Skocz do zawartości
Nerwica.com

czeliczekm

Użytkownik
  • Postów

    7
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Osiągnięcia czeliczekm

  1. Nie uważam, by można było określić lepszość/gorszość uniwersalną dla wszystkich, także nie mogę odpowiadać za to, co sądzisz, że uważam. Zawsze pozostaje nie rozmawiać ze mną, jeśli czujesz się traktowana gorzej (a w tym wypadku polecam zmienić sygnaturkę, by nie wprowadzać w błąd tych, którzy zwrócą się do Ciebie o pomoc). Zwróciłem uwagę, że żadnej porady nie udzieliłaś, a jeśli masz ochotę kogoś urazić to niestety nie jestem na to zbyt czuły - jedna z zalet ciągłego ryzyka. Artemizja - dzięki za pomoc :) Przypomniałem sobie, że znam jedną psycholożkę, zapytam ją o sprawę, jeśli nadal pracuje w branży. Może coś się dowiem i zaczniemy działać.
  2. zima, to nie moje uzasadnienie, tylko opinia ludzi zajmujących się tematyka ortopedii i endokrynologii od dekady, więc to bez różnicy czy to co mówię jest przekonujące dla Ciebie. Gdyby było to możliwe, dawno bym sobie z wagą poradził, bo mam znajomego trenera personalnego i nie ma żadnego problemu z dostępem do siłowni, czy dietetyka. Mam wrażenie, że z mojego postu odczytałaś "czuję się źle ze swoją wagą, dlatego tyję 10kg tygodniowo i nie chcę schudnąć". Jeśli tak, to przeczytaj jeszcze raz :) Jak już mówiłem, mając "zabronione" przez ortopedę wykonywanie ćwiczeń takich jak bieganie, przysiady, rower, czy godzinny spacer, nie bardzo mam ochotę ryzykować pogorszenie i ponowną rehabilitację. Temat ten nie dotyczy odchudzania. Artemizja, może rozważę to, ale pisałem tutaj właśnie po to, żeby nie musieć :) Nie jestem przekonany do lekarzy, którzy każdy temat załatwiają tabletką (mam znajomego, który od psychiatry z powodu stresu szkolnego od razu dostał tabletki i rozmowa dotyczyła jedynie diagnozy, mój ojciec w nerwicy również tylko tyle uświadczył, a wizyty załatwiał z 5 minut, bo lekarz uznał, że wystarczy wypisać receptę i spytać czy pomaga) i grzebią w dzieciństwie. Znam sporo osób, którym "chorobę" wkręcono dopiero na terapii, nie licząc już perfidnego przedłużania terapii, byleby mieć stałego, wiernego klienta. Spotkałem się też z wrednym wykorzystywaniem efektu horoskopowego (czyli używania truizmów prawdziwych dla większości ludzi) i przypisywaniem wszystkich możliwych "objawów" do założonej od początku choroby, byleby tylko przekonać delikwenta, że potrzebna mu pomoc. Nie kojarzysz może metod, które można stosować samemu? Leków na pewno nie wezmę, a mam dość silny autorytet wewnętrzny i nie widzę siebie spowiadającego się panu specjaliście :)
  3. Nie do końca wiem, jak pracować na najgłębszym poziomie emocji. Przykładowo, jestem w stanie sporo zmienić na szybko, jako że z psychologią bawiłem się od paru lat, tyle tylko, że np. nigdy nie udało mi się porządnie zmienić swojej nieśmiałości i kompleksów odnośnie tego, jak wyglądam, toteż odpada u mnie opcja poznawania nowych ludzi, czy kobiet. Zabawne jest to, że gdy jakakolwiek dziewczyna zaczyna mi się podobać albo ja jej (co nieracjonalnie uważam za niemożliwe, przez co sabotuję każdą akcję szukając w głowie powodu, dla którego nie warto się z nią widywać), to zaczynam się tak napinać i denerwować, że albo w ogóle kończe znajomość, albo moje napięcie po prostu ją odstrasza. Oczywiście nikomu tego nie pokazałem i wie o tym tylko parę osób, przy reszcie po prostu nie daję tego poznać. Cały problem z tym, że nie lubię siebie i nie uważam za atrakcyjnego fizycznie (bo intelektualnie bardzo, to jedyne na czym opieram te resztki pewności siebie) do tego stopnia, że nie spotykam się z dziewczynami. W ogóle. Jak widzisz, to nie jest normalna osobowość. Inna sprawa to to, że jestem cholernie krytyczny wobec ludzi (przerośnięte ego i odrzucenie ludzi z cechami, których boję się mieć u siebie ). Taka mieszanka sprawia, że co prawda jestem bardzo produktywny (bo nie dość że spędzam masę czasu sam to jeszcze cały testosteron z uwodzenia przerzuciłem na podbijanie rynku, mówiąc pół serio ) i mogę sobie podbudować ego podziwem, ale nie mogę zaspokoić podstawowej potrzeby posiadania przyjaciela, czy partnerki. Tragedia. Okropnie martwią mnie też rzeczy, które normalny człowiek bagatelizuje. Nie tylko to, o czym mówiłem wcześniej, ale też np. sytuacja z wojną, która może się nieciekawie rozkręcić. Ostatnie dwa dni, gdy dowiedziałem się o poborze do wojska ludzi nigdy nie będących rezerwistami (na razie dla ochotników), nie mogłem prawie spać przez dwie noce. Czy to normalne? Nie, ale nie umiem inaczej. Najśmieszniejsze jest to, że gdy wkraczam w tematykę związaną z biznesem, czy nauką nowych umiejętności, mogę debatować z największymi szychami i nie mam za grosz niepewności, bo czuję się jak ryba w wodzie. Zabawne, że można być tak różnym zależnie od kontekstu życiowego i kompletnie nie radzić sobie z podstawami. Podsumowując, moje dołki biorą się z tego, że po wielkiej radości z tego, co mi się udaje, dochodzę do wniosku że w końcu trzeba wrócić do pustego mieszkania i nie ma z kim podzielić się sukcesem, nikt nie czeka, nie ma przyjaciół z ktorymi można o tym porozmawiać, bo większość z nich jest zbyt gnuśna, by cokolwiek osiągnąć i krytykują/zazdroszczą każdemu, kto powie cokolwiek o powodzeniu. Tak więc jestem samotny, nienawidzę ludzi za to że tak strasznie ich potrzebuję, a nie mam nikogo. EDIT: Co do pytania o schudnięcie, jak najbardziej działam w tym temacie :) Problem jest jednak z tym, że jestem po mocnej kontuzji nogi i praktycznie 90% ćwiczeń obecnie odpada. Sprawę komplikuje też kłopot z tarczycą. Wg endokrynologa, nie jest u mnie możliwe zdrowe zejście z wagi szybciej, niż 1kg miesięcznie, a i to przy świetnej diecie. Przy szybszym tempie po prostu niszczą się włosy i występują problemy z hormonem TSH. Ale nadwaga to tylko część problemu, sama ona to kwestia techniczna, w głowie pozostają inne rzeczy. Wiesz, ktoś kto boi się biedy może zarobić kasę a nadal się bać, że go okradną i nie wytłumaczysz mu, że już nie ma czego się bać :) To coś takiego, nie szukaj tu racjonalnego wyjaśnienia, bo jest ich masa, tyle że nie działają, tak samo jak nie działa przekonanie kogoś, że powinien przestać kochać partnera, gdy ten go zdradził. Emocje a logika, nie do końca działają w zgodzie.
  4. Pamiętaj tez, żeby nie iść w drugie ekstremum i nie olewać nauki/pracy dla pełnego wejścia w życie społeczne. Wiesz pewnie, jak wielu ludzi żałuje, że przebalowało czas studiów i teraz zarabia grosze - to też OGROMNY powód do depresji. Ćwiczysz na siłowni, więc będziesz miał (albo już masz) świetne ciało, więc kwestię podejścia masz już zalatwioną. Teraz podejście mentalne do siebie i do nich. Jesteś na lepszej pozycji niż Ci się wydaje
  5. Nie pocieszę, ale łączę się w bólu. W 2011 roku zerwałem z dziewczyną, 8 miesięcy nie żyłem inaczej niż zombie/zwierzę, nie sypiałem po 2-3 noce z rzędu, by potem paść i spać 24h na raz, po czym powtórka. Od tamtej pory z żadną się nawet nie spotkałem. Nie jesteś sam Dlatego nigdy nie zgodzę się ze stwierdzeniem, że związek jest lekiem na całe zło. Ktoś, kto nie umie być szczęśliwy sam (jak np. ja) nie będzie potrafił być z kimś, bo się uzależni.
  6. czeliczekm

    Trudne życie

    Interesuj się informatyką w takim stopniu, żebyś nie miał lepszych od siebie. Mówię serio - ja tak zrobiłem. Byłem wyśmiewanym dzieciakiem, którego wszyscy nienawidzili, "zmarnowałem" przez to większość życia i mimo, że stany depresyjne zostały (choć nie wiem czy to choroba, może zwykłe dołki), to zbudowałem firmę, mam "w ręku" cztery zawody, do tego uczę ludzi i finanse przestały być jakimkolwiek problemem, bo stałem się człowiekiem-orkiestrą dzięki przerzuceniu całego zaangażowania z rodziny i przyjaciół na własny rozwoj. Przeszłość nie zniknie i nie zostaniesz wyleczony w 100% dzięki mojej metodzie, ale przyznasz, że lepiej płakać w Porsche, niż na rowerze. Nie odbierz tego jako chwalenie się, po prostu uważam, że ludzie mający problemy psychiczne są w stanie wykrzesać z siebie ogrom energii właśnie przez to, jak zranieni się czują. Póki nie znajdziesz konkretnej pomocy psychologicznej (a ja np. nie znalazłem), nap****aj jak się tylko da. Nie masz kasy? W porządku, informatyka to jeden z najlepiej opisanych tematów w internecie za darmo. Skąd wiem? Bo jestem po technikum informatycznym, potrafię programować, tworzyć strony internetowe, grafikę zarówno na potrzeby marketingu jak i artystyczną, sprzedaję swoje produkty przez internet i większość z tej wiedzy znajdziesz za darmo. Czytaj jak opętany, jedna książka tygodniowo. Przeczytaj książki Briana Tracy, przeczytaj "Obudź w sobie olbrzyma". Brzmi śmiesznie? Może, ale sądzę, że ból jaki zagwarantowali Ci najbliżsi nauczyły Cię już, żeby coraz mniej martwić się tym, co ktoś myśli i czy będą się śmiać jak zaczniesz się rozwijać. U mnie przynajmniej tak było - teraz martwię się tylko swoimi demonami, inni nie mają już tej mocy. Też tak możesz, tylko potrzebujesz dać sobie kopa. Jeśli faktycznie będziesz chciał zacząć działać tak, jak mówię i stwierdzisz, że potrzebujesz więcej książek/kursów/wiedzy/pomysłów to możesz do mnie napisać. I nie, nie będę nic sprzedawał Czasem jak mam gorsze dni to pomagam sobie myśląc, że są ludzie, którzy: - byli torturowani, przez co zamknęli się w sobie na resztę życia nie reagując na bodźce - byli na wojnie, gdzie widzieli i musieli robić (lub im robiono) rzeczy nie dające się zrozumieć zwyczajnemu człowiekowi - byli więzieni w piwnicy przez 24 lata i gwałceni przez własnego ojca - spaleni żywcem, bo wyznawali inną wiarę - zabici, bo byli innej orientacji seksualnej I wtedy zadaję sobie pytanie - czy ja naprawdę mam tak źle? Może to Ci na chwilę pomoże. Wiem po części co czujesz, bo moja rodzina też się rozpadła, w nikim nie znajdywałem oparcia, bo nie są to ludzie ani uczuciowi ani inteligentni, a wszystkich znajomych jakich mam i jakich lubię znają mnie z internetu. Jesteśmy uszkodzeni ale cały czas pozostaje pytanie, co zrobimy z tym co dopiero przyjdzie.
  7. Cześć :) Zarejestrowałem się na tym forum, ponieważ od pewnego czasu w głowie kłębi mi się myśl, że dołki to jednak nie tylko kwestia przypadkowego nastroju. Od zawsze zdarzały mi się okresy beznadziejnego nastroju, często były spowodowane nietolerancją ze strony innych, ponieważ zawsze miałem mocną nadwagę i nie było łatwo. Zajmuję się rozwojem osobistym i odkąd to zacząłem, zrobiłem ogromny postęp. Nie mam tu na myśli głupawego skakania do nieba z okrzykiem "mogę być szczęśliwy". Raczej chodzi mi o to, że udało mi się rozwinąć w sobie bardzo wysoki poziom kompetencji (nie będę pisał o zawodzie bo to nieistotne) i posiadam własną firmę realizując marzenie "nigdy na etat". Mam świadomość, że moja ambicja bierze się z niedowartościowania, bo sam w sobie widzę okresy, kiedy po jakimś sukcesie dosłownie tryskam przechwałkami i muszę to w sobie dusić, bo nie chcę zniechęcać znajomych. Moje dołki zdarzają się dosyć często i dobija mnie wiele rzeczy, szczególnie dziwne wydaje mi się to, że czasami rozmyślam na czyiś temat i gdy wiem o ich problemach, dochodzę do takiego stanu, że całe życie wydaje się bez sensu i nie mogę pojąć, jak mogli zostać tak skrzywdzeni. To samo tyczy się mojego życia, ponieważ cholernie obwiniam rodzinę o to, jak zniszczyła mi zdrowie (teraz dbam o nie sam, ale chodzi mi o wiek dziecięcy, kiedy 5 latek karmiony MC Donaldem nie bardzo miał świadomość, że trzeba dbać o siebie), relacje z ludźmi (teraz rzadko się z nimi spotykam, mam może 4 przyjaciół których i tak uznaję raczej za zamaskowanych cwaniaków sądząc po tym, co robią innym). Mam żal o to, że nigdy nie byłem specjalnie lubiany, zawsze były docinki i nienawiść. Nie płaczę z tego powodu już teraz, raczej mam poczucie pewnego zmarnowanego czasu, który mogłem przeznaczyć na dziewczyny, fajną zabawę, zamiast na dołki i tłumaczenie sobie, że ważniejsza jest ciągła praca i nauka (choć dochodowa i przynosząca uznanie którego nigdy wcześniej nie miałem). Czy coś podobnego jest normalne, czy może to już choroba? Nie oczekuję naiwnego pocieszenia, bo daję sobie jakoś radę i nie mam myśli samobójczych, nauczyłem się "przeczekiwać" te dołki ze świadomością, że przechodzą jak każda emocja. Chciałbym tylko wiedzieć, czy coś takiego ma każdy i czy właśnie to nazywa się zwykłym "złym dniem"? Czy każdy rozmyśla na takie tematy, które "na zimno" wydają się bez sensu i bez znaczenia? Jak widzicie, dość sporo emocji wypieram i rekompensuję sobie je za pomocą ambicji. Też to widzę, proszę mnie za to nie jechać Pozdrawiam, Marcin
×