Skocz do zawartości
Nerwica.com

Martusia

Użytkownik
  • Postów

    354
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez Martusia

  1. to mnie przy prawie każdym silniejszym stresie od razu boli serce (częściej lewa łopatka, albo centralnie serce), drętwieje mi lewa ręka a czasem cała lewa strona ciała, sinieją mi palce, zaczynam drżeć i trudno jest oddychać, bo każdy oddech bardzo boli-duszę się.Ale te ostatnie objawy występują raczej w tych cięższych sytuacjach. Wcale to nie jest przyjemne, ale stwierdziłam jakiś czas temu, że objaw jak każdy inny i minie jak pozostałe mijają.
  2. Witam Cię. Zalęży skąd jesteś.Ja mam terapię w Warszawie i jest skuteczna. Pozdrawiam.
  3. Liwia, no to ja miałam podobnie.Niewielka zmiana, a bóle się pojawiały codziennie.Do tej opry są.Czasem zmieniają położenie, ale są miejsca na mojej głowie :) któe bolę mnie codziennie. .Nie wiem co to takiego.Czasami mam silną migrenę, wtedy zaczynam się tego bać, ale na codzień da się z tym żyć. Nie wiem co mogłabym Ci poradzić, bo sama nie wiem o co w tym chodzi i jak się tego pozbyć. Moje bóle głowy i migreny zazwyczaj mają związek z nerwami, napięciem, silnym stresem, miesiączką.Czyli często się pojawiają. Już się tym tak nie przejmuję.Jeśli wyniki badań są ok, to pewnie nerwy. Może miną.
  4. Andrew_i, ja od kilkunastu miesięcy poczułam się jak dawniej, wczoraj, na kilkanaście sekund. Było pięknie, chcę jeszcze kiedyś tak się poczuć. Ten króciutki momencik o poranku dał mi sporo sił na resztę dnia i do końca wczoraj był mój najlepszy dzień jaki ostatnio mogłabym sobie przypomnieć.Dziś też jest miło. :) Marzę o tym, żeby udało mi się to jak najdłużej utrzymać. Tobie życzę cierpliwości i wielu dobrych dni.
  5. magdalena4, mój terapeuta powiedział, że w każdej chorobie nawrót jest normą, a nawet oczekiwanym momentem.To poprostu kolejny etap! Krok bliżej wyleczenia. W temacie " jak opanować nerwicę"-może warto przeczytać ?- jest wspomniane, żeby nie zatrzymywać takich myśli na siłę, bo i tak wrócą, albo wcale nie odejdą.Prawda.U mnie nigdy nie mijały, jedynie potęgowały moje złe samopoczucie. Zawsze trzeba się starać stanąć obok nich, słyszeć, ale nie nakręcać się nimi, poczekać aż miną. Pozdrawiam.
  6. HejSmutna.... Wsłuchując się w Twoje wypowiedzi, myślę: silna depresja. Wiem co to znaczy, bo też na to cierpię. Jest niesamowicie ciężko ale jest też nadzieja i realnie myśłąc wystarczy dobry lekaż, terapeuta, może leki. Nawet szpital to nie tragedia(byłam to wiem) chociaż dla mnie to ostateczność. To nie koniec świata, choć przyznaję, że ciężko mi to mówić, bo nie raz i nie dwa czułam jakby wszystko już przepadło.Ale to nie jest prawdą, to choroba z którą trzeba się uporać, żeby nie przegrać swojego życia.
  7. dalilah, zawsze lepiej mieć Miłość. Lepiej walczyć o Miłość, by przetrwałą i nadawała życiu sens, niż walczyć tylko z całym złem jakie jest wokół nas i to samotnie.
  8. myśłę, że prawdziwa Miłość jest w stanie przetrwać wszystko.Jeśłi ni eprzetrwwa, znaczy to nie to.To przykre, szczególnie na początku, później mniej boli i odnajdujemy prawdziwy sens życia. Wiem z doświadczenia.:) Kiedyś wydawało mi się, że kocham, że dla jednego chłopaka mogę wszystko, góry przenosić.Żyłam tym złudzeniem ponad 2 lata i jak się okazało z hukiem, to nie było to. Teraz jesteśmy z Tomkiem (jutro) 10 cudawnych miesięcy ze sobą i jest cudownie. A wtedy tak cierpiałam. A teraz mam takie szczęście. darekk to da się ogarnąć i przychodzą jednak takie chwile w życiu, że chce się żyć, śmiać i jest dla kogo, mimo wszystko. Pozdrawiam.
  9. ja bym to określiła jako asertywność.Nie można dać sobie wejść na głowę, dać się wykorzystywać, ale wszystko z umiarem, wokół nas są też ludzie i mają uczucia. Sama próbuję. Kiedyś nigdy nie potrafiłam niczego odmówić, nawet kiedy mi to nie odpowiadało.Teraz nie jestem w tym mistrzem, ale nie zauważam już tego problemu u siebie na codzień. Trudne, ale trening czyni mistrza. :) Powodzenia.
  10. Proponowałabym wizytę u specjalisty i troszkę jaszcze cierpliwości.Potem będzie lepiej.Wiem też, że nie warto się zrażać jednym lekarzem, gdyby okazał się do niczego.Zawsze można znaleźć innego. Ja idę 17 sierpnia do psychiatry, trochę się już denerwuję, ale to wyjdzie mi tylko na korzyść. Wsparcie rodziny jest bardzo ważne, dlatego myślę, że warto chociaż spróbować. Pozdrawiam.
  11. nie wiem czemu, ale ja też tak mam.JAk sobie przypomnę, to przy każdym wyjeździe, nawet najbardziej wyczekiwanym, muszę przechodzić ostry stres.Do tego stopnia, że czasami chcę wysiąść nagle z np. z autobusu.Nie robię tego, bo wiem, że to moje wymysły, ale tak jest. Np. jadę do mojego chłopaka(ponad 200 km) i zastanawiam się jak w tym czasie będzie w domu, jak siostra, jak mama.Czasami chce mi się płakać, że "muszę" wyjechać. A ja tak na pawdę bardzo tego chcę i później jest już ok. Może to natręctwo?
  12. oj to chyba najczęstszy, moim zdaniem, przypadek nerwicy natręctw. Od wielu osób o tym słyszałam i kiedyś też tak robiłam.Do tej pory to w 100% nie minęło, ale nie jest już tak nasilone. Tylko mam ten problem, że u mnie dawne natręctwa przechodzą w nowe. no cóż... :) Zawsze warto zasięgnąć porady specjalisty. Pozdrawiam.
  13. nikt nie może nam tego obiecać, jedynie my sami. Niestety ja coraz częściej widzę, że tych złych momentów jest więcej niż myślałam.Wiem, że nie można pozbyć się w 100 % żadnych wspomnień, tymbardziej takich.Ale wiem też, że można z tym żyć i czuć się na codzień ok. Usłyszałam ostatnio słowa, które bardzo do mnie pasują: " męczy mnie bycie silną". To dlatego tyle się u mnie wali. Choć ostatnie moje słowa nie brzmią optymistyczne, mimo to życzę Wam i sobie powodzenia.
  14. Smutna...: nie pozwól by zniszczyły i Twoje.Walcz!
  15. Smutna...: i dopukii się nie rozwiąże nie przestanie się wlec.im szybciej tym lepiej dla nas samych, krócej boli
  16. Smutna... w dwóch ostatmich 'akapitach' napisałaś, że z pewnością masz depresję.Ale to nie jest powód dla którego od razu zamykaję w szpitalu.Poza tym byłam w takim i nikt mnie nie wytyka palcami, nawet prawie nikt z bliskich nie wie.Tak czasami wygodnie.Ostatnio moją pracą domową było znalezienie informacji o depresji i jak się okazało wszystkie odjawy u mnie występuję.Ale poza tym, że z tym tak cięko żyć, i może się wiele popsuć, to nie koniec świata.Tak teraz mam dla kogo żyć, ale 3lata temu, kiedy było ze mną naprawdę fatalnie, nie miałam nikogo, a mimo to dało się.:) To, że ktoś sam sobie zaszkodził, nie oznacza, że zrobił tak, bo chciał.Zayważmy, że nasze czyny są czymś spowoowane, nawet, kiedy nie zdajemy sobie z tego sprawy.
  17. są osoby, które we mnie wierzą, ale ja nie wierzę już w siebie.Nie spodziewałam się, że to nigdy się już nie pojawi.Zawsze starałam się być w miarę przygotowana na taką ewentualność.Niestety na to chyba nie da się być gotowym.Może łudziłam się, że to nie nastąpi tak szybko, że będę bardziej wprawiona w radzeniu sobie z tym do tego czasu.A tu jednak pojawiło się i nie daje mi spokoju.Pamiętam ze szczegółami tamto zdarzenie.Tak dokładnie jak nigdy dotąd.Wcześniej wspomnienia wypierałam ze świadomości mimowolnie.Moja psychika pozbywala się tego, czego nie mogła już znieść.A dziś widzę dokładnie.Pamiętam słowa, jego oczy, to co mi zrobił.To bardzo boli. Współczuję Wam wszystkim, którzy musicie to znosić, szczerze Wam współczuję.Podziwiam także, że potraficie to przetrzymać.Ja nie wiem jeszcze co zrobię.Nie chcę podać się, ale napływają mi do głowy coraz gorsze i głupsze myśli.Ja mam dla kogo żyć, a mimo to. W tym tygodniu chyba idę do psychiatry.Najpierw chciałam spotkać się z terapeutą, ale nie ma na co czekać.Lepiej wziąć kilka psychotropów ( przed którymi zawsze się tak broniłam) niż się zabić.Kiedyś minie.Prawda?jak bardzo chciałabym mieć pewność, że teraz jest źle ale kiedyś to ustąpi.Zacisnełabym się w sobie i przeczekała, ale takiej pewności nie ma. Staram się nie zwariować, w ogóle bardzo się staram jakoś żyć, funkcjonować na codzień, ale mam dość ciągłego udawania przed ludźmi.Wydaje mi się, że ja potrzebuję jedynie czasu.Spokoju.Niewiele, może tydzień.Ale nie mam go, bo jest cozienność, obowiązki, szkoła.Gdyby był środek roku szkolnego to być może zrobiłabym sobie tydzień 'urlopu', ale zbliża się konieć i muszę sprężyć się żeby zdać do następnej klasy, tylko jeszcze nie wiem jak. Muszę walczyć, znaleźć sposób.I tak jest chyba lżej niż kilka dni temu:)mniej myśli samobójczych.Ja wiem, ze bym tego nie zrobiła, bo mam wspaniałego chłopaka, przy którym czuję się bezpieczna.I nawet kiedy przychodzi taka chęć, to mam wizję tego, że więcej się nie spotkamy i to przeważa.Zbyt mocno go kocham, bym mogła to stracić.I to jeszcze w tak zły sposób. Pozdrawiam.
  18. Hollow:oczywiście ,przekażę pozdrowienia. :)
  19. to co piszecie ma dużo sensu, i ja chciałabym tak myśleć.Nie wiem do końca o co mi chodzi.Coś we mnie pękło i nie mogę się otrząsnąć.Staram się przeanalizować to wszystko, bo wtedy mam szansę zauważyć, że nie jestem na straconej pozycji.Ale pomimo, że ja to wszystko wiem, nie umiem wcielić tego w życie.Nie może dotrzeć to do mnie.Mam wrażenie, że prawie nic do mnie nie dociera.Ostatnio sporo się pokomplikowalo.Najbardziej w szkole, bo za nic w świecie nie mogę się skoncentrować.Mam indywidualny tok nauczania, jestem sama z nauczycielem.Np. pytają mnie o coś a ja bez reakcji, jakbym nie słyszała.A ja coś slyszę, tylko nie potrafię się na tym skupić.Nie potrafię odpowiedziec na proste pytania i to nie dlatego, że nie umiem.Nie mogę sie niczego nauczyć, spędzam kilka godzin nad książką i tak nic mi z tego nie przychodzi, poza zmęczeniem.Potem nauczyciel pyta czemu w ogóle się nie uczę itd. Na początku drugiego semestru zapowiadalo się dobrze.Miałam b. dobre stopnie, a teraz zastanawiam się czy uda mi się zdać.Nawet nie wiem ile mam zagrożeń.Ktoś pomśli to czemu tu jeszcze siedzę, zamiast się uczyć?a ja już nie mogę.Większość materiału wbijałam sobie do głowy kilka razy z prawie każdego przedmiotu i nadal nic nie umiem.Boję się iść do szkoły, jak małe dziecko.I tak ciągle.
  20. To subforum powstało, bo wydawało mi się, że do całej sytuacji nabrałam dużego dystansu.Tak też było przez pewien czas.Do momentu, kiedy ogólnie zaczęłam czuć się dużo gorzej.Teraz widzę u siebie stany sprzed terapi i nie wiem co z tym zrobić.Do kolejnej sesji jeszcze kilka dni (wtorek), a mnie to wydaje się być niemal wiecznością.Autentyczie nie wiem jak sobie poradzę.Staram się nie panikować, bo wtedy wytrzymalam, to i teraz dam radę.Ale im bardziej staram się ukryć to przed innymi, tym bardziej odbija się to na moim zdrowiu fizycznym.Przedwczoraj zemdlałam, w ogóle podle się czułam.Ciągle mi niedobrze, boli mnie głowa.Wczoraj straciłam przytomność na jakiś czas i czuję jak to się we mnie zapętla.Nie wiem co robić i czuję jak przestaje mi zależeć na tym, by zrobić cokolwiek.Najpierw walczylam ostatkiem sił, a teraz wszystko to tracę, bo ... już nie mogę. Chciałam coś osiągnąć, nie poddać się, inwestować w przyszlość, być silną dziewczyną, a teraz nie wiem co dalej.Jest tyle spraw, które nie dają mi spokoju. Nie wiem jak dalej żyć. szkoda, bo miało być tak pięknie...
  21. chyba nie do końca o to chodzi, ale w temacie wspomniane jest o spiętych mięśniach...hmmm.... jeszcze niedawno poszłam do lekarza, bo nie moglam wytrzymać z bólu całego ciala.Jak się okazało, to na tle nerwowym bylam tak spięta.Pani doktor dala mi jakieś proszki, bo stwierdziła, że sama już sobie nie dam z tym rady, że jest to zbyt silne i długo trwa(kilka-kilkanaście dni, z tym że z każdą godziną coraz mocniej).Poinformowala mnie, że może mi się w ten sam sposób serce zacisnąć i wtedy... sami wiecie.Ale nie straszę, teraz jest już w miarę o.k.W tej chwili też jestem bardzo zestresowana i zawsze w takim momencie myślę o tym, żeby nie powtórzyła się tamta sytuacja.Czuję jak napinają mi się mięśnie karku, nóog i dłonie(pisać ciężko).Mam konkretną przyczynę, nistety.Ale nie chcę dopuścić do "powtórki z rozrywki".
  22. Crystalia,roccola: jakiś czas temu dowiedzialam się o tym na terapi, ale nie chciałam od razu pisać,zeby kitu ludziom nie wciskać. Dopiero jak się przekonalam na sobie, ze naprawdę działa, postanowilam podzieleć się tą wiedzą.Najpierw dowiedział się shadow,by najbliższa mi osoba również mogla poczuć się lepiej-pomogło, potem nie było już wątpliwości.:)
  23. Smutna...: też jestem mocno nadwrażliwa i mnie również powtarzano teksty o tym jak skończę, ale to było pare lat wstecz, teraz jestem nadal taka sama i jakoś, a nawet mogę powiedzieć, że corazz lepiej. Nie można myśleć, że ludzie mają gorsze tragedie i sobie radzą.Bo liczy się to jaką tragedią dane zdarzenie jest dla Ciebie.Moim zdaniem nie jesteś nieporadna, bo po takiej traumie i duszeniu tego cały czas w sobie radzisz sobie.Nadal żyjesz, jesteś silna, że to znosisz. Dlatego też poradzisz sobie z tym kiedyś i będziesz mogła być szczęśliwa. Jeśli to jest PTSD, to bez leczenia się nie obejdzie, może postaraj się znaleźć dobrego specjalistę. To nie jest tak, że musisz tam iść i na pierwszej sesji wszystko opowiadać ze szczegółami, w ogóle nie musisz mówić o szczegółach.Mówisz tyle ile chcesz a w trakcie się rozkręcasz i z takich ciężkich przeżyć pozostaje wspomnienie. Powodzenia.
  24. Smutna...:moim zdaniem to może być PTSD, bo mamy kilka wspólnych objawów.Moja trauma też miała miejsce około rok temu.Tak mi się wydaje, bo dokładnie nie pamiętam.W ogóle dużo szczegółów wyrzuciłam z pamięci. O tym nie da się nie myśleć.Trzba znaleźć sposób, by powracające wspomnienia nie tłamsiły nas, nie rozwalały wszystkiego, co jeszcze pozostało. Po terapii, która kosztowała mnie wiele łez, pracy, bólu, jest prawie dobrze.Myślę o tym dość często, tym bardziej, że mieszkam z tym człowiekeim pod jednym dachem, ale to nie wywoluje za karzdym razem tak fatalnego samopoczucia jak dawniej. U Ciebie też może się to zmienić.
×