_asia_, wydaje mi się, że powinnaś zmienić terapeutę. Tak nie powinno być. Masz toksyczny układ z tą panią, lepiej to zakończ, bo to właśnie to Ci nie daje żyć.
Ja mam podobnie z osobą, która wykłada na moich studiach. Jak mam u niej zaliczyć coś ustnie, to przed tym strasznie się nakręcam. A potem jak siedzę i widzę jej wzrok wbity we mnie, wszystko zapominam. Dzisiaj po czymś takim zamknęłam się w instytucie w kiblu i płakałam. A sęk nawet nie w tym, że ona jakaś niemiła dla mnie jest, tylko w tym, że czuję się przy niej jak nikt, czuję, że ona mnie nie zauważa, bo się nie lansuję tak jak jej ulubiona grupka studentów. Muszę przecież zaliczyć ten materiał, muszę przez to przejść, a nie mogę wytrzymać jej spojrzenia, zaczynam się od razu czerwienić i trząść i dukam, mimo że w domu wszystko pięknie umiałam i że dzisiaj specjalnie chora pojechałam do instytutu, żeby to zaliczyć. To jest jedyna osoba, która mnie uczy, która tak na mnie oddziałuje. Ze wszystkimi innymi daję sobie radę. Nie mogę sobie poradzić z emocjami z nią związanymi. Chciałabym być przez nią doceniona, ale równocześnie czuję złość jak ją widzę i słyszę... Czuję taką wściekłość, że mam ochotę zrobić coś sobie albo jej... Zamiast tego wzięłam dziś zbędne kartki i darłam je z wściekłością... Trochę się wyładowałam...