Skocz do zawartości
Nerwica.com

niosaca_radosc

Użytkownik
  • Postów

    2 381
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez niosaca_radosc

  1. antylopa, to była, a w zasadzie jeszcze jest 3-letnia terapia w nurcie poznawczo-behawioralnym. Półtorej roku spotkania 2/tydzień potem jedno. Caly czas u jednej terapeutki. Pierwszy rok to w zasadzie było bardzo mocne pogorszenie i naprawdę nie wiem jak to przetrwałam. Drugi rok był trudny, w zasadzie beznadziejny, ale były lepsze momenty. Dopiero trzeci rok przyniósł znaczącą poprawę. Nie brzmi optymistycznie? Bzdura! Trochę to trwało - ok, ale zwlekałam prawie 13 lat z podjęciem leczenia, przez co doprowadziłam się na skraj, a wtedy trudno było znaleźć siłę. Ale warto było. Naprawdę warto.
  2. veronique, nie czekaj na moment, kiedy będziesz na skraju. Walcz o siebie i swoje szczęście. Naprawdę warto. Też byłam w podobnym stanie i nie chciałam już żyć. W dodatku wiele razy. Ale żyję i teraz bardzo się z tego cieszę. Terapia przyniosła w końcu efekty i jestem zdrowa i szczęśliwa.
  3. Wera888, dziękuję. A co do tego, o czym pisałam, to szczera prawda. Naprawdę nie warto czekać zbyt długo, bo potem dużo trudniej jest z tego wyjść. Kosztuje to bardzo wiele pracy i wysiłku. A po co do tego dopuścić, jeśli można szybciej coś z tym zrobić. Sama popełniłam ten błąd, dlatego mówię, że nie warto.
  4. Ryuuk, ja przy 173 tylko chciałam ważyć poniżej 50, najlepiej czterdzieści parę i już specjaliści próbowali coś z tym robić. Ważyłam dużo, dużo więcej, ale zaburzenia odżywiania mogą dotknąć każdego. Poza tym, na pewno potraktują Cię poważnie - wierz mi, nie trzeba czekać do bardzo złego stanu, żeby poprosić o pomoc i próbować coś zmienić. Tak naprawdę im szybciej skorzystasz z pomocy, tym lepiej. Nie warto czekać.
  5. zima, czy Twoje znanie się na odchudzaniu polega właśnie na łykaniu tabletek? Jeśli tak, to współczuję... A wracając do tematu - autorze, myślę że psychoterapia naprawdę mogłaby Ci pomóc. Wg mnie to dobre wyjście.
  6. niosaca_radosc

    Cześć

    Ryuuk, strach przed specjalistą na początku towarzyszy chyba każdemu. U mnie to była wręcz panika, ale teraz po czasie nie żałuję, że się zdecydowałam. Dzięki temu jestem inną osobą. Także walcz o siebie, zwłaszcza że samookaleczanie to poważna sprawa.
  7. niosaca_radosc

    Dobry.

    sailorka, polemizowałabym... Agonia, witaj na forum. Rozgość się i zapraszamy do dyskusji.
  8. Anetixi, uważam, że na terapię uzależnień mogłabyś chodzić jako hmmmm "dodatek"? Tak naprawdę najważniejsze, żeby ogarnąć BPD. To jest cała masa problemów, kiepskich mechanizmów i różnych zachowań często utrudniających terapię. Ale da się to przezwyciężyć właśnie dzięki terapii. Tyle że podstawowym warunkiem jest terapeuta, z którym będziemy potrafili rozmawiać i załapać dobry kontakt. To jest najważniejsze wg mnie. Odnośnie terapii grupowych - cóż, to dość specyficzne formy pomocy i nie każdemu one odpowiadają. Osobiście twierdzę, że w wielu aspektach mogą pomóc (choć czasami nawet nie zdajemy sobie z tego sprawy), ale są rzeczy, o których ja np. nie umiałabym rozmawiać na grupie. Pod tym względem indywidualna jest lepsza. No i nie oszukujmy się, terapie grupowe stosunkowo szybko się kończą i nie da się na nich przepracować głębszych problemów. Do tego potrzeba długiej terapii, a to może zapewnić tylko indywidualna.
  9. A mnie wkurza to, że nie mam tyle czasu ile bym chciała mieć i to, że jestem tak daleko od niektórych ludzi, z którymi chciałabym się widzieć tu i teraz...
  10. devnull, nie znam Warszawy, ale polukaj w tematach lub ofertach. Na pewno sporo tu osób ze stolicy i nie wierzę, że wszyscy chodzą prywatnie. Sama też coś poszukam, bo naprawdę wierzę, że każdy może wyjść z tego bagna, kiedy otrzyma odpowiednią pomoc. Ja jestem z Trójmiasta, u mnie się czekało różnie, od pół roku do nawet dwóch lat, w zależności od miejsca. W Szczecinie podobnie, choć wszędzie może się zwolnić miejsce i uda się wcześniej.
  11. Kasa jest jedną z opcji. Pójście na prywatną psychoterapię jeśli ktoś może sobie na to pozwolić, to jedno wyjście. Ale proszę, nie wciskaj mi tu kitu, że NIKT nie zaproponuje Ci terapii raz w tygodniu, bo albo nie wiesz co piszesz, albo piszesz byle pisać i postawić na swoim. Psychoterapia w pełnym tego słowa znaczeniu, to tylko i wyłącznie spotkania co najmniej raz w tygodniu. Jeżeli chcesz coś na teraz zaraz, to zgadzam się nikt Ci tego nie zapewni, ale psychoterapia na którą się zapiszesz i odczekasz swoje (jak na wszystko w NFZ-cie, to normalna psychoterapia z cotygodniowymi spotkaniami. wolałabym głodem przymierać, ledwo wiązać koniec z końcem, zadłużyć się wszędzie gdzie możliwe, po bankach i innych dziwadłach, ciotkach, wujkach, babciach, dziadkach, sprzedać wszystko, co mam byle tylko mieć te 400 zł na terapię i leki...
  12. devnull, ok, post wyszedł pretensjonalny - przepraszam. Kilka miesięcy to za mało. Ja przez kilka miesięcy, to zdobywałam zaufanie terapeutki i próbowałam zacząć coś mówić. Może uznasz to za śmieszne, ale po 1,5 roku, może więcej po raz pierwszy spojrzałam terapeutce w oczy. I tak, to jest długa, żmudna droga. I szukanie odpowiedniej osoby, może zająć sporo czasu i przynieść wiele rozczarowań i porażek. Wszystko po przeżyłam. Ale teraz, po kilku latach intensywnej terapii u jednej terapeutki uważam, że warto było. Niedoinformowanie. Psychoterapia na NFZ (jakakolwiek, choć często jest to psychodynamiczna, ale można się też rozejrzeć za poznawczo-behawioralną) zawsze jest raz w tygodniu. Te spotkania co 3-4 tygodnie to pogaduszki z facetem/babką, który może i ma certyfikat, ale z prawdziwą psychoterapią nie ma to nic wspólnego. Fakt, czeka się na taką terapię na NFZ, od razu Cię nie przyjmą, ale warto poczekać nawet te pół roku, rok niż skazywać się na przegraną. Ja akurat chodziłam zupełnie prywatnie, ale byłam w takim stanie, że raz po raz znajdywałam się w szpitalach i było coraz gorzej... Wtedy tak naprawdę podjęła za mnie decyzję rodzina, a teraz jej za to dziękuję. A z perspektywy czasu powiem, że lepiej się nawet zadłużyć i wyjść z choroby niż skazywać się na stagnację (to określenie dotyczy mojego własnego doświadczenia, bo ja już nie żyłam normalnie - ja wegetowałam). Może i modne. Może nie. Nie wiem. Wtedy oddałabym wszystko, żeby moja diagnoza była niesłuszna, bo jej nienawidziłam. Diagnozy oczywiście. Niestety była prawdziwa. A w moim wypadku przeczytane teksty, że zaburzenia osobowości to już na zawsze, a BPD w szczególności, bo tego nie da się wykorzenić, zwłaszcza po ok 15-20-25 latach utartych zachowań, myśli i schematów. Ale guzik prawda. Dało się! I przepraszam za pretensjonalność postu poprzedniego, ale naprawdę da zmienić swoje życie, a zwłaszcza osobowość, bo to są tylko zaburzenia. To nie jest choroba! I to nawet z NFZ, bo jeśli zapiszesz się na prawdziwą psychoterapię, ta zawsze jest raz w tygodniu i trwa dosyć długo (w psychodynamicznej wiem, że ok 2, nawet 3 lat jak się uda).
  13. Największy bullshit jaki słyszałam. I nie mówię, bo kuzynka wujka Staszka wyzdrowiała, ale sama jestem na ostatniej prostej. A zdiagnozowano u mnie BPD, które ponoć jest już w ogóle najgorszym gównem. Więc przestańcie sobie powtarzać, że tego się nie da, tamtego się nie da, bo z takim podejściem, to i palec w czterech literach złamiecie. To jest trudne, bardzo trudne, a przed większość czasu z kilkuletniej terapii byłam stuprocentowo pewna, że niemożliwe (tak , jak Wy teraz).Ale piszę to, żebyście nie wierzyli w to, co podpowiada Wam choroba/zaburzenie/uzależnienie, bo wszystko można zmienić, w zależności tylko od ilości poświęconego czasu i pracy. Potu i łez.
  14. Werty, inbvo, mam bordera, jestem dziewczyną i powiem szczerze, że ciężko się czytało Wasze wypowiedzi (coś tam w środku zakuło), dlatego spróbuję się wypowiedzieć. Rozumiem Wasze negatywne doświadczenie po związku z borderkami i nie dziwię się, że macie teraz takie zdanie. Mówię szczerze. Jeśli trafiliście na dziewczynę z borderline, która się nie leczy i zupełnie nic z sobą nie robi, to naprawdę ciężko jest to znieść. Chciałabym jednak rozjaśnić parę rzeczy. Borderline to ogromny wór emocji i nie ma dwóch takich samych borderek. Przede wszystkim borderline dzieli się na acting in i acting out. Obaj pisaliście o agresji takich dziewczyn, o ich inteligencji, o ogromnych wymaganiach, którym nie sposób sprostać - wszystkie te cechy posiadają acting iny i outy, z tą różnicą, że acting in kieruje te emocje do wewnątrz, czyli na siebie (autoagresja, stawiania sobie niewykonalnych wymagań itp.), a acting out na zewnątrz, czyli na swoje otoczenie (ataki agresji w stosunku do bliskich, stawianie wymagań innym itp.). Nie będę pisać, że borderline to nic takiego, bo to nieprawda. To ciężka sprawa i tylko długotrwała terapia może coś tu zdziałać. Ale tak jak ktoś pisał wcześniej, poznawczo-behawioralna przynosi niezłe efekty. Po prawie 3 latach terapii zmieniło się bardzo dużo, oczywiście na plus.
  15. Karta jest wygodna, nie powiem, ale nie jestem zwolenniczką całkowitego wycofania banknotów. Zlikwidowałabym za to piekielne miedziaki. Po co one komu? Nie chodzi o słynne: będę winna grosika, bo zamieniłoby się w będę winna 10 groszy, ale o finanse. Wyprodukowanie monety 1 gr i 2 gr jest zwyczajnie droższe niż sama wartość monety, przez co zadłużamy się produkując pieniądze Paranoja
  16. Ale nie wydaje mi się, żeby Kaleb nakłaniał do kłamania. Najlepiej będzie jak sam się wypowie, ale ja zrozumiałam to trochę inaczej. Tzn. mówić prawdę, ale nie całą na raz. Po prostu pokazać się z jak najlepszej strony, przedstawić zalety, a niekonieczne na pierwszej randce mówić, że np. od 5 lat leczy się psychiatrycznie. Ludzie nadal "boją" się słowa psychiatra i nie znając danej osoby po prostu uciekną. Kiedy jednak najpierw poznają człowieka z innej strony, a dopiero później dowiedzą się, że ma problemy, w wyniku których się leczy i chodzi np. na terapię, wszystko może się inaczej potoczyć.
  17. Natalia 7, 8 lat? O, kurczaki, faktycznie długo... Ale widzę, że piszesz w czasie przeszłym, więc jest poprawa, tak?
  18. Ja uważam, że to trochę ściąganie kasy z ludzi. Nie wierzę, że to da takie same rezultaty jak kontakt face to face. Jestem w stanie zaakceptować taką formę jedynie jeśli wyjeżdżamy gdzieś na dłużej (roczny zagraniczny kontrakt), a chcemy kontynuować terapię z dotychczasowym terapeutą. Jakoś nie przemawia do mnie zaczynanie terapii w takiej formie. Rozmowy z psychologiem jestem w stanie zaakceptować, ale nie długotrwałą terapię.
  19. Czasami żałuję, że żyję... Zawsze żałuję, że jestem zaburzona... Codziennie żałuję, że jestem sama... Dziś żałuję, że się izoluję... I wiele, wiele innych...
  20. No, ale jak już mamy tą chemię (nawet z zupki chińskiej ), to jest ok. A moim zdaniem obojętnie, gdzie człowiek pozna partnera. Bo co za różnica czy spotka faceta na nerwica.com, w sexshopie czy portalu randkowym?
  21. cyklopka, ok, podchodzisz do tematu dość rozsądnie. Dwa tygodnie temu mogłaś czuć się zupełnie inaczej niż teraz, kiedy minęło tyle czasu i możesz spojrzeć na sytuację na chłodno. Jest jednak jeszcze jedna sprawa. Ty twierdzisz, że nie jesteś, ale osoba zupełnie bezstronna twierdzi, że jesteś...
  22. carlosbueno, może i jestem w mniejszości. Ale już wystarczająco się nacierpiałam. W związku chciałabym czuć się bezpiecznie, dlatego sory, ale wolę normalnego faceta, a nie "bad boya", jak sam to określiłeś.
  23. ladywind, nie chodziło mi o to, że zwracanie uwagi na wygląd, to coś złego. Wręcz przeciwnie. Tylko wkurza mnie takie gadanie, że tylko wnętrze się liczy. Przecież wiadomo, że jeśli no za cholerę nie możemy się przemóc i wręcz patrzeć na daną osobę nie możemy, to choćby nie wiadomo jak fajna była, ciężko będzie stworzyć związek... O ile w ogóle się da.
  24. cyklopka, nie chcę Cię atakować, broń Boże, ale Twoje wypowiedzi są niespójne. Raz piszesz, że Cię przezwała i że jak lekarka w ogóle tak mogła. Potem piszesz, że powiedziała to z troską w głosie, czyli że nie był to negatywny komentarz. Potem piszesz, że nie miała złych intencji, ale nie potraktowała Cię poważnie. Troska w głosie, niepokój, stwierdzenie, że nadal wyglądasz chudo - jednym słowem wyraźne zainteresowanie tą sprawą ze strony lekarki, ale wg Ciebie nie było to poważne traktowanie. Później twierdzisz, że komentarze odnośnie wyglądu, nieważne jakie by one nie były, zazwyczaj odbierasz negatywnie, ale zaraz potem dodajesz, że nietrafiony komplement jest gorszy od trafnej krytyki. Tylko, że gdyby Cię skrytykowała, jeszcze bardziej miałabyś jej to za złe, tym bardziej, że zdanie wcześniej sama stwierdziłaś, że wszelkie komentarze dotyczące wyglądu odbierasz negatywnie... Dążę do tego, żebyś na spokojnie się nad tym zastanowiła i bardziej skupiła się nad tym co się dzieje w Twojej głowie. Odszukała sedno problemu. Dlaczego tak się zezłościłaś i dlaczego Twoje wypowiedzi się nie zazębiają. I najważniejsze, jak sobie poradzić ze skrzywionym obrazem siebie - bo myślę, że o to tutaj chodzi.
×