
Amator
Użytkownik-
Postów
82 -
Dołączył
-
Ostatnia wizyta
Treść opublikowana przez Amator
-
woojto dzięki! Biorę benzo ale pomimo tego mam objawy nerwicy, nie mogę spać itd. Jakiś czas temu przestalem brać Lerivon a działał on swietnie na mój sen. Niestety mam chore nerki i Lerivon powodowal u mnie częstrze odwiedzanie toalety. Lerivon brałem chyba z 2 lata w stałej dawce. Teraz odstawiłem i czuję się bez niego gorzej. Moja psycholog stwierdziła, że nie zna przypadków oddziaływania Lerivonu na ukł moczowy. Może wezme go dziś w dzień i zobaczę. Chcę zacząć nowe życie a choroba znów skutecznie mi to uniemozliwia. W Styczniu czeka mnie najprawdopodobniej przeprowadzka. Myślicie, że nowe miejsce zamieszkania w spokojniejszej okolicy może dobrze wpłynąć na ogólny nastrój? Pozdrawiam
-
Witam groza z ogromną uwagą przeczytałem Twoją odpowiedż. Kurczę, masz rację. To ja powinienem dobrze czuć się z podjętą decyzją. Ostatnie 12 lat nie uważam za stracone. Cieszę się, że pomimo brania leków podejmowałem się wielu zajęć, które sprawiały mi satysfakcję. I chyba chciałbym wrócić do wykonywania tych wszystkich czynności. Niedługo pogadam o tym ze swoim psychologiem. Dziękuję za Twoją wypowiedż, dała mi sporo do myślenia Pozdrawiam
-
Witam Często jak klikam od razu na numer strony w danym temacie to pojawia mi się taki komunikat: "Nie istnieją żadne posty dla tego tematu"
-
Nerwica lękowa - Co zrobić? Moja historia część 1, zamknięta
Amator odpowiedział(a) na temat w Nerwica lękowa
Witaj. Ja mialem podobne objawy jak chodzilem do szkoły. Stres już w drodze do niej był tak ogromny, że cały dygotałem. Kiedyś odpalałem papierosa od kolegi i zaczęła mi się trząść głowa samoistnie. Na lekcjach nie mogłem pisać przy tablicy, a gdy raz spadła mi gąbka to miałem taki "paraliż" calego ciała i za nic w świecie nie moglem jej podnieść. A co dopiero skupić się na zadaniach. Kiedyś pojechałem na rozdanie świadectw i jak wysiadłem z samochodu to dostałem takich lęków, że nie doszedłem do szkoły, a świadectwo odebrałem w innym czasie. To był taki ogromny stres, ale wtedy nie miałem pojęcia co się ze mną dzieje. Podobnych epizodów miałem sporo, aż wkońcu poszedłem do Lekarza pierwszego kontaktu. Ten bencwał przypisał oxazepan a potem nitrazepam. Po pewnym czasie brałem jedno i drugie. Z nerwicy nie zostałem nigdy wyleczony. Przez 12 lat brałem te leki. No i w domu, tak jak piszesz też wtedy wszystko ze mnie schodziło. Generalnie miałem lęk przed budą, bo we wcześniejszych klasach byłem traktowany jak śmieć, a miałem wtedy 16 lat. I to wszystko co działo się we wczesnych latach szkolnych odbiło się na mojej psychice. Nie wiem ile masz lat, ale jedyne co Ci może pomóc to dobry psycholog lub psychiatra. W miarę możliwości zmienił bym szkołę na spokojniejszą i na taką, która mi odpowiada a nie innym. Już nigdy bym się nie sugerował zdaniem rodziców co do wyboru szkoły. Warto polegać raczej na sobie jeśli chodzi o życiowe wybory. Ja chodziłem do szkoły, której nienawidziłem. Potem zmieniłem na lepszą ale było za póżno i do dziś mam po tym uraz. N e popełniaj czasem tego błędu i nie pakuj się w benzodiazepiny. To co się dzieje to wszystko na tle nerwowym. Pozdrawiam i życzę spokoju. -
Czasem się nie chce ale jest się zmuszonym aby normalnie żyć. Czasem naprawdę wszystkie zawodzą niestety. Racja.Gdyby w moim przypadku zadziałały jakieś inne leki lub gdybym umiał się zrelaksować jakimś innym sposobem to tego tematu bym nie zakladał. Ale stało się tak, że skończyły mi się mozliwości w pewnym momencie, tyle. A co do leków to mi je 12 lat temu przypisał lekarz pierwszego kontaktu o czym już pisalem w innym temacie. Nie chcę ich brać aby sobie poświrować, ani dla przyjemności. Ach, nie mam już słów. Na odwyku już tak jest. Najgorsze jest to, że wszędzie wkoło widzisz radość, ludzi , ładną pogodę, a nie możesz z tego korzystać. Ale jestem dobrej myśli. Narazie nie biorę. Pójdę jeden dzień do psychiatry mojego (mam nadzieję, że dam radę), może przypisze jakieś nowe leki. Szczególnie nasenne by mi się przydały. Od 14 dni nie mogę się dobrze wyspać. Jak sobie poradzę ze snem i z pęcherzem to będzie dobrze. Pozdrawiam
-
Zgadzam się z Wami. Jednak ostatnio wydaje mi się, że właśnie walcząc z tymi wszystkimi objawami tracę czas zamiast korzystać z życia. Po prostu objawy nie ustępują, albo ustepują ale strasznie wolno. Do tego doszła teraz bezsenność i kłopoty z pęcherzem. Chyba ostatnio tego za wiele i dlatego myślę o powrocie do benzodiazepin. Jeśli jednak znów zacznę je brać to przegram ponad trzy miesięczną walkę. Do tego samotność mnie ostatnio dobija. Jestem wyczerpany i dlatego takie mam myśli. Piszę meile do mojej psycholog, zobaczymy. Tak mi się wydaje coraz bardziej, że moje objawy to nie jest już uzależnienie tylko nie leczona nerwica. Psycholog też mi kiedyś powiedziała, że uzależnienie od leków wywołuje tylko 20% moich objawów. Dzięki za rady. Pozdrawiam
-
Dzięki za odzew. To leki to z grupy benzodiazepin w tym przypadku. Niestety inne mi nie pomagają, a już na pewno nie na taką skalę. Na terapię chodziłem i wspólnie z psycholog doszliśmy do dwóch wnisków: mianowicie a.) biorę te leki i staram się żyć normalnie na stałej, minimalnej dawce b.) odstawiam całkowicie i uczę się żyć bez nich. Ja zdecydowałem się na to drugie. Niby pokonałem te najgorsze chwile, ale, nie bedę ukrywał, czuję się fatalnie. Po prostu nie wiem do jakiego życia mam wrócić
-
Jestem zdruzgotany, bo nie wiem czy brać leki do końca życia czy do końca życia męczyć się z objawami mojej nerwicy. Chciałbym rozdzielić wszelkie za i przeciw i dowiedzieć się w końcu co dla mnie będzie lepsze. Czy życie bez leków w ciągłym strachu i pod opieką rodziców czy w miarę samodzielne życie ale na lekach. Brałem clonazepam przez 12 lat i jakoś mi się żyło. Miałem prawie wszystko, musiałem tylko pamiętać o porannej dawce. Co ciekawe wcale nie zwiększałem z czasem dawki. Robiłem naprawdę wiele rzeczy. Pracowałem od rana do wieczora, podróżowałem z dziewczyną.... po prostu żyłem. W wolnych chwilach nawet udzielałem się w wolontariacie. Fajnie było pomagać trochę innym. Nie miałem nawet czasu aby za wiele się nad sobą zastanawiać. Lubiłem przebywać z ludźmi i to powodowało, że rzadko myślałem o chorobie. Często mówi się jakie to życie krótkie. Ja przeżyłem już 30 lat z czego 12 na lekach. Teraz sobie myślę, który okres w moim życiu był najgorszy. Zdecydowanie najgorszy jest ten gdy odstawiłem clonazepam. Nie robię prawie nic. Egzystuje siedząc w domu lub jak jestem wyspany jeżdżę na rowerze, chodzę na pocztę, po zakupy, czasem z kimś pogadam. Stres u mnie bez leków jest tak ogromny, że paraliżuje mnie dosłownie. Nie tak dawno zdecydowałem się na wyjazd do rodziny. Poszedłem nawet do nich do domu, ale siedziałem tak spięty, że odbierało mi mowę. Było strasznie. Wszystko we mnie drżało, poty mnie oblewały i cholernie ściskało w gardle. Takie spotkania to dla mnie udręka. A kiedyś kochałem odwiedzać ludzi, rodzinę szczególnie. Po domu też chodzę cały spięty. Trudno mi wykonywać najdrobniejsze czynności. Zmuszam się do wszystkiego. Byłem na tydzień w pracy u znajomego, pracowałem nawet 12 godzin dziennie. Nerwy oczywiście mnie zjadały, ale jakoś dałem radę. Jednak dla wielu ludzi praca to przyjemność, dla mnie kiedyś bez stresu też. Co to za życie jak człowiek z trudem rozmawia z innymi, jak nie może się spotykać, ciężko udać się na piwko. Boże, ja nie mogę w tym stresie nawet rozmawiać, a co za tym idzie z nikim nie porozmawiam sobie o własnych zainteresowaniach, o tym co dzieje się na świecie, nie mogę pokazać siebie jakim jestem. Bardzo bym chciał aby znów ludzie zaczęli mnie lubić, chcę z nimi rozmawiać, pracować, cieszyć się. Wszystko to mogę robić biorąc leki. Teraz, gdy ich nie biorę, wszystko jest takie nierealne. Oglądam telewizję i widzę jak ludzie pracują, zwiedzają świat, poznają innych, śmieją się wspólnie. Bo niby kiedy ma być czas na delektowanie się życiem. Ja mam teraz 30 lat. Pojęcia nie mam kiedy się z tej nerwicy wyleczę. Może minąć jeszcze kilka lat zanim zacznę pracować i spotykać się z ludźmi. Może być tak, że za pewien czas będzie na wszystko za późno. Teraz jestem jeszcze przystojny, wysoki, ale wkrótce zacznę się starzeć i komu wtedy się spodobam. Teraz chcę mi się jeszcze chodzić na zabawy, zrelaksować się przy jakiś dziewczynach z kumplami. Jeszcze w życiu nic szczególnego nie osiągnąłem, nikt mnie nie zapamięta szczególnie gdy kiedyś odejdę. Na lekach mogłem wszystko jak sobie teraz przypomnę. Czy nie warto zatem nie przejmować się kilkoma skutkami ubocznymi i brać te leki. Czy nie warto coś w tym życiu zacząć wreszcie realizować, robić to co się umie i lubi? Czy lepiej czekać na poprawę robiąc zaledwie malutkie kroczki. Codziennie życie przechodzi mi między palcami. Może robię te małe kroczki, ale gdzie ja dojdę tymi kroczkami. Jak bym miał 16 lat i ten umysł co teraz to bym nie myślał o tych lekach. A co jeśli spotka mnie wypadek. Pójdę może do nieba i z góry popatrzę na ten świat. Pomyślę wtedy, że miałem szansę, mogłem tyle zrobić, mogłem poznawać świat, a że na lekach, kogo to obchodzi, że biorę leki. Czy ważniejsze jest to jak ja się na nich czuję czy jak widzi to świat? A że uzależniają, ale mi pomagają funkcjonować. Może innym nie pomogą tak bardzo jak mnie, może innych tylko uzależnią, a mnie uzależnią też ale jednocześnie pozwolą żyć. I znów ważniejsze staje się to jak widzą mnie inni. Bo gdy zacznę znów brać to bardziej boję się opinii rodziny. Bliscy maja nadzieję, że wyjdę z odwyku, że zacznę zarabiać, a tak naprawdę nic nie wiedzą, nie wiedzą jak ja się czuję i nigdy nie będą wiedzieć. Gdybym zaczął brać leki i zacząłbym pracować to rodzina była by chyba bardziej zadowolona niż teraz gdy siedzę i nie wiele robię. To ja przyzwyczajam otoczenie do takiego myślenia o tych lekach. Gdybym od początku mówił, że te leki to witaminy i mam je przypisane do końca życia to nikt nie miał by nic przeciwko, a ja nie musiał bym rozgłaszać do dokoła, że coś biorę. Rodzina i bliscy nie mają pojęcia co to benzodiazepiny. Wiedzą tylko, że te leki istnieją i uzależniają, a wiedzą to tylko dzięki mnie. Bo brałem je dla własnego samopoczucia, nie dla innych. Czasem mi ludzie mówią, że nie warto się przejmować, że ta moja choroba to wymysł mojej psychiki, że myśląc tak pesymistycznie do niczego nie dojdę. I mówią mi to ludzie wprost. Ale tak naprawdę ludzie nie wiedzą co ja muszę przejść, aby kupić sobie w sporzywczaku jabłka lub świeże bułki. U mnie każdy dzień to walka ze stresem, gdziekolwiek jestem. Trzęsę się, ciężko jest mi wydobyć słowa, wśród ludzi czuję straszny lęk. W czasie tych ponad 3 miesięcy bez leków zrobiłem owszem spore efekty. Z początku nawet z domu nie wychodziłem, a teraz zrobię sobie te zakupy i zapłacę rachunki na poczcie, ale to strasznie niewiele. Gdzie praca, kontakty z ludźmi, zabawa.... tak mi tego potrzeba. Duszę się dosłownie tą samotnością. Po prostu potrzeba mi żyć. Ja się już duszę od tego stresu, od tej nerwicy. To jest taka blokada na wszystko, na życie całe. Nie wiem kiedy sobie z tym poradzę, nie wiem czy za kilka lat nie powiem dość i znów zacznę brać benzodiazepiny. Bo gdybym musiał utrzymywać się za własne pieniądze, to bez leków nie dał bym rady za nic w świecie. A kiedyś będę musiał dać radę. Od tego stresu zaczyna niedomagać moje ciało. Ciągle coś mnie dotyka. Gdy przestałem brać leki miałem okropne bóle w okolicach serca, bolały mnie też dziwnie nogi, do toalety chodzę co 30 minut, jestem strasznie uczulony na hałas, nie mogę spać, zaczynają wypadać mi włosy na czole. Jestem spięty cały czas, 24 h na dobę jestem okropnie pobudzony. Moje ciało i umysł są pewnie tak napięte jak ciało i umysł normalnego człowieka w sytuacji zagrożenia życia. I z tym wcale nie przesadzam. Nawet na taki dźwięk jak pstry czek od zapalania światła, moje ciało reaguje chwilowym drżeniem. Miałem też kilka razy tak, że podczas zdenerwowania jakąś sytuacją nie mogłem powstrzymać lekkich drgań głowy. Czy zatem nie lepiej brać leki i żyć? Dziś był dla mnie szczególny dzień. Otóż nie mogłem się ostatnio wyspać bo dolegał mi pęcherz. Spałem dobrze tylko 2 razy w ciągu ostatnich 14 dni. Ostatnio doszło do tego, że musiałem w nocy wstawać co 20 minut do ubikacji i to od rana do wieczora. Brałem sporo leków na przeczyszczenie nerek i nic. Ostatni było już ze mną bardzo kiepsko. Sen dla mnie jest tak ważny jak woda, szczególnie w tym okresie wzmożonego napięcia. Brak snu rujnował mi całkiem życie, a i tak niewiele z tego życia ostatnio miałem. Po dwunastej czy trzynastej nieprzespanej nocy miałem już tego tak dość, że na następną chciałem wsiąść clonazepam. Ale jeszcze dałem sobie szansę. Jednak ostatnia nockę też nie spałem. Dziś musiałem w końcu pojechać do urologa. W życiu nie dał bym rady się przebadać się w tym stresie i w dodatku po tylu nie przespanych nocach. Po prostu nie ma takiej siły, a z nerkami kiepsko i nie wiem jak bym miał to dalej przeżyć. Wziąłem 0,25mg clonazepamu. Oczywiście wszystkie lęki, nerwy minęły. Wiedziałem, że wszystko minie bo znam świetnie specyfikę działania tego leku. W sumie musiałem jeździć po kilku przychodniach aż ktoś mi pomógł, bo na wizytę dziś nie byłem umówiony. Bez leku nawet bym pewnie nie wysiadł z samochodu. Boże jak ze mnie dzisiaj wszystko zeszło, to jest nie do opisania. Tu nie chodzi tylko o ogólne uspokojenie. Mój umysł i ciało po tylu dniach walki ze stresem wreszcie mógl się na chwilę zrelaksować. Serce mi tak nie waliło, poty mnie nie oblewały i co wręcz niesamowitego przestałem odczuwać zmęczenie. Przestały piec mnie oczy, a po tych nieprzespanych nocach ciężko mi je było otwierać. Nie wiem co będzie jutro, ale przynajmniej dziś poczułem ulgę, to przestało boleć. Przynajmniej dziś trochę odpocząłem. Wypiłem na mieście kawę, spotkałem nawet znajomego, z którym nie mogłem przestać gadać. W końcu poszedłem z nim załatwiać sprawy a całą drogę gadaliśmy. Nie widzieliśmy się dawno, a zainteresowania mamy bardzo podobne. To była normalna rozmowa, bez tików, bez jąkania się, bez kłucia w sercu, bez zimnych potów. Kilka razy śmialiśmy się. Boże jak fajnie jest się pośmiać tak prawdziwie i bez tego ścisku na twarzy. I tak naprawdę dzisiaj przez te kilka godzin mogłem żyć. Przez chwilę żyłem tak jak lubię, normalnie. Bo nic nie zastąpi człowiekowi obcowania z innymi, zwykłego rozmawiania, wymieniania poglądów, śmiania się. I teraz tak cały czas się zastanawiam czy sobie to wszystko odbierać. Dzięki tym lekom mogłem żyć, tak prawdziwie żyć. Jedyną ceną tego życia było pamiętanie o noszeniu leków w kieszeni. Czy to tak wiele? PS: napisałem ten tekst w swoim notatniku i wkleiłem tu na forum, bo nie mam ani komu tego pokazać, ani z kim o tym porozmawiać. chętnie posłucham opini innych osób. dziękuję, jeśli ktoś przeczytał wszystko. Pozdrawiam Pozdrawia
-
Częste oddawanie moczu już mi rujnuje życie. Często miałem z tym problem ale nie na taką skalę. W nocy wstaje kilkanaście razy. Codziennie jestem nie wyspany. Byłem już u Urologa i wykrył mi jakiś kamień, ale to nie ma związku z częstym sikaniem. Niedlugo idę ponownie. Od lat leczę się z nerwicy i jestem na odwyku od leków ponad 3 miesiące. Ja prawie wcale przez to nie śpię. W dzień jak się położę to nie zasnę bo muszę zaraz wstawać. Jeszcze nigdy nie byłem tak zmęczony przez brak snu. Są na to jakieś nowe metody? A może leki to powodują? Teraz biorę tylko Lerivon na noc. Pozdrawiam
-
Problemy ze snem ( senność, bezsenność, sny itd. itp...)
Amator odpowiedział(a) na Kachur temat w Pozostałe zaburzenia
Ja mam prawie tak samo jak Ty bosy. Jeszcze u mnie doszły problemy z pęcherzem i muszę wstawać co godzinę. Nie jest łatwo mi zasnąć a śpię praktycznie na raty. W nocy powinienem wypoczywać, szczególnie umysł, a u mnie to jest walka a nie wypoczynek. I tu nie pomaga żaden wysiłek fizyczny. Czasem padałem z nóg z wyczerpania sportem a i tak nie mogłem spać. Tragedia. Ostatnio brak snu dosłownie rujnuje mi życie. Gdybym spał to bym pewnie do zdrowia wracał szybciej... ech. Ale co ciekawe gdy jestem w domu sam lub gdy jadę na wieś i zostaję sam w ciszy, wtedy o 22 odczówam już senność bez żadnych leków i pomimo wstawania do toalety pięknie mi się śpi. Mi potrzeba spokoju większego, a w domu od rana ktos się krząta i to mi też przeszkadza bardzo, ale co zrobić. Kupuje sobie zatyczki i czasem one mi pomagają. Najchętniej bym się czasem wyprowadził na wieś Pozdrawiam -
jak sobie radzić? Jak pomóc osobie chorej na nerwicę?
Amator odpowiedział(a) na temat w Nerwica lękowa
Heh... też mi to wygląda na rozpieszczenie. Jesli od dziecka wszystko było zapewnione przez rodziców, to potem nie jest łatwo o siebie zadbać i się usamodzielnić, stąd pewnie też ta nerwica u niego. Czasem rodzice myślą, że pomagają a tak naprawdę szkodzą nadopiekuńczością. A przez tą swoją złość chłopak może woła własnie o pomoc, ale też nie wie jak i gdzie ją uzyskać. Jednen człowiek cierpi przez lęki drugi wyraża swoją złość na innych. Mimo wszystko chłopak cierpi przez złe wychowanie i pewnie kilka innych czynników. Ja to tak widzę po tym co napisałaś jako siostra, ale to powinien wypowiedzieć się fachowiec. Pozdrawiam -
Nerwica lękowa - Co zrobić? Moja historia część 1, zamknięta
Amator odpowiedział(a) na temat w Nerwica lękowa
Ja tak mam gdy brak mi pewności siebie. Kiedyś poszedłem na sposób i całą drogę czytałm gazetę, nic mi nie było. Ważne by zająć czymś myśli. Też czasem bawię się telefonem. Generalnie lubię spacery i jakoś sobie z tym problemem poradziłem. -
Witam Zastosuj Melatonnę 5mg. Ja mam często ogromne problemy ze snem. Ostatnio zmieniłem łóżko na materac i stosuje od tygodnia melatoninę na godzinę przed snem... zasypiam błyskawicznie. Niestety ostatnio mam problemy z częstym sikaniem i wstaje czasem co 30min. Do kitu z takim spaniem, a sen jest w tym stanie niezwykle ważny... ciągle coś Ale Melatoninę warto spóbować, teraz jest bez recepty.
-
Ach, u mnie też w rodzinie wszyscy sobie radzą nieżle. To ja powinienem pomagać rodzicom, a jest odwrotnie. Jeszcze czasem się na nich wkurzam, tak jak dziś. Ledwie na oczy widzę, bo to czwarta nieprzespana noc. Za wiele rozmyślam i wszystko mi hałasuje, nie mam ostatnio sposobu na sen a to dla mnie takie ważne. Im bardziej chcę zasnąć tym bardziej jestem zdenerwowany i nie mogę za nic spać. Fatalnie się czuję. Mam nadzieję, że dziś prześpię jakoś nockę i nastukam coś lepszego.
-
Bardzo fajny tekst, zapisałem go sobie. Bez wysiłku nic się nie osiągnie. Chyba częściowo, dopiero po latach, zdałem sobie z tego sprawę. Kiedyś sądziłem, że istnieje pigułka na wszystkie dolegliwości i było mi znacznie gorzej mimo brania leków. Dziś wiem, jak wiele zależy tylko i wyłącznie ode mnie samego i przynajmniej coś robię. Trzeba iść pod wiatr.
-
O tak! Przyroda! To niesamowite piękno, które nie wszyscy mogą dostrzec. Ja potrafie i to mnie cieszy. Często jestem za miastem i podziwiam drzewa, łąki, staje twarzą do wiatru, pedałuję na rowerze, zmagam się ze słabościami, słucham ptaków, oglądam chmury. Czasem tak jadę rowerem w jedną stronę i pomimo bólu kolan oglądam po drodze chmury. Jest w nich coś magicznego. Zmieniają się z każdym kilometrem. Tak, właśnie wtedy czuję się szczęśliwszy i trochę lepszy od innych. Miałem, nie tak dawno, pewną przygodę związaną z siłami natury. Wracałem prawie 20km w niesamowitej ulewie, w czasie burzy i pod wiatr. To był okres mojego odwyku. Schowałem się pod niskim drzewem i modliłem aby mnie piorun nie trafił. Już chciałem łyknąć tabletkę, ale pomyślałem szybko, że zanim ona zadziała to pewnie burza przejdzie. Było niesamowicie! Przemokłem do suchej nitki. W koło było tylko pole i las. Niesamowity wiatr. Pomyślałem, kurcze, jak w życiu, trzeba jechać, iść do przodu mimo wszystko. Normalnie było by to łatwe, ale ja byłem na odwyku i cały się trząsłem. Lęk mnie ogarniał niesamowity, tysiąc myśli napływało do głowy, serce mi kołatało. Pomyślałem, że nie ma co czekać i wsiadłem na rower. Z drogi zrobił się mały potok i błoto, rower ledwo chodził. Na domiar złego, mając już kilka kilometrów do domu, złapałm gumę. Ale wymieniłem dętkę i pojechałem dalej. Naprawdę włożyłem w to wszystko niesamowicie dużo siły i samozaparcia. Brzmi to pewnie jak zmyślona historyjka, ale dla mnie to było trochę jak znak. Przekonało mnie to wydarzenie, że naprawdę potrafię więcej niż mi się wydaję. Teraz jak tak siedzę i wewnątrz cały drżę, to ciężko mi uwierzyć, że jednak coś mi się udaje. Czasem napisanie posta nie jest dla mnie łatwe. Tak zmienne potrafi być samopoczucie. Jeśli w życiu coś sobie udowodnimy, to potem jest trochę łatwiej. Gdybym tak tygodniami siedział i rozmyślał to nigdy bym siebie z tej drugiej strony nie poznał. Nie chciał bym stracić siły do sportu, to by mnie moglo zabić... Znam chłopaka, który mimo inwalidztwa porusza się na rowerze w lecie i zimie. Widać, że jest mu niesłychanie ciężko. Chłopak jezdzi więcej ode mnie pomimo kalectwa! Widziałem go nawet po zmroku w zimie jak wracał oświetlony do domu! Podziwiam go i gdy jest mi żle to często o nim myślę. Oglądałem, w telewizji, czlowieka, który bierze udział w jednym z najtrudniejszych wyścigów rowerowych.... a człowiek ten... uwaga... ma tylko jedną nogę! To niesamowite i piękne zarazem ile czasem ludzie mają w sobie samozaparcia. Może to z takich ludzi warto brać przykład... Szkoda,że tak mało tu wpisów. Pozdrawiam
-
ŻYCIE NA POKAZ- tak, to mnie chyba ogranicza najbardziej. Gdy jestem sam czuję się lepiej, choć jak na ironię, bardzo brakuje mi innych ludzi. Ciągłe myślenie o tym jak widzą mnie inni. Wydaje mi się, że ciągle to na mnie wszyscy zwracają uwagę. UCZUCIE PRZEMIJANIA- coraz bardziej zdaję sobie sprawę, jak życie jest krótkie i ile straciłem. Wydaje mi się, że nic szczególnego jeszcze nie zrobiłem w życiu. To doprowadza mnie do strasznych lęków przed końcem tego życia. Myślę, że zanim wyzdrowieję to mogę być zbyt stary aby coś osiągnąć. ROZDRAPYWANIE STARYCH RAN- czesto zaglądam do swojej przeszłości i rozmyślam co mogłem zrobić lepiej, co mi nie wyszło. Mam tendencje do przeżywania i analizowania wszystkich niepowodzeń z przeszłości nawet po kilka/kilkadziesiąt razy. Wiem, że myśląc niczego nie zmienie, ale mimo to rozdrapuje stare rany i sam już nie wiem z czego to wynika. Bardzo mnie to męczy, bowiem ciągle wydaje mi się, że mam kłopoty, które tak naprawdę dawno minęły. Chciałbym mieć w sobie taką umiejętność "zamykania pewnych rozdziałów raz na zawsze".
-
Ach... niesamowite! Ja myślę, że ta siła, o której piszecie, rodzi się właśnie w najgorszych chwilach. Gdy jest naprawdę słabo, żle i beznadziejnie, wtedy przychodzi taka siła, o której nie mieliśmy pojęcia. Nie wszyscy o tej sile wiedzą, ale każdy ją ma!!! Widać to choćby na tym forum. Od dna można się odbić, tylko droga do tego jest baaaardzo długa. I to mi się podoba! Gratuluje!
-
Nerwica lękowa - Co zrobić? Moja historia część 1, zamknięta
Amator odpowiedział(a) na temat w Nerwica lękowa
Dzięki za te słowa! Nie,nie... Wielkopolska -
Nerwica lękowa - Co zrobić? Moja historia część 1, zamknięta
Amator odpowiedział(a) na temat w Nerwica lękowa
No i chyba takiego znalazłem. Dzięki wielkie za wsparcie! Ja odstawiam leki baaaaaardzo powoli. Jakoś się trzymam, czego i Wam życzę! Pozdrawiam -
Nerwica lękowa - Co zrobić? Moja historia część 1, zamknięta
Amator odpowiedział(a) na temat w Nerwica lękowa
Witaj! Mialem bardzo podobne objawy na początku mojej choroby. Działo się tak w szkole. Wtedy nie miałem pojęcia co mi jest. Gdybym mógł wrócic z taką wiedzą jaką mam dziś do tamtych lat. Pewnie chodziłbym na terapię, nawet kosztem nauki (ta ostatnia nigdy nie ucieknie, a życia szkoda). Tobie radze udać się do psychologa, ale pod żadnym pozorem nie bierz leków psychotropowych. Najpierw jednak możesz zrobić sobie inne badanie ogólne, żeby wykluczyć choroby somatyczne. Powodzenia! -
Ataki (jak wyglądają, jak sobie radzimy)
Amator odpowiedział(a) na cicha woda temat w Nerwica lękowa
To daje do myslenia. Ja bym był szczęśliwy! -
"JĘCZARNIA"-czyli muszę się komuś wyżalić!
Amator odpowiedział(a) na magdasz temat w Depresja i CHAD
Cześć! Ale wiesz.... w zyciu często radość bywa zarażliwa. Jak poznasz desperata to możecie popaść w jakąś skrajność. Może lepiej kogoś wesołego poznać(?) . A może ja sam nie wiem co piszę, bo mnie czasem weseli ludzie denerwują. Denerwuje mnie to, że inni mogą być szczęśliwi, nie tak jak ja. Ale czasem mysle sobie inaczej. Oni mają swoje problemy, tylko tego nie okazują przy każdej okazji. Wiem po sobie, jak trudno wydobyć z siebie uśmiech. Czasem lepsze chwile są w samotności. cinnamon_inspiration podobają mi się Twoje posty. Tyle w nich szczerości. Jeśli ktoś w życiu czasem przechodzi piekło, ale jednoczesnie potrafi to wyrazić, to moim zdaniem jest czlowiekiem silnym..... może zagubionym ale silnym. Czasem nawet tego nie wiemy. Życzę Tobie jak najwiecej tej siły i energii! Tak się składa, że nam tej radości nikt na tacy nie podaje, musimy o nią zawalczyć..... Piszę o radości, choć we mnie jej mało, ale co mi pozostało(?). Pozdrawiam. Trzymaj się! -
Oto ta książka: www.gwp.pl/product/292.html Dzieki za Twoją wypowiedż! Może to zabrzmi śmiesznie ale ja nawet dokladnie nie wiem czego się boje. Boję się czegoś, czego nie powinienem się bać. W sumie jestem bezpieczny a dopada mnie straszny lęk przed.... no własnie..... przed ludżmi, przed ich oceną i co ciekawe tylko niektórzy tak na mnie dzialają. Ostatnio robiło mi się tak zle, że musiałem przerwac pracę Ale faktycznie to ja muszę zrozumiec, że nie ma się czego bać... ale wiesz jak to jest trudno.... moje myśli cały czas napełnia strach. To są pozostalości, w pewnym stopniu po latach szkolnych itd... Nie umiem sobie z tym poradzić.... Zawiodłem się na tylu "lekarzach" ...ech.