtedy jak jej niebyło żeby niezaogniać konfliktu. Na następne urodziny miał przyjechac jej szanowny ojciec, narobiła jedzenia i kupiła mnóstwo alkoholu i wszystko podporządkowała pod wizytę jej ojczulka, dziecko to dodatek do dziadka. Ten oczywiście pijany dzień wcześniej że "niema pieniędzy i nie przyjedzie bo ma ważniejsze sprawy". Ta jak durna przeryczała pół nocy, po paru dniach jak zaczeła znowu wywody na temat krzywdy jaką zrobiła jej moja matka a moi tekście że dziadek też nieprzyjechał rozpętała się wojna że czepiam sie jej ojca, że uważam go za coś gorszego i że nim gardze. Taki stan trwa nadal który mam juz serdecznie dość. Żal mi mojego synka który na to patrzy, widzi jak matka go odtrąca i .... leci do mnie. Ja nie mogę się ruszyć z jego widoku bo płacze. Od niej coraz częściej ucieka, moja żona rzuca oczywiście tekst że ja buntuje syna przeciwko niej.
Powiem szczerze że żeby niebyło dziecko już dawno bym się rozwiódł z nią, szkoda mi dziecka bo wiem co będzie działo się jak mnie niebędzie. Nabuntuje go jaki ta Tato kawał skurw.... i gnoja.
POMOCY !!!