Szukałam jakiś stron, opowieści ludzi, którzy wygrali z autoagresją (przynajmniej nie robią tego - uzależnionym jest się przecież całe życie...), każdy z nich miał KOGOŚ. Nawet, jeśli pisali o samotności, to jednak ZAWSZE był jakiś przyjaciel, kolega, rodzic etc.. Walczą dla siebie i dla NICH. A ja nie mam NIKOGO. Tkwię sama w swoich lękach i uzależnieniach. Chciałabym walczyć, ale nie mam sił. NIE MAM. Nie chce mi się walczyć dla samej siebie - bo jestem nic niewarta i NIENAWIDZĘ siebie.
Co się ze mną dzieje, gdzie zgubiłam kontrolę...