-
Postów
219 -
Dołączył
-
Ostatnia wizyta
Treść opublikowana przez laven
-
Nie wierzę w boga. Ale wierzę w rozwój duchowy. Interesuje mnie filozofia buddyzmu. I przyznam, że to bardzo pomaga mi utrzymać się przy życiu. Można powiedzieć, że odnajduję w tym sens życia. Przynajmniej to coś dla mnie znaczy. Myślę, że warto poświęcać uwagę duchowości, bo to naprawdę pomaga. I wydaje mi się, że wiara w boga również może pomóc. Bo to w końcu jakieś oderwanie od świata bezsensu i cierpienia. Objawia się coś większego, lepszego do czego warto dążyć. Dlatego myślę, że nie należy uciekać przes samym sobą ale zająć się własną duszą.
-
SULPIRYD (Sulpiryd Hasco/Teva)
laven odpowiedział(a) na anonimowy-zalamany temat w Leki przeciwpsychotyczne
A mnie właśnie sulpiryd pobudził do życia. Tylko, że strasznie przytępił. A z tym mlekiem to prawda. Również mam, do tego problemy z menstruacją. -
Szczerze, to wydaje mi się, że w przypadku dystymii nie ma potrzeby brania leków. Jest to łagodna postać depresji, z którą można się uporać czy to samemu czy to przy pomocy psychologa. Leki stosuje się raczej w cięższych stanach. Poza tym szkoda psuć organizm, jeśli nie jest jeszcze tak źle. Psychotropy strasznie wyżerają mózg i wątrobę. Jak już można spróbować jakiś ziółek itp. Np. wyciąg z dziurawca. Za bardzo to nie dziala, ale spróbować można. Pozdrawiam.
-
Depresja a związki/miłość/rozstanie
laven odpowiedział(a) na chmurka temat w Problemy w związkach i w rodzinie
Piszę, ponieważ mam problem z którym sobie nie radzę. Zaczynając od początku, leczę się z depresji już ok. 2 lat. Na początku tego roku miałam nawrót choroby, zaczęłam znowu brać leki, poprawa była nijaka. Aż do czasu gdzie styknęły się 2 czynniki. Zmiana leków i poznanie pewnego faceta. Na początku wszystko było między nami ok. Bardzo mi jego obecność pomagała. Aż z czasem uzależniłam się od niego. Stał się dla mnie najważniejszą osobą na świecie. Nie wyobrażam sobie dnia bez niego. Mimo, że tak straszliwie dużo brakuje mu do ideału. Ale za każdym razem gdy dobrze nam się układa, cieszę się. W końcu przełamałam tą barierę bólu. Tylko, że jest problem. Ja wcale dla niego nie znaczę tyle co on dla mnie. Wręcz jestem mu obojętna. Mówi, że możemy być razem, ale ja wiem ze on to robi z litości. Wiem, że nie mogę w tym trwać. Muszę to skończyć jakoś. Ale ja tak panicznie się boję. Czuję, że sobie nie poradzę. Boję się samotności, boję się, że depresja może wrócić i na nowo zacznie się to piekło. Boję się że już nigdy nie będę umiała się do nikogo przywiązać. Nie poznam nikogo. Tkwię w bagnie. Bo wiem co powinnam zrobić, ale nie umiem. Jestem zniewolona przez uczucia. Bo on potrafi być dla mnie bardzo dobry i kochany. Jest mi go strasznie żal, bo wiele złego w życiu przeszedł. Jest skory do poświęceń, naprawdę wiele dla mnie zrobił. Wydaje mi się, że również mogła go dopaść depresja, ale się do tego nie przyznaje. Stracił wszelki sens życia, uczucia itd. Dlatego nie umie się do mnie przywiązać. Stąd w głowie pojawiają się pytania, czy by się dla niego nie poświęcić, nie pomóc, nie dodać otuchy. Jest nam razem dobrze. Ale problem tkwi w tym, że on jest nieszczęśliwy. Wie, że nie może mi dać tego co bym chciała, dlatego stara się mnie jakoś zniechęcić do siebie, radzi bym poszukała kogoś lepszego, godnego mnie. Ale ja nie chce nikogo innego. Poza tym czasem bardzo chcę się dla czegoś poświęcić. Nachodzą mnie myśli, że nie powinnam robić czegoś dla siebie tylko dla innych. Dlatego też nie chcę tego wszystkiego konczyc. I ta nadzieja, że może w przyszłości wszystko będzie ok. Że damy radę. Ja mu pomogę. Nie wiem. Właśnie te wszystkie czynniki nie pozwalają mi urwać tej znajomości. Proszę bardzo o pomoc. Jak wyrwać się z takiego chorego uzależnienia. Bo czasem wiem, że jestem zbyt uległa. Nie chcę do końca życia taka być. Jak uporać się z własną słabością. Może ktoś ma już jakieś doświadzczenie w tym? Błagam o pomoc. Jak zrobić ten pierwszy krok? Jak nauczyć na nowo radzić sobie samemu? Jak być silną i robić to co się uważa a nie co czuje? I jak zapobiec ewentualnym nawrotom choroby? Bardzo dziękuję z góry za odpowiedź. -
Daj spokój. Najwyższy czas zrozumieć, że nie każdy będzie się z Tobą zgadzał, a to wcale nie musi oznaczać ataku na Ciebie.
-
A ja spytam czy Ty kiedykolwiek w ogóle byłeś u psychologa z kimkolwiek? Na miłość boską, przecież nikt nie będzie jej kazał o wszystkim opowiadać przy matce. Musiałby być kretynem. Chyba oczywiste jest, że dziecko dużo nie powie w obecności rodziców. Czy to psycholog czy psychiatra w pewnym momencie wyprosi rodziców by porozmawiać sam na sam. Więc skąd takie idiotyczne argumenty. I co z tego, że psychoterapia indywidualna. Jeśli psycholog wytłumaczy sedno problemu rodzicom łatwiej zrozumieć co się z dzieckiem dzieje. Lepiej jeśli powie to kompetenta osoba. W niektórych przypadkach to może pomóc. Poza tym przypadki przemocy w rodzinie są już czymś skrajnym. Nikt nie wymaga by ciągnąć wszędzie rodziców. Jasne jest, że nie wszystko jest możliwe. Wtedy dzieciak sam musi sobie radzić. Ale są też takie przypadki gdy dzieciaki próbują zataijć przed rodzicami wszystko bo się przykładowo wstydzą. Inna sprawa jest taka, że dzieciaki mogą coś symulować, przesadzać a rodzic może dać bardziej obiektywny obraz zachowania dzieciaka. Więc nie wciskaj proszę mi żadnych kitów. I to że w niektórych przychodniach niepełnoletnich nie przyjmują bez rodzica to nie moja wina. Poza tym nieletni muszą mieć zgodę rodziców na leczenie.
-
Co? Często w wielu zaburzeniach przyczyna tkwi właśnie w problemach rodzinnych. Zazwyczaj wymagany jest rodzic przy wizycie. Wywiad z nim ułatwia psychologowi poznanie problemu. Poza tym rozmawia się z psychologiem sam na sam bez obecności osób trzecich. Więc nie ma z czym sie ukrywać. Poza tym trzeba z konkretnym psychologiem się skontaktować i spytać czy przyjmie bez rodzica. Bo w niektórych miejscach inaczej niepełnoletnich nie przepuszczą. I broń boże wcale nie jest wskazane iść samemu! Czasem złe kontakty między członkami rodziny można naprawić. Dobrze by wiedzieli i rozumieli jaki jest problem. Bo jak mają pomóc gdy wszystko się zataja? A czy lepiej w dużym czy małym mieście to nie ma znaczenia w zasadzie. Wszystko zalezy od szczęścia na kogo się trafi.
-
Jak na moje oko to zażywanie lekarstw może być w tym przypadku niepotrzebne. Jeżeli po 7 dniach widać poprawę (co jest zasługą wyłącznie psychologicznych zmian) to znaczy, że nie ma sensu brać leków skoro jest lepiej bez ich działania. Prawda jest taka, że po 7 dni przy tak niskiej dawce nie jest w stanie w żaden sposób wyleczyć. A, że objawy nie zdążyły się rozwinąć to może wcale nie ma żadnej depresji? Ludzie czasem lubią wyolbrzymiać swoje problemy. A czasem wystarczy naprawdę wziąźć się w garść.
-
Kiedyś brałam Efectin. Obecnie jestem na nim ponownie 5 miesiąc. Na początku to żadnych efektów nie ma co się spodziewać. Dopiero po miesiącu już na pewno coś się powinno dziać. A czasem trzeba zwiększyć jeszcze dawkę. Przez pierwsze dni/tygodnie rzeczywiście można gorzej się czuć, ale wszelki skutki uboczne mijają w przeciągu kilku dni.
-
SULPIRYD (Sulpiryd Hasco/Teva)
laven odpowiedział(a) na anonimowy-zalamany temat w Leki przeciwpsychotyczne
Ja już ponad miesiąc łykam Sulpiryd i jakoś nie widzę negatywnych skutków. A wręcz przeciwnie, nie mam tak wielkich problemów z podniesieniem się z łóżka, wyjściem z domu itp. Tak jakbym miała większe chęci do roboty. Nie muszę się tak bardzo zmuszać. Nie zauważyłam żadnych dziwnych objawów. Może jedynie mam jakby puściejszy umysł. Czuję się jakby tak lżej. Tj. mniej myślę, nie mam takich ciągów negatywnych myśli, ale z drugiej strony trudniej mi na czymś się skupić czy przemyśleć. Że tak to określę z mózgu zrobił mi się jakiś budyń. Póki co nie jest to specjalnie uciążliwe ale co będzie dalej zobaczymy. W poniedziałek idę do psychiatry. -
Leczę się z depresji i wiem, że nie biorąc leków nie jestem w stanie się podnieść. W żaden sposób nie można mnie zmotywować. Czuję okropny ból psychiczny, zmęczenie i cierpienie. Teraz będąc na lekach widzę różnicę. Jeśli miałabym wybrać, to wolę poczuć się trochę normalnie i poczekać aż organizm się rozpadnie. Bo nie jestem w stanie dłużej się męczyć. Nie zależy mi na swoim życiu, więc mogę brać te szkodliwe leki. Byle poczuć się jak człowiek. Może inaczej wygląda sprawa w nerwicy, bo na pierwszy plan wysuwa się psychoterapia. Mi ona nie pomogła. Nie mam żadnych zaburzeń w rozumowaniu. Wg. lekarza cierpię na depresję endogenną. Mam mu nie ufać i rzucić leki? Wolę chuchać na zimne. Wcale nie czuję się po nich gorzej. Będę mogła je sobie odstawić, kiedy tylko zobaczę, że jestem w stanie zacząć żyć normalnie. I mam zamiar słuchać swojego lekarza. I bardzo by mnie interesowało wyjaśnienie szkodliwości leków od strony medycznej. Czy ktoś posiada owe inforrmacje? Psychologiczną szkodliwość pojmuję. Ale co z wpływem leków na psychikę poprzez chemię mózgu? Ktoś potrafi to wyjaśnić?
-
Muszę się pochwalić. Ja płaczę! Tak po długim czasie, ostatnimi dniami płakałam. Jest mi teraz nieco smutno, tęsknię, czuję się zagubiona. Ale jednocześnie można powiedzieć, że jestem.. nie wiem.. coś w stylu zadowolona? Trudno to nazwać. Ale ja żyję! Ludzie ja zyję. Moje łzy, one istnieją. Istnieje mój smutek i tęsknota. Istnieje we mnie jakieś życie. Może nie jest tak źle. Czuję jeszcze ból, obciążenie, zagubienie, zakłopotanie itp. Ale ta mnogość odczuć pozwala mi zrozumieć, że żyję. Choć jest mi ciężko, potrafię wstać z łóżka, ubrać się. Nawet wyjść z domu. Bez większych kłopotów. Ja zaczynam żyć. Nie umieram. To niesamowite. Jestem niezwykle zaskoczona i zdziwniona, że tak może wyglądać życie. Jest tak dziwnie. Chyba odzyskałam jakieś siły. Już dawno zapomniałam jak to jest. Ale mam jakąś energię by przeciwstawić się światu. Nie szalejmy odrazu, bo na wiele mnie nie stać. Ale potrafiłabym zrobić "coś". Jest mi źle i ciężko ale żyję. To chyba najwazniejsze.
-
Nie ma ludzi w pełni poukładanych. Każdy ma jakieś problemy. Twoim akurat jest ogromna wrażliwość. Nie znam dokładnie się, ale myślę, że warto na pewno pójść po poradę do specjalisty np. psychologa. Po to, by porozmawiać, dowiedzieć się więcej o sobie i przełamać bariery. Na pewno nie jesteś chory. Nie martw się tym. Nie mam zbytniego doświadczenia w tej dziedzinie ale to poniekąd przypomina nerwicę. Obsesyjne myślenie o drugiej osobie, zaniżona samoocena, drażliwość i ciągłe umartwianie się. Sprawiasz wrażenie zanipokojonego, zdenerwowanego itp. Może nerwicowcy będą mieli więcej do powiedzenia. Ale nie bój się, z Tobą jest wszystko w porzadku. Warto zasięgnąć porady psychologa. Oni lepiej rozumieją problemy ludzi. Będzie wszystko dobrze. Pozdrawiam serdecznie.
-
Nie wierzę, że piszę w tym wątku. Nie wiem czy to zasługa nowych leków, jakiś wydarzeń, ale idę do przodu. Nie czuję tego bólu tak mocno. Łatwiej mi wytrzymać poza domem. Jeszcze nie umiem się tym cieszyć, jeszcze nie czuję się dobrze. Ale polepsza się. Udaje mi się zmusić do ubrania się, wykąpania, wyjścia z domu łatwiej niż wcześniej. Niby to niezbyt wiele, ale to wspaniałe gdy ból psychiczny choć trochę się zmniejsza. Kiedy łatwiej się przełamać. Chyba wróciła nadzieja. Czuję się troszeńkę silniejsza. Teraz pozostaje mi jedynie starać się by się nie cofać za bardzo. Zrozumiałąm, że muszę dać sobie czas. Boję się przyszłości. Boję się co z tego wszystkiego wyjdzie. Ale jest troszkę lepiej. Uwierzcie, że może się polepszyć, a tak się stanie. Pozdrawiam
-
A czym były marzenia? Choroba powyniszczała we mnie wszystko. Nie wiem czego chcę, czego potrzebuję. Powoli idę do przodu. Marzenia wracają. Marzę aby wyzdrowieć. Zaczynam chyba wierzyć, że może się udać. Choćby dlatego, że jakiś czas temu byłam kompletnie pusta wewnętrznie. Ale mimo wszystko pozostaje ta nicość w środku. Trudno jest powiedzieć do czego się dąży. Wszelkie chęci, pragnienia są bardzo przytłumione. Trzeba na nowo nauczyć się marzyć, walczyć, żyć.
-
Zatem odpowiadam. Łącznie walczę 2 lata. Po chwili przerwy wróciłam do leków i leczę się na dzień dzisiejszy ponad 4 miesiące. Mam depresję endogenną. Bez większych lęków. Głównym problemem jest kompletna apatia i zobojętnienie. Nic mnie nie obchodzi, mam spore braki w sferze emocjonalnej. Pracować na szczęście jeszcze nie muszę. Pozdrawiam. Mam nadzieję, że wysztko się ułoży.
-
Nie musisz się obawiać. To także normalne objawy depresji. Jednego dnia poprawiał się nastrój, a potem wszystko się waliło. Tak samo z problemami. Banalne czynności stają się ekstremalnie trudnymi. Wyjście z domu może wydawać się niewykonalne. Ale na to trzeba trochę czasu. Powoli będzie lepiej. Jeśli dziś poczułaś się lepiej, to dobry znak. Nawet jeśli miałby się nastrój pogorszyć. Bo jest nadzieja. Możliwym jest poczuć się dobrze. Także trzymaj się. Pozdrawiam.
-
Wszyscy tu tak wrzeszczą a ja powiem szczerze, że wiem o czym ja ja i ja mówi. Sama przechodziłam przez okres samouwielbienia, megalomanii, pogardy dla ludzkości itp. Byłam istotą wybraną przez absolut, najmądrzejszą na świecie, najpiękniejszą a reszta to tylko głupie i bezmyślne pionki. Zaczęłam gubić się w tej nienawiści do świata, wielbieniu siebie ponad wszystko. Pogardliwe spojrzenia i niechęć ludzi do mnie przestały sprawiać mi satysfakcję. Po części uwolniłam się z tej "manii wielkości". Nie wiem czy jest lepiej, nie wiem czy jest gorzej. Nie umiem powiedzieć co jest dobre a co złe. Co powinnam robić a czego nie. Ale spojrzałam na siebie realistycznie. Pozwalając sobie na słabości oraz na talenty. Chyba jest łatwiej. Nie muszę walczyć z otoczeniem. Zachowuję nieco sił. Jest łatwiej. Staram się wierzyć, że postępując w ten sposób niczego nie stracę. Nauczyłam dogadywać się z ludźmi. Nawet spokojnie rozmawiać z tymi, których niegdyś uważałabym za kretynów. Coś we mnie pękło. Chyba wyszło to na dobre, bo nie czuję takiej nienawiści do świata. Nie męczy mnie to. Choć nadal mam momentami zawyżone poczucie wartości staram się hamować, tak samo kiedy spadam na dno. Wiem, że to może zabrzmieć dziwnie. Ale warto nauczyć się nieco empatii i zrozumienia wobec innych. Łatwiej wtedy wytrwać ze samym sobą. Nie ma tyle nienawiści, bólu itd. Pozdrawiam.
-
Ja przy rozpoczynaniu leczenia i zwiększaniu dawek Seronilu czułam się paskudnie. Mniej więcej po tygodniu. Okropne pogorszenie stanu. Poza tym może przyłapałaś się na tym co ja. Otóż, czasem wydaje mi się, że już się poprawia, jakoś będzie. Aż uświadamiam sobie, że nic się nie zmienia. Im bardziej podskoczę do góry, tymbardziej upadek jest bolesny. Dlatego pamiętaj, aby nie wymagać za dużo od siebie. A wręcz bardzo mało. Wszystko stopniowo, powoli i delikatnie.
-
Suchość w ustach jest jak najnormalniejszym objawem. Radzę sobie przygotować duże zapasy wody. Bo to niestety nie przechodzi. Zmniejsza nasilenie, ale jednak wciąż suszy. Wrażenie ucisku w okolicach gardła też miałam, ale tylko na początku. Więc bez obaw. Z kolei z tym rozwolnieniem po 8 dniach to trochę nie bardzo. Po tym czasie skutki uboczne raczej mijają. Jesteś pewna, że to po lekach?
-
Właśnie odstawiłam Seronil. Nie dość, że nic nie dawał to jeszcze nie miałam kompletnie apetytu. Do tego byłam bardziej nerwowa. Rzaba, jest bardzo wiele różnych leków, powiedz lekarzowi, że straciłaś ochotę na jedzenie. Może zmienić na skuteczniejszy lek, który nie będzie tak obniżał łaknienia. Jeśli nic nie jesz i chudniesz, to też niedobrze dla choroby. Pożywienie jest potrzebne aby organizm zdrowo pracował. A fluoksetyna ma to do siebie, że obniża apetyt. Zależy też jak długo bierzesz Seronil i jakie daje efekty. Pozdrawiam.
-
By zapomnieć o przeszłości i takich pierdołach przydatna jest psychoterapia. A i miłość nie jest najważniejszą rzeczą. Od dziecka nam się to wmawia a my w to wierzymy. Nie zgadzam się z tym o czym tu mówicie. Korzystałam z pomocy psychologa. Ale wszystko mam poukładane. Żadnych traumatycznych przeżyć, złych nawyków. Wszystko, a przynajmniej większa część siedzi w hormonach. Niezależnie od sytuacji, ja czuję się tak samo. Nawet nie mam większych problemów ze sobą. Jedyną przeszkodą jest zniechęcenie, ból, brak życia wewnętrznego. Totalne zniszczenie duszy. Wiem, że nie naprawiła by tego żadna miłość, żaden sukces, żadne osiągnięcia ani korzystne sytuacje. Jedynie leki są moją podporą, bez nich bym padła. Ale może to być również kwestia tego, że depresja się zaczęła bez żadnej przyczyny. Prawdopodobnie jak mówi lekarz endogenna. Inaczej wszystko wygląda, gdy przeżyło się jakieś okropne zdarzenie bądź straciło kogoś.
-
SULPIRYD (Sulpiryd Hasco/Teva)
laven odpowiedział(a) na anonimowy-zalamany temat w Leki przeciwpsychotyczne
Trochę mnie tu nastraszono. Właśnie odstawiam Seronil bo fatalnie na mnie działał. Pozostaję przy Efectinie i właśnie lekarka dorzuciła mi Sulpiryd. Trochę mnie to jakby zaniepokoiło. Czy rzeczywiście pobudza i działa "antyautystycznie"? Moja depresja doprowadziła mnie do stanu kompletnej obojętności, braku sił, chęci. Mam nadzieję, że ten lek zadziała. Choć mam trochę obaw... Ale się zobaczy. Co lekarz powie. Po jakim czasie widać efekty działania? -
Oj. Wystarczyło, że mnie przez dzień nie było, a tu takie zaległości. Nawet nie wiem o co chodzi. Ale byłam u lekarza. Wywalił mi Seronil. Zamienił na Sulpiryd. Zobaczymy co z tego wyjdzie. Teraz kobieta ma urlop, ale po będę się chyba widywać co tydzień. Żeby leki lepiej dopasować i być na bieżąco. W szpitalach wiadomo strajk i kaplica. Zresztą żadna terapia, zbyt wiele mi by raczej nie dała. Mam w mózgu pustkę. Narazie jedynie leki jakoś mnie trzymają. Znowu mam czekać. Nie wiem ile jeszcze. Nie mam na to siły. Ale poczekam. Może Sulpiryd coś da? Pozdrawiam.