Skocz do zawartości
Nerwica.com

Vian

Użytkownik
  • Postów

    2 280
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez Vian

  1. Vian

    Na czym polega internat?

    Pewnie, próbuj. Zawsze możesz spróbować też dostać jakąś socjalną kasę, znaleźć dorywczą robotę na te 4 dni w tyg i wynająć sobie jakiś pokój.
  2. Vian

    Na czym polega internat?

    Monar, tak, tylko oni wymagają dowodów, że nie masz innej opcji - jesteś niepełnosprawna albo upośledzona, nie możesz pracować, rodzina nie ma kasy, takie klimaty... Kiedys, sporo już lat temu, moją przyjaciółkę rodzice wykopali z dnia na dzien z domu i też się sporo nakombinowałyśmy...
  3. Vian

    Na czym polega internat?

    Rafka, ale Monar chyba chodzi o to, żeby chodzić do swojej policealnej szkoły, a tylko mieszkać w intenacie. Nie wiem, czy tak się da, mówiąc szczerze... Ale wycieczka do mopru i dowiedzenie się o swoje opcje i prawa to zawsze dobry pomysł.
  4. virgo21, gdyby każdy myślał jak Ty, to ja bym nie miała przyjaciół, bo jestem cholerykiem i do każdego potrafię wybuchnąć. Każdy czasem zachowuje się niefajnie, a przyjaciele sobie takie rzeczy wybaczają. Tzn jaka jest teraz sytuacja? W ogóle z Tobą nie chce rozmawiać? Rozmawia, ale nie chce się spotykać? Rozmawia, może się spotykać, ale nie chce się przyjaźnić?
  5. Vian

    Na czym polega internat?

    Zadzwoń też do samego tego internatu bo bez sensu, jeśli się namęczysz, nakombinujesz a Ci powiedzą, że nie ma wolnych miejsc, albo że w ogóle się nijak nie kwalifikujesz... Fajnie, że coś kombinujesz w tę stronę, trzymam kciuki. :)
  6. Vian

    Na czym polega internat?

    Upośledzona nie jesteś i masz powyżej 14 lat, więc grupa 6 albo 7, prawdopodobnie 7. Czy Cię przyjmą jest pewnie uzależnione od tego, na ile masz udokumentowaną patologię w rodzinie. Skoro Cię to interesuje, to może po prostu zadzwoń tam i dowiedz się, czy w ogóle są miejsca, a jeśli tak to czy masz jakieś szanse.
  7. Vian

    Nerwica a zwidy

    Jak śpisz? Brak odpowiedniej ilosci snu zachęca mózg do robienia sztuczek. Ja po paru dobach bez snu widziałam postać w kapeluszu u siebie w pokoju, a la Freddie Kruger, tyle, że twarzy nie bylo widać, bo zawsze stała jakby w cieniu. Ciężko to wyjaśnić ale było ciekawie. ^^ Nie oglądam horrorów, nie mam nerwicy, po prostu przez kilka dni z rzędu nie spałam dłużej niż płytka drzemka na 10 min.
  8. śliwka_, wobec tego zastanawiam się, skąd w Twoich postach tyle żalu i niechęci do podejścia Twojego faceta. Moim zdaniem zachował się prawidłowo - powiedział Ci lojalnie o tym, że zbliża się do granicy, ale jeszcze nie odszedł tylko ciągle walczy. Teraz kolej na Ciebie żeby powalczyć o Wasz związek. A jak sądzisz, jak się czuje Twój chłopak..? Jeśli nic się nie zmieni, a on zostanie, Wasz związek rzuci mu się na psychikę i zmieni się w toksynę. Jeśli odejdzie, to sama mówisz mu co będzie - nie poradzisz sobie, dobije Cię. Jedno źle i drugie źle. A do tego nic z tym nie może zrobić, bo i co? On nie pójdzie za Ciebie na terapię. Ja też byłam w takich związkach, wierz mi - chłopak ma ochotę walić głową w ścianę. Normalne. Z tym się nie rodzimy tylko sie tego uczymy - głównie od rodziny. A jak ktoś się od rodziny nie nauczył, bo miał toksyczną, to nie umie póki się nie nauczy. A uważasz, że to prawidłowo? Jeśli nie, to co chcesz z tym zrobić, jak zmienić? Może i Twój chłopak nie wie, ale mój siostrzeniec ma 8 lat i jest dość dojrzały, żeby wiedzieć. To wcale nie takie skomplikowane jak już raz się nauczymy. No, tylko trzeba się nauczyć, a Ty w tej chwili nawet nie możesz tego zrobić, bo jesteś wypełniona swoim modelem miłości. Dlatego - między innymi - musisz iść na terapię.
  9. śliwka_, To jest indywidualna kwestia. Nie znam Twojego faceta i nie wiem, dlaczego Ci najpierw pisze, że Cię kocha, a potem, że się męczy, ale nie widzę powodu, dla którego jedno i drugie miałoby być prawdą. Można nawet kochać i nie być razem. Nie mam też pojęcia, gdzie Twój facet ma granicę tolerancji, kiedy związek dla niego zaczyna być toksyczny, wiem tylko, że każdy gdzieś taką ma. A czy ja twierdzę, że nie? Ja twierdzę tylko, że porównywanie nerwicy i raka jest bez sensu. Co do reszty - już bez cytowania. Czytam Cię i mam wrażenie, że już postawiłaś się w pozycji ofiary, którą los niesprawiedliwie potraktował, bo masz problemy ze zdrowiem, w związku z tym to, że chłopak jest z Tobą jest - Twoim zdaniem - jego obowiązkiem, bo jeśli odejdzie to Cię dobije, więc odejść nie ma prawa. Śliwko! TY jedna odpowiadasz za swoje życie, Ty. Nie Twój chłopak, nie nikt inny tylko Ty. Nie możesz wymuszać na nim pozostania w związku szantażując go emocjonalnie swoimi problemami, a odnoszę wrażenie, że właśnie to robisz, przynajmniej uważasz tu na forum, że masz do tego prawo. Nie masz moim zdaniem. Jeśli chcesz zatrzymać chłopaka to do psychologa, na terapię, chłopaka ze sobą do gabinetu na rozmowę z psychologiem, porozmawiajcie i wtedy MOŻE coś się uda poprawić. Ale to TY się musisz o to postarać, bo TY masz problemy, a nie wymagać od niego, żeby mocniej zacisnął zęby.
  10. Nie dla mnie. Dla mnie to znaczy "będę o Ciebie walczyć, ale jeśli związek z Tobą mnie będzie zabijać, to odejdę". Nie można być z kimś kosztem siebie. Wtedy to nei związek, to toksyna. Można próbować do jakiejś tam granicy, ale poza nią robi się bardzo źle i trzeba odejść. Choroba fizyczna i psychiczna to jednak dwie różne sprawy, bo fizyczna tak nie wpływa na zachowanie. Poza tym jak zachorujesz na raka to co - to albo się po pewnym czasie wyleczysz albo umrzesz, nie będziesz z nim żyć następne kilkadziesiąt lat. Ok, a dlaczego wobec tego nie możesz chodzić do psychologa i na terapię?
  11. Kręcimy się w kółko, ja się Ciebie nie pytam, czego NIE NALEŻY robić, a co NALEŻY. Jeśli nie odejdzie, nie zrobi nic i sprawa zostanie jak jest, to sam na własne życzenie wyhoduje sobie problemy psychiczne, a więc po raz trzeci - co Twoim zdaniem POWINIEN zrobić w tej sytuacji?
  12. Nie wiem, już się Ciebie raz zapytałam, co według Ciebie należałoby zrobić: Ja lepszego nie widzę, dlatego ani mi się śni krytykować odejście. Ty krytykujesz, więc rozumiem, znasz lepsze. A więc?
  13. Zgadzam się z Candy. Każdy pisze, że partner powinien być wyrozumiały i okazywać wsparcie osobie z problemem, ale mało kto myśli, jak to się odbija na partnerze, szczególnie jeśli partnerka z nerwicą bierze leki od lat, a poprawy nie widać, jest wręcz jeszcze gorzej, bo doszła depresja. To co ma taka osoba zrobić według Ciebie, człowiek nerwica?
  14. Ja myślę, że nawet jeśli rozumie, to... co właściwie. Nadal go to wykańcza. Ciężka sprawa, śliwko... Może jakaś wspólna wizyta u terapeuty, który da mu parę rad jak postępować..?
  15. No i właśnie o coś takiego mi chodzi - nie było problemu dopóki coś nie skierowało Twoich myśli na te tory, nie zaczęłaś dociekać. I się pojawił. Więc jakkolwiek jestem za odnawianiem kontaktu i wybadaniem sytuacji co tam u niej, jak sobie radzi, o tyle za nawiązaniami do eksperymentów... jakoś nie za bardzo... Ta kochana, łagodna buźka?! Szok...
  16. Czytałaś moje wcześniejsze posty..? To tak nie działa, kotek. W przypadku Idle też tak nie działało. Nie polecam rozmowy, bo może STWORZYĆ problem. Nooo... moooże... Aczkolwiek nawet do tego nie jestem przekonana... Ale mówiąc szczerze nie bardzo wiem, jak dyskretnie zapytać o dziecięcy seks kogoś, z kim się nie rozmawiało 7 lat. :)
  17. No ba, trzeba się przespać dla urody*. Poczytam sobie jeszcze o Starkach i Lannisterach, wypiję herbatkę i spać. ^^ *Po mnie to od razu widać, że jestem długo aktywna. : P
  18. Czekaj, jak to? Załóżmy, że jestem miętka pipa a chcę być asertywna. Oglądam jakiś film, jakiś bohater imponuje mi asertywnością, więc zaczynam zachowywać się tak jak on, UDAWAĆ, że tez taka jestem. Czyli z punktu widzenia otoczenia zachowywać się asertywnie. I jeśli mi z czasem ta asertywność wejdzie w krew to znaczy, że ja cały czas nie udawałam, a pracowałam nad sobą? Fajowsko!
  19. Cześć śpiochy. Wy się wygrzebujecie albo dosypiacie "jeszcze 5 min" a ja się jeszcze nie położyłam. Ha ha!
  20. Cześć. Dobry avatar, podobna do Ciebie, skubana. To Olivia de Havilland? @topic Ja to jeszcze raz napiszę, bo wolno myślę i muszę sobie układać rzeczy w głowie. Nie miałaś problemu z tym, co robiłyście, póki Ciebie ktoś nie zaczął tak dotykać, nie spodobało Ci się, skojarzyło z koleżanką i uznałaś, że to jednak było złe, tak? Ale nie nawet nie pisnęłaś, bo Ci się za nią należało? Ech... Gdzie tu jest jakaś tulaśna emota... Jeśli wszystko sobie ułożyłam dobrze, to na ... no powiedzmy 95% nic złego się nie stało. I w przeciwieństwie do przedmówczyń jestem przeciwko temu, żeby to wyciągać w jakiejś rozmowie z koleżanką po latach, bo może zadziałać ten mechanizm, o jakim pisałam wcześniej - nie uznajemy czegoś za złe, póki ktoś nas nie przekona, że to było złe. Jak ją nie dajcie bogi zaczniesz przepraszać za coś, za co wcale przeprosin nie chce, to jeszcze dziewczyna zacznie o tym myśleć, kombinować i zacznie ją to uwierać. A po co. Jeśli koniecznie chcesz się przekonać, czy wszystko gra, to... po prostu z nią rozmawiaj. Poznaj na nowo, pogadaj o chłopakach, przekonasz się, czy coś tam może nie grać i wtedy pomyślimy, co z tym fantem zrobić. No i pamiętaj, że nie każde zwichrowanie w tej sferze u 16-latki musi się wiązać z jakimiś wczesnymi eksperymentami. Ba - większość wynika po prostu z bycia nastolatką. ;-)
  21. A ja się zastanawiam, gdzie się kończy praca nad sobą a zaczyna udawanie. Serio.
  22. Jak ktoś dostatecznie długo i dobrze kogoś udaje, to w końcu staje się taką osobą. Pewnie są granice możliwych zmian, bo chociaż od dobrych 15 lat staram się nie być cholerykiem, to ciągle nim jestem, ale wiele można osiągnąć po prostu konsekwentnie się starając... No i każdy w jakimś tam, choćby niewielkim, stopniu udaje, bo tak się broni nasza psychika.
×