Skocz do zawartości
Nerwica.com

Vian

Użytkownik
  • Postów

    2 280
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez Vian

  1. Proszę. :) Idź do psychologa po dokładną diagnozę i na terapię, bo może się skończyć załamaniem psychicznym kiedy stres, żale i frustracje osiągną jakąś tam Twoją granicę wytrzymałości.
  2. Nie masz schizofrenii, prawdopodobnie zaburzenia na tle nerwicowym. Żeby powiedzieć dokładniej niestety musiałabyś napisać o tych sprawach osobistych.
  3. Napisz parę słów o sobie. Czy kierujesz się raczej zimną logiką czy kobiecą intuicją? Czy jesteś osobą żywą, towarzyską, czy lubisz czasem pobyć sama i pomyśleć? Czy masz wielu znajomych, jesteś lubiana, popularna? Czy wolisz spędzać czas aktywnie czy raczej na siedząco? Czy często zdarza Ci się myśleć tzw. o życiu? Czy określiłabyś się jako szczęśliwą osobę? Czy łatwo się denerwujesz, przeżywasz stresy? Czy dużo tych stresów miałaś w ciągu ostatniego powiedzmy roku? Czy dobrze dogadujesz się z rodziną? Czy masz przyjaciół takich od serca, którym możesz powiedzieć wszystko? Takie tam... ;-) PS. Jak nie chcesz pisać tu, to napisz na priv, na pw wyślę namiar na siebie. Ale BARDZO WAŻNE jest, żebyś odpowiedziała absolutnie szczerze jak jest.
  4. A ja nie mam pojęcia, bo to zależy od osoby. Mojej mamie np. trzeba powtarzać "będzie dobrze", dawać nadzieję nawet jak w sumie wiadomo, że nie będzie. Ona tego chce i potrzebuje. Ja z kolei potrzebuję "wsparcia bez pieprzenia", świadomości, że mam bliskich koło siebie, kiedy ich potrzebuję, ale bez głodnych kawałków i sztucznego pocieszania. Jeden człowiek będzie chciał, żeby ktoś z nim po prostu pogadał, inny hurraoptymizmu i działania, jeszcze inna będzie chciała, żeby wszyscy się zachowywali jakby nigdy nic, a na żarty i próby rozśmieszania się wścieknie, bo jak to - ona umierająca, a ktoś żarcikami strzela. Tu chyba nie ma ścisłych reguł...
  5. Akceptujesz w sensie jest de facto tak, jakby było, gdyby nie pił tylko chodził do terapeuty. :) Nie ma motywacji do zmiany podejścia, bo nie czeka go ani nagroda, ani kara. A ludzie idą na terapie, bo albo wierzą, że zmieni to ich życie na lepsze (nagroda), albo widzą, że coś tracą (kara).
  6. Ok, pamiętaj tylko, że radykalna zmiana podejścia po X czasu związku może być szokiem i wywołać bunt ("tyle czasu akceptowałaś, a teraz nagle nie?!").
  7. Wszystkie są naszymi... Nawet nie tyle negowano, wystarczy ciągła krytyka od ważnych osób. Jak ktoś stale słyszy "jesteś głupia, nie znasz się na tym, ja wiem lepiej, nie decyduj sama, źle zrobiłaś, niemądrze, powinnaś się była zapytać" to logiczne, że w koncu straci wiarę we własny osąd. Jak do tego dodać skłonności do przesadnej analizy Co robić... Powiem Ci jak analityk analitykowi. ;-) Ja bym po pierwsze każdy przypadek brała osobno. Po drugie najpierw zastanowiła się, jak poważne konsekwencje mi grożą, jak zaryzykuję. Po trzecie jak mi wyjdzie że nie aż tak poważne, to bym ryzykowała. Po czwarte trzymała na możliwie największy dystans osoby, co krytykują i negują. Przykładowo: podoba mi się ten chłopak. Czy może być jakiś groźny, jest dilerem, jest 3 razy starszy, może mnie zgwałcić itd? Tak/nie. Jak tak, to bym nie ryzykowała, bo mogę za wiele stracić w razie pomyłki, jak nie - ryzykowała, bo nie stracę tak wiele, a sporo mogę zyskać (fajnego chłopaka, kolegę w najgorszym wypadku). Z tymi orientacjami tak samo. Co ryzykuję jak się od nich odwrócę? Sporo dobrych kolegów, których mi będzie trudno w razie czego odzyskać. Co ryzykuję jak jednak się nie odwrócę? W sumie nic, bo odwrócić się zawsze zdążę. Itd itp. ;-)
  8. stoje_w_miejscu, przede wszystkim zastanów się poważnie, czy jesteś gotowa na związek z taką osobą, z problemami. Czytam, że już teraz masz dość, a musisz sobie zdawać sprawe, że nawet jeśli Twój chłopak zgłosi się po pomoc, to depresja nie minie jak ręką odjął po paru wizytach w 2 czy 3 miesiące. Może też oczywiście być tak, że nie ma depresji, a jego zachowanie wynika z jakichś problemów o których możesz nawet nie wiedzieć, a które wystarczy rozwiązać.
  9. Vian

    O co chodzi ?

    Tak bez powodu Ci się to zrobiło? Wszystko fajnie, żadnych większych stresów, problemów i nagle dół? Pytam, nie ironizuję ani nic.
  10. No właśnie nie jestem pewna czy stwarzanie mu komfortowej atmosfery, kiedy on depresję chce leczyć alkoholem, a o fachowej pomocy nie chce słyszeć, jest najlepszym pomysłem. Jaką wtedy będzie miał motywację, żeby odstawić łatwe wyjście (butelkę), a iść do poradni "dla wariatów"? Ja bym raczej postawiła jasną granicę - mogę go wspierać jeśli ma problemy, ale nie kiedy popada powoli w alkoholizm, a pomoc odrzuca.
  11. Candy14, ale tak każdy z marszu czy tylko Ci najlepsi..? O, to mnie zaskoczyłaś, bo parę miesięcy temu czytałam o zamieszkach jak czesne za studia podnieśli jakoś drastycznie...
  12. carlosbueno, w temacie wykształcenie a praca. Ale wiesz, to chyba też dlatego, że na zachodzie studia są często wyłącznie płatne... Tzn w Niemczech mają niezły program stypendiów socjalnych (mieli przynajmniej parę lat temu), ale w UK chyba bez kasy, i to poważnej kasy, nie postudiujesz, chyba, że serio jesteś WYBITNY w jakiejś dziedzinie... A jak masz bogatą rodzinę, to choćbyś studiował filozofię, nie pójdziesz pracować na budowie. Za to w Polsce archeolodzy idą do kopania rowów, filozofowie do rozkładania palet w marketach... Ale ja się w sumie nie znam, temat znam głównie z artykułów w sieci itd...
  13. carlosbueno, bo na zachodzie robolami, kasjerkami i sprzątaczkami są magistrzy z Europy Środkowej i Wschodniej. ;-)
  14. No nie wiem, czy takim niskim mówiąc szczerze... Jasne, towarów było mniej, towary z zachodu były dobrem luksusowym, ale dysproporcje między minimalną płacą, a minimum środków potrzebnych do życia były znacznie mniejsze. Ergo jak porównywać do obecnej klasy średniej, do osób, które zarabiają minimum kilka tysięcy złotych na osobę, to jasne, poziom życia był niższy, ale jak porównywać do osób, ktore zarabiają minimum albo niewiele ponad minimum, to nie wiem, w jakim systemie wychodzi gorzej...
  15. Rozwiń, proszę. A poczytaj sobie trochę z historii religii i religioznawstwa jak to najprawdopodobniej się rozwijało, dlaczego mity ewoluowały tak a nie inaczej, szczególnie o Isztar, Anat, Izydzie... Kult bogini w 3 postaciach - Dziewicy, Matki i Staruchy to więcej niż "tylko figurki zwane wenus".
  16. tahela, fajnie, tylko ja myślałam o naszej kulturze, a nasza kultura - Polaków jako narodu, to ma w porywach 1000 lat z czego połowa to Wieki Ciemne. ;-) Czyli de facto kultura kręgu judeo-chrześcijańskiego wywodząca się z religii plemion semickich, gdzie kobieta to była - nadal w sumie jest - częścią majątku mężczyzny jak koza czy owca. Drugi istotny wpływ na kulturę europejską miał antyk, czyli w sumie Grecja (jej kulturę przejęły narody hellenistyczne, później Rzymianie), w której sytuacja kobiety to był jeden wielki dramat. Ale jak chcemy to rozciągać na całą cywilizację to dalej było generalnie lepiej - w starożytnym Egipcie kobiety cieszyły się pełną emancypacją, jedna nawet została faraonem, co jest o tyle śmieszne, że faraon to wcielenie boga mężczyzny, Horusa. To tak jak ja bym powiedziała, że jestem Jezusem. A jednak Egipcjanie to zaakceptowali, a Hatszepsut była świetnym faraonem (chociaż marną matką). W kulturach prekolumbijskich też kobiety miały raczej równe prawa, głównie orientuję się jak było u Inków. U Sumerów analogicznie. Bliżej nas u Celtów (narody celtyckie zajmowały kiedyś wielki kawał Europy łącznie z południową Polską) analogicznie - kobiety mogły być wodzami i królami, miały identyczne prawa co mężczyźni. Itd itp. Pominę już kwestię, że przed powstaniem wielkich cywilizacji i ośrodków miejskich na ziemi panował matriarchat wszędzie tam, gdzie uprawiano rolę. Rządziły królowe kapłanki a mężczyźni to byli robotnikami i rozpłodowcami. I hej. Więc z tym 5 tys lat cywilizacji to trochę nie tak... ;-)
  17. A, że uczucia się zmieniają to wiadomo. :) Na marginesie ja częściej słyszę, że uczucia raczej oklapły w trakcie związku niż uległy wzmocnieniu...
  18. Dla mnie łatwa. Jak koleś straci całą kasę, a babka nadal z nim jest, nadal wspiera, nadal kocha, to kocha jego a nie kasę. A jak nie to nie. Znam taki przypadek - gościa wspólnicy wykiwali i z dnia na dzień stał się bankrutem. Kobieta go nie zostawiła, bo kosztowne stroje, kosmetyki, ekskluzywne hotele były fajne i szkoda było to stracić, ale kochała jego. Więc najwyraźniej można i tak. -- 01 lip 2012, 12:43 -- Ale wyemancypowane jesteśmy już dobre 100 lat, więc nie ma co gadać o tym, co było "kiedyś". Kiedyś to był feudalizm i pan mógł chłopa ze skóry obedrzeć, bo czapki przed nim nie zdjął.
  19. W moim przypadku to chybiona przemowa, bo ja się tam kumpluję z prostytutkami, lubię je i szanuję, chociaż sama bym nijak prostytutką być nie mogła, bo nie mam odpowiedniej psychiki. Nie znoszę jak mnie ktoś traktuje przedmiotowo i wydaje polecenia, więc wszystko odpada na starcie. Ale one sobie psychicznie radzą, są w tym wszystkim szczere i uczciwe - co mi do tego. Tylko wiesz, one to nazywają po imieniu, a nie seks "z rozsądku" i nie próbują innych przekonywać, że też by uprawiali seks "z rozsądku", bo kasa w życiu jest taka ważna. Nie próbują mnie przekonywać, że to wielka różnica jak się ma jednego sponsora zamiast wielu klientów i nie próbują tego sponsora nazywać "swoim facetem" czy "mężem", nie udają, że to normalny związek. Ale jak piszesz o mydleniu oczu miłością, a de facto chodzi Ci o prostytucję, to coś dla mnie jest nie w porządku. Chciałabym choć raz usłyszeć szczerą przysięgę - "będę cię kochać i szanować póki ci się kasa nie skonczy".
  20. Ja znam takiego ogładzonego doktora prawa (habilitowanego chyba nawet), szaleńczo inteligentny facet, dlatego świetnie się z nim dyskutuje a do tego ma biegunowo przeciwne poglądy do moich, np. seks z prostytutką to nie zdrada, bo prostytutka służy jedynie zaspokajaniu jak dla kobiety wibrator. :] No pewnie, chociaż pewnie nie do grobowej deski (chyba, że ktoś szybko umrze), już dawno ktoś powiedział, że "małżeństwo to zalegalizowana forma prostytucji". On daje pieniądze, poczucie bezpieczeństwa ble ble - Ty jemu siebie. Zakładam, że jesteś piękną kobietą, bo w przeciwnym razie możesz poczekać trochę na tego bogacza, który straci głowę na tyle, żeby się z Tobą ożenić. Bo i po co. Ja ogólnie nie ogarniam czegoś takiego jak KOCHAM ale musi być stanowisko, kocham, ale muszą być pieniądze, kocham, ale musi być papier. Albo kocham nawet jak tych pieniędzy nie ma i wtedy kocham człowieka, albo jak nie ma pieniędzy to nie kocham i wtedy nie kocham człowieka tylko pieniądze. A taka miłość to wiecie... Ja kocham swoją płytotekę, ale to jednak bardziej takie wyrażenie niż miłość jak do partnera.
  21. Raczej jak się nie wierzy w boga to się i nie wierzy, że świat jest inteligentnym projektem, bo niby kto by go zaprojektował... No, chyba, że się jest właśnie DEISTĄ, czyli wierzy się w boga-stworzyciela, który stworzył ten inteligentny projekt i ... tyle. I przestał w niego ingerować. Co masz na myśli pisząc "przejawy duchowości"?
  22. Czyli jak nie wierzę w jednorożce, to jednocześnie wierzę że nie istnieją? Powinienem mówić że jednorożce może są, może nie ma? Ciekawa teoria Brak dowodów uprawnia do twierdzenia że coś nie istnieje, a nie do wiary że nie istnieje. Tak samo jest z bogami i nie rozumiem czemu sugerujesz że tylko w przypadku bogów miałoby być inaczej. Nie zrozumiałeś :) Jeśli nie wierzysz w jednorożce, jesteś absolutnie przekonany, że nie istnieją, to jesteś ateistą. Ale jeśli nie wierzysz w jednorożce, ALE dopuszczasz możliwość, że się mylisz - właśnie dlatego, że po prostu chwilowo nie ma dowodów - wtedy jesteś agnostykiem. Ateista i agnostyk nie wierzą, bo nie ma dowodów. Ale ateista dodatkowo wierzy, że tych dowodów nigdy nie było i nie będzie, bo bogowie nie istnieją. Agnostyk nie jest taki przekonany. ;-) Wiara to wiara - niezależnie od tego czy wierzysz, że coś jest możliwe, czy że nie jest możliwe.
  23. Hę? Agnostyk to osoba, która nie wierzy (i wie, że nie wierzy), tylko nie twierdzi, że bóg nie istnieje. "Nie wierzę, ale może się mylę, może się kiedyś przekonam się." A ateista w sensie stricte to osoba, która wierzy, że bóg/owie nie istnieją. Ergo tak naprawdę niewierzący są agnostycy, a ateiści są wierzący.
×