
Vian
Użytkownik-
Postów
2 280 -
Dołączył
-
Ostatnia wizyta
Treść opublikowana przez Vian
-
Pomidor. Strefa osobista. ;-) Nie wiem, czy jestem BARDZO odporna. Pisałam, że nie wiem, czy dałabym sobie radę ze zwłokami w zaawansowanym rozkładzie, nigdy też nie uczestniczyłam w autopsji, a słyszałam, że zawartość żołądka czy jelit może nosowi dać w kość nawet, jak zwłoki są relatywnie świeże. Więc nie wiem, co to znaczy BARDZO. O zakładzie pogrzebowym już przecież pisałam. Co do prosektorium to nie mam pojęcia. Wydaje mi się, że jednak praca w zakładzie pogrzebowym i w prosektorium to dwie różne sprawy, bo w zakładzie pogrzebowym sekcji się nie robi.
-
Praca jest, ale nie każdy każdą pracę może wykonywać. Ja lekko kuleję, mam problemy z nogą, więc nie mogę np. iść rozdawać ulotek albo stanąć za ladą w sklepie, bo postoję/pochodzę 2 godziny góra i padnę. Komuś z nerwicą też raczej ciężko byłoby pracować w sklepie np. albo jako telemarketer, gdzie dookoła jest wielka masa kłębiących się i dziamroczących ludzi. Inna sprawa, że ja nie bardzo wiem, na czym ta dyskryminacja miałaby polegać... Ja nie jestem bogata i mieszkam w brzydkim domu, osoba która mieszka w ładnym może patrzeć na mnie z góry na zasadzie "pff, ale rudera", ale czy to jest dyskryminacja..? No mieszkam w brzydkim domu no i co...
-
Bo się zaczerwienię... ;-) We wszystkich wymienionych miejscach. ;-) Parę moich bliskich osób po prostu już nie żyje, przy śmierci niektórych byłam, jedną z tych osób ciągle reanimowałam, kiedy zmarła, więc bliższy kontakt ciężko mieć... W jednym przypadku rodzina nie zadzwoniła od razu zawiadomić o śmierci, a ponad dzień później, no a że było lato, ponad 30 stopni, to lekki zapaszek rozkładu też mi nieobcy. Plamy opadowe to problem to problem głównie dla pogrzebowego makijażysty właśnie...
-
A to rencistom ktoś, przepraszam, wytyka..? Ja się nie spotkałam z czymś takim, a moja mama jest na rencie.
-
Ja już miałam do czynienia ze zwłokami w życiu, zapaszek też znam (jakkolwiek nie takich w zaawansowanym stadium rozkładu, ale nie wiem, czy z takimi bym pracowała, bo ich się raczej nie upiększa do pokazywania w trumnie, a to miało być moje główne zajęcie). Miałam też do czynienia z niedoszłymi samobójcami podcinającymi sobie żyły, więc wiem jak cuchnie krew w dużej ilości (a serio - cuchnie, zatykający, mdląco słodki, metaliczny zapach) i widziałam samo umieranie, moment śmierci. Dlatego napisałam, że w tym nie ma nic poetyckiego - mięśnie wiotczeją prawie natychmiast, więc twarz się jakby zapada, oczy "gasną", lekko mętnieją, potem puszczają zwieracze, następuje samoistne wypróżnienie. I do stężenia pośmiertnego, które się zaczyna kilka godzin po śmierci, to właściwie tyle... PS. Wiesz, jakbym kompletnie nigdy nie miała do czynienia ze zwłokami, to bym się do takiej pracy nie wyrywała, bo mogłabym się zbłaźnić 5 min po rozpoczęciu... ;-) Wiadomo, że człowiek nie ma pewności czy na dłuższą metę sobie poradzi, ale jednak jakiekolwiek doświadczenie, przygotowanie warto mieć...
-
magda22a, nie czaję. Ty i mama macie ciężko, więc wściekasz się, że ... inni nie chcą mieć tak ciężko..?
-
Zaręczam, zero metafizyki i poezji, sama biologia i proza, szczególnie kiedy puszczają zwieracze. Miałam kiedyś pracować w zakładzie pogrzebowym i przygotowywać zwłoki do pochówku (w końcu oklapłam, bo podobno wzywanie do pracy o 5 nad ranem się zdarzało dość często, a ja nawet nie mam samochodu). Jeśli do moich obowiązków miało należeć kiedykolwiek jakieś krojenie, to nikt mi tego nie powiedział. Natomiast mocny żołądek się przydaje, bo zwłoki przed przebraniem, wymodelowaniem twarzy i makijażem należy umyć. Chciałam tam pracować, bo dobrze płacili, zero poetycko-metafizycznych motywacji. Myślę, że jeśli ktoś chce pracować w zakładzie pogrzebowym z samej fascynacji śmiercią, to długo tam nie popracuje.
-
W giga wielkim skrócie, bo nie bardzo mam jak dokładnie przeczytać całość... Tak by było najlepiej. Ogólnie warto zapamiętać, że niezależnie od tego, czy ktoś krzyczy słusznie czy nie, w nerwach nie ma dyskusji, więc zaczynanie jej jest z gruntu błędne. Problemem jest nie tyle - moim zdaniem - jego agresja sama w sobie, ale fakt, że on jej nie uważa za problem i nie widzi winy po swojej stronie, uważa, że jest rozgrzeszony z wybuchów, bo Ty je sprowokowałaś.
-
Candy, wiesz, ja programu nie oglądałam, więc w sumie nie wiem. Ja po prostu nie uważam, żeby kierowanie się "na zewnątrz" czyli nowe pozycje czy gadżety było błędem. Uważam, że jest równie fajne, co kierowanie się "do wewnątrz", przy czym zależnie od temperamentu mamy większe skłonności do jednego albo drugiego. I to naturalne.
-
Raczej zgadzam się z tym ekspertem. Nieustanne poszukując nowych bodźców można skończyć jak ta aktorka "B", z kijem baseballowym w dupie. A ja się tradycyjnie nie zgadzam. :-P Skoro ludzie są różni, mają różne temperamenty i tym samym różne potrzeby seksualne, to nie rozumiem, jak można ich wrzucić hurtem do jednego wora i zalecać to samo. Są tacy, co będą szczęśliwi uprawiając uduchowiony, emocjonalny seks, a są tacy, co potrzebują poeksperymentować i poszukać nowych doznań. Albo odświeżyć sobie starsze. I nie rozumiem, dlaczego ważny ekspert zakłada, że musi się to przerodzić w samonakręcającą się spiralę. Nota bene gdyby ktoś tysiące lat temu nie eksperymentował i nie szukał nowych doznań, to by nie było jego seksu tantrycznego. O.
-
Nielubiany przedszkolak - jak pomóc?
Vian odpowiedział(a) na maryna temat w Problemy w związkach i w rodzinie
Jak dla mnie na psychologa troszeńkę za wcześnie, natomiast ja na Twoim miejscu sama bym się przeszła i pogadała z jakimś specjalistą z tej dziedziny, może zebrała parę fachowych rad... Tak czy siak dobrze, że nie bagatelizujesz tematu, bo wierz mi na słowo - to potem bardzo dziecku utrudnia życie. W końcu córka sama by się pewnie nauczyła zmienić trochę podejście, ale kiedy i na jakie to nei wiadomo, a co by jej rówieśnicy dopiekli, to jej... -
Candy, ale sama emocjonalna bliskość nie wystarczy, kiedy pożądanie gdzieś po drodze oklapło i zdechło. Ja znam pary, u których na poziomie emocjonalnym jest świetnie, szczerze się kochają, ale... pożądania nie ma, a jak nie ma pożądania, to intymny dotyk przestaje być przyjemny, staje się dziwny, obcy, w końcu ochota na seks zanika. No a jak długo można żyć ze sobą jak brat z siostrą..? I nie piszę tu o parach w jakimś zaawansowanym, emerytalnym wieku, tylko o młodych ludziach 20 i 30-parę lat...
-
Mówię - jak z jedzeniem ^^ Są tacy, co 3/4 rzeczy nie jedzą - mięsa nie jedzą, nabiału nie jedzą, do tego czegoś tam nie lubią, co inne im się przejadło, kończy się na tym, że wcinają na okrągło właśnie raptem parę dań. Jak się dobiorą z partnerem też wybrzydzającym niejadkiem to... może być problem ich pogodzić, chyba, że nie lubią tego samego Ale takie osoby z zasady nie oczekują też niesamowitej różnorodności, tu raczej kwestia doboru odpowiedniego partnera. Ale są ludzie ciekawi nowych smaków, potraw, lubiących eksperymentować i starego schabowego przygotować w nowy sposób, potrafiący iść na kompromis i chociaż nie przepadają za brokułami, to zjeść je od czasu do czasu, bo partner je uwielbia. A nawet jak kiedyś trafią na coś co im zdecydowanie nie smakuje, to nie zrażają się do dalszego eksperymentowania. Dobra, koniec temata, bo się robię głodna...
-
PS. Z seksem jest jak z jedzeniem - jemy codziennie i większość z nas lubi jeść dobre rzeczy, ale najulubieńsze potrawy się znudzą jeśli codziennie przez X miesięcy czy lat będziemy jeść TYLKO je, 5 tych samych w kółko i tak samo. A kawkę się zwykle pije tak samo, swoją ulubioną, z tą samą ilością mleka czy cukru.
-
Wiesz, ja lubię palić, chociaż to robię codziennie Pewne rzeczy lubimy rutynowo. Ale seks z reguły nie i jeśli się budzimy któregoś dnia, że jest nam mniej fajnie niż było, że tęsknimy za tym, jak było na początku, że czegoś brakuje, to zwykle wina rutyny w związku...
-
Od dwóch lat z górką nie jeździłam konno, chociaż pierwszy raz na konia wsiadłam mając jakieś 10 lat; czy jazda konna to dla mnie, bo znam ją już i powtarzałam ileś razy? Rutyna to jest to, co się powtarza w kółko i w kółko. Mycie zębów jest rutynowe. Poranna kawa. Zmienianie butów w domu. Odkładanie kluczy na szafkę. Robienie zakupów po pracy, a przed powrotem do domu. To jest rutyna. Seks też może być rutynowy, jeśli para po znalezieniu swoich czułych miejsc i ulubionych pozycji powtarza to w kółko i w kółko. Np. 5 ulubionych pozycji przewija się latami. Jak długo pozostaną ulubione..? To też jest rutyna. I jakkolwiek mój najdłuższy związek to też 7 lat, to uważam, że jeśli para jest dobrana, seksualnie i emocjonalnie, to spokojnie można tego uniknąć.
-
Związków nie wypala czas tylko rutyna.
-
Nielubiany przedszkolak - jak pomóc?
Vian odpowiedział(a) na maryna temat w Problemy w związkach i w rodzinie
No tak, ale taką sytuację powinna zasygnalizować pani z przedszkola... "Pani córka jest odrzucana przez grupę, akceptuje ją tylko jedna jedyna koleżanka, wynika to z jej podejścia do innych dzieci." -
Ja się uczepiłam, bo nie dalej jak 2 dni temu miałam na ten temat dyskusję ze swoją znajomą, która swojemu świeżo upieczonemu mężowi zabroniła się spotykać z koleżanką ze studiów motywując to tym, że "każdy skok w bok się od czegoś zaczyna" i upierając się, że jak nie będzie miał okazji to nie zdradzi. Ergo wiesz... punkt widzenia zależy od punktu siedzenia. ;-)
-
Nielubiany przedszkolak - jak pomóc?
Vian odpowiedział(a) na maryna temat w Problemy w związkach i w rodzinie
Trochę kiepsko, że problem nie był rozwiązywany kiedy się pojawił (odrzucenie przez grupę poza jedną jedyną koleżankę), teraz dzieci są zapewne mocno zintegrowane i przede wszystkim nauczone relacji w grupie, a tego Twoja córka nie zna. Faktycznie, może w ten sposób kompensować sobie jakieś stresy wyniesione z domu... Na Waszym miejscu starałabym się unikać kategorycznych zakazów bez wyjaśnienia w rodzaju "Zostaw to!" a raczej wyjaśniać każde polecenie "Nie ruszaj, bo się oparzysz/bo to jest moje, a nie twoje." Ale przede wszystkim kładłabym nacisk na to, żeby jednak się tych relacji w grupie nauczyła, w przeciwnym razie będzie jej to utrudniać relacje w późniejszym wieku (znam to po sobie - byłam bardzo podobna do Twojej córki ;-) ). Starała się zapraszać jak najwięcej dzieci, najlepiej takich, których jeszcze nie zdążyła owinąć sobie wokół palca czy podporządkować. Obserwowała sytuację i starała się reagować, jeśli córka zacznie za bardzo dominować, ale nie tak, żeby ją zawstydzić przy kolegach, raczej zawołała na stronę i tam dyskretnie poprosiła o inne zachowanie. Postarałabym się też zmienić nieco jej relacje z bratem - fajnie, że się grzecznie bawią, ale co z tego, jeśli tylko w to, co ona lubi. No i dobrze by było, gdyby miała możliwość spotykania się w większych grupach, z kilkorgiem dzieci na raz. Zupełnie inne relacje są jeśli jest ona kontra jedno dziecko, o prawdopodobnie mniej zdecydowanej osobowości, a co innego jeśli jest ona kontra grupa dzieci. Te same dzieci, które w pojedynkę czy dwójkę mogą jej ulec, w większej grupie, w której czują się bezpiecznie i pewnie, mogą ją odrzucić. -- 26 paź 2012, 13:56 -- PS. Zastanawiam się też, czy zbyt często nie ulegacie jej kaprysom czy życzeniom, może chcąc w ten sposób coś wynagrodzić, przez co wyrobiliście w niej przekonanie, że w takich kwestiach jak zabawa jej słowo jest najważniejsze, a musi ustępować tylko od czasu do czasu i to dorosłym. Mogła ją w tym utwierdzić znajomość z uległą koleżanką. Może warto jej poszukać ciut starszych znajomych, takich 6-7 lat, których nie będzie sobie mogła tak łatwo podporządkować..? -
Troszkę to zabrzmiało jak "uważajcie na/profilaktycznie unikajcie spotkań z interesującymi, inteligentnymi, dowcipnymi facetami/kobietami, bo może tak naprawdę chcecie zdrady". Chyba nie o to chodziło... prawda..?
-
Nielubiany przedszkolak - jak pomóc?
Vian odpowiedział(a) na maryna temat w Problemy w związkach i w rodzinie
A jak córka zachowuje się w domu? Ma charakterek tylko do rówieśników? Czy nigdy w domu nie odwiedzały jej inne dzieci (albo ona nie odwiedzała ich) poza tą uległą koleżanką? Jak się wtedy córka zachowywała? Jak Wy reagowaliście? -
Widziałam masę ludzi, którzy zachowywali się wrednie, egoistycznie, wymieniali "na lepszy model" jak tylko ten się pojawił na horyzoncie, manipulowali i oszukiwali i wiesz co? Przy bliższym przyjrzeniu się z każdą taką osobą było coś nie tak - a to był wykorzystany w kilku poprzednich związkach, a to ma toksycznych rodziców, a to coś tam. Nie kupuję, że ludzie rodzą się predestynowani do bycia sukinsynem albo aniołkiem. Ja z natury jestem szczera, lojalna, wyznaję zasadę "nie rób drugiemu, co Tobie niemiłe" i mam dość rozwinięte poczucie sprawiedliwości, czyli powinnam być aniołkiem, a milion razy zachowałam się jak wredna suka i spora część moich rozstań była jednak z wielkim bum i obustronną awanturą. Mało co jest czarno - białe, a ludzie nie rodzą się z rogami albo skrzydełkami.
-
A dlaczego miałabym nie ufać? Nie ufam kiedy ktoś mnie okłamuje, bo wtedy zaczynam łapać paranoję i doszukiwać się kłamstw, zastanawiać się czy aby na pewno. Ale on nie kłamał. A jeśli chodzi o wiarę, że już mnie nie zdradzi - nie wiedziałam, czy nie zdradzi, ale hej - ludzie popełniają błędy. Ja akurat nie zdradziłam, ale popełniałam i popełniam inne, bo jestem impulsywnym, aroganckim cholerykiem, który za często robi coś zanim pomyśli. Ludzie nie takie rzeczy są w stanie sobie wybaczyć, kiedy im na sobie zależy.