Skocz do zawartości
Nerwica.com

New-Tenuis

Użytkownik
  • Postów

    2 295
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez New-Tenuis

  1. Lady_B, trochę z tych Twoich przeżyć znam z autopsji. Też jestem DDA. Teraz czuję się napięta, co jakiś czas mam uderzenia gorąca od stóp do czaszki, pocą mi się stopy, oddech spłycony... Równocześnie mam zły nastrój, czuję się zagrożona. Czuję taką szarość i pustkę i mam wrażenie, że moje problemy uczuciowe są głupie i powinnam się z nich otrząsnąć. Mam wrażenie, że wszyscy inni ludzie wokół mnie jakoś sobie radzą, a ja nagle zostaję w tyle. Boję się wakacji. Boję się czasu wolnego, już zaczynam czuć tę szarość, która potrafi się pojawić, kiedy mam wolne. Równocześnie, jestem już wykończona nauką. Nie rozumiem tylko, dlaczego czas wolny kojarzy mi się z szarością i zagrożeniem. Zachowuję się zupełnie tak, jakby to nie ode mnie zależało, jak spędzę wakacje. I czuję się w tej chwili samotna w tym swoim strachu/lęku.
  2. Oczywiście, że tak. Ja jak mam depresję, mam ochotę się położyć, choćby na ulicy, tam gdzie stoję, albo kazać komuś się zanieść do domu, bo nie wyobrażam sobie przejścia nawet kilku kroków.
  3. Jestem już tak zmęczona i zestresowana sesją egzaminacyjną, że to przechodzi pojęcie. Odnośnie tej seksualności, o której pisaliście, to ja mam tak, że nigdy z nikim nie byłam, moja seksualność jest taka jakaś stłumiona. Kiedy ktoś daje mi do zrozumienia, że mu się podobam, wszystko jakby we mnie wybucha i jestem zła na tę osobę, że niszczy mój "porządek". Bo prawda jest taka, że ja mam ogromne potrzeby w tej sferze, ale nie pozwalam sobie na to. Uważam, że po prostu na to nie zasługuję, że nie jestem dość atrakcyjna, że to nie dla mnie.
  4. Tak, zasługujesz na to, żeby spotkać mężczyznę, który będzie Cię kochał i o Ciebie dbał. Ja mam zjazd nerwowy.
  5. Grupa to nie wszystko, najlepiej koncentrować się na pojedynczych osobach, które są Ci życzliwe. To wynika z mojego doświadczenia.
  6. Mylisz się. Ja Cię nie olewam. Jak chcesz, to jestem teraz na kompie, napisz, co tam Ci leży na serduchu.
  7. ? -- 23 cze 2011, 13:16 -- A u mnie dziś dziwny zjazd... Są pewne rzeczy, które wytrącają mnie z równowagi, powodują taką dziwaczną lepkość umysłu... I nic się nie zmienia.
  8. paradoksy, Basiu, a dla mnie jesteś właśnie jedną z kluczowych osób tego wątku i tak już zostanie.
  9. brak uczuć, mam na imię Agnieszka... a Ty jak?
  10. brak uczuć, wierzę, że Ty też pewnego dnia się obudzisz z chęcią do życia i ochotą na naleśniki. W każdym razie, tego właśnie Ci życzę.
  11. Asia, nie rozumiem... dlaczego tak bardzo nie chcesz mieć z nim kontaktu? -- 22 cze 2011, 16:05 -- naranja, nasza Super Memory!
  12. Wrzesień? No jest, ale skoro ocena niesprawiedliwa, to jakiej mam się podziewać we wrześniu? Łaskawie uzyskałam zgodę na to, bym pisała jutro. Mam nadzieję, że jednak zdam. Pomijając fakt, że cała nerwowo chodzę, wypiłam już całą buteleczkę Nervosolu i nie wiem, czy będę spała w nocy. Nienawidzę swoich nerwów. Najchętniej bym się ich pozbyła.
  13. _asia_, najgorsze jest to, że jestem cholernie zmęczona, a jutro mam 3 egzaminy, w tym właśnie poprawę dzisiejszego oblanego. Tulę Was wszystkich mocno.
  14. Ja pierdolę. Mam 2 z egzaminu jednego... niesprawiedliwie.
  15. Monika1974, o Boże, guza? Coś nowotworowego?
  16. Ale mam borutę na chacie... kolokwialnie mówiąc. Mój tato nie chce się zgodzić na rozwód bez orzekania o winie, bo twierdzi, że całą winę ponosi moja mama. I nie chce podać swojego adresu zamieszkania, żeby można mu było dostarczyć pozew. Moja mama się denerwuje, wypiła już flaszkę wina. Ja się czuję napięta i jakaś niedobra, jakbym była ciężarem. I mam straszny niesmak, bo znam te uczucia doskonale. Ciekawa jestem, czy przez wczorajsze dywagacje o psychoterapii "wywołałam wilka z lasu"?
  17. naranja, przepraszam Cię, że się nie odniosłam do Twojej poprzedniej wypowiedzi. Zgadzam się z nią w pełni. A moja mama dobrze wie, że nic nie zdziała, bo relacja terapeutyczna to jedno, ale wie, że mam kontakt w z tą kobietą, o którą jest "zazdrosna" i nic na to nie poradzi. Poza tym, ona to chyba podświadomie robi, nie celowo... że mnie uwiązuje. Wiem o tym. Z trzeciej strony (może być trzecia strona?), ja mam trochę bałagan w tych swoich zakochaniach... bo jak pisałam powyżej, jestem bi i raz pada na kobietę , raz na mężczyznę (częściej na mężczyznę), ale z nikim jeszcze nie byłam. Sama nie wiem... jak ktoś zaczyna coś do mnie mieć i ja to widzę, trochę się boję, ale nie mogę przestać o tym kimś myśleć. A moja mama faktycznie potrafi polecieć z niemiłym tekstem odnośnie tego, co jej opowiadam, umniejsza te osoby w moich oczach. Rzeczywiście, jakby gdzieś pod spodem się starała mnie zatrzymać... ale jest całe spektrum innych okoliczności poza nią. To nie tylko ona mnie przeszkadza... takie mam poczucie... Po prostu, na dzień dzisiejszy, nie czuję bym była gotowa na terapię na ten temat. To byłby zbyt duży ciężar dla mnie. Moja terapeutka o tym wie i czeka. I już nie piszmy o tym, ok? Bo nawet pisać za trudno. Nie chcę się bać najbliższej mi osoby na świecie. Nie chcę myśleć, że mi szkodzi.
  18. Moja relacja z mamą jest na tyle skomplikowana, że zawsze musiałam być dla niej partnerem, nawet jak byłam mała, bo mój tato zaczął nawalać. Musiałam ją wspierać, wysłuchiwać, pomagać jej... byłam dla niej jak mąż bardziej niż jak dziecko. Z drugiej strony, zawsze mnie rozpieszczała, bardzo przejmowała się moimi przeżyciami, jak wracałam ze szkoły, zawsze ze mną rozmawiała, od razu podawała mi obiad. Wiedziała wszystko o prawie wszystkim, co mnie dotyczyło... bardzo ją to obchodziło. Jak byłam chora na depresję, trochę się denerwowała, że już nie mogę "jej partnerować", tylko zamieniłam się w bezwolne dziecko... ale i tak cały czas przy mnie czuwała. Kiedy mój psychiatra powiedział mi, że moja mama coś zrobiła źle, a ja nie chcąc mieć przed nią tajemnic, jej to przekazałam, strasznie to przeżyła i do tej pory o tym mówi. Jestem bi, więc miałam moment, kiedy trochę zaangażowałam się w jedną panią ze swoich wykładowców... ona jest 6 lat młodsza od mojej mamy. Kiedy niedawno powiedziałam, że cieszę się, że mam z nią dużo zajęć, mimo że już mi "przeszło", to czuję się fajnie wiedząc, że ktoś taki mnie docenia. A moja mama: "Aha, to znaczy, że potrzebowałaś jakiejś pani lepszej ode mnie"- nie powiedziała tego dokładnie w ten sposób, ujęła to raczej żartobliwie.
  19. Monika1974, nie chcę iść na psychoterapię, bo psychoterapeuci chcą, żebym wylała swoje żale do mamy. Rozdzielają nas. Ja z nią mieszkam i nie chcę iść na terapię i się od niej oddzielać, by potem wrócić do domu i czuć, jakbym ją zdradziła. Nie chcę jeszcze wchodzić w dorosłe życie, na razie dobrze mi z nią. Na razie... I nie chcę, by ktoś na siłę mnie przekonywał, że to źle, bo to mnie bardzo mocno, straszliwie boli, jak ktoś twierdzi, że nie poradzę sobie w życiu, bo jestem w bardzo bliskiej relacji z mamą. Na terapii zdarzało się, że byłam wkurzona na mamę, mówiłam to, a terapeuta to drążył. Jak wychodziłam z terapii, czułam, że mnie nie ma, że jestem jakimś duchem, który musi zniknąć. I czułam, że zdradziłam mamę, bo dałam sobie mówić coś złego o niej. Terapeuci mnie straszą, że nie znajdę sobie męża i nie założę rodziny przez mamę. A ja tak nie myślę. Ale jak tak mówią, wywołują u mnie lęk... i bunt przeciwko sobie samym. Nie jestem jeszcze w stanie mieszkać i żyć bez mamy. Może to jest problem, ale za głęboki dla mnie i zbyt bolesny, by iść z nim teraz na terapię. Poza tym, nie jestem jakimś odludkiem, żyję w społeczeństwie, realizuję się i mam życie towarzyskie... dlaczego mam słuchać tego, że coś jest ze mną nie tak, skoro uzyskałam względny spokój? (przez leki czy przez po prostu wydarzenia) ... każdy atak na mamę odbieram jako atak na siebie... i nie umiem nawet tego dotknąć, by nie bolało. Co dopiero opowiadać o tym obcej osobie. A moje terapeutka czeka... powiedziała, że jak będę gotowa, to mnie przyjmie i rozpocznę psychoterapię.
  20. Monika1974, czemu jesteś takim wyznawcą psychoterapii? Mózg ludzki nie jest do końca zbadany, a "specjaliści" mogą się mylić. Teraz jest jakaś dziwna moda na zaburzenia osobowości. Pytałam się swojego psychiatry, czy leki, które w tym momencie zażywam, są zagrożeniem dla mojego zdrowia, a on powiedział: "U mężczyzn mogą powodować spadek libido". Spytałam o swoją wątrobę, on powiedział, żebym co jakiś czas się przebadała, ale to są leki nowej generacji i nie sądzi, żeby mi mogły zaszkodzić. Poza tym, Moniko, zwróć uwagę na to, że nawet po dwóch latach psychoterapii nie czujesz się "kwitnąco". Ja nie jestem na samych lekach. Pomaga mi również zdrowa dieta i to, że się realizuję. Mam dwa kierunki studiów, na których zdobywam dobre oceny, mam przyjaciół, mam świetną mamę i wspaniałe mieszkanie i mam powody, by czuć się szczęśliwa. W tym momencie. Moje załamania wiązały się w dużej mierze z mieszkaniem z tatą, który pił (bo jestem też DDA ) i niestabilną sytuacją w domu, problemami towarzyskimi. Teraz mam po prostu spokojny dom, moja relacja z tatą się ustabilizowała (piszemy do siebie często i czasem się spotkamy i jest fajnie), poznałam fajnych ludzi, nauczyłam się bronić. Wszystko dlatego, że zmieniłam otoczenie, przeprowadziłam się, bo mój poprzedni dom był toksyczny. Doskonale zdaję sobie sprawę z tego, że mam urazy do taty, że potrafią mnie irytować zachowania mamy, mam wgląd w samą siebie... ale te urazy nie burzą mi życia. Nie widzę sensu w pielęgnowaniu ich. Myślę, że gdybym zeszła z leków, mogłabym przez moment się źle czuć, ze względu na objawy odstawienne, ale potem znów poczułabym się dobrze. Nie ma w moim życiu nic, co bym "zamiotła pod dywan" i trzeba by było wydobyć za sprawą psychoterapii. Co nie oznacza, moi drodzy, że psychoterapia jest złym rozwiązaniem. Dla jednego może być naprawdę pomocna, a dla drugiego (a tak jest w moim przypadku właśnie) nawet szkodliwa. Nie jestem przecież jakimś mędrcem, żeby wyrokować, co komu dolega i co mu może pomóc. Z mojego doświadczenia wynika, że całkowita zmiana otoczenia pomaga. I nie atakuj mnie, Monika. Ja Cię lubię i cenię i nie rozumiem, czemu tak zareagowałaś na to, co napisałam. Nie ma jedynej słusznej metody dotyczącej leczenia mózgu ludzkiego, w to nigdy nie uwierzę. To jest tylko moja opinia. -- 19 cze 2011, 13:50 -- Lady_B, może faktycznie przydałaby Ci się sesja z psychoterapeutą? Może pomogłoby Ci to zrozumieć istotę tego, co Cię tak boli?
  21. Lady_B, kochana na pewno po prostu masz gorszy dzień. Wiem, jakie to nieprzyjemne. Czy coś się dzisiaj wydarzyło raniącego czy tak po prostu obudziłaś się z czarną dziurą? Monika1974, przecież ja wcale nie uogólniałam. Napisałam "co komu pomaga, to zależy". Mnie pomagają leki, na których prawdopodobnie jeszcze długo będę "jechać", tak powiedział mój psychiatra po mojej ostatniej załamce. Biorę 150 mg Wenlafaksyny i na noc małą dawkę Kwatepiny. Przecież wiem, że zdrowie pełną parą to to nie jest. Mam osobowość chwiejną emocjonalnie i doskonale sobie zdaję z tego sprawę, mam też terapeutkę, do której zawsze mogę się udać. Uważam tylko, że nie należy czynić z psychoterapii jedynej słusznej metody. Skoro Brak Uczuć chce zażywać sole litu i iść na elektrowstrząsy, to może to właśnie jest dla niej ratunek, kto wie?
  22. Ja nie chodziłam i nie chodzę na terapię i czuję się znacznie lepiej. Co komu pomaga, to zależy. Psychoterapia nie jest jedynym rozwiązaniem. Mi pomógł psychiatra, który leczy mnie od lipca 2009 roku. Też próbował mnie skłonić do podjęcia psychoterapii, a ja nie chciałam. Później zorientował się, że czuję się coraz lepiej, spokojniejsza, bardziej się realizuję i chyba doszedł do wniosku, że nie ma co mnie dłużej nakłaniać, że sama sobie radzę. Ale, jak już często wspominałam, w każdej chwili, kiedy będę chciała rozpocząć psychoterapię lub pójść na pojedynczą sesję "się wygadać", mam zaufaną terapeutkę, która jest naprawdę świetna i wiele razy mi w życiu pomogła, rozjaśniła mi kilka spraw w głowie, umiała na pewne rzeczy spojrzeć z humorem. Grunt to wiedzieć, że w razie złego stanu ma się dokąd pójść i wcześniej znać to miejsce, osobę. Takie "pasy bezpieczeństwa", sama świadomość ich istnienia dają mi spokój.
×